Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Wednesday 8 May 2019

Nie poleciala pani? Czyli mRufa wraca po wystepach goscinnych

A bylo to tak, ze polecialam na Planete Ojczysta na dosc dlugie tourne, które objelo wystepy w 3 krancach krainy, miedzy innymi wpadajac na tego oto pana na ojczystym morzem Baltyckiem.

John szukal toalety. Zabralismy go z Wasami do najblizszej kawiarnii, gdzie zjadl z nami na nalesniki oraz czarna pomarancze, bo szarlotki nie bylo.
Nastepnie w grodzie z kolei Kraka korzystajac z toalety, poczulam lekki dyskomfort podczas manipulacji z papierem toaletowym...
I teraz prosze panstwa juz wiem na pewno.
Jednorozce owszem wyprózniaja sie tecza. Ale NIE rzygaja nia.
Tak, to jest wzorek na srajtasmie. Ukula mnie w tylek. Od razu przypomnial mi sie Squatty Potty.
Wystepy w detalach przebiegaly tak, ze strach sie bac, szczególnie w pierwszej polowie, wiec uwazalam, ze atrakcje mam juz za soba, ale okazalo sie, ze tkwilam w bledzie.

Otóz nadejszla wiekopomna chwila powrotu.

Na lotnisko udalam sie po ekspresowym pieczeniu 12 muffinek marchewkowych w stylu a'la Fader (Fader ofiarowal sie pomóc i utarl marchewke na terce do placków ziemniaczanych czyli na drobne trocinki, co zaniepokoilo mnie o efekt koncowy, ale okazalo sie nieszkodliwe) oraz sernika równiez nie do konca standardowego bo z wiekszej ilosci sera niz zwykle przy limicie jajecznym.
Po odprawieniu bagazu i krotkim oglupieniu numerem bramki udala sie na kontrole paszportu i maly maraton po sklepach, nastepnie spozylam siedzac chylkiem (oraz tylkiem) na module wentylacyjnym kanapke zabyta za horendalne pieniadze, bo od tego calego pieczenia wyszlam z domu o suchym pysku. Ciekawostka - pol litra trucizny kosztowalo 12 zeta.
Nastepnie nabylam fajki dla znajomej, zaparkowalam przed nieczynna bramka i zaczelam czekac.
Lot mial byc o 15.30. Okolo 40/45 minut przed otwarciem bramki, jak sie akurat podnosilam aby udac sie pod bramke wlasiuslyszalam ogloszenie duszpasterskie:
"Lot numer 279 do Londynu zostal odwolany  przyczyn technicznych. Prosze udac sie po odbiór bagazu."
Czyli "Pocalujcie Misia w doope, a ja ide do domu".
Zbaranialam tak poteznie, ze sila rozpedu udala sie w kierunku tej bramki, z której kierunku wylaniali sie poirytowani rodacy zadni krwi ofiarnej. Jako ten baran udala sie za nimi. Co prawda slabo by to wygladalo, bo nikt nie wiedzial gdzie isc gdyby nie pojawil sie jakis czlowiek z obslugi lotniskowej i nie wypchnal nas w kierunku.
Jaki to byl kierunek to nikt nei wiedzial, bo facet nie posunal sie az tak daleko w swej usluznosci i nie wyjawil nam gdzie nas wysyla.
