Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Wednesday 9 August 2017

Sama sobie zgotowalam ten los, czyli nie dokazuj mRufa nie dokazuj, bo se wykrakasz.

No bo zaczelo sie niewinnie, od paru przypadków kreatywnego czytania, pózniej przytrafil mi sie mrugajacy meski zadek, ale malo mi bylo i musialam se qrwasz wykrakac. Otoz opowiadajac poprzednio o Mokrej i Dzikiej ust mych korale (a raczej palców mych opuszki) skalaly slowa:
"A ze jakos ostatnio nic godnego opowiesci sie nie zadzialo, a nie chce mi sie o drobnicy pisac bo nawet na sequel komedii pomylek troche malo"
I jakos nie zwrocilam uwagi na kamienno cisze jaka zapadla w eterze, a ges mi po narobku nie przeczlapala, co uwazam za gleboki nietakt z jej strony i sie zadzialo.
Ale od poczatku.
Pierwsze symptomy - Czytanie kreatywne.
W ostatni piatek lipca dostalam emalie z oferta z pewnego sklepu internetowego, co z niego raz na miesiac robie zakupy ilosciowe - Trucizny na conajmnie 2 tygodnie, srajtosmy na miescia, czadem dwa, srodków czystosci, zapasów doszafkowych itp. Sklep ma sztame z supermarketem z wyzszej polki - takim wyspowym P&P powiedzmy, ale od pewnego czasu cenowo prawie moze konkurowac z supermarketem na T, wiec dla wygody (bo nie lubie kupowac tych rzeczy osobiscie, bo poznie jtrzeba je upchnac w bagazniku Czerwonej Strzaly, ja jak wielu mezczyzn mam syndrom rozpakowania calego auta zakupów o raz to znarowilam sie i masówke kupuje zdalnie, a po szykany jezdze osobiscie - wilk syty i owca cala.
Jest to o tyle istotne, ze emalia z oferta miala swoj ciag dalszy kilka dni pozniej, ale to za chwile.
Otoz zerknelam ciekawie na emalie i oczom mym ukazal sie taki widok:




W moim oku wyobrazni przeczytalam "Cod Lions".
Noszqrwa, ale se wymyslili, pomyslalo mi sie. Lew z dorsza, Lwi Dorsz? tez maja pomyyy...
eee.... co?
Loins? (Ledzwia)
No nic dziwnego, ze moj mózg sie zbuntowal... od kiedy to Dorsze maja Ledzwia?
Pochwalilam sie wyczynem Bozence, bo ja sie lubie dzielic takimi wyczynami, a ona do mnie:
"Kurde, źle napisali i tyle, to samo przeczytałam".
No to spojrzalam do kalendarza - Merkury wchodzi w retro dopiero za 2 tygodnie z malym haczykiem, nie to jeszcze nie to i uspokojona zajelam sie innymi sprawami.
Trzy dni pozniej - w pierwszy wtorek sierpnia zaczelam szukac pewnej ksiazki.
Mianowicie Sea Hawk autorstwa Rafaela Sabatini. Wersji na kundla i po polsku, wiec sobie przetlumaczylam sobie tytul i zapodawalam u wujka gugla nastepujace zapytanie:

Co przeczytalo moje oko wewnetrzne nie bede nawet ujawniac,
Owszem mozna zgadywac tylko to juz prosze na priwa, bo od niedawna podobno czytuje mnie Mlody, nieletni syn dElvix i az tak go deprawowac bym jednak nie chciala.
(hint na koncu)

Tu juz weszlismy w moja osobista strefe razenia Merkurego - tzn mnie zwykle zaczyna dokuczac okolo 2 tygodni przed retro wlasciwym, pozniej dokucza wszystkim to mnie sie dostaja w mniejszym stezeniu, ale ponoc mam gadzine w ktoryms domu (z tych 12tu co to nigdy nie wiedzialam, ze je mam) wiec czuje do mnie chlopaczyna w skrzydlatych sandalsach miete z bubrem najwyrazniej ;).

