Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Thursday 28 September 2017

Podróz na Kraniec Swiata, rozmowy (nie)kontrolowane i czy wedrówki z mRufa pozwalaja zachowac powage.

Przyjechala do mnie kuzynka.
Juz o niej bylo, albowiem jest to Mac mojego CO (Chrzesniaka Osobistego).
Sama przyjechala.
Miedzy innymi musiala biedaczka odsiedziec swoje na najbardziej odludnie umieszczonym lotnisku Londka - lotnisku, ktore znajduje sie na takim zadupiu, ze juz jakies 5 mil przed nim obserwujemy jak ptaki zawracaja, a poprzednio jak tam bylam, to jestem pewna ze zaobserwowalam psa, ktory poszczekiwal tylkiem.
Dla spojnosci, po drugiej stronie tej podrózy tez mamy do czynienia z antyteza wyszukanego lotniska, rzec mozna by, ze czlowiek jak wysiada na Planecie Ojczystej na tym lotnisku to ma dejavu i sprawdza czy nie cofnal sie o 30 lat w czasie, albo jakims osobliwym paradoksem czaso-przestrzennym nie wyladowal na przyklad w australijskim Cairns, albo na przyklad irlandzkim Cork w 2005 (pozniej na owych lotniskach nie bywalam wiec nie bede ich szkalowac).
Aczkolwiek co do strony Planety Ojczystej to ja sie nie bede wypowiadac autorytatywnie, bo poza Okeciem nie bywam, a poglad inspirowalam czytajac Janine Daily.
W kazdym razie, lotnisko na zadupiu Londka ma to do siebie ze jest szalenie elegenackie, jakby w desperackim zaprzeczeniu swojej zadupiastosci i ptaków obserwowanych z oddali, tam gdzie wlasnie zawracaja.
A co za tym idzie, ma tez najdrozszy parking swiata, co odkrylam w ubieglym roku, pobierajac stamtad CO z Macia i z racji bycia wyjatkowo prawie niespozniona musialam poczekac na nich ponad godzine co mocno nadwyrezylo moj budzet wakacyjny.
Chcac uniknac az takiego nadwyrezenia tym razem i swiadoma mojego obecnego trybu pracy - co miesiac zbieram tyle nadgodzin ze jakby mi za kazda placili £1 na reke to mialabym srednio dyszke miesiecznie - zapowiedzialam kuzynce, ze jesli poczeka cierpliwie to ja odbiore.
Zgodzila sie chetnie bo opcja byla jazda 3.5 autobusem i dojazd do celu pozniej niz czekanie i jazda ze mna - bo dodatkowym atutem lotniska jest fakt, ze autobus pokonuje trase w 3.5 godzini jezdzi raz na 3 godziny, a ja ten dystans pokonuje w 1.5 godziny.
Pobyt kuzynki byl zaplanowany tak, ze w weekend pojedziemy na "kraniec swiata", zwiedzajac po drodze jakas atrkacje, nastepnego dnia wrocimy z podobnym programem, a w poniedzialek odwiedzimy muzeum w Salisbury, bo posiada ono w sobie wystawe pt Swiat Terry'ego Pratchetta.
Zaskakujaco dla wszystkich a juz szczegolnie dla siebie, wszystkie te punkty programu zostaly zrealizowane, acz nie bez paru niedogodnosci i paru ataków smiechu.
