Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday, 18 November 2016

Przygody pewnej Jezyny, czyli Niszczyciel "mRufa" znowu w akcji

No bo bylo tak. Bylam na wystepach goscinnych na Planecie Ojczystej i byl koniec marca, roku panksiego biezacego.
Zadzwonil moj SmarkFone Wyspowy. Numer Wyspowy, a ja akurat pracuje z domu, wiec odebralam, bo moze ktos z Kolchozu w desperacji.
Otoz nie.
Byl to moj osobisty opiekun klienta biznesowego... Tak wiem... ale z roznych wzgledów mimo, ze nie mam biznesu, jestem klientem biznesowym.
No wiem dziwne, ale prawdziwne.
(bo chcialam 100 lat temu jezynke, a akurat mieli promocje taka, ze tylko jako biznesa moglam skorzystac. To korzystam, a czasem trace, jako Handlarz Podeszwy  - tlumaczenie woooooolne od "Sole Trader" jako jaki figuruje w rejestrze mojego dostawcy SmarkFonowego)
No i okazalo sie, ze jako przykladny Handlarz Podeszwy, produkuje rachunki sporo wyzsze niz przecietny Handlarz Sznurowadla zapewne, przez co mam prawo do wczesniejszego upgradu. Prawie 2 miesiace wczesniejszego tym razem.
Troche sie naburmuszylam bo juz raz sie dalam wkolowac we wczesnejszy upgrade z nadzieja na nowa dosc wowczas jezynke Q10, a okazalo sie juz w ogródku, ze gaska jezynek juz nie ma bo wyzarla.
I zostalam naburmuszona wlascicielka Monstrualnego Aluminiowego Katamarana (Humongous Tinfoil Catamaran), wylacznie dlatego ze ubóstwialam reklamy RDJ, a takze konsultant-opiekun byl super mily i bajerowal lepiej niz przecietny konsultant potrafi.
Zapytana, czemu nie mam ekstazy telekomunikacyjnej na mozliwosc wczesniejszej wymiany wyjasnilam pomocnie, ze jedyne co mnie interesuje to model, ktorego od 2 lat brak na stanie.
Opiekun moj czule mnie pocieszyl, ze wrecz przeciwnie, maja az dwa nowsze jeszcze modele.
Tu uczciwie wyznaje, ze troche sie podjaralam i wyguglowalam sobie oba modele i na jeden z nich dostalam slinotoku.
Ale twarda negocjatorka bedac wyszarpalam najkorzystniejszy mozliwy pakiet za podobna kwote do placonej i mialam tylko jeden warunek.
"Bo wiesz, jestem obecnie zamorska i w zwiazku z tym jakbys do mnie zadzwonil za tydzien, a ostatecznie chociaz mi maila pchnal z danymi i telefonem to ja zadzwonie jak wroce."
Opiekun sie rozmaslil w zachwytach, a mnie cos tknelo i spojrzalam na kalendarz... no tak za tydzien bedzie malo, ze nowy miesiac...
Bedzie nowy rok!
Finansowy nowy rok - na Wyspie - zaczyna sie w kwietniu.
Nie plujac opiekunowi na buty postanowilam, ze dam mu szanse i jakze bym sie rozczarowala gdybym jednak miala nadzieje. Kontakt nie nastapil przez pol roku...
Pogodzona z rzeczywistoscia, kontrolnie co jakis czas sprawdzalam na linii jakie maja dla mnie opcje w ofercie i ciagly bylo to gówno.
Az uslyszalam, od M, ze provider wprowadzil moj wymarzony model jezynki do sprzedazy indywidualnej wiec w poniedzialek popedzilam na linie patrzec. Faktycznie - oferta stanowczo sie polepszyla.
Nie czekajac, az znowu jakis opiekun wezmie mnie w obroty, uderzylam na linie.
Wybralam jezyne, deliberuje nad pakietem i cos mnie wytracilo z rownowagi.
Praca zapewne, bo tylko to ma czelnosc przerywac tak wazne zajecie jak analiza pakietów SmarkFonowych.
Chyba juz wtedy powinnam byla przemyslec slusznosc posuniecia, ale nie dalo mi to do myslenie za mocno.