Dalsze symptomy - dziwne okolicznosci przyrody.
Jakos w tym samym czasie rzucila sie na mnie doopa.
Znaczy ten meski zadek.
Jest tak. Mamy w Kolchozie kibelki damskie, kibelki meskie i kibelki koedukacyjne, no nie? 
W koncu gender friendly jestesmy na kazdym froncie, w tym kraju przpojonym tolerancji (chociaz mnie sie zdaje, ze to bardziej obojetnosc jest), to tego, jak sie jakis trans gender trafi, to nie poczuje sie zdyskryminowane/na/ny (no nie wiem cholera jak po polsku sie ten przypadek odmienia i zachowuje - na Wyspie jest latwiej, praktycznie wszystko jest bezplciowe, ale i tak nie jestem pewna jak sie mowi o takich osobach w trzeciej osobie)
W lochach tylko damskie i meskie sa. 
Ale na pieterkach juz full wypas, no nie? No i jak siedze na strychu to mam blizej tych koedukacyjnych, których jest bodajrze 5, z tym ze mozliwe, ze jeden jest dla niepelnosprawnych transseksualistów.
Nie mam pewnosci. 
Te koedy sa pojedyncze, znaczy wchodzi sie bezposrednio z korytarza do nich, no nie? I kazden ma wlasna umywalke, a takze reczniki papierowe, a ze ja patologicznie nie cierpie tych kosiarek, tfu suszarek do rak to tym bardziej wole koedy.
No i poszlam se do lazienki, oddac honorowo mocz (lub jak tez dawniej sie mowilo pogadac z Tamiza, albo z Wisla przez satelite).

Pierwszy zajety. 
Ide dalej.
Drugi wolny. 
W zasadzie wole ten trzeci, ale troche mnie juz cisnie, wiec juz tam nie wybrzydam. 
Napieram na drzwi, bo one ciezko chodza w tych koedach i juz na wstepie cos mi nie teges, bo aromat uzytkowania dosc zywy mnie w nozdrza trzasnal. 
Zdazylam sobie tylko pomyslec 'o cholera numer dwa tu byl', gdyz blysnela do mnie gola meska dupa. 
No nie wiem skad, ale wiedzialam, ze meska. Z zaskoczenia nawet nie zbaranialam jakos szczegolnie i wraz z wlascicielem dupy jeknelismy unisono "oh, sorry!", a ja wreszcie przestalam napierac na drzwi, zanim zobaczylam za duzo, wycofalam sie i dostalam straszliwej glupawki, ktora objawila sie wyszczerzonymi zebami i mamrotaniem "duren sie nie zamknal w kiblu" nastepnie poszlam do trzeciego, ktory szczsliwie byl wolny id od czlowieka i od aromaterapii.

Bozena sugerowala, ze tylek jest unikalny i moglabym rozponac wlasciciela i mu doradzic zmiany w diecie, a Marga nawet posunela sie do sugestii podprogowej, ze moze wlasciciel zadka jadal strusie mieso, ale po pierwsz ja u mezczyzna zwracam uwage na inne atrybuty niz tylek, a po drugie tylek byl siedzacy wiec nijakiego rozponawania i porad z deietetyki nie bedzie, a po trzecia aromat nie byl jakis odbiegajacy od normy, po prastu walilo produkowanym numerem dwa. 
Poniewaz dupy oczu nie maja, a ja tez nic wiecej oprocz zadka z profilu, nie widzialam to pozostaje miec nadzieje, ze nie byl to ktorys panów z fetyszem na damskie glosy. 

