Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday 24 November 2017

Czy to juz czas na kaftanik tylem do przodu?

Pan Zaba mnie Przesladuje!!
Otóz, jak niektórzy juz wiedza, od kilku dni moje zycie jes Horror-Free i w teorii mialo stac sie piekniejsze niepoliczalnie. 

W realiach niby te jest piekniejsze, ale nie az  tak niepoliczalnie jakbym sobie wymarzyla.
Otóz dreczy mnie nadal Pan Zaba.

Na jawie i we snie, ale to za chwile.

O Panu Zabie opowiadalam juz pare razy, ale powtórze, ze jest to jednostka unikalna I na prawde mam nadzieje, ze jedyna w swoim rodzaju.
Pan Zaba jest jednostka wybitnie aseksualna dodam rowniez, chociaz kiedys zebral sie na odwage i probowal zaprosic moja przyjaciolke od krysztalow na randke, a przynajmniej tak nam sie wydaje, bo w sumie to nie wiemy tak do konca poniewaz przyjaciolka nie reflekotwala na przetestowanie.
Pan Zaba od tygodnia nie pracuje juz ze mna, ale nadal usiluje miec wplyw (nie zeby kiedykolwiek mial – na przyklad patrz tu) na to w jaki sposób wdrazam moje zmiany.
Pare dni temu miala miejsca taka rozmowa (w sferze wirtualnej, nie na zywo, bo unikam gadziny jak morowej zarazy):
 - Czesc  Maxim, czy masz jakis skrypt ktory generuje unikalny numer referencyjny dla naszych tabel? Wszystko jedno których, chodzi mi o zasade?
(owszem nie mowie tu wyraznie, ze chce tak skrypt tylko czy ma, bo nie zakladam odgórnie ze takowy skrypt posiada, powinien bo wiem ze robil takie zmiany, ale przeciez nie bede zakladala, ze nadal ma gdziesz gotowaca, a jesli odpowie ze posiada to ja poprosze zeby mi go przyslal)
 - Tak, to standarodwy skrypt którego uzywamy wszedzie. Chcesz ten skrypt, czy tylko pytasz czy taki skrypt mam?
(no cholera ciezka, jak moge chciec jak najpierw nie dowiem sie czy mam co chciec, tak??)
 - Jesli moge prosic, to chce.
 - Skrypty troche sie roznia zaleznie od zastosowania, ale standardowo:
DECLARE @base_number int
UPDATE Entity_Reference
SET @base_number = next_number - 1, next_number = next_number + (select count (*) from ?????)
WHERE entity_name = '?????'
INSERT INTO ????? (??????????)
SELECT
???
???
'?prefix?' + right('00000000' + cast(@base_number + row_number() over (order by ?????) as varchar(8)),8)  -- reference
???
???
FROM ?????
 - Dzieki Maxim, przekazalam to moim developerom.
Deweloperzy po chwili wrócili z pytaniem czy to na pewno dobrze bo cos im to nie do konca pasuje, to dopytalam:
 - We fragmencie:
SET @base_number = next_number - 1, next_number = next_number + (select count (*) from ?????)
WHERE entity_name = '?????'

jesli zalozymy, ze entity_name to XXXX, to w wyrazeniu select count(*) ktora tabele masz na mysli?
  - Ten skrypt pochdzi z pakietu imprtujacego dane gdzie w uzyciu jest tabela tymczasowa I chodzi o te tymczasowa tabele. Zakladam, ze gdzies jest miejsce w ktorym beda wszystkie rekordy ktorym trzeba dodac numer referencyjny.
 - Czy to znaczy, ze ten skrypt sie dla nas nie nadaje?” 
(myslac, ze duren wysyla mi fragment wyrwany z kontekstu, jak ja pytam o ogólna zasade, ktorej moge uzyc w kazdej tabeli)
 - Nie. Zakladam, ze macie tabele tymczasowa, w ktorej trzymacie wszystkie rekordy zanim zostana dodane do tabeli docelowej.
(tia… bo wszyscy pizza skrypty tak jak Ty sobie wyobrazasz wymamrotalam z obrzydzeniem)
 - Nie Maxim, nie korzystamy z tabeli tymczasowej w tej czesci skryptu, ale przekaze Twoje obserwacje I wyjasnienia developerom I oni zdecyduja czy zmienic gotowy skrypt, zeby skorzystac z Twojej podpowiedzi. Dziekuje za wyjasnienie.

Nie wchodzac w glebsze detale, potrzebny jest nam numer referencyjny w konkretnym formacie, ktory bedzie unikalny, ale nie taki sam jak identyfikator, bo nasz system jest dziwny i nadaje identifikatory z czapy, niezdatne do ludzkiej konsumpcji. Normalnie aplikacja je sama generuje dla nowych rekordów, ale tylko jesli zostaly wprowadzone przez jeden z interfejsuff.
Jesli sa utworzone przez skrypt to ich aplikacja ich sama z siebie nie widzi I nie wygeneruje, wiec skrypt musi wygenerowac kolejny numer.
Przy okazji odkrylam, ze jeden z naszych interfejsuff nie widzi ostatniego dodanego numeru tylko ma gdzies zapamietany wlasny ostatni numer I generuje duplikaty, co Pan Zaba mial skorygowac I naprawic, ale nie przetestowal tematu wiec problem nadal istnieje I generuje duplikaty z zapalem, co troche poprawilo mi humor, zwazony faktem ze Pan Zaba nadal usiluje mi sie w prace wchrzaniac.

No rozumiecie – ja pytam o porade, z której moge, ale nie musze skorzystac,  a on od razu zaklada, ze nie tylko z niej skorzystamy, ale ze odgórnie juzesmy wszystko zrobili tak jak on sobie wyobraza…
No dobra, ale to tylko przydlugawy wstep.

------------------------------------------
Bo najgorsze jest, to ze mi sie Pan Zaba dzis przysnil!!
------------------------------------------
W pelnym rynsztunku na szczescie – czarny przyciasny sweterek, okular, fryzura-lego, przykrótkie spodnie. 
------------------------------------------
I co gorsza w mojej sypialni!!
------------------------------------------

A bylo tak, ze w mojej sypialni nastapilo lekkie przemeblowanie - na jawie, nie we snie – przestawilam lozko w poprzek, z glowa przy scianie. 
(po czym 2 noce po zmianie obudzilam sie lezac w poprzek i walac kopytem w sciane, ktorej nigdy tam nie bylo, bo zwykle od tej strony byl brzeg lozka, spory spadek i jeb-podloga, czyli mowiac krotko spalam jak w starym ukladzie i zle ocenilam odelglosci i jakby to byl stary uklad to przyprasowalabym sobie interfejsa na podlodze…
Oprócz tego przestawilam lampke na druga strone – i to koniec zmian.

No i teraz, czyli jakis tydzien po przemeblowaniu i bezposrednio po powyzszej rozmowie i numerach referencyjnych, przysnilo mi sie, ze w mojej sypialni jestem ja, w wyrku, szczelniu okryta snieznobiala posciela, co juz powinno mi uprzytomnic ze cos bedzie slabo bo nie cierpie bialej poscieli, obok mnie po lewej M, nie wiem czy w wyrku czy gdzies obok, co jest dziwne o tyle, ze po lewej to jest tylko lampka i dalej juz sciana, ale widac moja sypialnia ma structure L-space i jest we snie wieksza niz na jawie, na przeciwko nas, przy drzwiach jest Lucy, z mojego starego zespolu – dziewczyna, ktora przyjechala za mezem z Oz i siedziala naprzeciwko mnie jak bylam wsród poddanych Horror.
Panie Freud, Litosci!!


