Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday 26 May 2020

Pierwsze chwile mRufy-cyborga czyli jak zaglaskac kota na smierc i nie tylko.

Jak juz wspomnialam, udalo mi sie popsuc na sam szary koniec ubieglego roku i w celu napraw wrócilam do siebie czyli na Wyspe.

Po krótkim oczekiwaniu (na Wyspie, bo w ogóle z róznych wzgledów czekanie trwalo nieco ponad dwa tygodnie) sympatycznie prezentujacy sie chirurg-ortopeda o wlosko dla mnie brzmiacy imieniu Dorian, dokonal apgrejdu mojej nadpsutej kosci ramienia, podczas gdy mnie sie nawet nic nie snilo, bo zgaslam tuz przed wjazdem na sale operacyjna w sekundy po zapodaniu mi znieczulenia ogólnego ze slowami "czy to moze zaczac dzialac az tak szybko?".

Dopuszczam, ze zapodano mi konska dawke.

Albo dawke na Losia.

Na zegarze byla okolica godziny 16tej - tak zgrubnie bo nie pamietam po której stronie tej 16tej byla wskazówka minutowa.

Gdy niemrawo odkrylam me stalowo-blekitne oczeta, bylam juz zupelnie gdzie indziej, a zegar na linii wzroku pokazywal, ze jest okolica godziny 19tej i ze stanowczo po.

Nie pamietam jakie slowa rzekla do mnie osoba z sali post-operacyjnej, ale pamietam moje slowa i z ulga odkrylam, ze wypowiadam je w jezyku Wyspy, bo jednym z wielu leków jakie mnie przesladowaly w oczekiwaniu na apgrejdy lapy bylo to, ze po znieczuleniu ogólnym moge sie obudzic wladajac wylacznie mowa ojczysta.
Ujrzalam moja prawa reke bez zaprawy murarskiej, w milym i wygodnie wygladajacym temblaku, wygladala prawie jak moja tylko byla w cholere czerwona (ufarbowali mi ja jak nie patrzylam, i te cholerna farbe zmywalam prawie 2 tygodnie! I wez tu czlowieku usnij pod sala operacyjne, eh?), a wladzy nad nia nie mialam nic.
Nie bylo to moze kompletnym zaskoczeniem, bo wiedzialam, ze zaloza mi blokade nerwu zebym im nie drgnela, ale poniewaz nigdy dotad nie bylo tak, ze nie mialam wladzy nad jakakolwiek wlasna konczyna, to troche mnie to wystraszylo i podyktowalo moje pierwsze pytanie:
"Czy nie nastapilo uszkodzenie nerwu???"
Osoba opiekujaca sie post-opem - chybaPielegniarka - odparla ze nic o tym nie wie, co uspokoilo mnie dosc srednio, ale bylam jeszcze tak malo tomna, ze skupilam sie na kontemplowaniu osobliwej czerwieni mojej zmartwialej konczyny.
Nie bardzo moglam sie po niej pomacac, bo druga reka byla przyczepiona no kroplówki, która chyba byla nawadniajaca.
Przeklelam ja miedzy 2ga a 4ta w nocy.
Ale na to spuscimy zaslone milczenia po wsze czasy.
Zdradze tylko, ze wszyscy ze mna wlacznie bylismy zaskoczeniu pojemnoscia mojego pecherza.
Skupilam sie zatem na pozostalych czesciach mojej osoby - nogi byly, dawalam rade nimi ruszac i nawet nie bylo mi w nie goraco, tylko co jakis czas podlegaly naprzemiennemu obciskaniu co bylo nawet calkiem przyjemne.
Poniewaz bylam przykryta i nie moglam sobie sama uchylic okrycia, to nie bardzo wiedzialam skad te atrakcje.
Po zakonczeniu kroplówki, odczepiono mnie od róznych rzeczy, nogi przestaly byc obciskane i powieziono mnie gdzies-tam.
Przed zabiegiem powiedziano mi, ze na traumie nie ma miejsc wiec maja dla mnie lozko na jakims bardzo egzotycznie brzmiacym oddziale, co bylo mi wtedy bardzo obojetne, ale przysporzylo mojej przyjaciólce, która mi towarzyszyla przed zabiegiem niezapomnianych doznan, albowiem decyzja o mojej lokalizacji zmienila sie w miedzyczasie i nikt jej nic nie powiedzial, wiec szukala mnie po calym szpitalu, który NIE jest maly.
Na widok napisu na drzwich gdzie mnie wwozono troche sie przestraszylam bo pomyslalam, ze wykryli u mnie jakis problem - byl to oddzial naczyniowy.
Polprzytomnie zauwazylam, ze moja przyjaciólka czeka na mnie tuz za drzwiami odetchnelam z ulga, albowiem ona byla niejako moim lacznikiem miedzy przed i po apgrejdem.
Dalej to lezalam w zaciemnionym nieco uchylku korytarza - na wyspie zwykle sa tzw Bays, a nie sale - tzn spore pomieszczenie otwarte na korytarz, podzielone zaslonami na 4 nie-dzwiekoszczelne pojedyncze zakatki - 2 przy oknie i dwa przy korytarzu.
Mój byl przy korytarzu.
Przyszedl do mnie opiekujacy sie mna pielegniarz, przedstawil sie i wyjasnil, ze jestem na tym oddziale na wystepach goscinnych.

