Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Thursday 18 June 2015

Master of Disaster czyli Niszczyciel "mRufa"...

Moj osobisty brat cioteczny, a precyzyjniej rzecz ujmujac wujeczny (chyba, bo moze stryjeczny? nie ogarniam tego za bardzo bo w domu moim mowilo sie ogolnie "cioteczny/a" na wszelkie kuzynostwo, to jest o tyle zabawne ze np moja Mama miala samych braci, a jej kuzynki byly tez z braci mojej Babci. Fader ma braci i siostry ale wlasnie tu nie ogarnia kto sa moje wujki, a kto stryjki takze niech zostanie ze cioteczny), sluzyl swego czasu na jednostce plywajacej o sielskiej nazwie Czajka, wiec czemu nie mialoby tez byc nazwy "mRufa" no nie?
Nawet nie wiem jaki charakter jednostki plywajacej mojego brata, ale gdyby miala powstac jednostka obdarzona moja ksywka to stanowczo musialby byc to niszczyciel.
Bo ja mam takie dni kiedy czego nie dotkne to sie w popiol zamienia. Ewentualnie stopiony plastik. Ewentualnie zweglone buleczki. Ewentualnie rozlane cos gdzies. "You get the idea" ze tak sie posluze proteza jezykowa (jak przyjdzie mi do glowy bardziej swojskie sformulowanie to podmienie. slowo zucha - na harcerke nigdy nie awansowalam)
I wtedy najlepiej, zeby nie przenosila tlukacych sie przedmiotow, naczyn pelnych barwnego plynu, nie dokonywalam manipulacji na ostatniej sztuce czegokolwiek, nie dokonowala eksperymentalnych zmian w niczym. Bo jak nic cos rozpie... erm spier....erm jakby tu tak nie-kolokwialnie... o! Schrzanie.
Zdaje sie, ze znowu, wlasnie mam takie dni.
I tak sobie pomyslalam, ze zrobie maly przeglad niszczycielskich epizodow (NE).
Bedzie od Sasa do Lasa, jak mi sie przypomni.
---------------------------------------------------
NE 1
Jest chyba wczesna wiosna 1998. Nieco wczesniej (rok moze nie pelny), dostalam od Fadera (chyba) zegarek. Mozliwe ze sama go sobie wybieralam. Elektorniczny bo mimo, ze z czasem wszystkie modele damskie zaczely wygladac jak owoc zwyrodnialej wyobrazni jakiegos psychopaty (wielkie, toporne plastikowe krowy) to jakos zawsze mialam sentyment to elektornicznych zegarkow. Fader podzielal moje upodobanie pod warunkiem, ze bylo duzo przyciskow, podswietlenie i w ogole najlepiej wodotryski. Zegarek byl nadwyraz praktyczny i mial sie nadawac do plywania co mnie zachwycalo bo akurat nie dlugo przed tym osiagnelam kolejny prog wtajemniczenia plywackiego (czytaj - nie tone i na dodatek przemiesczam sie w upragnionym kierunku nie wychlapujac calego akwenu na brzeg, a od niedawna wlasnie czasem ten upatrzony kierunek jest w dol).
Nie pamietam ile sie tym zegarkiem nacieszylam zanim go porazilam pradem po raz pierwszy - nie wiedzac, ze to robie. Poszedl do naprawy, lekarz od zegarkow zdiagnozowal pusta baterie, dokonal wymiany i poszlo, zegark znowu zadzialal. Mam wrazenie, ze sytuacja sie powtorzyla ale nie jestem pewna. W kazdym razie jak wyjezdzalam po raz pierwszy na Wyspe, zegarek pojechal ze mna. Pochodzil sobie jakis czas az pewnego pieknego dnia (wlasnie wiosennego w 1998), zerkam na przegub i doznaje szoku. O ile godzina jeszcze przy przeszla bo 4:44 (chociaz bylo dopiero poludnie), to data mnie powalila - byl otoz 44ty Kwietnia. Nie wiem ktory rok, bo zegarek roku nie chcial juz pokazac. Dla niego czas sie zatrzymal.