Jest niby ciemno, ale my wszystko widzimi.
Ucylaja sie drzwi I wchodzi Pan Zaba. W pelnym rynsztunku, bo inaczej go sobie nie umiem wyobrazc.
Probowalysmy kiedys z M wyobrazic sobie Pana Zabe w surferskich szortach w palemki I hawajskiej koszuli, ale w mojej wizji mial zawsze pod spodem ten czarny sweterek I szare spodnie, które nosi na codzien, wiec sie poddalam.
Wsuwa sie do pokoju, a Lucy mu cos mówi, juz nie bardzo wiem co, ale jest takie przekonanie w atmosferze, ze on wie lepiej.  Wchodzi zatem I idzie jak strzala do wyrka. Wyrko tez jest jakies L-space bo ja niby w nim jestem I miejsca wokolo nie ma jakos wsciekle duzo, ale po mojej prawej jest go ze 2 metry.
Pan Zaba swobodnie zalega na boku na wyrku, jakies pol metra ode mnie.
 Patrzymy sie na siebie z M porozumiewawczo, przy czym M mamrocz zgryzliwie ‘patrz jak wie gdzie wsszytko jest!’
Odzywma sie pelnym glosem
“Maxim, I do not appreciate you being on MY bed, especially while I’m in it already!”
(Maxim, nie jestem zachwycona faktem ze jestes na  moim lozku, a juz w szczegolnosci tym, ze jestes tu w mojej obecnosci!)
Pan Zaba wystrzeliwuje zszokowany jak z procy I wali twarza prosto w moje szafy, nastepnie usiluje zapalic mapke, ktoreje tam nie ma – bo ja przenioslam, no nie?, to mu wyjasniam, ze tu nie ma swiatla, a on do Lucy pokrzykuje, ze zawsze tu bylo I nadal musi byc I glupkowato zaczyna macac sciane gdzie kiedys byla lampka.
To mu wyjasniam dobitnie, ze ma mnie sluchac, bo nie ma prawa wiedziec lepiej co jest w MOJEJ sypialni! I mowie mu ze wlacznik swiatla jest przy drzwiach i ma sie odzajaczkowac.
Czy moze czas na kaftanik tylem do przodu??
Wizja rzucajacego sie jak wsza na grzebieniu Pana Zaby wprawila mnie w taki nieopanowany rechot, ze tym wlasnym rechotem sie obudzilam! I dluzsza chwile rechotalam, po czym okazalo sie ze jest 4.40 i ponioslam zasluzona kare za teki perwersyjne sny i nie moglam usnacprawie godzine!

Ciekawe czy to moja podswiadomosc usiluje przeprowadzic detox po 2 latach I 10 miesiacach o 3 tygodniach pod patronatem Horror i dziennym przebywaniem pod tym samym nawiewem wentylacji co Pan Zaba przez te same 2 lata I powiedzmy 5 miesiecy (urlopy I ostatnie pol roku mojego oddelegowania)?

Czy moze tylko reakcja tejze podswiadomosci na irytacje z poprzedniego dnia?

Wednesday 15 November 2017

mRufa w wybuchowym poduszkowcu

Dlugo cisza byla i wcale nie dlatego, ze nic sie nie dzieje - dzieje sie tyle, ze lata z pusta taczka bo nie mam kiedy ladowac/rozladowac. W ratach od 3 tygodni udalo mi sie spisac tylko tyle i wiem ze nie jest to moze szczyt elokwencji, ale brak konsekwencji mojego diler rozbroil mnie na dluzsza chwile.

Ukradzione z Internetów
------------------------------
Otóz, w poczatkach kwietnia jakos, dostalam list od mojego dilera samochodowego, ze moja Czerwona Blyskawica zostala wybrana wraz z milionem innych roznych modeli tejze marki jako potencjalni kamika… nie no dobra, wcale nic takiego nie napisali, tylko napisali ze wykryli wade w pewnym modelu poduszek powietrznych I ze te modele moga wybuchac bez powodu, albo wrecz przeciwnie, nie wystrzelic podczas gdy sa potrzebne. Oczom pieknym mej wyobrazni pokazal sie widok o taki:
Internety

Troche scierplam w sobie, bo te cholerne poduszki zawsze budza we mnie ambiwalentne uczucia – a to ze jak sa wadliwe to moga zlamac nos przy byle hamowaniu, a to znowu ze zamiast poduszki moze sie otworzyc taki na przyklad parasol, a poza tym byl to czwarty raz kiedy producent mojego obecnego i poprzedniego auta (Niebieska Strzala, przypomne dla niewtajemniczonych) wzywal mnie celem popelnienia jakiejs naprawy (powinien byc o jeden wiecej, ale tej naprawy dokonalam samodzielnie (znaczy wlasnym kosztem, nie sumptem) zanim zdecydowalam sie na zmiane auta I zanim oglosily ze jest to wada powszechna.
Ale rownoczesnie sobie pomyslalam, ze skoro poprzednie 3 byly w ciagu piecu lat uzytkowania pojazdu, a obecny 4 lata (w kwietniu to bylo) I jest to pierwsza taka wtopa, to moze nie jest najgorzej.
Dalej wyczytalam, ze “nie dzwon do nas, my zadzwonimy do Ciebie”.

No dobra.
Nie to nie.

Widac nie jest tak groznie skoro sie im nie spieszy.

