Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Thursday 26 July 2018

Gry i zabawy ichtiologiczne czyli mRufa na wystepach goscinnych w Normandii

Otóz w ubieglym tygodniu wybralam sie troche z koniecznosci do Francji.
Z koniecznosci, bo w zasadzie budzet urlopowy jest na debecie od paru lat, ale poniewaz obecny projekt ujawnil jednodniowy poslizg, a ja mialam 3 dni nadgodzin do odbioru w tym miesiacu to zlosliwie postanowilam sobie je odebrac oraz dlatego, ze musialam zalatwic w kraju wina i zabich udek oraz slimaków pewna sprawe biurokratyczna.
Sprawe zalatwilam czesciowo, bardziej niz mialam obawy, a mniej niz powinnam.
Korzystajac z owej koniecznosci i zachlannie wysepionych 3 dni wycelowalam w weekend i umówilam sie z V, ze ich odwiedze przy okazji, bo jednak szmat czasu sie nie widzialysmy - na oko jakies 3 lata, a ta z kolei zapowiedziala, ze z tej okazji zabierze mnie do Deauville, w Normandii.
Nastawiona na takie eleganckie okolicznosci przyrody, nie majac kolczyków z brylantami, zapakowalam spodnie typu wieczorowego (zamiast drugiej pary spodni codziennych i pary sandalów).
Zapakowalam tez kostium kapielowy bo skoro w kurortach to na pewno basen w hotelu bedzie to se poplywam.
Jako doswiadczona turystka (przez los i pogode doswiaczona), zapakowalam tez kurtke z kapturem oraz antygwaltki.
W efekcie takiego pakowania zapewnilam brak deszczu i pogode jak drut. Co prawda prognoza zlosliwie sugerowala chlody wlasnie w Normandii, ale swiadoma tej kurtki od deszczu i posiadanych dlugich spodni wielosezonowych cala droge prowadzilam pogadanki motywacyjne, ze "mam kupalnik, kupatsya budu" bo jak juz wspominalam V jest Australijska Rosjanka, urodzona na Ukrainie i od przeszlo póltora roku czekajaca na decyzje w sprawie paszportu francuskiego. Istny sok wieloowocowy ;)
O, malzonek V uparcie sie z nas nasmiewal, ze wykapiemy sie do wysokosci kostek i bedziemy schrzaniac z plazy i posunal sie nawet do czynnego sabotazu wymyslajac dla nas dluga droga z planami póltoragodzinnego spaceru w jakims miescie o nazwie CAEN, o którym rzadne z nas wczesniej nie slyszalo (a które jest stolica regionu Calvados, na co ja sie najpierw podjaralam bo zaczelam niesmialo liczyc na wizyte w destylerni loklanej - och w jakimze bylam bledzie), spaceru odmówilam stanwoczo bo temperature w okolicy 28 stopni i zywe slonce skutecznie mnie zniechecalo do marszów bez celu po sladach jakiegos debila z 11 wieku (przepraszam osoby histerycznie inklinowane, ale akurat takie atrakcje mnie nie interesuja (nie ta epoka histeryczna), nawet fakt, ze tym debilem byl Wilhelm Zdobywca nie zrobil na mnie wrazenia), nastepnie poslugujac sie jakimis osobliwymy wskazówkami z internetu przegonil nas przez pól miasta szukajac restauracji, która juz nie istniala, by w koncu zasiasc w koszmarku na ulicy, obok odswiezanej wlasnie katedry czy tam innego opactwa, który serwowal (koszmarek, katerdra zas serwowala nic) wylacznie padline rozmaitego autoramentu.
To ta katedra, czy cós. Na jej tylach przy remontowanej wlasnie uliczce lubo tez deptaku znjadowalam sie knalpka-koszmarek. Ale zarcie bylo nieszkodliwe i np w porównaniu z Wyspa boskie, ale w porównaniu z innymi miejscami we Francji to takie sobie ;)
Owszem uparcie jestem "recovering vegetarian", czyli wegetarianka na odwyku, ale w restaurajach zwykle wybieram opcje wege, pod warunkiem, ze sa zjadliwe. niestety w koszmarku nie bylo jadalnych wersjii wege, wiec ze startera zrezygnowalam kompletnie, na glówne danie wybralam jedyne co mi sie udalo zorzumiec samodzielnie w menu czyli burger (po poprzednich doswiadczeniach z posilków we FR w towarzystwie V, wole nie polegac na ich interpretacjach jezykowych potraw (kacze plecy) i próbuje sie sama zorientowac co jest w ofercie) oraz trio serowe Normandii - tak sie to nazywalo, slowo honoru.
Oprócz oslepiajacego slonca i morderczego burgera który mnie pokonal rzucil sie na mnie wychodek.
