Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday, 14 March 2017

Jak sie prowadzi samolot i czy moge zostac wystrzalowa mRufa?

Ostrzezenie 
...znowu dlugie troche wyszlo... moze byc potrzebny prowiant... 

Zaczne jak to ja, od srodka.
Otoz samolot prowadzi sie odwrotnie niz samochód.  Kierujesz nogami, a przyspiesza i hamujesz rekami.  Pod warunkiem, ze te reke do przyspieszania ma sie malpiej dlugosci...
Podkreslam – PROWADZI - nie pilotuje...

Ale do rzeczy.

Samochod nauczylam sie prowadzic zanim zaczelam chodzic na obcasach. To juz chyab wszyscy wiedza.
Ba. Prowadzic per se czyli rekami i nogami to zaczelam jak jeszcze nie mialam lat 11tu bo dopiero w 4tej klasie podstawowki bylam jak mnie Fader na polnej drodze puscil za kierownice i zmienial za mnie biegi, kazac tylko stosowne nogi przyciskac...
Nastepnie zdychali z Rodzicielka Osobista ze smiechu jak prowadzilam auto slalomem malpujac ruchy obserwowane wczesniej u Fadera ktory kontrowal luzy na kierownicy.  Ja oczywiscie nie wiedzialam czemu tak nia wachluje caly czas, ale wchlowalam zawziecie i ja.

Swoja droga czymze jest milosc Matczyna? 
Uwaga, bedzie wazki przyklad:
Rodzicielka Osobista z choroba lokomocyjna, nigdy nie zglaszala oporu przed wygnaniem na tylne siedzenie, gdzie sie 100 razy gorzej czula, jak Fader sie wielkodusznie zgadzal wpuscic mnie na jakiejs mniej uczeszczanej drodze za kolko... To bylo oczywiscie zanim zostalam pelnoprawna kierownica. Bo pozniej nie bylo zmiluj – Bywalo, ze  przy wiekszym hamowaniu lapalam RO za brzuch bo zwykle jezdzil na tym siedzeniu moj plecak i mialam odruch lapac go zanim spadnie na ziemie – to bylo ZANIM mili chlopcy na dordze do kryminalu zaczeli uprawiac uroczy  sport pt “wybij babie szybe i zabierz torebke z przedniego siedzenia” ale to dygresja...

No ale to taki rzut oka na prehistorie tylko byl.

Teraz jak wiadomo pcham sie do latania.

Zaczelam jak juz wspominalam od motoszybowca, gdzie nog mi do pedalow noznych nie stawalo wiec tak do konca nie widzaialam do czego sluza, a joystickiem do pilotowania usilowalam malpowac Ozziego, ale w nerwach balam sie ze motoszybowiec  mi stanie bokiem i spadnie wiec tego... wpadlam w skrajnosc i bylam ochrzaniana za nadmierna delikatnosc. 

W obecnym podniebnym rumaku delikatnosc jest wskazana, przynajmniej mam takie wrazenie, bo poczatkowo rzucalo nim w moim reku jak nieprzymierzajac taka przyczepa na gorskiej drodze... (po 5tej minucie, aczkolwiek caly filmik mozna obejrzec...), ale moze to tylko moje wrazenie bo lewa reke mam bardziej w sile niz precyzje zbrojna...



W kazdym razie po rozlicznych odwolanych lotach bo pogoda zla, pogoda dobra, ale zle, pogoda dobra dobrze, ale za krotko, w sobote rano zapadl wyrok, ze mozemy po poludniu troche polatac, bo moze nie bedzie super, ale wystarczajaco dobrze.

Ozzie w ogole wyznal mi pare miesiecy temu, ze jest takim maniakiem latania, ze jakby mu ktos powiedzial, ze nigdy juz nie poleci dalej niz 5 mil wokolo lotniska to i tak bylby szczesliwym jak mlode prosiatko w wiosenny deszcz, wiec doskonale zrozumialam jak powiedzial w piatek , ze jemu nie przeszkadza siedziec caly ranek w domu w oczekiwaniu na potencjalna godzien dobrej pogody, ktora zmarnuje cala na oporzadzenie podniebnego rumaka i polata 30 minut bo pogoda sie znowu spitoli.

