Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday 9 October 2018

Najgorsze lostnisko Wyspy, czyli jak mRufa gosci odbiera

Pierwsza faza projektu, w którym dzialam od konca listopada ubieglego roku, zostala wdrozona, a opóznienie wynosilo mniej niz 10 dni, czyli niejako ewenement w dziedzinie projektów informatycznych.
Znaczy sie wdrozylismy na czas, w ramach budzetu i nawet nie wszystko z zakresy zostalo usuniete (taki maly zarcik branzowy).
W ramach relaksu mialo byc troche spokoju, co niezupelnie sie udalo, ale to juz poza konkursem, wiec w ramach tego samego relaksu postanowilam sobie wziac malutki urlopik.
2 dni w zasadzie.
Bo tak sie zlozylo, ze idealnie w pierwszy weekend bez pietna "go-live" wstrzelila mi sie kuznyka pt Mac mojego CO, z która to rok temu trawersowalysmy Kornwalie, szukajac hindusa, zeby nas przed smiertelnym zejsciem ochrzcil.
Tym razem, na okolicznosc wystepów goscinnych Maci mojego CO, wymózdzylam, ze pojedziemy za granice.

Ale nie za morze.

Co zostawia do wybory wylacznie dwa kraje, czyli Walie i Szkocje.

Walia ma to do siebie, ze jest nieco za blisko jak na moje potrzeby, wiec wybralam Caledonie, czyli po naszemu Szkocje.

Poszukiwania zaczelam od wpisania w portal posredniczacy w wynajmie domków (NIE airbnb) hasla "hot tub", bo czulam w sobie straszne parcie na wode i narastajacy nerw, a na kapiele w morzu juz troche nie pora.

Nastepnie okazalo sie, ze kuzynka zwana Macia mojego CO uwaza, ze sie w tej hot tub wezmie i utopi, bo ona sie na basenach boi.

Wyjasnilam jej, ze o ile zgadzam sie, ze utopic sie mozna i w lyzce wody (sama bardzo skutecznie usilowlam to zrobic przed laty, przy pomocy napoju typu lemoniada bezcukrowa w Waffle House, w któryms ze srodkowych stanów Imperium, a Ksiezna Helena spod okna wlasnie probowala lykiem wody), to jednak Hot Tub to raczej cos w rodzaju balii na sterydach i z syndromem wiatropednym niz w rodzaju basenu.

Ale skoro nie, to nie i wybralam nam kwaterke ulokowana w bardzo malowniczy sposób (co prawda zdjecie ludzaco sugerowalo, ze jest bardziej malowniczo niz w naturze, ale i tak nie narzekam, bo na miejscu okazalo sie, ze zaulek z domkiem nazywal sie poprzednio Wiedzmi Przesmyk).

Fotka trzasnieta telefonem po nocy, wiec nie wymagajmy za wiele!
Zanim jednak tam dotarlam trzasnac te fotke, udalam sie na lotnisko (to co 10 mil przed nim psy tylkami zaczynaja szczekac, na ptaki które nieco wczesniej juz zawrócily).
Tym razem jednak, majac silny deficyt gotówkowy (chwilowy ale nie do nadrobienia przed wyjazdem na lotnisko) umówilam sie z kuzynka, ze nie bede po nia wchodzila na terminal i w ogóle spróbuje pobrac ja z bezplatnej strefy zrzutu.

Co oznaczalo, ze zamierzalam wyjechac tuz przed ladowaniem samolotu, zeby nie czekac.

Jakies 15 minut przed planowanym wyjazdem na lotnisko sprawdzilam z glupia frant status samolotu i okazalo sie, ze te szmatlawiec wyladuje przed czasem jakis kwadrans.
Pomyslalam sobie, ze lepiej zageszcze ruchy i rusze od razu bo przy moim farcie po prostu utkne gdzies w korasie.
No i oczywiscie dotarlam za wczesnie.
Typowe.
Ale jak sie zapre to sie zapre, chocbym miala wyjezdzic równowartosc ceny parkingu krazac wokolo dwóch okolicznych rondek to na parking nie wjade. (jak juz mówilam - Contrarian)

Gdzies w okolicy 5tego okrazenia (nie calego lotniska, tylko takich dwóch rondek na jego obu koncach), zadzwonilam do kuzynki, która powiedziala, ze juz wyszla i jest wlasnie na meet&greet, na który ja wstepu nie mialam albowiem byl tylko na rezerwacje, której oczywiscie nie mialam.
Ona zas nie umie namierzyc strefy zrzutu, na która dla odmiany ja sie czailam i mniej wiecej umialam wjechac.

