Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Monday 22 August 2016

Festival of Randomness, czyli mRufa nadal ma gosci...



Festival of randomness...
No nie da sie tego inaczej nazwac wiec pozostaje mi tylko przeprosic za zingliszenie tytulu.
Random czyli losowe i moglabym powiedziec losowe, ale z jakiegos powodu nie ma to takiego wydzwieku jak slowo “Random”.
Jak ktos pamieta delfinka lewitujacego na srodku Grochowskiej w Stolycy to wlasnie tego typu zdarzenia sa okreslane jako Random.
A w ciagu jednej doby pierwszego tygodnia sierpnia spotkaly mnie dwie takie wlasnie rzeczy, a w ostatnich tygodniach bylo ich miliony. Wiekszosci juz nie pomne bo nie zapisywalam a teraz widze, ze jednak powinnam.
Opowiem zatem o pierwszym dniu.
Otoz pojechalismy nad morze. Z moimi Goscmi aka Turystami czyli CO plci meskiej i jega Macia. Tym razem bardziej takie oceaniczne. Precyzyjnie nad Kanal Bristolski, ale nie do Bristolu.
Chcieli moi goscie zobaczyc tamta strone wybrzeza, to im to umozliwilam i wywiozlam na promenade w Weston-Super-Mare.
Wybralam sie tam kiedys, przed laty losowo i odkrylam, ze to najwspanialsza szeroka plaza piaszczysta jaka w tym kraju widzialam.
Owszem mozna dyskutowac, ze plaza w Mussleburgh jest rownie duza, a moze piekniejsza, oczywiscie, ale zwracam dyskretnie uwage, ze Mussleburgh jest w Szkocji. A co za tym idzie w innym kraju niejako ;)
Tak, ze tak. Weston-Super-Mare.
Pojechalam tam po raz drugi po pewnym czasie, bo zstraszliwie bylam spragniona morza, poza tym tesknilam za moim wowczas lubym, a nie mialam czasu pojechac az do Lands End – najblizej do niego (bo tenze, wowczs jeszcze luby zamieszkuje Wschodnie US of A), wiec wybralam kompromis – mianowicie najblizszy dla mnie punk sotsownego wybrzeza. I pojechalam.
Dojechalam, a oczom moim pieknym ukazal sie widok szokujacy...
Swojego nie moge zlokalizowac, wiec powyzej fotka z http://travellingdreams.com/wp-content/uploads/2013/08/Weston-super-Mare-2.jpg

W pierwszej chwili przez mysl przeszlo mi nawet, ze moze sie na mnie obrazilo, albo ze moze poprzednim razem mialam halucynajcje, widzac morze na koncu plazy...
Ale rzecz jasna, dotarlo do mnie w koncu, ze po prostu mam doczynienia z odplywem klasy Jedi conajmniej.
Ten odplyw spotykalam jeszcze kilka razy no i w tamta srode tez.
Okazalo sie, ze mimo moich prob wyciagniecia spiochow z gawry, nie wyruszylismy przed 9.30 i w efekcie do oddalonego o pare godzin jazdy wybrzeza doturlalismy sie idealnie jak wlasnie sie odplyw konczyl klasc na brzegu i przygotowywac do kilkugodzinnej drzemki.
Weston-S-Mare ma tyle plazy, ze nawet w obecnym szczycie turystycznym dwa kawalki udostepniaja rowniez dla samochodow. A co, samochod tez czlowiek i lubi sobie tylek na slonku pogrzac i w piasku oponka pogrzebac.
Moj obecny bolid nie mial jeszcze okazji po plazy jezdzic – tak, poprzednim jezdzilam – Niebieska Strzala jezdzila sobie po plazy w okolicy Inch (Emeral Island). Nie pamietam dokladnie ktora to byla plaza, ale z wielka przyjemnoscia po zaparkowaniu na zwyklym parking odkrylam (tzn najpierw zbaranialam na ten widok rzecz jasna), ze jedna stona od wejscia jest zamieszkana przez samochody i co wiecej, ze jezdza one po piasku bez ograniczen. Oczywiscie czym predzej skorzystalam z tej atrkacji i moglam sie pochwalic, ze moj pojazd zabieram wszedzie, nawet na plaze.

A czy donosilam, ze bylo to w lutym? No wlasnie.



