Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday 28 October 2016

Jak to mRufa probowala zostac domatorka, czyli kto tam kogo wykanczal?

Otoz pewnego pieknego dnia, po pokonaniu wadolow legalnych i urzedowych otrzymalam pek kluczy wiodacych do mojego wlasnego M (wtedy prawie, obecnie znowu prawie, acz pomiedzy byl kilkuletni okres gdy bylo tylko moje). Bylo to po starych nomenklatourach M-3, czyli 2 pokoje z kuchnia.
I lazienka.
A takze tarasem, jakies 2 metry na 2 metry, a wrecz nawet 2 na 3 metry.
Mieszkanie bylo w tzw stanie surowym (BARDZO), czyli mialo wylewke, zagruntowane sciany, okna oraz drzwi wejsciowe.
I kable. Wystajace tu i owdzie ze scian oraz zwisajace smetnie pod sufitem.
Jest rok 2001 mniej wiecej jego druga polowa.
Pierwsze co zrobilam to zwiozlam do tego bunkra (bo ciemne w srodku, okna takie smiesznie bo z kratownica i ogolnie swiatla do srodka nie wpuszczaja jakos oslepiajaco duzo, co mi kompletnie nie przeszkadza - latem to blogoslawienstwo bo sie chata nie nagrzewa nadmiernie, a zimo mi to obwisa bo jakby jasnie-oszklone nie bylo, po powrocie z Zakladu tylko ciemnosc na zewnatrz goscila) dwa krzeselka turystyczne nabyte przez rodzicieli okazyjnie w poprzednim stuleciu i prawie nigdy nie uzywane, a takze szalenczo elegancki czarny okragly stoliczek do kawy na hybrydzie jednej i 3 nog zarazem oraz mozliwe ze cos do picia, ale tego juz nie pamietam.
I wydalam przyjecie.
To znaczy zaprosilam dElvix na obiad.
Z zastrzezeniem, ze musi sie pospieszyc bo jak zajdzie slonce to obiad bedziemy zrec na podworku w swiatlach samochodu lub na korytarzu ;).
Obiad rzecz jasna przygotowalam u Fadera na kwadracie, to znaczy tam gdzie wowczas mieszkalam. Byly to dosc grube nalesniki, troche probujace udawac tortille, ale wtedy tego nie wiedzialam, wiedzialam, potrawke z proteina sojowa, papryka kolorowa oraz pieczarkami, w termosie do lodow (owszem termos do lodow wbrew nazwie po prostu zapobiega/spowalnia zmiane temperatury zawartosci), zwiorkowany na grubo ser zolty, sztucce, talerze i mozliwe, ze jakies kubeczki, z tym ze tego tez juz nie pamietam. A otoz wlasnie sobie przypomnialam...
Otoz, dostalam kilka lat wczesniej taki koszmarny zestaw piknikowy - koszmarny bo z koszmarnego rozowego plastyku - dzbanek w wyuzdanym ksztalcie - z kanciastym dziubkiem - w nim 4 kubeczki z uszkiem profilowanym na haczyk przez co idealnie wpasowywaly sie w ten dziubek i do tego tyle samo spodeczkow z trzymadelkiem w ksztalcie polrurki, ktore uzupelnialy przestrzen nad kubeczkami i to wszystko nakryte wieczkiem.
Tak zwany praktyczny prezent.
Mogl sie snic po nocach.
Na przyjecie w bunkrze jak znalazl.
Co mysmy w tym pily (i czy w ogole cos) nie mam bladego pojecia, ale wlasnie to wszystko zostalo zwiezione przeze mnie do mojego "luksusowego" bunkra.
Przyjecie odbywalo sie z koniecznosci w bliskiej bliskosci drzwi tarasowych albowiem swiatlo konczylo sie bardzo szybko.
Do dzis z rozczuleniem wspominamy te parapetowe, w wyjatkowo bliskim definicji ksztalcie - parapety byly ;).
No ale wiadomo bylo, ze bunkier nie bedzie bunkrem wiecznie i trzeba bylo znalezc srodki i sposoby na uruchomienie prac wykonczeniowych.
Myslicie moze, ze zaprzeglam do nich Fadera, jako prawdziwa jedynaczka?
Ha, nic bardziej mylacego... Fader mianowicie w przewidywaniu zblizajacych sie rozrywek, postanowil uatrakcyjnic mi czas wykonuja sobie na poczekaniu zawal. Jakos na dniach po wlasnie przeprowadzonych wyborach... Co moglo, ale nie musialo miec zwiazek...
Na co ja, jak ta przyslowiowa baba malo mialam klopotow to kupilam se, moze nie prosie, ale chomika karlowatego.
I tak znalazlam sie niejako sama ze soba do zorganizowania materialow wykonczeniowych, ekipy remontowej, funduszy na to wszystko i czasu na koordynacje, a takze sily i czasu na odwiedzanie Fadera w roznych jednostkach uzdrowiskowych, a równoczesnie na prawce zawodowa, bo jednak te srodki musialy pochodzic w pracy zawodowej.
Mloda wtedy bylam i kuloodporna.
Pózniej (przy drugiej fazie wykonczeniowki niejako) dogladanie zawalonego Fadera, ktory doszedl do siebie i pogodzil sie z porzuceniem i chomika, ktory sie do tego czasu wyekspirowalbyl zastapilam nauka na roznych frontach oraz praca naukowa na pol etatu.
Ale to za chwile. A konkretnie to chyba w osobnym wspisie, bo niejaka demirja zalecila dziabanie mojej rzeki wspomnien tamami rozdzialow niego gesciej... 
Paprobujem, jak mawialy rzymianki
Na ratunek przyszla przyjaciólka mojej Rodzicielki Osobistej i jej Ziec, ktorzy to laskawie i z wielkim zaangazowaniem sluzyli porada, gdy jej potrzebowalam i towarzystwem, gdy go potrzebowalam.
Zdaje sie, ze na ogladanie materialow wybralam sie z Faderem tylko raz czy dwa zanim zaniemogl i prawde powiedziawszy ten raz czy dwa z nim w sklepach budowlano-wykonczeniowych to byla tortura oraz mordega, a jedyne porozumienie osiagnelismy przy plytkach podlogowych do kuchni i na tym koniec.
A nie, jeszcze na tym, ze ja nie mam gustu. Bo nie chcialam zloconego wzorku. Dziwna jakas jestem.
Tak, ze jak kazda czarna chmura tak i te wydarzenia mialy swoj drobny plusik - wszelkich decyzji dalszych dokonywalam samodzielnie, posilkujac sie opinia Przyszywanej Ciotki i jej Ziecia.
Zakupow dokonywalam tak zatem przy wsparciu moralnym wlasnie tego duetu.
Zakupy mialy zostac do mnie przywiezione, bo sklep oferowal transport, moze nawet za darmo, tego nie wiem, ale poniewaz miekszanie jest na parterze, wysokim, ale parterze, to nie musialam za mocno negocjowac wniesienia.
Ogolnie wszystko sie zgadzalo - plytki na podloge i na sciane byly z tej samej linii i wybralam je perspektywicznie w kolorku lekko seledynowym albowiem pasowal on do koncepcji jaka mialam zamiar wprowadzic jak mi zostanie pieniedzy - mianowicie pol scianki z luksfer, w kolorze butelkowej zieleni, zeby rozdzielic wirtualnie klo od reszty lazienki - jako dziecko blokowiska uwazalam lacienke z kibelkiem razem za dopust bogow i totalna klatwe.
Nie pamietam w ktorym momencie luksfery zostaly przemianowane na hiperglasy, ale mimo, ze Smoczynksa upiera sie ze to ona wymyslila to mam swiadka, ze to byla jednak moja robota jednak i jak zwykle nie zamierzona - interfejs geba-mozg nie zadzialaly jak trzeba i przeksztalcily luksfery w hiper-glasy... Kiedy jednakowoz t ojuz nie pomne, bo albo po pierwszej fazie wykonczeniowej albo po drugiej...
No i glownie o dostawe tych plytek oraz innych cementow czy kleju chodzilo. Facet z vanem przyjechal, do wniesienia doprowadzil - tzn chyba wnosil je osobiscie te paki bo to nie byly duze rzeczy tylko ciezkie. I tak je wnosil jakos tak chylkiem troche i nawet czulam podejrzenia lekkie, pamietam to jak dzis, bo mi katem oka sie zauwazylo, ze na kartonach z plytkami jest napisane cos na B, a pamietalam ze kupowany byl napis "Verde" czyli zielony. Ale jak wszystko zostalo wniesiona i zerkenal na karton na gorze to stalo tam jak wol "Verde" i wnoszacy facet od vana tez tak mowil jak kazal podpisywac.
A ze ja bylam troche zakrecona jak to sie wszystko dzialo - Fader juz byl zaniemogniety, a ja chyba musialam wracac do pracy, albo jechac cos zalatwiac to nie wsluchiwalam sie dluzej w moje podejrzliwosci, tylko zamknelam lokal i pojechalam gdzie indziej.
Po 1-2 tygodniach jak weszla pierwsza ekipa remontowa - w skladzie 2 mlodziencow oraz jednego poloneza zwanego Szerszeniem i przystapili do pracy. Jako, ze pracowali poza etatem to mieli nieco mniej czasu w dzien, ale w zwiazku z tym liczyli za lokal.
Prace zaczely sie od lazienki, bo mialam do lazienki wszystko zakupione - tak, wanne tez. I zaczely sie niespodzianki.