To uspokoilo mnie na tyle, ze po przyjeciu nowej kroplówki zaczynalam odplywac.

Ale nic z tego.
Pielegniarz wrócil i powiedzial, ze spóznilam sie na kolacje, ale on mi moze jakas kanapke zalatwic jakbym chciala (bo oni wiedza ze dlugo czekalam i doba minela od ostatniego posilku).

Nie chcialam byc niegrzeczna i powiedziec mu gdzie dokladnie mam mysli o jedzeniu, wiec tylko grzecznie i bardzo zgodnie z prawda odparlam, ze absolutnie nie jestem glodna.

Zapytal czy cos mi potrzeba wiec poprosilam go o zdjecie z moich nóg tego czegos w czym one tkwia bo jest mi bardzo goraco - te obciskajace wczesniej nogawice po odlaczeniu od jakiejs pompki przestaly dzialac i powoli, acz nieublaganie zaczly wsciele grzac.
A na nogach mialam jeszcze dodatkowo przepiekne antygwalty-antyzakrzepowe.
Mimo próby protestu pielegniarz zajrzal w koncu pod mój kocyk (bez swintuszenia, na sali operacyjnej wystapilam we wlasnych gaciach) i zgodzil sie, ze rzeczywiscie jak nie sa podlaczone to bez sensuy zebym je miala na nogach.

Ulga byla taka, ze znowu zaczelam odplywac.

Ale nic z tego - pomiar temperatury i cisnienia i zdziwienie po pierwsze moje, bo uslyszalam, ze musi mi tak czesto mierzyc, bo mam bardzo niskie (ja niskie??), a po drugie jego bo kroplówka nie splywa.

Dostalam druga, która splywala, a ja zaczelam ponownie odplywac.

Ale nic z tego - przyszedl chyba-salowy i powiedzial, ze nie wypisalam na karcie menu co bym chciala jesc jutro i ze on by chcial zebym wypisala.

Ja nawet nie zauwazylam, ze cos mi zostawiono do wypisywania wiec tylko popatrzylam sie na moje rece - jedna zakroplówkowana, druga kompletnie zablokowana, nastepnie zwrócilam wzrok na niego, prezentujac prawdopodonie wyraz twarzy pomiedzy skopanym Bambi, a bezradna Szara Myszka, bo skorygowal wypowiedz na jednym oddechu "chcialabys zebym Ci z tym pomógl?"