Jako ze zegarek byl jeszcze na gwarancji (fabrycznej albo tez od ostatniej naprawy), wyslalam go do Rodzicieli. Fader chyba sam zaniosl zegarek do "lekarza" i po kilku dniach uslyszal zszokowane pytanie "Co wyscie mu zrobili??" Otoz okazalo sie ze bebchy zegarka wygladaja jakby zostaly potraktowane krotkim spieciem z gniazdka sciennego. To co? Znaczy to ja go porazilam pradem? Takim jak sieciowy?? Widac tak, No ale nie mozna bylo nam nic zarzucic bo choc stan jego byl podejrzany, nic nie wskazywalo na dzialanie celowe ani na to zebysmy go sami otwierali i traktowali wysokim napieciem ;)
Dokonano wymiany calego srodka i zapowiedziano, ze jesli to sie powtorzy to juz jednak bedzie po wszystkiemu. Powtorka byla rzecz jasna, ale juz mniej spektakularne i kolejnego roku dostalam kolejny zegarek, tym razem duuuuzo trwalszy, bo wykanczam go do dzis na drugim pasku, choc obecnie (od jakichs 4-5 lat) mieszka juz w szufladzie, bo jest pamiatkowy.
--------------------------------------------------- 
NE2 
Pierwsze auto w UK.
Od soboty 9 sierpnia 2008 mam auto. Pierwsze moje autko na wyspie... Nuffka funkiel nie... erm...
no wlasnie - lewe boczne lusterko obdrapalam juz pierwszego dnia bo przeciez do
cholery, lewe lusterko porzadne samochody maja tuz obok kierowcy, no nie?
---------------------------------------------------
NE3 
Kwiecien 2008. Sie konczy. Niedziela rano. (sa polskie znaki bo to ekstrakt z maila jest pisanego na starym polskim laptopie)
Zaswędziało mnie rano oko. Na tyle mocno, że podniosłam sie z łóżka i bezmyślnie sięgnęłam ręką do szafy, na właściwa półkę, złapałam buteleczkę z kroplami do oczu i popędziłam do lustra celem zakroplenia owych kropli do rzeczonego oka.
Jakież było moje poirytowanie gdy zamiast do oka, około 90% kropli poszło na policzek (trochę weszło do oka ale ułamek). Przyjrzałam się odbiciu lustrzanemu zakraplacza i coś mnie tknęło. Co on taki dziwny, przecież poprzednio był mniejszy i idealnie dostarczał krople do oka bez nijakich przecieków? 
hm... i ta butelka jakby większa??
Co za cholera? 
Patrzę na buteleczkę z wieksza uwaga, a na niej jak wół napisane - Otrivin - nasal spray.
Oz QR..... zakropliłam sobie do oka krople do nosa. 
Ale jakim cudem, przecież tam powinna być buteleczka z Cromohexalem do oczu... w pudełeczku!
No tak - nie zwróciłam uwagi, że złapana buteleczka jest luzem. 
Matko jedyna wysusze se oko, czy co?? co ja mam teraz zrobić?? 
Robie co nastepuje:
Galop do łazienki żeby przepłukać oko dużą ilością wody, solą fizjologiczną. Tez dużą ilością. 
Oko poki co na miejscu.
Szukanie ulotki od Xylorhinu bo to ten sam składnik żeby zobaczyc co piszą o dostaniu się go do oka... nic... qr... zawsze to piszą... znowu troche soli fizjologicznie i nerwowa myśl... budzić dziewczyny? dzownic do pomocy lekarskiej?? ale coś nic mnie nie piecze ani nawet nie swędzi jak przed cała imprezą... patrze do lustra... nic. Ejze, nawet jakby bielsze bialko niz to nie potraktowane oko... hm... z nieco mniejsza panika - poszukam w interku... w opisach nic nie ma o oku tylko żeby nie łykać... no nie łykałam.
W końcu po kilku próbach typu przypadkowe zakroplenie do oka, kontakt xylometazolinu z okiem, itp dostałam tekst "mieszanka xylometazoliny z czymśtam jest stosowana jako preparat do oczu łagodzący zaczerwienienie i podrażnienie spojówek..."
Głupi to ma szczęście co?

