Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Saturday 2 July 2016

Czy mRufa moze byc Jezem, czyli Niszczyciel mRufa wrocil i chwilke tu pobedzie

Otoz od paru tygodni mam znowu faze typu "gdzie sie ruszy, tam sie prószy"
Po kolei ani tez wszystkiego nie dam rady opisac, bo tak duzo sie dzialo. Ale zaczne od Jeza.
Otoz bylam na Planecie Ojczystej. 8 dni tam bylam.
Pojechalam jak sie zaczela ktoras tam z kolei fala upalow. Mnie fale upalow nie sluza bo jednak nie jestem modelem cieplolubnym.
Szczegolnie nie sluza mi upalne noce, a o ile Wyspa nie rozpieszcza - no umowmy sie ze 18 w nocy w ostatecznosci mozna przezyc, nawet nie spiac, bo duzo tych nocy nie bedzie, ale takie 24-26 w nocy to juz dla mnie troche duzo... A juz poranki o 4 rano bo slonko ciekawie zaglada do okna sypialni i podgrzewa atmosfere to jednak nie na moje nerwy.
Moje dawne mieszkanie, obecnie zajmowane przez Fadera ma jednak taki myk - otoz w przyplywie gotowki, po kupieniu lokum zainwestowalam w rolety zewnetrzne. Takie jak u Margi mniej wiecej tylko otwierane recznie. Na wszystkie okna. Oraz na drzwi na taras ;).

Te od drzwi na taras to nawet mialy korbke, bo bedac uzbrojone w dluga rolete nie byly przyjemne do odsloniecia recznie. No i pare lat po mojej migracji, od nieotwierania wziely i sie zaciely. Zaciely to zaciely, moze sie uda odblokowac pomyslam Fader i przylozyl korbce moment obrotowy godny ferrari. Korbka sie poddala, ale niestety plastykowe zebatki z rolety juz nie zniosly naporu i sie pokruszyly. Nie zrazony naglym oporem Fader moment przykladal nadal i osiagnal tyle, ze owszem, roleta sie uniosla... tyle ze nie od ziemii, a tworzac szpare na wysokosci oczu... - listewki roletowe sie rozdzielily, bo dol tkwil na swoim miejscu niewzruszony - zaciecie nastapilo wlasnie tam na dole... Tym sposobem zyskalismy parawan. Nie bylo to idealne rozwiazanie wiec Fader opuscil ten podniesiony kawalek na swoje miejsce i drzwi staly sie permanentnie zasloniete. Zima to nawet bylo fajnie bo mozna bylo otworzyc drzwi i wpsucic przez szczelinki swieze powietrze, ale wychodzic na taras mozna bylo wylacznie przez okno... Temat zostal zalatwiony w lutym, kiedy wezwalam zdalnie specjaliste - jakby co polecam - moge podac namiary na priwa - dziala w Stolycy i okolicy - ktory za skromna kwote wymienil polamane mechanizmy i wymienil rozszarpana listewke rolety na nowa.

No i te rolety zewnetrzne uratowaly moja psychike, bo po dwoch dniach prawie nieprzespanych nocy wpadlam na pomysl, zeby opuscic rolete. Pierwsza proba byla dosc zalosna bo oczywiscie poluzowanie tasmy nic nie dalo - roleta byla wcisnieta porzadnie u gory.
Zaradzic temu mozna pociagajac recznie za dolna krawedz rolety. Proste.
Jak ktos ma 180 cm wzrostu i dlugie rece, to nawet bez pelnego otwierania okna tylko z uchylu.
Ja nie mam. Ani jednego ani drugiego. Mam wzrost o 10 cm wiecej od siedzacego psa i rece zupelnie normalnej dlugosci. Wlazlam za tem na lozko.