Wyruszylysmy w sobote tylko 30 minut pozniej niz mialam nadzieje, pogoda nam dopisywala, korki jakos nie dreczyly.
Podroz mijala gladko, pogawedka rowniez i z jakiegos powodu weszlysmy na temat religijny. Tzn nie zaczelysmy sie z nienacka modlic ani nic z tych rzeczy, ale cos tam bylo o roznych smakach i odmianach i jak to niektore sie toleruja, a inne kompletnie nie, a takze o tym jak to polski kosciol katolicki nie pozwala brac chrzestnych nie-katolików, ani kaotlików zyjacych wylacznie ze slubem cywilnym, a i rozwodników niechetnie widuje, podczas gdy tenze sam kosciol katolicki, ale na takiej Wyspie bez oporów ksieza akceptuja rodziców chrzestnych z CofE itp, na co kuzynka poinformowala mnie, bo w tematyce rozeznana, ze ochrzcic w wierze katolikciej moze kazdy, wiec te obwarowania polskiego kk sa komletnie bezzasadne, bo wystarczy wypowiedziec odpowiednia formulke i koniec.
I posluzyla przykladem:
"Gdybys na przyklad teraz, tu na autostradzie urodzila dziecko (tu zauwazyla moja zdegustowana mine), no albo ja na przyklad, a w tym czasie przejezdzalby tedy jakis Hindus i bys mu powiedziala, ze chcesz to dziecko ochrzcic"
"Ale przeciez matka moze sama ochrzcic" wtracilam ja.
"No ale jakbys umierala i ostatnim tchem poprosila tego Hindusa"
"A skad ja Ci tu teraz wezme Hindusa?? Pusta droga jest!" wtracilam znowu ja.
"No dobra to iny przyklad. Na przyklad dwoch Hindusów na bezludnej wyspie i jeden jest umierajacy i ostatnim tchem pragnie zostac przed smiercia chrzescijaninem, to ten drugi jak wypowie odpowiednia formule... a no i musza miec na tej wyspie slodka wode!"
"A jak nie maja? Slona nie moze byc?"
"Nie, slona nie. Sol jest tez potrzebna do czego innego, ale musi byc slodka woda. Musieliby miec destylator."
"A do czego sól?" dopytalam szczerze zaskoczona.
"No bo sól tez jest do chrztu uzywana"
"Powaznie? Nie pamietam tego!"
"No bo wlasnego chrztu zwykle sie nie pamieta!"
"No tak, ale przypominam Ci, ze bralam udzial w paru chrztach nie swoich, z czego ten ostatni zaledwie jakie 5 lat temu i tez nie kojarze soli"
"hm, to moze w prawoslawnym obrzadku jest sól?" zastanowila sie kuzynka i dodala,
"Jak nie ma slodkiej wody to najwyzej moga sie ochrzcic w prawoslawiu!"
"Wiesz jak nie maja slodkiej wody i jeden juz umiera to ten drugi tez za dlugo nie pociagnie prawde mowiac" wyglosilam z namyslem " to moze niech sie juz obaj ochrzcza od razu jak ich tak przypililo".
Tu zakonczyla sie nasza mozliwosc powaznej dyskusji i pojechalysmy dalej.
Po drodze zawadzilysmy o atrakcje turystyczna i artystyczna.