Kolejny Symptom - Dyskalendaria lub Czas Alternatywny.
W zasadzie to nie jestem pewna co bylo tym razem dykalendaria, czy tylko czas alternatywny, ale i jedno i drugie przytrafia mi sie na tym etapie, wiec nie ma znaczenia. 
Otóz nastepnego dnia wykonalam zamówienie z tego sklepu co oferuje Ledzwia z Dorsza. Nie zamówila jednakowoz zadnych mies czy to zwierzecych czy tez rybnych tylko Zapas Trucizny, srajtasme w hurcie bo wygladalo, ze na moja preferowana byla oferta, maslo dusnkie solone, sredniej wielkosci, bo wygladalo, ze jest na nie oferta i rózne inne rzeczy, o których zamilkne, bo troche tam niespodziewanek na przyszly tydzien mialo byc.
Zamawiajac musialam wybrac termin dostawy i wstepnie wybralam nastepny dzien czyli srode, wieczorowa pora. Niestety przy potwierdzeniu poinformowano mnie ze polowy mojego zamowienie nie ma. Znajac juz troche ten sklep uznalam, ze maja towar w innym magazynie i nie zdaza go pobrac, wiec dokonalam zamiany dnia na kolejny, czyli piatek. Bardzo dokladnie ptrzylam co wybieram i wybralam sobie 9pm-10pm czyli 21-22. O tej porze w domu na pewno juz bede.
Mialam racje i nagle nic nie brakowalo z mojego "koszyka", wiec nie wiele myslac zaakceptowalam wszystko lacznei z terminem dostawy i przestalam sie tym interesowac.
Jakiez bylo moje zaskoczenie gdy wieczorem we czwartek przyszla do mnie wiadomosc pt "Twoja dostawam miedzy 9am-10am(9-10 rano) jest skompletowana (...)".
Najpierw sklelam swiat, pozniej pomamrotalam, ze przesz nie mozliwe, zebym zle wybralam bo sprawdzalam 3 razy i jestem swiecie przekonana... aha! wróc - Zawsze kiedy uzywam frazy, ze jestem swiece przekonana o czymkolwiek  czym mialam udzial to wrecz gwarancja ze myle sie tak bardzo, jak sie jeszcze w zyciu nie pomylilam - to moze ja sprawdze co ja tam mam w potwierdzeniu zamówienia?
Sprawdzilam. NoQrwasz, oczywiscie. 9am-10am. Jak ja to do wuj wafla tego dokonalam, sprawdzajac 3 razy?
No tak. Teraz to juz za pozno cos zmieniac. Zostane w domu, tam tez popracuje z rana i pojade do Kolchozu po 10tej.
Tak tez zrobilam.
Dostawa przyszla, a ja odkrylam, ze zamiast swojej preferowanej srajtasmy zamówilam inny model, moze tez bedzie kompatybilny z moim zadkiem, ale to sie jeszcze okaze (errata - nie jest). 
dElvix jesli to czyta bedzie wiedziala, jak wazki jest to problem, bo poznala wyspowe srajtasmy. Wg pewnej Francy papier toaletowy na wyspie jest najdrozszy na swiecie - w skali porównaczej, a jakosci prezentuje rozmaite, owszem szmerglowi z Planety Ojczystej do piet nie siega, ale oszczedni uzywac sie go tez nie da. Po latach prób i bledów odkrylam taki, który spelnial wymogi uzytkowe i jego sie trzymam. A tu prosze, Swiecie przekonana (prosze bardzo!), ze biore zapas tego co trzeba udalo mi sie kupic cos innego. Plulam sobie w borde dopoki nie wyjelam z toreb masla, bo o ile tu o pomylce nie ma mowy w produkcie i jego wersji to okazalo sie ze w ofercie kupilam pojemnik kilogramowy... Czyli zapas na jakies 3 miesiace. 
No Brawo ja.
Roztargnienie to staly element mojej egzystencji wiec takie wtopy mnie juz w ogóle nie dziwia chyba, ze wystepuja w kumulacji z innymi symptomami.