I tu wyjasnie, ze mialam na placach plecak z laptopem, telefonami, zawartoscia dmskiej torebki, kilogramem czekoladek, pol litrówka trucizny i lekkim na szczescie wagonem fajek. Oceniam ze bylo to okolo 6 kilogramów.
Oraz bluze z dlugim rekawem, a w garsci kurtke bo noc wieczór na Wyspie zapowiadano chlodnawy.
Ruszylam zatem w stadzie rozjuszonych rodaków wskazana droga, widaca po schodach w dól i clay czas prosto, ale nikt nie wie dokad.
Okazalo sie ze na sale bagazowa.
Kto zna wielkosc obecnego lotniska Chopina ten wie ze troche trzeba sie nabiegac, zeby z jednego konca w drugi i z powrotem ale pietro nizej sie przemiescic. Kto zna mnie ten wie, ze ja mam jedna predkosc chodzenia, czyli zadna. Staralam sie dotrzyamc tempa rzrzartej tluszczy zeby chociaz slyszec co mówia i kto im cos mówi.
Popedzilismy do tanowiska reklamacji bagazy.  Ja nie weszlam do punktu, bo dostalam sms, ze lot odwolany i musialam sie troche wysmiac, ze rychlo w czas. Tam gdzies ktos nam powiedzial, ze nasze bagaze bede wydawane na tasmie 5a dla bagazy duzych.
Mnie na to stanela zywcem scena sprzed moze roku, kiedy to czekalam jak gwizdek przy tasmie 1a, bo tak glosila tablica, a 1a byla wylacznie dla duzych bagazy w czesci starego lotniska i stalabym tam jak gwizdek do dzis bo mój bagaz wyszedl zdaje sie na tasmie 7, ale ekran, który sprawdzalam 4 razy bo to 1a wydawalo mi sie podejrzane, nie byl laskaw tego nam zdradzic.
Jakim cudem inni ludzie sie polapali w atrakcji nie wiem.
Ale wrócmy do 5a.
Postalismy tam pare minut, ale najbardziej niepokorna kobieta pognala czym predzej tlum do panów z ochorny pogranicza, próbujac od nich wymóc informacje czemu Lot odwolal lot i co mamy zrobic, skoro musimy leciec.
W tym momencie podjelam decyzje, ze skoro tlum jest tak bystry jak najmniej bystry jego przedstawiciel, musze sie oddzielic i tak uczynilam.
W sms-ie byl mianowicie numer telefonu i ja na ten numer zadzwonilam.
Nie zebym sie dodzwonila o reki. O nie, nic z tych rzeczy.
wisialam na sluchawce z 15 minut, przez tan czas czesciowo goniac tlum, a czesciwo przed nim sie chowajac.
Na marginesie dodam, ze po bagaze czekalo nas moze z 10-15 osob - reszta psazerów wyszla od razu i poszla stac w kolejce do biura LOTu.
Bo wiecie, ze LOT nie ma okienka w strefie paszportowej? No powaga. mnie zaskoczylo to epicko.
Nie wiem jak inne linie lotnicze, bo mnei to do tej pory nie interesowalo, ale przypominam, ze jak pare lat temu mnie odwolali lot do Frankfurtu Niemieckim Orlem to pokopytkowalam sobie swobodnie do stanowiska linii, tam potwierdzilam ze przyjelam do wiadomosci, ze mnie przerzucili na lot godzine pózniej bez nijakich gimastyk z bagazami itp.