Jako, ze caly poprzedni tydzien mialam zmarnowany migrena, ktora najpierw nie mogla sie wykluc, a juz jak sie wyklula to trzymala mnie od srody w nocy do niedzieli po poludniu (i zdaje sie ze wlasnie wraca, ale cicho-sza, moze jak ja zignoruje to sobie pojdzie?) to tez nie przeszkadzalo mi czekanie do poludnia na te pare godzin kiedy niskie chmury troche sie rozleza, bo byla nadzieje ze 17ty kolejny srodek przeciwbolowy wreszcie troche zadziala.

Pobralam Ozziego spod Casa de Ozzies i pojechalismy.

Pole lotnicze, bo lotniskiem tego nazwac nie mozna, jak moze juz wspominalam, ma 2 hangary, oba mocno nadgryzione zebem czasu, z czego jeden bardziej. Ten bardziej, byl ogolnie nieuzywany i zaniedbywal sie coraz bardziej, az w koncu ten mniej zaniedbany zostal czesciowo zarekwirowany przez ten klub dla bogaczy co sobie lubia pojezdzic na zmiane samochodem retro, czolgiem, amfibia wojskowa, a nastepnie samochodem wyscigowym, wiec wiekszosc samolotow i szybowcow przeniosla sie do tego bardziej zniszczonego, w tym “nasz” rumak podniebny. Ale poniewaz w owym hangarze dach przecieka to zaleznie od miejsca przecieku, rumak czasem bywal w jednym, a czasem w drugim hangarze.
To z kolei oznaczalo, ze czlowiek-Ozzie, ze tak sparafrazuje Janine-Daily, spragniony podniebnych doznan musi sie troche naganiac zanim zlokalizuje rumaka, nastepnie wytoczyc gadzine ze stosownego hangaru i wykonac szereg prac porzadkowym przed-lataniem.
Poniewaz rumak byl “nasz” tylko na godziny – ot taka 'latawica przestworzy' mozna by rzec, po lataniu trzeba bylo dkonac mase czynnosci po-lataniu.
Oba konce trwaly srednio kolo godziny wiec lot krotszy niz godzine z mojego punktu widzenia tracil sens bo na pole lotnicze tez musze dojechac kolo 30-40 minut w jedna strone.
Dla zorientowanych  nie musze juz wyjasniac czemu rumak, a metafory tej juz raz uzylam przy ktorej poprzedniej okazji.
(W skrocie - rytual po-lataniu obejmowam miedzy innymi karmienie i czyszczenie tej “latawicy” podniebnej ;) )
Czyli Ozzie udal sie na poszukiwanie rumaka, a ja sie ogarnelam z pojazdem, lyknelam kolejna tabletke na migrene i krokiem spacerowym udalam sie w punkt rowno oddalony od obu hangarów. Tam namierzyl mnie Ozzie mowiac, ze rumak jest w tym mniej zniszczonym, acz zamknietym hangarze.
Zostalam najpierw uzyta do pomocy wyciagania innego samolotu, ktory blokowal rumaka.
Byl to 4-ro osobowy samolot, ale nie Cessna i troche sie zmachalam zeby realnie pomoc Ozziemu w wyciganiu/wypychaniu gada. 
A nastepnie do wypychania naszego rumaka pod zamkneite wrota.
No ale dosc o tym – jedyna roznica tym razem byla taka, ze jak otwierali my hangar, przylecial jakis strasznie nadety facet i patrzyl na nasze wysilki z taka mina, okropnie nabzdyczona, ze az czulo sie w powietrzu, ze albo dopiero co zamknal ten hangar i zamierza nam puscic zjebke, albo ogolnie jest przeciwnikiem otwierania hangarow jako takich i zamierza nam puscic zjebke.
Tak czy siak, spodziewalam sie najgorszego.
Ale na widok “naszego” rumaka pod wrotami sklesl jakos w sobie i poszedl w pineche, a takze z terenu obiektu.
Ozzie tez go zauwazyl, bo jak tylko wyprowadzilismy rumaka, powiedzial ze idzie zamknac wrota.