Tym bardziej, że gdybym poszła do łazienki w celu łapania kropli to miałam szanse złapać identyczny w ksztalcie pojemnik kropli do nosa z Vicks, ktory do wszystkiego dodaje mentol. Po tym to bym szału jak nic dostała. 
Ale nauczkę mam żeby nie sięgać po rzeczy co do których jestem świecie przekonana że są tam gdzie sięgam.
---------------------------------------------------
NE4
No i od raz uwspomnialo mi sie wczesniejsze duzo Wiedzminskie oko.
Poczatek 21 wieku ze tak gornolotnie zaczne, niedawno przenioslam sie na wlasne. NIE na Wyspie. Poranek w dzien roboczy, szykuje sie sie do wyjscia do pracy i w lazience ukladam koafiure (czytaj przyklepuje sterczace kawalki i wzburzam przyklapniete). Gotowa i w miare zadowolona z efektu chwytam w reke lakier do wlosow i... psiukam w odwrotnym kierunku - tak... lustro jest pieknie polakierowane. Zaden wiatr go nie zwichrzy. 
Koryguje ustawienia i... tu nastepuje dramat - koordynacja oko-reka nagle dostaje krotkiego spiecia i naciskam spust ZA wczesnie. 
Normalnie nosze okulary, ale tego dnia okulary byly jeszcze nie zamontowane i strzelilam sobie tym lakierem prosto w oko.
Cholera jasna.
Oczywiscie plukanie oka - prawie mu prysznic zrobilam! no niby ok, nie piecze i nie robi sie czerwone ani nie wyplywa... zaraz zaraz nie, czerwone sie nie robi... tylko CZARNE!!
Tu zbaranialam kompletnie bo jak to?? Przygladam sie dokladnie i jakos tak kijowo widze tym okiem, wiec wytrzeszczam to drugie, niepolakierowane i widze jak mi sie rozszerza zrenica, ze tak powiem "w oczach" a konkretnie to w tym jednym.
Krotko po lekturze Wiedzmina bedac, pierwsze skojarzenie mialam blyskawiczne - ciekawe czy bede tez miala super szybkie odruchy!?! Niestety nie. Nawet po ciemku nie widzialam jakos szczegolnie lepiej.
Odczekalam jeszcze troche, rozszerzanie sie zakonczylo, wiecej nic sie nie dzialo, przywdzialam okulary i pojechalam do pracy bo jednak na nowy lakier do wlosow trzeba zarobic, a oko zgrubnie dzialalo. Tylko dziwnie wygladalo przez jakies 2 godziny. Wyszlo mi ze w tym lakierze musi byc cos co daje podobny efekt jak atropina wiec samo minie. Oko mam na dzis, a nawet oba.
---------------------------------------------------
NE5
I skojarzenie dalsze juz calkiem ostatnio tak z 1.5 tygodnia temu, postanowilam, ze lato sie zaczelo nawet na Wyspie i nie moge juz udawac, ze musze nosic cieple antygwaltki (czytaj podkolanowki) do spodni 7/8 czy 3/4 a w przeswitywalnych (bo nie lubie na boso), widac nawet te moje liche i blade trzy na krzyz klaczyny na nogach - podjelam meska decyzje zmarnowania pol godziny mego cennego czsu ktory mogl zostac zuzyty na czytanie jakiegos bloga albo nawet ksiazki i odkopalam ze zwalow kurzu stosowne produkty w lazience. Okazalo sie ze mam sztuk 2. Jeden zakupiony podczas ostatnich wakacji z mysla ze jakby co to w trakcie sie odskrobie na goleniach zeby nie ranic poczucia estetyki Kanadyjczykow (hahaha... oh buhahahahaha... nie, nie z poczucia estetyki Kanadyjczykow ale z tego, ze w zasadzie to glownie ubolewalam ze nie mam na nogach futra jak bialy niedzwiedz tak mi bylo zimno bo pod koniec lata w centralnych rejonach Kanady spadl snieg. I nawet chwile polezal w niektorych miejscach). Ale drugi mam znacznie dluzej wiec chyba zaczne od tego drugiego. Jeden byl to "krem pod prysznic, ze sie naklada gabka i pozniej druga strone tejze gabki zmywa pod prysznicem, a moze sie po prostu zmywa, nie pomne. A ten drugi to byl spray. Kiedys uzywalam takiego i uznalam, ze tak bedzie najlatwiej bo juz sie tego dnia prysznicowalam i nie trzeba bylo jeszcze drugi raz brac duszu. 
