Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Thursday 2 July 2015

Jak to prawie sie udalo zrujnowac niespodzianke...

I wcale nie tylko dlatego, ze mam paranoje i jestem podejrzliwa i wszedzie wesze podstep.
(Owszem wszystko powyzsze jest prawda, mam to po Faderze ktory podniosl te cechy do poziomu mistrzostwa, szczegolnie w latach 90tych ubieglego wieku ;). Na przyklad na moj opor aby sie udac w gosci do przyjaciolki na jej imieniny o godzinie 15tej zamiast o 19tej, na ktora zostalam zaproszona, zarzucal mi gniewnie, ze "cos zescie sobie wykombinowali", bo przeciez kto to slyszal aby isc w gosci tak po nocy, wszak o tej porze nalezy juz wracac prawda?, mimo ze mowil do jednostki technicznie doroslej bo na 3cim roku studiow na przyklad, a nie do 12 letniej dziewczynki. I kompletnie nie pamietal, ze w tym wieku sam wracal do domu po wyplacie w srodku nocy lzejszy o duza czesc tej wyplaty jak to bylo w zwyczaju wtedy i tam. Na szczescie te czasy mamy juz dawno za soba Fader i ja, choc bywalo trudno. Obecnie pielegnuje sobie wlasna paranoje i czuje sie ona, ta paranoja kwitnaco).
Na przyklad poniewaz ja w ogole slabo znosze niespodzianki i nawet jak sa mile to nie bardzo umiem okazac, ze sie ciesze i to jeszcze jak, a jak sa nie mile to strasznie trudno mi NIE pokazac jak bardzo sie NIE ciesze. Albo wrecz ukryc rozczarowanie. No przeciez mowilam, ze jestem optymista z bagazem doswiadczen.
Ale robic niespodzianki, najlepiej mile to uwielbiam. I zreszta lubie mile niespodzianki tylko nie umiem pokazac jak bardzo sie ciesze.
Nie jest to jakos odosbnione aczkolwiek slyszalam o takich reakcjach u dzieci i osob tych takich troche specjalnych. Dzieckiem nie jestem dluzej niz jestem czyli widocznie jestem jednak taka troche specjalna? Trudno.
Uprasza sie pokochac albo zostawic.
Mnie tam wszystko jedno.
I w efekcie jak juz jakies mnie spotykaja to jednak te niemile bo wszyscy sie poddali i nie probuja mnie czyms mily zaskakiwac.
No ale w czasach dawniejszych jak jeszcze niektorzy usilowali robic mi niespodzianki, zdarzylo sie cos co mi sie przypomnialo jak przeczytalam posta Mamy Ammara o niespodziance na polski Dzien Matki (zachecam: czytac mozna o tu...).
 Uwaga, zapinamy, pasy, zakladamy gogle (nie mylic z guglem) i wskakujemy w tunel czasoprzestrzenny.
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii............
Przystanek Urodzinowa Niespodzianka, prosze wyskakiwac, uwazac na schody bo znajdujemy sie w Edynburgu, w centrum handlowym pod (doslownie pod bo to podziemne centrum) informacja turystyczna w scislym centrum. Poziomu nie pomne.
Jest sobie rok 1997 (moj pierwszy oficjalny rok na Wyspie), przypuszczam ze koniec pazdziernika albo cos w tej okolicy. Silna grupa pod wezwaniem bo w skladzie dwoch calych autokarow, pojechalismy do Edynburga na weekend zdaje sie. Organizowal to nasz lokalny Interlink czyli organizacja studencka skupiajaca sie na integracji nas - studentow z wymiany z tubylczymi studentami.
Z Polszy by nas czworo. Ciotka M, Mis, Alik i Ja, czyli mRufa (chociaz jeszcze wtedy tylko: Mrówa).
Generalnie kluczem sa tu dwie osoby ktore mialy ze mna kontakt podczas konspiry - Alik i Ciotka M.
Moje urodziny sie zblizaly. Bo ja jestem Skorek. Byly to pierwsze urodziny tego roku akademickiego z naszej silnej grupy pod wezwaniem - ekipa polsko/francusko/niemiecko/austriacko/hiszpanska.
Jakos tak nam wyszlo podczas integracji z konca wrzesnia.
Ale jeszcze chwila do nich byla. Do tych urodzin.
No to tlo historyczno-rodzajowe z glowy.
W tym Edynburgu integrowalismy sie w pdogrupach, np ja i Ciotka M plus troche innych, innym razem ja i Alik (dysgeografia do kwadratu bo Alik mial jeszcze gorsza orientacje w terenie niz ja), Ciotka M i Mis i troche innych, a takze ja solo z jakimis innymi, a reszta  nieznanej mi konfiguracji.
Scenka nas interesujaca odbywa sie wlasnie w tym centrum handlowym, wlasnie wyszlam z romantycznego zwiedzenia sklepu muzycznego z lupem (muzycznym nie romantycznym).