Biernie sie rzucil, mianowicie musialam skorzystac.
Wejscie bylo neutralne i tylko jedno wiec uznalam ze to co-ed i slusznie.
Ale w najdzikszych widach nie przewidzialabym formy owego co-edu. Otóz wchodzilo sie i pierwszy widok jaki czlowieka spotykal byl pisuar, bez mala na wprost drzwi (po lekkim skosie i bez jakichkolwiek drzwi). Szczesliwie akurat nie byl w uzyciu bo nie wykluczone ze z zaskoczenia bym cos powiedziala w sposób dynamiczny i gawaltowny.
Mimo, ze w uzyciu nie byl, to wystawilam leb na zewnatrz celem upewnienie sie ze nie wlazlam z rozpedu do meskiego wychodka.
Ale nie.
Uspokojna wstepnie rozejrzalam sie na boki. Po lewo byla umwyalka a po prawo dwoje drzwi. Te blizej mnie mialy ksztalt w spódnicy na drzwiach, drugie w spodniach. Ksztal, nie drzwi.
Oba akurat wolne, wiec mimo noszonych akurat spodni wlazlam w drzwi ze spódnica.
Po stosownej chwili laczenia sie z Sekwana wyszlam.
Wychodzac, bardzo dyskretnie spojrzalam na pisuar, ale nadal byl wolny.
Wróciwszy do stolika uprzedzilam towarzystwo, ze jest to wychodek z niespodzianka, wiec zeby nie czuli sie zaszokowani.
Na rekonensans udal sie O.
V w tym czasie wyznala mi, ze zrobila chlopu lekka awanture, bo prosila go o wyjazd nad morze, a on z uporem maniaka po jakich ruinach usiluje nas ganiac, wiec jedzimy juz teraz prosto do miejsca gdzie mamy mete.
Odetchnelam z ulga bo na prawde te 3 sklepu na krzyz w okolicy budzily mój niepokój - nie bylam pewna co ja przez 1.5 godziny bede robic, czekajac az oni sie przespaceruja. Nastepnie dziabnely mnie wyrzuty sumienia bo O poczynil przygotowania, wydrukowal plany spacerów itp. A juz na sam kniec troche sie uspokoilam bo przeciez zignorowal wymagania ogólne i szczególowe, ze "nad morze, na plaze", które zdefiniowalam mu V na samym wstepie. Zawód wyuczony wzial góre nad emocjami i uratowam moja równowage.
Ale rozpedzilam sie - bo wieczorem przed wyjazdem do Normandii zasiedlismy na pogaduchy i posilek i moi gospodarze opowiadali mi o rozmaitych przezyciach z poprzednich 3 lat.
Nie no spokojnie, nie bede Wam opowiadala calej historii, ale w swietle pewnych ostatnich wydarzen kilka ich opowiasci rzucily mnie na kolana w lzach smiechu i kaluzy nie tylko z lez, acz nadal ze smiechu i postanowilam sie tym podzielic.
(bo potrzebny mi byl pewien dokument z francuski instytucji panstwowych w wersji papierowej, a dostalam go w elektornicznej i od miesiaca nie moglam sie doprosic wersji papierowej, bez slowa wyjasnienia. V poproszona o wsparcie jezykowe przekazala mi ze mój rozmówca strasznei sie dziwi po co mi papier jak mam elektroniczny i mge wydrukowac)
Otóz O mial pare lat temu zabieg by-pass. Jest to zabieg dosc inwazyjny (bardzo wrecz) i w okolicach kardiologicznych i jako czlowiek nie pierwszej juz mlodosci O byl nieco niepewny co do swojej ogólnej kondycji (i do dzis jest nieco). Po pewnym czasie po ty mzabiegu musial wyjechac z Francji, zeby zrestartowac swoja krótkoterminowa wize francuska. Bylo to zaledwie miesiac czy dwa po zabiegu. Uznal ze to moze troche wczesnie, moze nie czul sie jeszcze za dobrze, ale przepisu sa nieublagane i jak nie wyjdzie to moga go deportowac, odebrac wize itp.
Poszedl do lekarza po zaswiadczenie, ze mu latac jeszcze nie wolno, zebu mu odroczyli termin/ przedluzyli te wize jednorazowo o kilka miesiecy (nie pomyslala fujara ze móglby do mnie przyjechac na weekend pociagiem, no ale to juz nic nie poradze).
Lekarz loklany, popatrzyl na niego z politowaniem i pogardliwie mowi, 'panie, my takich operacji na setki robimy, jakby kazdemu zabronic to by prawie nikt po 50tce latac nie mogl.
Na to Oleg, któremu pikawa szwankowala, ale nie ciety jezyk odparl- To ja poprosze o zaswiadczenie ze latac mi wolno i absolutnie nic mi nie grozi.
Lekarz na takei diktum pomilczal chwile, popatrzyl na niego badawczo i po namysle odparl- To ja panu damu zaswidczenie ze latac jeszcze nie mozna.