Przerwalam deliberacje, a po jakims czasie wrocilam do nich i przy finalizacji transakcji wyskoczyl mi:
Blad.
Okazalo sie, ze sesja mi sie skonczyla zanim jeszcze wrocilam do deliberacji.
Ale zanim to odkrylam, to zacukalam sie na dluzsza chwile, bo adres moj w systemie mieli stary.
Ale nie na dlugo sie zacukalam gdyz, w tymze samym systemie mieli tez moj adres nowy jako adres dostawy. Sprobowalam na goraco zmienic adres moj, ale system mi powiedzial, ze musze do nich zadzwonic w tym celu. No dzwonic nie zamierzalam, wiec ufnie sprawdzilam czy na pewno adres dostawy jest dobry. Byl dobry.
Zaczelam proces na nowo, wybralam model, podumalam nad pakietem, wybralam pakiet, powymienialam dodatkowe pakieciatka, sprawdzilam adres dostawy i dawaj finalizowac.
Blad. Jeden z komponentow zostal usuniety.
Zdziwko, bo wcale go nie widzialam w pierwszej chwili i nie umialam go znalezc nigdzie potem.
No to wracam do wyboru pakietu. Wybralam, dodalam/usunelam pakeiciatka, Finalizuj.
Blad. Musisz podac date waznosci karty.
'No przesz podalam krude' mamrocze pod nosem...
I podaje na nowo, dane, date... Finalizuj.
.......
czekamy
.......
'kuzwa, zeby mi sie Kolchozowy internet nie zawiesil do kompletu...' mysle.
.......
Tranzakcja zakonczona pomyslnie...
'Uff...' pomyslalam... i prawie uslyszalam jak przelatuje nade mna zla godzina...
Ale widac bylo, ze niszcyzciel "mRufa" sie zawzial i pchal mnie ku wlasnej zgubie z sila wodospadu.
Przyszedl mail potwierdzajacy zamowienie, przeczytalam bardzo dokladnie sprawdzilam adres dostawy, ktory byl w mailu dobry.
Przyszedl drugi, mowiacy ze temat jest w realizacji i na dniach dostane moja nowa zabawke.
Dzien minal.
Nadeszlo jutro.
Z rana spawdzilam maile i oczetom mym mocno niedobudzonym ukazal sie widok taki:
"Mamy Twoj nowy telefon, jesli chcesz go odzyskac zloz swoja lewa nerke w pojemniku z suchym lodem i zanies do najblizszego squeeda".
Zamarlam. Przetarlam oczeta, budzac je i przeczytalam ponownie. Prawda byla gorsza niz majaki senne...
"Mamy Twoj telefon. Dostarczymy dzis pod Twoj stary adres. Nie bedzie Cie? Mozemy zostawic u sasiadow lub dostarczyc innego dnia, kliknij"
Juz na widok starego adresu dostalam drgawek, bo przeciez sprawdzalam 4 razy czy adres dostawy jest poprawny...
Jest 7.15 rano, szykuje sie do szychty kolchozowej, z lekka zajawka migrenowa, a tu taki zonk.
Klikam zatem, z telefonu bo szybciej, a opcje w kliku sa takie:
- wybierze adres sasiada, ale tylko na swojej ulicy (ONA NIE JEST MOJA! warcze do telefonu)
- wybierz inny dzien
Koniec opcji. Zero innego adresu, zero telefon do przyjaciela, nic.
sprawdzam sms'y od V - dostawcy komorkowego - jest numer kontaktowy. No to co, ze jeszcze nie ma 9tej. Ba nie ma nawet 8mej. Dzwonie.
Po przekopaniu sie przez 9 kregów piekiel (czyli menu cyfrowe V) doczekalam sie ludzkiego glosu.
Plec zenska wita mnie slowy:
'Dzien dobry nazywam sie Iksinska, ale chyba importowa. Jak sie masz, cy wypilas juz kawe?'
Talking about random...
' Dziendobry. Nie pije kawy, mam za to inny problem...'
'Oh. To co pijasz o poranku?'
'Herbate!' zelgalam (bo co bede obcym tlumaczyc ze pijam wylacznie Maxa, czesto rozcienczanego...).
'Oh... To jaki masz problem'