Ale wracamy blizej wspolczesnosci – otoz tym razem zaparkowalam strategicznie, niedaleko automatu parkingowego i juz calkiem niechcacy na przeciwko wjazdu na  plaze samochodowa – czyli parking na piasku.
Jedynym powodem, nie wjechania przeze mnie na plazowy kawalek byla mysl, ze nie wiem kiedy bedzie przyplyw, a teren byl oznaczony miejscami w ktorych mozna parkowac do 18tej – blizej linii wody i po 18tej – blizej promenady z ulicznym parkingiem.
Automat okazal sie popsuty, ale szczesliwie obok wjazdu na parking plazowy byla budka z bialkowym automatem parkingowy, ktory bez oporow zainkasowal naleznosc.
Pozniej pogratulowalam sobie w duchu gdy okazalo sie, ze stojac NIE na piasku, mam go tylko na uszczelkach okiennych i progu bagaznika oraz pod klapa do wysokosci tylko 1 metra... Ci z plazy samochodowej zdaje sie zgarniali grube warstwy tego specjalu z dachow...
No ale na razie zaledwie dojechalim, zaparkowalim i poszlim w kierunku molo.
Mlodziez zostala wypuszczona na swobode i polazla – tzn moj Chrzesniak Osobisty i jego dlugie nogi.
Dostali godzine i w ramach tej godziny obskoczyli calkiem spory kawalek miasteczka oraz okolicy, a my, stateczne matrony – Osobista i Chrzestna polazlysmy na to molo, ktore... okazalo sie PLATNE! Troche mnie to rozjuszylo, no bo do licha ciezkiego, nie dosc  ze wszystkie atrkacje na tym molo sa platne to i sam fakt lazenia? Bylam na tym molo za kazda wizyta i wyglada, ze jest ono platne w sezonie wakacyjny wylacznie.
No juz trudno, zaplacilysmy haracz i poszlysmy sie przejsc i popatrzec na dno morza, zwykle oku ludzkiemu niedostepne.
Po pewnym czasie jak nas juz geby zabolaly od gadania, a nogi od stania i udalysmy sie na sam koniec budynku zwienczajacego molo, do Tiffaniego.
Nie chodzi o sklep z diamentami, tylko o restauracjo-kawiarnie zwana ‘tea room’em o nazwie Tiffany’s.
Prawda, ze urocze? Szczegolnie jak sie to zobaczylo po fecie barw, swiatel oraz jarmarcznej muzyki hali gier.