The Minack Theatre - teatr sezonowy, obecnie nadal w uzyciu.

Ktore zreszta odwiedzalam jako starego przyjaciela, bo 7.5 roku temu bylo tak:
Ten sam tear ale jeszcze przed sezonem
Po zwiedzaniu teatru po paru minutach dotarlysmy do celu - mianowicie do Land's End czyli na kraniec swiata.
Na miejscu okazalo sie, ze:
  • niby mamy pokoje na tym samym pietrze, ale wioda do nich dwie osobne klatki schodowe i zeby sie odwiedzic musimy zejsc z pietra drugiego na pierwsze i drugimi schodami abarot na drugie
  • w hotelu odbywa sie uroczystosc odnowienia slubów malzenskich, czyli lokalnie kultywowana tradycja pozwalajaca miec wiecej niz jedno wesele, nawet jesli para sie nie rozstaje, a co za tym idzie moze byc dosc szumno i gwarno
  • moj pokoj jest mezczyzna i na dodatek serem, a kuzynki oceanem i z niewiadomych powodów kuzynka czuje sie poszkodowana mimo, ze w swoim pokoju ma widok na ocean z dwoch okien a ja tylko z jednego, bo w ogóle mam tylko jedno okno
Sir Humphry byl chemikiem i eksperymentowal miedzy innymi z gazem rozsmieszajacym przy okazji uzalezniajac sie od niego. Ha!
  • w hotelu oprocz nas sa jeszcze dwie polskie ekipy gosci i jedna z tych grup ma auto wypakowane po dach siatami z Biedry, co kuzynke zaskakuje tak bardzo, ze az zaczyna podejrzewac, ze na wyspie jest siec sklepów. Dementuje te podejrzenia.
  • spotkala mnie osobliwa przypadlosc - mianowicie w polowie rozmowy z Faderem, za posrednictwem polskiej komórki sieci w kolorze owoca cytrusowego mialam przezycie godne z Twilight zone - mianowiecie w polowie rozmowy tak jakby ktos do mnie zadzwonil i skonczyl trwajace polaczenie i uslyszalam cala dotychczasowa romowe od poczatku, ale wylacznie strone dialogowa Fadera. po dluzszej pertraktacji z roznymi telefonami dokonczylam rozmowe a to dziwne wydarzenie zwalilam na karb lokalizacji - w koncu kraniec swiata - moze nie end of universe, ale blisko.
  • Oba pokoje sa z widokiem na morze przy czym moj wylacznie na te oto latarnie, ktora jest dosc szczególna, ale o tym za chwile. 
  • Zgodnie z moja zapowiedzia piz.... erm... wieje jak w kieleckiem wiec kuzynka przygotwana wbija sie w czapeczka, a ja z rozgoryczeniem przypominam sobie, ze opaske nadal mam w bagazniku samochodu i za Chiny Ludowe nie chce mi sie po nia wracac, czym prawdopodobnie pieczetuje swoje losy i zapraszam kaktusy do gardla, niewykluczone, ze wieksza ekipa.
Rezerwujemy sobie stolik na kolacje i idziemy sie przewietrzyc. Widoki zapieraja dech w piersi rownie skutecznie co wiatr.
Przy jednym szczegolnie malowniczym klifie czy tam innym zboczu, ogrodzonym nadzwyczajnie nieprzystepnym stalowym drutem na wysokosci pol lydki doroslej jednostki ludzkiej przystajemy i popelniamy sesje fotograficzna geografii.
Kuzynka w zapamietaniu i przy uzyciu - uwaga - TABLETA - odwala te sesje i przysuwa sie coraz blizej i blizej do owego drutu. Dzieci niby ma dorosle, ale czuej w sobie lekki niepokoj, podsycany nadpobudliwa wyobraznia, wiec mówie:
"Uwazaj tylko i sie tu nie wykopyrtnij."
"Nie, nie" odpowiada dosc stoicko kuzynka "Po pierwsze mam lek wysokosci, a po drugie nie najlepiej plywam."
"Mysle, ze jesli stad zlecisz, to plywanie bedzie ostatnia rzecza o jaka sie bedziesz martwic." mwoei do nie nieco ubawiona.
"Ha, ha, masz racje, ale i tak pewnie jakby zleciala to glownie wrzeszczalabym ze nie umiem plywac"
"No wiesz, ja nawet umiem plywac, a jak ja stad bym zleciala, to tez mi to w niczym by nie pomoglo."
W drodze powrotnej przysiadlysmy przy zamknietym budynku, który niegdys byl schroniskiem specjalnie dedykowanym ludziom przeciwnym uzywek i postanowilam sprawdzic w internetach manu hotelowej restauracji. Menu, jak menu, dosc przystepne, odczytalam i jako grand finale dodalam uspokajajaco:
"Oczywiscie maja tez pieczaki."
kuzynka kiwa ze zrozumieniem glowa, a ja nieco zbaraniala usiluje wytlumaczyc.
"No te, qr.... pieczaki!"
kuzynka nadal kiwa co zaczyna mnie irytowac bo juz wiem ze nie ma pojecia o czym mówie, ale kiwa albo z grzecznosci, albo zinterpretowala mnie krestywnie.
"No ziemnione!!" wykrzykuje juz sfrustrowana.
"Taka zapiekanka z pieczarkami?" doprecyzowuje kuzynka.
"NIE!! ZIEMNIAKI PIECZONE!"
i juz uspokojna po przelamaniu oporu cholernych pieczaków, dodaje
"z roznymi dodatkami".
Podczas wieczerzy obserwowalysmy te osobliwa latarnie, ktora wraz z zapadajaca ciemnoscia zaczela mrugac, ale tak kropecznie niemrawo i co gorsza na czerwono, co kuzynke zdegustowalo bo spodziewala sie ze snop swiatla godzien penitancjarnych szperaczy bedzie omiatal nasze sypialnie wraz z reszta hotelu, mnie nawet ulzylo i usilowalam ja przekonac ze snp wali na morze, a na nas tylko te czerowne blyski, ale mi niedowierzala, wiec wyguglowalam te latarnie i przeczytalam nam, ze wali snopem w strone morza, a nie ladu, a takze truka we mgle.
Pogodnie i pochopnie, a takze na glos, ucieszylam sie ze tego juz nie doswiadczymy i wieczor uplynal nam bez szczegolnych zaklócen.