Niestety okazalo sie, ze kicanie na lozku nic nie daje bo tej malpiej reki nie mam - wysokosc niby juz ok ale zasiegu brak.
Postanowilam otworzyc okno normalnie.
Na parapecie od lat nastu urzeduje kaktus od Smoczynskiej, ktory z malej drobinki wybujal na przeszlo 60 cm draga. Przesunelam go rozsadnie na strone drugiego skrzydla okiennego, myslac ze to wystarczy.
Szarpnelam za kno celem otwarcia go, uslyszlam jakis selest, katem oka zlapalam jakis ruch i poczul okropna nieprzylamnosc na prawej dloni - tej ktora trzymalam klamka okna.
Lewa reke podtrzymywalam firanke.
Coz sie stalo?
Otoz nie wzielam pod uwage, ze rosnac kaktus wykonal odchylenie i jego wierzcholek nie trzyma wcale pionu z korzeniem tylko nadal opiera sie na otwieranym oknie...
To znaczy w tym momencie wierczholek byl solidnie wbity w bok mojej prawej dloni.
Oczywiscie nie tkwilam tak wrosnieta w podloge tylko wyszarpnelam sie spod kaktusa i moim oczom ukazal sie widok nieczesto spotykany - otoz moja reka byla uzbrojona w jakies 50 kolcow, moze wiecej.
Katem umyslu przemknela refleksja 'no tak w koncu wylazi ze mnie wewnetrzny jez'.
Z ust wyrwalo sie rzeka sporo kolokwializmow, ze az zainteresowal sie nimi Fader.
Pokazalam mu Jeza i przytapilam do usuwania kolcow bo jednak nie bylo to przyjemne, a wrecz bardzo nieprzyjemne. Oczywiscie polowa kolcow sie ponadlamywala i zakotwiczyla we mnie (po przeszlo tygodniu mam jeszcze kilka tych ulomkow w sobie), a na miejsce kolcow pojawily sie natychmiast kopczyki reakcji na zawartosc tych kolcow. Ten kaktus mianowicie ma irytujacy zwyczaj strzelac kolcami w przeciwnika - nie byl to pierwszy raz kiedy strzelil nimi we mnie, ale zwykle byly to 2-3 kolce...
Dlon dostala silna masc antyhistaminowa i przeciwzapalna, a kaktus nakaz eksmisji przez pocwiartowanie. A ja podjelam kolejna probe opuszczenia tej cholernej rolety i otworzylam okno.

Oknow otwiera sie na strone lozka, wiec znowu stracilam przewage wysokosciowa.
Ale nic to. Przewidzialam to juz w marcu i kupilam u Szweda taki stolek-schodek, co i w domu mam. Przynioslam go, wlazlam, pociagnelam, poszlo!
Juz jestem w ogrodku, juz witam sie z gaska....
a tu ZONK!
Cos blokuje rolete w polowie okna.
Kurde co jest??
Przygladam sie badawczo... Ach! Mam! termometr przyklejony do ramy drugiego skrzydla okna wystaje na tyle, ze blokuje te cholere.
W tym momencie poskarzylam sie na glos, zrezygnowana i uslyszlam od Fader "to oderwij go w cholere on i tak zle pokazuje temperature!"
Poczulam sie rownie rozbawiona jak i poirytowana, bo mnie karze sie wyrzucac kazdy nieuzywany/malo uzywany przedmiot, a samemu sie trzyma termometr, ktory jest popsuty (jako jeden z 3 zewnetrznych w domu).
Myslac, ze siegne do tego termometru uchylajac lekko drugie skrzydlo okiennie (co pewnie by mi sie udalo, tylko nie przewidzialam jednego - nadal nie posiadam malpiej reki...) szarpnelam za to okno, uchylam i dociera do mnie jego rozmiar - bo to takie okno dzielone 1/3-2/3, i wlasnie mierze sie z tym wiekszym skrzydlem.
Troche zamarlam wewnetrznie, ale zewnetrznie ciagne dalej. Otworzylam jeszcze troche i uszom mym dobiegl churgot okropny.
Zamarlam i po chwili spojrzalam na podloge nieco oslabla - zegarek z alarmem ktory od jakiegos czasu z uporem maniaka lapie czas Wyspowy, czyli jest cokolwiek bezuzyteczny, wiec postawilam go na parapecie, zaliczyl twarde ladowanie.
W tym momencie troche mi przeszla chec zamykania rolety i chyba odpuscilam sobie na jeden dzien.
Kolejna nieprzespana noc jednak wymusila dalsze proby uruchomienia rolety, wiec po prostu otworzylam okno, to duze, urwalam termometr i opuscilam rolete do konca. Reszta nocy byla juz duzo mniej meczaca :).

