Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday 18 January 2019

Potop w Kolchozie, Forking i dramaty kuchennie, czyli Niszczyciel nic nie ustepuje.

Mój telefon, który zdobywalam z przygodami ma jedna zasadnicza wade - mianowicie w klawiaturze dotykowej nie mozna wylaczyc autokorekty. Rzadko korzystam z dotykowej, ale czasem jak chce wyslac tylko krotkie zdanie albo slowo w odpowiedzi to mi sie nie kalkuluje aktywowac miecza swietlnego i pukam pazura po ekranie.
Pól biedy jak pukam w lokalnym narzeczu, bo najwyzej zbyt kreatywna literówka daje osobliwy efekt, ale jak pukam po polsku to kamikadzeboskiwiatrniemazmiluj.
To juz lepiej bylo nie miec klawiatury i móc wylaczac autokorekte w poprzednim telefonie, którego niecierpialam, bo przynajmniej odpowiadalam za wylacznie wlasne potkniecia.
Obecnie potrafie z roztargnieniem napisac cala wiadomosc typu:
"Ciesze sie bardzo ze doszlo i dziecko zadowolone" wyglada tak:
"Viewed die hard on ze dwonload I disclose zadowolone."
No spalic sie ze wstydu to malo...
Tak, ze macie panstwo obraz sytuacji.
Zwykle w ostatniej chwili udaje mi sie przechwycic takiego baboka i mieczem swietlnym powycinac i ponaprawiac, ale czasem udaje mie sie nie bardzo i tak na przyklad na poczatku tygodnia wyslalam do kolezanki maila zatytulowanego...
Forking ;) 
Dostrzeglam to dzis jak odebralam i odpisywalam na jej odzew. Mialo byc w tytule, ze
"Fotki ;)"
Owszem moglo byc gorzej, ale nie az tak duzo gorzej jesli ktos zna wszystkie teg oslowa znaczenia.
Ech.
Ale no do cholery ciezkiej, niechby sie w koncu ogarneli i przestali uwazac uzytkowników za debili i pozwolili opcje autokorekty wylaczac.
To byl poczatek.

Dalej to poszlam do kuchni i tez zrobilo sie ciekawie.