Niespodzianka numer 1
Na zywo, przy pierwszym ogladaniu i wycenie:
- O... ale tu wszystki rury ida na wierzchu...
- No?
- To trzeba bedzie sporo kuc...
- Nie.
- Jak to nie?
- Ja nie chce rur w scianach
Porozumiewawcze spojrzenie obu chlopakow - "Idiotka jakas czy co?"
- No nie chce, bo pozniej w razie draki trzeba do byle go...czego zrywac plytki i kuc sciany.
- yyyy, no tak...?
- I co maja tak zostac na wierzchu? to i tak musimy je poprzesuwac zeby plytki...
- Nie.
-???
- A nie mozecie takiej oslonki zrobic o tu, i tu i az dotad?
- A dalej? to przeciez pralka Ci bedzie wystawala
- Dalej juz nie. A poza tym ja chce pralke w kuchni, wiec chce zebyscie te rurki i odplyw na duga strone przeniesli
Chlopcy wypogodnieli, bo o ile wcale nie chciali laowac sie w roboty giganty to pewna duma zawodowa w nich bulgotala i marszczyl im sie tylki oraz watroby na mysl o tym jak to bedzie wygladalo z tymi rurami na wierzchu.
oslonka tworzy bardzo wygodna poleczke na plyny lazienkowe a takze podpurke na noge w razie potrzeby (do not ask).

