Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Monday 11 April 2016

Errata do "Pojechalam, Przezylam, Wrocilam"

Bedzie dosc krotko, slowo. Wiem uwierza jak zobacza ale prosze:

Po kolei.
Errata 1 - Moja Osobista Chrzesnica mowi...
Otoz przyjechalam (ja, czyli mRufa, nie moje Chrzesnica) pare dni po przyjezdzie na Planete Ojczysta, odwiedzic ponownie dziecko (oraz Matke owego czyli Smoczynska).
Melduje sie wiec pod ich blokiem, ze przypuszczam za chwile atak na tylne drzwi do klatki z nadzieja, ze jest nadal popsuty zamek i drzwi sa blokowane przy pomocy patyka.
Pedze, patyka brak, ale jakos tak z glupia frant zlapalam za uchwyt i okazalo sie ze drzwi nadal otwarte, a jako blokada wystepuje duzo bardziej dyskretna: rekawiczka.
Smoki maja Pieczare podniebna, bo na pietrze trzecim. Moja niezadowolona z zycia astma zwykle pozwala dojsc mi na polpietro miedzy 2 i 3cim i musze tam zlapac oddech, co nie trwa dlugo bo fizycznie daje rade spokojnie tylko oddechowo jestem zwykle niewydolna. Tym razem tez tak bylo.
Zatrzymalam sie pol pietra przed ich Pieczara lapac oddech.
Przy okazji sprawdzam telefon, a w nim wiadomosc
"Tylne drzwi juz naprawione i zamkniete, musisz isc przodem."
Owszem, w pierwszej chwili niedotleniony mozg podsunal mi opcje powrotu na dol, obejscia budynku dokola i ponownego zdobywania szczytow, ale szybko sie opanowalam.
W drugiej chwili ucieszylam sie, ze zadalam klam tym slowom, zanim do mnie dotarly, bo dymalabym dookola bloku podwajajac dystans pokonywany.
Weszlam, przywitalam sie, pobawilysmy sie z dzieckiem nowa zabawka, ktora jest moze odrobine zbyt skomplikowana na jej mozliwosci, ale jestem gleboko przkonana, ze tylko chwilowo, bo to takie mechanicznie zorientowane dziecko, ze juz od roku nawet mi do glowy nie przychodzi dawac jej pluszakow czy nie daj bogowie, lalek.
Bawimy sie.

Dziecko dzielnie kombinuje, lapie bardzo sprawnie niuanse tak nowej zabawki jak i osobliwej gramatyki swej cioci mRufy.
Nie jestem w stanei odtworzyc dialogu calego, ale oto perelki:
Ja - wstaje
CO (Chrzesnica Osobista) - Gdzie idziesz?
Ja - do lazienki, zaraz wracam.
(poszlam i wrocilam)
CO - Nie wychodz Nigdy.
Ja - Ale musze kiedys, bo ja tu nie mieszkam przeciez.
CO - A dlaczego Ty tu nie mieszkasz?
koniec pierwszego aktu.
Dziecko wie doskonale, ze ciocia przyleciala samolotem, ktory sie nie rozbil, bo wyladowal na pasie - tak to jej wlasna narracja - bo przeciez odbierala mnie z lotniska i nawet pomagala niesc torbe (ze swoim nowym samolocikiem i starym Furby'm, zeby nei bylo ze wyzysk nieletnich ;).
Zabawa przenosi sie do innego pomieszczenia gdzie jest pozywienie, a takze nastepuje atak glupawki. Po paru godzinach, wroca Smok, a dziecko kladac kres wyglupaffce, porzuca nas niegodne i zabiera Tatusia do swojego pokoju grac w szachy (tak wiem, sama zdebialam).
Po jakiejs godzinie wbiega do pomieszczenia gdzie kontynuujemy, ze Smoczynska nasza czesc glupaffki (niezrazone nieobecnoscia dziecka), rozglada sie, zauwaza mnie i wola:
"Tak sie ciesze, ze jeszcze nie wyszlas!"
po czym wraca do zajec w pokoju z szachami.
Koniec aktu drugiego.
Nie, nie usiluje tu sie reklamowac - ten przeglad ma puente.
Otoz nadeszla pora kapania i spania. Dziecko-Pidzamowiec wbiega do nas i podpuszczona przez Mamunie pytanio-poleceniem "pokaz jak mnie kochasz" serwuje jej uscisk Boa-dusiciela, po czym zapytana "Kogo jeszcze kochasz?" po chwili zerka ne mnie z ukosa, na co ja juz mam podpowiedziec ze Tate, a dziecko uprzedza mnie:
"Ciocie, ale nie pokaze jak, bo sie spiesze!" i wybiega ekstracugiem od nas do swojego pokoju.
KURTYNA.

