Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday 20 November 2020

Sezon na... Kretyna

Prawie jak tytul pewnego polskiego filmy, ale chyba nie. Natomiast zdaje sie ze w tym tygodniu przypadal akurat Dzien Kretyna, 

Jeden kretyn to kolega N z Kolchozu, który cierpi na syndrom. nie wiem jaki to syndrom ale jest to syndrom. Otóz stara sie przypodobac swoim przelozonym nasladujac ich styl tekstylny, wiec jak szfowala mu C która nosi sie na kibola, kolega N tez zaczal - zlochane portki od dresu i t-shirt. Jak przez chwile pracowal dla P, którego z M okreslamy umownie jako Bonda (bo kiedys na nieoficjalna impreze swiateczna odpalil sie we frak, a zbieglo sie to jakos z wjesciem Daniela Craiga w role Jamsa Bonda, a ze typ urody ma zblizony to okreslilysmy go wlasnie ksywka "niechlujnego Bonda"), to ubieral sie w biale koszule ze spodniami od garnituru, tak jak czesto ubieral sie do pracy "Bond", a jak po mniej wiecej rokuwrócil pod wladanie C znowu byly obrzechane spodnie dresowe i obrzechane koszulki - imitowal ja nawet do poziomu "zaloby na paznokciach". Jak przeszedl do Akwarium i zaczal sie czaic na fuche u Stu ruszyl na zakupy i nagle w Akwarium pojawilo sie dwóch Stu - koszula garniturowa plus spodnie chinos. I tylko "zaloby paznokciowej" ciezko mu sie bylo pozbyc.

Oraz jak przez chwila istniala opcja, ze ja bede jego przelozona to juz wyobrazalam go sobie w dzinsach z haftem i ubolewalam, ze juz nie nosze na codzien obcasów.

To jaki to syndrom? 

To takie tlo bylo tak w ogóle. 

Otóz kolega N zachwycil sie zdaje sie sluchawkami jednego z naszych developerów i tak bardzo takie chcial, ze popsul sluchawki, które dostal ode mnie rok temu, sciemnil ze byly stare i kupil sobie sluchawki które wygladaly identycznie. Mianowicie byly swiecace. Znaczy podczas rozmowy swieci sie uszami. Zawsze to jakas odmiana od swiecenia oczami nierawdaz.

Rzecz dziala sie w miniony poniedzialek - tzn dostarzczono sluchawki. 

Sluchawki mialy kabel usb i chyba jakis jeszcze inny albo moze sinego zeba. Podlaczyl je tym kablem USB i okazalo sie ze nie dzialaja. Tzn swieca, ale nic poza tym.

Wg jego relacji wkurzylo go to tak bardzo ze przez pol godziny na nie krzyczal, anstepnie korzystajac z chwili ciszy na nabranie oddechu jego zona zasugerowala zeby przeczytal instruckje obslugi, co zatchnelo go kompletnie i z wrazenia na  te beszczelnosci (to juz zmyslam sama) wzial i przeczytal. 

Okazalo sie ze kabelek USB sluzy w owych sluchwakach wylacznie zasilaniu tych swiecacych uszu. 

A reszta wymaga innego podlaczenia. 

Dalej wyszlo, ze jego laptop tym innym polaczeniem nie dysponuje, co mnie sie wydaje watpliwe bo kolega ma nowszy model laptopa ode mnia, a mój dysponuje np sinym zebem, ale nie czulam w sobie parcia aby koledze N zaoszczedzic zawracania doopy ze zwracaniem i zakupem nastepnych sluchawek wiec przemilczalam.

Szczególnie, ze wspomniala mi sie moja przygoda ze skretynieniem wlasnym - tani odtwarzacz mp3 - o czym moze nawet opowiem jesli reszta relacji nie zajmie mi zbyt dlugo.

