Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Wednesday 4 May 2022

koniec burzujstwa czyli mRufy ostatnia podróz w klasie de-lux, a raczej przypadki zaslyszane

 A w zasadzie to okolicznosci towarzyszace.

Przez postatnie 2 lata rozbradziazylam sie niemozebnie i latalam prawie wylacznie w klasie delux wyspowym orlem. Wynikalo to tak z rzadszych podrózy, wiecznych zakazów i wyzszych kosztów okolopodróznych dla foliarzy.

Jeszcze w grudniu 2021 zmienialam sobie termin podrózy nie baczac na koszta bo byly to koszta sladowe.

Na kwiecien mialam przewidziana wycieczke 2-tygodniowa na pierwza od 2 lat Wielkanoc z Faderem, ale jakies 2-3 tyg przed wylotem w rozmowie z Faderem zarzucilam mysl, ze "a to moze przylece troche wczesniej to bedzie wiecej czasu i sobie gdzie wyskoczymy?" Fader powital mysl aprobata bez mala entuzjastyczna, wiec wlazlam na strone operatora, zadalam kwerende i dostalam czkawki.

"Juz nie jestesmy w Kanzas Toto" doskonale oddaje moja mysl - a byla ona "oszqr*asz ale drogo" najtansza zmiana wprawaiala ze pobyt na Planecie Ojczystej wydluzal mi sie o 4 dni, a takze dawal mi wylot w srodku nocy bez mala, wiec do listy dodalam sluzbowego laptopa z ladowarka i zaplanowalam sobie dni pracy zdalnej, bo poczatek roku, poczatkiem roku, ale worka z urlopem z gumy nie mam i co sie zuzyje to sie nie wróci.

A! I kosztowalo to (zmiana) 100 dukatów z malutki haczykiem.

Kolejnym krokiem byla organizacja dotarcia na lotnisko.

Plan byl, ze zabiore auto na parking i w ten sam sposób wróce co bylo opcja najbardziej wygodna acz nieco kosztowna przez ostatnie lata latania ze sWirusem.

Sprawdzilam ceny z wyprzedzeniem na okres 2 tygodni i pogodzilam sie z oporem z wynikiem. 

Niestety jak przyszlo co do czego to cena nie dosc, ze byla sporo wyzsza (bo te 4 dni cholernie wypadaly akurat w ferie szkolne) to na dodatek interesujacy mnie parking byl zapelniony - nie mieli miejsca na Beastie! 

A na inne opcje parkingowe ceny rosly wykladniczo. A juz ten najtanszy niegdys parking to spiewal takie ceny, ze taksówkami londynskimi bym taniej dojechala i wrócila.

Troche sie zmartwilam, ale wlasciwie juz sie godzilam, ze ta podróz wyjdzie mi drozej niz wycieczka po Imperium, gdy przyszlo otrzezwienie - przeciez sa firmy które trudnia sie transferami.

Owszem mam przyjaciól którzy sa w stanie mi pomóc, ale kurna mac nie przesadzajmy - wyjazd po 3ciej w na ranem, zeby mnie pobrac o 4tej rano to nie jest cos co chcialabym robic dla innych zbyt czesto sama, nawet za pieniadze, a co dopiero jako przysluga, wiec nie wymagajmy od tych przyjaciól za wiele. 

Poobrazali sie prawie na mnie coponiektórzy, ale byl to tez wyjatkowo glupi termin - bo nie dosc ze srodek nocy to na dodatek to w dzien roboczy.

Wzielam tez pod uwage opcje sprzed prawie 2 lat kiedy to poprzedniego wieczoru zostalam podrzucona do hotelu, ale nic z tego - hotel zapelniony, a drugi ma takei ceny ze juz lepiej ten parking biznesowy wnajac.

Zaczelam wiec kopac z tymi firmami przewozowymi. Lokalna najtansza oferowala przejazd w jedna strone za 85 dukatów wyspowych i juz bylam na nich zedycdowana, gdy przyszla M i wysluchawszy mojej martyrologii przypomniala sobie o kims rekomendowanym na soszjalmedjach i zaoferowala, ze go zapyta. Osobnik, czarujacy niewatpliwie, zaproponowal 65 dukatów i z wielkim krzykiem zarzadalam zeby mnie do terminarza wpisal.