Tu wyluszczylam moj problem, podkreslajac, ze nie moje roztargnienie tu zadzialalo, bo mam dowody i ze nie wiem co zrobic nie mogac zmienic adresu dostawy z W na A, albo chocby i na O, wszytko jedno byle nie W.
'Nic sie nie martw, ja Cie poratuje! odpowiedz mi tylko na pytanie bezpieczenstwa'
A prosze uprzejmie odparlam i pomyslalam podejrzlwie - ciekawe kuzwa co ja sobie wymyslilam za pytanie bezpieczenstwa te 8-9 lat temu...
Otoz proste - miato urodzenia.
100% trafnosci.
Pada nastepne pytanie i tu zdebialam:
Can you give me your parent address?' (czyli czy mozesz podac mi adres Rodzica?)
Zdazylam sie zelzyc w myslach za takie kretynkie pytania bezpieczenstwa wybrane przed laty, ale szczesliwie pameitam adres mojego Rodzica, wiec dopytuje:
'Adres Rodzica??'
'Tak'
Ale ktora czesc tego adresu?' majac na mysli czy ulice, czy miasto...
'Caly', z przekonaniem odpowiada niewiasta...
No to recytuje adres.
A ona do mnie
'Hm, ja mam tu adres zaczynajacy sie od 102...'
tu mnie olsnilo... ona mowi Current nie Parent... (czyli Aktualny/Biezacy) i stad zgadlam, ze jest albo z importu albo call centre jest poza Wyspa.
Wyjasniam zatem:
'Oh! To moj STARY adres, ten ktorego nie moglam zmienic, ale byl podany adres dostawy, wlasciwy wiec uznalam, ze bedzie w porzadku'
'Rozumiem' odpowiada niewaista. 'To podaj mi ten adres'
Poslusznie podalam.
'Poczekaj chwile, a ja wypelnie dla ciebie formularz przekierowania'
..... czekam.....
'Czyli skoro pijesz herbate, to pijasz ja czarna czy w innych smakach?'
Random...
'Owszem pijam w innyc hsmakach'
Tu deliberujemy chwile nad caletami herbaty z cytryna...
SERIO!!
'Ok, podaj mi teraz nowy adres'
Podaje.
'Mozesz przeliterowac?'
Literuje - wyraznie, podkreslajac B jak Bravo itp...
.....czekam......
'Jaka masz pogode?'
(kuzwa, jakas nowa szkole customer care czy co? zamiast grac na szybkosc, zagadujemy klienta, zabawiajac go rozmowa? a moze generator wkurzajcej muzyczki sie zepsul?)
'Jakies plany na weekend?'
(no przesz nie powiem, ze bede sie zmagac z transferem na nowy SmarkFon)
'Oh, ja sie wybieram na slub przyjaciolki... mam nadzieje, ze bedzie ladnie bo mam piekna nowa czerwona suknie...'
Wypielam wrotki w tym momencie i juz mi tak zostalo.
Normalnie jak sie bede czula samotna to dzwnie do obslugi klienta V zeby sobie pogadac z przyjazna dusza...
W koncu proces przekierowania sie zakonczyl, dostala NOWY numer dostawy, podziekowalam niewiescie wylewnie i nieco spozniona wybralam sie do pracy.
W Kolchozie dokonalam przeglada medialnego i odkrylam sms ze slowy, "Twoja przesylka jest w drodze, bedzie z toba mieszy 13.44, a 14.44, w W. Orazm email, podobnej tresci, acz juz z nowym numerem dostawy...
Zpienilam sie, ale juz nie dzwonilam, tylko postanowilam przelozyc dostawe na inny dzien, bo w tym dniu mialam od 13tej fo 14tej lekcje i zero zamiarów rezygnacji z tej lekcji.
Jutro, czyli nastepnego dnia, bo dzis juz jest pojutrze, mialam miec lunch z Przebrzydluchem, wiec postanowilam sie nie spieszyc z ta dostawa i wybralam piatek, 18ty, zakladajac, ze:
a) albo do tego czasu dostana juz przekierowanie
b) albo ja cos wykombinuje i bede najwyzej koczowac pod starym domem.
Przelozone.
Przyszedl mail z D (kurier),
Twoja przesylka, przelozona na piatek (nowy numer), do W.
'No i **j', pomyslalam i wzielam sie za prace.
SMS z V - Towja przesylka na piatek.
