Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Wednesday 23 December 2015

Zamki samozatrzaskujace mojego zycia... i czemu "loki" sa niebezpieczne...

Juz bylo o kluczykach samochodowych jakie dElvix zatrzasnela w samochodzie, teraz czas na moje zwiazki... z zamkami zatrzaskowymi.

Otoz kazdy urodzony w moim pokoleniu chyba spotkal te cholerstwa choc raz w zyciu. Ja pamietam jak staly sie popularne chyba gdzies w poznych latach 80tych, moze poczatek 90tych?
Moja rodzina byla (zwykle, za wyjatkiem mnie) typem poznych nowatorow, czyli wszelkie nowinki techniczne i technologiczne, mimo ze nam znane, w naszych progach goscily ze sporym opoznienie, wiec taki zamek zatrzaskowy zostal nabyty ale nie zainstalowany i lezal przez jakis czas w pudelku, nabierajac mocy urzedowej.
W koncu zostal zamontowany.
Na moja zgube mozna by rzec, bo sial w moim zyciu wieczna panike, ze sie bez klucza zatrzasne na zewnatrz. Bardzo dlugo samo-terror dzialal pozytywnie i sprawdzalam czy mam klucz wrecz maniacko.
Krach nastapil pewnego pieknego dnia chyba jak bylam jeszcze w szkole sredniej, chylacej sie juz ku koncowi. Moja Rodzicielka byla akurat w sanatorium gdzies tam w jakims Inowroclawiu albo innym Iwoniczu. Za daleko w kazdym razie zeby liczyc na jej powrot celem ratowania pierdolowatej pociechy w opresji.
Fader w pracy, nie planujac powrotu przed jakas 18ta.
A ja, chyba wrociwszy ze szkoly wczesniej, majac sporo czasu do dyspozycji, postanowilam wykonac fotografie, do paszportu bodajrze.
Decyzja byla poprzedzona dlugotrawlym bojem mentalnym co robic - isc, czy nie isc, bo moze jednak nie isc. Moze samo sie zrobi?
(Nie lubie zdjec swojej facjaty. W zadnej sytuacji. W lustrze jeszcze nieraz ujdzie ale na zdjecia zazwyczaj mam ochote spluwac za kazdym razem jak mi wpadnie jakies w oko.)
I tak bijac sie z myslami ubieralam sie do wyjscia. Do robienia zdjecia nie byl mi potrzebny moj zwyczajowy plecak, wiec mialam w garsci li i jedynie portfel.
W planie byly tez klucze.
W progu juz, dalej ze soba debatowalam i w koncu podjelam meska decyzje 'Zrobie to cholerne zdjecie!' i dla dodania sobie animuszu trzasnelam drzwiami.
I w tym momencie opuscila mnie euforia, a przyszlo otrzezwienie.
KLUCZE!!!
Otoz zostal one w srodku, na antycznej bez mala, szafkowej maszynie do szycie sluzacej glownie za stolik na torby w przedpokoju.
Godzina byla taka, ze wszyscy moi znajomi albo w pracy albo w szkole.
Nasi dawni sasiedzi z dolu, z ktorych corkami przyjaznilam sie od dziecinstwa juz sie wyprowadzili na drugi koniec miasta i jakos nie usmiechalam mi sie do nich dralowac.
Przyszywana Ciotka U rowniez nie obecna, nie pamietam czemu, bo jeszcze chyba mieszkala w L.
Czyli wybralam sobie najgorszy mozliwy moment na wykonanie tego numeru...
Pokrecilam sie troche wokolo bloku, ale niestety jedyna alternatywa przechowania mnie do czasu powrotu Fadera byl taki jeden sasiad, samotny pan w srednim wowczas wieku, ktory trzymal sie zdala od innych, ktorego lekko sie krepowalam kompletnie nie wiadomo czemu.
W koncu przelamalam sie i zapukalam do niego z prosba o udostepnienie telefonu celem zadzwonienia do Fadera, bo w miedzy czasie wpadl mi do glowy pomysl.
Bo nawet zadzwonic nie mialam jak nie majac drobnych na automat w portfelu tylko kase na tego fotografa. A bylo to cale lata przed udostepnieniem telefonow komorkowych pospolstwu.
Sasiad zyczliwie uzyczyl swego telefonu, nie wnikajac w powody. Po rozmowie nawet oferowal, ze moge u niego poczekac, ale ja juz z ulga moglam oznajic, ze:
Fader zaaprobowal moj pomysl (bo idea wracania wczesniej zeby mnie wpuscic z wybiegu kompletnie mu nie przyszla do glowy) i wrotce jechalam autobusem do Stolycy celem dolaczenia do Fadera w jego zakladzie pracy i wybrania sie na zakupy zywnosciowe w drodze powrotnej, bo przeciez zatrzasniety klucz uniemozliwial mi zakupienia zywnosci na obiad loklanie, bo bym musialam z tym towarem siedziec na wycieraczce. Poza tym mialam w portfelu pieniadz wylacznie na zdjecie co pokrywalo koszty dojazdu do Stolycy, ale na pewno nie na produtky obiadowe.
-----------------------------------------
Po paru latach ow problematyczny zamek przestal zatruwac mi zycie (Ale nie na dlugo, oj nie.), gdyz rodzina przeniosla sie do lokalu na przeciwko, ktory byl pozbawiony zamka zatrzaskowego.
Poltora roku po przeprowadzce pojechalam po raz kolejny na wyspe w celach edukacyjnych. Tym razem jechalam solo i mialam sie wstepnie zatrzymac u kolezanki, z ktora mialam pozniej ogladac pare domow, ktore zlokalizowala ona, jako potencjalnie godne naszej uwagi - z miejscem dla 4 studentek, bo mialy do nas jeszcze dolaczyc dwie kolezanki z Niemiec. Tak tez sie stalo.
Ale na poczatku bylo nas tylko dwie, bo Niemki przyjezdzaly pare tygodniu pozniej juz na gotowe niejako.
Dostalysmy po kluczu od pokoju na glowe, dla mnie byl to raz pierwszy - dom przystosowany do mulitlokatorskosci, kolezanka (znowu na M ale za duzo tych eMow, wiec pozostaniemy przy terminie 'kolezanka' bo nie wiem czy jeszcze kiedys o niej bedzie...) w zasadzie zwyczajna, ale poniewaz mieszkac miala z samymi zapryzjaznionymi jednostkami, nie zamierzala specjalnie zawracac sobie glowy zamykaniem pokoju i czym przedzaj powiesila na drzwiach odziez na wieszakach, skutecznie uniemozliwiajac zamkniecie pokoju.
Poza tym dom mial taki zwariowany uklad, ze wlasciwie byla sama na pietrze, ja bylam na czyms w rodzaju polpietra, tez solo, a na dole byly dwie duze sypialnie, ale nie chcialam mieszkac na parterze wiec wybierajac pokoj wybralam najbardziej pokrecony z dostepnych. Byl tez jeden wolny pokoj na pieterku z kolezanka, ale byl bardzo niewielki (nie box-room jesli ktos z bywalcow Wyspowych sie mialby zainteresowac), wiec zostal nam jako tzw goscinny, praktycznie nie uzywany.
No dobrze dosc opisu sytuacyjnego. Mam pewnie jakies "komiksy" - szkice jakie robilam z ukladu domu w listach do dElvix, ale nie wnosza one nic do historii o zamkach.
No i tak.
Przeprowadzka nastapila po mniej wiecej tygodniu od mojego przyjazdu, ja zyjac z walizki specjalnie nie stanowilam problemu, kolezanke nalezalo spakowac i przeprowadzic. w temacie pomogl jej chlopak (obecnie maz) oraz znajomi znajomych.
Po przeprowadzce chlopak kolezanki wyjechal do siebie - w sensie ze on robil kolejny etap dyplomu na innej uczelni niz kolezanka, bo ogolnie poznali sie na studiach wlasnie.
Zostalysmy we dwie i pierwszego wieczoru kolezanka zaprosila mnie do siebie na pogaduchy. Umylam akurat glowe i juz nakrecilam "loki"...
argh, te cholerne "loki" kiedys mnie zgubia. Nie byl to pierwszy ani ostatni raz wpadniecia w klopoty z "lokami" na glowie... Dodam wyjasniajaco, ze okreslenie "loki" nosza walki na rzepach, ktorych uzywam do okielznania wlasny lokow, ktore moze nie sa oszalamiajaco bujne i miewam w zyciu okresy kiedy koafiure moja okreslam mianem "wylysialej wiewiorki w ktora strzelil piorun" (w ostatniej dekadzie troche micno ta wiewiorka poszarzala co w niczym jej nie pimaga), ale niezwykle charakterne i przysparzaja mi wiecznych bolow glowy swoim nieuregulowaniem, albowiem niezaleznie jak bardzo staranna koafiure uloze wystarczy odrobnika mzawki czy wilgoci wlasnej i kedziory me nabieraja charakteru wlosow antycznej Meduzy - zyja wlasnym zyciem. Takie organiczne sa. A po zdjeciu "lokow" pierwsze wrazenie jakie robi moja koafiura to wkurzony mis z grzywka na lata 80te... O albo Funkowy Mis Kolargol. Takze generalnie sypianie na "lokach" weszlo mi w nawyk, chociaz efekty potrafia zniknac pare godziny po uczesaniu. Ot taki intymny szczegol z zycia mRufy.