I wlasciwie o tej przejazdzce ma byc ten wpis, ale jak widac przydlugi wstep bym niezbedny.

Troche mialam obawy, bo jednak nieznany czlowiek itp, ale po pierwsze to mialam backup w postaci Beastie i niecny plan wezwania na pomoc Urosza który by na drugi dzien pobral moje auto z kosztownego parkingu, wiec jakos bym rade dala.

Nawet sie o tym niecnym planie nie dowiedzial.

Bo Mlodzian z bialym rumakiem (czterokolowym) dzien przed podróza zapytal smsowo ile osób jedzie. Zapewnilam go, ze jedna osoba, acz z dwoma bagazami. 

Ucieszyl sie albowiem mial obawy, ze jade z trójka dzieci, a on ma tylko 2 foteliki, a trzeciego tak rano nie wykombinuje. Pózniej wyjasnilo sie, ze po mnie ma drugi kurs tylko z innego lotniska i kogos z niego odbiera, wlasnie z dziecmi, ale nie zapisal sobie od razu który kurs bezdzietny i wolal sie upewnic.

O 4tej rano podjechal i rzucil sie na moje walizki jak sokól, nawet mnie to zaintrygowalo, ale zdazylam go ostrzec, ze jedna jest ciezka.

Pamietalam o paszporcie, kase sprawdzilam 3 razy, bo zostalo mi gotówki akurat tyle ile trzeba wiec kisilam ja twardo, zeby nie wydac przypadkiem.

Pojechalismy.

Rozmowa dosc szybko zaczela sie kleic, bo Mlodzian towarzyski i nie bawilismy sie w Panowanie.

A wiadomo, ile mozna o zdrowiu i rodzinie wiec zaczal mi opowiadac o swoich co ciekawszych kursach.

Na przyklad raz zapytal pacjenta, znaczy klienta, któredy woli jechac bo byl to kurs na Luton i mozna glównymi drogami, albo bocznymi, bocznymi jest wpawdzie dalej troche, ale nie bywaja zakorkowane podczas gdy glówne potrafia sie zakorkowac permanentnie i na dlugo. Klient odparl, ze on chce glównymi bo on sie chce piwka przed lotem jeszcze napic. 

Klient nasz pan wiec pojechali glownymi. No i pech chcial, ze na postatnim kawalku autostrady byl wypadek i ich przyblokowalo.

Na poczatku dosc spokojnie po Mlodzian lubi wyjechac nieco wczesniej niz absolutne minimum, wiec mieli rezerwe, ale po pol godzinie zacelo sie robic nerwowo i klient sie zaczal troche rzucac, az w koncu sie odezwal 'Ale jak ja nie zdaze to pan mi zwracasz za lot, nie?' Mlodziana zatchnelo, bo o ile w takich sytuacjach mozna wziac dane od policji i linie lotnicze honoruja takie "usprawiedliwienie", ale klient zaczal byc mocno nieprzyjemny, wiec nic mu o tej opcji nie wspomnial bo sie zezloscil.

Ale minelo kilkanascie minut i ruszyli, dojechali na lotnisko na czas i 'na do widzenia' klient mówi "Ja przylatuje w niedziele, to odbierzesz mnie pan nie?" Mlodzian kiwnal glowa i odjechal, a do mnie mówi "I nie wiem czy on tam do dzisiaj nie czeka, bo po tej akcji w korku to ja dziekuje".

Innym razem Pani odwozona gdzies tam z dzieckiem, wreczyla mu potomstwo z prosba o wpiecie go w fotelik bo ona w taki nie umie, a sama skoczy jeszcze na chwilke do domu.

Dziecko wpiete, Mlodzian za kólkiem czy tam obok auta czeka, mysli ze na Pania z bagazami bo na widoku nic nie ma.

Tu zacytuje "Czekam i czekam i juz pomyslalem, ze ona tam okno zycia znalazla, a jej jak nie bylo tak nie ma"

Po pewnym czasie Pani wyskoczyla z domu, podbiegla do samchodu i mówi, ze gotowa. No to wsiedli i pojechali. Dojezdzaja do lotniska, a Pani mówi "To ja wypne dziecko, a pan moje bagaze wyjmie, dobra?"