Jak tylko wrócilam do Kolchozu, czyli we srode dotarly do mnie raporty z dwóch zródel - od M oraz od kolegi rodaka o biblijnym imieniu (nazwijmy go KROBI), ze nasz Kolchozowy ochroniaz mimo swej oczywistej funkcji gloryfikowanego ciecia zdradza kolejne juz objawy nawet nie obledu, ale kretynizmu.

Po wysluchaniu wszystkiego (czescia sie za chwile podziele) zawyrokowalam, ze ochroniarz ów prowadzi w swej glowie bardzo bogate zycie, pelne akcji i adrenaliny, a M i KROBI wizualizuje jako zakamuflowanych szpiegów czy innych sabotazystów.

Otóz na przyklad przed paroma miesiacami wyszlo nieoficjalne pozwolenie, zeby M i KROBI jak juz zakoncza swoja prace na dany dzien i nikogo z nas - Kolchozników - nie bedzie wokolo to równiez Ochroniaz konczyli prace i opuszczali kolchoz przed uplywam klasycznej dniuffki. 

Czy bylo to nie do konca przemyslane, czy moze zbyt luzno zinterpretowane, okazalo sie, ze Gloryfikowany Cieciu jest na nie. 

Bo tak.

Im glebiej w las tym wiecej drzew i zaczal robic zlosliwosci, np znikal z widnokregu o 19tej, jak tylko ostatni Kolchoznik (Pan Zaba tak apropos) odstawial Elvisa i opuscil budynek, nie odbieral telefonu, kompltnie lamiac protokol, a budynek spory no i wejscie do budynku nie moze byc bezludne wiec którysc z reszty osób musialo tam tkwic i czekac na jego powrót wiec M i KORBI nie mogli go szukac. 

A on wracal na przyklad po 30-40 minutach twierdzac ze byl tylko na pieterku - lzac rzecz jasna, bo az taki duzy budynek nie jest. Po paru takich akcjach M i KOBI stweirdzili, ze w te gre moze grac wiecej osób wiec stawali przed wejsciem, juz na zewnatrz, ale na warcie i czekali az Agent Ciec wróci z rozpooznania terenu. Jak widzieli ze sie zbliza to oddalali sie z godnoscia.

Agentowi Cieciowi sie to nie spodobalo i zlozyl donos. Ale glupio go zlozyl bo czego nie wiedzial to zmyslil. Sytuacja ulegla eskalacji i wyszlo oficjalne upomnienie, ze panstwo pracuja do 20tej i koniec i kropka. Tzn wzgledem M i KROBI.

Pierwszego wieczoru po tym zdarzeniu okolo 20tej, konczac to co akurat robila M zapytala Agenta ciecia czy jest z siebie dumny, co uwazam, ze bylo doskonalym ruchem.

Ale to wcale nie wszystko. Otóz innego wieczoru M szla przez budynek i robila ostatnie swoje kontrole w tym zagladajac to wszystkich kabin w wychodkach, a Agent Ciec szedl za nia i zagladal do wszystkich tych kabin po niej, zeby sprawdzic czy ktos tam nie siedzi.

M, moja krew, nie wytrzymala i parsknela smiecham pytajac czy on na prawde mysli, ze ona by komus do srodka wlazla.

Nastepnie, zbierala swoje rzeczy z powiedzmy szatni, z która sasiaduja prysznice pracownicze (dla wszystkich pracowników dostepne), a które sa od konca marca zamkniete na klucz przez ta sama ekipe w której jest i M i KROBI i Agent Ciec. Bierze swoje rzeczy z szafki i syyszy jak Agent Cieci puka do tych drzwi zamknietych na klucz od przeszlo pól roku wola "Ochrona" i rusza klamka.

Ja zdechlam ze smiechu. 

A dzis jako deser uslyszalam relacjoe od KROBI - otóz Agent Ciec usilowal wejsc do nieuzywanej od przeszlo pól roku kuchni, w której KROBI wlasnie skoczyl myc podloge i bylo to widac - byla jeszcze mokra, zeby sprawdzic czy ktos tam sie nie ukrywa.