... gotowa do snu, czyli w nocnej kreacji. Zalozylam zatem sweter na siebie i mozliwe, ze skarpety, wyszlam z pokoju, zamknelam drzwi...
...i z moich ust wyrwal sie ryk godny zranionego zubra.
Kolezanka z pokoju na pieterku zainteresowala sie: "Co Ci jest?"
Ja, dosc rozpaczliwie: "Zatrzasnelam sobie drzwi!!"
Kolezanka:"I?"
Ja: "klucz zostal w srodku!!"
Kolezanka dostala ataku smiechu, powiedziala ze moge spac u niej, a nazajutrz zadzwoni z pracy do wlasciciela domu i poprosi o przyjscie i otwarcie mi drzwi.
Telefon zalozylysmy pozniej albo tez jeszcze nie byl odblokowany.
Wlasciciel istotnie przybyl mi na ratunek nastepnego dnia, i powitalam go w tym samym stroju co poprzedniego wieczoru, tyko pozbylam sie tych cholernych "lokow" co nie wiele pomoglo bo grzebien tez mialam zatrzasniety w pokoju w towarzystwie klucza, wiec by ten Funkowy Kolargol.
Po tej przygodzie dorobilysmy sobie zapasowe klucze do naszych pokoi i u mnie byl klucz kolezanki a u niej moj, tak na wszelki wypadek, zeby wlascicielowi nie zawracac glowy.
Pozostale pokoje tez mialy zatrzaskowe zamki i moja przygode powtorzyla pozniej jedna z naszych wspolmieszkanek - nie pamietam, ktora z dwoch, ale miala mniej szczescia ode mnie bo do jej pokoju nie bylo klucza zapasowego u wlasciciela i przez jakis czas miala drzwi bez zamka.
Trzeci zamek zatrzaskowy mojego zycia dostanie wlasny opis, bo byl to taki zamek ktory mial daleko idace skutki uboczne w postaci calego dnia o dosc nietypowym przebiegu co przedluzyloby ten wpis do poganskich rozmiarow.
-----------------------------------------
Ale jako wisienke na torcie dodam jeszcze jedna przygodem z "Lokami".
Otoz rzecz sie dzieje na Morzem Baltyckim. I dzieje sie nieco przed powyzszym zamkiem samozatrzaskujacym.
Jestem sobie na urlopie/wakacjach.
Jest koncowka urlopu i turnusu za razem, a na koniec turnusu przewidziany zostal tzw "Bankiet". Niektore Babki z turnusu przejely sie rola i kazaly mezom dowozic kreacje wieczorowe, inne kazaly sie chlopom wozic po lokalnych sklepach celem nabycia stosowej sukni itp.
Ja o bankiecie wiedzialam, ale nie zamierzalam sie nim zbytnie przejmowac, jakis tam stroj nieco elegantszy od zwyklych szmat wczasowych mialam i jedyny wysilek jaki zamierzalam wlozyc to twarz z przyleglosciami, albowiem lica me maja zdrowa krasna barwe niezaleznie od okolicznosci. Taka rumiana babka jestem, no.
Jak mozna sie domyslic umylam kedziory, ulozylam je starannie na lbie, zainstalowalam jakies "loki", a przynajmniej jeden... wysuszylam caloksztalt, nieco podtapetowalam rumiane czesci geby zeby troche mniej swiecily swym krasnym odcieniem, wbilam sie w stroj i pobieglam na ten "Bankiet".
Droga na bankiet prowadzila po rozlicznych schodach w dol, bo komnate mialam jak ta ksiezniczka w baszcie - na samej gorze pensjnatu.
Czyli tup, tup, tup, pomykam chyzo w dol, na przedostatnim podescie schodow jest gigantyczne krysztalowe lustro, w ktorym mimochodem przejrzalam sie, krytycznie oceniajac efekty moich limitowanych wysilkow, uznalam ze moglo byc gorzej, nawet twarz jasniaja rumiencem nieco mniej niz zwykle (tu podkreslam, ze spojrzalam na gebe z przyleglosciami), trafilam na kolejnym podescie na kierownika/organizatora, ktory przypominal mi zawsze nieco wychudzonego Tynca i ktory skomplementowal moja prezencje (ale to chlop, a chlopy zwykle nie widza wielu drobiazgow w babskiej prezencji, szczegolnie jesli moje zadowolenie mialo wplyw na jego przychod tak z turnusu jak i z lokalnego baru w ktorym bankietowalismy), dolaczylam to reszty Bankietujacych i zaczal sie ten bankiet.