Tydzien pozniej, juz na Wyspie zabralam sobie do pracy jako przekaske pojemniczek czeresni. Zwykle z czeresniami jest taki problem ze trzeba gdzies ogonki i pestki wyrzucac. O ile ogonki to maly pikus, wrzucam je do biurkowego smietnika z puszki po krowkach, to pestki stanowia lekki problem - otoz w biurze zle widziane jest spluwanie nimi bez umiaru, ja osobiscie uwazam spluwanie w garsc za nieestetyczne, poza tym garsc sie robi lepka i poplamiona - u nas zwykle sa czeresnie gleboko czerowone.
Tym razem jednak, poniewaz jestem dreczona wysypka alergiczna, popijam sobie wapno. Wapno mam tak w blistrach jak i w tubce. Tak sie zlozylo ze akurat zakonczylam tubke i mialam ja przygotowana dowyrzucenia.
Wymyslilam zatem  ze bede spluwac do tubki, co oszczedzi mi latania z kazda pestka do kosza, a wspolbiurkowcom widokow mnie plfajacej krwista pesteczka w garsc.
Jak wymyslilam tak wykonalam.
Wszystk oszlo swietnie. Niestety kilka czereasni pylo nadgryzionych zebem zepsucia wiec fragmety owockow tez wyladowaly w tubce.
Przyszedl kolega, podjadl czeresni i zachwycil sie pomyslem tubki na pestki, co tym bardziej mnie ucieszylo.
W planach mialam wyrzucenie tubki do smieci przed wyjsciem, ale niespodziewanie wychodzil ze mna Urosz i zagadawszy sie zapomnialam, ze na biurku, w puszcze po krowkach tkwi zamknieta szczelnie tubka pelna pestek, ogonkow oraz paru kawalkow nadpsutych owockow.
Wygladalo to mniej wiecej tak:

Tubka z wapnem - tu widac nowa bo ta zuzyta juz w smieciach - byla dluzsza a pare centymetrow, w puszce, nachylona pod katem 45 stopni. Zwracam uwage na moj kultowy kubek do picia trucizny aka Maxa.
Nastepnego ranka do pracy przyszedlszy z zaskoczenie zauwazylam, ze na podlodze obok mojego krzesla lezy przykrywka od tubki, ale nic mi jeszcze nie zaswitalo... rozpakowalam sie i siadajac zobaczyla cos katem oka w na podlodze tuz obok mnie... patrze... pestka od czeresni, elegancko podsuszona.
Tu juz cos mnie tknelo, rozejrzalam sie dokladnie, a tych pestek kilka jeszcze lezalo na podlodze - nie duzo, ale dosc daleko do siebie. Wtedy dotarlo do mnie co sie musialo stac - otoz skonstruowalam organiczna wyrzutnie z opoznionym zaplonem - o ile zatyczka byla ciezka i daleko nie poleciala to pesteczki metoda 'na odlamkowy' wystrzelily dosc dziarsko.
Ostatnia odkrylam kolo poludnia jakies 5-6 metrow od wyrzutni!!
Domyslilam sie  ze to fermentujace resztki owockow w cieplym, ale nie goracym biurze w weekend wykonaly dobra robote i w ktoryms momencie wykonaly efekt katapulty lub tez wyrzutni.
szczesliwie nikogo nie bylo w weekend w mojej czesci Kolchozu bo siniak pod okiem mozna bylo od pesteczki zaliczyc... O ataku serca nie wspominajac ;)

10 comments:

  1. hahahaha, o rany! wyrzutnia koncertowa :D Bożena musi koniecznie ten patent wykorzystać w jakiejś sytuacji, bo to seneda tak zostawić :D
    A kaktus z wyrzutnią kolców dostał wilczy bilet w końcu, czy dalej stoi?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kaktusowy nakaz eksmisji przez pocwiartowanie zostal wdrozony w zycie na miejscu, jak tylko pozbawilam dlon objawow jezowatosci ;).
      Mysle sobie, ze ten dzban ludowy Chmielewskiej zostal nieco przebity przez moja wyrzutnie bo jednak efekt wystrzalowy byl lepszy niz niz u nich ;)