Wstepnie z mysla o spozyciu Tea for Two, ale w koncu zakonczylo sie na lunchu.
Tu niezbedna jest dygresja bo w tym Tiffany’s room bylam po raz trzeci i zawsze usilowalam w nim cos spozyc, a sukcesem te proby zakonczyly sie tylko dwa razy – wew ostatnia srode i kilka lat temu .
Otoz miejsce widok z okien ma czarujacy – wysuniete dosc daleko w morze, ale nie na tyle zeby je bylo widac podczas odplywu, z fajnymi widokami  i... wystrojem godnym Mozaiki z lat 60-80tych... Krzeselka konferencyjne zdecydowanie z tego okresu, stolom tylko braklo ceraty, poza tym nic nie roznia sie od przecietnego baru mlecznego, okna zdaje sie w aluminiowych framugach i obsluga na poziomie, powiedzmy, pani Basi z WIPowskiego bufetu na mojej Alma Matter, latajacej ze scierka i poganiajaca klientow z tym, ze w negatywie – czyli prawie zerowe zainteresowanie obslugi Twoim padlem od 3 dni zajmujacym stolik przy oknie.
Po posilku, ktory dodatkowo uatrakcyjnila nam kontrolna wizyta kelnerki 15 minut po przyjeciu dodatkowego zamowienia z pytaniem czy czegos nam jeszcze z zamowionych rzeczy brakuje, bo im wlasnie komputer sie popsul i sprawdzaja co nie zostalo zrealizowane... udalismy sie:
a) odgruzowac pojazd z piachu ktory wlazil wszedzie...
b) pocalowac klamke w Glastonbury Abbey jak sadzilam (moim zdaniem bo zdawalo mi sie, ze o 17tej zamykaja, a my wg Nawidakcji mielismy dojechac tam 16.50)
Droga nie obyla sie bez atrakcji gdyz duzy obszar pomiedzy Weston-S-Mare a Glasto byl zamkniety dla ruchu. Polegalo to na tym, ze byla sobie tabliczka mowiac “Droga przed toba zamknieta, wybierz inna”. Wybieralo sie inna, jechalo zgodnie z nawidakcja i po kilku-kilkunastu milach pojawiala sie blizniacza tabliczka, a wybor drog do wybrania kurczyl sie drastycznie.
Po 4 takich petlach czasoprzestrzennych, wykonalam swoj stary numer – mianowicie ignorujac Nawidakcje pojechalam zgrubsza prosto przez jakies 20-30 minut, az nawidaktor przestal sugerowac zawrocenie i pozwolilam sie prowadzic dalej.
Podroz oprocz moich wybuchow charakteru na objazdy i glupie rady Nawidakcji urozmaicila nam Rozmowa.
Jest jak juz wspomnialam Sroda.
Jedziemy przez jakies wadoly, drogi krete, narowiste i waskie.
Widoki ogolnie rzeskie i agrarne. Tu szarzujaca koza, tam znowu pies scigajacy sie z moim zderzakiem...
Zza zakretu nagle ukazuje nam sie widok ogromnego namiotu jakby festynowego, tuz obok cos w rodzaju stodoly, jak raz na impreze wiejska.
Mijamy to i w namiocie widac tylko jakies sterty stolow lub lawek, zero zywej duszy czy nawet transparentu z okrzykiem wyjasniajacym taki poterzny tektylny pawilon.
Kuzynka zagaja:
- Ciekawe po co to
- Moze jakis festyn, albo dozynki? suponuje ja.
- Ale puste bylo.
- No puste. Moze z wczoraj zostalo, albo na jutro szykuja.
- ...cisza...
- ... jeszcze chwila ciszy, w ktorej zaczynam wyczuwac konsternacje.
Kuzynka niepewnie dodaje:
- A moze na weekend?
- Chyba za wcze.... (tu dociera do mnie ze dzis jest sroda, a nie sobota i przyznaje) A moze i faktycznie na weekend.
- znowu troche ciszy
- A dlaczego nie na dzis?
- Co dlaczego? Odparlam niezbyt kulturalnie zakoczona.
- No ten festyn, dlaczego nie dzis?
- No bo przeciez pusto bylo i nic nie gotowe.
- Acha.
Kuzynka znowu po chwili dodaje:
- A to we srody nie robia, tylko we wtorki lub czwartki jak w tygodniu?
Tu dotarlo do mnie co sie wlasnie stalo...
W swoim zapamietaniu do rozmowy wypuszczalam tylko koncowe efekty mysli:
Mam wolne i jestem na wycieczce, a wczoraj bylam w pracy, znaczy dzis jest sobota. Jak jest sobota i pusty ten pawilon, jakby nic nie gotowe, znaczy pewnie albo z wczoraj nie posprzatali do konca, albo dopier szykuja na jutro. Albo na wesele, ale troche juz pozno dzis a jeszcze nie gotowe, wiec raczej nie.
-(...) Moze  z wczoraj zostalo, albo na jutro szykuja.
Dalej
- A moze na weekend?
 Na nastepny weekend? No bo ja wiem, moze, ale chyba jednak za wczesnie na to, co ona mysli, ze to festiwal w Glastonbury i trzeba sie tydzien szykowac?
- chyba za wcze....
Tu  dociera do mnie ze dzis jest srod,a a nie sobota i przyznaje jej racje, ze moze tak byc.