KROBI pogonil go od reki, mówiac, ze wlasnie tam byl jak zmywal i niech on sie nie wyglupia. Reakcja? Goryfikowany Agencina: "to przyjde pónjej".

A i jeszcze absolutna wisienka - Agent Ciec kontroluje wszystkie pomieszczenia z drzwiami -w tym salki spotkaniowe. W calym budynku swiatla dzialaja na czynnik ruchu wiec jak kiedys sie zasiedzialam w wychodku z domuzdzajaca gra na telefonie to odkrylam ze czujnik jest ustawiony na 10-15 minut mniej wiecej.

No i teraz mamy budynek zaciemniony bo od godziny conajmniej (czasem Pan Zaba wychodzi przed 19ta) nie ma nikogo oprócz M, KROBI i tego kretyna, kretyn wchodzi w ciemny zaulek, zapalaja sie swiatla, puka do drzwi za którymi widac w szybce ze jest ciemno, otwiera je, wlazi kawalek, rozglada sie dokola - wiekszosc tych salek nie przekraca 4m2 a siele jest mniejszych - nastepnie zaglada za drzwi, bo moze jakis podly kolaborant sie tam przed nim ukrywa, zamyka drzwi i idzie dalej. 

Acha, bo moze t owszystko nie brzmi jeszcze tak drastycznie, zeby zasluzyc na wpis - KAZDY Kolchoznik musi wpisac sie i wypisac sie na papierowej liscie i nie ma opcji zeby tego uniknac, bo ten sam kretyn pilnuje i kazdemu przypomina.

To co on jest? 

Einstein?

https://www.facebook.com/events/klub-futurysta/dzień-kretyna/599952053391694/


Friday 13 November 2020

Czym grozi latanie prywatnym jetem dla pospólstwa, czyli podróze w cieniu (s)wirusa.

 I od razu dementuje, ze póki co nic mi nie wiadomo, zebym tego (s)wirusa koronnego spotkala bezposrednio. 

Jednego kretyna owszem, ale nie s(wirusa), ale o tym wlasnie bedzie ta notka wiec nie uprzedzajmy faktów.

Swiat troche próbowal odetchnac latem i wczesna jesienia, a linie lotnicze rzucili na pólki wyprzedazami wiec ja czym predzej zlapalam jedna parke delux, odlozylam do kacika z nadzieja, ze nie zdechna, a moze nawet sie rozmnoza.

Promocje istotnie mnozyly sie no moze nie jak króliki ale na pewno lepiej niz Pandy w niewoli (znaczy z oporami i po katach).

Zlapalam wiec przy kolejnej okazji druga parke delux i odlozylam do drugiego kacika.

Kolchoz nawet lekko uchylil podwoje, w które czym predzej wrazilam moja pletwe (czy mRufy maja pletwy pytacie? Alez oczywiscie, zwykle conajmniej jedna pare, np kupiona w latach 90tych na bazarze u Ruskich, a takze z demobilu sadzac po rozmiarze czesci pletwujacej), a jak juz wrazilam pletwe to sila i kultura osobista (podkreslaj Jasiu, wezykiem, wezykiem) wepchnelam sie cala i calkiem mi sie to spodobalo, bo po pierwsze juz wiem jak czuje sie zlota rybka - mialam CALE akwarium do osobistej dyspozycji - oraz renegat - lamalam prawie kazda zasade bezpiecznego poruszania sie po budynku, ale o tym juz byla mowa.

Wspominam, bo niewatpliwie to przyczynilo sie do zakrzywienia nie tylko mojej osobowosci - moja trudno porzadnie pokrzywic bo ciezko krzywi sie cos co w zalozeniu wzorowane  bylo na Wstege Mobiusa. 