Niespodzianka numer 2
Telefon
-mRufa, sluchaj jest problem chyba
- no?
-bo wiesz te plytki
- no??
- no te na podloge sa zielone, a te na sciane to oprocz jednego opakowania sa bezowe.
-ozeszkur.... a jednak dobrze mi sie zdawalo ze cos mi nie pasuje...
- no to co robimy?
- a co robic, kladziemy co jest
(mowilam, ze mam patologiczna awersje do wykonywania zwrotow? no wlasnie. dopiero od paru lat usiluje sie czasem przelamywac i zdaje sie ze dokonalam poki co 3 zwrotow w zyciu).
- ale jak to?
- no tak, no przeciez nie zawioze ich do sklepu sama i nie rozladuje.
- Ale ja nie wiem czy tych bezowych starczy na wszystkie sciany...
- to zacznij tymi zielonymi przy podlodze za wanna.
- A no dobra. Przyjedziesz dzis?
- Przyjade, musze przeciez popatrzec jak ten bez wyglada.
Wygladalo calkiem spoko i prawde mowiac pozalowalam ze i tej podlogi mi zlej nie przywiezli bo wlasciwie wygladalo to lepiej z tym bezem niz z tym bladym zielonym.

Niespodzianka numer 3
- czesc mRufa
- no?
- Ta muszla co ja przywiozlas
- no?
- No bo ona sie nie da podlaczyc pod skosem tak jak kanalizacja sugeruje, bo rezerwuar jest za szeroki.
- No i super, bo ja jej nie chce pod skosem.
- Yyyy, okej?
- Bo ja ja chce w tym rogu ale normalnie. Przeciez Wam pokazywalam.
- No tak, ale wiesz, odplyw jest za blisko sciany zeby muszle tam wbic.
- No to co mam zrobic?
- No bo my mozemy kupic kolanko i inne brakujace elementy (tu padly fachowe slowa, ale ja ich nie umiem odtworzyc)
- No to kupcie, i ja Wam zwroce koszty, no nie? Przeciez sie umawialismy, ze za materialy place sama, tylko mi dajecie rachunek.
- A to swietnie, no faktycznie, zapomnialem.
Kibelek, przez jakis rok-dwa stal w starym rodzicielskim mieszkaniu w przedpokoju, obok rownie okazyjnie zakupionej kuchenki gazowej, ktora to kuchenka zostala pozniej zainstalowana w drugim rodzicielskim mieszkaniu, a kibelek zmienil lokalizacje i zamieszkal w szafie na balkonie w tymze drugim mieszkaniu, bo kibelek z durgiego mieszkania byl dosc nowy i nie wymagal wymiany.
Mini-umywaleczke, ktora mialam byc zamontowana w kibelku rowniez nie zostala uzyta i chyba zostala gdzies wydana, bo ja do lazienki kupowalam wlasna umywalke.
Kiedys kolezanka (podczas mojej pierwszej tury na Wyspie) usilowala mi zart powiedziec: Czym sie rozni szafa od ubikacji? a ja zobaczylam okiem wyobrazni nasza szafe balkonowa z muszla w srodku i rzeklam, ze w zasadzie to niczym...  tylko w kibelku mam mniej ubran. Kolezanka juz miala odpowiedziec zgodnie z celem zartu, ze "No to ja Cie do swojego domu nie wpuszcze!", ale ja zatchnelo i musialam wyjasnic, czemu mam ubrania w kibelku miec...
Dygresji ciag dalszy - wiele lat pozniej, juz bedac w O, czytalam ksiazke Sir Terry'ego pt Ladies and Gentlemen i jest tam fragment o przyszlej krolowej Magrat rozwazajacej ucieczke z komnaty przed szykajacej jej elfem, czy moze ot tak refleksyjnie rozmyslajacej nad luksusem wychodka przy sypialni i futrach wiszacych na scianach prowadzacych do "tronu". Otoz bohaterka zastanawiala sie czy oprocz oczywistej ochorny futer przed molami, taka metoda przechowywania nie miala przypadkiem dodatkowych walorow. 
Mianowicie gdy szedl krol wszyscy sie mu usuwali z drogi. 
Ale czy robili to z szacunku, czy ze wzgledu na aromat okrycia wierzchniego?