Stwierdzilam wiec, ze spróbuje na to meet&greet wjechac mimo braku rezerwacji, a kuzynka odparla, ze ona spróbuje w takim razie dojsc do bramek wjazdu/wyjazdu bo ona je chyba widzi, co oczywiscie wyparlam.

Dokonczylam ostatnia rundke miedzyrondkowa i wjechalam statecznie na podjazd do meet&greet, omijajac szerokim lukiem jakas idiotke, która napierala na mnie tym podjazdem pieszo i z walizka i juz mialam poslac jej wiazke przez zamkniete okna (ze gdzie glupia leziesz, przesz widzisz, ze ja jade), gdy rozpoznalam z nienacka, ze to wlasnie moja Kuzynka!

Z wrazenia nawet nie zdazylam pozadnie zbaraniec, a poniewaz nikt za mna sie nie tloczyl to nawet sie zatrzymalam i nie musiala wsiadac metoda komandosów w biegu tylko normlanie, po czym zamiast natychmiast pas, zaczela sie organizowac torebkowo i równoczesnie zdawac mi relacje z ostatniego kwadransa, który to temat ukrócilam bo jednak jazda z popiskujacym czujnikiem zapiecia pasa nie jest pociagajaca, a nastepnie plynnie zawrócilam z podjazdu na wyjazd, nadal tak smiertelnie zaskoczona sukcesem akcji, ze nawet nie zdazylam jej opowiedziec jak to uniknela wiachy na powitanie ;).

W drodze z lotniska nadrobilysmy nieco zaleglosci towarzyskie, korki byly bardzo przyjazne wiec do O dojechalysmy o takiej porze, ze jazda z O do mojej kwatery trwala by wieki - godziny szczytu.
Zaproponowalam zatem, ze moze skoczymy na wczesny obiad, bo dom w oczekiwaniu naszej wycieczki nie byl bogato wyposazony w zywnosc, tzn zasadniczo byl, ale wszystko, oprócz produktów sniadaniowych, których tym razem postanowilam nawet nie ujawniac, pamietna pierwszej wizyty kuzynki z synem aka moim CO.
Kuzynka zgodzila sie bardzo entuzjastycznie, bo zdaje sie ze zaproponowalam altruistycznie bufet orientalny, a nie moj ulubiony "dinner" czyli bar w stylu 'hamerykanskim', w którym kelnerka pare lat temu dokonala na nas próby zamachu poprzez zalanie napojem gazowany z zawartoscia kofeiny (nie, nie unikam nazwy tylko nie pamietam co to bylo dokladnie hehe).
Udalysmy sie zatem do rzeczonego bufetu, który podobnie jak rok temu byl jeszcze zamkniety, ale tym razem czekanie bylo zaledwie 5cio minutowe, wiec poczekalysmy i jako drugie klientki, bo jakas grupka juz czekala przed nami, wkroczylysmi do lokalu.
Z atrakcji to w lokalu w toaletach woda ciurkala tak slabo, ze ledwo udalo mi sie zmyc z rak mydlo, wiec uprzedzilam kuzynke, która wybierala sie do tego samego przybytku slowami:
"Tylko przy myciu rak to uwazaj, zeby Cie cisnienie wody nie zabilo...", tu zauwazylam slad przerazenia w jej spojrzeniu, wiec pospiesznie dodalam "smiechem! Woda ledwo ciurka", a na deser podawano miniaturowe kabaczki, które po blizszej inpeckji okazaly sie osobliwego ksztaltu winogronami.