Ale nie w tym dzielo.
W koncu doczekalam sie polaczenia i bardzo mila osoba plci zenskiej zaproponowala mi przelot o 20tej. Ucieszylam sie i tylko zapytalam co robic dalej, ale uslyszalam, ze mam pobrac bagaz, wyjsc z nim, a nastepnie wrócic na góre i nadac go z powrotem.
Pogratulowalam sobie w duchu, ze jednak nie skusilam sie na zaden alkohol na 'bezclowce', bo jeden wagon fajem to mi wolno bez laski przewiez, a chyb nawet dwa, ale mialam jeden.
Podziekowalam i poszlam w strone 5a, gdzie wciaz tkwili ludzie z mojego "tlumu". Tam paru osobom przekazalam co moga robic w miedzy czasie - czyli dzwonic na ten numer i czekalam z nimi.
Po dobrych 20 minutach przyszly jakiesz dziewczyny i powiedzialy, ze zeby odzyskac bagaz z 5a, trzeba najpier o niego wystapic w reklamacji bagazowej.
"Tlum" znowu stal sie rozwscieczona tluszcza i popedzil do stanowiska, gdzie niektórzy usilowali robic awantury kobietom z obslugi stanowiska, tak jakby one byly winne odwolaniu lotu z LOTu.
Tu dodam rozzalona ze obsluga klienta naszej rodzimej linii lotniczej poza liniami telefonicznymi przedstawia sie dosc dramatycznie - nikt nam nic nie wyjasnil, nie ma przedstawicieli na calym terenie poza kontrola bezpieczenstwa - czarna dupa mówiac krótko i dosadnie.
Nie jest to stan wieczny bo kilka lat temu w gorace lato, silniki sie za wolno chlodzili w maszynie która mialam leciec to nam podstawili inny samolot, opózniony, bo opózniony ale samolot odlecial. 
Osobiscie uwazam, ze w ramach wychodzenia z impasu finansowego za duzo oszczednosci pozyniono i odbija sie to wlasnie teraz na reputacji.
Okazalo sie, ze mimo iz ja mam miejsce w kolejnym samolocie to nadal musze odebrac bagaz wyejsc i nadac go ponownie.
Odczekalam swoje, pobralam walize i stoicko udalam sie na przyloty, z przylotów schodami ruchomymi na odloty, tam stanalema w kolejce do tej samej kobiety która juz raz mój bagaz pobierala (bo nie moglam odprawic sie ani na www, ani przez terminal na odlotach) której wyjasnilam, ze nie moglam sama sie obsluzyc bo jestem z wczesniejszego lotu i zapytalam czy mam odelpic naklejki z poprzedniej odprawy.
Na co pani zapytalam mnie:
"A co, nie poleciala pani?" tonem tak poblazliwym, ze kontrolowany do tej pory charakter wystrzelil mi spod piety i jezyka zgryzliwym:
"Ja to bym nawet i poleciala prosze pani, ale samolot czegos nie chcial."
Pani chyba zaskoczona jadowitym tonem nic juz nie rzekla tylko wydrukowala mi nowa karte pokladowa oraz paski i nalepki.
W ten sposób do mojej kolekcj podróznych wyczynów doszla umiejetnosc odprawy na dwa osobne samoloty do Londka w tym samym dniu.