...A moze i faktycznie na weekend.
I dalej:
- A dlaczego nie na dzis?
- Co dlaczego? Odparlam niezbyt kulturalnie zakoczona
- No ten festyn, dlaczego nie dzis?
- No bo pusto przeciez bylo i nic nie gotowe.
No co ona nie slucha mnie chyba. Przesz jakby bylo na dzis to by juz sie dzialo bo jest juz godzina 15ta z gorszami i juz by sie szykowali do baletow. Przeciez to widac.
- A to we srody nie robia, tylko we wtorki lub czwartki jak w tygodniu?
Tu otworzylam gebe i zamknelam bez slowa, wsluchalam sie w siebie, nic, zadnych mysli... co ona mowila? Ze dlaczego we srody nie? Przeciez... Aaaaaa!!! Dzis jest Sroda.
Powrocilam umyslem do wlasciwej strefy czasoprzestrzeni i dostalam takiego ataku smiechu, ze musialam zjechach na pobocze bo splakalam sie z  tego smiechu jak bobr i nic nie widzialam.
Mac CO rowniez.
Mlody wyjatkowo taktownie chwile przysluchiwal sie naszem wyciu i pochrakiwaniu, mozliwe ze nieco sploszony widokiem stanu osoby, ktorej powierzyl swoj los w tej podrozy, ale nie odezwal sie ani slowem i nie zadal ani jednego pytania.
Spokoj Grabarza to przy nim byl objaw lekkiego podekscytowania.
Za zaskoczeniem w Glastonbury odkrylam, ze w miesiace letnie Abbey jest otwarte to poznych godzin wiec moi goscie mieli okazje sobie pozwiedzac, a ja dokonac na spokojnie zakupow w raju hippisowko-new age'owym.
Nastepnie ruszylismy w szerokopojetym kierunku domu.
Drobiazgi w postaci robot drogowych ktore rzucaly sie na nas z kadej strony pomine bo juz go poruszalam (objazdy dotyczyly tego samego rejonu co do Glastonbury), razem z faktem ze moja nawidakcja postanowila sprobowac sie ze mna na upartosc...
Chyba jednak nie wygrala bo odmowilam jezdzenia zamknietymi drogami.
W ramach zemsty trasa ostateczna poprowadzila nas przez moje poprzednie miejsce zamieszkania, bo... od roku nia zdolalam przeprogramowac lokalizacji “Dom” na obecny adres... ;)
Wieczorem, tego samego dnia probowalam zarezerwowac na czwartek skok spadochronowy bez skoku i bez spadochronu, czyli symulacje w komorze aerodynamicznej, dla mojego CO plci meskiej, bo w koncu udalo nam sie uzgodnic termin, tzn mnie udalo sie wydebic on mlodzineca konkretne potwierdzenie, ze tak, chce i tak moze byc we czwartek oraz owszem przyjada do mnie do pracy na czas zeby wyjechac i dojechac na czas.
A tam Zonk. Zarezerwowac mozna tylko na piatek lub dalej. No to sie zdziwilam jak rzadko bo we wszystkie poprzednie dni mozna bylo na nastepny dzien spokojnie, a czasem takze na ten sam dzien zarezerwowac.
Poddalam sie z mysla ze rano do nich zadzwonie. Zostawilam moim liscik, ze jak sie nie uda to biore na sobote i udalam sie do Kolchozu.
Zaczelam dzwonic. Radosny glos automatu plci meskiej, na ziolkach pokierowal mna przez centrum menu system:
Jesli lecisz z nami po raz pierwszy wybierz 1, jesli nie pierwszy 2
1
Ktore centrum skokow masz na ok: 1,2,3
3
Jesli chcesz porozmawiac o rezerwacji 1, jesli o czyms innym 2
1
Jesli  jest was 5 lub mniej 1, jesli wiecej niz 5 to 2
1
Jesli chcesz sie powiesci na kablu od telefonu 1 jesli wolisz w nami porozmawiac 2
2
Czekam.
...
...
...
Moj rachunek za telefon bedzie IMPONUJACY, bo 5p za minut plus standardowa taryfa
...
Zrezygnowana siadam
O! Cos cpyknelo.
- Halo, ktory ghrrrhrhrhrh service potrzebujesz?
- Hej, chcialabym zarezerwowac...
- To serwis awaryjny, ktory emergency service potrzebujesz? Straz pozarna, pogotowie czy policja?
ZBARANIALAM.
Dobrze, ze zdazylam usiasc bo przeciez bym chyba sie przewrocila.
Patrze szybko na ekran telefonu, jakies dziwne opcje mi sie pokazaly.
- Bardzo przepraszam, ale nie rozumiem co sie stalo – jestem w trakcie polaczenia automatycznego i myslalam ze wlasnie polaczylo mnie z operatorem, slowo daje nie wybieralam numeru emergency services
- W porzadku. Zegnam ozieble.
Nie mam pojecia jak to sie stalo, ale jakims cudem podczas czekania na jedno polaczenie, udalo mi sie policzkiem zawiesic to pierwsze i wybrac kolejne, uzywajac do tego cyferek z opcji w menu – patrz powyzej – z calej sekwencji ostatnie 3 sie tylko zuzyly.