-------------pare godzin pozniej-----------

Noc zapowiadala sie ciepla, wiec umylam lepetyne, i z podsychajaca poszlam spac z uchylonym oknem - okno mialam osloneite od wiatru i cieplo bylo tak ze nawet koldra wzgardzilam.
zanim usnelam uslyszalam jeszcze sasiadów wracajacych z jubelku (tej przysiegi malzenskie) i usnelam.
Snily mi sie jakies osobliwosci, nawet juz nie pamietam jakie, oprocz jednej - mianowicie snilo mi sie ze spie i ze dzwoni budzik. Dziwny taki bo nie moj. No to go wylaczylam i spie dalej (w tym snie). A on dalej dzwoni. Tak wylaczalam go pare razy az w koncu postanowilam odwrocic sie na drugi bok - nadal we snie, a majac w realiach do dyspozycji takie waskie lozko, ze musialam sie czesciowo przebudzic zeby odwrocic sie na ten drugi bok - inaczej bym sie spitolila z dosc znacznej wysokosci - bo klasyczne wyspowe lozka sa dosc wysokie- i w tym czesciowym rozbudzeniu dotarlo do mnie, ze ten "budzik" to wcale nie sen.
Nieco jeszcze polprzytomna zaczelam sie wsluchiwac. Tak stanowczo jest to dzwiek z jawy nie ze snu.
Moje osobiste alarmy maja znacznie bardziej wyszukane dzwieki, wiec sprawdzilam okoliczne radio z budzikiem, bo moze jakis debil, znaczy poprzedni gosc ustawil sobie alarm na srodek nocy i zapomnial deaktywowac, ale nie, to nie radio z budzikiem.
Tu pomyslalam bardzo brzydko o sasiadach, ze pewnie to oni ten budzik maja i ignoruja, ale dotarlo do mnie, ze skoro ja go slysze na tyle zeby spenetrowal sciane snu to u nich musi byc glosniej.
I w tym momencie sie przestraszylam bo wyszlo mi, ze to pewnie alarm pozarowy.
To juz mnie kompletnie rozbudzilo, sprawdzilam pokój i jednak nie, nie alarm pozarowy.
Ale wtedy dotarlo do mnie, ze glosniej slysze dzwiek jak jestem blizej okna.

LATARNIA!! dotarlo do mnie.

Popedzilam do okna i faktycznie za oknem widac bylo doslownie gówno i wcale nie dlatego, ze ciemno - przeciwnie znaczniej mniej ciemno niz bym sie spodziewala, ale za to blyskania latarni kompletnie nie widac.