Dostalam czkawki ze smiechu.

W tym czasie (te zabiegi i inne takie) V starala sie o rózne inne zezwolenia, w tym to obywatelstwo, a O ow ramach procedury laczenia rodzin o pozwolenia zostania z nia bo ona juz prawo pobytu i pracy miala.
W ramach tych procedur oboje musieli dostarczac rozmaite dokumenty typu akt urodzenia, certyfikat zawarcia zwiazku malzenskiego.
Mus to mus, dostarczyli, chociaz nie bylo to latwe bo V urodzona na Ukrainie, tam akurat wojna i jak to niby zalatwic? Ale jakos tam sie udalo.
Po trzech miesiacach (moze po pól roku?) dostali wezwanie, ze musza ponownie.
Ale dlaczego?
A bo moze w te 3 miesiace sie cos zmienilo.
No dobrze mówia, ze sie mogli rozwiesc to owszem, mozliwe, aczkolwiek akurat nei czuli takej potrzeby, ale akty urodzenia??  To co, ze data sie zmienila w ciagu tego czasu czy co?
A to nie ich sprawa, taki przepis.
V dostala piany na pysku wylupala im co o tym mysli, przywalili pieczatke ze jednak nie musi, bo okolicznosci przyrody utrudniaja.
(Czy to mozliwe ze we Francji wszystko mozna zdalnie wydobyc? by chyba tak i to sprawia ze tym lokalsom sie wydaje ze wszedzie jest tak samo?)
Nastepnie w ramach swojej procedury laczenia rodzin O dostal wezwanie, zeby dac zaswiadczenie, ze jego obecna zona jest jego jedyna zona, znaczy zeby udowodnic, ze po rozwodzie z pierwsza, a przed slubem z druga, nie mial zony 1.5 z ktora nadal jest zwiazany, ewentualnie nie wzial sobie w miedzyczasie jakiejs dodatkowej.
Poszedl  wiec O wypisywac to oswiadczenie, ale przed oddaniem go cyz moze przed rozpoczeciem pyta urzedniczki, czy jego zonie tez takie zaswiadczenie beda kazali zlozyc, bo ona czesto i na dlugo wyjezdza i on by tez chcial wiedziec, czy on u niej jedynym mezem i skoro on wypisuje takie to czy ona tez by mogla.
Urzedniczka popatrzyla na niego, wybuchnela smiecham i powiedziala, ze on tego oswiadczenia tez nie musi dawac.

Tu prawie spadlam z krzesla i przypomnialam V jak to mój rozmówca wczesniej dziwil sie straszliwie czemu ja potrzebuje miec oryginalny papier zeby zabrac do Polski, a nie kopie.
V prawie wyplula wlasnie popijane piwo.
--------------------------------------
Kurtyna.
--------------------------------------
No dobrze to teraz fast-forward do godziny powiedzmy 16/17tej w dniu wyjazdu nad morze.