Trzeba mi tu uwierzyc na slowo, ze obie sa moje i z tego samego dnia, bo jednak danych osobowych tu ujawniac nie bede.

Wcale nie byl to koniec gier i zabaw, bo jak sie juz odprawilam, przeszlam ponownie przez kontrole bezpieczenstwa, zalozylam buty i przeszlam przez kontrole paszportowa, to poszlam zjesc obiad i wybralam sobie miejsce pt restauracja Misa, gdzie zadysponowalam placki ziemniaczane z grzybami i wpadlam w stupor na widok nozy jakie byly wsród sztucców.

To w tle to pokryty sosem grzybowy kartoflak, a nie mózg kosmity,
Doprawdy godne baru Mis, nieprawdaz?
Nawet mialam zajumac, zeby miec na pamiatke, ale pomyslalam, ze byloby to tylko dowodem czemu te noze takie musza byc, bo normalne mogliby krasc pasazerowie o nieczystych zamiarach.
Ale swoja droga, nie wiem czy nastepnym razem nie zajumam. Bo jednak krojenie taka "kosa" to jest mistrzostwo swiata.
Po posilku poszlam pod bramke i tam czekalam murem.
Po kilku minutach dostalam sms, ze mój NOWY lot ma zmieniona godzine odlotu - o 35 minut pózniej.
Pokiwalam z politowaniem glowa, sama nad soba albowiem mialam juz glupkowata nadzieje, ze to byl koniec atrakcji, ale widac nie.
o godzinie okolo 19.30, czyli teoretycznei godzine przed odlotem, zadzwonilam do Fadera powiedziec mu ze opóznienie, ze juz do niego nie bede po przlocie dzownila, bo bedzie za pózno. Pogadalismy troche po czym ja znowu zbaranialam. napis nad bramka zniknal, a do samolotu który stal pod rekawem wsiadali ludzie wchodzac don po schodkach z plyty lotniska.
Przez chwile spanikowalam, ze jakim quzwa cudem przeoczylam komunikat, ze trzeba udac sie do autobusu, albo co, wiec czym predzej pozegnalam sie z Faderem i wielkimi oczami wgapialam w widok za oknem.
Przelamalam wewnetrzna niemoc i juz mialam uruchomic sie w kierunku ekranu z numerami bramek, ewentualnie rzucic sie na wyjscie do rekawa, zeby choc za ogon zlapac ten cholerny samolot, skoro tak podstepnie usiluje beze mnie odlecic, gdy z glosników (o, a tu kolejna ciekawostka - ogloszenia o roznych lotach i samolotach sa wyglaszane bez wczesniejszej koordynacji i tak na przyklad wezwanie do bramki 20 na lot do Istambulu bylo wyglaszane unisono bez mala z wezwaniem ostatnich 4rech pasazerów do Telawiwu. Nie musze chyba dodawac co mozna bylo uslyszec? Musze? Otóz gówno. znaczy tyle szlo uslyszec) padl komunikat
"Panstow lecace do Londynu zapraszamy do nowej bramki (na drugim koncu terminala), kurcgalopkiem!! Raz, Raz!!"
No dobrze, moze wcale nam nie kazali kurcagolpkime, ale to byl jedyny styl przemieszczania jaki podczas tego, drugiego juz dzis parkuru bylam z siebie w stanie wykrzesac.
Pelna niepokoju zasiadlam pod nowa bramka i dopiero jak zobaczylam zaloge wlazaca do rekawa zaczelam nabierac cihcitkiej nadziei, ze moze jednak dzis gdziesz jeszcze odlece.
Odlecielismy dobre póltorej godziny spóznieni. Dolecielismy nieco mniej spoznieni, ae fakt pozostaje faktem, ze na przystanuk autobusu parkingowego znalazlam sie okolo 23.20 i tam czekalam jak gwizdek przeszlo 15 minut na autobus, a napis na tablicy z infomacja autobusowa glosil
"Zalujemy, ze sa opóznienia ze wzgledu na duze korki"
Napis byl osobliwie skonstruowany i mial akcenty.
Pelna wyczekiwania uzbroilam sie w cierpliwosc bo skoro te korki to pewnie dlugo sobie pojedziemy, ale jak pragne zakwitnac te korki to byly chyba dla zab. Zlamany pojazd nam drogi nie przegrodzil, ani nawet mnie jak juz dosadlam czerwonej blyskawicy.
Za to Nawidakcja wypiela sie na mnie straszliwie i mialam obawy, ze bede musiala wracac objezdzajac pól lotniska wokolo, bo tylko tej drogi bylam pewna, ze ja znam...
W domu bylam juz o godzinie 1wszej w nocy i na tym zakonczylam dzialalnosc swiadoma.
A nie przepraszam - wyjelam jeszcze z walizki przemy spozywczy i odkrylam, ze tak pieczolowicie przewozony przez mnie ulubiony kefir byl w dniu wylotu dwa dni po dacie waznosci.
Oczywiscie ze wypila.
W koncu kefir to zadpsute mleko pelne kulturalnych bakterii. nieco wiecej kultury im, ani mnie nie zaszkodzilo ;)

20 comments:

  1. a mówilam przylataj do mnie?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mówilas :) Ale ja i tak musialam poleciec na Planete Ojczysta, a az tyle urlopu by mi nie ali. I tak byly przepychanki pod sam koniec, chociaz ja mialam zaklepane terminy od lutego.
      Ale do Ciebie tez przylece, nie mysl sobie ze Ci sie upiecze, tylko sie musimy na priwie namówic na dogodne dla Was termina.