Minely 2 miesiace i badanie techniczne sie na mnie rzucilo.
A przy okazji chcialam sobie zrobic serwis klimy, bo cos zaczynala slabiej chlodzic, ale szalona nie jestem, rzadnej z tych rzeczy nie zamierzalam robic u dilera!
Diler chyba to wyczul, bo zaczal do mnie wydzwaniac.
Namietnie.
Najpierw, ze maja w rejestrze, ze  mi sa nowe opony potrzebne.
Bzdura – byly w listopadzie, ale sa sama je zmienilam, tzn 2 z nich, bo 2 jeszcze byly w normie, wiec nie reagowalam.
To znaczy nie odbieram telefonów na komórew pracy z zasady – bo nie mam czasu, chyba, ze ktos mailem uprzedzi to wtedy zapraszam na godzine 12ta.
Ze nie moze bo ma wtedzy przerwe? No to trudno, bo ja tez wtedy mam przerwe i moge rozmawiac.
To se nie porozmawiamy, bardzo mnie przykro.
Na nagrane wiadomosci tego typu tez nie oddzwaniam, bo chociaz mam bardzo zly character i z zaskoczenia nie da mi sie pocisnac gówna marketingowego, to jednak baterie (moje) sie od tego zuzywaja.
Zatem opony nie zadzialaly, wiec zaczeli mnie nekac, ze to badanie techniczne.
W ubieglym roku cos mi sie dyskalendaria uaktywnila i bylam swiece przekonana, ze mam jeszcze pare tygodni, a okazalo sie ze nie mam i na ura sie umówilam do jakiegos punktu za pol ceny dzien po tym jak moje badanie przestalo miec waznosc, wiec w tym roku mialam przypomnienia porobione z miesiecznym wyprzedzeniem w zwiazku z czym pamietalam o tej cholerze juz od kwietnia ;)
Dzwoniacy diler ze MOT tez mnie w zwiazku z tym nie wzruszyl.
Widac sie zorientowal, ze i tu mnie nie zlapie i wpadl na jeszcze jeden pomysl – otóz, ze ten recall od wybuchowej poduszki i co ja na to? i ze moglabym sobie od razu MOT machnac, kusil czule… Glupia nie jestem wiem o co chodzi i mówie ze owszem, ale podobno czesci jeszcze nie macie na ten recall, bo nikt do mnie jeszcze nie dzwonil w tym temacie.
No w zasadzie nie maja ale juz zaczynaja sie pojawiac w innych dilerstwach, to jak mnie zapisza na termin to moze akurat da sie wszystko machnac. 
To mówie ok, to ma sens (choc nie finansowy dla mnie), ale ja nie moge tyle siedziec w warsztacie bo MOT plus recall to juz przeszlo pol dnia, a jakbym jeszcze se te klime trzasnela, to juz w ogole wieki.
(na co pan po drugiej stronei sluchawki doznal skurczy rozkoszy w przeponie, bo przesz to bedzie ze 150 funtów! (135 wyszlo))
I tym bardziej jal namawiac, wiec dokonczylam, ze ja bym potrzebowala zeby ktos ode mnie pobral auto I pozniej mi je przywiozl – normalna praktyka mojego dilera – w ramach bonus albo umyja auto, albo robia valetowe kursy, albo daja zastepcze auto.
Ale oni najwczesniej maja wolne valetowe terminy za miesiac (2 tygodnie po terminie MOT mojego).
Co przyjejal stoicko i odparlam bez emocji, ze spoko ja sobie MOT i klime zrobie gdzie indziej w czerwcu.
Rozczarowanie rozmówcy rzucilo sie w ucho jak wczesnie te skurcze przeponowe. Chlopina sie zaplul straszliwie probujac bluskawicznie powiedziec cos co by mnie od tego pomyslu odwiodlo:
'Ale, ale, ale…..'
Slychac bylo jak iskrzy na stykach.
Ale oni moga mi dac zastepcze auto 2 dni przed terminem mojego MOT! I co ja na to?
Pomyslalam sobie, ze przeplace, ale skoro ten recall uwazaja ze zrobia to niech im bedzie.
Zjawilam sie z autem celem dokonania podmiany i na dzien dobry uslyszalam, ze czesci oczywiscie nie dotarly, ale to nie szkodzi, bo zrobimy MOT i te klime, prawda jak sie ciesze??
Zapienilam sie troche i to bylo raczej widoczne, bo przeciez jedyny powód mojej zgody wynikal z tej naprawy.
Rozwazylam w napredce, czy by jednak im nie napluc na te buty i nie pojechac w cholere, ale stress z zeszlego roku (ze nie zdaze z MOT, a pozniej przy tym jak samochód w wieku mojego tuz przed moim wzial I “nie zdal”, a ja na poczekaniu dostalam nerwowych drgawek na tle ‘I co ja teraz zrobie, jak ja do domu wróce skoro nie naprawia na miejscu??’ (na Wyspie bardziej boli jak zlapia bez waznego przegladu)) wzial i mnie sie przypomnial i polozylam lache na tych 50 funciakach, bo moje zdrowie psychiczne jest jednak wazniejsze – dowcip polega na tym, ze normalnie punkt MOT nie moze dokonywac napraw na testowanych pojazadach, ale diler owszem bo moze zaksiegowac sprawy w stosownej kolejnosci i wtedy wszystko jest gites.

Jeden bonus to, ze pojezdzilam sobie (maksymalnie okrezna droga) fajnym nowiutkim modelem autka, ktore mi sie bardzo przyjemni prowadzilo. Drogo bo drogo, ale przyjemnie.
W sprawie poduszki powiedzieli to samo co wczesniej w liscie “nie dzwon do nas, my do Ciebie zadzwonimy”.

Minelo kilka miesiecy. Prawie 4.

Nieodebrane polaczeni i wiadomosc – ‘Bo my tu mamy infor ze opony nowe potrzebujesz wiec tego, zadzwon do nas. Acha i niedluga czesci do wymiany dostaniemy dla Ciebie. Z uszanowaniem, Twoj dilerski warsztat’
“juz sie rozpedzilam, zadzieram kiece I lece” odmruknelam po odsluchaniu wiadomosci i zignorowalam, bo moich opon ci szubrawi zdziercy juz nigdy nie dotkna.
Po kilku dniach znowu nieodebrane polaczenie I wiadomosc – ‘Probujemy Cie zlapac bo mamy Twoja nowa poduszka na stanie, oddzwon!’
“O” pomyslalam I na tym sie skonczylo, bo nie mialam czasu na nic wiecej.
Na drugi dzien odkrylam emalie w tym samym temacie, ze specjalnym kodem i w ogole. Oraz ze pilnie poza kolejnoscia Cie zalatwimy.
“To milo” pomyslalam, ale ze czasu nadal mialam nie wiele wiecej, a wyjazd na Planete Ojczysta sie zblizal to pomyslalam jeszcze “jak wroce to zapisze sie na serwis/przeglad I przy okazji mi te poduszka podmienia”. I znowu byl koniec.
Po paru dniach dzwoni telefon, akurat uslyszalam I moglam odebrac, to se odebralam bo czemu do licha nie.
Jedna taka od dilera. Taka co to nie przyjmuje “Nie” do wiadomosci. To znaczy tak jej sie zdaje bo ze mna rzadko miewa do czynienia.
Rozmowa przebiegla w ponizszym stylu:
“Mamy juz Twoja poduszke, to moze bys przyjechala?”
“Nie mam czasu, ale za pare tygodni mam przeglad w planach to wtedy bym przyjechala”
“Ale musisz przyjechac teraz zaraz, a najlepiej to jutro”
“Nie moge.”
“Ale musisz”
“Nie musze. Nie moge i nie przyjade, bo pracuje w tych samych godzinach co Wy.”
“Ale to zajmie tylko chwile!”
“4 miesiace temu powiedzialas mi,  ze do dwóch godzin to zajmie to jesli to jest 'chwile' to nie chcialabym utknac u Was z czyms co zajmie dluzej niz chwile”
“Yyyy, no tak… 1.5-2 godzinki.”
“ a ja musze przyjechac z A wiec dla mnie to pol dnia pracy, a w tej chwili nie mam nawet godziny”
“Ale wiesz, my nie mozemy tych czesci trzymac u siebie tygodniami! To sa materialy wybuchowe!”

Nie wnikalam czemu musza trzymac moja czesc na stanie zamiast zamontowac ja komus innemu, a mnie dac pozniejsza oraz czemu zamiast umowic sie ze mna I zamowic czesc na odpowiedni termin, najpierw zamowili czesc, a teraz robia ze strachu po gaciach, ze im wybychnie, ani tez czemu skoro oni sie boja trzymac podobno stabilna wybuchowa poduszke, to ja mam sie spieszyc zeby mi ja zamontowali, skoro moja, podobno niestabilna poki co nie wybuchla i nie szkodzilo im, ze od kwietnia z nia jezdze. Dodalam tez, ze ja rozumiem (alez ja umiem lgac co?), ale oka sobie nie wyjme. Nie moge pol dnia wyszarpac az do polopwy listopada nawet jakby mieli wybuchnac 7 razy. Ona tez zelgala mowiac ze rozumie, ale nie poddawala sie. Jedyna opcja jaka moglam uwzglednic to Sobota, ale pamietna poprzednich roznych terminów u nich i oporu jaki stawiali jak prosilam o sobote, to tego nawet nie wspomnialam, a tu slysze w sluchawce:

“A pracujesz 5 dni w tygodniu?”
“Tak.”
“A w sobote przeciez tez nie mozesz…”
Z zaskoczenia nie zdazylam nawet pozadnie zbaraniec.
“Nie, dlaczego, w sobote moge zawsze tylko zawsze mi mowiliscie ze Wy nie mozecie”
“Mozesz w sobote? W te najblizsza?”
“Jasne”
“Poczekaj”
…….czekam……..
“To na 10.30 w osobte przyjedziesz?”
“Przyjade”
“To do widzenia”
No prosze. To ja ja prosze zawsze o termin na sobote to absolutnie wykluczone, a tu o.
No i tak to przestalam jezdzic wybuchowym poduszkowcem.
Zostalam za to poinformowana, ze teraz to juz na pewno potrzebuje nowych opon.
Zgodzilam sie, ze pewnie tak, podziekowalam grzecznie za umycie mi samochodu i poszlam sobie w sina dal.
Od 2 tygodni dzwonia do mnie, ze przeglad trzeba zrobic. 
------------------------------
Myslicie, ze zgodza mi sie na sobote??

