Jak juz zapowiadalam w poprzednim odcinku – tym razem moja
wizyta na Planecie Ojczystej miala obfitowac w szereg atrakcji, a mianowicie w
wycieczke do Torunia oraz spotkanie na Wastym Szczycie. Jak juz pisalam, zaczela
sie tez wysoce atrakcyjnie – prezentacja Balistycznego Guzika.
Co oczywiscie przypomina mi Futerkowego Pstraga
Wisi na scianie w Wawa, Ontario, wew sklepie General Store. Zwracam uwage na pod-pstragowy eksponat - czy kobieta moze zgiac... MLOTEK? najwyrazniej tak. Foto by Moi. |
A takze juz z internatow – Bojowe Szkockie Kocieta.
Ukradzione z http://imgur.com/gallery/cpHi2BS |
Ale nie w tym dzielo, wracam juz do sedna.
Jak to zwykle bywa z moimi planami, tak i te zostaly
coniebadz zmodyfikowane (tak na oko ze 17cie razy) w ciagu ostanich dwoch
tygodni poprzedzajacy planowane wydarzenie.
Po kolei:
- Mialam jechac solo,
- Miala jechac ze mna Smoczynska sama lub takze z moja CO lub z cala czereda Smocza
- Miala ze mna NIE jechac cala czereda Smocza, bo Smok nie chcial sie zdeklarowac pogladowo na temat, ale moze Smoczynska z moja CO
- Miala z mna Smoczynksa w ogole nie jechac bo moja CO wykonala jakas infekcje
- To zgailam, bo moze dElvix z dodatkami pojedzie?
- dElvix by moze i mogla ale tydzien przed lub tydzien po moich wystepach goscinnych (moze)
- znaczy chyba jade solo
- O! Fader ze mna jedzie.
I na tym ostatnim stanelo.
Bo z reszta szczytnikow prawie od poczatku wiadomo bylo, ze
bedzie to czereda Wasów bez wasów. Jedyna niepewnosc byla nad srodkiem transport,
bo Bozena sie zmobilizowala i zaposiadla woditelskije prawa, a takze idac za
ciosem, planowala sie zMOBILIzowac w pelni.
Obecnosc Fadera uratowala sytuacja bo jako jedyny, mimo, ze
nie Was, to prezentowal na stanie was.
No i troche przez niego rzucil sie na nas ten nudny jelen,
ale to za chwile.
Nudne Jelenie i kto
pamietam Profesora Filutka?
W sumie to tym jeleniem bylismy my wszyscy jasnie zgromadzeni
w Toruniu i wlasnie z winy Fadera (a takze nadmiernej uleglosci Wasowej
czeredy) – bo samo spotkanie na szcycie z Wasami bez wasow i Faderem w Wasach
odbylo sie zgodnie z planem.
Znaczy trafilysmy obie – Bozenka i ja w te samo
czasoprzestrzen co biorac pod uwage zmiane czasu z letniego na nieletni bylo
duzym osiagnieciem.
Dawno nie dygresowalam
– nie wiem jak Bozenka, ale ja mam duze osiagniecia temacie zmiany czasu (i czasu alternatywnego,
ale w tym aspekcie juz sie reklamowalam), poczawszy od mlodych lat, kiedy to
chadzalo sie z Rodzicielka Osobista w niedziele na poranne msze i na przyklad
trafialo sie w polowe mszy poprzedniej, bo zapomnialo sie przestawic zegarów
wieczorem, poprzez rozne podobne atrakcje, a skonczywszy – w sensie
spektakularnosci – na pojsciu w poniedzialek na zjecia z Ciotka M i odkrycie,
ze nikt jeszcze nie przyszedl, bo... jestesmy godzine przed czasem. Zatem obawy
czy trafimy w te sama czasoprzestrzen, wbrew pozorom nie byly takie
bezdpodstawne, z mojego punktu widzenia ;).
Miasto bylo dla mnie laskawe. Troche mnie dla Bozenki, bo na
wstepie zapytala mnie czy znam jakas inna droge z miasta, niz ta ktora ona
przyjechala. Otoz okazalo sie, ze ic nawidakcja Smarkfonowa poprowadzila
Bozenka przez jakis osobliwe trojkatne skryzowanie. Mnie nie.
