Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Monday, 17 October 2016

The Horror Stories (zaslyszane)


Wszyscy juz wiedza, ze moje uczucia do szefowej mojego szefa, pieszczotliwie nazywanej tu The Horror sa subarktyczne w takim stopniu, jak odmrozenia, ktore pala ogniem.

Ale jako reporter musze byc na tyle bezstronna aby docenic humor sytuacyjny.

I stad mamy

Horror opowiada, czyli The Horror Stories.

We czwartek wyznala nam, ze musi jechac na warsztat ze swoim samochodem gdyz zapalilo mu sie swiatelko hamulcow. Troche zesztywnialam na ten komunikat i NA PRAWDE nie wnikajmy dlaczego... Po czym dodala wyjasniajaco, ze jest to swiatelko ABSow (nie tych gumek antyposlizgowych co na skarpetki nalepiaja tylko w samochodzie takich – tych co to na sliskim robia masaz prawej stopy).

Tu sie rozluznilam, bo o zadnej ekscytacji nie moglo byc mowy. Nawet chyba prychnelam nieco pogardliwie.

Na to Horror pospiesznie dodala, ze ona tez sie w zasadzie nie przejela, ale ze jedzie w dluga podroz (tu chcialam zapytac czy na Hebrydy Zewnatrzne czy tylko Orkady (bo dalej sie samochodem juz nie da pojechac od nas)), ale sie ugryzlam w jezyk, bo pytania tylko ja rozjuszaja, tzn zachecaja do dluzszych monologow.

W piatek rano:

Horror wkracza, a ze jest jeszcze pusto wokolo zaczyna mnie dreczyc towarzysko.

Kurtuazyjnie wiec, na odczepnego zapytalam o samopoczucie...

...SAMOCHODU! No za kogo mnie uwazasz, czlowieku, ktory czyta?

Otoz okazalo sie, ze nawalil jakis czujnik i przez to te ABSy ma wylaczone.
Ale to jej wcale nie przeszkadza, bo w przeciwienstwie do mnie ona umie i jest przyzwyczajona do jezdzenia bez.

Tu poczulam sie potraktowana poblazliwie (czytaj: rozjuszona) i wyjasnilam jej dobitnie, ze wbrew pozorom oraz mlodzienczemy wygladowi (hahaha), moja pelnoletniosc nie dosc, ze osiagnela pelnoletniosc to juz za 3 lata wyjdzie z wiezienia za breaking and entering (podobno na Wyspie daja za to do lat 7miu), wiec prawde mowiac jezdze z ABSami mniej wiecej tyle lat co i ona, a wczesniej bylam bez (No chyba, ze mowimy jednak o skarpetach, bo te to juz mialam od 1994 – kupilam sobie we Wloszech na obozie roku zerowego – tym pierwszym. Nadal dzialaja.).

Tu Horror wpadla nieco w stupor, bo przeciez nie jezdzilam samochodem od pierwszego dnia na Wyspie i ona sobie wyobrazila, ze ja nawet prawa jazdy nie mialam.

Owszem wyjasniam cierpliwie, nie jezdzilam bo nie bylo mnie stac na Kolchozowej pensji kupic sobie samochodu i wynajmowac mieszkania rownoczesnie.

Tu Horror zacukala sie nieco i dotarlo do niej, ze moglam miec jakies zycie, w tym zmotoryzowane, zanim ona mnie poznala (jakze ja smialam...) i przez to otrzymalam pozwolenie na funkcjonowanie.

No to laskawie wyjasnilam jej, ze nie dosc ze dluzej jezdze niz NIE jezdze to na dodatek, nauczylam sie prowadzic samochod na dlugo zanim nauczylam sie chodzic na obcasach.

Po wyjasnieniu sobie tego drobiazgu (dzieki bogom nie wspomniala nic o wspomaganiu kierownicy, bo by sie okazalo, ze znowu mnie nie docenia... ;) ) powrocila do snucia opowiesci.

Otoz ten czujnik jest rzadki i nie maja go na stanie, nawet w autoryzowanym salonie ze sklepem z czesciami Vauxhala i w zwiazku z tym ona wlasciwie to moglaby w te swoja dlugo podroz jechac bez ABSa, ale... (i widac bylo, ze nie umie sie zdecydowac czy mimo swej stracenczej odwagi i niezlomnosci poczeka na naprawe bo nie chce by warsztat poszedl z torbami bez jej robocizny, czy moze nie chce swiata i okolic zawstydzac, swa umiejetnoscia jezdzenia bez ABSów.)