W koncu poszlismy leciec.
To znaczy nie tak od razu bo najpierw Ozzie stwierdzil, ze trzeba mnie troche nowych rzeczy pouczyc. 
Mianowicie Jak Prowadzic samolot. Po ziemii.
“Siegasz nogami do pedalow?” zapytal.
Sprawdzilam, ze jak sie zsune i przestane prawie widziec przez szybe przednia to siegam.
“Ledwo co ale siegam” odparlam.
“To tak, prawa noga, srecasz w prawo, lewa, w lewo, a te wjache miedzy nogami reka do gory i przyspieszasz. A tu przy josticku masz hamulec.” Poinstruowal mnie Ozzie, a nastepnie zaczal splatac rece na klatce i zamierzajac wylacznie ladnie wygladac.
“Sluchaj, odczep sie, albo nogami siegam do pedalow, albo reka do wajchy, malpiej reki na poczekaniu ni wychoduje” odparlam buntowniczo, bo do cholery ja latac chce, nie jezdzic po ziemii. Do jezdzenia po ziemii mam inne pojazdy ;)
“No dobra, wajche zajme sie sam” odparl ugodowo Ozzie i pokazal palcem niby prost, ale jakos tak po luku mowiac “jedziemy tam”.
Tam to akurat z mojego punktu widzenia  byl najpierw plot, a pozniej jakis stacjonarny szybowiec wiec zarzadalam powtorki i ruszylam, pierdolowato bo odruchy kierowcy sprawialy ze usilowalam przyspieszac prawa noga, jak Ozzie oczekiwal ze skrece w lewo... no ale pojechalismy wzdluz plotu, nastepnie wcelowalam zgrubnie miedzy plot, a ten stacjonarny szybowiec i juz zaczynalam nawet sie przekonywac do tej nowej rozrywki jak uslyszalam rozkazujace “stop” i w panice zamiast gorna lapa zahamowac, znowu skrecilam w prawo. 
Otoz Ozzie zachowawczo zatrzymal nas widzac szybowiec schodzacy do ladowania, ale zatrzymal nas okropnie glupio, bo dokladnie na trajektorii tego ladowania, wiec poslusznie zwinelam sie w jeza, zabierajac wszystkie konczyny w siebie, zeby zajmowac jak najmniej miejsca, a Ozzie ekstracugiem zabral nas z miejsca postoju w miejscu mocno od niego oddalone.

No i juz po tym to na prawde polecielismy.

Pogoda, jak mozna sie spodziewac juz taka obiecujaca nie byla, ale w efekcie polatalismy chyba pelna godzine, a moze nawet nieco ponad. 
Tym razem bylam przygotowana i mialam przy sobie 5-taka, bo po poprzedniej kompromitacji postanowilam sobie nie dopuszczac do podobnych niedociagniec.
5-tak oczywiscie nie byl potrzebny.