Rozlaczylam sie i z tych nerwow dopiero po trzeciej probie osiagnelam faze czekania...
Moj rachunek bedzie wstrzasajacy, to pewne, bo na finalne polaczenie czekalam blisko 10 minut tylko po to aby sie nagrac.
O wlasnie ta opcja z powieszeniem sie na kablu to bylo wlasnie “Jesli chcesz zostawic nam wiadomosc wybierz 1”
Dodam tylko, ze oddzwonili, ale dopiero po poludniu kiedy juz podjelam decyzje i zarezerwowalam sobote.
We czwartek zamiast na skok bez spadochronu, moi przyjechalo kolo 17tej i udalismy sie na obiad, bo moj CO nie zdazyl nic zjesc i kiszki mu marsza graly.
Mamrotal nawet cos co sugerowalo, ze on by dzis wcale nie mial oporow isc do all you can eat orientalnego bufetu, ale ja nie jestem w stanie przebrnac przez ten buffet wiecej niz raz na rok, a norme wyrobilam z nimi jak przyjechali, a poza tym jego Mac juz jadla i wiecej nie chciala, to udalismy sie jednak do innego lokalu, ktory darze spora doza sympatii, mimo ze jedzenie u nich, nigdy jakies szczegolnie wyszukane ostatnimi czasy sie pogorszylo.
Zamowilismy napoje i w oczekiwaniu na nie studiowalismy menu – ja z rownym zainteresowaniem co moj CO albowiem nie bylam w tym lokalu tez juz z rok pewnie.
Mac mojego CO, ktora odmowila nawet pogrzebania palcem w przystawce, tez sie wczytywala z zapalem choc wlasciwie nie wiem po co.
Ciekawostka przyrodnicza, bo jako bezdzietna jednostka nie mam stosownych instynktow – czy wmawianie dziecku nawet mlodszemu, ze ma ochote na to na co ochote ma Mac, jest zachowaniem normalnym?
Bo od blisko dwoch lat jestem swiadkiem jak Mac mojego CO za kazdym spotkaniem wmawia mu albo sushi, albo krewetki.
A on nigdy ich nie bierze, tzn przy mnie.
Przy mnie ujawnilo sie, ze
a) lubi kanapki typu Sub oraz
b) zarcie Tex-Mexowe (wcale nie wiedzac, ze ja sie w tym specjalizuje nota bene, bo w goscinie u mnie sa po raz pierwszy, a wczesniej bywali w moim rodzinnym domu, gdzie zwykle serowalo sie nieco bardziej klasyczne potrawy.)
Ale nie w tym rzecz.
Przyszly nasze napoje i moj zostal podany bez przygod, a napoj Maci mojego CO wykonal numer zblizony do tej miski z spaghetti i klopsikami w Oz, pierdyknal na stol bokiem, halasujac jak Japonczyk przed walka, ale zaskakujaco nie tlukac szklanki, to sprawilo ze kelnerka drgnela, ba ja tez drgnelam, ale tylko altruitycznie bo jeszcz mnie sie nic nie dostalo, a pozostajaca jeszcze na tacy szklanka z napojem Mlodego postanowila nie byc gorsza i tez sie ozywila, zachwiala, stracila rownowage i przewrocila sie na tacy, lejac wokolo obficie zawartoscia.
Halasu bylo jakby potlukla sie cala krata szklanek, a nie stlukla sie zadna.
Za to wyszlo na jaw ile lodu nam do tych szklanek nawalili, bo ten halas byl wlasnie od lodu. Niestety ta druga ozywiona szklanka miala wieksze pole razenia i zalala moja torbe dosc obficie oraz nieco skromniej moja nogawke...
Szkoda mi sie zrobilo kelnerki, ale poniewaz nic sie nie stluklo, to pomyslalam, ze moze jednak nie poniesie strat.
Przenieslismy sie na sasiedni stolik i w chwili siadania za moimi plecami, w otwartej czesci kuchni ktos ozywil ciezko wyladowana blache lub sagan.
Skomentowalam to slowy “kurcze widac dzis taki dzien niefortunny”.
I przystapilismy do wyboru potraw.
Mlody wybral sobie cos, dopytawszy sie tylko  co to Cajun sauce, akurat moglam mu wyjasnic, bo pare razy jadalam, ja wzielam calzone, niezbyt trafione nadzieniem akurat, ale nikt mnie nie zmuszal wiec pretensji miec nie moge.
Mac CO przez caly ten czas saczyla swoj napoj (bo przyniesiono nam nowe, tzn im, bo moj ocalal).
Po posilku przyszlo do placenia i po paru kombinacjach i machaniu do siebie pieniedzmi oraz rzucani nimi na stol (przy komentarzach typu ‘Ty no wez, co tak rzucasz pieniadze na stol, to nie speluna’, ‘No wlasnie Mamo’) padlo pytanie ile dac napiwku. Mac CO orzekla, ze wcale bo nas oblali, na co ja wytknelam, ze jej nie oblali tylko mnie wiec niech sie nie wtraca, moj CO poparl sprawe mowiac, ze nalezy sie nagroda pocieszenia i ustalilismy, ze wlasciwie koncowke zostawimy, ale poniewaz tego nie powiedzielismy na czas to przyniesli nam te koncowke.