Zlitowalam sie w koncu, bo nie lubie jak sie ktos meczy, nawet gadzina.. erm tfu.. osoba za ktora nie przepadam i zapytalam na kiedy sprowadza czujnik.

Na wtorek.

A kiedy podroz?

We srode.

Czyli zdaza wymienic.

No owszem, potwierdzila Horror, niezadowolona ze popsulam jej element dramatu.
We wtorek rano jest umowiona do warsztatu.

Wyznalam jej zatem glupkowato, ze nadal mam nieco obolaly posiniaczony klykc, ktory wynikal z wymiany zarowki w swietle przednim.

Uslyszlam natychmiast, ze ona tez umie wszystkie swiatla wymienic, ale woli zaplacic bo niektore zarowki wymagaja demontazu polowy samochodu i jej sie czasem po prostu nie chce.

Tu poczulam nieprzeparta chec parskniecia smiechem bo znowu widac bylo, ze miala zabójczy dylemat czy rznac taka specmajsterke, czy moze jednak krezusa, ktorego na wszystko stac i lubi dac innym zarobic.

Poszla na kompromis.

Na co mnie sie glupkowato wyrwalo, ze ja akurat mialam dosc bycia traktowana poblazliwie na warsztacie Czerwonej Blyskawicy.

No i jak to ja trafilam jak kula w plot, bo uslyszalam:

'Chcesz byc potraktowana poblazliwie? Chcesz?'

(przesz usilujesz to robic caly czas, wstretna babo! pomyslalo mi sie marginalnie)

'To wybierz sie do warsztatu przy salonie Vauxhala w O!'

'Kiedy ja wlasnie nie chce...' wymamrotalam troche niepewnie, bo Horror byla szalenie podkrecona wspomnieniem, wiec troche bylam tez zaciekawiona.

Otoz jezdzila ona swego czasu sluzbowym Vauxhalem Capitanem (po naszemu Oplem Capitanem rzecz jasna) i nawalilo mu po wymianie czegos innego cos w zawieszeniu – hydraulicznym, znaczitsa cos pocieklo.

W tylnym.

Poczula, ze cos jest zle, bo ja podczas jazdy zarzucalo w okolicy zadka (pojazdu, nie osobistego) wiec czym predzej zadzwonila i umowila sie, ze sprawdza i naprawia.
Mechanik sprawdzil, uznal ze nic sie nie dzieje, wiec Horror mu wyjasnil, ze przeciez czula jak jej dupa lata, tzn tyl samochodu lata....

Na co mechanik poblazliwie odparl “Moze bylo troche wietrznie, kochanie?” .

Kurtyna.

Ja okiem wyobrazni zobaczylam jak na jej miejscu trafia mnie straszliwy szlag i wale go po mordzie okolicznym francuzem... kluczem, a nie niespodziewanym Zabojadem ;).

Ciag dalszy przygody z podwiewanym zawieszeniem byl taki, ze w innym warsztacie spisali samochod jako niezdatny do jazdy i Horror zrobila pierwszemu warsztatowi z doopy mroki sredniowiecza.

Ale nie byl to jedyny raz poblazliwego traktowania.

Innym razem, w tymze samym przybytku.
Horror zglosila sie z problemem, bo sie jej drzwi same zatrzaskiwaly i nie dawaly sie otworzyc dopoki sie nie przekrecilo kluczyka w stacyjce, co bylo dosc trudne jak sie akurat zatrzasnely z kluczykami na zewnatrz, i wymagalo to nie lada refleksu aby przy kolejnej probie otwarcie zdazyc w wsiadaniem zanim sie zatrzasna.

Tu poczulam niechetna solidarnosc, bo samochod Fadera tez przez dluzszy czas wyczynial takie sztuki... Tyle, ze Faderowi udalo sie zamknac kluczyki w srodku, samemu bedac na zewnatrz... (gdzies tam juz wspomnialam o jednej przygodzie w tym temacie).