Znaczy mnie nic nie prowadzilo na trojkatne skrzyzowanie bon
a samym wstepie uparlam sie jechac platna droga do oporu i zignorowalam
pierwsze dwa lub trzy zjazdy, przez co pojechalam czolgiem taka sama droga co
kiedys, przed laty, z dElvix.
Poniewaz ja jestem bardzo nieobrym liderem, w sensie ze jak
ktos za mna jedzie to sie czuje sledzona i pierwsza fale rotargnienia
wykorzystuje na probe ucieczki, to uprzedzilam, ze moze byc slabo, no ale
Bozenki trauma po trojkatnym skrzyzowaniu byla najwyrazniej wieksza niz obawa
przed pogonia za mRufa w stylu Mad Max.
Ale zanim sie nam udalo skaliborwac lokalizcje, to po trasie
juz nastapila taka wymiana:
(moge troche zmyslac slowa bo nie mam przy sobie
transkrypcji dialogu)
Moi “czesc , wyruszamy” (jakas godzine pozniej niz planowany
start, mimo, ze mielismy dalej)
Po jakims kwadransie przyszla odpowiedz:
“czesc, my juz w trasie STOP raz sie zgubilam STOP pisze
Stefan STOP”
Jestesmy z Faderem jakie 30 minut od celu, ktorym jest
jedyny znany mi osobiscie parking nad Wisla. Wstepnie sugerowalam go Bozence
juz wczesniej.
Dostaje sms o tresci zgrubnie:
“Jestem w Toruniu. Gdzie mam jechac?”
No i teraz uprasza sie przymknac oko bo wysylam odpowiedz
(Fader nie pismienny w temacie komorkowym):
“blwr filadefiski”
“prkng nad Wisl”
W odpowiedzi dostaje zdeterminowane “Sprobuje”.
Wjezdzamy na parking i oczom mym pieknym ukazuje sie komitet
powitalny :) zlozony z Bozenki i Stefana.
Rytualy powitanne zostaly odpracowane i ruszylismy won z
parkingu.
W ferworze walki i mnie sie emocje udzielily i wieczorem
juz, wracajac na parking zakonotowalam, ze stoimy na miejscach dla Autokarow!
Poszlismy spacerowo na Starówke i na samym wstepie w oko
moje, a raczej ucho wpadla cicha wymiana pomiedzy latorosla Boeznkowa:
“O... Muzeum zabawek i bajek”
“Muzeum zabawek i bajek??”
Nieco glosniej ktos tam tez to powtorzyl, wiec majac
swiadomosc, ze Latorosle dopiero co spedzily emocjonujace pare godzin w Black
Betty relacji Trojmiast-Torun zaproponowalam, ze jak chca to niech sobie pojda.
Okazalo sie ze chca.
Okazalo sie ze chca.
Bozenka z politowaniem pokiwala glowa, bo nie wiedziala,
jaki ja mam niecny plan – otoz wcale do muzeum sie nie wybieralam.
I zaczely sie zajecia w podgrupach – otoz Wasowie zostali
monitorowac Muzeum oblezone przez Latorosle, a Ja i Fader z wasem
udalismy sie na rekonesans Starówki, w tym na polowanie na pierniki, bo jeszcze zanim
nastapilo muzeum Fader wymamrotal do mnie na boku, ze on by chcial kupic po
pierniku dla tych “dziewczynek”.
Troche mnie zamurowalo, bo myslalam, ze ma na mysli Agatke i Bozenke i troche mnie nawet dziablo z zalem, bo o wlasnym dziecku (moi), per dziewczynka od 25 lat z okladem nie mowil...
Ale umysl dzgniety tym dziabnieciem szybko zasugerowal, ze moze musze dokonac korekty – “ale Tato, to jest chlopiec i dziewczynka, przeciez Ci sie przedstawiali”.
Fader sie okropnie zawstydzil i zalecil nic mi o tym faux-pas nie mowic.
To slowa dotrzymalam i slowa NIE MÓWIE.