Niespodzianka numer 4
- Czesc, przyjedziesz dzis?
- Jasne, a co? (owszem, juz przy 3ciej zaczelam spodziewac sie problemow za kazdym telefonem)
- No bo chcielismy dzis montowac te umywalke i tego...
-No?
- I ona jest podwieszana...
- CO? przeciez jest z szafka?
- No tak. wlasnie ta szafka jest podwieszana. I nie wiemy co robic, bo wiesz...
- NO?
- No bo nie wiemy jak ja powiesic.
- Na scianie? (pytam ostroznie)
- Ale trzeba albo ciac, albo bedzie bardzo wysoko wisiala. (to juz zostalo wystekane bo chlopaki moj nikczemny wzrost widzieli i widac nie bardzo mieli odwagi powiedziec, ze mozliwe, ze bede musiala na drabinke wchodzic zeby umyc rece...)
...... kilka godzin pozniej......
Demonstracja problemu.
- No widzisz? no i nie wiem jak wysoko te rogi wycinac...
- Wcale. Powiescie tak zeby sie opierala dolem na tej oslonce do rur.
- Serio?
- Jasne. Jest ok. przynajmnie nie ochlapie sie po pas przy myciu zebow ;).
- O rrrany, to dobrze, bo juzesmy kombinowali jakby tu szefowi zakosic kosiarke do drewna (tu padla znowu stosowna nazwa, ale wyleciala mi z glowy, wiec musi wystarczyc kosiarka do drewna) na jeden wieczor, zeby nie zauwazyl.

Panele zostaly zamontowane, sciany pomalowane na bialo, listewki przyklejone i podloga w kuchni polozona.
Wprowadzilam sie polowicznie, bo jeszcze bez mebli i bez drzwi wewnetrznych i czym predzej wykonalam w lokalu parapetowkowego Sylwestra. Tak drzwi do lazienki tez nie bylo.
Byl za to drazek rozporowy produkcji Fadera, a na nim narzuta na fotel, z fredzlami po obu stronach, co bylo kluczowe, przerobiona na zaslonke (jedna strone fredzli powiazalam w petelki i nanizalam na drazek), taka barowa troche, bo siegajaca jakies 20-25 cm nad ziemie. Ale nie w tym dzielo.

W ktoryms momencie dorobilam sie kuchenki gazowej (tej w ktorej pieklam sernik przed wycieczka do Torunia) i pralki (lodowka i mikrofala (pierwsza, ktora po kilku latach upgrejdowala sie o miotacz ognia w komorze mikrofalujacej i dostala eksmisje) byly jednymi z pierwszych nabytkow), ale zanim to nastapilo to skrecalismy z Faderem, szafke tymaczasowa pod zlew kuchenny, ktory nabylam wraz z reszta materialow wykonczeniowych.
Szafka miala prosta konstrukcja, a ze byla tzw pod zabudowe to nie miala drzwiczek ani blatu i zlew mial na niej po prostu spoczac i zostac podlaczony tak do wody bierzacej jak i odplywu.
no i teraz nie wiem jak to opisac zeby dalo sie zrozumiec...
Otoz ogolnie, jak ktos mial kiedys jakiekolwiek doswiadczenia ze skladaniem mebli od Szweda, zrozumie mnie doskonale.
Fader poztanowil odpuscic sobie instrukcje. W zasadzie nie mam oporow bo w takich sytuacjach tez sobie odpuszczam, bo takie proste konstrukcje to my wciagamy nosem.
Tym razem jednak mielismy publicznosc - z jakiegos powodu byla u mnie tez dElvix i byla swiadkiem tej sceny.
Fader wlasnie zaczynal przykrecac tzw drugi bok, zamykajac kontrukcje, gdy zauwazylam ze na deser pozostawil nam deseczke rozporowa, ktora nalezalo zamocowac pomiedzy dwoma bokami przy pomocy kolkow i kleju - stanowila czwarty bok pod zlewem. Sila rzeczy nalezalo ja zatem mocowac PRZED zamknieciem konstrukcji.
Fader jednakze z zapamietname 'mlotkowal' ten bok na miejscu i nie jestem pewna czy w gre nie wchodzil jakis element z klejem...
Troche mi zalezalo na tej konstrukcji bo juz mi szczerze dojadlo zmywanie w wannie, wiec podnioslam czym predzej deseczke i pytam:
"A to?"
"nie teraz, to na koncu" uslyszalam i juz wiedzialam, ze kompletnie mnie nie sluchal.
Bo Fader juz tak ma, ze jak ma publicznsoc to po prostu ignoruje czlonkow rodziny i robi preformance wylacznie pod publicznosci.
Zwykle mnie to wkurza, ale tym razem, jako, ze dElvix to moja blizniaczka ginekologiczna (przejezyczenie od blizniactwa i drzewa genealogicznego, elementary, dear Watson!), czyli wlasciwie rodzina, to po prostu zignorowalam irytacje i wrzasnelam:
"Ale Tato to ma wejsc TU, do srodka, to jak to zaklajstrujesz na ament to jak to tam upchniesz?? Sila Woli??"
dElvix dostala ataku smiechu, a Fader otrzasnal sie z zapamietania i odrywajac mlotkowany wczesniej bok wymamrotal z pretensja "No i czemus od razu nie mowila??"
Co mialam mu wytykac, ze mowilam, ale nie sluchal, jak i tak by mi nie uwierzyl ;)