Ukradzione z internetów

Ale nie kazdy zaczyna z osobowoscia kolczastej Wstegi Mobiusa i ostatnie 6-7 miesiecy daje efekty.

Do samego konca nie wiedzielismy czy polece - konkretnie to dopiero 2 dni przed wylotem wykupilam parking na lotnisku, bo juz od 5 pazdziernika wiedzialam, ze po powrocie bede musiala poddac sie kwarantannie, a niepewnosc wynikala z tego ze jesli Planeta Ojczysta sie Wyspie odwzajemni to ja nie lece, bo wyjazd na tydzien w swietle koniecznej 2 tygodniowej kwarantanny na miejscu wydal sie nawet dla mnie nadmierna ekstrawagancja.

No ale dzien przed wylotem udalo mi sie odprawic i to nawet z Akwarium co oznacza, ze mialam wydrukowana karte pokladowa!

Lotnisko bylo wyjatkowo puste jak na moje doswiadczenia. Mozna by rzec wyludnione. 

A rzecz dzieje sie we wtorek, w trakcie wyspowych pol-ferii szkolnych. W poprzednich latach o tej porze terminale roily sie od rodzin z dziecmi do lat 15tu pedzacymi pogonic jesiennego bluesa czy jak ktos woli "Nalapac Witaminy D" na Seszalech, Azorach czy innych Kanarach.

No ale mamy 2020. 

"W normalnych warunkach zaczelabym zadawac pytania, ale ze mamy 2020 to chyba po prostu pojade dalej" (ukradzione z internetów)
Zatem nie ma co sie dziwic, skoro ja w 2020 latam wylacznie w klasie biznes, to widac mam prawo do pelnego luksusu, poprawilam wiec przekrzywiona (podczas zdawania bagazu) korone (no pun intended) i poszlam dalej. Jako, ze moja parka biletów byla delux to widocznie w ramach mam zapewniony tekze luksus psychiczny czyli brak tlumów, pomyslalam.

Nie przewidzialam jednakze jak BARDZO luksusowy pakiet mi sie trafia.

Do samolotu wsiadalismy prawie metoda "first arse on the seat" znaczy tym razem nie bylo wywolywania rzedami, kazdy podchodzil jak mu sie chcialo. Troche mnie to zaskoczylo, bo po poprzedniej podrózy na Wystepy Goscinne bylam rozzalona, ze pasazerów z pakietem delux wpuscili ostatnich, ale nie protestowalam. 
Na wejsciu wreczano nam torebki foliowe na smieci oraz chusteczke i zel oba dezynfekujace.
Zasiadlam w alokowanym miejscu - 2F, czyli przy oknie po prawo.
Po lewo na 3A oraz na 2A zasiadlo dwóch pasazerów plci meskiej, przy czym ten z 2A wsiadal chyba jako ostatni bo strasznie drugo Bromansowal ze Stewardem mozliwe ze imieniem Stuart acz nie pamietam bo choc sympatyczny to jednak w romanse samolotowe nie wierze.

Kiedys w swej naiwnej mlodosci nawet wierzylam, ale mi przeszlo, a przypadek naszego, z delvix, prywatnego Billa Gatesa to wyjatek potwierdzajacy regule, koniec i kropka.

Oprócz nas deluksowcuff do samolotu wtarabanilo sie nie wiecej jak 20 osób - w tym jedno przerazliwie wyjace dziecko niesione za jedna reke przez nieco zniecierpliwiona matke. 

Znaczy wylo bo tak. 

Usilowalam do owego dziecka pomachac zeby troche odwrócic jego uwage od przyczyny wycia, ale niestety dziecko bylo na etapie walenia glowa w podloge wiec po kolejnym szarpnieciu, tym razem w odpowiedzi na moja próbe rozproszenia blyskawic nad jego afro-fryzurka rymsnelo tylem glowy w mijane oparcie fotela i juz mialo konkretny powód do wycia.