I tu dochodzimy to Symptomów kumulacyjnych, czyli Skleroza + roztargnienie.
Dopadlo mnie juz takie wiele razy, ale tym razem skradalo sie jak Inertia i wzeilo z zaskoczenia. 
(Inertia creeps moving up slowly)
Zaczelo sie od tego, ze popsul mi sie czajnik, o czym wspomnialam w lipcu z okazji Wscieklych gaci.
Przystapilam do uzywania drugiego czajnika, tez juz majacego swoje lata, ale jednak mniej niz ten co sie skonczyl.
W samym koncu Lipca (mozliwe, ze w ostatni jego dzien) rano zagotowalam wode, popelnilam jakies napoje i poszlam do pracy. 
Po powrocie chcialam powtórzyc wyczyn, a tu ZONK. 
Czajnik poszedl do miejsca gdzie udaja sie wszystkie czajniki, które odmówia swiadczenia uslug.
Zostalam na wieczór bez czajnka.
Ale od czego zaradnosc - wyciagnelam rondelek z pokrywka i dawaj gotowac wode.
Z braku czasu te wode w rondelku gotuje tak juz tydzien.
Zapominam o niej srednio dwa razy dziennie, mam po temu genetyczne sklonnosci pobrane z garnituru Fadera, do zapominania o calym swiecie jak sie czyms zajme i o ile jemu czesto wypada, ze zajmie sie spaniem, bo z wiekiem tak bywa, ale moze byc tez ogladanie telewizji, to ja beztelewizyjna koncze tym, ze sie zaczytam, albo zapamietam w jakiejs glupkowatej grze.
I przyszedl poranek dostawy ze sklepu, ja w domu o nienormalnej porze, wstawilam sobie pranie bo co mi sie bedzie czas marnowal. Pranie chodzi. Spozylam sniadanko i wstawilam wode w rondelku na herbaty ziolowa na teraz i na pozniej. woda sie grzeje, a ja pracuej zdalnie, wiec wrocilam do laptopa i cos tam zubruje. 
Jakies 40 minut pozniej w kuchni niby przycichlo, ale jakos tak nie do konca, wiec poszlam sprawdzic pralke.
Wchodze do kuchni, slysze lekki szum, a pralka stoi. znaczy ona zawsze stoi, nie zdarza jej sie zeby lewitowala czy cos, ale w sensie ze sie nie kreci nic.
Noszqrwasz, znowusz sie cos popsulo? wymamrotalam do siebie i ruszylam ogladac te pralke. Hm, im blizej pralki tym mniej szumi, czego ta...
...ohqurwasztydebilko wrzasnelam na siebie - rondelek z woda na gazie. To znaczy rondelek na gazie. Z przykrywka.
Boje sie dotknac.
Co tu zobic?
E nie, para jeszcze leci, to cos tam jest. 
Odrywam, uff, wody prawie polowa jeszcze jest (duzo nalalam).
Wylaczylam gaz, zalalam napoje - starczylo na pol szkanki czyscika i na niepelna porcje w dzbanku na pozniej. Pomyslalam sobie rozne rzeczy malo pochelbne o sobie, dolalam wody do rondelka, odstailam go i nawet chyab przykrywka przykrylam i poszlam pracowac dalej.
Dostala przyszla dosc szybko, wiec korzystajac z nadprogramowej polgodzinki pojechalam po odbiór paru innyc hrzeczy co mi zalegal i ruszylam do pracy. Pomiedzy ostatnim odbiorem a praca przeszlo m irpzez mysl, zeby wskoczyc do domu zostawic tam pobrane towary, ale odpedzilam te mysl jak natretna muche bo przesz po co?
W pracy jak to w pracy. Przyszla pora lunchu, zaczelam jesc swoja pasze i tak mi ni z tego niz owego moaj kuchnia przed oczami stanela.
Stanela to niech se stoi, pies jej morde lizal.
Ale stoi to i patrze.