      Delete
  2. jedym zdaniem zmajstrowalas bombę :D
    kaktusy i popsuje zegary są bardzo niefengszujowate ... o czym się sama przekonałaś ;)))

    i tak se myślę, że rolety są głównie przeciw słońcu ;))))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ten zegar to nie tyle popsuty co dziala przesadnie dobrze, bo przyjechal do PL z Wyspy jako jeden z pierwszych zegarow z projektorem i na dodatek sterowany sygnalem z satelity czy innym radiowym. Myslelismy, ze w PL bedzie bral sygnal z czasem lokalnym, a tu taki zonk. Ale mizna go przelaczyc na tryb off-line tylko po tylu latach juz nie pamietamt jak a instrukcja dostala eksmisje od Fadera z predkoscia swiatla, co jest u niego norma... ;). Kaktusy byly u nas zawsze wiec nie czulam sie jakos zle z tym przeszlo polmetrowym kolczastym bejsbolem na parapecie, ale brakowac mi go nie bedzie.
      Bombe bioligiczna mozna by rzec ;)
      Profesor Wor powinien byc ze mnie dumne, co nie?

      Delete
  3. Bomba piekna - jestem z Ciebie dumna. I jaka ekologiczna! Eliminuje cel bez zanieczyszczania srodowiska naturalnego.

    Ale ten akktus? jak to strzela kolcami - w sensie ze jak sie go lekko musnie, to od razu zostaja w skórze, tak? Bo chyba nie na odleglosc strzela?
    Jeza wspólczuje serdecznie, znam z autopsji. Zawinila oczywiscie moja wrodzona glupota. Bo przesadzalam kaktusa, takiego z mnóstwem malych, wrednych kolców. Wiedziona lisim sprytem zawinelam kaktusa w szmate, która po przesadzeniu zamierzalam wywalic. Z zegarmistrzowska precyzja zabralam sie do dziela, ostroznie, szmata, szczypce kuchenne, zero kontaktu. OK. udalo sie. Kaktus w nowej doniczce. Zadowolona i dumna, ze sie nie poklulam, odwijam szmate pelna igielek i... odruchowo wycieram w nia brudne rece. Tak.
    Zabolalo od razu oczywiscie, wiec od razu przestalam wycierac, i tylko dzieki temu mialam kolce po jednej stronie jednej reki, a nie na obu calych rekach :)

    ReplyDelete
  4. On strzelal jak sie bylo blisko kolcow, tak bardzo blisko, ale jeszcze bez musniecia. Odkrylam to jak byl jeszcze malym kaktusnym piprztykiem i ostrzegkam okolice. A jak sie na mnie rzucil to juz nie bylo zmiluj. Kole sie wbily ze zdwojona sila.
    Rany z ta szmata z kolcami to dalas Diabel czadu!! Prawie jak ja z tym widelcem, ktorym mieszalam powaznie rozgzrzany olej na patelni tzn cos tam nim przewracalam w tym oleju, po czym bezmyslnie wsadzilam go do geby... Tydzien sie smiac nie moglam tak sobie poparzylam wnetrze geby ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. hy hy hy :)))) mRufa-fakir. Polyka miecze i rozgrzane do czerwonosci widelce. Widownie chociaz mialas? Czy tylko tak wystapilas dla siebie samej?

      A Smoczynska to Ci podrzucila nie lada niespodzianke, no no!

      Delete
    2. Sama tez taki miala, ale podobniez ten jej juz dawno skonczyly kariere jako wygnaniec, wiec pocieszylo mnie to bo czulam sie winna ze doprowadzilam do pocwiartowania gadziny.
      Tylko po szklach nie chodze, ale tluke z talentem ;) Widownie dla Jeza mialam, jako polykacz czerwonych widelcy bylam sama sobie zeglarzem i okretem ;)

      Delete
  5. jak mRufa zacznie się żywić szkłem, trza ja wypromować ;)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak tylko zaczne, to rozesle wici ;) na razie patrze w niebo i jestem niezadowolona, bo dzis mialo byc latanie, a niebo ukryte za gruba warstwa chmur. na domiar szczescia zapomnialam komory dzis zabrac i troche sie czuje wyalienowana ;)

      Delete