      Delete
  2. To Fadera musisz wpierwiej przeprowadzić, bo wszak on jest tu głównym targetem podróżowym zawsze :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. I czemu mi tak zle zyczysz? :P
      Oraz Faderu jeszcze gorzej?
      Jakby chcial to by sie sam pchal na przeprowadzanie, a jakos jednak nie chce ;)

      Delete
    2. Przeż Margę tutaj angażuję, co Ty się zaraz w robotę chcesz zapakować?!?

      Delete
    3. A to pardon, zwracam honor - jakos tak dyskretnie ten angaz wygladal i myslalam, ze to do mnie ;)

      Delete
    4. A bo blogspot czasem ma chyba kłopoty z celowaniem, gdzie ten reply umieścić :P

      Delete
  3. A poza tym to, jak się zdaje, tego żarełka to był znacznie więcej i w dodatku w słoniowych porcjach :D Na przykład niewinna bezunia: https://www.instagram.com/p/Bw1MBnOBne7/
    I chciałam zauważyć, że nie nastąpiła jak dotąd naprawa pogody, spsutej pewnej soboty.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja nie psulam. Slowo skauta, którym nie bylam :)
      Ale pociesze ze na wyspie tez jest wciaz popsuta, acz akurat nad tym nie ubolewam nic a nic.
      Bezunia - potwierdzam. Nawet 'John' powiedzial, ze jak sie ruszy to on bedzie strzelal ;)
      Komentarz Stefana podczas rozmowy, na pytanie po co pojechaliscie do JG "Jesc" mówi sam za siebie :D

      Delete
    2. a propos skautów, to pajunka Lucasa pamiętasz, co nie? Karolek spotkał pierwowzór! Sobie wyobrażasz? My tu z Johnem, a on z Lucasem. Takie życie wśród sław to doprawdy w sam raz dla nas uważam.

      Delete
    3. No totalnie, tarzanie sie wsród celebrytów, to nasza druga natura. Szczególnie, ze mamy nawet nasza osobista celebrytka (Marga, do Twojej Ropuch pije) ;)

      Delete
    4. Ja tam wolę spijać śmietankę jakbym miała wybierać, bo w tarzaniu się jestem dość kiepska. Już lepiej mi będzie szło ze śmietanką. Albo z lodami śmietankowymi. Nawet sobie kupie jakieś lactocontrol, czy coś, żeby strawić dziada :P

      Delete
    5. Nie mówiąc o tym, że sobie raz dwa wyobraziłam, jak Marga kroczy w kapeluszu, my za nią (KROCZYMY, łapiesz rytm) i wokoło rozsiewa się złoty pył glorii, chwały, urody i bogactwa (a nie, że tani brokat z funciaka). ;)

      Delete
  4. A sprawdziłaś na bilecie, czy tam jakiegoś bonusowego fittnesu nie dawali w promocji? Bo te podbiegi w tę i tamtę oraz wyprawy po bagaż i nazad to ani chybi wygląda na jakąś co najmniej grę terenową.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A widzisz, karty pokladowe po sesji foto poszly do smieci, ale... ta z pozniejszego loty byla klasy 3, a samolot przewidywal wylacznei klase 1 i 2, wiec moze cos bylo na rzeczy.
      Najgorsze byly te kilogramy na plecach i dziki pospiech podczas tych parkurów - marsze, w swoim, zadnym tempie to jeszcze bez wiekszych oporow toleruje.

      Delete
    2. No właśnie, jakbyś chciała gry terenowe, to my chodzimy na takie dla dzieci i wtedy nadążamy ze wszystkim. To na następny raz.

      Delete
    3. To jest mysl. moze kiedys sie z Wami na taka wybiore gre terenowa... ;) w koncu ktos musi byc ostatni!!

      Delete
    4. Zawsze też zamiast tego można iść na bezy, czy coś :D

      Delete
  5. Jak zwykle jest co poczytac, dzieki Kochana ��
    Matylda

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak zwykle milo sluchac pochwal :) czestuj sie smialo moja mila :)

      Delete