Troche mnie zamurowalo, bo myslalam, ze ma na mysli Agatke i Bozenke i troche mnie nawet dziablo z zalem, bo o wlasnym dziecku (moi), per dziewczynka od 25 lat z okladem nie mowil...
Ale umysl dzgniety tym dziabnieciem szybko zasugerowal, ze moze musze dokonac korekty – “ale Tato, to jest chlopiec i dziewczynka, przeciez Ci sie przedstawiali”.
Fader sie okropnie zawstydzil i zalecil nic mi o tym faux-pas nie mowic.
To slowa dotrzymalam i slowa NIE MÓWIE.
Przy okazji polowania na pierniki Fader zadysponowal namierzenie jakiegos lokalu celem spozycia obiadu. Zaczelismy namierzanie, majac w pamieci (moi), ze ¾ doroslych jest albo wege albo prawie wege albo wege na dowyku.
W oko nasze wpadl lokal sympatycznie sie prezentujacy pod
nazwa Kuchnia Polska cos tam cos tam. W menu bylo pare interesujacych potraw w
tym... Gulasz z jelenia, z plackami z kaszy gryczanej.
Fader juz byl gotow pedzic po Wasów celem zatargania ich do
lokalu, jak nie sposobem to nawet sila.
Dalismy im jeszcze troche czasu i faktycznie wrocilismy pod
muzeum.
Okazalo sie, ze za wczesnie.
Acz podobno juz nie dlugo.
Czas plynie, a ja z nudow zasugerowalam polzartem, ze moze
latorosle zaczely zadawac pytania...
Na to Bozenka wyraznie zbladla i wystekala “Jak oni zaczeli
zadawac pytania, to mamy po zawodach”.
Fast forward. (w tym czasie prezentuje towarzystwu lokalizacje kultowego Baru Mis (Tak - Ten MIS, z luzkami na lancuchu i miskami przykreconymi do stolów i z napisem nad lada barowa "Parówkowym skrytożercom mówimy: stanowcze NIE"), ktory to zreszta jest otwarty w równie kultowych porach, czyli w niedziele permanentnie zamkniety, a nastepnie usiluje zakolami naprowadzic
ekipe na decyzje co chca jesc, z nadzieja, ze im wsyzstko jedno i mozemy
sprobowac tego jelenia upolowac dla Fadera, calkie mzbednie z roznych powodow,
ale to ponizej, a takze poniewaz Wasom jest obojetne, bo zawsze sa przeciez
frytki, a Agatka jest tak glodna, ze zaczyna wgryzac sie w swoj szaliczek. )
Wchodzimy do lokalu zywnosciowego. Nie jest jakos
szczegolnie zapelniony. Dostajemy miejscowke na 2gim pietrze, przy najwiekszym
stole. Oprocz nas ktos tam jeszcze koczuje, ale mam wrazenie, ze nie dali nam
rady i dosc szybko uciekli.
Menu nie jest jakies szczegolnie bogate, ale cos nam sie
udaje wynegocjowac.
Fader, wiadomo rzucil sie na jelenia tylko poprosil zamiast
plackow o piura. Blad.
My z Bozenka skusilysmy sie ten na tego jelenia bo te placki
z kaszy kryczanej brzmialy kuszaco. Blad, ale nie taki jak Fadera
Agatka bardzo klasycznie miala zapodany zestaw pomidorowa
plus kurzy cyckek w panierce i tylko jako dziecko mocno nietypowe,
zadysponowalam sobie ziemniaki chyba pieczone, zmiast frytek.
Karolek, ktorego zadne stadardy sie nie imaja mial dostac
frytki.
Stefan wybral sobie z menu wege makaron z sosem pomidorowym
,nie pamietam jakim i on jeden wyszedl z imprezy bez szwanku i nawet calkie
mzadowolony zywnosciowo.
Oczywiscie nie bez traumy wyszedl bo Fader, jak to Fader,
usilowal namowic Stefana na koniaczek. Odkad w Malborku w Got(h)ic cafe Fader
zasmakowal w lampce koniaczku to juz go wino czerwone prawie nie interesuje
jako ukoronowanie posilku w knajpie. A, ze Fader uwaza, ze jak on cos lubi i to
i reszta swiata pewnie tez – no nie bede mu zludzen odbierac, wystarczy ze musi
ze mna miec do czynienia, to usiluje do zlego namawiac kazdego.