Ozzie juz w powietrzu zapytal gdzie bym chciala leciec, orzekl, ze tam gdzie bym chciala to sie za bardzo nie da bo komercyjne lotnisko stoi na drodze, a na omijanie nie bardzo jest czas i pogoda, czym mnie zniechecil do wyrazania dalszych zyczen i kazalam mu decydowac.
Ozzie sie chwile zastanowil po czym ozywionym glosem (ktory zaczynam juz rozpoznawac i miec nerwowe drgawki, bo poprzednio slyszalam go przy slowach “czyli musimy pocwiczyc skrecanie przez Ciebie w prawo” czy parelat wczesniej “To co moze zrobimy troche [aerobatics]?” co juz obecnie wiem,ze oznacza akrobacje lotnicze...) oglosil “juz wiem! Potrzebuje jedna rzecz sobie przeciwczyc.” I wylaczyl jakas wajche, a ja poczulam spadek mocny silnika.
Jeszcze spokojnie, bo silnik nadal chodzil tylko jakby na wolnych obrotach popatrzylam z okienek, a Ozzie dodal
“Potrzebuje pocwiczyc kontrolowana awarie silnika”
‘QRWA!’ pomyslalam...
‘Znowu??’ pomyslalam i w oczach wyobrazni stanela mi identyczna scena odpracowana w motoszybowcu, a w gardle stanelo mi serce.
W tle zas pomyslalo mi sie, ‘o, czyli takim rumakiem tez z tego da sie wyjsc?’
No i dalej juz nic nie myslalam tylko martwo gapilam sie w opuszczajcy sie nos rumaka.
Ozzie dodala uspokajajco “to jest kontrolowana awaria, nie martw sie. Musze sobie wybrac sotsowne pole. hm... To nie jest dobre bo ma duzo owiec...”
A ja wyobrazilam sobie jak ladujemy wsrod tych owiec i oko wyobrazni podsunelo dwie wizje – jedna jak te owce pryskaja na boki ile sil w kopytkach, a druga taka bardziej krwawa, jak NIE pryskaja na boki...
“o, widze stosowne pole... musze tylko nawrocic...” nadal bez udzialu silnika...Ja mam oczy jak 2-funtowki... (wieksze niz 5 zlotych)
“no, i teraz schodzimy do ladowania. Koniec manewru”
Tu dopiero zaczelam oddychac.
Polatalismy troche, polatalam i ja, zostalam pochwalona za wyjatkowo plynny zakret w prawo, ktorego ani nie planowalam, ani nie wykonalam bo wpadlismy w turbulencje, ktora nas w ten zakret wprawila, obejrzelismy niegdys tajny obiekt wojskowy do testowania napedow rakietowych chyba z okresu Zimnej Wojny, ominelismy jakis malowniczy zameczek, ktory chialam sfotografowac, ale jak wyjelam telefon (w trybie lotniczym) to Ozzie uznal, ze w zasadzie to musimy chyba ominac ten obiekt i czym predzej wprowadzil slowa w czyn, po czym Ozzie wyraznie sie znudzil monotnia bo mowi
“chcialbym zebys sie czegos nauczyla.”
Nastepnie wprawil rumaka w pikowanie pod katem i mowi
“wyprowadz nas z tego”
Jako zaawansowany amator, poslusznie przejelam joystick i zgodnie z wczesniejszymi instrukcjami wyprowadzilam nas z tego. Cwiczenie zostalo powtorzone, po czym zostalam pointruowana co zrobic zeby nas wyladowac w polu i pochwalona, ze spoko. Wyladowalabym nas, co prawie przyprawilo mnie znowu o atak serca, bo nie wiedzialam preciez co robie, ale nie oszukujmy sie umiejetnosc taka obok swiadomosci ze mamy zintegrowany spadochron znacznie poprawila moj komfort na przyszlosc, bo faktycznie ladowania ogolnie moja mocna strona nie sa, czy to przy lotach osobistych na chodnikiem, czy tez samolotem pasazerskim na symulatorze lotu... ;).
O nonszalancki pilotowniu rumaka jednym palcem na joysticku przez Ozziego nawet nie wspomne bo to byl juz drobiazg na tle wczesniejszych dwoch atakow serca jakie mnie cudem ominely... Ot zapomnial, ze mi kazal oddac stery po pierwszym cwiczeniu i nadal trzymal joystick czubkami palcow jak podczas asekruacji  podczas tego cwiczenia...