(Romatyczne zwiedznie, bo byl tam pewien Benoit, ktory jakby grawitowal ku mnie, a ja mimo ze bylam w trakcie kilkuletniej slabosci do Alika, nie mialam w zasadzie nic przeciwko bo kilkuletnia slabosc miala charakter plutniczny. tfu. Platoniczny albowiem Alik mial dziewczyne, z ktora sa zdaje sie szczesliwym malzenstwem do dzis. Chcialabym moc powiedziec ze pozostalismy w przyjazni ale niestety nie. Wcale nie dlatego ze nastapil jakis dramat tylko prozaiczna utrata kontaktu nastapila. A szkoda bo partnerke Alika nawet calkiem w koncu polubilam i generalnie mam pogodne wspomnienia z tego studenckiegu zawirowania. No ale ten Benoit. Otoz polazlam z nim do tego muzycznego sklepu (chodzi o sklep w nagraniami, choc instrumenty tez tam byly) bo stojac nieco wczesniej w grupie omawialismy kto gdzie idzie i jakie ma plany, i Benoit wyrazil plan pojscia wlasnie tam. Ja sie z glupia frant zapytalam czy tez moge, a on do mnie ze nie. Nie to nie, ja nie swinia, prosic sie nie bede, wiec odparlam, ze spoko to ide swoja droga. Odwrocilam sie i... nie ruszylam sie z miejsca. Drobny Benoit jak sie okazalo zlapal mnie za przyslowiowe chabety i przytrzymal ze slowami "Gdzie? Idziesz ze mna." Od razu mi sie zaczal znaczniej bardziej podobac, bo zawsze mialam slabosc do chlopcow ktorzy nawet jak nie wygladaja to sile w sobie maja.)