Pospieszylam Stefanowi z odsiedcza, bo juz czulam ze zaczyna
ulegac, jak wiekszosc Faderowych przeciwnikow, mowiac mu, ze jak nie chce to na
prawde nie musi, a w ogole to moze tez wybrac inny trunek, ale nie wiem czy
pomoglam czy przeciwnie... Jednakowoz z koniaczku sie wymigal.
Lokal niby classy bo przystawki w postaci zup czyli po
staropolsku pierwsze danie dostali tylko Ci co pierwsze danie zamowili – Agatka
i Bozenka. I dodam wcale nie jakos uber blyskawicznie. Ale bez dramatow.
A my – reszta ferajny, w tym mocno wyglodnialy Karolek
patrzylismy na nich ocierajac machinalnie slinotoki na brodach.
No troche glupio sie tak nie zapytac, jak ma byc podany
posilek, ale juz niech tam.
Po zupie przystapilismy do...
...czekania.
Cierpliwego na poczatek.
Kontemplowania wnetrza, ktore prezentowalo sie miejscami o tak:
Dalsze czekanie umilal nam Karolek sztuczka magiczka, a nastepnie
Agatka szeregiem sztuczek akrobatyczek, ktore zreszta przyprawily mnie o
blawochwalczy podziw, a nawet, ja
probujac wyjasnic Karolkowi czemu nawet jak ktos uwaza, ze zmontowal perpetum
mobile, to tak na prawde sie myli, bo juz przy jego konstrukcji jest
przekazywana ukladowi jakas energia – moj nauczyciel fizyki ze sredniej szkoly
bylby ze mnie dumny, bo to wlasnie jego wyjasnienie pamietam do dzis. Agatka
grzecznie zamaskowala ziewanie. Wyklad zakonczylam zachecajaca wiadomoscia o ogólnym przeslaniu “Ale,
smialo Kombinuj, kombinuj!”.
Kontemplowania wnetrza, ktore prezentowalo sie miejscami o tak:
Foto by Bozena Was |
Katem oka sprawdzalam rownoczesnie, czy Stefan nie nadaje do
Bozenki morsem SOS, bo Fader bardzo radosnie zabawial go opowiesciami, nawet
nie wiem jakiej tresci, ale jesli nie maja z Bozenka specjalnego szyfru to ja
SOS nie wylapalam (tyle morsa znam).
Czekamy. Niektorzy mocno wyglodniali, innie juz nie tak
mocno.
Zaczynamy sie nawet zastanawiac czy na tego jelenia poszli
zapolowac w Bory Tucholskie, czy raczej szukac gotowizny na podmiejskich
drogach....
Owszem trwalo to nieludzko dlugo. Biorac pod uwage
limitowana zawartosc menu czulam sie zaskoczona czemu sprawa trwa az tak dlugo.
W koncu uznalam, ze o ile jeden jelen to nie tak ciezki lup, ale 3 jelenie z
podmiejskich drog to moze chwile potrwac...W koncu Jelenie nadciagnely.
A takze reszta obiadow.
No i teraz nei pamietam czy wszystko na raz czy sie
stopniowali, ale o ile potrawy wygladaly niezle, to kazdy mial jakies uwagi (ze juz o herbacie nie wspomne, bo z jakiegos powodu nie chciala sie Bozence porzadnie zaparzyc).
Faderowi nie podeszly ziemniaki, zreszta Agatce tez niezbyt,
nasze plackie z gryki byly niezle, mnie nawet sos od jeleniowego gulaszu
smakowal, ale mieso nie rzucilo na kolana.
Fader zapytany wymamrotal, ze to nie jest jelen z Kanady –
gdyz 2 lata wczesniej spozywal stek z jelenia wlasnie w Kanadzie i byl
zachwycony bezgranicznie. Ja uwierzylam mu wowczas na slowo, bo znecalam sie akurat na
kacza gicza, przezywajac wlasna faze na kaczke, najchetniej pieczona (owszem...
paryska kacza lopatka pochodzi z tego samego roku).
