Tym razem wcale nie zaslyszanem, ale stanowczo sequel do Kielbasa na Krecie, bo z Kuzynka aka Macia mojego CO w roli nabywcy.
Otóz od Maja Anno Domini 2022 zdobylam wreszcie kolejna sprawnosc i równoczesnie wznowilam troche moje wycieczki samochodowe. Na srednia skale.
Wieksza od zwyklych, bo opuszczamy wraz z Beastie Wyspe, ale mniejsza od duzych bo nie opuszczam kontynentu, a rownoczesnie korzystam wlasnie z mocy przerobowych Beastie.
Beastie to, ku przypomnieniu, pseudonim artystyczny mojego obecnego dwusladu, który dodatkowo jest hybryda.
Mianowicie zaczelam wreszcie jezdzic z Wyspy na Planete Ojczysta samochodem. Zwykle solo. Ale czasem mam towarzystwo.
Przygód miewam bez liku, ale nie mam ich jak spisywac na biezaco, wiec musimy sie prosze panstwa obejsc smakiem, chociaz te pierwsza wycieczke moze i kiedys spróbuje opisac, bo obfitowala w kilka atrakcji, które do dzis wspominamy z Kuzynka z bólem brzuchó od smiechu, bo w tej pierwszej wyprawie towarzyszyla mi wlasnie Ona - Kuzynka aka Odwazna Kobieta.
W ten sposób poszerzylysmy zasieg naszych wspólnych wycieczek na kilka dodatkowych krain - po Polsce i Wyspie.
Ale do rzeczy.
Pamietamy Kielbaske juz wszyscy, prawda?
Tym razem wycieczka miala kilka punktów obowiazkowych - dla mnie byla to wizyta w pierwszym napotkanym Oszolomie na francuskiej ziemii, celem nabycia przemytu zlozonego z bezcukrowych delicji dla Fadera oraz walowki i napoju na poczatek podrózy, bo wiadomo bylo, ze zarcie na europejskich MOPsach bywa rozne, a juz najbardziej to drogie i smazone na glebokim tluszczu.
Dla Kuzynki gwozdziem imprezy mialo byc Ghent.
O ile zadna z nas nie ma oporów przed okazjonalnym niezdrowym i smacznym posilkiem to jadanie tego przez 3 dni z rzedu nie jest naszym marzeniem.
Podróz zaczela sie dosc dramatycznie, albowiem w momencie kiedy, po sprawdzeniu stanu na drogach wylaczylam komputer, na droze do przejazdu pod kanalem wydarzyl sie wypadek.
Wypadek byl spektakularny i wymagal ladawania na autostradzie helikoptera ratunkowego i blokady wieeeeelogodzinnej ruchu po obu stronach owej autostrady.
Beastie posiada na stanie nawidakcje z system ostrzegajacym przed korkami, owszem i nawet informowala mnie o tym wydarzeniu, ale niestety nie podawala tych wszystkich szczególow, w zwiazku z czym potrakotwalam te ostrzezenia dosc lekko, co bylo bledem ogromnym.
Nie wchodzac w detale sprawa zakonczyla sie 3-krotnym przesuwaniem godziny przekraczania tunelu, w trakcie jazdy (Kuzynka, ponownie wykazala sie brawurowa odwaga i robila to wszystko na moim tablecie, poslusznie wypelniajac niezbedne pola na stronie Tunelu nie wnikajac w tresc jaka jej dyktowalam), kosztami dodatkowymi, bo wiadomo, ze im blizej weekendu - nawet o godzine, tym ceny wyzsze, dwoma pecherzami wielkosci arbuzów z przepelnienia, bo albo nie bylo gdzie zjechac, albo jak juz bylo, to udalo mi sie przegapic znak, no i dotarciem w koncu do hotelu Metropol w Calaise kolo 2.30 nad ranem zamiast kolo 23.00 jak to bylo w rozkladzie.
Poniewaz w planach mialam zjedzenie sniadania w hotelu, a nastepnie zakupienia jedzenia na dalsza trase z samego rana, nie spakowalysmy jakis oszalamiajacych zapasów jedzenia, a poniewaz noc w hotelu okazala sie jakos wsciekle krótka, to ja ze sniadania zrezygnowalam na rzecz dodatkowej godzinki snu, a kuzynka tez nigdy fanka wczesnych posilkow nie byla.
W efekcie tego wszystkiego w supermarkecie, w powiedzmy ze Dunkierce, znalazlysmy sie nieco pozniej niz bym chciala, ale rownoczesnie nie na tyle pozno aby wzbudzic niepokoj o logistyke.
Tyle, ze glodne juz bylysmy chyba obie.
Co przelozylo sie na zakupy imponujace - jak to zwykle bywa z zakupami robionymi na glodno.