Znaczy pomoglam, acz troche na opak. Czyli chcialam dobrze, a wyszlo jak zawsze.

Zrezygnowalam w swietlego tego niewatpliwego "sukcesu" z sympatycznosci i zajelam sie soba - pierwsze co zrobilam to rozparcelowalam ten pakiecik czystosci i czym predzej upuscilam woreczek smieciowy pod nogi siedzenia obok.

Na szczescie nie bylam jeszcze przepasana, ale i tak ekwilibrystyka jakiej dokonalam zaskoczyla mnie sama - jak na pulchna kurduplowata kobiete po 40tce, kompletnie bez formy, moglam konkurowac moim wygibasem z tymi malymi chudzienkimi panienkami typu kobieta z gumy. 

Torebke odzyskalam. Ale niczego mnie to nie nauczylo.

Dalej to ten z 2A wlazl na poklad i zaczela sie ujawniac jego pokrzywiona, zapewne realiami ostatnich 6-7 mieisecy osobowosc. Otóz lecial gdzies na ChybaBliskiWschód i rznal szejka. Tzn próbowal rznac Szejka z Al Abu Dabi, ale wyszedl mu troche taki Waniliowy od Ronalda.

Wchodzil w jakiejstam maseczce, sluchawkach z sinym zebem, wiem bo mu ciagle migal na niebiesko, znaczy do niczego nie byl przyparowany, Bromansowal z tym stewardemMozeStuartem, ale mozeWilliamem, swoje torby wrzucil mnie nad glowa, po czym zasiadl na swoim miejscu.

Jak tylko okazalo sie, ze na prawde jest ostatni, przeskoczyl na 1A, a po ogloszeniach parafialnych, tfu komunikatach o bezpieczenstwie w tym informacji, ze osoby siedace w rzedzie 1 oraz na wysokosci wyjsc awaryjnych nie moga nic trzymac na ziemii zdjal buty i zostawil je na ziemii przed soba. 

Steward dosc grzecznie oznajmil mu, ze nie moze trzymac tu butów luzem, a w szczególosci nie w czasie startu i ladowania i uprzejmie zaoferowal, ze mu te jego czlapaki wstawi na pólke na glowa, co tez nastapilo.

Pasazer z 2A, obecnie z 1A poczul sie jak Basza któremu usluguja, moze nie dziewice w zwiewnych szarawarach, ale jednak, rozparcelowal sie na pierwszym nieswoim miejscu, zdjal namrodnik zrobil sobie selfika "w prywatnym jecie", opowiedzial stewardowy historie zycia, pokazal zdjecia zony, która odwiedza w Polsce, bo w ogóle to od 20 lat jest na Wyspie, ale teraz jedzie w swoje rodzinne strony.

Znaczy taki z niego szejk jak ja bizneswoman - szejk waniliowy.

Po namysle i ja wylupalam telefon zeby zrobic zdjecie ilustrujace pustosc samolotu, wyjelam go z pokrowca i...

No? Zgadujemy?

No brawo pani z drugiego rzedu.

Upuscilam go sobie pod nogi.

Cud, bo jakby próbowal poleciec jak ten workeczek to calowalabym go na pozegnanie w kalwiaturke - ekran by poszedl w drobiazi.

Ucieszylam sie, ze wciaz jeszcze sie nie zapasalam, bo wkurzylby mnie to epicko, tym razem zaczynajac ekwilibrystyke od rozciagania miesni okolokostkowych o ile takie istnieja i bocznych lydkowych, przeniosalm stopami w buciorach telefon pod nogi pustego siedzenie obok i powtórzylam wczesniejszego wygibasa.

Dwa takie wyczyny dosc blisko siebie troche mnie pozbawily tchu - czesciowo z napiecia czy nie upuszczego telefonu, wiec moja maseczka zaczela zachowywac sie jak zywe oddychajace stworzenie.