po 2-3 godzinach, w przewie widze emalie - z V -
'Dostalismy Twoje przekierowanie, Przesylka bedzie dzis obklejona na nowo i przelozona na jutro.'
Krotko po tym,  kolejna emalia z D -
cala korespondecja od paru godzin w temacie przekierowania mojej przesylki, pomiedzy zespolem antyfraudowym (!!) w ... EGIPCIE!! (ironia, co?)...
'Zgodnei z formularzem przekierowania, przesylke wraca dzis do Debpot w B, zostanie tam przeadresowana i wyslana na "nowy" adres gdzie zamiast B jak Bravo konsultatnka wpisala P...'
Super. Pal licho,ze przez P. Kod pocztowy poprawny, a to wystarczy.
Mial byc wprawdzie piatek, no ale juz trudno. Zamiast panikowac i odwolywac lunch z Przebrzydluchem poszlam na zywiol. I slusznie, jak sie okazalo, bo Przebrzydluch zapomnial o lunchu.
Wieczorem kolejny email, z D:
"Mamy Twoja Jezyne, obkleilismy ja jak piniate i dostarczymy jutro, tak jak chcialas i pod nowy adres"
'Wcale nie chcialam jutro, chcialam poczekac do piatku', oznajmilam mojemu telefonu i poszlam spac.
Rano cisza.
sprawdzam status przesylki w D:
Przesylka byla wieczorem znowu w B(6 mil na polnoc od W), w nocy pojechala do N(10 mil na poludnie od A), mijajac mnie po drodze... moglam chociaz pomachac... no trudno...
I dzis przyjedzie do mnie.
Swietnie. Bede improwizowac.
Pojechalam na szychte do Kolchozu.
Mail z D:
'Twoja przesylkowa piniata jest z naszym kierowca i dotrze do Ciebie miedzy 11.44, a 12.44" (Skad, pytam, SKAD oni biora takie przedzialy czasowe?? nigdy nie jest 50, 15, 45, zawsze jest np 10.38-11.38 itp...)
Spoko, mysle sobie - dam rade bo D pokazuje mape z odlegloscia kierowcy od celu, wiec moge przycelowac i zdarzyc przed lunchem (i tak bede dzis odrabiac, bo we czwartek robilam za limo na lotnisko u musialam sie urwac wczesniej, wiec dodatkowe pol godziny nie mialo wiekszego znaczenia).
Kilka minut pozniej SMS z V:
'Jest z problem z Twoja przesylka - jeszze jej nie mamy'
Serce mi stanelo.
Z takim stoajcym sercem, sila woli chyba sprawdzilam status przesylki, ktory mowil:
"Wrocila wieczorem do B, dzis rano, nie mam jej w B, czekamy na przesylke"
Zamarlam na dobra chwile, patrzac baranim wzrokiem w ekran.
Ale cos mi nie pasowalo...
Zaraz, zaraz... czemu ten numer nie ma trojek, anie osemek? jestem pewna ze numer przesylki przekierowanej mial trojki i osemki...
Odblokowalam prawa reke - te od myszy - i szukam maila wczesniejszego z D...
Klik.
'Przesylka byla wieczorem znowu w B(6 mil na polnoc od W), w nocy pojechala do N(10 mil na poludnie od A), mijajac mnie po drodze... moglam chociaz pomachac... no trudno...
I dzis przyjedzie do mnie. '
Numer? masa trójek i ósemek...
hm??
W tym momecie SMS z V:
'Twoja przesylka jest w drodze bedzie miedzy 11.44, a 12.44'
'Albo mam pomieszanie zmyslow, albo D i V maja Schizofrenie...' pomyslalam.
Klik
Na ma **ja we wsi... Piniata jest na samochodzie juz w okolicy A, bedzie w domu za 2.5 godziny, a zarazem przesylki nie maja w B. Fakt, ze twierdza iz na nia czekaja postanowilam wypierac...
I slusznie.
11.20, uciekam chylkiem z Kolchozu, zostawiajac szefu elektro-sklerotke, ze jakby nie zauwazyl to mnie chwilowo nie ma, ale bede.
11.35 podjezdzam na moja ulice, zblizam sie do domu/podjazdu i cos mi nie pasuje wizualnie...
Podjazdu jakby nie ma.