Z okna mialam miedzy innymi widok taki. Jest to widok historyczny scisle powiazany z D-Day czyli zdobywaniem Normandii przez sily alianckie. To na obrazku to resztki ruchomej przystani (jedenj z) o nazwie Mulberry Harbour (ten okres histeryczny owszem jak widac)

W pokoju na 3cim pietrze, wrecz na poddaszu, najpierw slyszym straszliwe posapywanie, mamrotane klatwy, tajemniczy lekki lomot.
To mRufa wbija sie w swój od lat 4rech nie uzywany "kupalnik".
Wlasnie przygwizdala lokciem w scianke dzialowa usilujac zamontowac opatulacze na "duzych niebieskich oczach".
Czy wiecie jak koszmarnie trudna wbic sie w nieco ciasnawa góre on tankini jak czlowiek jest porzadnie spocony po wspinaczce na 3cie pietro po 15 minutach pieczenia sie w zamknietym samochodzie z wylaczonym silnikiem?
Nie wierze, ze wiecie.
A ja juz wiem.
Ale udalo sie.
I nic nie urwalam.
Nastepne wyzwanie to zejsc po kreconych schodach w japonkach i spodniach które z nienacka zrobily sie okropnie luzne i sliskie i ni cholery nie chca trzymac sie w pasie tylko usiluja sie zeslizgnac ze spetanych kostiumem kapielowym bioder.
No i na koniec trzeba w tych japonkach wyjsc z hotelu przez bar wypelniony elegancja wypoczywajaca na tarasie.
Dalej to juz bylo z górki.
A to moze nie jest majsterstyk ale spodobal mi sie efekt swiatel sztucznych w zestawieniu w niebem o godzini okolo 22.30. Wykonany aparatem z jezyny bez nijakich dopalaczy. Marga patrz - tam mi sie przynajmniej jedno "plastykowe badziewie" majaczy - których nota bene we Francji jak mrówków bylo!!

W koncu okolo 17.15 znalazlysmy sie z V w wodzie, slonej, burej (bo przyplyw szedl) i cieplej jak zupa.
W tak cieplej wodzie nie kapalam sie od blisko 30 lat, kiedy to Baltyk przywital nas temperatura wody +21C.
Zadowolona z zycia, zmagam sie z falami, wychlapuje slona wode z ucha, usiluje plynac pod prad itp, w poblizu, ale pare matrów ode mnie V robi to samo, gdy nagle na rece zanurzonej w wodzie poczulam delikatne musniecie. W pierwszej chwili czesciowo wyparlam, ale nie pewnie sie rozejrzalam wokolo.
Po chwili drugie musniecie, tym razem w udo.
Tu juz wrzasnelam.  
(I pogratulowalam sobie ze jednak wstapilam do lazienk PRZED wyjsciem z hotelu)
V zdziwiona sie pyta czy mi zimno, czy cos sie stalo. Wyznala ze czuje sie obmacywana, ale nie widze przez kogo.
Zanim V zdazyla mnie wysmiac, ze mam fantazje podskoczyla jak biczem cieta - "cos mnie po plecach smyrnelo!"
Niepewnie zaczynamy sie odsuwac patrzac podejrzliwe w metna (przyplyw) wode, gdy katem oka widze cos srebrzystego szybujacego z kierunku mojej glowy. Odskoczylam gwaltownie i zbaranialam.
Otóz usilowala sie na mnie rzucic ryba.
Sporsza taka. Okolo 30cm dlugosci, dobrze wykarmiona (po dluzszym kopaniu w internetach doszlam do wniosku ze byl to pstrag morski).
Po chwili znowu mnie cos smyrnelo znowu w reke.
Nastepnie smignelo mi spod stopy, bo akurat lazilam w wodzie.
Zostalysmy zaatakowane przez jakos mocna nawiedzona rybe!!
Pierwszy raz w zyciu zobaczylam rybe plywajaca w morskich odemtach w na pókuli Pólnocnej!
Malo tego - po odplynieciu w innym kierunku (naszym) powrócilysmy w poprzednie miejsce i najnormalniej w swiecie ta szalona ryba urypala mnie w palec u nogi.
Na szczescie to nie pirania bo juz bym robila za mRufa 9ciopalca.
Do dzis nie umiemy wyjasnic czemy tylko ta jedna ryba tak sie na nas zawziela i czemu tylko na nas bo nikt wiecej nie wyskakiwal w wody z okrzykiem, a kapiacych sie jednak troche bylo.
Natomiast jestem przekonana, ze poznalam ten krzywy (rybi) ryj na drugi dzien w Cabourg, na talerzu O.