"Jakie bagaze?" zdziwil sie Mlodzian

"No moje walizki"

"Ale Pani nie dala mi zadnych walizek" zaprotestowal Mlodzian.

"Jak to, przeciez staly gotowe"

"A gdzie?"

"no w przedpokoju"

"A. No to przeciez ja Pani do domu nie bede wchodzil poza tym dziecka pani samego w samochodzie nie moge zostawic, tak?"

Ukradzione z internetuff!

Pani wpadla w panike, gotowa byla zarzadac powrotu, ale Mlodzian wpadl na pomysl, bo ma/mial znajomka, który regularnie jezdzil na Planete Ojczysta samochodem i akurat mial za pare dni jechac, wiec na szybko telefonicznie i trójstronnie bo maz Pani obiecial walizki wydac (ze tez nie zauwazyl, ze zostaly?? - przypisek mój), a znajomy Mlodziana je za skromna kwote 40 dukatów na Planete Ojczysta dostarczyc. 

Pani nieco sie oburzyla, ze ma doplacac bo przeciez ona za podróz z walizkami na to lotnisko zaplacila, ale koniec konców skonczylo sie dobrze (ja bym na takie rozwiazania zmoczyla sie ze szczescia, ze caly manel pojedzie beze mnie,  ja lekka, wolna i swawolna bede brykala po bezclówce, ale to ja i bez dziecka).

Juz w polowie opowiesci pokiwalam sobie w duchu glowa, bo zrozumialam ten zachlanny rzut na moje walizki, skoro staly pode drzwiami (specjalnie zeby bez ich wystawiania nie móc wyjsc z domu haha).

Moja reakcja na opowiesc musiala byc stosowna, bo historia poszla dalej

"o raz to mi klient zony zapomnial"

Temat mi bliski bo ja raz zapomnialam, ze mam pobrac Przebrzydlucha o poranku, wiec zarzadalam detali.

Otóz to bylo tak

"Klient staly, juz pare razy ze mna jezdzil, zapowiedzial ze bedzie przystanek po drodze, przyniósl bagaze, juz nieco rozweselony piwkiem, zostawil je i zawolal ze na chwilke jeszcze do domu wejdzie i zaraz jada. Chwilke go nie bylo, wyskoczyl z domu z nowym piwkiem, wsiadl i wola 'No to lecimy!' (tu wtracilam rozbawiona "on juz zdaje sie lecial...").

Ruszyli, jada, faceta piwko popija, w telefnie dlubie, nagle odzywa sie 'Kochanie, a moze podjedziemy najpierw tutaj?' 

Sploszylem sie troche, bo staly klient czy nie staly, az tak dobrze sie nie znamy, w oko mu wpadlem, czy co? (errata na bardzie politycznie poprawne slownictwo, bo chociaz cytuje to mialam obawy, ze obrazliwie)

Patrze na niego katem oka, ale on nic tylko dalej dlubie. W koncu pytam 'a do kogo pan mówisz?'

'Co? no do zoo... o qrva, a gdzie moja zona?'

'Jaka zona?'

'No moja - przeciez lece z zona'

Szybki telefon, nie bylismy jeszcze daleko, zawrócilem, a zona faktycznie pod domem stoi i czeka. (tu troche mnie zaskoczylo, ze czeka zamiast dzwonic z reprymenda werbalna do malzonka, zreszta tak wlasnie sobie uswiadomilam, ze o Przebrzydlym zapomnialam przed kilku laty - bo zadzwonil, ale w koncu to jej maz nie mój - dopisek mój).

Pytam sie 'Panie, jak zes pan zony mógl zapomniec?'

'O to juz nie pierwszy raz - jak wypije to od razu o niej zapominam'

'To czego Pan tak pijesz?'

'Bo na trzezwo sie z nia nie da wytrzymac' odparl rozbrajaco facet."

Tu juz nie wytrzymalam i poprosilam o zgode na publikacje bo doprawdy na mnie jedna takie piekne historie nie powiny sie marnowac!

No nie ma za co!