Thursday 28 September 2017

Podróz na Kraniec Swiata, rozmowy (nie)kontrolowane i czy wedrówki z mRufa pozwalaja zachowac powage.

Przyjechala do mnie kuzynka.
Juz o niej bylo, albowiem jest to Mac mojego CO (Chrzesniaka Osobistego).
Sama przyjechala.
Miedzy innymi musiala biedaczka odsiedziec swoje na najbardziej odludnie umieszczonym lotnisku Londka - lotnisku, ktore znajduje sie na takim zadupiu, ze juz jakies 5 mil przed nim obserwujemy jak ptaki zawracaja, a poprzednio jak tam bylam, to jestem pewna ze zaobserwowalam psa, ktory poszczekiwal tylkiem.
Dla spojnosci, po drugiej stronie tej podrózy tez mamy do czynienia z antyteza wyszukanego lotniska, rzec mozna by, ze czlowiek jak wysiada na Planecie Ojczystej na tym lotnisku to ma dejavu i sprawdza czy nie cofnal sie o 30 lat w czasie, albo jakims osobliwym paradoksem czaso-przestrzennym nie wyladowal na przyklad w australijskim Cairns, albo na przyklad irlandzkim Cork w 2005 (pozniej na owych lotniskach nie bywalam wiec nie bede ich szkalowac).
Aczkolwiek co do strony Planety Ojczystej to ja sie nie bede wypowiadac autorytatywnie, bo poza Okeciem nie bywam, a poglad inspirowalam czytajac Janine Daily.
W kazdym razie, lotnisko na zadupiu Londka ma to do siebie ze jest szalenie elegenackie, jakby w desperackim zaprzeczeniu swojej zadupiastosci i ptaków obserwowanych z oddali, tam gdzie wlasnie zawracaja.
A co za tym idzie, ma tez najdrozszy parking swiata, co odkrylam w ubieglym roku, pobierajac stamtad CO z Macia i z racji bycia wyjatkowo prawie niespozniona musialam poczekac na nich ponad godzine co mocno nadwyrezylo moj budzet wakacyjny.
Chcac uniknac az takiego nadwyrezenia tym razem i swiadoma mojego obecnego trybu pracy - co miesiac zbieram tyle nadgodzin ze jakby mi za kazda placili £1 na reke to mialabym srednio dyszke miesiecznie - zapowiedzialam kuzynce, ze jesli poczeka cierpliwie to ja odbiore.
Zgodzila sie chetnie bo opcja byla jazda 3.5 autobusem i dojazd do celu pozniej niz czekanie i jazda ze mna - bo dodatkowym atutem lotniska jest fakt, ze autobus pokonuje trase w 3.5 godzini jezdzi raz na 3 godziny, a ja ten dystans pokonuje w 1.5 godziny.
Pobyt kuzynki byl zaplanowany tak, ze w weekend pojedziemy na "kraniec swiata", zwiedzajac po drodze jakas atrkacje, nastepnego dnia wrocimy z podobnym programem, a w poniedzialek odwiedzimy muzeum w Salisbury, bo posiada ono w sobie wystawe pt Swiat Terry'ego Pratchetta.
Zaskakujaco dla wszystkich a juz szczegolnie dla siebie, wszystkie te punkty programu zostaly zrealizowane, acz nie bez paru niedogodnosci i paru ataków smiechu.
Wyruszylysmy w sobote tylko 30 minut pozniej niz mialam nadzieje, pogoda nam dopisywala, korki jakos nie dreczyly.
Podroz mijala gladko, pogawedka rowniez i z jakiegos powodu weszlysmy na temat religijny. Tzn nie zaczelysmy sie z nienacka modlic ani nic z tych rzeczy, ale cos tam bylo o roznych smakach i odmianach i jak to niektore sie toleruja, a inne kompletnie nie, a takze o tym jak to polski kosciol katolicki nie pozwala brac chrzestnych nie-katolików, ani kaotlików zyjacych wylacznie ze slubem cywilnym, a i rozwodników niechetnie widuje, podczas gdy tenze sam kosciol katolicki, ale na takiej Wyspie bez oporów ksieza akceptuja rodziców chrzestnych z CofE itp, na co kuzynka poinformowala mnie, bo w tematyce rozeznana, ze ochrzcic w wierze katolikciej moze kazdy, wiec te obwarowania polskiego kk sa komletnie bezzasadne, bo wystarczy wypowiedziec odpowiednia formulke i koniec.
I posluzyla przykladem:
"Gdybys na przyklad teraz, tu na autostradzie urodzila dziecko (tu zauwazyla moja zdegustowana mine), no albo ja na przyklad, a w tym czasie przejezdzalby tedy jakis Hindus i bys mu powiedziala, ze chcesz to dziecko ochrzcic"
"Ale przeciez matka moze sama ochrzcic" wtracilam ja.
"No ale jakbys umierala i ostatnim tchem poprosila tego Hindusa"
"A skad ja Ci tu teraz wezme Hindusa?? Pusta droga jest!" wtracilam znowu ja.
"No dobra to iny przyklad. Na przyklad dwoch Hindusów na bezludnej wyspie i jeden jest umierajacy i ostatnim tchem pragnie zostac przed smiercia chrzescijaninem, to ten drugi jak wypowie odpowiednia formule... a no i musza miec na tej wyspie slodka wode!"
"A jak nie maja? Slona nie moze byc?"
"Nie, slona nie. Sol jest tez potrzebna do czego innego, ale musi byc slodka woda. Musieliby miec destylator."
"A do czego sól?" dopytalam szczerze zaskoczona.
"No bo sól tez jest do chrztu uzywana"
"Powaznie? Nie pamietam tego!"
"No bo wlasnego chrztu zwykle sie nie pamieta!"
"No tak, ale przypominam Ci, ze bralam udzial w paru chrztach nie swoich, z czego ten ostatni zaledwie jakie 5 lat temu i tez nie kojarze soli"
"hm, to moze w prawoslawnym obrzadku jest sól?" zastanowila sie kuzynka i dodala,
"Jak nie ma slodkiej wody to najwyzej moga sie ochrzcic w prawoslawiu!"
"Wiesz jak nie maja slodkiej wody i jeden juz umiera to ten drugi tez za dlugo nie pociagnie prawde mowiac" wyglosilam z namyslem " to moze niech sie juz obaj ochrzcza od razu jak ich tak przypililo".
Tu zakonczyla sie nasza mozliwosc powaznej dyskusji i pojechalysmy dalej.
Po drodze zawadzilysmy o atrakcje turystyczna i artystyczna.