--------------------------------------
Czuje sie pomszczona.
--------------------------------------

Juz koncze, slowo!! przypomniala mi sie jeszcze wcoraj wieczorem martyrologia kapelusika odslonecznego O. Otóz O w swoje ulubione nakrycie glowy od slonca - taki kapelusik polowy, faktycznie calkiem fajny jak dla mezczyzny. No i te czapke nosil przez caly weekend. Az wreszcie usiedlismy w tej kanjpie z ta ryba co mnie ugryzla. Mial te czapke nie wiem gdzie, bo nie na stole i nie na glowie. V poszla na plaze sie wykapac raz jeszcze, a ja zamówilam sobie deser lodowy, który okazal sie byc wiekszy niz moja glowa i totalnie mnie pokonal, ale to juz poza konkursem. O zamówil tez jakis lakoc, a kapelutek polozyl na krzesli V.
Kelnerka zabrala nasze talerze i po pewnym czasie przyniosla desery.
O z jakiegos powodu postanowil zalozyc kapelusz. wzial go z krzesla i usilowal ja sobie nasadzic na glowe gdy cos z niej wylecialo. Nie byl to królik, ani golab, tylko resztka chili w oliwie, która kelnerce zleciala z talerza i wpadla wlasnei do kapelutka.
O poczul sie mocno zdeguatowany, wytrzepal czapke i z rozgoryczniem pokazal mi okazala tlusta plame w denku kapelusza.
Zapytal czy moze ja sprac piwem (desperados), ale mimo, ze alkoholem mozna rozne plamy wywabiac to watpilam czy akurat tym piwem warto i zasugerowalam wode. O usilowal uzyc do tego celu swoja zatluszczona ryba serwetke, wiec oddalam mu swoja nie uzywana, ale i tak mialam obawy bot ta serwetka niebieska, ale co sie bede klocic z tak upartym facetem co to w 28 stopniach usilowal nam wmawiac ze mu zimno i nawet butów na plazy nie zdejmie.
Po chwili O pochylony nad czapka zerka na mnie zaklopotany i mówi
"Smatri (mRufa), sczas ana stala galuboj!" (Patrz, teraz sie zrobila nibieska(ta plama)).
Parsknelam smiechem, a O przestal wcierac serwetke w czapke i odlozyl ja na krzeslo V.
W polowie deseru V wrócila z kapieli, a O wyrwal jej swoja czapke prawie spod zadka u pokazuje co sie stalo. Czapka podobno pierna wiec sie uspokoil.
Dojechalismy do Paryza, wysiadamy z samochodu, a O wykrzukuje
"Moja biedna czapka - nie dosc ze zaplamiona i upackana to jeszcze cala droge V na niej siedziala!"

Kurtyna.

PS. Czapka po praniu nadal mialam niebieski slad po serwetce... wiedzialam ze to byl blad.

25 comments:

  1. Jest takie czarodziejskie mydełko do odplamiania, warto się zaopatrzyć, aaaaa ryba, dlatego nie pływam w oceanie, bo mnie kiedyś w morzu Jońskim coś dziwnego pokąsało i mam uraz.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Do tej pory wierzylam wylacznei w istnienie w morzach takich rzeczy jak meduzy i na tym koniec bo tylko to na wlasne oczy widzialam w Baltyku. Rybe i to rozmairu jadalnego acz nadal zywa (i zerta) widzialam po raz pierwszy i obawaiam sie ze teraz, wiedza co to zarazy próbuja zrec w zyciu ich scierwa do pyska nie wezme lol (nie to zebym brala chetnie wczesniej bo smaku i zapachu ryby nie cierpie odkad pamietam, ale plastykowa wersje z fastfuda od wielkiego dzwonu zdazalo mi sie w chwili glodu spozyc owszem)
      Myseldko jakie dostalam nawet od Smoczynskiej jakis czas temu, ale jeszcze nie przetestowalam. Nie wiem czy we Francji tez takie maja. Ale to juz V bedzie próbowala wywabiac.

      Delete
    2. Ale jesteś pewna, że to nie był rekinek psi?