Miniaturowe kabaczki, które sie okazaly winogronami
Po posilku bez problemów drogowych udalysmy sie do mnie, a nastepnego dnia wyruszylysmy na Caledonie zaledwie pól godziny pózniej nic mialam ambicje.
Droga byla taka sobie bo ciagle popadywalo, temperatura spadla, a ja zaczelam miec przed oczami mroczne scenariusze, o tym jak to tkwimy przez 2 dni w domku nad szalejacym sztormami morzem.
Okazalo sie, ze tkwilam w bledzie, bo jak tylko przekroczylysmy granice Szkocji (Gretna Green) zza chmur zaczela niesmialo wpierw, a calkiem odwaznie wychylac sie slonce i oprócz jednego jeszcze deszczowego epizodu, oprócz chlodu, pogode mialysmy wrecz piekna.

Ale o tym bedzie pózniej, bo postanowilam spróbowac tego triku z rozdziabywaniem moich wpisów na odcinki, co moim zdaniem rozbija narracje i zbija mnie z tropu oraz wybija z rytmu, ale podobno tak lepiej niz wpis rzeka raz na miesiac?

4 comments:

  1. Najpierw wyguglałam, co to znaczy w ogóle to airbnb :P Teraz już wiem :P
    Zakątek wiedźmowy mógłby nadal się tak nazywać, jak na moje ;))))

    Z tym odbiorem bezpośrednim to się Wam przyfarciło jak mało komu. Aż się prosi o standardowe zapytanie, kto puścił lotto zaraz po fakcie, ale sobie się powstrzymam. Głównie dlatego, że limit szczęścia zwykle się jednak w takim momencie wyczerpuje i nie ma co się łudzić pustymi obietnicami ton wolnej gotówki.
    A te kabaczki, znaczy łajnogrona, to skąd takie dziwaczne? Same tak wybierają sobie rosnąć, czy ktoś je przymusza?

    ReplyDelete
    Replies
    1. To sie chyba zaczelo przed wiekami jako latajace sofy - flying sofas, a przynajmniej tak mi sie zdaje, sie zglaszalo, ze sie ma miejsce które mozna komus na kilka nocy udeostepnic i na ile osób i nawet moje kanapa w Stolycy byla tam niegdys zarejestrowana, ale jakos nikt nie czul parcie na nocleg na moim sotlycznym zadupiu ;). O wersji, ze cale chaty sie udostepnie to ja wiem od Diabla i ze to sie tak naywa :)
      Tez uwazam, ze zbednei go przemianowywali na nazwe sasiedniej uliczki, ale moze jakis pruderujny mieszkaniec protestowal. A w ogóle to kwaterka jest do kupienia jakby co. Mam nawet 10% wartosci gotowe, brakuje mi tylko 90%, jakby ktos mial nadmiarowe tysiace dukatów, to ja chetnie na ten zbozny cel je przyjme ;)
      Lotto to przesz chyba mówilam, ze Fader puscil i trafil nawet szóstke, ale w dwóch kawalkach wiec byla to bardzo marna szóstka i na dodatek tydzien po trafil najnizej ceniona czwórke w conajmniej ostatniej 20tolatce (wtedy co te 2 prawdziwe szóstki mieliscie na Planecie Ojczystej).
      Co do lajnogron to wlasnie nie wiemy. Mialam poguglowac ale jakos jeszcze ni bylo okazji :(

      Delete
    2. Na takiej latającej sofie to siestra odwiedzała chyba Ukrainę, ale jakoś inaczej to się zwało. Ponieważ siesrta sama jest jak ta latająca sofa i znów gdzieś ją wywiało, to nie zapytam na razie ;)

      Delete
    3. tak, tak juz odkopala ze surfujace sofy to sie azywalo i nadal istnieje, tylko zrobilo sie troche x-rated z tego co czytalam. Z ta latajaca sistra mamy deal ze nastepnym razem da znac jak sie bedzie na wyspe wybierala, bo teraz byla i to calkiem niezbyt daleko ode mnie - oj tam niecale 2 godzinki - i to w miejscu które bardzo lubie na dodatek (NIE Londek).

      Delete