Rzecz jasna w pewnym momencie pojawily sie drzwi wewnetrzna oraz jakies meble, w tym szafa w przedpokoju i tylko kuchnia stanowila pole bitwy przez dlugie lata.
Bitwy pomiedzy rozymi wyzwaniami zywnosciowymi, a mna.
Ale przynajmniej zmywac naczynia (poczatkowo nieliczne) moglam jak normalni ludzie, bez zmywarek - w zlewie...

Ciag dalszy wykanczania, a moze nawet druga tura, nastapily dopiero po paru latach i chyba zasluguja na swoj wlasny raport wiec na tym etapie na razie temat zawiesze...

28 comments:

  1. jakby nie paczac rade dałaś, brawo Ty :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak juz pisalam... Mloda bylam i kuloodporna... ;)
      A przez przeszlo 5 lat spalam na dymanych materacach, ktore stopniowo sie konczyly w rozny sposob przysparzajac mi rozmaitych rozrywek :D Fotela obrotowego sie dorobilam, a lozka nie hahaha.

      Delete
    2. przez trzy lata spalam , siedziałam i korzystałam z mebli, którzy inni wystawiali na śmietnik, no na czymś czeba było :D

      Delete
    3. A ja mialam wieszka od Szweda, ktory jak juz dorobila msie szafy sluzyl jak szafa przedpokojowa u dElvix, a jak juz i ona sie dorobila to poszedl do kolegi TaDzika i sluzyl jemu i rodzinie, dopoki sie szafy nie dorobili. A jak juz sie dorobili to zastrzel mnie jak chcesz ale nie przypomne sobie do kogo poszedl - chyba do kogos znajomego dElvix... I bylo tak: w Salonie juz po pol roku elegancki wypoczynek i debowa komoda sztuk dwa (kupione rzutem na tasme, jeszcze przed wstawienie mdrzwi wewnetrznych, co jest bardzo znamienne, podrazajac mnie w czarnej dziurze budzetowej na dluuuuugo), w spalni dymany materac i wojlok do siedzenia i polegiwania zamiast krzeselka (wczesniej urzedujacy w salonie zanim byl ten wypoczynek)oraz ten wieszka od Szweda, a w kuchni ten sam czarny stolik kawowy na hybrydowej nodze i te krzeselka turystyczne, lodowke oraz mikrofale na starej czarnej (pod kolor stolika...) szafce spod telewizora, ktorego nie mam. Koniec. I tak bylo przez jadne kilka lat.

      Delete
    4. wiesz, ja po ulicach Malej Ojczyzny te meble zbierałam :D a kuchenkę to miałam taka fajna, ze od palnika papierosa mogłam odpalać, niby nie dziwne, ale kuchenka była elektryczna :D

      Delete
  2. mRufo, ileś Ty przeżyła...
    A ja bym chciała vlog z Tobą, ale by było fajnie!
    Czekam na cd z napiętą gumką w majtkach!

    ReplyDelete
    Replies
    1. No to ja tylko mam nadzieje, ze ta guma dobrej jakosci i troche napiecia zniesie :) Bo wybieram sie na wojaz coroczny, migracja mRuf rzecz by mozna gdyby sie nas zebral dosc na klucz (czytalam juz, czytalam ;) ), ale w z braku klucza jutro kolo 13tej-13.20 pi razy oko, mozesz mi PandeMoniu pomachac lapka, bo bede przelatywac nad Twoim kawalkiem google maps ;)

      Delete
    2. Ojacie, może spadniesz? Będziesz lecieć nade mną, bo nade mną roztwiernięto korytarz powietrzny. Będę machać, taki wiatrak to będę ja!

      Delete
    3. Juz kiedys machalam Ci skrzydelkiem :D. Wolalabym jednak nie spadac, bo Marga sprawdzila u Miska i ten samolot co nim lece nie ma wbudowanego integralnego spadochorna niestety ;).

      Delete
    4. No chyba, ze tak :) to tylko pytanie kto szybciej - Ty czy oficjele za otwieranie drzwi samolotu w czasie lot lol :D

      Delete
    5. Czyli wszyscy się kochamy jak jedna rodzina :) widzialas PandeMoniu jak pięknie machalam w sobote? Dziś znowu będę prula korytarzem nadziemnym, ale choc odprawiałam się w pierwszej godzinie miejsc pod oknami już nie było. Ba! W ogóle były tylko 3 miejsca do wyboru z czego dwa prawie stojące ;)
      To pisałam ja, nie trener Jarząbek tylko mRufa, gospodyni :D