Zglosila wiec problem i zostawila samochod. W tym samym czasie zglosila sie do warsztatu firma, bo auto firmowe i zadysponowala serwis, bo akurat byla pora.
Horror nic o ty mnie wiedzac, w stosownym czasie odebrala samochod, ktory zostal zserwisowany, ale nie naprawiony.
Pierwsze co to pod domem po wyjeciu kluczykow nie zdolala otworzyc drzwi wiec wsciekla sie i nie wysiadajac wcale wrocila do warsztatu z geba pelna pretensji na co uslyszala, ze przeciez wsystko bylo w porzadku.
A ze to kobita uparta jest to nie popuscila.
Niechetnie przyjeli samochod z reklamacja, mechanik wsiadl do samochodu celem demonstracji, ze wszyztko jest w porzadku... i juz nie dal rady wysiasc, bo zostal zatrzasniety ;).

To wszystko niezle, ale najlepsze bylo to jak zlapala kiedys gume. Znany mi problem bo tez pare razy zlapalam, ale kolo musialam wymieniac tylko raz.
Wramach kontrastu do poblazliwcow dla odmiany poznala warsztat pelen gentalmenów.
Otoz Horror stwierdzila, ze nie bedzie zmieniac kola tylko podpompuje i dojedzie na takim cieknacym kole na warsztat i tam to zrobia...

Wyjela pompke.

Nozna.

Podobno to istotne... Osobiscie zawsze mialam reczne albo elektryczne.

Podpiela te nozna do kola i pompuje.

Napompowala, zadowolona z siebie, probuje odczepic pompke celem zakrecenia wentyla.

ZONK.

Pompka stala sie z kolem monolitem.
Zapadka blokujaca pompke na miejscu zakleszczyla sie tak solidnie, ze nie bylo mozwy zeby ja odczepic.

Co robic.

Po dlugiej debacie wewnetrznej (i niewatpliwie poteznym naboju narzekania do kazdego kto zechcial posluchac, albo nie uciekal z refleksem, uznala ze musi zdjac to kolo i sprobowac rozerwac monolit z pozycji horyzontalnej.

(to ktorego nie chcialo jej sie zdejmowac i podpompowala w tym wlasnie celu...)

Zdjela kolo.

Pompka nadal jak przyspawana.

No to zalozyla zapas i na tym zapasie pojechala do warsztatu straszliwie zawstydzona.

Mechanik potraktowal spraw bardzo profesjonalnie i powiedzial jej, ze widzi takie przypadki bardzo czesto, bo te pompki nozne takie sa ze potrafia sie zakleszczyc...

Ja padlam, bo pompowala zeby nie zdejmowac kola...

Karma jest nieprzejednana...

I przy okazji wyjasnie o co chodzi z tym narzekaniem i uciekaniem.

Otoz kobieta ma syndrom niedopieszczonej. To jest takie slowo wytrych, ktorym okreslam ludzi co sie domagaja bycia w centrum uwagi. W rozmowie chca byc sluchane i nic poza tym, dialog dwustronny jest meczarnia straszliwa i szukaja kazdej mozliwej okazji zeby sie wbic w slowo i roztoczyc wlasna opowiesc. Nie przeszkadza im martwy wyraz twarzy interlokutora. Ba w ogole nic im nie przeszkadza. Zmuszone do sluchania natychmiast traca zaitneresowanie i okazuja to bardzo wyraznie okraszajac potezna dawka znudzenia.

Dodatkowo preferuja male audytoria bo pozwala im to na powtarzanie tej samej opowesci wielokrotnie bez tej dziwnej moralnej zgagi, ktora objawia sie slowy “juz mi o tym mowilas... SIEDEM razy”.

Raz sie zdarzylo, ze przeciekla nam w Kolchozie klimatyzacja.
Przeciekla dosc spektakularnie, bo w postaci prysznica prosto na plecy Horror.

Karma jest nieprzejednana...

Jak juz sie pozbieralam z podlogi gdzie przyciskalam twarz, zeby nie ryczec niestosownym smiechem, ucieklam do wychodkow zeby na nia nie traffic, bo po godzinie pojawila sie w suchym ubraniu i reszte dnia (wiecej jak polowe) spedzila chodzac od biurka do biurka i opowiadajac o swoim przezyciu.