Po bardzo udanym kulinarnie poprzednim tygodniu, a nawet 4rech postanowilam, ze bede sobie do pracy nosila wlasne pozywienie.
W poniedzialek mianowicie wymozdzylam sobie ziemniaki z koperkiem, zeby do pracy na lunch zabrac. wprawdzie kefiru nie kupilam ale micha kartoszki z kperkiem obficie okraszona maselkiem brzmiala fajnie. Do tego mialam nieco mlodych (z importu) kartofelków (lekko juz przechodzonych ,tzn czekajacych na swoja kolej nieco dluzej niz sprzedawca przewiduje, ale wygladaly zdrowo, wiec nie zamierzalam sie ich pozbywac bez próby spozycia), wiec wstawilam w lupach, zalalam obficie woda bo w w tych lupach, wiec zeby na pewno sól sie do srodka dostala, postawilam na gazie i poszlam sobie z mysla, ze pogram chwile i za 20 minut do nich zajrze.
jakies poltorej godziny pózniej zaczelam czuc zapach ciasta z czekoalda i leniwie zastanowilam sie kto z moich sasiadów wieczorem piecze brownies.
Po chwili zapach brownis zaczal sie robic jakis taki rolniczy bardziej, a ja zeskoczylam z wyrka jak z katapulty i z okrzykiem "osz*rwaszziemnniaki" pobiegalam slizgajac sie w skarpetach na zakretach do kuchni. Nie pomoglo ze robilam to pod koniec slalomu z zamknietymi oczami bo troche balam sie widoku jaki moze na mnei czekac w kuchni.
Otóz woda wygotowala sie cala, ziemniaczki nabraly jakosci obozowej czyli wygladaly jakby byly pieczone w ognisku, acz jeszcze nie byly zweglone.
Teflon jeszcze trzymal sie garnka, ale zanim zalalam zawartosc woda odczekalam dosc dluga chwile, az garnek przesta sykac. Pary i tak bylo sporo, ale czujnik dymu mi sie nie wlaczyl.
Rozzalona nieco podstudzone ziemniaki, które wlasnie zaczely pachniec jak z parnika (dla nieswiadomych - w parniku kartoszke przygotowywano u mojej Babci dla swinek. Takich wieprzowych swinek. Ze srutem. Nie takim do strzelania tylko ze zbozowym. Mozliwe, ze byla to sruta plci zenskiej, maloletnia bylam i mogly mi niuanse polskiej mowy czasem unikac.
Rozzenilam sie na to wspomnienie co wraz z juz obecnym rozzaleniem nie wyszloby makijazowi na zdrowie, ale szczesliwie makijaz to nosze racej w torebce niz na oczach.
Na lunch w pracy spozylam nie wiem co, ale chyba gotowca z kantyny.
W wtorek postanowilam nie ryzykowac kartoszki i w ogóle gotowania i nic nie otowalam, tylko na obiad podsmazylam mrozony kotlet z indyka, podgrzewajac w tym czasie piekarnik otworzylam pudelko z mrozonym pólgotowcem, doznajac rzy okazji zaskoczenia bo myslalam, ze kupilam potrawe zwana Spinach Gratin Dauphinois, czyli zapiekanke z ziemniaczków ze szpinakiem, a z pudelka wyjelam owszem zapiekanke, owszem ze szpinakiem, ale z makaronu typu drobniutkie muszelki.
No cóz, pomyslalam, nie bylby to pierwszy raz kiedy zakupy w drodze do domu przeszly transmutacje i refleksyjnie sprawdzilam czas pieczenia - otóz 40 minut.
Wstawilam potrawe do piekarnika i ze szczera checia doczekania tych 40 minut w kuchni skonczylam jesc obiad, pozmywalam nawet troche (nie wszystko), nastepnie sie znudzilam, posypalam zapiekanke serem tartym typu cheddar, bo kto bogatemu zabroni i poszlam do pokoju, z mysla, ze ustawie sobie alarm na za 30 minut, bo to akurat bedzie jakos blisko czasu konca pieczenia.
No i musialam wkroczyc w pole razenia pomrocznosci jasne bo po mniej-wiecej godzinie zniepokoilo mnie dziwne pokwikiwanie, dosc ciche ale monotonne dochodzace z kuchni.
Tak - katapulta - komplement - slalom z posligiem i tylko oczu nie zamykalam bo piekarnik.
W piekarniku pokrywa teg osera typu czedar miala kolor glebokiej pomaranczy.
Otworzylam czeluscie machajac jak szlona scierka bo balam sie ze tego dymu to juz mi czujnik nie przebaczy, ale niebylo az tyle dymu.
Az tak zle nie bylo, ale wolalam nie kusic losu...
Widzac to ostatecznie pogodzilam sie z losem i porzucilam gotowanie na ten tydzien. Za duze straty w pradzie, gazie i pozywieniu ponosila, usilujac wprowadzic oszczednosci i samodzielne gotowanie posilków.
Potrawa do pracy sie nie nadawala bo bylo jej za malo - tzn do smieci poszla skorupa sera z wierchu i pierwsza warstwa szpinakowa z chrupkimi muszelkami makaronu.
Reszta za wyjatkiem narozników co tez sie chrupkie zrobili byla doskonala i wyzarlam ja metoda mrowkojada, a do pracy wzeilam do pudelka kilka mini-parówek i podgrzalam je sobie w pracowej mikrofali, zagryzajac kanapka z roztopionym serem.
Nawet dobrze sie stalo prawde mowiac, bo o poranku Kolchoz powital nas komunikatem, ze po raz kolejny zesr...erm, zesiusiala sie nam klimatyzacja - mianowicie po raz czwarty od okolo 6 lat, a po raz drugi w ciagu ostatnich 3 miesiecy.
zakoszone z internetów.
Tym razem zalalo Lochy.
Zalalo tak spektakularnie, ze az sie panele z sufitu poobrywaly i tylko cud sprawil ze akurat nikt tam jeszcze nie urzedowal.
Potop nastapil w narozniku wladzy - czyli tam gdzie siedza grube ryby, ale takze kacik wsparcia, dzieki czemu zwykle malo pomocni koledzy i kolezanki nie mieli gdzie sie podziac, wiec zajeli cudze biurka.
Kolega z Akwarium i ja wpadlismy na pomysl, zeby z humorem wuciagnac w strone naszych potopienców pomocna dlon i nalepilismy na szybie kartke, ze "zapraszamy udzodzców z Lochów".
Ja, to jeszcze ja, ale kolega z Akwarium to jest wyspiarzem z dziada-pradziada i pomyslowi przyklasnal, wiec nawet mi przez mysl nie przeszlo, ze cos nie teges.
Pierwszy byl Urosz, dalej byla kolezanka J, której biurko najbardziej ucierpialo tymi panelami, nastepny byl kolega D, który zasadniczo nie ucierpial, ale w smrodzie bagiennym nie chcial siedziec.

A nastepnie jakis nadwrazliwiec z Kolchozu dopisal nam na naszej kartce, ze to jest niepoprawne politycznie w swietle ostantich skandali i pracy humanitarnej.

Noszqrwasz, opadly mi rece, cycki i skarpety.

I jak ja mam w takich warunkach skrzydla sarkazmu rozwijac jak nawet taki drobny usmiech i wycignieta dlon dostaja nachajem po palcach?

Nic dziwnego ze jak aktywuje mi sie Niszczyciel to trzyma jak glupi!.

Kurtyna!

6 comments:

  1. To juz wiesz dlaczego we wszystkich sprzętach mam minutnik???

    Wstawiłam kiedys - w czasach kiedy moja płyta nie miała licznika - kartofle do gotowania i poszłam sobie. Po jakimś czasie doleciał mnie smrodek przypalanych ziemniaczkow. He he - myśle sobie - jakiemuś jełopowi kartofle sie przypalają He He... O kuzwa!!! To moje!!!