Przyjechalam po kilku dniach ponownie. Tym razem rodzinnie skladamy (probujemy) autobus pietrowy ze sklejki. Najwieksza frajda dla Dziecka to wylupanie wszystkich elementow z deseczek.
Ale Smok i ja probujemy nadac autobusowi jakis ksztalt.
Dziecko dzielnie asystuje, usiluje pomagac, ja sila woli powstrzymuje chec przegonienia Dziecka bo przeciez to ona ma sie dobrze bawic, a nie my Stare Konie, tzn Smok i mRufa stare. No starsze, znaczy dorosle na oba boki z okladem.
Dziecko do Smoka:
"Daj, ja to sprobuje zlozyc, bo dzieci takie jak ja juz same powinny probowac. Chce sprobowac."
SZACUN.
Ja wycofuje sie strategicznie na tyly i zaczynam udzielac sie werbalnie ze Smoczynska, ale katem ucha podsluchuje Team Dziecko-Tatus.
Tatus cos wyjasnia Dziecku, ktore slucha chciwie, nastepnie wg instrukcji dokonuje manipulacji, odwraca sie do mnie i demonstruje:
"Zobacz, to sie tu na klada i tu sie wklada, a pozniej sie w to wtyka taka zaroweczke zeby to nie wypadlo. Widzisz?"
I odwraca sie do dalszej manipulacji.
Ja wszystko ogarnelam az do zaroweczki.
Na tym sie zawiesilam i mozg odmowil wspolpracy.
Patrze baranim wzrokiem na Smoka...
"Zawleczka" wyjasnia Smok litosciwie.
KURTYNA!
----------------------------------------------------
Errata 2
Urosz opowiada.....
Juz po ujawnieniu ze z duma zajal jedyna wlne miejsce na parkingu T3 celem odbrania mnie z T2.
"Kilka lat temu odbieralem Meza od Foki cudzej z lotniska. Umawialismy sie tekstowo, na jego libanski telefon. Finalne ustalenie, ze bede na niego czekal w terminalowej kawiarni wyslalem chyba jak juz wylaczyl telefon.
Dojechalam na miejsce, siedze sobie, popijam latte i czekam. W tym czasie Toffi (imie jego jest w brzmieniu podobne, i przez lata byl tak nazywany przez syna Urosza, ktory nie umial jeszcze wymowic imienia wlasciwego) wyladowal, pobral bagaz, uznal ze nie trzeba go odbierac i za sam sobie swietnie da rade, bo nie jest zmeczony, wlaczyl telefon Wyspowy (nie libanski), sprobowal wyslac wiadomosci z powyzszym, plus z prosba o odebranie go przystanku w O. Nastepnie opuscil terminal mijajac kawiarnie, w ktorej na niego czekalem popijajac kawe. 
Telefon nie byl w tak dobrej formie jak wlasciciel, wiec wiadomosc do mnie nie dotarla od razu. Toffi dosiadl autobusu do O, telefon w tym czasie doszedl w koncu do formy i zaczal funkcjonowac, wiec Toffi zadzwonil do mnie, siedzacego nadal w kawiarni.
"Czesc, jestem w autobusie do O. Wlasnie ruszamy z terminala. Czy bedziesz mnie mogl za jakas godzine odbrac z przystanku w O?"
Zaskoczony odruchowo odparlem "Race you to O!" i dodalem, ze wlasnie skonczylem pic kawe na tym terminalu i moge wyjsc, gonic autobus.
Toffi poczul sie dosc niewyraznie i szybko zaczal kombinowac co tu robic, bo autobus juz jedzie. Wymyslilismy w koncu ze wysiadzie na T5, gdzie poczeka na mnie, a ja w tym czasie wyjde z terminala, zaplace za parking i wyplacze sie z czelusci lotniska celem wjechania w nie ponownie tym razem na T5."
W swietle powyzszej kombinacji, bez mala alpejskiej, uznalismy (Urosz i ja), ze aktrakcje towrzyszace mojemu odbieraniu mieszcza sie bez problemow w normach i standardach.
----------------------------------------------------
Errata 3