Na poczatku wszyscy jej wspolczuli rzecz jasna, nawet ja, jak juz sie otrzepalam z kotow kurzowych, ale normalny czlowiek jak juz pojechal do domu sie przebrac po takim przezyciu, to juz by nie wracal.
No przeciez to w pelni zrozumiale by bylo.
Ale przeciez w domu nie bylo nikogo, zeby jej sluchal. Syn w szkole (a jak tylko ja skonczyl oraz osiagnal stosowny wiek to spie... erm  dal z niego noge natychmiast i nikt mu sie nie dziwil), a nawet jakby byl w domu to ile do cholery razy mozna mu te sama historie opowiedziec no nie? Szczegolnie jak jest nastolatkiem i zamyka sie w pokoju jeszcze zanim do niego dobrze wejdzie.

No ale ona musiala wrocic i skapac sie ponownie tym razem w chwale swego bohaterstwa  i poswiecenia...

O! Juz wiem. Naturalna Meczennica :D Horror, The Natural Born Martyr...

15 comments:

  1. "Nie przeszkadza im martwy wyraz twarzy interlokutora" ojojoj.... taaak. Chociaz ja sie nauczylam przybierac taki martwo-mily wyraz twarzy, choc pewnie to tylko mi sie wydaje, ze mily, a w rzeczywistosci to zombie-smile jest, bo jak ja sie usiluje nienaturalnie usmiechnac, to uciekaja wszystkie zwierzeta z okolicy. (Dlatego w sumie te zdjecia biometryczne co to teraz obowiazuje, bardzo mi pasuja, bo wlasnie sie na nich nie wolno usmiechac i dzieki temu wygladam po prostu jak morderca, a nie jak psychopatyczny morderca, co jest jednak sporym plusem)

    ReplyDelete
    Replies
    1. A Pani Horror to Urodzona Meczennica i do tego Obosieczna, bo nie tylko jest bezustannie meczona przez los, ale i sam meczy cale otoczenie dookola. Synowi tylko wspólczuc...

      Delete
    2. Mnie sie wylacza fonia. Tak kompletnie. Widze jak sie rusza geba, w odbiornikach bialy szum. tylko to bywa niebezpieczne bo umiem w ten sposbo przegapic bezpozrednie pytanie. Kiedys popelnialam blad meski, mianowicie wydawalam pokrzepiajace dzwieki (Fader tak ma, tyle, ze on sie okropnie obrusza jak mu wytkne, ze mnie nie sluchal, mimo, ze doskoale wie ze wylaczyl odbior lol), ale jak mi moj ex-Luby zarzucil, ze jestem jak jego Ojciec, znaczy potakuje, ale nie slucham to po prostu jak zauwaze przedluzajaca sie cisze to prosze o powtorke, bo sie zamyslilam, bo wole zaryzykowac urazona duma niz deklaracje, o ktorych ni mam pojecia :D.

      Delete
    3. Totez wlasnie. Syn spitolil i wolal przymierac glodem, wynoszac z knajpy gdzie dorabial curry w papierowych kubeczkach na kolacje (zanim zarobil na "dwojaki"), niz mieszkac z matka... Ktora nota bene wiedziala o tym i jakos z pomoca sie nie rwala... Straszni zimny wychow ci Wyspiarze, nie uwazasz?
      Prawde mowiac to ona jest Meczybula zyjaca iluzjami i przeszloscia. Ale ja nie jestem obiektywna wiec nie bede tu za mocno teg oeksponowac :D

      Delete
    4. To ja sie tak czesto wylaczam na meetingach w pracy, na takich ogólnych, gdzie duzo ludzi i jeszcze wiecej lania wody. Budze sie, jak ludzie klaszcza na koniec "przemowy" :)))

      Delete
    5. przetnij jej przewody hamulcowe, ale przedtem się upij i zamelduj u mnie w Mniamcach, sad osadzi Cie w stanie 1,8 promila za niepoczytalna i dostaniesz dwa lata w zawiasach ;)))

      Delete
    6. Marga - pomysl dobry, ale jednak nie. Poczekam az znowu w tesco bedzie ofert buy1 get1 free na ak-47 albo na C-3+1 lol... raz w roku zawsze maja :D.
      Poza tym dlaczego maja mnie podejrzewac - w HR sa juz conajmniej dwie skargi na harassment i NIE ode mnie. Poza tym od czego ma sie znajomych z newralgicznych srodowisk?? ;)