      Delete
  3. To mnie się przypomniało, jak to w obecnym apartamencie po wprowadzce zaczęliśmy remont po swojemu, czyli nie wiedząc nic o remontach, bez łądu, składu i sensu. ;))) ALE. Nasza niewiedza była niczym w porównaniu do magii wnętrz zastosowanej przez poprzedniego właściciela.
    WSZYSTKO przyklejone na silikon. Co ewentualnie mogło latać, zwisać, cokolwiek - to bach, silikonem. Zostałam po miesiacu mistrzem wydrapywania tejże gumy zewsząd.
    Tapeta w przedpokoju (wzór: róże, a'la Hiacynta Bukiet) zeszła razem z tynkiem.
    Kabel od żyrandola po pociągnięciu, żeby sprawdzić gdzie leci, okazał się połączony z gniazdkiem w następnym pokoju.
    Brodzik w łazience oparty na korku od kreta to już chyba legenda, to nie będę wspominać.
    Cała chałupa to jedna wielka legenda z dzikiego zachodu :D
    Tak że możesz umierać ze szczęścia, że mogłaś od zera swoje cuda popełnić, bo my mieliśmy jeszcze do wykopania te po poprzednim artyście w swoim fachu :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. No brodzik na korku od kreta kładzie system na wszystkie 4 łopatki!! In przypomina mi a) dziurę na kabel antenowy w ścianie zaszpuntowany gazetowym czopkiem i pięknie zamaskowanym tynkiem, acz tłok z jednej strony, w naszym domu w O, który z M&Msami dzieliliśmy oraz b) Diabła w buraczkach, który miał montowany 'prysznic' w zalewie i obciążniki dodatkowe były potrzebne, wiec staly się nimi chyba kawałki klucza nasadowego na trytytkach... Może t było coś innego ale na trytytkach na pewno!!

      Delete
  4. ... po prostu łatwiej jest komentować takie mniej rozległe wpisy :) ale to Twoje miejsce i możesz przecie tu pisać co chcesz i jak chcesz :) :) ... i tak przeczytam, jak już się do komputra z netem przyplątam :) :)

    Nadmienię, że właściwie wszyscy znani mi faceci, bez względu na wiek, kochają błyskotki. Normalnie jakieś kryształki, paseczki i wszystko co się mieni i świeci, i błyszczy jest ŚLICZNE! ... dlatego też ogólnie idąc na zakupy remontowe, w pewnych asortymentach, przestałam zabierać Młodego ze sobą.

    Co do samych remontów, to podobnie jak u Bożeny, Wersal był kosmosem :) a nawet KOSMOSEM pomysłowości poprzednich właścicieli. Poza silikonem, ulubionym narzędziem naprawczym, był tam TAKER. Wszystko było reperowane takerem, nawet elektryka. Gdyż przepalony kabel w ścianie, został zastąpiony nowym, puszczonym od puszki do kontaktu wierzchem... czyli po boazerii... do której był przymocowany zszywkami takera. O tapecie... w milionach warstw, gdzie oddarte rogi były do siebie taśmą bezbarwną przylepione, a do podłoża taśmą dwustronną szkoda wspominać. Mogłabym tak długo jeszcze. :)

    Majstrzy i ich pomysły to połowa moich siwych włosów, których już mam nie mało oraz osobna epopeja :) :)

    No i u mnie... właściwie nie było jeszcze parapetówy :)

    a co do przerabiania rurek to... akurat to przerabiają mi majstrzy ze spółdzielni i ci dla odmiany mają jedną stawkę na wszystkie drobne przeróbki ... czyli trzysta :|