Miedzy innymi kupilysmy dwa rodzaje serków miekkich w malych porcyjkach, a przez to latwo podzielnych w warunkach spartanskich i torbe malych bagietek.
Byl to maly mix serków kremowych w czterech smakach i mix kostek aperitif serków topionych (chociaz to mnie zaskoczylo bo myslalam, ze to tez beda kremowe) z krówka na opakowaniu, tez w kilku smakach. chyba nawet w czterech.
Serki zaczelysmy spozywac juz tego samego dnia (a byl to piatek), blizej wieczora, w Ghent, lub tez jak Kuzynka upiera sie nazywac to miasto, w Gandawie.
Jak dla mnie, za duzo liter, wiec bedzie Ghent.
Bo Kuzynka omówila pojscia ze mna na dol do hotelowej restauracji na kolacje, chociaz specjalnie na nia czekalam (chociaz ona o tym nie wiedziala hehe), wymawiajac sie zjedzonymw centrum miasta waflem belgijskim z czekoladem i bananem.
Slaba wymówka, tez tak uwazam ;)
To poszlam twardo i ponuro sama, po sprawdzeniu na tablicy informacyjnej przy windzie, ze restauracja w piatek jest otwarta.
I zdebialam, bo w restauracji bylo pusto, cicho i bez mala ciemno.
Otóz restauracja mimo zapenien tablicy informacyjnej w owym dniu nie byla czynna.
Wyjatkowo.
Bo zwykle jest czynna.
Ale tego dnia nie.
Specjalnie dla mnie jak sadze.
Zbytek uprzejmosci, doprawdy.
Wrócilam wiec na góre jeszcze bardziej ponuro i spozylam troche naszego prowiantu.
pt male bagietki z roznymi serkami.
Kuzynka po pewnym czasie nawet do mnie dolaczyla wiedziona bardziej ciekwoscia niz glodem, bo róznosci mialysmy sporo.
Nazarlysmy sie tych serkow do wypeku, szczególnei tych koktajlowych bo sycace, ale bylo ich naprawde sporo, wiec w pudelku nadal zostalo ich bardzo duzo.
Rano bylo sniadanie w hotelu, bo i tak bylo wliczone, wiec reszte serków w myslach skreslilam, gdyz cieplo sie zaczynalo robic, a torba lodówka juz przestala spelniac swa chlodzaca funkcje.
Ale nie wyrzucilysmy tych serków z blizej nie wyjasnionych wzgledów.
Nastepny wieczór spedzilysmy w Wolfsburgu.
Tam tez z jakiegos powodu Kuzynka odmówila wieczornego posilku, chyba twierdzac, ze najadla sie ciastek albo innych czekoladek, wiec zapiekana kanapke z szynka i serem jadlam w barze sama.
To znaczy sama jadlam, bo towarzystwa mi Kuzynka nie odmówila tym razem.
Nie wiem czy jakies serki byly spozywane tego wieczoru, ale odnosze wrazenie, ze moze symbolicznie, po koktajlowej kosteczce poszlo.
Pokoje mialysmy osobliwie prawie obok siebie tyle, ze po dwoch stronach windy, a w pokojach nie dzialala klimatyzacja, a wlasciwie tochyba nawet nieco grzala.
Nastepnego ranka znowu bylo sniadanie hotelowe, wiec serki w silnej grupie wskoczyly do torby, nie lodówki i dziarsko wisadly do samochodu z nami.
Kolejny przystanek to juz byla Stolyca i tam reszta serków spoczela w koncu, po 2 dniach ciepelka, w lodówce. Byla to niedziela.
W ciagu najblizszych dni ich ilosc odrobine sie zmniejszyla, ale jakosc smaku ku mojemu zaskoczeniu nadal byla doskonala, a i reperkusji rzadnych nie bylo.
We czwartek serki zostaly spakowane do torby-lodówki, znowu chlodzacej i udaly sie ze mna i Faderem tym razem, do Fromborka.
We Fromborku mialy do dyspozycji lodóweczke i trzymaly sie doskonale, acz niecu ich znowu ubylo.
W Sobote, znowu dosiadly torby z wkladami ledwo-chlodzacymi (bo lodóweczka nie miala zamrazalnika) i pojechaly z nami do Leby.
Tam do dyspozycji dostaly juz tylko barek hotelowy ze schlodzonymi napojami, no i posrednio poznaly 3/4 rodziny Wasów, która odwiedzila nas w sobote na pozny obiad.
Szalency, ale mój ulubiony typ Szalenców, którym chce sie rypac pare do kilku godzin, zeby z taka mRufa i jej Protoplasta aka Faderem zjesc posilek lub dwa.
Serki zakonczyly maly wpad nad Baltyk w Poniedzialek i wrócily z nami do Stolycy, gdzie tkwily grzecznie w lodówce az do konca tygodnia.
W sobote wczesnym popoludniem zostaly na nowo zapakowane do torby-lodówki i ruszylismy (serki i ja) na Zachód.