W tym czasie jak nic przypatrywala nam sie Karma...
Czekanie umilala nam Mac CO opowiadajac jak byla w delegacji z kolegami i poszli na obiad.
Usiedli, zamowili i nagle Kolega 1, wzial serwetka ze stolu i powiedzial: “Te serwetki to sie kladzie na kolana” i dokonal demonstracji. W tym momencie przyszedl kelner z jego obiadem i talerz podczas serwowania wykonal to co ta miseczka ze spaghetti i klopsikami, precyzyjnie nad kolanami Kolegi 1 i wyladowala mu cala zawartosc wlasnie na tej serwetce.
Kelner zdolal chyba tylko zabrac talerz i uciekl, bo na wiecej mu samokontroli nie starczylo, inny przyniosl Koledze 2 i Maci CO ich obiadki, Kolega 1 podniosl z kolan serwetke z calym posilkiem i polozyl na stole. Kolega 2 i Mac przystapili do posilku (dopuszczam ze tylko Mac mojego CO, bo ogolnie duzo ludzi jednak czeka z rozpoczeciem jedzenia az wszyscy dostana pozywienie), a Kolega 1 siedzial wpatrzony w zawartosc serwetki.
A Ty na co czekasz? zapytala go Mac CO
Na obiad.
A co Ci w tym nie pasuje? szczerze zdziwila sie Mac CO, bo podobno oprocz tego, ze byl do gory nogami to nic mu nie dolegalo.
I przy takim akompaniamencie ubawieni wyszlismy z lokalu.
W samochodzie odbyla sie dyskusja co dalej – wracac do O (oni) czy do domu (wszyscy). Stanelo na powrocie do domu i spacerach w miasteczku, a ja sobie pomyslalam, ze moze upieke ciasto (tak malinowo migdalowe) dla kolezanki bezcukrowej bo nastepnego dnia byly jej urodziny.
W domu:
Mlody wyprul na spacer upewniwszy sie, ze nic juz nie musi kupowac, a Mac CO pobrala ode mnia liste zamowien na zakupy bo nagminnie zapominalam kupic plyn do zmywania oraz gabki/zmywaki i tez wyszla. Po jakichs 3 minutach wraca, wzburzona i ze slowami, “dobrze, ze sprawdzilam bo przeciez wyszlam kompletnie bez pieniedzy.”
Przyjelam to do wiadomosci i przebieralam sie w stroj domowy juz polowicznie zdecydowana, ze piec jednak nie bede tylko spokojnie sobie zadzwonie do Fadera i poczytam w cichosci i moze nawet wczesniej pojde spac...
W koncu dociera do mnie jakas straszliwa szarpanina w salonie, ktory jest chwilowo goscinna sypialnia. Zagladam z pytaniem czy wszystko w porzadku...
-  Chyba zgubilam saszetke z pieniedzmi i paszportami i biletami!
Troche na to zbaranialam, bo powyzsze wygloszone bylo z jakas taka pretensja jakby do mnie, a troche z dzika satysfakcja w glosie.
Nastepnie zdebialam bo pomyslalam sobie, ze najblizsze dni spedze okropnie pracowicie kombinujac jak ich wywiezc na Planete Ojczysta.
Tratwa przez Kanal Angielski zamajaczyla mi sie gdzies tam na peryferiach wyobrazni...
Nastepnie slabym glosem zapytalam:
- A kiedy jej ostatnio uzywalas?
- No wlasnie nie wiem!
- A skad bralas pieniadza do rzucania po stole?
- No wlasnie z tej saszetki... WLASNIE! Ostatni raz w restauracji!
Tu sie poczulam znowu ogluszona, bo nie widzialam tam zadnej saszetki w akcji. I wyglosilam swoja obserwacje pytajaco:
- Ale przeciez nie wyjmowalas jej tam?
- Wyjmowalam z niej pieniadze!
To przyjelam do wiadomosci, pamietna szarpaniny miotania banknotami po stole, zalania jednego z nich wilgocia ze szklanki oraz suszenia go serwetka.
- Nie widzialam jej, Rzeklam, zgodnie z prawda.
- Ale tam ja mialam na pewno, dobrze zes mnie zapytala.
- Jesli jestes pewna to ubiore sie i pojedziemy zaraz.
-Zdadzwon do nich!
Na koncu jezyka mialam juz “Sama se zadzwon” bo na takie rozkazy reaguje zwykle dosc bojowo, ale ugryzlam sie w niego – w ten koniec jezyka i odszukalam numeru.
(rozmowa)
- Tak znalezlismy mala damska torebke (saszetka my ass sobie pomyslalam)
- Tak oczywiscie mozesz przyjechac za 20 minut.
Istotnie byla to ta saszetka, ktora faktycznie byla torebka.
Wsiadajac do samochodu zadalam pytanie ktore dreczylo mnie od wykrycia problem
- Masz ze soba dowod?
- Tak. (uff, przynajmniej na Planete Ojczysta by wrocili)
- A Mojego CO passport tez tam byl?
- Nie, on swoj zabral od razu. Byl madrzejszy ode mnie!
- A po cholere Ty ze soba wszedzie wozisz i passport i dowod?
- Juz nie bede!
All is well that ends well, jak mawiaja rzymianki (i Rzymianki) i tak zakonczyl sie ten dwudniowy festival of randomness .