Otoz w czasie wczesnych godzin nocnych od oceanu nadciagnela mgla i ta cholerna trukajac latarnia zaprezentowala nam wszystkie swoje atuty!

Zamknelam w koncu okna na sztywno, bo przy rozszczelnionym nadal bylo slychac to trukanie dosc wyraznie, a i tak reszta nocy przebiegla mi srednio bo to cholerne trukanie przechodzilo przez szyby jak cieply noz prez maslo, a takze przez poduszke naciagnieta na leb.

Kuzynka przyznala, ze i ona slyszala trukajaca latarnie, ale nie zaklocilo jej to snu, bo jednak okno miala nie bezposredni na latarnie, a nieco z boku.

Opowiadajac o tym Faderowi pare dni pozniej uslyszalam:
"Ty ostatnio cos nie masz szczscie z tymi pokojami hotelowymi, co? We Fromborku tez mialas gorszy pokoj, nawet bylo mi Cie szkoda, ale nie chcialas sie zamienic" 
No nie chcialam. Mam jednak o 40 lat mniej niz Fader wiec uwazam, ze moge nieco wiecej dyskomfortu stolerowac ;).

Nastepnego dnia ruszylysmy w tej cholernej mgle w droge powrotna, zegnane zalosnym zawodzeniem trukajacej latarni.
Wracajac przez Cheddar dokonalysmy rozmaitych zakupow - rozne rodzaje sera cheddar i calkiem niechcacy przjechalasmy przez niezwykle malownicze Cheddar Gorge - polecam, widoki niezapomniane.
Nastepnego dnia, jak juz sie laskawie przebudzilam bo jednak noc z latarnia wokalnie aktywna wymagala odespania udalysmy sie na znacznie krotsza wycieczke - do Salisbury odwiedzic wystawe Swiat Terry'ego Pratchetta (tez sera zreszta) i byla to calkie mprzyjemnie urzadzona wystawa, aczkolwiek zeby nie kuzynka to bym sie tam solo jednak nie wybrala - w temaciu muzealnym to ja jednak poza technike i militaria nie zagladam.
Abu wycieczka nabrala wiekszego sensu udalysmy sie tez do okolicznej katedry, najwyzszej na Wyspie a drugiej co do wzrostu po Ulm podobno (tak mi 11 lat temu mówiono), gdzie usilowalam kuzynce pokazac ze jest krzywa, ale nie moglam sobie przypomniec gdzie patrzec zeby to zobaczyc, a takze swiece Amnesty International, ktorej tez ni moglam namierzyc prawdopodobnie dlatego ze w czesci sakralnej odbywala sie jakas uroczystosc ku pamieci i nie mozna bylo tam lazic, ale i tak wycieczka byla udana bo kuzynka popatrzyla sobie na jeden z czterech zachowanych egzemplarzy karty praw (magna carta) (ja nie bo juz raz widzialam, to po co mam dwa razy literki wypatrywac ;) ).
A takze trafilysmy na widne zwierciadlo ktore w cudny sposob pokazywalo strop katedry wiec nie trzeba bylo lba zadzierac. Konstrukcja byla bardzi intrygujaca bo nieskalanie spokojna tafla wody, po czterech "rogach" splywala na posadzke, ale tak sprytnie, ze nich nie chlapala po posadzce ani po girach ludzkich.
O prosze:
Pierwsze podejscie do opelnienia powyzszego obrazka oczywiscie zakonczylo sie porazka bo jak tylko sie do ustrojstwa zblizylam to jak szarancza zbiegla sie grupa mniej ub bardziej leciwych turystów rozmawitej konduity i dalejze przepychac sie do lustra celem sprawdzenie czy im sie mordy do góry nogami nie odbijaja itp.
Znajac juz te szczególna wlasciwosc mojej osoby - gdzie nie wejde, natychmiast nagle robi sie to miejsce centrem uwagi i gromadzi sie w nim tlum, popatrzylam tylko z zalem na zrujnowany piekny widoczek i juz otwieralam usta, zeby powiedziec kuzynce, ze 'chodz udamy ze odchodzimy kompletnie niezainteresowane i wrocimy za chwile jak onie se wszyscy pojda w pineche', ale nie zdazylam bo do mojego boku zblizyla sie jakas baba, w wieku juz dawno nie produkcyjnym, z druga, rownie zaawansowana w latach, podsadzila pod strumyk lape i dawaj cos dziamgotac w swoim narzeczu i rozchlapywac te wode wokolo.
Bardzo blisko moich odnzózy.
Zamiast zaplanowanych slów wyrwalo mi sie dosc glosno i wyraznie i bardzo po polsku:
"A oblej mi nogi cholero, to zlego slowa Cie nie powiem" smiertelnie powaznym tonem typu 'zabije cala Twoja rodzine wydlubujac im serca tepa lyzka, a pozniej wyciagne cie pluca przez odbyt.'
Kuzynka na to wybucha niekontrolowanym chichotem rujnujac calkiem efekt dramatyczny.
No moje pelne wyrzutu spojrzenie wyksztusila tylko usprawiedliwiajaco:
"Bo mnie strasznie bawia Twoje komentarze!".
No moze i fajnie, ale efekty komentarza totalnie zrujnowany, nie pozostalo wiec nic innego niz odejsc udajac kompletny brak zainteresowania i powrot po jakichs 20 minutach podczas ktorego towarzystwo wokol lustra wody zorietnowalo sie ze mnie juz niema i rzucilo sie niewatpliwie na poszukiwania!