Wrocilismy na ziemie – ladowal oczywiscie Ozzie. 
Ruch nad polem lotniczym byl jak na Marszalkowskiej wiec zostalam pouczona, ze samolocik ma dosc dokladny radar czy tam czujnik – faktycznie – popiskiwal i pokazywal ogolny kierunek przeciwnika, tfu, wspoluzytkownika przestrzeni powietrznej.
Prosze jaki ruch... to jest szybowiec ciagniety przez samolocik. Byly tez szybowce wystrzeliwane przy pomocy bardzo wielkiej gumy z majtek, ale nie zdazylam sfocic w podwojnym locie - naszym i tego szybowca. Foto ze SmarkFona.
Nakarmilismy rumaka i przystapilismy do czysczenia go, podczas ktorego to cwiczenia Ozziemu z kieszeni wyleciala komorka, nawet nie z jakiejsc oslepiajacej wysokosci ot z pol metra góra i tak artystycznie huknela o plyte, ze zniszczenie ekranu bylo spektakularne.
Ja bylam w szoku i chyba bym najpierw puscila epicka wiache budowlana na swoj temat za telefon w kieszeni, a poznie poplakala ze zlosci na widok zniszczen, ale to ja... emocjonalnie zwichrowana kobieta z temperamentem iscie nie-slowianskim, a wielce wybuchowym.
Ozzie, jako typowy przedstawiciel zimnokrwistych Wyspowców z typowym “stiff upper lip”, nerwy zachowal na wodzy i tylko warknal “Gówno” oraz na widok zniszczen “oh cholera”. I tyle.
Szacun.
Dokonczylismy czyszczenia i Ozzie przekrecil rumaka tylem do przodu lapiac go za stelaz przy ogonie, przyprawiajac mnie o wewnetrzny chichot, ktorym podzielilam sie bo czulam ze trzeba.
“Normalnie jak w filamch o Supermanie – podnosisz pol samolotu na ziemie jedna reka.
Zdecydowanie poprawilo to humor Ozziemu, a reszte czasu, chcac odciagnac mysli jego od termedii jakie bedzie mial z tym telefonem – w tym podroz samochodem - poswiecilam na wypytywanie go o strzelanie z wiatrowki, ktorym sie zajmuje od paru lat, obecnie nawet juz startujac w zawodach krajowych, sprawiajac przypadkowo, ze nabral przekonania, iz jestem fascynatka strzelania do tego stopnia, ze zaprosil mnie do Casa de Ozzies na demosntracje jego dwoch sportowych rusznic...
Oczywiscie wiedziona poczuciem winy za ten telefon (no wiem, glupio, ale ten typ tak ma), zgodzilabym sie nawet mu te rusznice osobiscie polerowac czy nawet przestrzelic w sasiednim garazu, wiec na demonstracje tez sie zgodzilam i w efekcie nagle okazalo sie ze umawiam sie z nim na wizyte w strzelnicy jego klubu na goscinne strzelanie...

W przyszly poniedzialek.

PS. Chyba musze pozyczyc ciezarki od meza M, bo te “wiatrowki” sportowe sa tak ciezkie, ze wlasciwie lepszy efekt bym osiagnela walac w tarcze strzelecka jak maczuga niz strzelajac do niej.

PS2. Owszem juz kiedys strzelalam, ale wylacznie z broni krotkiej rozmaitej oraz z dubeltówki pionowej. Po tej ostatnie siniaka mialam na klacie jeszcze piekniejszego niz po locie podczas koncertu Airbourne...

PS3. Kurde no.

14 comments:

  1. syn mojego eksia, chociaż kurde nie wiem czy można nazwać eksiem kogoś z kim się było dwa lata, a kopnęło w odwłok bo ten z kolei nie mógł się pozbyć swojej eksi, no ale nie ważne z synem się rozumie do dzisiaj i właśnie ten syn, który skończył szkołę profesjonalnego latania stwierdził, ze lecenie samolotem jest o trzy nieba łatwiejsze, aniżeli latanie modelem samolotu, zwłaszcza takim na paliwo, nie wiem czy tak jest na prawdę, bo choć dzięki właśnie temu synu latałam rożnymi modelami i faktycznie tym na paliwo było ciężej, to jednak nie latałam prawdziwym samolotem, i raczej latać nie będę, pozostaje jedynie sprawdzić mRufie czy syn prawdę mówi :D

    będąc młodą nie lekarka bywałam z dziećmi i OMS u jego rodziny w pod poznańskiej wsi, stoję ci ja u plota w tej wsi i rozmawiam z kuzynka, i paczam jedzie nasz samochód, a był to wtedy biały Opel Kadet, jedzie najwyraźniej sam, bo OMS stoi obok mnie i tez rozmawia z kuzynka, gdy podjechał bliżej nas, z okna kierowcy wychyliła się głowa mojej dwunastoletniej córki, która sobie tym oplem po wsi jeździła ot tak, bo tak, OMS już jej dawno pokazał, jak to się robi :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mozna, moan - wszk eksio to taki jzu nie biezacy, czyli do opisu pasuje. A powod do kopniecia w doopsko rownie dobry jak kazdy inny... znacznie lepszy niz bycie mniej wazna niz puchar swiata i okolic w pilce noznej...
      Ale modeli w sensie takich co sie czlowieka wen nie upchnie, nawet jak jest malo wyrosniety?
      To ja powiem Ci ze prowadzenie samochodu jest latwiejsze niz sterowanie modelem samochodu, moim zdaniem... Samolotowych modeli nie mialam okazji sterowac, ale jestem otwarta na propozycje :)