11 comments:

  1. u nas tez tak na Morzu Pólnocnym morze ucieka! A wlasciwie to w ogóle nie przychodzi nigdy na dobre, bo tylko jest tak 5 cm wody podczas przyplywu. A w piachu siedza takie robaki i malze, co pluja fontannami blota.

    Jak ide na urlop, to tez momentalnie trace poczucie czasu, wiec sie nie martw, to normalne. Dobrze ze dzisiaj mamy telefony, co wiedza lepiej i podpowiadaja ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No popatrz to ja takich stworow jeszcze nie widzialam na zywo co pluja fontannami blota :)
      Takie zawirowania czasoprzestrzeni to u mnie chleb powszedni :) Biedna kuzynka nie przyzwyczajona. Jakby to byla dajmy na to dElvix to juz w polowie rozmowy wiedzialaby, ze to ja cos komplikuje, a nie sytuacja :D

      Delete
  2. oo, mRufa w formie :D Musiałam sobie otworzyć odpowiedź w osobnej karcie, żeby na bieżąco reagować, bo przy tej długości tekstu to ciężko. A w ogóle, to jakieś powiadomienia są Bożence potrzebne, bo tak wchodzi raz, drugi, trzeci ... aż dwa dni nie wchodzi i się okazuje, że jest spóźniona. I TO NIE PIERWSZY RAZ TAK!
    No ale do adremu.
    FAKT! Random angielskie nie ma odpowiednika po polsku, żeby wydźwięk oddać. No nie ma, podobnie jak ten chłopaczek od wycierania stołów w opowiadaniu :))

    Ciekarol, z tym morzem tak? Niewiarygodne! Ale po plaży autkiem to by Bożenka chętnie pośmigała, nie ma to - tamto. Szczególnie na takim kawałku poodpływowym, gdzie jest jaka-taka twardość podłoża, bo po tym miętkim i suchym to nie ;)
    Koło Bożeny w kurorcie też jest płatne molo - ale na szczęście tylko turystów latem skubio. Jak się przyjedzie po sezonie to spacer jest gratis. ;)

    Ale z tą środą/sobotą to się zafiksowałaś :D Rozmowa jak z rasowej komedii pomyłek :D
    Wmawianie dziecku, że ma ochotę na to samo co Mać nie jest normalne. Dorosłym proponujemy, a dzieciom wmawiamy. A co te dzieci winne? Co to, inny gatunek? Coś jak motyl i gąsienica? be-ze-dura.

    Czy paszport, czy dowód, czy bilet, czy co, to Stefan zawsze pilnuje. Bożena jest w tym aspekcie więcej niż niepełnosprawna. Aż nawet nie wypada wspominać :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ta joj... Bozenka zajrzala :) juz mnie zalosc ogarniala, ze stracilam czytalniczki, ale uff, i Diabel wrocil i Bozenka :)
      Czyli co jak Bozenka przyjedzie to mam przjac dokumenty pod rozne od razu? Z racji talentow mam tez daleko rozwinieta paranoje w sprawdzaniu i pilnowaniu - lata doswiadczen ze spektakularnym roztargnieniem ;) Az trudno uwierzyc w taki rozmiar i gatunek widzac moje szczegolarstwo co? ;)
      Plaza do Samochodwania fajniejsza byla w Donegal tzn w okolicy, u nas taka troche mniej spektakularna, ale obiecuje, ze jakby co z przyjemnoscia powioze na Szmaragdowa Wyspe, bo uwielbiam tam jezdzic, tak jakos swojsko jest i mandat dostalam jakos tak swojsko, znaczy nie za niewinnosc, jak u siebie tylko za popelnione przewinienie ;) Poza tym nosi mnie jak cholera, bo Merkury uderza za tydzien, a ja juz go czuje gada od ladnych kilku dni.
      To mi ulzylo z tym wmawianiem bo mi sie to krzywe okropnie wydawalo...
      Fader wprawdzie przed laty i zalecial raz "Wez sie przenies do jakiegos cieplego kraju, bo ja tak cieplo lubie", ale szybko sie opanowal, bo juz po pierwszym odwrakniecu "To sam sie przenies, bede zima przyjezdzac" ;) Czyli dobrze, ze sie wpie...lam w konwenanse i kazalam Maci sie zatknac i dac dzecko, wszak juz doroslem samemu sie wypowiedziec :D