13 comments:

  1. Ten parking aż za takie miliony? Na bogów, tak się robi interesy...
    A czy na wystawie T.P. można było kupić milion arcydrogich pamiątek? Bożena kiedyś tam do Was pojedzie i se kupi - o taki: https://www.discworldemporium.com/306-thickbox_default/-i-ate-nt-dead-necklace.jpg :D

    Bożence się bardzo podobała Wasza rozmowa ciążowo - Hinduska. Do tego stopnia, że widząc niec zdziwione spojrzenia współsiedzących osób w Kopalni Odkrywkowej (bo teraz już na parterze, a nie minus jeden) przypomniała sobie, dlaczego się Ciebie nie czytuje w pracy, nawet jak się ma przerwę akurat ;)
    Relacja z hotelu na pierwszy rzut podniosła brew na granicę zerwania skóry nad okiem, ale potem się Bożence przypomniało, KTÓŻ pojechał na wyprawę i zdziwienie odpuściło. Swoją drogą, zacny patron pokoju, nie ma co:D

    Latarnia też niezły psikus. Musiała nadawać naprawdę solidnie, żeby statki wszelkie w niepogodzie słyszały - nie ma co. Atrakcja jak się patrzy.
    Ale te świergolki taplające się w wodzie to słomy w butach nie miały czasem? :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja moge potwierdzic, ze taka mgielna syrena to naprawde solidnie nadaje. Nie bylam co prawda w Land's End, ale przy odpowednim kierunku wiatru slysze taka z naszego portu, a to jest ladnych pare kilometrów jednak.

      Miec taka tuz pod oknem hotelu - no czysta rozkosz! Az sie prosi przewartosciowanie syreniej przygody Odyseusza - moze tak naprawde sie biedak musial przywiazac do tego masztu, zeby z rozpaczy i wku*wu nie wyskoczyc za burte ;)

      Delete
    2. Swiergolki jesli mialy lome, to dobrze upchnieta w nogawicach legginsow, pod cholewkami elegancki UGG-inspired boots made in China. Podejrzewam, ze nawet nie zauwazyly tego efektu odbicia stropu w lustrze wodnym ;)

      Oraz owszem, mozna bylo kupic milion arcydrogich pamiatek. akurat wisiorka ie zauwazylam, zle to raczej dlatego, ze przestalam patrzec jak tylko zobaczylam cene na podkladkach pod kubeczki. Z zalem jednakowoz stwierdzam, ze ceny w itnernecie sa identyczne - znaczy muzeum dodatkowo nie zdzieralo.