Ten moment wybral pan steward na okazanie mi zainteresowania.

"Wszystko w porzadku? Podoba Cie podróz prywatnym jetem?"

"Och tak jest swietnie, wlasnie upadl mi telefon."

"Ojej, ale znalazlas czy pomóc?"

"Nie, nie, juz go mam ale czuje sie jakbym wlasnie skonczyla sesyjke Pilates i Jogi"

"A to dlatego tak Ci tchu brakuje?"

Pokiwalam glowa bo jeszcze ten dech mi sie regulowal.

"Szkoda ze nic nie powiedzialas, moglem podniesc temperatury na pokladzie i mialabys nawet "Goraca Joge" (Hot Yoga)."

"Och cholera, taka okazja i przepadlo, no juz trudno"

TAKIE lusksusy. (nomen omen cos jest na rzeczy bo to juz druga podróz samolotem z pakietem fitness)

Dalej to ruszylismy i Szejk Waniliowy wlaczyl sobie muze. 

Taka Orientalna sobie wlaczyl, a wiem bo mu sie sluchawki ze Smarkfonem nie sparowaly, a on chcial i tak przez nie sluchac wiec sluchalismy go wszyscy z przedzialu delux, lacznie z obsluga.

Nawet przeszla mi mysl, ze to dosc ironiczne startowac samolotem w rytmie TEJ muzyki Orientalnej, ale tez poczulam, ze dlugo tego nie zdzierze.

Pasazer z 3A porozumial sie ze mna wzrokiem, wzruszylismy ramionami po czy zaczelam machac grabiami celem zwrócenia na siebie uwagi Szejka Waniliowego, niestety byl bardzo skupiony wsluchujac sie w te muzyka która blokowaly mu sluchawki w stylu fryzru Ksiezniczki Leii.

Owszem moglam wstac i podejsc do niego ale to oznaczaloby odpiecie pasa i koniecznosc ponownego zapinania, a ja jeszcze chwilami odczuwam nie do konca skaliborwane ramie cyborga i zapinanie pasów w samolocie jest jedna z tych chwil, wiec jak juz raz zapne to nie odpinam chocby nie wiem co.

W koncu ulitowal sie nad nami pan steward, wypial sie z pasów i zwrócil uwage Szejkowi Waniliowemu. Ten nawet niemrawo przeprosil, ale ja zaczelam miec podejrzenia, ze to nawet nie jest Szejk Waniliowy, a co najwyzej Mleko Waniliowe. Z dyskontu.

Oderwalismy sie od Ziemii, dzwieki Orientu ucichly, a w stosownej chwili dali nam mi napoje, precelki itp, nastepnie wydali posilek. 

Nie wiem jak w Polskim Orle obecnie, ale Orzel Wyspowy od Lipca mniej wiecej przeszedl na diete pudelkowa, zeby ograniczyc ryzyko infekcji, wiec do wyboru zwykle jest pudelko z kanapka Coronation Chicken (tak ,wciaz mnie intryguja czy jest to celowa ironia czy przypadek, ale na 4 loty jak dotad zawsze jest Kurczak w Koronie), a takze do wyboru jakas kanpke wege. 

Ja sie zwykle pytam o te wege, bo Kurczak w Koronie jest tez w Rodzynkach, a wszyscy juz chyba wiedza jak bardzo ja nienawidze zmumifikowanych winogron, jakby sie nie nazywaly. 

Zapytalam i tym razem i odpowiedz byla: "Prawde mówiac to sam nie wiem. Zaryzykujesz?"

Odparlam, ze w takiem razie jest to "Veggie Surprise" co bardzo sie spodobalo panu stewardowi, a ja zaryzykowalam. 