      Delete
  3. Bożena to zagląda w ogóle, tylko znów nie wycelowała, jak poprzednio :D Gdzie masz tutaj, koleżanko, powiadomienia o wpisach? Na maila coś, jakiś automacik, co powie sam, że już jest gorące o gotowe do czytania?

    Jakby Bożena się zjawiła solo, to pilnować trzeba albo pozbawić dowodu i biletu powrotnego, inaczej zostanie z Tobą na długo i z tego to nie wiadomo co będzie :D:D:D

    Merkury za tydzień? A Bożena ma konferencję zaraz i co???? Oj, już się chyba za wczasu trzeba pozawijać w bandaże, albo co.

    Dziecko też człowiek!!! Bożena to powtarza jak nakręcona, ale mało kto słucha. Ty słuchasz, to dobrze :D:D

    ReplyDelete
    Replies
    1. A wie Bozenka, ze nie wiem? ale musi byc bo od Diabla dostaje powiadomienia... tylko ja sobie wybrazalam ze to jakis standardzik? Ale moze nie. Podlubie i poszukam :)
      Zakonotuje warunki brzegowe... chociaz tratwe na kontynent juz mam jakby co rozpracowana ;).
      Czy slucham to nie wiem, ale na pewno pamietam, jak bydlam dzieckiem i o ile moze nie zawsze wiedzialam co i czego chce, to czego nie chce wiedzialam od bardzo wczesnych lat :)
      No i nic, Konferencja sie pewnie odbedzie, tylo moze z wieksza iloscia lapsusow i innych efektow specjalnych. A dokad tym razem Bozenke niesie tak zgrubsza geograficznie zapytam? :)

      Delete
    2. "No new content, no email for you." :D Czyli jest!!

      Bożenkę nigdzie nie niesie, u niej ta tragedia będzie się odbywać, stąd takie przerażenie!

      Delete
    3. Bozena kupi spora proce - ewentualnie Karolka poprosi, to skonstruuje - i kamerdolcem szacownych rozmiarów tego Merkurego lupnie, co by kurs zmienil i znikl z pola wszelkich konjunkcji.

      Delete
    4. Gdybyz to bylo mozliwe to bym sama skonstruowala.proce.juz tydzien temu jak zaczelam go wyczuwac stopami ;). Ale probujcie, kombinujecie, byle tylko nieosiagnac efektu przeciwnego... ;)

      Delete
  4. e tam, zaraz że Merkury zły i tylko problemy - same sobie grabiecie te problemy :) :P

    ja tam postrzegam go jako zabawność wielką i to, że robi kuku i każe się zatrzymać - no bo jak same się zatrzymać nie chcecie, to on wam pomoże :) :)... no i w podejmowaniu decyzji o końcach jest dobry :) gdy retrogradacja mu dolega i ogólnie - w sprzątaniu to już normalnie, chyba i na tygodniu podłogi umyję... a jak dobrze pójdzie to może i remonta zakończę (po jakim czasie pisać nie będę, ale długim, i po nie jednej retro Merkurego wycieczce )

    co do karmienia maniakalnego... odpuściłam Młodemu jak miał z 6 lat... czasem się zapędzę i gadam, żeby spróbował zanim powie, że nie lubi, bo skąd wie, jak nie wie, bo nie próbował... ale on i tak swoje wie i jak coś nie jest schabowym albo pizza margeritą to prawdopodobnie jest nie jadalne.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj tam, ze zly. Uciazliwosci wywoluje- jak popatezysz to opisalam pare wydarzen z paru retrogradacji, czy jak to sie mowi. Osobiscie gdzie mam go w moim horoskopie i podobno to wyjasnia czemu tak wyczuwa zblizanie sie. Ale uprzedzic i sie przygotowac nie zawadzi :). Strzezcie sie dziewczyny, nie znacie dnia, ani godziny :).

      Delete