Ale wracam do konspiry. Po wyjsciu z muzycznego, poszlismy gdzies tam jeszcze, az w koncu trafilismy na Misia i Alika z ich ekipa. Przemieszalismy sie i okazalo sie rozmawiam z Alikiem, wymiejajac sie przezyciami z dotychczasowego przebiegu zajec w podgrupach.
"I bylam z Benoit w muzycznym! Fajny, ale troche drogo."
Alik - "Acha! I co, kupilas cos?" pokazujac na torebke z owego sklepu scikana przeze mnie w garsci.
Dokonalam demonstracji - byl to single ze sciezki dzwiekowej do Man In Black - bardzo popularnej wowczas piosenki Willa Smitha.
Alik jakos tak przygasl w sobie, przycichl. Sploszylam sie bo mimo beznadziejnosci mojego wzdychania bardzo lubilam kumplowac sie z Alikiem i omylkowo biorac jego mine za potepienia, albo szok na moja rozrzutnosc dodalam pospiesznie "ale to tylko singiel za funta!"
"Acha!" ucieszyl sie Alik, a mnie sie humor poprawil drastycznie rzecz jasna.
Poczulam jednakze w sobie lekkie zaskoczenie dlaczego, az tak bardzo mogl sie przejac wydaniem przeze mnie kasy na plyte z nagraniem, ale jak juz wspomnialam w dygresji istniala szansa ze jasnosc myslenia przycmil mi nieco podwyzszony poziom serotoniny albo innych endorfin.
Niewykluczone, ze przy zakupie byla tez obecna ciotka M, ale tego juz nie pamietam.
W kazdym razie, dzien potoczyl sie dalej, a pozniej wrocilismy z wycieczki i zaczal sie zblizac dzien moich urodzin. Byl to tego roku poniedzialek. A na pare dni wczesniej bo na piatek zaplanowalam te moja impreze, z racji skromnosci apartamentu nie przewidzywalam tancow, chulanek i swawoli tylko bardziej niskoprofilowe wyluzowane okolicznosc przyrody, pogaduchy, zarty, moze jakies karty (grywalismy wtedy maniacko w karty) i oczywiscie zarcie. Nie moze byc tak zeby w moim domu gosc nie zostal czyms nakarmiony.
Przyszedl dzien imprezy. Goscie byli przewidziani, na jakas 20ta moze, a moze 19ta... tia chyba na 19ta.
Okolo piatej po poludniu wzielam sie za robote. Ciotka M byla w domu. Wlasnie zerwala z facetem z ktorym sie troche spotykala (tymczasowo zerwala jak sie pozniej okazalo), a obiecal on przyjsc ze swoim aparatem (NIE cyfrowym), ktory umial robic zdjecia z komentarzem na dole - komentarze byly limitowane ale Happy Birthday umialy robic i to w 4 jezykach i ja sobie wymarzylam, ze sobie z kazdym zrobie taka fotka na pamiatke.
Facet w zwiazku z tym (zerwaniem, a nie moim zyczeniem) zapowiedzial, ze bardzo przeprasza ale on nie przyjdzie. Ciotka M miala lekka zgage z powodu zerwania, a mnie bylo troche przykro ze musiala zerwac z nim wlasnie teraz, a nie za dzien lub dwa, ale nie czulam wscieklosci, ot takie rozczarowanie, ze nawet takie male marzonko mi nie przysluguje.
No i.
Ciotka M byla w domu i usilowala mi pomagac. Ale ja taka troche jestem samosia w kuchni - nie lubie jak mi sie pomaga, tzn czasem owszem np przy tarciu recznym albo siekaniu duzej ilosci warzyw na salatke, ale poza tym to jednak nie. Takze powiedzialam Ciotce M, ze ma sie ode mnie "odzajaczkowac" i zjesc obiad, a ja sobie rade dam.
Nawet posluchala co mnie zaskoczylo, bo ona z tych takich slabo-potulnych (byla).
Minela moze godzina.
Dalej siekalam roznosci do salatek, a ona zaczela mamrotac cos o sprzataniu i w koncu wziela i odkurzyla nasz salon, pozniej zaczela wynosci jakies rzeczy za dom (tylnym wyjsciem ktore prowadzilo przez kuchnie. W kuchni zrobilo sie zimno jak w psiarni, a ona furt lata wte i nazad! Zaczelam tracic cierpliwosc.
W koncu troche sie uspokoila, usiadla przy oknie w salonie, z widokiem na ten tyl domu, patrzy w to okno i czeka na zmilowanie.
Nawet mi sie jej zal zrobilo bo pomyslalam, ze ja to zerwanie tak wybilo z rownowagi i sie pewnie gryzie. Nie zdazylam jednak nic powiedziec, bo zerwala sie z nagla i dziarskim glosem mowi "Ja sie pojde ubrac, a Ty tu rob, a pozniej Ty sie pojdziesz ubrac, a ja skoncze."
Zgodzilam sie z zaskoczenia, tylko zastrzeglam "Dobrze, tylko zrobisz mi oczy, ok?"
Bo drugie moje pragnienie tego dnia bylo miec makijaz, a niestety oko to ja sobie umiem polakierowac albo potraktowac kroplami do nosa, a nie umalowac, no chyba ze przy okazji dziubiac je spirala od tuszu, wiec potrzebowalam pomocy.
Ciotka M wyrazila zgode i poszla. Po niedlugim czasie wrocila juz wyelegantowana i furt zaczyna te swoje wedrowki ludow, tam i sam, co jakis czas wybiegajac za dom. Nic z tego nie rozumiejac poszlam i ja do siebie, zeby sie ubrac.
Przyszla Ciotka M z tuszem i zrobila mi oko. Sztuk dwa.
Doubralam sie do konca, wzielam w garsc cienie i puder i ruszam do lazienki, ktora znajdowala sie w prostej linii za salonem i kuchnia. Otwieram moje drzwi, a pod tymi drzwiami stoi Ciotka M. Zdebialam.
A ona do mnie "A gdzie idziesz?
"Puder polozyc"
Ona - "To lepiej tutaj"
"Ale nie mam lustra, ide do lazienki"
Ona - "To ja ci lustro przyniose!" i juz sie odwraca zeby isc.
Co jej odbilo?, mysle, lustro mi bedzie przynosic, mysle, chyba calkiem z tego zerwania zglupiala! I mowie
"No co Ty? Sama pojde!"
I poszlam zostawiajac ja za soba pod moimi drzwiami. Marginalnie zarejestrowalam, ze stala jakos tak bezradnie, ale troche juz sie spieszylam bo lada moment mieli nadciagnac goscie.
Wchodze do salonu, a tam jakos tak dziwnie - jakos strasznie gwarno, a przeciez jeszcze nikogo nie..........
Otrzezwialam, patrze a tam Alik i Benoit i Mis i cala reszta naszej ekipy miedzynarodowej.
NIESPODZIANKA.
Zdazylam sobie tylko pomyslec "jak to dobrze ze w samych gaciach nie wyskoczylam na ten puder!!". Podobno wygladalam jakby zmierzala odwrocic sie i uciec!
A ja bylam owszem zaskoczona ale na milo bo nikt mi wczesniej (ani pozniej hehehe) takiej niespodzianki nie zrobil.
Okazalo sie, ze Ciotka M latajac jak z pieprzem w te i wewte oraz tam i nazad otworzyla w ktoryms momencie tylna furtke i pod oslona mroku wpuscila ferajne do ogrodka (mocne slowo "ogrodek"), a jak ja weszlam do siebie aby sie ubrac wpuscila ich na salony i pilnowala moich drzwi zebym za wczesnie nie wylazla!!
Byl i tort ze swieczkami i prezenty i te niesmiertelne kartki. Normalnie niespodzianka pelna geba, a ja tylko troche nabruzdzilam swoja paranoja i za wczesnie wylazlam, zanim wszystko bylo do konca gotowe bo zdaje sie, ze planowali zebym weszla na juz zapalone swieczki na torcie...
I teraz uwaga - prezenty.
Jako ze my brac studencka na unijnym stypendium bylim, to nikomu sie nie przelewalo - my mielismy najlepiej bo nam placila stypendia EC ale byl to ostatni rok wymiany wiec kasa sie konczyla na program i mielismy najslabsze stypendia ze wszystkich polskich wymiencow z naszego regionu.
Brac polska sie zatem zrzucila i dostalam 2 plyty CD. Moze teraz to brzmi smiesznie ale mowimy o roku 1997 i dla mnie byl to wielki dar.
CD byly nastepujace - plyta Boba Dylana (Born in the USA - jedna z moich ulubionych piosenek) i...
Ta Dam!!!
Sciezka dzwiekowa do Man In Black - cala!!
Az usiadlam z wrazenia, bo od razu przypomniala mi sie powyzej opisana scena rozmowy z Alikiem!!
To o to chodzilo!!
Zaczepiony Alik natychmiast potwierdzil "Wiesz jak sie prerazilem jak mi pokazalas ten singiel?? A mysmy juz kupili obie plyty, dlaczego Cie nikt nie pilnowal w tym sklepie?? A jak mi ulzylo ze to tylko singiel."
Okazalo sie, ze plyty wybierali wlasnie chlopcy - Mis i Alik nawet nie wiem czy za wiedza Ciotki M.
I taka to moja niespodzianka urodzinowa, ktorej o malo co nie zrujnowalam i to az 2 razy.
A mowilam.
Niszczyciel mRufa.