Zdebialam, ale za kierownica nie objawia sie to paralizem na szczescie, bo za mna jest samochod.

Juz to powinno wydac mi sie podejrzane, bo ulica do ruchliwych nie nalezy - w godzinach szczytu przemknie moim kawalkiem 1, góra 2 pojazdy na godzine o ile to. A tu prosze, ruch jak na Marszalkowskiej, mam samochod na ogonie.

Podjezdzam tedy blizej i jest tak:
Ulica ogolnie pusta - nie, ze wszystkie krawezniki zajete, zderzak przy zderzaku, tylko przeciwnie - jak okiem siegnac jest 1 auto po prawej od mojego podjazdu  i jeden po lewo.
A tam gdzie powinna byc luka mojego podjazdu stoi, wklinowany prawie na styk srebrny Merol - jeden z tych dlugich, nisko zawieszonych 2-drzwiowych (nie przepadam ze designem Meroli wiec nie bedzie slinotoku).
A przypominam - poza tymi 2 autami sasiadow, zaparkowanymi NIE w podjazdach tylko normalnie przy krawezniku, ulica pusta.

Zeby wjechac tak dlugim autem trzeba sie roznowlegle tam wbic i na dodatek pod prad, bo to druga strona ulicy do kierunku jazdy mojego i wczesniej tego Merola jest.

W Mercu jakis leb sie kiwa. No chociaz tyle ze baran nie zostawil zablokowanego podjazdu i nie polazl gdzies, pomyslalam.
Chyba baba, albo dlugowlosy chlop...
Szybka gonitwa mysli "kurna, nawet nie moge wysiasc i ich zje... er... zmieszac z blotem, bo mam samochod na ogonie", ale na szczescie, mimo wielkiego roztargnienia, przypomnialam sobie, ze mam przeciez klakson!
HA!
BEEEP!!

Leb poderwal sie zaskoczony, rozejrzal gdzie jest - przysiegam, wygladalo jakby dopiero zauwazyl, ze blokuje podjazd... - wycofal sie - tak bylo ciasno, ze musial wyjechac na 2 razy - i wyjechal, po czym wjechal tuz za samochodem sasiadow, blokujac ich podjazd, rzecz jasna... jakich agorafobiczny ten leb, pomyslalam sobie, kontemplujac nadal pusta ulice. Wjechalam do siebie i myslac neisympatycznie, o dlugowlsoym kierowcy z Merca, poszlam czekac na Jezynke-Piniate.

Jezynka doszla w ciagu 10 minut od mojego przyjazdu, a ja nie mogac sie powstrzymac (co przy Katamaranie NIE bylo problemem, kompletnie) rozlupalam paczke i zaczelam ogladac telefon, gdy zapukano do drzwi.

Zaskoczona pomyslalam, ze jesli to kurier chcacy zabrac moje paczke do B, gdzie podobno na nia czekaja to nie oddam, ale okazalo sie, ze nie.

Poczta z jedna z zamowionych przesylek.

Wrocilam czym predzej do Kolchozu zadowolona, ze 2 sroki za ogon chwycilam i nie bede musiala dymac na pocztowe depo chociaz ten jeden raz.
Och radosci przedwczesna...

Bo w domu wieczorem czekala karteczka, ze na depot pocztowym czeka na mnie przesylka, do odbioru...




28 comments:

  1. Przesylka-widmo (jak i kurier-widmo) to taki symbol naszych czasów przeciez, mRufo. Co Ty bys tak chciala normalnie DOSTAC PRZESYLKE?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Raz w zyciu bym chciala... tak zeby zobaczyc jak to jest ;)

      Delete
    2. Chciałaby dusza do raju, optymistko :D

      Delete
    3. No, sie we lbach przewraca normalnie.