Wymamrotalam, ze tak poprosze, chociaz w srodku wszystko warczalo "mam to w dupie, dajcie mi spac!!".
Nastapil odczyt menu jak ze sredniej klasy restauracji, a ja z rozkojarzenia i zaskoczenia nie rozumialam co slysze.
W koncu zlapalam sie za znajome slowo - smazony kurczak - 'kurczaka poprosze'.
Do tego wybralam brokuly bo bylam swiadoma, ze musze dostarczyc organizmowi blonnika i lody bo to brzmialo jako jedyne kuszaco - pobolewalo mnie gardlo od intubacji i myslalo mi sie, ze lody by mi dobrze zrobili i juz bylam gotowa zamknac oczeta, ale nic z tego - odczyta trwal dalej i znowu brzmial jak menu bez mala z gastropubu.
Wybralam cos kolejnego, co brzmialo jako-tako znajomo, do tego znowu te lody bo nadal myslalo mi sie ze bym pare lyzek lodów w tej chwili z przyjemnoscia przelknela.

Zostalam sama - zaczelam odplywac.
A gówno. Cisnienie, temperatura, nowa kroplówka tym razem paracetamol.

A i jeszcze mialam wasy z tlenem wiec caly czas mi szumialo.

Jak juz wreszcie cisnienie moje przestalo straszyc dzika niskoscia, bo mnie napompowano kroplówkami, co wkrótce mialo przysporzyc mi mase klopotów i zaczelam z pewnym skucesem przysypiac, obudzila sie spiaca do tej pory sasiadka z loza naprzeciwko.

Jak sie obudzila, tak zaczela budzic wszystkich dokola, wyjac, jeczac, odmawijajac wspólpracy ale domagajac sie pomocy.

Byla to mocno starsza pani, która jak pozniej z M zdecydowalysmy byla pochodzenia niemieckiego i w chwilach zaciemnienia i slabosci czesto przeskakiwala na wymowe niemiecka.
Ale to pózniej bo na razie mamy noc.
W przerwach od zajmowania sie sasiadka, zajmowano sie mna, bo jako rzeklam, tez rózowo nie bylo, bardzo chcialam siusiu, najpierw slabo szlo bo nie umiem horyzontalnie odkad skonczylam jakies 5 lat, a pózniej jak poszlo to z przytupem, ale w obu przypadkach nie wolno mi bylo wstac z lózka, nad czym bardzo ubolewalam.
W koncu mój dramat sie zakonczyl.
Sasiadka w miedzyczasie co i rusz przysypiala i wtedy dzielnie sekundowal jej starszy pan z innego zaulka, któremu pomylilo sie gdzie jest i nie rozumial, czemu w jego zamknietym juz na noc sklepie jest tyle osób i nikt nie dzwoni na policje, ze ktos go chce okrasc.
I tak na zmiane - wyla i jeczala pani z naprzeciwka, albo gromko pokrzykiwal starszy pan.

Pan w koncu w desperacji doznal olsnienia i zakrzyknal "Dlaczego mnie ignorujecie??" na co zmeczone, ale wciaz bardzo uczynne i grzeczne nocne pielegniarstwo odparlo, ze nikt go nie ignoruje, tylko nikt nie wie co dla niego zrobic, na co on odparl, ze musi siku i zeby mu ktos pomógl i tu zakonczyl sie jeden dramat, ale drugi trwal praktycznie do 7mej rano, kiedy zmeczona wystepami nocnymi staruszka troche przysnela.

Przysnelam i ja.

Na godzine.

Tuz przed ósma przyszla jakas osoba bardziej amdinistracyjna niz medyczna, zapalila swiatlo, co by mnie nie wzruszylo gdyby nie to, ze obudzila mnie zeby mi o tym powiedziec.