Ale najwiekszy powod do narzekania mial Karolek... albowiem
dostal frytki... w miseczce do sosu – czyli jak to ujela pozniej Bozenka w
kokilkce do dipa.
Zdaje sie, ze na widok tego co podaje dziecku, kelnerke
dziabnely wyrzuty sumienia i powiedziala, ze skoro te frytki takie male to moze
ona jeszcze doniesie. Bozenka zadysponowala doniesienie potrojnej porcji w tej
sytuacji i biedny mlodzian po rozjuszeniu zoladka 6-7 frytkami musial poczekac
jeszcze z kwadrans na, tym razem juz solidna, porcje slomek ziemniaczanych.
W miedzyczasie wszystkich ogarnela okropna sennosc i pare
glow zabolalo, ale szczesliwie nie na dlugo (tzn w moim przypadku na kolejne 3
dni, ale o tym przekonalam sie dopiero w drodze powrotnej do Stolycy).
Po odsiedzeniu odpowiednio dlugo w ramach zemsty za takie
dlugie czekanie na padline drogowa, tfu... wróc, na nudnego jelenia, wyszlismy na rynek
i okazalo sie, ze ta sennosc to byl spadek cisnienia i zalamanie sie pogody –
mianowicie kropil deszcz.
Spacer poobiedni uatrakcyjnilo nam pare odkryc...
Na przyklad powyzsza statuetka
pieska i parasola Profesora Filutka, a takze statuetki zab po dwoch stronach
rynku, nieznanego nam wówczas przeznaczenia (ktorych nikt z nas nie uwiecznil), bo watpilismy, by zostaly tam umieszcone celem
umozliwienia handlarzom wiencow i zniczy rozpiecie swoich handlowych namiocikow
i altanek kempingowych.
(juz wiem teraz i tak mi sie majaczy, ze Stefan cos na ten temat przbakiwal nawet, ale osobiscie bez bicia przyznaje sie, ze wyparlam nie wiem jak reszta ekipy, ze to lokalny ekwiwalent legendy o szczurach i zaczarowanym flecie szczurolapa - wToruni byla to plaga zab i flisak dorabiajacy sobie jako skrzypek.)
(juz wiem teraz i tak mi sie majaczy, ze Stefan cos na ten temat przbakiwal nawet, ale osobiscie bez bicia przyznaje sie, ze wyparlam nie wiem jak reszta ekipy, ze to lokalny ekwiwalent legendy o szczurach i zaczarowanym flecie szczurolapa - wToruni byla to plaga zab i flisak dorabiajacy sobie jako skrzypek.)
A takze nad wyraz kreatywne rozmowy o cenach telefonow nokia
3310 na Kaukazie.
Wbrew szczerym checiom nie jestem w stanie odtworzyc przebiegu tej wielowatkowej rozmowy, ale pamietam, ze zaczelo sie od jedynego lokalu w Polsce serwujacego pierogi Osetyjskie, cokolwiek to jest tuz, przed witryna z kolekcja telefonow komórkowym i nie tylko SmarkFonów, a wrecz przeciwnie, bo glownie NIE SmarkFonów.
Wbrew szczerym checiom nie jestem w stanie odtworzyc przebiegu tej wielowatkowej rozmowy, ale pamietam, ze zaczelo sie od jedynego lokalu w Polsce serwujacego pierogi Osetyjskie, cokolwiek to jest tuz, przed witryna z kolekcja telefonow komórkowym i nie tylko SmarkFonów, a wrecz przeciwnie, bo glownie NIE SmarkFonów.
Niestety ten deszcz, ktory zaczal kropic jak czailismy sie
na Nudnego Jelenia tak do konca nie przestal padac, a poza tym czegos sie
zaczelo ciemno robic, przez co nasze spacery zostaly troche ograniczone i po
standardowym maratonie za pamiatkami udalismy sie w szeroko pojetym kierunku parking,
usilujac przy okazji (Fader) skorzystac z okolicznej toalety publicznej, ktora
jak sie okazalo nie byla otwarta po zachodzie slonca, czyli po 17tej...