    ;)))))))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. no wlasnie. musze sie nawrócic na stary nawyk, ze wlaczam timer na telefonie. w sobote na przyklad z duma oznajmiam, ze wlaczylam timer i panierowane kurze cycki sie NIE spalily.

      Delete
  2. Sister from another ... :D Mnie to się na przykład ostatnio android zkupkał i po przełączeniu na jakiś czas w tryb bezdźwiękowy, nie aktywuje tychże po powrocie do trybu zwykłego. Naturalnie powoduje to okrutne tony nieporozumień, z "DLACZEGO MILCZYSZ" na czele.
    Nie wiem z jakiego powodu spodziewam się powiadomień dźwiękowych z telefonika, że połączenie, sms, messenger czy coś.
    Dziś o poranku android się z kolei zaktualizował i ustalił sobie nowe dźwięki na wszystko. Teraz się zabawiam w odgadywanie, od czego taki bing, a od czego inny.
    Kulinarnie popłynęłam natomiast na fali Twojej fasoli i zrobiłam se sos do kaszy z:
    duszonej cebuli
    boczniaków
    czerwonej fasoli
    przecieru tomatowego.
    Składniki wyłącznie losowe, bo akurat takie miałam na stanie. W wolnej chwili polecam spróbować, ale to jak wyjdziesz z fazy przypalania, bo tu już cebula niesie pewne zagrożenia.
    Nadwrażliwcowi to bym napisała, żeby się sam zastanowił, czy jest poprawny politycznie, a w słowniku se sprawdził "legalna eutanazja w szwajcarii". Tak że w razie czego dawaj znać, mogę takie notki tworzyć i Ci przysyłać, wszak tam nie pracuję. W razie czego będziesz kryta, do wszystkiego się przyznam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A to z tym milczysz, czemu to mialysmy ze Smoczynska jakis tydzien-póltora temu, jak ona pisala, ale do mnie nic nie dochodzilo, bo jej telefon znienacka znielubil komunikator i trzeba bylo az paru niespokojnych maili, zebysmy przetestowaly lacza i odkryly, ze jej telefon domaga sie restartu.

      Kulinarnie zas mam przepis dla Ciebie - uztylizuje czerwona fasole i zawiera duzo kolendry. Jest to tak fajne zarelko, ze nawet nadmiar kolendry mnie nie zniechecil do dokonczenia nabranej na talerz porcji. Planuje popelnic osobiscie pomijaja kolendre, ewentualnie zastepujac ja pietruszkoa nacia.
      Lobio sie nazywa jakbys chciala poszukac, nie czakajac az ja sie zbiore i zapadne znowu na faze gotowania.
      Wczoraj zaczelam robic krem pieczarkowy, ale stracilam entuzjam po uzyskaniu bazy czyli zblendowanych gotowanych na bulionie pieczar.
      Boczniaków u nas mam wrazanie nie uswiadczysz, bo i z lasami krucho hehe, ale jakos mi nie pasuje zesta pieczarki i fasoli, tzn mentalnie mi nie pasuja bo organoleptycznie jakos nie doswiadczylam :)
      Nadwrazliwiec sprawil tyle, ze biedni potopiency z Kolchozu jak nie wiedza to sie nie dowiedza, ze u nas sie moga przytulic. Moga nadwrazlicowi podziekowac.

      Delete
  3. "zapraszamy udzodzców z Lochów" wlasnie jest w swietle pracy humanitarnej tym bardziej na miejscu (pomyslalam sobie ja, ale co ja tam wiem). Eh, ta polityczna poprawnosc to niektórym zzera mózgi pomalu.
    Czemu ludzie z takim uporem posluguja sie róznymi regulkami i ideologiami zamiast zwyklym, zdrowym rozsadkiem? Odwieczny problem ludzkosci...

    Ale mi przypomnialas, ze musze kupic minutnik, bo stary sie zepsul. Taki ladny byl, w ksztalcie rózowego prosiaka. Uzywam tego z telefonu, tylko ze jak zostawie telefon w kuchni, i siedze w pokoju gdzie cos tam ogladam a obok Borsuk jezdzi czolgiem, i o tym telefonie zapomne, to nawet jak on dzwoni to go nie slysze. Jakis taki cichy jest, niesmialy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Prawda ze przerost formy nad trescia? Ale co zrobisz, jak debilizm sie szerzy niekielznanie. Swietlany (a moze Cmietlany jakby chciala byc kompletnie akuratna i zapozyczyla terminu z Dukaja Lodowej terminologii) przyklad to Pan Zaba, który zreszta dzis sie na mnei znowu akustycznie rzuca zza przepiezenia. Niby chlop cos tam pod sufitem ma i umie mówic bodatobazowemu itp, a kuzwa poczucia humoru za grosz. To co, inteligentny niby, a glupi jak but z lewej nogi, co?
      no owszem, telefon sam w kuchni to malo praktyczne, bo nie wylaczy piekarnika. A cichy i niesmialy to pewnie dlatego ze czuje sie sam zagubiony w tej kuchni pelnej ostrych i twardych krawedzi.

      Delete