I widze jak odkrywam ten rondelek na gazie, ale spokojnie patrze dalej, ratuje reszte wody, odkladam pokrywke na deska bo goraca, parze napoje, plucze rondelek i przechodzi mi przez glowe ze cos mi sie on szybko zuzywa w tym tygodniu - bardziej niz przez poprzednie kilka lat, nalewam troche wody, stawiam na kuchni, z mysla ze jeszcze troche tej wody za gotuje i...
Koniec.
Wizja znika, a z nia mój apetyt, serce mi staje, dostaje wyrzut adrenaliny i rusza jak pod napieciem (Adrenalina/Crank z Jasonem Stathamem sie klania).
Czy ja wstawilam ten debilny rondelek? Jesli tak czemu nic z tego nie pamietam? Czy wylaczlam? Przeciec pozniej pilam ten czystek i wylawialam szczury z dzbanka i nie byly goraco, czy mogla przegapic ten rondelek na gazie? Tam bylo nieduzo wody. Minely prawie 3 godziny. Czy ja jeszcz mam dom? 
To wszystko przelecialo mie przez glowe w ulamku sekundy (slowo), w ty msamym czasie dlawilam sie przylkanym kesem paszy - bo przesz wizja urwala sie jak przelykalam, bo jakze by inaczej, usilowalam wmoic sobie, ze na pewno nie wlaczyla mbo przeciez dwa razy z rzedu nie wygotowalam nigdy wody, no i co z tego, to moze byc ten pierwszy raz, bloezsnie poczulam swoje pokrewienstwo z Faderem który spalil niezliczona ilosc czajników i zweglil kilka rondelków z podgrzewanym posilkiem bo film ktory wciagnla a nastepnie uspil. 
Pogodzilam sie, ze nie wytrzymam, zabralam torbe i ruszylam do wyjscia.
Spotkana M zapytala gdzie ide, odparlam, ze na chwile do domu, a ona tylko po jednym rzucie oka na moja facjate zapytala "CO SIE STALO?"
Nawet sie zdziwilm bo usilowalam sie usmiechac radosnie na przywitanie, ale mialam czas tylko wystekaca "Jeszcze nie wiem, musze sprawdzic"
Podobno bylam tak blada, ze uznala iz albo czegos nie wylaczylam, albo ostawilam co na gazie.
Proroku kurna czy co?
(nie wiedziala o tym drugim czajniku, ba chyba nawet o tym pierwszym nie meldowalam)
Jadac do domu wyjatkowo rozsadnie, kombinujac straszliwie czy sa szanse zeby woda sie jeszcze nie wygotowala, albo jak sie wygotowala to czy sa szanse ze chalupa mi sie nie zjarala do tej pory, wypatrywalam tylko chmury dymu z szerokopojetego kierunku mrowiska, ale im blizej bedac i nic nie widzac zaczynalam odczuwac coraz glebszy spokoj, co u mnie jest znakiem ze poziom stresu i paniki osiaga u mnie krance atmosfery i nadal przyspiesza.
Zaparkowalam, dopilnowalam zamkniecia samochodu, weszlam, zanotowalam brak woni nadprogramowych, zebralam poczte z podlogi i bardzo zrelaksownym krokiem weszlam do kuchni, gdzie panowala cisza i dopiero wtedy odwarzylam sie spojrzec na cos innego niz wlasne stopy.
rondelek z przykrywka stal na kuchni, wYlaczonej. Z woda w srodku.
Czyli wizja pokazalo mi wszystk oco bylo i zlosliwie nie pokazal reszty.
Rondelek z kuchni zestawilam, zgrzeszylam ciastkiem z malinowym dzemem i wyszlam z domu, zamykajac drzwi na klucz i wracajac do pracy doslownie na minute przed spotkaniem które mialam o 13.30.
Dowidzenia sie z Panstwem serdecznie.