The Minack Theatre - teatr sezonowy, obecnie nadal w uzyciu.

Ktore zreszta odwiedzalam jako starego przyjaciela, bo 7.5 roku temu bylo tak:
Ten sam tear ale jeszcze przed sezonem
Po zwiedzaniu teatru po paru minutach dotarlysmy do celu - mianowicie do Land's End czyli na kraniec swiata.
Na miejscu okazalo sie, ze:
  • niby mamy pokoje na tym samym pietrze, ale wioda do nich dwie osobne klatki schodowe i zeby sie odwiedzic musimy zejsc z pietra drugiego na pierwsze i drugimi schodami abarot na drugie
  • w hotelu odbywa sie uroczystosc odnowienia slubów malzenskich, czyli lokalnie kultywowana tradycja pozwalajaca miec wiecej niz jedno wesele, nawet jesli para sie nie rozstaje, a co za tym idzie moze byc dosc szumno i gwarno
  • moj pokoj jest mezczyzna i na dodatek serem, a kuzynki oceanem i z niewiadomych powodów kuzynka czuje sie poszkodowana mimo, ze w swoim pokoju ma widok na ocean z dwoch okien a ja tylko z jednego, bo w ogóle mam tylko jedno okno
Sir Humphry byl chemikiem i eksperymentowal miedzy innymi z gazem rozsmieszajacym przy okazji uzalezniajac sie od niego. Ha!
  • w hotelu oprocz nas sa jeszcze dwie polskie ekipy gosci i jedna z tych grup ma auto wypakowane po dach siatami z Biedry, co kuzynke zaskakuje tak bardzo, ze az zaczyna podejrzewac, ze na wyspie jest siec sklepów. Dementuje te podejrzenia.
  • spotkala mnie osobliwa przypadlosc - mianowicie w polowie rozmowy z Faderem, za posrednictwem polskiej komórki sieci w kolorze owoca cytrusowego mialam przezycie godne z Twilight zone - mianowiecie w polowie rozmowy tak jakby ktos do mnie zadzwonil i skonczyl trwajace polaczenie i uslyszalam cala dotychczasowa romowe od poczatku, ale wylacznie strone dialogowa Fadera. po dluzszej pertraktacji z roznymi telefonami dokonczylam rozmowe a to dziwne wydarzenie zwalilam na karb lokalizacji - w koncu kraniec swiata - moze nie end of universe, ale blisko.
  • Oba pokoje sa z widokiem na morze przy czym moj wylacznie na te oto latarnie, ktora jest dosc szczególna, ale o tym za chwile. 
  • Zgodnie z moja zapowiedzia piz.... erm... wieje jak w kieleckiem wiec kuzynka przygotwana wbija sie w czapeczka, a ja z rozgoryczeniem przypominam sobie, ze opaske nadal mam w bagazniku samochodu i za Chiny Ludowe nie chce mi sie po nia wracac, czym prawdopodobnie pieczetuje swoje losy i zapraszam kaktusy do gardla, niewykluczone, ze wieksza ekipa.
Rezerwujemy sobie stolik na kolacje i idziemy sie przewietrzyc. Widoki zapieraja dech w piersi rownie skutecznie co wiatr.
Przy jednym szczegolnie malowniczym klifie czy tam innym zboczu, ogrodzonym nadzwyczajnie nieprzystepnym stalowym drutem na wysokosci pol lydki doroslej jednostki ludzkiej przystajemy i popelniamy sesje fotograficzna geografii.
Kuzynka w zapamietaniu i przy uzyciu - uwaga - TABLETA - odwala te sesje i przysuwa sie coraz blizej i blizej do owego drutu. Dzieci niby ma dorosle, ale czuej w sobie lekki niepokoj, podsycany nadpobudliwa wyobraznia, wiec mówie:
"Uwazaj tylko i sie tu nie wykopyrtnij."
"Nie, nie" odpowiada dosc stoicko kuzynka "Po pierwsze mam lek wysokosci, a po drugie nie najlepiej plywam."
"Mysle, ze jesli stad zlecisz, to plywanie bedzie ostatnia rzecza o jaka sie bedziesz martwic." mwoei do nie nieco ubawiona.
"Ha, ha, masz racje, ale i tak pewnie jakby zleciala to glownie wrzeszczalabym ze nie umiem plywac"
"No wiesz, ja nawet umiem plywac, a jak ja stad bym zleciala, to tez mi to w niczym by nie pomoglo."
W drodze powrotnej przysiadlysmy przy zamknietym budynku, który niegdys byl schroniskiem specjalnie dedykowanym ludziom przeciwnym uzywek i postanowilam sprawdzic w internetach manu hotelowej restauracji. Menu, jak menu, dosc przystepne, odczytalam i jako grand finale dodalam uspokajajaco:
"Oczywiscie maja tez pieczaki."
kuzynka kiwa ze zrozumieniem glowa, a ja nieco zbaraniala usiluje wytlumaczyc.
"No te, qr.... pieczaki!"
kuzynka nadal kiwa co zaczyna mnie irytowac bo juz wiem ze nie ma pojecia o czym mówie, ale kiwa albo z grzecznosci, albo zinterpretowala mnie krestywnie.
"No ziemnione!!" wykrzykuje juz sfrustrowana.
"Taka zapiekanka z pieczarkami?" doprecyzowuje kuzynka.
"NIE!! ZIEMNIAKI PIECZONE!"
i juz uspokojna po przelamaniu oporu cholernych pieczaków, dodaje
"z roznymi dodatkami".
Podczas wieczerzy obserwowalysmy te osobliwa latarnie, ktora wraz z zapadajaca ciemnoscia zaczela mrugac, ale tak kropecznie niemrawo i co gorsza na czerwono, co kuzynke zdegustowalo bo spodziewala sie ze snop swiatla godzien penitancjarnych szperaczy bedzie omiatal nasze sypialnie wraz z reszta hotelu, mnie nawet ulzylo i usilowalam ja przekonac ze snp wali na morze, a na nas tylko te czerowne blyski, ale mi niedowierzala, wiec wyguglowalam te latarnie i przeczytalam nam, ze wali snopem w strone morza, a nie ladu, a takze truka we mgle.
Pogodnie i pochopnie, a takze na glos, ucieszylam sie ze tego juz nie doswiadczymy i wieczor uplynal nam bez szczegolnych zaklócen.