Na bankiecie byla obecna kolezanka, obecnie loklanie zamieszkujaca nad Baltykiem, wtedy jeszcze pracujaca tylko na obiekcie, z ktora zreszta juz wczesniej bylam nieco zaprzyjazniona. Kolezanka nazywana byla w czasach szkolnych Agent, wiec posluze sie tym mianem, prezentowala moje pokolenie i ogolnie fajna z niej babka wiec przyjaznimy sie z roznym nasileniem do dzis.
Agent spojrzala na mnie celem powitania, po czym zerknela badawczo ponownie, ale nic nie powiedziala. Uznalam glupkowato, ze to pewnie podziw dla mojego kamuflazu rumiencow, bo puder mialam taki bardziej ekstraordynaryjny, obecnie nie do kupienia w Europie.
Siedzimy, bankietujemy, gledzimy. Mnie zrobilo sie dosc cieplo. Glownie w glowe.
Cos mnie zaswedziala glowa nad czolem. Przetrzymalam chwile, ale juz nie mogac wytrzymac dluzej, siegam reka aby sie dyskretnie podrapac i... cos mnie blokuje w ruchu.
Nieco zaskoczona, macam sie po glowie dokladniej...
MatkoJedynoKochano... Ja mam tam "loka"!!
Musialam zapomniec zdjac...
Macam sie dalej, przerazona myslac 'czy ja tu przyparadowalam z calym lebem w "lokach"?'.
Nie. Tylko jeden ten nad czolem.
Wyskoczylam zza stolu jak razona pradem i pedze. Szczesliwie oprocz Agenta malo kto zwrocil uwage no moje ekwilibrystyki.
Pogalopowalam do mojej komnaty na szczycie wiezy - 4 pelne pietra zeby nie bylo - zdjelam "loka" i doprowadzilam koafiure do planowanej formy, z ulga zauwazajac, ze ten rzepowaty walek nie wystawal mi z zadnej strony wiec po prostu prezentowalam grzywke na tapira, ktora juz lata temu wyszla z mody i jeszcze dlugo nie byla przewidziana na comeback (jak to jest obecnie).
Wrocilam na bankiet juz duzo spokojniej.
Agent przywitala mnie pytaniem "Co sie stalo?"
"A zapomnialam zdjac walka i dopiero sie zorientowalam, ze on tam jest jak chcialam sie podrapac po glowie" odparlam ja.
Na co Agenta stoicko odparla"No wlasnie widzialam, ze masz taka nietypowa fryzure troche, ale pomyslalam, ze widocznie w Stolycy tak sie czesza..."
I dostalysmy obie ataku smiechu.
Owszem organizator wypoczynku nie zawrocil uwagi ze mam na glowie fragmenty rusztowania, ktorych niepowinno tam byc, ale jak juz mowilam - chlopy zwykle nie zauwazaja takich drobiazgow.
Reszta bankietowiczow tez jakos nie zareagowala na moj powrot ze skorygowana grzywka.

7 comments:

  1. U Bożeny się na to mówi wałki, ewentualnie są termoloki, takie wałki do gotowania w garnku, w środku pewnie z piaskiem, które się nakłada gorące ryzykując piękną koafiure, ale poparzone palce :) Bożena temat zna wyśmienicie, a z twego opisu wynika, ze macie ten sam typ owlosienia. Dramat w.trzech aktach ogolnie :) no. Zachwyt zaś nad zamkami zatrzaskowi minął Bozenie w tej samej chwili, gdy zrobiłam to co Ty- bach drzwiami, sekunda refleksji i ... KLUCZE!!!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja uzywam kombinacji walkow rzepowych i papilotow jako rusztowania ;). "Loki" to moja osobista nazwa bo lokow na tym co mi natura dala ogolnie nie brak tylko sa takie no, anarchistyczne ;). M sie smieje ze prostuje loki ;).
      Zamki zatrzaskowe maja sequel :)

      Delete
    2. moze byc duzo literowek, ale owszem, juz jest. literowki i inne baboki poprawie z czasem.

      Delete
  2. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    ReplyDelete