Wrocilam i zanim sie porzadnie rozpakowalam, wydobylam z walizki...
RENATE!!
wraz z cudna niespodziewanka, ktore razem obecnie mieszkaja na mojej zamrazalce:

Klony Renaty i rozne wariacje Yetich, Lisow Stefanow, Aniolkow, Wielkich Ryb i nie tylko... link po prawej stronie wpisu - u Le Szopa

I co moze nie jest dosc krotko (jak na mnie)?? ;)

21 comments:

  1. No! Mozna pomyslec, ze to SMS, a nie notka ;)

    A co do malego Smoczatka: w szachy!!! Jezu brodaty! Mnie nawet w warcaby jest wstanie orznac kazdy, KAZDY. Pewnie nawet pies mojej mamy - choc nie próbowalam jeszcze (bo sie wstydze, jednak obciach by byl, co nie).

    A ta zabawka to co wlasciwie robi ona? I po co jej tasiemka?

    ReplyDelete
    Replies
    1. To jest takie do rozwoju kreatywnosci i zarazem wyjasnia idee kola napedowego - chodzi zeby te zebatki korbka mozna bylo krecic nawet jak sie nie stykaja.
      O:
      https://www.youtube.com/watch?v=BZ2Mq8Q0yb4
      a ta tasiemka to cos jak pasek klinowy ;)
      ano szachy... Ten maly Zarazek roktemu ciagnal Ojca swego zeby grac w ... POKERA! ;) dobrze ze jeszcze nie ma konceptu grania z pieniadze bo by nas wszystkic hz torbami puscila... PUSTYMI! ;)

      Delete
    2. Aha, aha, to tak jak Lego Technics - pamietam z mlodosci. To znaczy nie zebym sama byla konstruktorem, nie nie. Mój brat, szczyl siedmioletni, siedzial na dywanie i konstruowal jakies cuda, na zebate kóleczka wlasnie i na takie rurki z powietrzem, a ja (14-letnia) gapilam sie na to z rozdziawiona geba i nie wiedzialam, czy on szykuje statek do lotu w mglawice Andromedy, czy tez moze buduje opiekacz do parówek z funkcja obliczania calków i pierwiastków.
      Ja potrafilam sklecic tylko czworobok przetykany tu i ówdzie okienkiem, potocznie zwany domkiem. A on taka bestia szczwana. I do tego gra na gitarze. Wlasciwie to podobni jestesmy tylko w tym, ze mamy jednakowo krzywe zeby hy hy.

      Delete
    3. Kurrr... napisalam sie wczoraj z telefonu po czym szlag trafil: pisanie, telefon a nastepnie mnie. Nie odtworze bo sie wkurzylam epicko i tylko resztki rozsadku powstrymaly mnie przed lekcja latanei dla telefonu. Przez zamkniete okno latania.
      Ale bylo tak: Tez mam krzywe zeby, ale na tym podobienstwo sie konczy albowiem mam braki w departamencie braci. Tylko Wujeczny i Stryjeczny na stanie.
      Lego nie mialam. Miala kolezanka/sasiadka z domu co jej wujek Pierdzialkiewicz przywiozl z Niemiec. Nazywa sie na P, ale inaczej ale zawsze jak sie pojawial to strasznie pierdzielil, co bylo komentowane pozniej przez moje Rodzicielstwo, wiec nazwalam go Pierdzialkiewicz. Nie. Nie wiedzial o tym i raczej sie nie dowie.
      Mnie wujek (inny, bo moj, nie jej) nie przywiozl bo nie byl w Niemczech. Byl w Iraku, a stamtad sie przywozilo japonskie zegarki elektroniczne, nie wiem dlaczego. Oraz sukienki i spodnice przetykane zlota nitka.
      Zazdroscilam jej tych klockow szlencze szczegolnie, ze nigdy nie moglam sie nimi pobawic z nia bo byly zlozone w dekoracyjny domek i stal irytujac mnei szalenczo. Bo zabawki kolezanki byly glownie dekoracja. Do zabwy sluzyly moje. Ale troche sobie poklockowalam w doroslosci albowiem moj chrzesniak miedzy 6-10 rokiem zycia zapadl z umiarem na lego wiec tego... ;)