-------------pare godzin pozniej-----------

Noc zapowiadala sie ciepla, wiec umylam lepetyne, i z podsychajaca poszlam spac z uchylonym oknem - okno mialam osloneite od wiatru i cieplo bylo tak ze nawet koldra wzgardzilam.
zanim usnelam uslyszalam jeszcze sasiadów wracajacych z jubelku (tej przysiegi malzenskie) i usnelam.
Snily mi sie jakies osobliwosci, nawet juz nie pamietam jakie, oprocz jednej - mianowicie snilo mi sie ze spie i ze dzwoni budzik. Dziwny taki bo nie moj. No to go wylaczylam i spie dalej (w tym snie). A on dalej dzwoni. Tak wylaczalam go pare razy az w koncu postanowilam odwrocic sie na drugi bok - nadal we snie, a majac w realiach do dyspozycji takie waskie lozko, ze musialam sie czesciowo przebudzic zeby odwrocic sie na ten drugi bok - inaczej bym sie spitolila z dosc znacznej wysokosci - bo klasyczne wyspowe lozka sa dosc wysokie- i w tym czesciowym rozbudzeniu dotarlo do mnie, ze ten "budzik" to wcale nie sen.
Nieco jeszcze polprzytomna zaczelam sie wsluchiwac. Tak stanowczo jest to dzwiek z jawy nie ze snu.
Moje osobiste alarmy maja znacznie bardziej wyszukane dzwieki, wiec sprawdzilam okoliczne radio z budzikiem, bo moze jakis debil, znaczy poprzedni gosc ustawil sobie alarm na srodek nocy i zapomnial deaktywowac, ale nie, to nie radio z budzikiem.
Tu pomyslalam bardzo brzydko o sasiadach, ze pewnie to oni ten budzik maja i ignoruja, ale dotarlo do mnie, ze skoro ja go slysze na tyle zeby spenetrowal sciane snu to u nich musi byc glosniej.
I w tym momencie sie przestraszylam bo wyszlo mi, ze to pewnie alarm pozarowy.
To juz mnie kompletnie rozbudzilo, sprawdzilam pokój i jednak nie, nie alarm pozarowy.
Ale wtedy dotarlo do mnie, ze glosniej slysze dzwiek jak jestem blizej okna.

LATARNIA!! dotarlo do mnie.

Popedzilam do okna i faktycznie za oknem widac bylo doslownie gówno i wcale nie dlatego, ze ciemno - przeciwnie znaczniej mniej ciemno niz bym sie spodziewala, ale za to blyskania latarni kompletnie nie widac.

Otoz w czasie wczesnych godzin nocnych od oceanu nadciagnela mgla i ta cholerna trukajac latarnia zaprezentowala nam wszystkie swoje atuty!

Zamknelam w koncu okna na sztywno, bo przy rozszczelnionym nadal bylo slychac to trukanie dosc wyraznie, a i tak reszta nocy przebiegla mi srednio bo to cholerne trukanie przechodzilo przez szyby jak cieply noz prez maslo, a takze przez poduszke naciagnieta na leb.

Kuzynka przyznala, ze i ona slyszala trukajaca latarnie, ale nie zaklocilo jej to snu, bo jednak okno miala nie bezposredni na latarnie, a nieco z boku.

Opowiadajac o tym Faderowi pare dni pozniej uslyszalam:
"Ty ostatnio cos nie masz szczscie z tymi pokojami hotelowymi, co? We Fromborku tez mialas gorszy pokoj, nawet bylo mi Cie szkoda, ale nie chcialas sie zamienic" 
No nie chcialam. Mam jednak o 40 lat mniej niz Fader wiec uwazam, ze moge nieco wiecej dyskomfortu stolerowac ;).

Nastepnego dnia ruszylysmy w tej cholernej mgle w droge powrotna, zegnane zalosnym zawodzeniem trukajacej latarni.
Wracajac przez Cheddar dokonalysmy rozmaitych zakupow - rozne rodzaje sera cheddar i calkiem niechcacy przjechalasmy przez niezwykle malownicze Cheddar Gorge - polecam, widoki niezapomniane.
Nastepnego dnia, jak juz sie laskawie przebudzilam bo jednak noc z latarnia wokalnie aktywna wymagala odespania udalysmy sie na znacznie krotsza wycieczke - do Salisbury odwiedzic wystawe Swiat Terry'ego Pratchetta (tez sera zreszta) i byla to calkie mprzyjemnie urzadzona wystawa, aczkolwiek zeby nie kuzynka to bym sie tam solo jednak nie wybrala - w temaciu muzealnym to ja jednak poza technike i militaria nie zagladam.
Abu wycieczka nabrala wiekszego sensu udalysmy sie tez do okolicznej katedry, najwyzszej na Wyspie a drugiej co do wzrostu po Ulm podobno (tak mi 11 lat temu mówiono), gdzie usilowalam kuzynce pokazac ze jest krzywa, ale nie moglam sobie przypomniec gdzie patrzec zeby to zobaczyc, a takze swiece Amnesty International, ktorej tez ni moglam namierzyc prawdopodobnie dlatego ze w czesci sakralnej odbywala sie jakas uroczystosc ku pamieci i nie mozna bylo tam lazic, ale i tak wycieczka byla udana bo kuzynka popatrzyla sobie na jeden z czterech zachowanych egzemplarzy karty praw (magna carta) (ja nie bo juz raz widzialam, to po co mam dwa razy literki wypatrywac ;) ).
A takze trafilysmy na widne zwierciadlo ktore w cudny sposob pokazywalo strop katedry wiec nie trzeba bylo lba zadzierac. Konstrukcja byla bardzi intrygujaca bo nieskalanie spokojna tafla wody, po czterech "rogach" splywala na posadzke, ale tak sprytnie, ze nich nie chlapala po posadzce ani po girach ludzkich.
O prosze:
Pierwsze podejscie do opelnienia powyzszego obrazka oczywiscie zakonczylo sie porazka bo jak tylko sie do ustrojstwa zblizylam to jak szarancza zbiegla sie grupa mniej ub bardziej leciwych turystów rozmawitej konduity i dalejze przepychac sie do lustra celem sprawdzenie czy im sie mordy do góry nogami nie odbijaja itp.
Znajac juz te szczególna wlasciwosc mojej osoby - gdzie nie wejde, natychmiast nagle robi sie to miejsce centrem uwagi i gromadzi sie w nim tlum, popatrzylam tylko z zalem na zrujnowany piekny widoczek i juz otwieralam usta, zeby powiedziec kuzynce, ze 'chodz udamy ze odchodzimy kompletnie niezainteresowane i wrocimy za chwile jak onie se wszyscy pojda w pineche', ale nie zdazylam bo do mojego boku zblizyla sie jakas baba, w wieku juz dawno nie produkcyjnym, z druga, rownie zaawansowana w latach, podsadzila pod strumyk lape i dawaj cos dziamgotac w swoim narzeczu i rozchlapywac te wode wokolo.
Bardzo blisko moich odnzózy.
Zamiast zaplanowanych slów wyrwalo mi sie dosc glosno i wyraznie i bardzo po polsku:
"A oblej mi nogi cholero, to zlego slowa Cie nie powiem" smiertelnie powaznym tonem typu 'zabije cala Twoja rodzine wydlubujac im serca tepa lyzka, a pozniej wyciagne cie pluca przez odbyt.'
Kuzynka na to wybucha niekontrolowanym chichotem rujnujac calkiem efekt dramatyczny.
No moje pelne wyrzutu spojrzenie wyksztusila tylko usprawiedliwiajaco:
"Bo mnie strasznie bawia Twoje komentarze!".
No moze i fajnie, ale efekty komentarza totalnie zrujnowany, nie pozostalo wiec nic innego niz odejsc udajac kompletny brak zainteresowania i powrot po jakichs 20 minutach podczas ktorego towarzystwo wokol lustra wody zorietnowalo sie ze mnie juz niema i rzucilo sie niewatpliwie na poszukiwania!

Thursday 21 September 2017

Jak to sie okazalo, ze NIE bylam Oaza Spokoju.