PS. Pragne tez z tego miejsca serdecznie pozdrowic Smoczynska, ktora rzewnie wspominalam przy tej okazji (przez cala droge do domu, bo ja mysle wielotorowo i wielowatkowo, w liniach poziomych, pionowych, a takze po skosie) i która musze kiedys zapytac o pozwolenie na opisanie ich przygody z zapomnianym garnkiem na gazie ;).

*podpowiedz - nie spodziewalam sie ze z Rafaela, az taki oceaniczny wuj.

22 comments:

  1. Ty podobno jutro gdzieś lecisz? to ja Ci poszukam strony z woo doo i może jakieś czary poczynisz? ;)))
    kiedyś szwagier, jak mu było smutno, zabierał mi okulary i kazał czytać ogłoszenia, się działo, oj działo ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja okularów do czytania nie potrzebuje, no chybam ze na odleglosc, wiec taka zdolna sama z siebie jestem.
      Owszem, co do jutra strach sie bac. Ale bilet mam dobry, bo na jutro, parking tez, a jak sie okaze ze powrót wykupilam za miesiac to juz nie ja bede miala problem tylko reszta swiata ;)

      Delete
    2. taka sama z siebie zdolna, to jestem przy pisaniu, i powiem Ci szczerze, ze to wkurwia niesamowicie, bo ja widzę DOBRZE napisane i za siedemnastym razem dojrzę dopiero, ze jest nie tak, jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie opublikowała tekstu na blogu i go potem trzysta razy poprawiała, a Misiek pszeesz mi nie pomoże :D

      Delete
    3. Hahaha - tez tak mam. i tez po 300 razy poprawiam, a i to pod warunkiem ,ze zauwaze :D

      Delete
    4. nie poprawiam, odpuszczam, niech sobie jest jak jest :P

      Delete
  2. Heheh, ten spokój bijacy z komentarza do komentarza Margi jest słodki nad wyraz :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. No wiesz, ja juz to raz przezylam ;) z wizja ugrzezniecia w Paryzu, w warunkach powiedzmy mocno polowych, choc pod dachem, wiec tego, veni, vidi itedepe ;)

      Delete
    2. A jak na przyklad zaspie to nikt nie bedzie mial problemu tylko ja dziure w budzecie i "nothing o show for it" ;)

      Delete
    3. to mów o której Ciebie budzić! na mniamniecko godzinę mów! a tak dla przypomnienia Wam powiem, ze po przekroczeniu granicy z Mniamcami, możecie do mnie dzwonić po Waszej krajowej cenie :)

      Delete
    4. Kurna sama sobie znowu pipitolilam, po mniamiecku to bedzie 4.30 (o mnie 3.30).

      Delete
    5. w Mniamcach będziesz o godzinę starsza, nie boisz się? jak wróciłam z Portugalii, to bardzo staro się poczułam ;)))

      Delete
    6. tylko przez 4 dni, to jakos przezyje :P

      Delete
  3. Zupełnie nie posiadam czajnika elektrycznego (znaczy posiadam - w kartonie, znaczy zupełnie go nie użytkuję), zwyczajny czajnik zaś mam z gwizdkiem i się drze jak waryjat, nie da się o nim zapomnieć.

    Raczej pamiętam o wszystkim co mam do zrobienia, no chyba, że akurat o czymś zapomnę. Jednak moją bolączka jest to, że mam "dziurawe ręce" notorycznie cos mi z nich wypada... co generuje często konieczność dodatkowego sprzątania, ale przywykłam i mnie to już nieemocjonuje. Bez napinki, rozwalone rzeczy leża od np. wieczora, do poranka, gdyż wizja np. mycia podłogi o 23 nie jest moją preferowaną rozrywką na wieczór.