      Delete
    4. LEZE...
      LEZE i KWICZE....
      a w Kolchozie taka aktywnosc zawsze wzbudza nieco niezdrowej emocji, wiec musze oganiac sie od róznych pasztetów, co sie chca klasc obok do towarzystwa...

      Delete
    5. Ale, ze co, to taki Latajacy Holender naszych czasuff? Ja myslalam, ze to tak specjalnie dla mnie ;)

      Delete
    6. Taaa, jaaasne. Ksiecia na bialym koniu moze jeszcze? :)))
      Na aktualnym mieszkaniu rekordzisty-Holendra nie widzielismy ca. 2 lata. Tylko awiza w skrzynce wiecznie, nawet jak bylismy w domu to potem w skrzynce karteczka ze Holender byl, przyplynal, przycumowal, a jak, ladunek chcial zrzucic, ale nikogo nie bylo w domu.
      (Moze nie wiedzial, ze trzeba zadzwonic?)

      I w sumie juz sie nawet przyzwyczailismy, az pewnego dnia sie zmienilo i teraz od dluzszego juz czasu przynosza nam przesylki. I nawet do sasiadów potrafia zadzwonic, jak adresata nie ma.
      Oby tak dalej, odpukac, puk puk!

      Delete
    7. Ale, ale, co ja w ogóle w zasadzie chcialam napisac: ze rozmowa o kawie, herbacie i pogodzie powalila mnie na kolana, to jest absolutna nowosc :D
      Jeszcze czegos takiego nie slyszalam!

      Delete
    8. I nowej czerownej sukience na wesele kolezanki, nie zapominajmy o tym! ;)

      Oraz owszem, gdzie pisalam o tym ze ostatnia dostawe odbieralam od 'sasiadow' bez mala w sasiedniej dzielnicy ;)

      Delete
    9. A Biale konie sa szalenie niepraktyczne, tak, ze ja jednak za bialego konie podziekuje ;)

      Delete
    10. oj tak, tak, myc co chwile takiego bialego trzeba, wyjedziesz na chwile do sklepu po kartofle i juz caly uswiniony.

      Delete
  2. drugi telefon w ramach rekompensaty?

    ReplyDelete
    Replies
    1. To samo mowila M, ale raczej watpie... odkad pobralam jezynowa piniate, przestali sie do mnie odzywac tak kurier jak i dostawca koszmarkowy ;)

      Delete
    2. Zgadnij co dostalam w ramahc rekompensaty?
      ...
      No?...
      ....?
      3 - slownie TRZY faktury lol... za te sama tranzakcje upgradu lol. Ale bede sprawdzac stan onta na wszelki wypadek... Bo moze te magnetyczne burze n sloncu usilowaly pobrac sobie naleznosc 3 razy..., a na to to ja sie nie zgadzam. Stanowczo.

      Delete
  3. moja to wina ty razem nie jest :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ano nie jest :) Ale dalas mi wtedy do myslenia ta niespodziewanka :D

      Delete
  4. tak niespodzianki z reguly dzialajo :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. mowisz, ze nawalilam donoszac, ze COS przyjdzie?
      Nie wierze. Niewiedza co tez daje dreszczyk, a przynajmniej mozna sie przygotowac na wszelki wypadek ;)

      Delete
  5. Ja to sie kiedys w koncu nawet zarejestrowalam do paczkomatu, zeby za tymi widmami nie ganiac, tylko sobie odebrac kiedy mam czas.
    Dostalam poczta karte do paczkomatu, która musialam zarejestrowac online. Zarejestrowac mi nie chcialo, odrzucalo, to blad, to cos nie tak, a idz sie wypchaj. Naisalam do biura obslugi, podalam numer tej karty. Nie odpisali.
    Napisalam jeszcze dwa razy (numeru telefonu do nich nie ma)
    Nie odpisali.
    Zarejestrowalam sie drugi raz.
    "Serdecznie gratulujemy! W nastepnych dniach dostaniesz poczta karte do paczkomatu, bla, bla"
    To bylo jakies 1,5 roku temu - do tej pory nie przyszla.
    Tak, pisalam do biura obslugi.
    Nie, nie odpisali :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O rajusku, to zupelnie jak ja po karte klienta Waitrose... chyba ze dwa fomrularze do nich juz wyslalam i nic... Nie to nie, laski bez :D