      Delete
    4. Errata - owszem, mozliwe ze kolezanka zazdroscila mi spodnicy przetykanej zlota nitka bo takie kreacje stanowily w latach 80tych marzenia senne wiekszosci dziewczynek ;) NIE moje. ;)

      Delete
    5. Jeden z moich znajomych, co tez mial zabawki których absolutnie nie mógl nawet dotknac, skonczyl w zakladzie dla psychicznie niestabilnych. Tak mi sie przypomnialo. No ale jego matka go lala pasem czesto i gesto do tego, to raczej byl czynnik przewasadzajacy o zakladzie. Choc kupowanie wypasionych zabawek i stawianie ich wysoko na meblosciance, poza zasiegiem dziecka, podpada chyba pod psychiczne maltretowanie... No nie mial chlopak lekko w kazdym razie, i dalej nie ma.

      A Lego kupowalo sie bratu na urodziny i na gwiazdke, w Pewexie za dolce lub bony. Czyli dostawal 2 opakowania rocznie, te takie naprawde duze. Dopiero jak doroslam, to sobie zdalam sprawe, jakie to musialo byc wyrzeczenie dla rodziców - bo tu kusi pachnaca kawa, wypasione likiery, oraz inne produkty w opakowaniach kolorowszych niz peerelowska tecza - a oni to Lego jednak ;)
      Ja dostawalam paczke gum Donald i orzeszki ziemne w czekoladzie, czyli ulamek wartosci paczki Lego, ale co dziwne, bylam bardzo zadowolona. No, i raz kiedys dostalam lalke a la Barbie.

      Delete
    6. Kiedy wlasnie odnosze wrazenie ze tylko te najatrakcyjniejsze zabawki bylyb dekoracja - ten domek z klockow, do ktorego sie slinilam, lalka w s troju japonskim - taka klasyczna lalka z naszej epoki, ale pieknie wystrojona w barwne kimono ze stosowna fryzura oraz z okiem popicowanym na skosne. Piekna. ;) Nieco pozniej marzenie mkazdej dziewczynki w mojej klasie byly takie wlasnie lalki krakowianki, bo gdzies w listopadzie rzucili partie i wszsytkie panienki na mikolaki zyczyly sobie taka krakowianke. Ja zyczylam sobie ksiazke. Dostalam kotka stylizowanego na lalke, bo "nie bylo zadnych ksiazek". Zdziwilam sie ale z perspektywy czsu to pewnei w zabawkowym nie bylo. a do ksiegarni wiekszosc dzieci bala sie wejsc solo. Bo ksiazki byly za ywsoka lada i trzeba bylo prosic o konkretne pozycje, z nadzieje ze akurat beda, albo widzac ze sa. To robilam juz sama jak bylam na tyle wysoka zeby mi leb nad lade wystawal.
      Ja dostalam Barbie, taka prawdziwa, zanim mily zginane nogi - nie pamietam czy Fader mi przyslal podczas swojej przygody za oceanem, czy tez zona brata Faderowego wrzucila jako dodatek do paczki z jakimis dobrami. Ten zapach otwartej paczki zza oceanu pamietam do dzis, i nic mu sie nie rownalo. Ale nie w tym rzecz.
      Otoz znowu z perspektywy czasu odnosze, ze te zabawki byly na wystawie tez glownie dla mnie.
      Chociaz pokutowala wtedy taka moda ze najlepsze zabawki sie chowalo i wydawalo dziecku tylko przy gosciach, zeby pokazac ze ma ;).
      (Przypomnialo mi sie startrekowe wspomnienie jednego z odcinkow z Ferengi, kiedy to matka dwoch braci, juz doroslych mowila starszemu "a widzisz, mowilam Cie zebys nie rozpakowywal tego tylko zostawil w oryginalnym pokaowaniu ty byloby warte 1000 razy wiecej" tzn nie pameitam ile wiecej ale nieproporcjonalnie wiecej ;) )
      Za to moje zabawki byly free-range i nie oszukujmy sie tez miewalam ladne, ale moja Rodzicielka Osobista miala raczej podejscie zeby przebrac piekna lake z kreacji nowej, bialej z rozowa falbanka i przystroic w cos innego "domowego", co zapoczatkowalo moja fascynacje z szyciem kreacji dla lalek ;)
      A kolega to faktycznie nie mial lekko i nadal nie ma.