Kluczowe slowo w tym przypadku to "latwiej" i polecam je bardzo uwadze. 
Odpakowalam zatem spray, wlazlam do wanny zeby opryskac giry, naciskam przycisk, kierujac calosc we wlasciwa strone. 
Nastepuje zalosne "pffffrrrt" i koniec. 
Cisza i brak pianki. 
Pociskam ile wlezie w kazda strone nawet do gory denkiem i nic. 
Pamietna wyczynow z lakierem przywdzialam okulary (och jak slusznie), i zaczynam badac koncowke i calosc z nadzieja, ze cos tam zobacze. 
Nic. 
No to sprawdzam czy sam spray dziala - owszem pocisnieta rureczka produkuje piane bez oporow, ale ta metoda moglam sobie jedynie wydepilowac wlosy spod paznokci, a tam natura jakos mi poskapila uwlosienia, ewentualnie nanosic mikroskopijne kopczyki pianki na kazdy klaczek na goleniu osobno. Owszem wykonalne ale mialam tylko zmarnowac pol godziny a nie reszte weekendu!!
Wylazlam z wanny, poszlam na salony i wykopalam igle, kombinujac polowicznie slusznie, ze moze jednak przytkal sie wylot koncowki. Podlubalam nieco do igla, probuje w w umywalce (nie, nie wlazlam do umywalki, tylko wetknelam tam spray). 
Nic. 
Po wielu manipulacjach i paru hektolitrach wody wlanej w koncowke, a nawet deperackim nieco przedmuchiwaniu metoda usta-wylot i usta-wlot okazalo sie, ze owszem przytkany bylo ale nie wylot tylko wlot i igla grzebalam po zlej stronie. Moze jakby byla ciensza to by zalatwila sprawe ale nie byla.
No ale udalo sie, umywalka zostalam w koncu z sukcesem opryskana pianka.
Na skrzydlach tego sukcesu wskoczylam do wanny, nie zabijajac sie przy okazji, ustawilam sie przytomnie tylem do sciany, nakierowalam spray na golenie z mysla ze jade od kolana do kostki, ruszylam.
Psikam zawziecie, slysze ze leci ale na goleniu czysto. Patrze uwazniej, a ja mam pieknie opryskana klatke z piersiami (odziana w tunike wiec same straty)... pomyslalam sobie nawet, cholera szkoda ze nie mam wlochatej bo bym sobie jak raz mogla wydepilowac... 
Podziekowalam tez w duchu za te okulary bo mialy na sobie kropke pianki czyli na upartego moglabym tez obskoczyc rzesy.
Skorygowalam nieco ustawienie myslac, ze widocznie cos krzywo trzymam i cisne na nowo. Cholera, niby golen dostala, ale nie ta co celowalam!?!
O co chodzi?
Przygladam sie temu co robie z coraz wiekszym zainteresowaniem - psiukam pod roznymi kontami, opryskujac przy okazji stopy tak, ze jakbym byla hobbitem z wlochatymi stopami to bym sobie mogla jak raz podobnie jak klate, wymuskac je na gladko. Ale stopy podobnie jak klata nie posiadaja u mnie bogatego uwlosienia, czas plynie i pianki w pojemniku tez ubywa, wiec zaczynam myslec. 
I wymyslilam - otoz mianowicie jak dlubalam ta igla to pewnie sdeformowalam wylot i teraz pole razenia spraya zmienilo sie z punktowego w piersciniowe.
Stosujac sie do tej obserwacji udalo mi sie w koncu opryskac pianka wlasciwe partia mojej osoby, a przy okazji bardzo dokadnie pokryc pianka scianki wanny po obu stronach. 
Wanna nie wymagala depilacji wiec po prostu ja przy okazji po zakonczonym zabiegu dokladnie umylam.
Calosc tej imprezy zajela mi, ku memu zaskoczniu, zaledwie kilka minut dluzej niz te planowane 30 minut! 
---------------------------------------------------
Na razie zkoncze te autoreklame, ale chyba widac ze moje nieszczycielskie zapedy bywaja skierowane najczesciej przeciwko mnie samej!!