Bardzo (qrrrrla) grzecznie.
Wyspowa wersja "zaglaskac na smierc" - Kill with Kindness - ukradzione z internetów.
A mnie znowu podano liste opcji do wyboru na sniadanie. Werbalnie. Nie wiem jak to sie stalo, ze nikt mi nie zaproponowal zwyklego tosta, a platków do wyboru bylo ze 7 róznych rodzajów, wiec swoja przetestowana metoda wylapania znajomego slowa, dostalam miche platków Special-K z mlekiem i zakazem wstwania i siadania, zycze powodzenia z takim zadaniem, wiec widok mnie jedzacej te platki byl hipnotyzujacy.
Bo jesc mi kazali.
Kazdy kto przechodzil usilowal isc z glowa tylem do przodu, nie mogac oderwac ode mnie wzroku.
Mlekiem sie NIE zachlapalam, ale wiecej energii zuzylam machajac tym wioslem niz dostarczylam w formie paliwa do pyska.

Staruszka z naprzeciwka przespala sniadanie i spala gleboko do poludnia.
Patrzylam na nia i ni cholery nie umialam wzbudzic w sobie cieplych uczuc, ze "odpocznie sobie biedaczka".
Ni cholery.

Innych mysli staralam sie nie miec, bo doszlam do wniosku, ze jeszcze jedna taka noc i pomorduje ich wszystkich walac na oslep stojakiem od kroplówki do którego bylam przyczepiona.

A! I na dodatek lezalam na lózku dla osoby praworecznej wiec nie moglam dosiegnac niczego - a juz w szczególnosci pilota do lózka i kazda zmiana ustawienia wymagala wzywania na pomoc pielegniarstwa co bylo mi nieznosne, bo uwazalam, ze takimi rzeczami nie wypada zawracac im glowy.

Szczesliwie jeszcze przed lunczem pozwolono mi wstac z lozka i usiasc na fotelu, a po poludniu nawet wyciagnieto mi wenflon.

I wtedy przyszedl lunch. Okazalo sie, ze mam na talezu dwa spore kotlety panierowane z kurczaka, brokuly, bulke, maslo, krem ze szparagów (nieco wodnisty ale smaczny, ale co ja myslalam jak go wybieralam to nie wiem, wszak po  szparagach doznania olfaktoryczne sa apokaliptyczne!) i te cholerne lody!
Lody byly w malym kubeczku zatkanym wieczkiem i jadlo sie je lyzka.
Stolowa.
Nie dosc, ze nawet otworzyc tego gówna nie moglam to o jedzeniu ich lyzka nie bylo mowy.
Pomijam juz ze gardlo przestalo mnie do tego czasu bolec i kompletnie nie mialam ochoty na lody, bo jak swiat dlugi i szeroki jedyne lody jaki lubie so na patyku i robia takie specyficzne "CHRRRRUP" jak sie w nie czlowiek wgryza.

Mysl "Co ja myslalam jak to wybieralam" pozostala moja mantra do konca pobytu w szpitalu.
Szczesciem odwiedzila mnie wlasnie przyjaciólka i z wielka przyjemnoscia uwolnila mnie od lodów.
Z zalem odkrylam tez, ze nie jestem w stanie zjesc miesa na cieplo bo mi rosnie w gebie i nie chce przejsc przez gardlo.
Brokuly ogarnelam czesciowo, bo niektóre byly za wielkie zeby wziac je do geby i byly za twarde abym dala rade przekroic je reka czesciowo usztywniona wenflonem - juz bez kroplówy rzecz jasna.
A i jeszcze te wasy z tlenem mi sie majtaly i wsciekle przeszkadzaly w manipulacjach zywnosciowych.
I tak to sie okazalo, ze chociaz katering szpitalny jest oszalamiajacy to wiekszosci potraw nie umiem albo nie moge zjesc!
Po lunchu udalo mi sie naklonic moja pielegniarke do wylupania mi wenflonu bo skoro nie byl uzywany od poprzedniego wieczoru to moze nie jest juz potrzebny, a zarabiscie mi przeszkadza w uzywaniu jedynej dostepnej reki.
Obiad zatem spozywalam juz na siedzaco i okazal osie ze udalo mi sie wybrac "kluski z makaronem" a konkretnie cottage pie (zapiekanka z pure ziemniaczanym na wierzchu) z ziemniakami pure jako dodatkiem. Brawo ja, nie lubiaca ziemniaków pure. I lody.
Na szczescie byla u mnie akurat M z wizyta i uwolnila mnie od tego koszmarku.
A kiedy póznym wieczorem poprosilam o cos przeciwbólowego na noc to nocna pielegniarka usilowala mi zamontowac kroplówke paracetamolu, do wenflonu którego nie mam i byla ciezko zdziwiona jego brakiem.
Nastepnie dostalam porzadnej goraczki po raz pierwszy od ladnych kilku lat.
Dobrze chociaz, ze noc byla spokojniejsza i mimo goraczki udalo mi sie ja znosnie (z przerwami na pomiary co dwie godziny) przespac.
Za to nastepnego dnia pani starsza z naprzeciwka wyciagnela sobie cewnik.
Nic wiec dziwnego, ze gdy przed poludniem powiedziano mi, ze wlasciwie to jakbym chciala to moge isc do domu, bo nawet wasy z tlenem juz nie sa mi potrzebne, to postanowilam chciec ze wszystkich sil!