7 comments:

  1. Hehehe, noooo! Bożena sobie wyobraża zawał Alika na widok tej plyty o.O Pamięta jeszcze, jakie to były skarby, takie sidiki :)
    Na takie niespodzianki jak surprise party to Bozena się nigdy nie nadawała. Zawsze coś wywęszyła i jak w tym roku towarzystwo próbowało po raz trzydziesty czwarty Bożenie niespodziankę zrobić, to bez mrugnięcia okiem Bożena napiekła ciasta i przyniosła napoje po drodze z pracy. ... No po prostu te niespodzianki same do Bożeny przychodzą i ją stukają w ramię.
    Raz się tylko nie skumała. Tak wtedy była zła, że szok. No bo co. Bożena w ciąży, od rana na uczelni, po południu w pracy, upał i do tego biegania masa, jeszcze zakupy po pracy, miasta przejechane 3/4 wzdłuż i nazad, na piechotę kilometrów chyba trzysta - czyli Bożena brudna, spocona, styrana niemożebnie. A tu jej koleżanka dzowni, że przyjdz natychmiast, bezwzględnie musisz, błagam od razu. Bożena się przebrać chciała, umyć trochę, ale nie. NA-TYCH-MIAST!!
    Na miejscu były inne koleżanki jeszcze, baloniki, szampany bezalkoholowe, no super. I do tych wyperfumowanych i radosnych szczebiotek dołączyła Bożena utyrana, w nastroju do świętowania pierwszorzędnym. Od tego czasu żadna taka niespodziewanka nie umknęła jej uwadze. Radar ma wyczulony po stokoroć.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jaka Bozenka mloda :) A swoja droga tak mysle i mysle ale nie przypomina mi sie zeby mnie ktos az tak wystawil jak Bozenka kolezanka. Za to raz robilam za deflektor niespodziankowym - na panienskim wieczorku dElvix - istniala obawa, nie to mocna slowo - drobne ryzyko istnialo ze organizatorka - zwana popolarnie Pingwinem z racji posiadania telefonu komorkowego z pewnej sieci reklamowanej wowczas hasle "tak, tak, pingwin w rzeczy samej" moze wykonac numer z jakims striptizem meskim i dElvix mnie poprosila abym byla jezdzaca na wszelki wypadek. Nie byl striptizow, ale byl za to sugestywny tort, na ktory tez bylam odporna bo byl... truskawkowy hehehe.
      A te plyty rzecz jasna posiadam do dzis, choc na wyspe jeszcze nie wrocily :)