      Delete
    7. Pamietam te krakowianki! Takie mialy cudne fartuszki!

      Ale "kotek stylizowany na lalke" odrobine mnie zaniepokoil jednak... Mial sukienke i peruczke? O_o

      Delete
    8. Prawie. Mial spocnie i koszulke. Reszta futerkowa. W sumie to nawet dlugo go mialam i robil w pewnym moemcie za narzeczonego od tej Barbi, bo Kena to juz jednak nie mialam - chyba nawet lepiej tak sobie mysle, biorac pod uwage charakter zabaw niektorych...
      Zreszta ta Barbie to byla niezla agentka bo miala tez narzeczonego akszjonmena raz na zimowisku, czyli zakladowym wyjezdzie zimowym, znaczy zdradzila swojego "kociaka" ;)
      No piekne byly te krakowianki. Nadal sa, bo ogladalam jakies 2-3 lata temu z mysla o coreczce kolezanki, zeby jej krakowiaka sprawic jako upominek z PlanetOjczystej, ale cena oslepila mnie na tyle skutecznie ze nie trafilam do polki. Ba olspenienie bylo tak silne ze zamiast w wziac z polki lalke w sklepie z pamiatkami z PL dla wszystkich pokolen jakims dziwnym zrzadzeniem losu trafilam przed kase w Jubilerze z para bursztynowych kolczykow w reku... ;)

      Delete
  2. Jak na Ciebie to nic prawie nie napisałaś :D
    Renata <3 Bożena na nią nigdy nie polowała, bo ona kawopijna, a Bożena nie, ale urody odmówić nie idzie. yeti też superowy :D
    CO Cię wielbi bez pół cienia wątpliwości :D Może trochę za zabawki z żaróweczkami (tffu. zawleczkami), ale pewnie bardziej za insze inszości. ;)
    Ale pogoń za autobusem to by było coś .. Bożenie przyszła na mysl od razu jej pierwsza wyprawa do Lądka, chyba by ją można opisać szerzej, bo też zawiera wszak turbulencje komunikacyjne. ;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. JA mialam w ogole poprosic zeby dla mnie na magnesie Renaty stalo: Co masz na mysli mowiac ze skonczyl sie MAX ;) a juz najlepiej zeby byla to podkladka pod kubet i in inglisz, ale ja nie jeste mmalostokowa i wyjasniam zdziwionym ze chodzi o koefine nie o kawe. Smok tak na marginesie dostal tez Renate, bo on jest kawoszem, ktory pije kawe jak niektorzy wode lub herbate (lub Max'a) - nie dla kofeiny lecz dla smaku i jako zrodlo hydracji ;) Tak,ze tego.
      Moje roztargnie wlasnei mnie zabilo. Czytam Bozenkowe CO i mysle, o CO CHODZI ;) dobrze ze najpierws sprawdzilam co ja tam nacpykalam powyzej a nie od razu pytam ;)
      Moje Chrzesniactwo Osobiste jak dotad nie ma do mnei awersji, bo nawet Konisko dorosle o mocno wzwyz wyrosniete ostatnio mamrotal o przyjechaniu do cioci na ferie, co w swietle nadciagajacej matury zostalo mu przez rodzicielstwo wyperswadowane obietnica wyekspediowania go w wakacje. Nie wiem jeszcze co JA na to... ;)
      Mysli Bozenka, ze w tym cos jest? :
      http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/93/b7/a1/93b7a1fc941c5d77d6186f604dd3a0e6.jpg
      Chociaz Smoczynska twierdzi, ze to przez to iz usiluje sie tymi zabawkami z nia bawic. A ja naiwna myslama ze przez moja "general awesomeness" ;)

      Delete
    2. No proszę Cię. OCZYWIŚCIE, że to prawda z tą ciotką. Najprawdziwsza.