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha, no widzisz, to ciekawostka bo ogolnie o ile wzrok ich (meski) ciagna blykotkowe kobiety to w temacie wyposazenia wnetrz raczej dosc spartanskich mezczyzn znam, tzn oprocz Fadera nikt mi znany nie ciagnal mnie do skecji lakierowanego drzewa czy tez pozlacanych kafelkow... ;)
      Mieszkanie moich rodzicow, ktore zostalo zadobyte w drugiej polowie lat 90tych tez bylo interesujacym zlepkiem prowizorki itp. Otoz sprzedawali je sasiedzi z pietra i rodzice uznali ze zepna sie w sobie i dokonaja dwustronnej tranzakcji - sprzedadza swoje mniejsze i kupia to sosiedzkie. Zawsze wygladalo ono pozadnie, i egzotycznie bo nie mialo drzwi w salonie, mialo bordowa sypialnie i baranek w salono-przedpokoju, mozaike na podlodze i pawlacz oraz brazowa glazure. Rodzicielskie tez mialo pawlacz oraz szafe a'la zabudowa tyle, ze z czasow gdy wszystko bylo robione z litego zelaza i stali czy rzadna tam luznka wiorowka czy mdf, ale konkret, job-twoju, czolgiem walniesz i nei drgnie, a takze glazure, ale zdobywana po kumotersku w ZPC jakosci epksportowej w cenie lokalnej bo inaczej sie nie dalo.
      Takze ja kprzystapili do dokladnej inwentaryzacji to po kolei dostawali malych kataplazm... Otoz Baranek na scianach byl bo sciany byly tat ku...sko krzywe ze po malowaniu na scianach pokazywaly sie plaskorzezby. Ba, jeden rog sciany w salonie byl wklesly bo plyta pekla przy montazu i zalatali zamiast wymienic, bo czasu szkoda albo co... Plytki w lazience trzymaly sie sila woli i po 5 latach zaczely wpadac do wanny bo ex-sasiad sam kleil i oszczedzal, pawlacz byl kombinowany z 3 roznych kawalkow plyty wiorowej i byl tez wkleslo-wypukly, a mozaika... hehe, byla nierowna, bo z odpadow, plus nie zostala wycyklinowana porzadnie przed lakierowaniem i mozna bylo terapie akupresury prowadzic tylko karzac pcajentom zdjac obuwie i pospacerowac ;) A to bordowe gówno ze scian nie dawalo sie zamalowac chyba 5 warstw poszlo zeby sie tego pozbyc. a juz o oknach z ktorych polowa sie nie otwierala nie wspomne bo to drobiazg i dopiero z rok przed sprzedaniem Fader wymienil. Fader byl gotów wykonac pelen remont zanim zacznie sie oglaszac i dlugo nie wierzyl mi, ze wartosc lokalu nie zwiekszy sie o wladowane w remont srodki, nie w wielkiej plycie z lat 70tych... Nawet analogia z samochodem nie pomagala... Dopiero jak wymienil drzwi wewnetrzne i wladowal w to kolejny kawal grosza a na pytanie ile moze dostac uslyszal dokladnie taka sama kwote jak przed oknami dala do myslenia. Ale córka jak papier, czy kamien wszystko zniesie, wiec ile "komplementów" uslyszalam to moje... eh...
      O, a aksamit w kratki wentylacyjnej to juz w ogole cymes... wlasciwie to nie wiem czy nie powinnam opisac tego, ale za malo pamietam bo zbiegalo sie to wszystko z moim pierwszym deploymentem na Wyspe. To juz niech bedzie w komciu. Otoz po zakupie i przeprowadzce wzielysmy sie z RO za ogarnianie kwadratu i postanowilysmy oczyscic kratke przwodu wentylacyjnego... Wlazlam zatem na wysokosci i wylupalam kratke. Oczom naszym ukazal sie... AKSAMIT... Na tej kratce. Zaskoczone zaczelysmy nawet spekulowac po co te kratke poprzendia gospodyni aksamitem pokryla gdy albo kichnelam albo upuscilam kratke na ziemie (albo oba) i okazalo sie ze to nie jest aksamit, tylko zarosnieta kurzem i syfem wentylacyjnym... rajstopa... I wydalo sie czemu zawdzieczali w lokalu brak karaluchow... (w mrowkowcach z wewnetrznym zsypem smieciowym przylazily nagminnie) Nam tez nie dokuczaly bo mielismy faraonki do rozrywki, a podobno tak jest, ze jak sa jedne to nie drugie... do dzis mam nawyk pakowania wszystkiego szczelnie i trzymania w lodowce, Fader tez... nawet pieczywa. chociaz moj lokal ma osobna altanke smieciowa w niejakim oddaleniu od budynku, wiec jedynie okolicznosciowy pajaczek przylezie. No dosc.

      Delete
    2. No to nic zaskakujacego, nierowne sciany, pekniete, obwisniete stropy, to po prostu normalka jesli chodzi o architekture lat 70... to ze tak napisze, wpusane bylo w urok budownictwa tego okresu i bylo tym dla lat 70 czym bogate zdobienia dla baroku :)

      A co ja bede pisac co bylo na moim kwadracie :) bylo tak (tak w skrocie i pobieznie oraz w obrazkach)
      http://mieszkaniekupilam.blog.pl/

      Delete
    3. Wiesz, nie licytowac sie tu zamierzam tylko przypomnial mi sie aksamit i wklesla sciana :) Blok byl z polowy 70'tych i oni sie don wprowadzili jako jedni z ostatnich ale jednak pierwszej transzy lokatorow, zamiana byla jakies 20 lat pozniej (z haczykiem) wiec niejako znane nam byly standardy lokalowe, a przynajmniej tak myslelismy, ale okazalo sie ze nic bardziej mylacego - pierwsze lokum byla wrecz modelowe - proste sciany, dzialajace okna - te pierwsze - i do samego konca. Fader co mogl robil sam, czego nie umial to kombinowal fachmana na boku. Balkony np w obu lokalach zabudowal wlasnorecznie. Nie pamietam czym byla pokryta wewnetrzna strona w tym ostatnim ,ale w pierwszym byla... uwazaj... BOAZERIA. I bylo to jedyne miejsce z boazeria w domu ;) sasiedzi z dolu walneli chyba po calosci i zdaje sie, ze Rodzicow efekt nie rzucil na kolana bo ze swoich planow zrezygnowali. W tym zamienionym lokum boazeria byla w dobudowanym przedpokoju po calosci - owszem pelne sciany i sufit, i jak w grobowcu zabejcowane na 'heban'. Po przeprowadzce (czytaj po remoncie) czym redzej zostalismy zalani przez sasieztwo z góry (ani pierwszy to byl raz ani ostatni), ale ten pierwszy byl znamienny bo biale sciany w kilku miejscach przestaly byc takie wielce biale, a pokrzywiona mozaika (po cyklinowaniu i pojedynczym lakierze - na wiecej nie bylo juz czasu - tranzakcja lancuszkowa) nabrala dodatkowych parametrow i mogla sluzyc jako model topograficzny moze nie Gór Swietokrzyskich, ale napewno White Horse Valley ;). Chyle kapelusza przed syzyfowa robota jakiej sie podjelas. Ja mialam latwiej bo jednak byl to stan surowy i dzieki zapobiegliwosci Rodzicieli (ksiazeczka mieskzaniowa), a takze przypadkowej chalturce autorskiej dysponowalam jakims tam budzetem po zakupie lokalu i czym predzej zakupilam z nigeo lodówke i te mikrofale aka miotacz plomieni ;).
      Nie na dlugo zatem starczyl i pozniej przez dluugi czas nie moglam sie polapac, ze ten przeciag to z mojego konta bankowego, ale nic to.