4 comments:

  1. 1. Rozważałaś redukcję użycia produktów w sprayu? :D
    2. Serio atropinę sobie zrobiłaś z lakieru? :D:D
    3. Siostra Bożeny zakropiła sobie onegdaj oczy wodą utlenioną. Trochę było gorzej niż u Ciebie, także jak widać, nomen - omen, fart bywa ślepy ;)
    4. Jakim cudem z tym zegarkiem tak? Miał zimne styki, które przekierowały napięcie w nosiciela, czy ki czort? Anbyliwybol normalnie :D
    5. Powiedz teraz grzecznie, jakie masz wyposażenie apteczki, skoro miewasz TAKIE wypadki?

    ReplyDelete
    Replies
    1. 1. po pierwsze zawsze montuje okulary przed wejsciem do lazienki od czasu tego Wiedzminskiego oka - strzezonego Budda strzeze jak mawia moja kolezanka, a po drugie palca na spuscie nie trzymam dopoki psiukacz nie jest na wlasciwym poziomie, chociaz i tak czesto mi sie zdarza polakierowac sobie prawe ucho. nie wiem czemu tylko prawe.
      2/3. no tak zrobilam, no, ale kompletnie niezamierzenie, slowo. Siostra Bozenki mam nadzieje wyszla z imprezy obronnym okiem? Przypomnialo mi sie jak sobie zapuscilam do oka kaktusa, tzn nie kolec - to zrobila moja osobista Rodzicielka za mlodu przy pomocy klosa w czasie zniw. Ja zapuscilam sobie do oka sok z kaktusa, calkowicie nieplanownym trybem. Oko bylo bardzo ale to bardzo niekontente i zakonczylo sie na wizycie na dyzurze okulistycznym bo domowe plukania nie wystarczyly. Co wykonal Fader to nawet nie mam odwagi opisywac bo to istna epopeja. Ale moze kiedys... w kazdym razie slepy fart mu towarzyszyl.
      4. Bo mam takie okresy ze jestem wsciekle naelektryzowana, tak ze strzelam do drewnianej framugi i w ogole widac iskry. Razu pewnego wlaczylam bezdotykowo odtwarzacz vhs, i dodam ze nie przy pomocy pilota, tylko wlasnie kopnelam go pradem z dosc bliskiej odleglosci. A innym razem wywalilam korki w calym pionie w bloku. Jak? A otoz bardzo niespodziewanie ;) Spalic mnie na stosie, nie?
      5) A uwierzysz jak powiem ze spirytus salicylowy? hehehe i slusznei bo ja nie mam apteczki. ja mam sklad apteczny. Ale tak na prawde to spirytus salicylowy mam w pracy, i w kosmetyczce, a takze w podrecznej torbie noclegowej :)

      Delete
    2. Siostra Bożeny na całe szczęście skończyła zupełnie nieślepa, ale chwilę to trwało. Natomiast tak sobie Bożena myśli, że musisz mieć silne predyspozycje genetyczne do różności. Także spisuj regularnie, moze kiedyś się wyda i będziesz zamożna? Z tym prundem to ciekawe. Bożena też dobrze zbiera ładunki, ale nie aż tak, żeby sprzęt uruchamiać. Raczej odwrotnie wręcz i trwale. ;)
      Ten spirytus to na pewno salicylowy, czy tak ci buteleczka została, to szkoda było wyrzucić, a naprawdę w środku jest .. ;)

      Delete
    3. I ze ten basen bez sikania bede mogla sobie sama? No mozna i tak. Nie wiem, tylko czy nie bedzie to aby basen dla zombi bo czas plynie, a zamoznosc potencjalna to ja energicznie przepuszczam przez palce produkujac kolejne roznosci do spisywania hehe.
      A kto powiedzial, ze spirytus salicylowy to ma tak znowu duzo mniejszgo powera niz taki nie salicylowy? hehe. Po latach stosowania zewnetrznego (od dzieciectwa wszak) wyksztalcilam sobie metode wchlaniania procentow przez skore do tego stopnia, ze jak stanelam w ubieglej dekadzie w zawody z kolega praktykujacym wewnetrzne wchlanianie wplywu to okazalo sie, ze idziemy leb w leb i dopiero ostatnia kolejke odpuscilam bo przypomnialam sobie ze subtelnym damom to jednak nie wypada! ;) I wszystko sie zdziwilo, ze jak to, ja nigdy nie teges, bo prowadze a tu taki preforemens.
      Ale to bylo dawno, jak mialam mlodsza watrobe.

      Delete