      Mydełko działa, używam często :P

      Delete
    3. No z pyska wygladal jak ten pstrag morski, no i nie urabal w koncu tego palca, a ten rekin by chyba jednak urbal, a przynajmniej sobie zaba zlamal, nie? ;)

      Wypróbuje przy najblizszej okazji to mydelko :D

      Delete
    4. Rekinek podobno jest nieszkodliwy dla człowieka, bo on właśnie jest chyba wielkości pstrąga, ale przydomek psi wziął się chyba z tego właśnie, że garnie się do ludzi i tak zaczepia, jak opisałaś. Mnie wmówiono, że rekinek chciał się zabawić się ze mną w wodzie. Jakoś mam wstręt przez to do oceanicznych i morskich kąpieli.

      Delete
    5. nie psi byl. poszukalam go w internetach i to nie byla ta morda ;) powaga ja pózniej gada (znaczy rybe) rozpoznalam na talerzu ;) - tylko totalnie nie czaje co ona robila z nami we wodzie, ale moze przez przyplyw sie zaplatala.

      Delete
    6. a może to była złota rybka, tylko kolor straciła, bo wody kwaśne...a Ty ją zjadłaś.

      Delete
    7. no jak zjadlam jak ryb nie jadam lol. ewentualnie zezarl ja ze smakiem maz V ;) nalezalo sie jej za takie ataki na moja szacowna skapana osobe. myslisz ze te wody kwasne? mnie sie zdaje ze raczej obojtene bo tyle soli w nich.
      One podobno te pstragi morskie, jak wplyna w slodka wode to brazowieja i wygladaja jak ich bracia rzeczni, bo w morskiej sa srabrzyste takie.

      Delete
    8. jak są te sinice, to chyba kwaśna, z resztą, nie znam się :P tak teraz plotę.

      Delete
    9. nie bylo nijakich sinic w kanale angielsko/la manche, troche plocisz, ale i tak Cie lubie lol

      Delete
  2. Tankini to jest w ogóle super wynalazek, też mam :) I też się go ubiera w sposób dość ciekawy, bo jednak łatwo to się nie wzuwa, szczególnie jak siedemnasty pot płynie tym i owym kanałem.
    A dzisiaj to już każdym możliwym. Pogoda podawała 26 stopni, ale to chyba w cieniu jakiejś piwnicy.

    Niebieska serwetka może niezbyt fartowna, ale czerwona to by był wyczyn i pamiątka, co? :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. zawsze uwazalam ze to glupi pomysl to tankini bo jak tu zrobic zeby sie nie podwijala ukazujac swiatu podwodnemo mojego osobistego "miszelinka", ale wtedy w sklepie mnie namówila sprzedawczyni na przymiarke i okazalo sie ze to cudo sie nie zawija - byl to sklep dla ukochanych przez grawitacje wiec niewykluczone, ze Twoje tankini dla osób skad innad szczuplych, acz z wada wymowy :P, moze miec nieco inna konstrukcje, ale moje jest mimo obecnej przyciasnosci nadal nie zawijajace sie.
      Pogoda od nas chwilowo umknela na weekend co i tak odchorowalam bo zmiany cisnienia pokonaly mnei celnym ciosem w potylice, ale i tak z ulga powitalam kilka godzin ciszy w domu wypelnionym od kilku tygodni jednostajnym i gormkim szumem wiatrako-chlodziarki (NIE klimy).

      Delete
    2. Moje tankini ma takie silikonowe paski tu i tam, ale brakuje mu jednego dołem bluzki, żeby nie wypadały części samochodowe. :)
      Szczupli z wadą wymowy :D:D:D padłam i łzawię :D

      Wiatrako - chłodziarka mieszka w Kopalni, a tamże na razie nie ma wstępu, to tylko marzę co every minute every day, że jakiś podmuch z natury się tu trafi ;)

      Delete
    3. Nie? zaczynasz miec dosc upalu? To co moze taniec deszczu? Bo ja chetnie. ;)
      Tak wlasnie myslala, ze dla osób szczuplych z wada wymowy to inny fason. Dla takich z grawitacja za pan brat to góra od tankini siega za tylek ;)I bez pasków silikonowych, tylko z siateczka taka co to troche peta miszelinka ;)

      Delete
  3. Jak się wystawi stopę na balkon to zaczyna skwierczeć.
    Można zatem powiedzieć, że tak, nieco mam dość :P jedziemy z tym tańcem, tym bardziej, że lodówka najszybciej będzie jutro :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Fader dolaczy bo tez juz mu dojadly te upaly. Rano juz ponoc znosnie bo od sw Anki chlodne wieczory i poranki (przy czym te swieta mogla konfabulowac), ale po pracy to mu dopieka.