      No to mi ulzylo, ze nie tylko ja tak sie za kolka pchalam zanim nauczylam sie rownania z parametrem rozwiazywac, bo czasem miewalam obawy, ze ja na prawde jestem jakims transfrmersem, ktory zapomnial (jak ten Husky szczekac) jak sie przepoczwarzyc w forme samochodu... ;)

      Delete
  2. nienie, modelami-modelami co to takimi cudami z dwoma dżojstikami się steruje :D

    Mlody od kiedy nauczył się siedzieć, wjeżdżał i wyjeżdżał z garażu, na kolanach OMS trzymając ręce na kierownicy, z czasem OMS już swoich nie trzymał, a na wsi dawal pojeździć samemu Mlodemu i powię Ci, ze w tym względzie poszedł we mnie, jeździć mimo tego nie lubi ... znaczy u mnie tez to normalne, ze lubić nie trzeba ;)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. a! tylko ze ja go za eksia nie uważam jakoś, ot popierdułka ;)

      Delete
    2. No to dobrze zgadywalam, ze takich model isamolotu co jaznam modele samochodów ;) no to bede szukac okazji, acz niezbyt namietnie, bo wiadomo, ze marzenia mam z krzywego zwierciadla ;)

      Totez wlasnie dopuszczam opcje, ze kogos nie ciagnie. z oporem, ale dopuszczam :)
      Ale gleboko wierze, ze warto sie przekonac czy na prawde nie ciagnie, bo moze, a noz... ;)

      Delete
    3. ORaz kwestia definicji - takiecgo eksa co Ty bys okreslila to ja nie mialam, zas mam paru takich eksow mniejszego kalibru/krotszego stazu, ale to wynika w duzej mierze z moich oporow przed dlugoterminowym zobowiazaniem ;)
      Umowmy sie z byla to eks-popierdulka i bedzie gites :D.

      ORaz uwazaj - zblizam sie do tysiaca komciow... mysle ze ze dwa wpisy, albo jeden taki jak poprzedni i dobijemy... Przewiduje jakiegos fanta na te okolicznosc ;) Bo 500tke przegoczylam i nie chcialo mi sie liczyc ;)

      Delete
  3. hłe, hłe nic tylko muszę siedzieć i czymac palca na enter :D

    a co do definicji, to tak se myślę, ze nie staż jest ważny, a to czy se na tego eksia miano zasłużył ;)))

    jeszcze w kwestii modeli, najbardziej finezyjne jest sterowanie modelem helikoptera, normalnie koronkowa robota musi być :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tez tak uwazam - ze nie staz.
      Oral owszem co do helikopterow to sie zgadza - zdaje sie ze widzialam kogos uczacego sie zabawy takim modelem. Ciekawe jak jest z dronami vs takei sterowane modele latajace :)

      Spoke, mozesz na raze nie czatowac. Kolejny wpis pewnie nie tak predko... :) Uprzedze ewentualnie.

      Delete
  4. Dzińdobrywieczór, że się włączę.
    A tak właśnie Bożena miała pytać, gdzie dama trzyma torebkę w aucie, bo ona wrzuca do tyłu a potem. Na kursie zawsze instruktor jej potem torebkę podawał i ten kto po Bożenie już czekał, to się zastanawiał, jak sobie Bożena zrobiła lokaja z instruktora, ale skoro się dał NO TO CO. ;)
    A ile w ogóle pali taki rumak? W sensie, że ile pije chyba lepiej zapytać. ;) Paliwka, to chodzi, ile paliwka.