W tej sytuacji przystapilismy do odwrotu, znaczy powrotów.
Zgodnie z zyczeniem Bozenki ruszylam przodem. Juz na
wyjezdzie z parking dotarl odo mnei, ze siedze na telefonie. Ku rozbawieniu i
lekkie irytacji Fadera uparlam sie wyciagnac go bez zatrzymywania pojazdu – nie
takie rzeczy sie kladlo!
Owszem wyprowadzilam Bozenka na zjazd na Platna Autostrade w
kierunku Trojmiasta, dzieki Faderowi nie padajac ofiara wlasnej paranoi i
roztargnienia, a nastepnie – jakies 2 km przed zjazdem na Trojmiasto usilowalam
ja powiadomic, ze ma przestac mnie sledzic i pojechac na znaki juz teraz bo
inaczej za jakies 3 godziny znajdzie sie w Stolycy, ale nie odnioslam sukcesu.
Zgadlam, ze zrobila to co ja – mianowicie usiadla na
telefonie, tyle ,ze ja swoj, jak juz wspomnialam, wylupalam spod siebie prawie
od razu.
Po kilkuset metrach oddzwonil do mnie Stefan mowiac, ze
Bozenka usiadla na komorce i w zwiazku z tym nie mogla jej odebrac. Wyjasnilam,
ze zgadlam oraz zeby przekazal, ze ma mi zsiadac z ogona i jechac dalej na
znaki lub tez inne metody nawigacji gwiazdami, bo ja teraz juz zaczynam pruc na
Stolyce. I poprulam. A im blizej domu tym bardzie zaczynalam podejrzewac
nadciagajaca migrene... Ale na to spuscmy juz zaslone milczenia...
A szczegoly i prostowanie zagniotek mojej pamieci
pozostawiam Bozence 😈
Acha!
Czemu Agresywny byl ten nudny Jelen?
Otoz obie z Bozenka mamy taka szczegolna wlasciwosc, ze nasze organizmy czesto bojowo reaguja na miesiwo spozyte.
Moj kiedys obsypywal mnie potezna pokrzywka, a po 15 latach zycie wege jakos sie ustabilizowa i tylko okazjonalnie sie buntuje, szczegolnie na nadmiar, a Bozenki odwrotnie - kiedys nie, a od ilus tam lat reaguje bojowo, acz inna niz pokrzywka forma wyrzutów sumienia. I porownujac nastepnego dnia notatki wymienilysmy sie takimi oto obserwacjami:
B - (...) Jak tam Jelen?(...)
Moi - U mnie nawet niezle, wyglada, ze mam tylko jeden wyrzut sumienia (...)
B - Tak? Ja mam Dwa Dorodne Jelenie!!
Acha!
Czemu Agresywny byl ten nudny Jelen?
Otoz obie z Bozenka mamy taka szczegolna wlasciwosc, ze nasze organizmy czesto bojowo reaguja na miesiwo spozyte.
Moj kiedys obsypywal mnie potezna pokrzywka, a po 15 latach zycie wege jakos sie ustabilizowa i tylko okazjonalnie sie buntuje, szczegolnie na nadmiar, a Bozenki odwrotnie - kiedys nie, a od ilus tam lat reaguje bojowo, acz inna niz pokrzywka forma wyrzutów sumienia. I porownujac nastepnego dnia notatki wymienilysmy sie takimi oto obserwacjami:
B - (...) Jak tam Jelen?(...)
Moi - U mnie nawet niezle, wyglada, ze mam tylko jeden wyrzut sumienia (...)
B - Tak? Ja mam Dwa Dorodne Jelenie!!
To po ile te kaukaskie Nokie? Oplaca sie?
ReplyDeleteOwszem ale tylko w hurcie. Na sztuki kary za przemyt sie kalkuluja :D
DeleteAha, a to nie, na hurt nie mam zbytu.
DeleteEwentualnie bylabym zaintersowana tymi futrzastymi pstragami, czy sa dostepne takie z rodowodem?