Niestety nie mialam szczescia w tej loterii bo alternatywa rodzynek byla tak cholerna roszpunka czy jak ja tam zwac - rocket salad, której nie cierpie tylko troche mniej niz kolendry wiec poddalam sie w polowie i zjadlam same dodatki - standardowo jest kokilka z jakas salatka - jak dotad BEZ kolendry i tym razem bez roszpunki oraz kokilka z musem czekoladowym, ktory jest wyjatkowo jadalny - a mówi to Grymasnica, która nie znosi czekoladowego niczego, za wyjatkiem czekolady mozliwie czystej (moze byc mleczna, w formie trufli lub pralinek, ale nie wyrób czekoladopodobny, ani o smaku czekolady), co sugeruje wysoka zawartosc czekolady w owym musie wiec jest to praktycznie humus fasolowy. 

Bo czekolada to rodzaj fasoli, nie?

W tym czasie, Szejk Waniliowy zadysponowal sobie biale wino, które choc w malych flaszkach to jednak poszlo mu do glowy.

 Podane pudelko z Kurczakiem Kornacyjnym zignorowal i upitolil sie ta pierwsza flaszeczko tak, ze zaczal rozrabiac. 

To znaczy moze gdyby nie byl Szejkiem Waniliowym i wypil tyle whisky ile tego wina to by moze zaczal, ale ze nie bylo i bylo to biale wino to tylko troche go porozlewal, zabral zabawki (druga flaszeczke, szal którym udawal ze oslania twarz zmiast maski i co tam jeszcze mial na stanie) minus dieta pudelkowa która nadal wypieral i przesiadl sie gdzie??

Na 1F.

Tak, tuz przede mna.

Nie bylam zachwycona, ale z drugiej sama strony siedzac w masce nie czula sie szczególnie zagrozona tym, ze siedzi on tak blisko, wiec tylko pomyslalam sobie, ze kretyn jakis nie umie sie zachowac wsród ludzi, a rznie Basze.

Ale po pewnym czasie postanowil znowu poslucha sobie muzyki.

Poinformowalam go uprzejmie, ze slysze jego muzyke lepiej niz on, wiec znowu niemrawo przeprosil i ogarnal zebata technologie.

Po pewnym czasie zapragnal sie widac zdrzemnac bo zapytal mnie - co nieco go ratuje w moich oczach - czy bedzie mi przeszkadzalo jak odchyli siedzenie.

Normalnie, gdyby oryginalnie siedzial przede mna, nawet w warunkach "prywatnego jeta" nie oponowalabym, tylko odchylilabym swoje, zeby nie wachac jego czupryny, ale biorac pod uwage, ze to jego trzecia miejscówka, a wokolo kilkanascie wolnych nawet nie siedzen ale rzedów to we mnie sie zagotowalo.

Nie, nie walnelam go w leb resztkami mojej "Veggie Surprise" (a moglam, kazdy sad by mnie usprawiedliwil), tylko odparlam, bardzo spokojnie, wrecz ze spokojem grabarza, ze biorac pod uwage pusty samolot to wolalabym zeby jednak tego nie robil, bo to troche ironiczne, ze musi to robic akurat przed nosem jedynego pasazera na przestreni 10 metrów.

Nie upieral sie, ale ja dlugo nie moglam powrócic do lektury, bo jednak takie zagotowanie wymaga grzmiacej awantury, a przynajmniej paru fraz "lacinskich", a nie oddechowych technik relaksacyjnych.

Po pewnym czasie ocknal sie i wezwal obsluge. 

Otóz zapragnal spozyc posilek i zapytal smetnym glosem czy jest cos do jedzenia, na co Stewardesa odparla pytaniem, na które prawie parsknelam "A nie dostales pudelka?". Po czym zlokalizowala jego pudelko tam gdzie wczesniej siedzial i podstawila mu pod nos.

Nastepnie to przyszedl do mnie pan steward zapytac czy wiem jaka jest roznica czasu miedzy Wyspa, a Planeta Ojczysta, bo w zasadzie mógl wyguglowac, ale pomyslal, ze ja bede wiedziala. 