Troche tu cisza byla.
Taki mamy klimat, co zrobic – albo nie dzieje sie nic i nawet wspomnienia odmawiaja wspolpracy, albo jest taki galop, sraczka i pozar w burdelu, ze nie mam kiedy dobrze sie usmiac z popelnianych glupot, o spisywaniu ich nie wspominajac (obecnie to drugie).
Jak juz gdzies mowilam, od paru tygodniu mam na lewej rece napisane swoje imie, a na prawej instrukcje, ze imie jest na lewej, bo pretensje byly, ze nie reaguje na wolanie.
Ale jednak cos co zdazylo sie przeszlo tydzien temu na tyle mnie ubawilo, zeby pamietac to nadal. Mianowicie bylo to odkrycie, ze Oaza Spokoju to ja jednak nie bywam zbyt czesto, nawet jesli pozornie wszystko na to moze wskazywac.
Ot na przyklad tydzien temu.

Mialam interwju.
Ani pierwsze, ani pewnie ostatnie w moim zyciu, ale zawsze budzace szereg silnych emocji.

Nie zlicze ile razy (bo mi sie nie chce, a nie bo tak wiele ich bylo) podczas takiego interwju sie okazywalo, ze autor mial na mysli nie to co ja zrozumialam czytajac ogloszenie i pozniej wszyscy sa niezadowoleni bo ja honorow ociagne temat do konca, dukam, stukam, stekam, kwekam, czasem nawet niezle mi idzie, ale nie na tyle, zeby wygrac te igrzyska i dobrze, co okropnie dziwi interlokutorow bo czuja osobliwy niesmak – niby orze jak moze i moze nienajgorzej, a rownoczesnie wszytkie znaki na niebie i ziemii wskazuja ze to jest ostatnie miejsce w jakim byc by chciala,
Albo na odwrot, interloktur branaieje bo slyszy nie to czego sie spodziewal a ja brna uparcie bo z opisu wynikalo ze wlasnie o to chodzi.
Ale sa tez takie scenariusze, kiedy Autor dokladnie wie co ma na mysli i oddaje to doskonale i tylko konkurencja jest duza, a ja nie ulicznica i nie bardzo mi idze sprzedawanie sie.
Ktory by to nie byl scenariusz stress mnie zzera z clamaniem i czasem juz dzien wczesniej mam nerwa.
Kiedys na przyklad dzien przed takim interwju poszlam z Przebrzydluchem do kina i po kinie byl on strasznie zdegustowany brakiem mojego zainteresowania i taka strasznie nieobecna mRufa u swego boku, dopoki sobie nie uswiadomil, ze nastepnego dnia na tortury, tfzu igrzyska smierci, tfu interwju jade.
Wtedy po pierwsze stwierdzil, ze na przyszlosc nie bedziemy chodzic do kina dzien przed takimi zabawami (na co ja sie oburzylam, bo mnie to dobrze zrobilo, ale Przebrzydluchowe Ego cierpialo), bo pozniej nie mozna ze mna obgadac obejrzanego produktu kinematografii i w ogole jestem malo obecna, a po drugie pozalowal, ze nie moze ze mna pojechac (bo raz z nim na jego interwju pojechalam, jak szofer i wsparcie moralne przed i po, oczywiscie na jego wyrazne zyczenie, bo ja na przyklad nie miewam parcia na kompanie w drodze na tortury).
Innym razem (wieki wczesniej), pojechalam w Stolycy na jakies zadupie, na pierwsza runde rozmowy i sie pomylilam i skrecilam nie tam gdzie trzeba.
Niefortunnie w godzianch pracy wiec wszedzie staly samochody i nie bylo mozliwoscie zawrocenia wiec musialam sie wycofac, prosto ( i tylem) w glowna i przelotowa droge.
Wiadomo manewr obarczony wysykim ryzkiem wiec mimo podpowierzchniowego nerwa przystapilam do niego bardzo racjonalnie (droga nie byla jednokierunkowa tylko tak zastawione samochodami ze nie mialam jak zawrocic nawet na 15cie razy)– obejrzalam sie, caflam, obejrzalam znowu, znowu caflam i tak po kawalku. Dotarlam do wylotu na glowna (3 pasmowa) oszacowalam ruch na drodze – na pasi dla mnie w oddalil widac bylo ciezarowke, ale na tyle daleko i nie szybko ze uznalam ze moge ostatnie cofniecie plynnie polaczyc z wyjazdem na droge.
Nadepnelam na gaz na wstecznym i po 2 metrach DUP!. Stoje.
Ki grzyb?? Zdziwilam sie, bo przeciez nie bylo tam nic co moglabym walnac!
Otoz okazalo sie, ze jak jak skonczylam szacowanie dostepnosci pasa, ciezarowke wyprzedzilo cos mniejszego i prawdopodobnie lotem koszacem wpakowalo sie w boczna droge, prosto za moj zadek. Na wstecznym i nawet z migajacym kieruniem.#

Nie wiem czy on mnie nie widzial czy uwazal ze powinnam widziec jego – ja jechalam tylem to mialam nawet wymowke nieprawdaz, a on przodem i w ten sposob eleganko wpakowalam mu sie dupskiem w bok.
A dalej wiadomo – wymiana numerow polis, telefonów itp. Czysta przyjemnosc nieprawdaz, doskonale kojaca skolatane i poszarpane nerwy.
Na rozmowe jednak zdazylam, ale z planowanego czasu na osiagniecie wewnetrzengo Zen przed rozmowa zostalo 5 minut zeby uspokoic oddech po galopie na pietro.
Pierwsza rozmowa poszla mi calkiem niezle, prawdopodobnie wylacznie z zaskoczenia bo tak bylam przezyciem wytracona z rytmu – JEGO TAM NIE BYLO a 5 sekund pozniej byl.
No qrwasz teleportowal sie czy jak?
Do dzis nie moge wysjc z podziwu jak szybko sie znalazla centralnie za mna.

A tak a’propos – moje auto nawet nie zauwazylo przeszkody! Przeciwnik zas wygladal jakby mu sie slon po boku przewalkowal a mial wieksze auto niz ja. Mariaz czeskiej stylistyki i niemieckiej mysli technicznej swiecil triumfy pod moim kierownictwem!

Druga rozmowa odbywala sie po paru tygodniach z innym czlowiekiem i los nie zaprezentowal mi niespodzianki celem odwrovenia mojej uwagi od stresu, wiec rozmowa przebiegla troche inaczej i jak sie po pierwszych 20 minutach zorientowalam ze musze drugi raz odsuwac sie od stolu, po ktorego stronei rpzeciwnej siedzial potencjalny przyszly szef to uznalam, ze to nie ma sensu bo animozja tak silna – antychemia taka – ze wylazi w mowie ciala az tak intensywnie, nie wrozy niczego dobrego. Interlokutor mial chyab podobne wnioski, tyle ze posunal sie nawet to uszczypliwych stwierdzen typu “no wiesz, my tu nie siedzmy we wlasnych wygodnych pokojach jak na Zakladzie.” Jak sie okazalo kiedy na Zakadzie pracowal, acz w innym charakterze niz ja wiec tym bardziej fanka nie zostalam.

Ale wrocmy do meritum.
Oaza Spokoju.
To znaczy NIE Oaza Spokoju.

To znaczy ta najnowsza rozmowa.