Pedigree sie zachciewa, he? ;)
DeleteObawiam sie, ze moge tylko sluzyc mloteczkiem zwinietym w precelek. Pstragi sa bardzo rzadki i plywaja wylacznie w Wielkich Jeziorach, gdzie jest tak zimno zima ze nawet rybki musza wbijac sie w futerka :D
czasoprzestrzeń była Wam łaskawa, a to trzy czwarte sukcesu ;)
ReplyDeletei pomyśl, jakby tak się wszystko pięknie, jak po sznureczku układało, trauma do końca życia :D
Nie umiem sobie wyobrazic lol, nigdy w zyciu nic nie bylo po sznureczku hahaha...
DeleteAle owszem z ta czasporzestrzenia to fakt. Fluktuacje czasoprzestrzeni bywaja szatanskie i nieokielznane... ;)
Apropos dygersyjki.
ReplyDeleteChodzi sobie razu pewnego Bożenka po ryneczku, niespiesznie, tu przystanie, tam obejrzy, spaceruje i się rozgląda, suońcem delektując, bo akurat było. I tak wszystko z naciskiem na NIESPIESZNIE. Po czem wolnym krokiem sobie wspacerowuje do parczku, cała kontenta, bo się ma spotkać z mężem-to-be, czyli Stefanem. A Stefan tam już jest, czerwono-fioletowy, buzuje letko i pioruniki rzuca.
No zgadnij KTO zegarka nie przestawił i się spóźnił godzinkę?
no.
Dobrze, że nic o tych DZIEWCZYNKACH nie mówiłaś, bo to wiesz. Karolek przyzwyczajony, afery nie robił. ;D
W muzeum zabawek pani-wszystkorobiąca jeszcze chyba dziecięta wspomina, taki im nadrogram wcisnęła z radością :D Niech ma, dobry uczynek dostała na stare lata ;)
Pamięć masz zdecydowanie lepszą niż Bożena, bo ona kompletnie zapomniała na przykład o tych nokiach :D Tak że się porechotało, dziękować. I zdjęcia w tym formacie nawet jakoś wyglądają, nie widać że nieostre :P
Ale z tym parkingiem dla autokarów ... to dlatego Bożenie się tak łatwo zaparkowało :D Tajemnica rozwikłana :D
Czyli znaczy Bozenka tez ma tak ze zmiana czasu tylko czesem w druga strone :D
DeleteW sprawach spotkan damsko meskich to ja raczej mam tendencje podawania wlasnego numeru telefonu blednie ;) pozniej taki kawaler czy tez kawaler z odzysku pisze do mnie paniczne emaile,czemu udaje ze nie wiem z kim rozmawiam kiedy sama mu zalecilam dzwonic jakby co hahaha :D Chociaz ostatnim razem (pare lat temu, jak sie z Przebrzydluchem zaczelo za ktoryms razem gumka marsjanska rolazic po kosciach) mialam akurat na stanie 2 numery, z czego jeden tymczasowy bo orange Wednesday - pamieta Bozenka - tez takie na PO bylo i podalam tylko wlasnie ten tymczasowy bo cos mi sie nie podobalo i okazalo sie ze slusznie bo malo ze mentalnie niestabilny element mi sie trafil, to na dodatek bajerowal jeszcze jedna laske, ktora.... uwaga... ZADZWONILA do mnie pytajac czy chcialam zaprosic "jej" Marka na wycieczka do Polski... Taka zdziwiona to chyba od 20 lat ni bylam jak podczas tej rozmowy, szczegolnie ze pan usilowal mnie zaprosic na REJS wokolo wybrzeza Francji lol... W kazdym razie takie atrakcje sprawiaja, ze moja paranoja kwitnie i rozwija sie jak plesn na starym serze ;)
haha, no tak. JEJ Marka. łups. ;)))
DeleteBożena nawet się boi myśleć, gdzie jej numer telefonu się szwęda. ;)
ano zawsze to ryzyko jest. ale z komorkami jest o tyle dobrze, ze numer mozna zmienic po max 2 latach, a na karte to nawet od reki :)
Deletejakby nie paczac, dupa rządzi :D
ReplyDeleteZeby tylko... no ale coz robic, nieprawdaz ;)
Delete