Dobrze ze wiedzialam, to milo byl móc sluzyc pomoca lol.

A pózniej to juz tylko odbylo sie ladowanie, a Szejk Waniliowy w czasie jazdy po pasie wstal zeby sobie trepaki wyjac ze schowka nad siedzeniem na którym juz nie siedzial, za co dostal zjevke od pana Stewarda i calkowita degradacje do Mleka Waniliowego w moich oczach, bo chwile wczesniej byl komunikat, zeby siedziec na tylkach dopóki samolot sie nie zatrzyma.

A na sam koniec Planeta Ojczysta odmówila wpuszczenia nas na terminal.

Bo nie wypelnilismy formularzy lokalizacyjnych czy jakichs tam. 

Ja to nawet wiedzialam o tym z poprzedniej podrózy i dlugo szukalam poprzedniego dnia na www wersji do sciagniecia i wydrukowania, pamietna, ze &M jak lecial na swoje wystepy goscinne to sciagnal ze strony linii lotniczych (idac za moja dotyczhczasowa nomenklatura byl to Orzelek Wegierski) i mial wypelnione przed wylotem. 

Nawet przeszlo mi przez mysl czy nie powinnam zapytac ale glupkowato uznalam ze pewnie bedziemy je wypelniac werbalnie, albo ze cos sie zmienilo i juz nie trzeba.

A nie, nic z tego - po prostu pan steward, który zdaje sie byl szefem obslugi nie latal na Planete Ojczysta od dawna i nic o tym nie wiedzial. Za to jak sie dowiedzial i zapytal kolezanki to sie okazalo, ze ona to nawet wie gdzie te formularze sa!

No co, mówilam ze wystepuja rózne stopnie zakrzywienia osobowosci u wszystkich, nawet u mnie.

Podsumowanie - jezeli nie trafisz na prawdziwego prywatnego jeta, tylko taka wersja dla ubogich aka dla pospólstwa licz sie ze wspóldzieleniem go conajmniej ze mna i moim sarkazmem, a bardzo prawdopodobnie takze z jakims kretynem.

-----------------------------------------------------

PS. Porady praktyczne:

  • Na lotnisku w Stolycy po wyjsciu z czelusci z bagazem nie wolno korzystac z zadnych schodów ani windy Wewnatrz budynku, a ja potrzebowalam znalezc sie na poziomie odlotów bo tam mialam zostac odebrana samochodem.
    Podaje informacyjnie, ze istnieje zewnetrzna winda tuz przed budynkiem, niejako pomiedzy czescia stara, a nowa terminala czy moze sa to 2 terminale A i B? 

  • Ale oczywiscie po wyjsciu na zewnatrze nie mozna juz wrócic do srodka wiec radze serdecznie skorzystac w wychodka w samolocie albo przed odebraniem bagazu. Bo w toaletach na tym lotnisku czlowiek sie wraz z bagazem NIE zmiesci.

  • Kabiny sa moze nieco wieksze niz na odjazdach na dworcu w Paryzu, ale prowadzace do nich przejscie wyklucza posiadanie konkretnych walizek.

  • I o ile obsluga lotniska cywilna jest bardzo mila i sluza informacja na ile potrafia (podziekowania dla tego pana, który mi doskonale wyjasnil jak dotrzec do tej windy, ale ja nie dowierzalam, ze to na prawde na zewnatrz i az taki kawal drogi i zapytalam jeszcze panów mundurowych którzy stali sobie pilnujac zeby nikt nie przemknal sie nielegalnie unieruchomionymi schodami ruchomymi, nawet nie byli zajeci rozmowa), tak odradzam pytanie panów mundurowych, bo podobnie jak ortopeda z dyzurnego SORu urazowego na Bielanach sa bardzo nadeci i swiecie przekonani o swej wyzszosci nad nami - pospólstwem.