      Delete
  5. Mnie tez nie chodzi o licytacje :) tylko wlasnie o te finezje budowniczych oraz mieszkancow, plytki w kuchni jak skuwalam, to balam sie ze te na scianie dzialowej z WC to odpadna razem z ta sciana :) Boazeria... znam klimat z autopsji :) tyle, ze nie w hebanie. :)

    z budzetem to u mnie nie istnial od poczatku, ale wyboru nie mialam, bo to byl ostatni czas przed zmiana przepisow i teraz juz zupelnie nie dostalabym kredytu... a ksiazeczke mieszkaniowa tez mialam... Mama sie latami na nia szarpala, a jak mi ja bank przeliczyl (kiedys wczesniej) to sie okazalo, ze moge dostac za nia 600 PLN czyli jedno wielkie g...owno, bo jak sama wiesz takie remonty to sie liczy w tysiacach.

    U nas praktycznie nowych mieszkan nie buduja, a te ktore tak, to od 60 m2 sie zaczynaja... nie moja bajka, bo takiego kredytu bym nie dostala... a czynsz pozniej...

    ReplyDelete
    Replies
    1. No popatrz, to ja uwazalam, ze nie zalapalam sie na te uber premie budowlana co byly przez chwile, ale po rewaloryzacji i tak bylo nienajgorzej. Moze tam byl jakis termin zglaszania do rewaloryzacji, albo co? Bo kolego moje korzystali jeszcze w kolenym roku po moich ekscesach... Ale wyznam, ze ani tego nei rozumialam za mocno, ani juz za wiele nie pamietam, wiem tylko ze kilka lat wczesniej RO moja narzekala, ze sie nie skorzystalo, ale jak juz ja uruchomilam to cieszylam sie jak glupia do sera, ze mi starczylo na materialy wykonczeniowe oraz lodowke i ten mikrofalowym miotacz ognia... ;).
      Boazeria w hebanie 'all over' w tunelu bez okien Kochana, to jest klimat. To sie od razu czujesz jak zmartywchwstala co rano wychodzac z chalupy... ;)
      Teraz chyab w ogole buduja albo schowki na szczotki i szalety albo palace.

      Delete
  6. Az sie lezka w oku kreci na wspomnienia takich pierwszych miszkan.... :)
    Ale prosze pan kochanych, boarezia - pffff! Co tam boazeria - w naszym pierwszym mieszkaniu byla, w kuchni i w przedpokoku - UWAGA - LAMPERIA z olejnej farby! Koloru srakowarego. No mistrzostwo swiata. A jak ciezko bylo to zdrapac, jeeesu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W pierwszym rodzicielsmik tez byly lamperie, w puchni i przedpokoju. Uratowaly sciane przez remontem po pewnym zderzeniu mojego palca z rzwscieczonym chomikiem (z pierwszej transzy chomiczej mego zycia. byly 3.5, polowka w postaci okazjonalnej opieki na szczurkowatym znajomych). Ale kolor byl znacznei bardziej akceptowalny, nijakich srakowatosci ;)

      Delete
    2. rozwscieczony chomik... to brzmi jak najgorszy koszmar w ponura noc pelna wycia wilków!!!

      Delete
    3. Prosze:
      http://img03.deviantart.net/2d77/i/2006/189/1/b/flying_hamster_of_doom_by_cjfurtado.jpg

      oraz prosze:
      http://1.bp.blogspot.com/-iLGj28mvSAU/VXRUlt6NDgI/AAAAAAAATsw/8XUb0Tlsr10/s1600/hamster-of-doom.jpg

      moglam napisac wscieklym, ale wscieklizny nie miala, co najwyzej mentalna wscieklice ;) do dzis na mysl o byciu urypana przez chomika mam dreszcze ;)

      Delete
    4. chomiki, parasole - ten swiat jest pelen pulapek...
      Jak zyc?! No jak?

      Delete