      Bożena też kiedyś piła kawę tak jak Smok i (chlip) już niestety (chlip) nie może bo (chlip) żołądek (chlip) jest emeryt. Okropność. :/

      Delete
    3. Nawet taka z cykorii kawe? Bo ja to smaku nie lubie, ale moc to pewnie i bym mogla. No wiem. Podlosc, ze ja nie lubie a moge z Bozena by chciala a nie moze. Ale zlopie Maxa. od mniej wiecej 20 lat. Czyli wszystko przede mna ;)

      Delete
    4. Z cykorii co? :D:D To jak wyrób czekoladopodobny, powinni inną nazwę wynaleźć do tego :D

      Delete
    5. Powiedzialam kawe? Uprzejmie przepraszam ;) wyrob kawopodobny ;). Ale ten co czasem pijam ma kofeiny dostatek. Z guarany mianowicie. Podobno cykoria dobra na odchudzanie to czasem sie przymusze.
      Oraz opisac przygode z Londkiem. Koniecznie. Co mam sie sama kompromitowac z transportowymi meandrami ;)

      Delete
    6. A to tu Bożenka opowie i już :) Bo to drzewiej bywało tak, iż do Londka się można było dotłuc autobusem rejsowym (25h), na zaproszenie, z funtami w kieszeni na dowód, że się jest turysta a nie brzydki imigrant. No i meldunek miał być zapewniony, coby turysta na pewno nie spał w parku.
      To Bożenka dostała od mamci meldunek, zaproszenie, funty i błogosławieństwo na drogę. Meta u mamci kolegi, co to raz tak jak Bożenka pojechał i zapomniał wracać (akurat mu stan wojenny trochę drogę wydłużył, to na siłę się nie pchał.). No ale to było po stanie wojennym lat tak z piętnaście, ale granice nadal mielimy dość szczelne.
      No to Bożenka jedzie. W autobusie pierwszy raz zjada pringelsa od sąsiada współturysty i po raz pierwszy ćmi papierocha przy stacji benzynowej na postoju ZAGRANICO. trochę się dłużyło, ale jakoś się dokulali na dworzec Wiktorii w końcu. Bożena wymemłana do imentu wyturlała się z busa, złapała za swój plecaczek i się rozgląda, gdzie jej rycerz na koniu z samochodem, co ja powiezie spać. A tu rycerza nima.
      Rada-nie-rada, wyciągnęła z kieszeni karteczkę z adresem, prawie na migi nabyła mapę i jako-takie rozeznanie w kierunku i pojechała. Metro okazało się zupełnie przyjazne, jakaś tam przesiadka na trasie, milion niepewności, czy na pewno dobrze jedzie, bo gadało cały czas "this train terminates to epping" (czy jakoś tak), a Bożena nie do Epping tylko do Perivale, ale dojechała. Na stacji i po drodze zaczepiła ze 20 osób machając swoją karteczką z adresem, te 20 osób ją kierowało małymi krokami do celu i w końcu JEST. Stoi. Dom, drzwi, okna, w środku łóżko na pewno.. tylko zamknięty na 10 spustów. NIKOGO.
      Oh well. Usiadła sobie Bożena na progu i uznała, ze zaczeka.
      W tym samym czasie...
      Na stację Wiktoria zajechał niewielki van z niewielkim kierowcą z wielkim brzuchem. Nieco spocony, nieco spóźniony, że proszę pani, gdzie jest autobus z Polski. Bo miał być. Autobus. z Polski. Jak to nie ma? Co nie ma?
      (był kwadrans temu, teraz nie ma to pani nie raczyła się zagłębiać.) Człowiek-kierowca więc z zawałem pół stacji postawił na nogi, żeby znaleźć autobus z Polski. Znalazł. Ale pusty. Nie ma tam Bożeny, ani po niej śladu w ogóle i nikt nie pamięta żeby jakas mała okrągła blondynka w ogóle gdzieś tu była. Sąsiada od pringelsów już też nie było, to nie potwierdził, że Bożenka dojechała.
      Kierowca z zawałem dzwoni więc do mamci. i komunikuje, ze zgubił jej córkę.
      Mamcia zawal. Ojciec zawał. Kierowca udar mózgu.
      Mamcia przestała z nerwów mówić na kilka godzin. Ojciec wydukał, że jedź do domu i się rozglądaj. To jechał 20 mil na godzinę i się rozglądał. Co im do głowy strzeliło, że Bożena na piechote pójdzie główną ulicą, to Bożena nie wie.
      W każdą razą. Bożena siedzi i się wygrzewa, kierowca jedzie i się rozgląda. Bożena poszła do tesco po bułki, kierowca jedzie i się rozgląda. Bożena zjadła swoje pierwsze londyńskie bułki i popiła londyńską pepsi, kierowca jedzie ...
      (strasznie dużo później)
      ... jak dojechał, był biało-fioletowy. Trochę z przerażenia, a trochę z dzikiej furii, jak zobaczył Bożenkę anielsko uśmiechniętą, całą, zdrową i nawet niegłodną. Wysiadł z auta, spojrzał z ukosa na Bożenę, wepchnął do domu, wręczył słuchawkę i wycedził:
      DZWOŃ. DO. MATKI.
      :D:D
      Kurtyna.