      Delete
  6. nie nwalilas,,radoche mialam po pachy :D

    zadnych paczkomatow! tutaj poczta i technika sie nie lubio ;)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. CMOK!! w Czólko ;). Bo moge ;)
      paczkomat mamy - squeed wlasnie. Ale niestety jak cos przychodzi z innego amazona niz nasz to juz do Squeeda nie mozna - inne centrum logistyczne czy jak... Squeeda uwielbiam, bo mam go w lokalnym malym sklepowisku z parkingiem wiec nie musze paczek dygowac nigdzie.

      Delete
    2. a mozesz, nawet bardzo :D

      dla mmie te paczkomaty, to czarna dziura, choc technicznie mozna by rzec, jelopem nie jestem, paczkomaty z moich checi poznawania tajnikow wypadajo ;)))

      Delete
    3. Proste - za prymitywna materia dla Ciebie i tyle :) Ja unikam kontaktow z ludzmi w miejscach publicznych jak sie tylko da, to taki paczkomat to dla mnie szyczy marzen jest :D Juz wieki temu marzylam o posiadaniu skrytki pocztowej zebym nigdy nie musialam odbierac pcozty, jedyne co mnie na Planecie Ojczystej powstrzymywalo, to fakt, ze skrytki w L byly wlasnie na poczcie i dokladnie w miejscu gdzie zwykle klebil sie tlum ;). A teraz to nawet nie wiem gdzie sie takie skrzynki zaklada :)

      Delete
    4. ostatnio wnosil nam osprzetowanie hajfaj czlowiek o wygladzie i sile "ludzie tyle nie zyja" sam wzmaczniacz wazy sobie czynascie kilo, no mię szlag letki trafił po oświadczeniu, że za ciężkie i na pietro nie wniesie, w przepisie stoi, że do czterdziestu kilo wnoszą pod same drzwi, wiec rzuciłam mu przepisem, jak go to nie ruszyło rzekłam słodko, że w takim razie dzwonie do centrali, ze skarga, że mi tu zombie przysłali i nie wypuszczę zez klatki ze schodami, nawet jak sie rozpadnie na kawałki i zacznie gnić, zanim mi tu kogos z ludzi żywych nie przyślo i w koncu wniòsł, dnia nastepnego, przy głosnikach, próbował Miśka hehehe, na litość brać, dwa dni temu już bez gadania wniósł 60litrów kociego zwirku, ja nie wiem komuntam przemily ruski pan przeszkadzal, ten mlody nie byl strasznie, ale rade dawal, a ja mu zawsze dyche w lapke, jak byl to np żwirek, dehael to ostatnie dziadostwo jest, no ale co zrobisz, toć nie zastrajkuje! ;)))

      Delete
    5. no widzisz, a u nas dhl calkiem calkiem, chociaz fakt ze od lat po parterach roznych lub domkach sie szlajam wiec nawet za prog mi nikt nic nie wnosi - no oprocz tych dwich sosnowych komod dla sasiadow z góry, ale to nie moje bylo i cieszyl sie kierowca, ze a - nie kazalam mu zabierac jak sie okazalo, ze 2 sa, b - ze ich nie ma bo u mnie jednak parter ;). Ogolnie to wole jak zabieraja do depot czy poczta czy paczkowcy czy inne dehaele bo sobie moge podjechac na spokojnie poza szczytem i pobrac. najgorzej nie lubie jak po sasiadach podrzutki robia, ostatnie pol ulicy dalej zostawili, to zrtowalam do obcej kobity, ze nastepnym razem jak nic w sasiedniej wsi zostawia i powiedza, ze u sasiada... ;)

      Delete
  7. :) :)
    grunt, ze jezynka jest w rwoich lapkach :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. w rzeczy samej :)
      teraz kombinuje logistyke przesiadki, bo chce ograniczyc wyciek moich danych do ojca gugla do minimum - jeszcze bardziej minimum niz juz jest :)

      Delete