    Mnie retro dopada bardzo rzadko, ale jak już dopadnie, to po całości - pewnie osobiście nie mam tego dziada w swoich 12 domach, ale kiedy zahacza o jakieś dodatkowe rzeczy w którymś z moich domów to absurd godni za absurdem lub (jak to miało miejsce w ubiegłym roku) i cytując zdanie z mojego ulubionego filmu (ulubionego ze 20 kilka lat temu): "to już nie te czasy, dziś młodzież woli jeździć do Europy, 22 kraje w 3 dni" :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja nienawide tych wyjacych skur.....czonych pomiotów szatana czyli czajników z gwizdkiem - dzwiek wwierca mi sie w szra substancje i zostawia w niej niegojace sie dziury. Pobyt u Fadera wizae sie z tortura bo on lubi sie upewnic ze woda sie dobrze pogotuje, na tym pier...niczkowym gwizdku. Raz wbil do kuchni ze zjebka ze wylaczylam mu za wczesnie czajnik i zamarl w pol-klatwy bo odkryl za ja tylko gwizdek wylaczylam, a woda radosnie gotouje sia nadal. no ale sory - o 23.30 wieczorem to jednak lekka przesada w bloku gwizdac sasiadam przez 5 minut... ;)
      Obecne narzedzie tortur Fadera ma geizdek na zawiasie z nadzieje, ze przedluzy mu to zywot - narzedziu znacyz - bo takei ze zdelmownym gwizdkiem lubia wypluwac swistalke na odlaglosc i trzeba pilnowac jak sie ustawi to bydle, zeby oka nie stracic, no i oczywiscie bardzo latwo zapomniec zatknac gwizdek po napelnieniu czajnika.Stad moja preferencja elektryczna, bo jak juz wyznalam - zdolnosci mam po Faderze w tym temacie i za te wszystkei czajniki i garnki co on spalil to nie tylko ze 3 wypasione czaniki ze snopowiazalka by byly, ale takze te rachunki za prad od nich ;)
      Ale kazdemu po uwazaniu nieprawdaz - mnie jednakowoz prosze klasycznego czajnika NIE kupowac w prezencie ;) bo istnieje realne ryzyko wyjscia z nim na glowie i nei tylko :D

      Delete
  4. Ja oczywiscie tez od razu przeczytalam "Lions" i w mojej bezdennej ignorancji pomyslalam, ze morze i sa jakies rybki typu morki lew, why not.
    Lewek morski - jak dla mnie, ryba ze hej! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. No widzisz, a tu prosze... dorsze maja ledzwia. bedziesz robic korekte portretów Dorsza? ;)

      Delete
    2. no nie wiem wlasnie... skoro ledzwia, to i to co miedzy ledzwiami tez? w sensie privat parts? To chyba bede musiala majtki tym dorszom zakladac, co by przyzwoicie bylo.

      Delete
    3. Mysle ze tak. bez majtasuff sie nie obejdzie ;)

      Delete
    4. takie Kalvin Klein, z tym napisem na gumce, co to (nie wiadomo czemu) sie nosi tak, zeby ta gumka ze spodni wystawala. A dorsze beda bez spodni, jeno tylko w majtasach, i bedo szyku na dzielni gumka zawadac, ze wszystkie leszcze padna zimnym trupem.
      Yeah.

      Delete
    5. O, to, to! wlasnie o takich majtasach pomyslalam :D ewentualnie jeszcze gaciorki w krate takie, usiluje sobie przypomniec tego kabareciarze co o nich monologowal - o tez opowiadal jak pojechal na Hel, na zlot satanistuff... Cholera, pamiec dziurawa jak durszlak :(

      Delete
  5. U Ciebie jest umieralnia AGD, prawda? Ale na końcu spodziewałam się, że pralka eksplodowała i samoistnie zgasiła pożar zainicjowany przez rondelek.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A co? Az taki thriller mi wyszedl?
      Dobrze, ze ja jednak do fikcji aspiracji nie mam, wiec u mnie tylko tak zwyczajnie, codziennie, no wiesz portki sie dra, guziki strzelaja i trzeba krokiem gejszy chodzic, maslo ucieka i trzba je na kolanach ganiac i takie tam :D.

      Delete