Otoz wymagala przygotowania czegos do zaprezentowania.
Temat bliski memu sercu, jakies tam rozeznanie tematu musialam zrobic, no ale bez przesady. Ogarnelam temat, czesciowo przed imprezka w sobote, nastepnie we wtorek przed poludniem wyprodukowalam slajdy, porobila mtroche notatek dla pamieci (oczywiscie nic z tego nie skorzystalam, bo temat czulam nawet w cebulkach wlosow, w koncu siedze w fachu od przeszl o15 lat, pewne standard obowiazuja).
No ogolnie luz blues i obwisle skarpety.
To znaczy tak myslalam.
Przyszla sroda.
Odzialam sie z umiarem elegancko bo rzmowa w ramach Kolchozu wiec nie bylo sensu przeginac.
Podjechalam do Kolchozu, myslac sobie ”kurcze, jestem na prawde calkie spokojna i czuje sie przygotowana.”
Zaparkowalam, ale troche nie równo wiec postanowilam sie wycofac. Wrzucilam bieg, zerknelam za siebie i ruszylam.
DO PRZODU!
Dobrze ze wolniutko i tylko kawaleczek i nie rozpierwolilam dupska samachodu przede mna, ale jak juz ogarnelam sytuacje, to z ust mych korali wymsknelo sie na glos:
“Wyglada, ze jednak nie jestem az taka oaza spokoju jak mi sie wydawalo!”

Jestem oazą spokoju – pie*dol*nym kwiatem lotosu na zaj*biście spokojnej tafli jeziora
A wagon medytujacych mnichów patrzy na mnie w naboznym zachwycie ;)
Co mi przypomnialo inna rozmowa – nie oprace ale w pracy. Jakos okropnei napiety grafik byl w pewnym projekcie i chodzilam ciagle podminowana. Normalne metody nie dawaly rady wiec postanowilam udac sie do lokalnej pateki, w ktorej farmaceutki juz mnie witaly radosnie, jak ukochana krewna, bo jako lokalna, apteka ta otrzymywala spora czesc mojego wynagrodzenia za painkillery i rozne suplementy.
Poszlam zatem i poprosilam o cos co mnei troche wyluzuje, ale najchetniej NIE farmakologicznego.
Dostalam kilka opcji, w tym pudlo herbatki ziolowej, przyjelam wszystkie opcje i wrocilam d obiura z reklamowka pekata sie prezentujaca – przez to pudlo.
Kolega B, na moj widok, a konkretnie na widok tej pekatej torby wykrzyknal
“mRufo! Jak ty tylko wszystko wezmiesz...!”
“To spokój grabarze bedzie przy mnie stanem lekkiego poddenerwowania” dokonczylam.
Kurtyna.


Tuesday 29 August 2017

Horror i Mysz apteczna, scenka rodzajowa z Lochów

I nie chodzi tu o ciezkie przezycia gryzonia zamieszkujacego jakis przykurzony kat pod regalem w loklanej aptece, tylko o optyczna myszke bezprzewodowa, zwana przeze mnie mysza apteczna bez ogona.
Ukradzione stad.
O  Horror juz tu bywalo i nie ukrywam, ze kobieta zachwytu mojego nie budzi, a juz o sympatii mowy nie ma. Kiedys, zanim ja lepiej poznalam i wiedzialam tylko to co mi mówila to nawet jej wspolczulam, ale od 2 lat ze sporym okladem znam obie strony medalu i rózne miewam emocje w sobie na jej temat, ale pozytywne to one jednak nie sa i wspolczucia w sobie wykrzesac juz nie potrafie chocby nie wiem co.

Nie jestem jedyna w Lochach kolchozowych i nie tylko, wiec troche mniej mnie z tego powodu sumienie kasa.

Ale do rzeczy.

Mysz apteczna bez ogona, epizod pierwszy – Rodentus Flatlinerus Niepospolitus.
Opowiada Urosz, pozna wiosna/wczesnym latem, czyli nie tak znowu dawno.
Caly dzisieszy dzien bylo koszmarem, ale ten jeden moment sprawil, ze porawil mi sie humor.
Mielismy CAB, co bylo koszmarne bo Horror juz wrocila i usilowala przejac dowodzenie. Zapuscila swoja prezentacje, chwycila za myszke celem podkreslenia czegos, a tu ZONK. Nic sie nie dzieje.
Nie zrazona Horror szarpie biednym gryzonie mto w prawo to w lewo, potrzasa, podskakuje, az w koncu podniosla ustrojstwo do oka “bo chyba wylaczona” ale majdrowani nic nie dalo, za to sie wydalo, ze mysza jest dziwnie lekka.
Otóz ktos zapie**yl baterie z myszki Horror.
Horror podniosla szum, narobila dymu – wszyscy w Lochach juz wiedzieli jak ktos jej z myszki baterie zakosil (akumulatorki), jaka to podlosc, kto, jak i kiedy?? Helpdesk w panice szukal nowych, dzialajacych.
Koniec opowiesci Urosza.

A mnie przy tym nie bylo!!

Sprawa kradzieja nie zostala rozwiazana, acz ja mam niecne podejrzenia ze sama wyjela celem naladowania i zapomnialam o tym na smierc, bo legenda Lochowa sie z tego nie zrobila – a kobieta ma szczegolne zdolnosci do tworzenia nowych legend w folklorze Lochów.

Mysz Apteczna bez ogona, epizod drugi – Poltergeist strikes back.
Opowiadam ja.

Siedze sobie dzis w Lochach, nikomu nie wadze (no prawie bo tylko 3 osoby dzis pytaniami rozpraszam i tez bez wielkiego ognia) i nawet specjalnie sie nie staram sluchac co inni robia.

Ale wybuch perlistego rechotu zza przegrody w wykonaniu Horror, który zawsze sprawia ze czuje lekki niepokój bo ta kobieta jak sie smieje to zawsze mam obawy ze zaraz zacznie histercznie przegryzac okoliczne gardla z tym samym wyraze na obliczu, marginalnie sciagnal moja uwage.
Sciagnal, puscil, wyparlam.

Po kwadransie uslyszalam slowa:
“No zobacz, ja tak, a ona tak, ja w te, a ona w druga...”
To juz zabrzmialo mi jakby znajomo, ale nie oddelegowalam do tematu rzadnych szarych komórek tylko pozostalam na biernym nasluchu.

Meski glos, który po uniesieniu wzroku znad klawiatury zidentyfikowalam z V, kolega lochowy, od jakichs 3 lat awansowany do kierowniczych funkcji odparl:
“Widocznie ktos ma jakies bezprzewodowe urzadzenie ktore uzywa tej samej czestotliwosci co ona.”
“Myslisz?” z powatpiwewaniem zapytala Horror. “Rany zoabcz, zboacz co teraz robi”
I znowu ten perlisty rechot.

Wypieram twardo.

Ale jakas szara rebeliantka w moim czerepie pochylila w kierunku Trabki Eustachiusza i zaczyna analizowac tresc.
Horror histerycznie “No popatrz no, jakby zyla wlasnym zyciem!”
V stoicko “No jakby... No dobra ide i przy okazji zapytam w helpdesku czy maja jakas inna mysz bezprzewodowa dla Ciebie. Popatrz tyle jest czestotliwosci a trafilo akurat na tez sama co Twoja.”
Odruchowo pomyslalo m isie samo ‘o rany ktos nadaje na tej samej czestotliwosci co ona.’

A ta szara rebeliantka wrzasnela w moich zwojach “NAWIEDZONA MYSZ!”

A ja z rozpedu powtórzylam to w formie pytania:
“Czy to znaczy ze twoja mysz zostala opetana??”

Horror, az sie wysunela zza biurka zeby na mnie spojrzec z podziwem:
“TAK!! Dokladnie taka – opetana!”

Kurtyna.

PS. Mialo byc o kolejnej wyprawie na Szmaragdowa, ale wyszlo jak wyszlo - rzucila sie na mnie mysz apteczna, to co robic, tak?