      Delete
    7. Proszze Diabla - tez tak mam :D

      Delete
  2. Kurcze, to ja jestem nieokrzesana i niekulturalna... bo albo się w odniesieniu do takich Horror odwracam na pięcie i udaję się w swoją stroną, albo brutalnie przerywam tyradę i ucinam rozmowę... w tej ostatniej materii to by się szef mój mógł wypowiedzieć... gdyż ilekroć się zapędzi z głupimi hasłami to ja mu mówię żeby skończył temat... często zupełnie w prost... co więcej... również przy innych słuchaczach...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak do mnie gledzi to sie nie patyczkuje, ale przesz nie bede sie wpitalac w cudza konwersacje, nawet jesli slysze jej historie po raz 7my - sluchawki w uszy i spokój.
      Odejsc nie zawsze sie da :). Moze u Ciebie w pracy jest inna organizacja przestrzenno-logistyczna, ale w Kolchozie szczegolnie w mojej czescie jest jak jest - nie ma wielu miejsc do rozmow impromptu, wiec rozmowy dzieja sie przy biurkach. I tak mamy jeszcze stary uklad wiec biurka sa dosc obszerne - zaczeli wynieniac nam na grzedy juz, ale pieniadze na gówna sie skonczyly, szczescie w nieszczesciu z tymi kryzysami i innym brexitami, ze nikt nie ma odwagi probowac wydawac pieniedzy na kolejna reorganizacje grzedowa ;).

      Delete
    2. U mnie burzujstwo jest :) stary budynek, choc po remoncie i wiekszosc ludzi ma wlasne "kajuty", choc przez plyte karton-gips wszystko niesie, to jest sie gdzie zamknac przed innymi. :) moja kajuta to schowek na mopy, biurko, szafa na makulature i fotel... i spokojnie zyje bo sie 2 osoby nie da w zaden sposob mi wepchnac :)

      Delete
  3. Nooo, Bożena tu chciała zabłysnąć, ze z tym woxalem to nie ma co szpanować, to to opel, a tu masz :D
    Ale .. czytała te historie kiwając głową z półsmutkiem, bo też ma takie przypadki na podorędziu, aż pisać szkoda, ale przy prysznicu z klimy parsknęła tak, że dzieci z łóżek wylazły sprawdzić, co się urwało albo czy blok się wali :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chcialam odpisac, ale wolalam juz nei bo te dzieci jednak wyspac sie powinny ;)
      Prysznic z klimy pamietaja do dzis wszyscy ktorzy byli obecni.
      Ja nawet widzialam jak zaczel osie lac, tylko umknelo mojemu oku, na kogo to poszlo, bo Horror wyprula stamtad jak przecinak.
      Niedawno bo jakos w sierpniu, tez zaczelo kropic z klimy, niezbyt daleko od miejsca prysznicowego... Ale nic z tego poki co nie wyniklo, chociaz parasol nad biurkiem zamajaczyl mi sie marginalnie ;)
      A z tym woxalem to bylo fajnie jak bylam na Wyspie pierwszy raz, w 1997/8, bo sluchalam sobie radia czasem i szly reklamy i byla taka reklama komisu samochodowego, gdzie kobieta sie chwalila swoja nowa Tigra (mnie znana jako Opel of kors), ale ona gledzila cos ze jakis woxal, co mnie troche dziwilo, to na dodatek pozniej na zdziwko kolezanki, ze to brand new wyjasniala, ze ja tylko ciagnie za nogi bo to pomaranczowa... 'Naah, I'm pullinf your legs! It's Old Range' (co ja uparcie slyszlam jako orange) ;) Z miesiac tkwilam w przekonaniu, ze na uzywany samochod mowilo sie "Orange"...;) Zas sekret tablic rejestracyjnych mowiacych o roku produkcji auta do dzis mnie dreczy. bo o ile od 2000 roku to jeszcze jak Cie moge lapie, to wczesniejszcyh ni cholery nie umiem zajarzyc. ;)

      Delete
    2. Hahaha, orange wyśmienite :D
      Ale o tablicach to Bożena nie wiedziała, serio! A taki pacz, znawca :D:D:D

      Delete