4 comments:

  1. Te dwanaście i pół roka temu, co to Agatke postanowiłam przeprawić z jednej strony brzucha na drugą, robili dokładnie to samo. I z menu i z przychodzeniem co kwadrans z czymś. Dzięki temu po wypluciu dziecka o 4rano, o 12 czekałam już na wypis, a o 14 małżonek robił niewielką aferę w sprawie tego, że zdążyłam się załapać na obiad, chociaż nie planowałam.
    Po prawdzie to całe szczęście, że się trochę ociągali, bo przynajmniej Stefan zdążył kupić fotelik samochodowy, żeby nowe dziecko dowieźć na kwadrat. ;)
    Natomiast przygody żywieniowe jak moje :-))))) szok nad długością menu był wielki, a apetyt już niekoniecznie. ;) Ale lodów mi nie proponowali, muszę zgłosić skargę.

    ReplyDelete
  2. I jakze bardzo grzecznie i przepraszajaco, no nie?
    A te lody to nie wiem... bo pora roku byla ta sama co u mnie wiec albo oferuja tylko cyborgom albo oferuja tylko w miesiacie nieparzyste? nie wiem.
    Ja na przyklad na samym wyjsciu - tzn ja juz wiedzialam ze wychodze, tylko, niepewna o której a byla juz 19ta - byla usilnie naklaniana do wybrania menu na kolejny dzien. Bronilam sie argumentujac, ze przeciez wybieralabym nei dla siebie i po vo ktos ma byc na mnie zly. To uslyszalam, ze skad wiem, a moze mam dobry gust i wybralabym doskonale.
    Ale tak teraz mysle, bo Rach wprowadzala nowego obywatela na swiat cos jak Ty - znaczy i miesiac i potencjalnie ilosc lat i zachwycala sie cieplymi deserami podawanymi jej w szpitalu bo na okolicznosc chybacisnienie przetrzymali ja pare dni w szpitalu po powiciu. O lodach nic nie mówila.
    Zapomnialam opowiedziec o tej salatce z serem na lunch ostatniego dnia, która byla podana na plaskim talerzu owinietym folia spozywcza 3 razy - nie przesadzam i jak fajnie mi sie to odwijalo, z wizja ze w koncu caly tel koleslaw z salata i serem wyladuje mi na szlafroku pozyczonym od M! Nie wyladowal wiec moze dlatego nie napisalam lol.
    Nie wyladowal, ale najesc sie tez wsciekle nie najadlam.

    ReplyDelete
  3. Ja pamiętam takie gotowce na tacce z kieszonkami, podgrzane, ino sobie musiałam jedną warstwę folii odkleić. Widać poszli krok dalej :p

    ReplyDelete
    Replies
    1. troche sie zmienilo istotnie - a przynajmniej w "moim" uzdrowisku - na zwyklej tacy normalne talerze (z taka przykrywka jak hotelowy room service) i sztucce, plus troche plastyku na zupe i deser. Lody zas w styropianowych malutkich kubeczkach z wieczkami.

      Delete