      Tez mnie nic w hotelu nie dziwilo, a po zagraniach latarni to nawet wyjatkowo malo nieprzystepna cena pokojow pojedynczych z widokiem na morze przestala byc intrygujaca... nie zeby tanio bylo, no nie? ale duzo mniej drogo niz sie obawialam guglujac ten wlasnie hotel...

      Delete
    3. Diable - popatrz jak nadalas mityczenemu Odyseuszowi ludzkiego wymiaru... istotnie jesl ite jego syreny tak stadnei potrukiwaly, co 10 sekund - powtorze duzymi literami
      co DZIESIEC sekund
      to i tak cud e tego masztu z korzenim, tfu kilem nie wyrwal i nie popedzil ich nim naprzac. Ja bylam blisko tylko oprocz kubka i czajnika nic sie nie dalo przez okienko przepchnac z sensownym zamachem

      Delete
  2. Ty, ale o tej soli to tez nie wiedzialam. Posypuje sie po czólku? Daje do zjedzenia? (beczke?!)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otoz wlasnie nie wiem - kuzynka sobie nie przypomniala przed wtorkowym porankiem. Dopytam przy okazji ;)

      Delete
  3. na budżet wakacyjny masz teraz prosiaka, wiedziałam co robię! :D mniamnicki kk jest tez jak najbardziej liberalny, bierze wszystko na krzestnych, co na drzewo i do wody nie ucieka oraz pól zdrowaśki umi ;)))
    nie rozumie rozterki, woda jest juz solona, wiec ososcho? :D
    amfiteatr przepiękny #zachwytzachwytzachwyt!!!

    pamiętasz Klin Chmielewskiej? takie numery miałam w polskim telefonie, za polskich czasów bardzo często, raz nawet się na randkę omówiłam z facetem ,który kłócił się ze swój laska telefonicznie, a ja wbiłam sie na trzecia :D
    najwyraźniej wiatr historii Cie tam przy tej latarni dopadł :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Buzet wakacyjny ubiegloroczny byl nadwyrezony. tegoroczny urlop byl nietypowy bo malych porcjach i roznych miejscach Europy, wiec tego ;) Ale owszem owszem Reisebank jest ;)

      A tym telefonem tez tak pomyslalam, ale pare dni pozniej mialam identyczna sytuacje z tym samym telefone i nowa rozmwoa z Faderem i z pieleszy domowych juz wiec albo ten wiatr historii tak mnie dopada co jakis czas albo mimo braku roamingu magiczna pomaranczka ma jakies limity zeby mniej stracic na tym braku roamingu lol!
      Albo...
      moj numer szatana jest na podsluchu ktory szwankuje! Eek!

      Delete
    2. ... albo Waszczykowski Cie namierza, albo jeszcze gorzej ... Fadera namierza Błaszczak ;)))

      Delete
    3. Nie znam tych panów, ale dokonam testu. Zadzwonie do sekretariatu i bedziemy pitolic min 10 minut i jesli atrakcja sie powtorzy to namierzany jest numer szatana. powodzenia bo uzywam go nader rzadko :D

      Delete
    4. Ty znać nie musisz, wystarczy, ze oni Cie znajo :D

      Delete
    5. w sensie ze ni mam pojecia kto one, te pany ;)
      A ze wystarczy, ze mnie znajo... heh, chyba im sie tylko wydaje lol.

      Delete
  4. I wyjasnilo sie czemu te ptaki zawracajace, czemu te psy poszczekujace zadkami...
    "Stansted is a designated airport for dealing with hijacks and major security alerts" pisalo dzis BBC w zwiazku z falszywym alarmem i poszczuciem samolotu lokalnymi Tornadami.

    ReplyDelete