Jedna noc spedzilismy w hotelu w Helmstedt am Lappwald, serki chyba nawet nietkniete, bo mialam na kolacje do dyspozycji salatke ziemniaczana z majonezem i druga szynkowa z lokalnego supermarketu, kupione troche omylkowo bo myslalam, ze biore ziemniaczana z cremem fresh i druga jarzynowa, a które wiadomo bylo ze podrózy w upalach nie przetrwaja.
Serki zreszta wiozlam ze soba wylacznie z przyzwyczajenia, bo nawet po spozyciu ich na Planecie Ojczystej nie sadzilam, ze przetrwaja kolejna podróz, tym razem w fali upalów.
Kolejny wieczór spedzilismy z serkami w Nieuwpoort w Belgii, gdzie urozmaicily nieco moje sniadanie, a nastepnego dnia, dokldnie 2 tygodnie i 3 dni po zakupie, minely miejsce swojego oryginalnego zakupu i udaly sie ze mna do Tunelu.
I tak w poniedzialek wczesnym popoludniem spoczely w mojej lodówce na wyspie, przejechawszy, z powiedzmy ze Dunkierki do powiedzmy, ze Oxfordu (300km), przez Belgie, Niderlandy, Niemcy i petlac po Planecie Ojczystej, oraz z powrotem, poknujac lacznie blisko 4 tysiace kilometrów, w dwóch róznych pojazdach i spedzajac lacznie blisko 8 dni poza przytulnymi i chlodnymi lodówkami.
W odskonalym stanie, bo pozeram je stopniowo do dzis i wciaz mnie jeszcze po spozyciu nie spotkaly zadne zadnie reperkusje.
Hobbit Tam i z Powrotem to przy tym wojazy pikus, bo nawet Smoków w tej wyprawie nie zabraklo!
Powiem tylko tyle - Viva La France jesli chodzi o zarcie! Co do reszty, cóz, spuscmy na to zaslone milczenia.
Ej, ale te serki w kosteczkach to wyglądają mega! Nie spotkałam chyba takich jeszcze nigdzie na mieście, ale fakt faktem, sprawdzałam tylko wokoło komina ;)
ReplyDeleteJa tez takich nigdzie poza Francja nie widzialam, a we Francji wybor takiego przegryzkowego badziewia jest oslepiajacy.
DeleteAle swoja droga nie probowalam sie rozgladac za jakims bezlaktozowym wynalazkiem, bo za weganskim to wrecz odmawiam no chyba, ze mam nakarmic jakichs weganizaujacych ludzi ;), bo mnie niestety odmiany weganskie serow lamia wszystkie kosci zolakowe ;)
To byłam ja. Le Bożenka. Tylko co ciekawe, z przeglądarki Chrome nie mogę dodać komentarza, a z innej jestem anonimką.
ReplyDeleteA no i jeszcze!! Nie uwierzysz ... ostatnio poruszam się raczej rowerem do pracy, gdyż rozkopali nam parking pod zakładem i letko to utrudnia parkowanie. Można za to wpaść w dziurę. No więc ten rower głównie, ale dzisiaj auto, bo lecieliśmy na speedzie, ale za to obładowani pod sufit. No i otwieram drzwi, a tam na drzwiach w kieszeni leży coś. Se myślę, papierek. Potem wywalę, bo już nie miałam pół wolnej komórki ciała do złapania czegoś więcej w tamtym akurat momencie. Zatem na powrocie znów natykam się na to coś schowane na drzwiach auta i na wysiadce uznaję, że jednak ten papierek wywalę. A papierek okazał się być zupełnie nieotwartym pożywieniem .. które .... kupiliśmy na stacji benzynowej ......... jadąc ...............do .......................... ŁEBY. Tak że ewidetnie miałaś w tym okresie jakieś przyciąganie dla żywności żądnej przygód, bo dotąd nie udało nam się takiego psikusa se zrobić, że żarcie zostaje w samochodzie i se tam jeździ na gapę. W dodatku niezepsute, bo z braku obiadu natentychmiast oczywiście wsunęłam zdobycz. ;)
ReplyDeleteObstawiam, ze to wplyw Kuzynki, albo Fadera, któren tez ma tendencje do zapominania o zarciu w samochodzie i nie tylko. Zwykle sa t oszczesliwie rzeczy suche którym ten ekstra tydzien czy 3 malo szkodza, ale bywa tez gorzej na przyklad 2 tygodniowy (po terminie znaczy) serek bez laktozy, albo wozony tydzien kefir pod siedzeniem samochodu... ciepla wiosna na przyklad. I pozniej musze go bardzo przekonywujaco przekonywac, zeby jednak nie spozywal, bo moze byc to ostatni posilek...
DeleteAle spoko, zbiorczo bierzemy to na klate ;)