      Delete
    7. This comment has been removed by the author.

      Delete
    8. No SZACUN prosze Pani!! Szacun. Padlam na kolana i bije uklony. Wycielas akcje jak sw pamieci Ciotka Lucyna od sw pamieci Chmielewskiej jak pojechala do Kanady do siostry i zamiast poczekac to wziela i sie z kims dogadala ze blisko mieszka wiec sie z nimi zabrala i czekala, u sasiadow popijaca kawke, na siostre ktora wcale sie nawet nie spoznila tylko samolot przlecial przed czasem :).
      Czyli tak mysle, ze Boznka jechala jakos po miedzy moja pierwsza i druga, a trzecia tura na Wyspie sadzac po okolicznosciach przyrody. Bo w w Lutym 1999 po raz ostatni jechalam autobusem z funtami w kieszni acz bez zaproszenia bo wydawalao mi sie ze jak powiem ze jestem studentem i pokaze aktualna legitke do Students Union oraz ksiazeczke z prawem pobytu co to trzeba bylo pozyskac w pierwszej turze pobytu, to wystarczy.
      No i w zasadzie wystarczylo tyle, ze nie tak samo z siebie i nie tak od razu. Dopiero jak zostalam przemaglowana, ze jak to ja na studia, jak nie wygladam, bo w gole wygladam jak jakas siusmajtka gdzie mi do studiow, i w ogole jak ja moge tak wygladac majac przeszlo 20 lat, jak zaprezentowalam te funty z kieszeni to przydymionej brytyjce (pierwsze pokolenie immigrantow z Pakistanu najprawdopodobniej, bo Ci byli najbardziej upierdliwy wszystkich co jeszcze nie migrowali i moze nawet wcale nie chca, w tym takze dla nas) zrobilo sie troche glupio, bo mialam dosc na planowany czas pobytu, a nadal w ramach niedeklarowalnej kwoty wiec mogla sie ugryzc w tylek z klaskaniem, a nie sie przyczepic, a na dodatek jechalam solo - jakos w pierwszej turze . Uprzedzeni Mis i Alik jechali uzbrojeni w wydruk maila od naszego opiekuna uczelnianego i ich pies z kulawa noga nie zapytal czy aby na pewna nie jada sie nielegalnie tentegowac... Taki juz moj fart, hehehe :)

      Delete
    9. Dyg! ;)
      Bożena to chyba w 98 musiała się kulać tym busem, tak jej jakoś wychodzi, licząc momenty ze Stefanem, których to były początki zupełnie i szczerze mówiąc Bożena była z lekka zrozpaczona, że swoją wielką miuość musi zostawić na dwa tygodnie. ;)
      Ale maglowania na granicy nie było. Raczej po wyglądzie Bożeny poznali, że jak się nazwiedza, to pojedzie do domu i nie w głowie jej jakieś tam pracowanie abo co. ;)

      Delete
  3. jest godzina 03:40, a ja siedze i placze ... ze smiechu :D :D :D w pracy siedze, jakby co ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Skoro juz musisz i tak siedziec o takiej godzinie, to z dwojga zlego lepiej plakac ze smiech i niz NIE ze smiechu ;) Biore to jako komplement :D.
      Ale i tak dlugo mi sie zeszlo zeby Cie rozplakac ze smiechu.
      dElvix juz prawie przy kazdym wpisie/popisie blogoslawi w duchu i na glos maskary wodoodporne ;) Chociz nie oszukujmy sie ona wiele moich przygod widziala na zywo co niewatpliwie podnosi ich jakosc komiczna ;)

      Delete