    Skręcanie nogami trochę Bożenkę przerasta chyba, przynajmniej w wyobrażeniu. Po prawdzie to to wyobrażenie zawiera dużo bezładnego jeżdżenia po polach i modlitwę o nierozjechanie jakiejś owcy :P

    Gdybyż natomiast Bożenie tak telefon zrobił jak Ozziemu, to byłaby na bank reakcja dwubiegunowa. Histeryczna wręcz, z nutą rozpaczy (bo trza kupić nowy) i z nutą dzikiej radości (bo trza kupić nowy).

    Ale skutek tego polerowania i telefonu i w ogóle, szczególnie z komentarzem odnośnie technik strzeleckich to Bożenkę na łopatki rozłożył :D

    ReplyDelete
  5. Nie wiem gdzie dama, ale ja od lat tez w bagazniku. w Czolgu czerwonym za siedzeniami bo dymione szyby i nie widac, ale jak nie dymione to jednak bagaznik. I zamykam nas - mnei i torebke od srodka. A co jak szlec to szalec!
    Nie wiem jak sie podaje spalania u takich rumakow ;), ale ostatnio cosmy latali te powiedzmy godzine z jednym touch and go, a to najwiecej chla to z 22 litrow spadlo do 16 na pewno. jak go "poilismy" to min pol kanistra nam poszlo, ale ja uwazam ze te 22 litry to nie nawet blisko pelnego.
    Powoli sie dowiaduje roznych rzeczy i jakbym sie wysilila to bym zapamietala optymalne obroty i wysokosci, ale jeszcze troche za bardzo mnie wszystko ekscytuje wiec praktycza wiedze na razie wypieram ;)

    Opowiadalam o tych rusznicach M i jak jej pokazalam empirycznie wielkosc celu strzeleckiego do doskonale zrozumiala czemu korcilo mnie walnac wen 'kolba'owej wiatrowki... Kto w ogole wymyslil dla takie jciezkiej cholery taka lagodna nazwe... ;)
    Slowo daje shotgun czyli strzelba, nawet ta z nabojami w rozmiarze na byka byla 5 razy lzejsza...
    Ciekawa bylam kto mi wytknie innuendo i prosze, jednak Bozenka, a nie Marga ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To Bożena zaraz Stefanowi opowie, ile może palić pojazd, żeby jej nie wytykał, że nieekonomicznie jeździ :P Ha!

      TAM WYTKNIE ZARAZ :P

      Delete
    2. i nawet nie mozna obwinic Ozziego, ze ma ciezko noge (jak ja w samochodzie), bo nie noga sie tu dziala... juz predzej reke...
      Bo przeciez nie bedziemy mu wytykac grawitas jego pasazera... nieprawdaz... ;)

      No dobrze nie wytknie tylko WYLAPIE - Haba that? ;)

      Delete
  6. to "PS3" może mogłabyś rozwinąć :) się pogubiłam czytając przez 3 dni po kawałku ;)

    a po prawdzie, wybacz, ale samolotowych fascynacji nigdy nie rozumiałam i zapewne tak mi już zostanie, gdyż ja naziemny człowiek jestem i wychodzę z założenia, że gdyby człowiek miał latać to skrzydła by miał... a że nie ma - to nie lata... (tako samo jest z pływaniem... nie ma płetw ani skrzeli... nie pływa...)

    ReplyDelete
    Replies
    1. A co tu rozwijac...Kurde no i tyle. A na strzelnicy bylam. I jeszcze pojade. ;)
      (a w sekrecie wyjasnie, ze zawsze sie wrabie w cos na co nie do konca mam chec z poczucia winy i zwykle nie dlatego, ze faktycznie jestem czemus winna, no chyba ze jako ten jinx, co wszystko zapesza)

      A co ja Ci mam wybaczac? wszak nie wmawiasz mi, ze wiesz lepiej co ja lubie, ani ze wiesz lepiej co dla mnie dobre ;)

      Skrzydel niby nie mam, ale skoro samoloty wmyslone przez czlowieka lataja to ja tez chce, podobnie z plywaniem... w koncu jakby czlowiek NIE mial plywac to by sie nagminnie topil, nieprawdaz :D
      Lufy tez zasadniczo nie mam, a strzelac lubie... byle nie z luku bez huku ;) Ottaki dziwolag nienaturalny ze mnie ;)

      Delete