      Delete
    2. O piątej rano to rzeczywiście, Bożena w panice kołdry szukała dzisiaj. Ale pozostałe kawałki doby średnio się nadają do użytku, nawet jak zerwie się chmura tu lub ówdzie.
      To co, jakiś rytm do densów obowiązuje?

      Delete
    3. albo taki:
      https://youtu.be/FqctbVAe-9w
      albo moze taki?
      https://youtu.be/_UmaFTEIZ84
      ;)

      Delete
  4. Ja sie teraz musze regularnie wbijac w legginsy z takiego wlasnie materialu jak kupalniki, bo na fizjoterapie znów chodze. Tez nie jest to latwe!!! (to wbijanie sie) (chociaz fizjo tez nie jest latwe...) No w kazdym razie chcialam powiedziec, ze czuje Twoje z tym wbijaniem doswiadczenie :)))

    A ja juz dwa razy w zyciu napotkalam w morzu krewetki gryzace w nogi. Takie male, szare. I szczypia po lydkach i stopach - ALE: tylko kobiety. Wyobrazasz sobie?
    No bo mówie Borsukowi, ze gryza. On "no co ty, jakie gryza, mnie nic nie gryzie"
    No to zaczelam obserowac, i rzeczywiscie tylko kobiety co jakis czas podskakiwaly w wodzie i krzyczaly "alaaa". A faceci nic.

    ReplyDelete
    Replies
    1. a to ciekawe - krewetki nie lubi testosteronu? a moze tylko krewetki plci meskiej gryza? czy krewetki sa dwuplciowe? podobno sa, wlasnie czytam.
      Ta ryba tez tylko nas atakowala, inni jakos nie byli przez nia napastowani.
      mnie sie zdaje ze w leginsy sie latwiej troche wbic niz w góre od tankini z takiego powodu, ze nie ma watpliwosci, jak sie w nie wbijac a to tankini to nie wiadomo cyz od góry czy od dolu a z rzadnej strony nie wchodzi latwo. Ale totalnei sympatyzuje. wpijac sie w odziez z lycry nie jest latwo!

      Delete
    2. Ja wykulam taka teorie, ze te krewetki nie lubia wlosów w jedzeniu. No bo kto lubi?

      No tak, tankini to zdecydowanie wyzszy level, szczególnie przy duzych, ekhem, oczach. Gorzej byloby juz tylko wbic sie w kombinezon do nurkowania chyba. Albo w narciarski, ten taki cienki dla skoczków. Ale tego chyba nie masz w planach na sierpien, wiec luz.

      Delete
    3. hahaha, ale wizja, ja wbijajac sie w kombinezon narcirski. Ani w sierpniu ani w zyciu lol. jechalam na nartach raz ibardzo zle mi wyszlo i juz wiecej nie chce.
      zapomnialam z tego wszystkiego opowiedziec jak V rozwazala chodzenie na basen z lyzwami, co mnie wyslala pod stól ze smiechu, bo w tym samym budynku gdzie basen maja tez sztuczne lodowisko i zawsze jak sie wybiera na basen to ja te lyzwy korca, ale mam obawy ze mogliby jej nie wpuscic ;)
      To jest bardzo dobra teoria. nic tak nie zniecheca jak wlos w zupie (nawet jesli t tylko wlos z pora) czy w innej salatce.

      Delete
  5. no to ja za to krótko, a mianowicie kaczkowni na dworcu w FFM juz nie ma, nie wiem komu ona przszkadzala!

    ReplyDelete
    Replies
    1. O? a to zmiana duza. a to byla jedyna? bo mnie sie zdaje, ze to byla siec jednak? moze warto poszukac. Nie zeby ja sie tak strasznie rwala bo mi tolerancja na kaczke drastycznei spadla i juz jej w ogóle nie trawie (fizjologicznie znaczy. Bo smak nadal ubwielbiam szczególnie kaczego rilett)

      Delete