      Delete
    2. Bożnea to się czuje młoda dopiero od tego roku. Przez ostatnie pięć lat czuła się staro. Jak tak samo przyjdzie jej oswajanie czterdziestki, to do pięćdziesiątki nie zdąży.
      Apropos płyt, to Bożena dopiero niedawno dojrzała, że jeden z jej skarbów z muodości to zwykły pirat, a nie tam żaden oryginał jak się należy. Kupiony w sklepie, normalnie niby, a jednak (nazwa zespołu jest z błędami, no przeż nie może być, że to tak!).
      Mówiąc trochę po cichu, to Bożena panieńskich nie znosi. Była na kliku, nawet jakoś w jedne wakacje na większości i za każdym razem dostawała febry. Taka jest sztywna, że jej zupełnie nie bawią torty, słomki, gumki srumki i inne. Dokładniej Bożena nie napisze, co ja nie bawi, bo jak Ci zindeksuje potem słowa kluczowe, to będziesz miała fajny ruch na blogu. I fajne komentarze do niezatwierdzania.

      Delete
    3. e tam, ja sie nie boje - mam konto na pewnym portalu i adres z owego portalu wszystkie spamy uznaja za meski wiec dostaje na niego setki maili od roznym pan ktore bardzo by mi chcialy pokazac swoje zdjecia, albo wrecz widzialy moje i bardz oje to rozochocilo (???), a takze od firm sprzedajacych specyfiki na wzrost i wcale nie wlosow...
      glownie mnie ciekawi co to sa te srumki, ale co tam, zawsze se moge wyobrazic, nie? ;) podejrzewam, ze to cos w rodzaju srapka ktore moj Fader chcial dac mojej osobistej Rodzicielce zamiast jablka.
      Ja tez jakos nie bawie sie za dobrze na takich imprezach, choc nie oszukujmy sie bylam tylko na dwoch wiec troche mam opory przed wyciaganiem daleko idacych wnioskow ;)
      no prosze CD z czasow muodosci i pirat, ale fakt w mojej mlodosci jeszcze tasmy byly piratowane hehe. Chociaz posiadam dwa sidiki z tzw bazaru i o ile moze nie sa to piraty to sa to na pewno sidiki co to z tira spadly ;)

      Delete
    4. Kochana, na tasmach to Bożena miała wszystko po prostu. Przegrywanie na jamniku szło piorunem (czyli tyle, ile trwała tasma, zwykle po pokolo 30 minut na stronę plus szumy) i do tego szło kopiowanie okładek ... mazakami ... ale tak dokładnie, jak się dało.
      A jeszcze wcześniej to się nagrywało z radia .. na początku kariery pirata Bożena nie wiedziała, że jak się nagrywa z radia na taśmę, to to idzie sobie wewnętrznym kanałem i nie trzeba siedzieć jak trusia bez szmeru do końca ... ten początek to dość długo trwał, ale już może starczy tych wstydliwych tematów. ;)

      Delete
    5. ach, moim marzeniem bylo miec kabel zeby nagrywac z radia na tasme bez siedzenia jak trusia, ale niestetyz magnetofon nie byl z radiem a radio nawet nie mialo otworu na stosowny kabel, albowiem bylo to radio z adapterem, ktory pozniej dostal eksmisje, dodam ze zanim udalo sie skopiowac zawartosc winyli rodzicielskich na tasme co stanowilo osobista tragedie albowiem wyroslam przy dzwiekach Zakazanych Piosenek. Ajak juz mialam radimagnetofon to mnie dobijalo jak gledzili przez cale intro wszystkich kawalkow ktore chcialam nagrac!!

      Delete
    6. To był taki specyficzny rodzaj przygody z tym nagrywaniem. Złapać niezaględzony kawałek :)))

      Delete