Bo sama nie
wiem jak to inaczej okreslic, biorac pod uwage, ze Merkury z retro wyszedl 23
grudnia, a rzecz diala sie 5 dni pózniej. Jestem sklonna nawet przyjac
odpowiedzialnosc na klate mojego roztargnienia i dysgeografii bo jest to
wydarzenie godne moich wyczynów w czasie alternatywnym.
Otóz
mianowicie umówilam sie z Wasami na randke i udalo nam sie odstawic numer mojej
chrzestnej ze swoim wówczas narzeczonym, tylko jednak na wieksza skale.
Ale od
poczatku, tzn prawie od poczatku.
Uzgodnilysmy
z Bozenom w rzeczywistosci wirtualnej, ze spróbujemy sie spotkac jeszcze raz w
Starym Roku, zwazywszy na warunki pogodowa gdzies gdzie mozna pod dachem
spedzic nieco czasu, a zwazywszy tez na krótkosc dnia, gdzies gdzie i oni i my
dotrzemy w czasie krotszym niz 4 godziny jazdy. To znaczy Stolyca tez byal
brana marginalnie pod uwage, ale jak sie okazalo glownie przez na dwie, bo
rodzina Wasuff jednak wolala co innego, ale po kolei.
Skoro nie
Trójmiasto i nie Stolyca to zerknelam na mape i strzelilam z glupia frant, ze
moze Malbork, bo i dach jest i zarabista knajpe tam maja, od nic wprawdzie
blizej niz od nas, ale nas to nie przerazalo.
Nas,
albowiem na luzno rzucona mysl, Fader wyrazil brak niecheci. To wbrew pozorm
jest oznaka dzikiego entuzjazmu i jest to w naszej rodzinie genetycznei
uwarunkowane.
Dodam tez
tytulem wyjasnienie, ze zabieram Fadera na rozne wycieczki, bo lubie, a nie bo
musze, a takze bo przyjezdzam na Planete Ojczysta glównie dla niego (a takze
paru innych biednych ofiar mojej sympatii i przywiazania, mysle ze wiedza kim
sa i nie musze tu ich wyliczac), wiec o ile nie mam w planach popijawy z
rowiesnikami (+/- dekada) to proponuje Faderowi wpoludzial, a on albo refletuje
albo nie. Tym razem najwyrazniej reflektowal.
Owszem,
jest tez drugie dno – jak jedzie ze mna to mam nie tylko do dyspozycji jego
pojazd, ale rowniez paliwo do niego ;).
Ale to troche skutek uboczny, bo Fader tak lubi - nie mam oporów przy
finansowaniu wlasnych eskapad.
Pomine tu
dywagacje na temat co to bedzie jak nawali tego bialego gówna i stoickiego
wyjasniania, ze sie wycieczke odwola, bo druga strona to tez nie samobójcy i sniegogryzarki
na podoredziu nie maja i wróce do clou czyli do wyboru lokalizacji.
Bozenka
troche krecila nosem na ten Malbork, bo byli tam latem i nawet na zamek nie
chcieli wejsc, bo im ten zamek obrzydzil serial Wiedzmin.
Ja z
kolei bylam na tymze zamku pare razy i nawet go lubie, mimo ze ma agresywne
posadzki w niektórych przejsciach, a juz w knajpie pt Gothic Café jestem
zakochana.
Fader tez
zasugerowal Malbork, troche zapominajac ile sie od niego jedzie, ale nie
zamierzalam korygowac jego pogladów.
Ale skoro
druga polowa spotkania nie wyrazala entuzjazmu to juz nie napieralam,
aczkolwiek knajpe Bozence przedstawilam.
Zaproponowalam
zatem Ostróde i okoliczny Grunwald bo maja tam i zamek (w tym pierwszym) i museum
(w tym drugim) i na pewno jakies knajpy sie znajda, a na dodatek jest to
praktycznei w polowie drogi pomiedzy naszymi bazami wypadowymi.
To
zostalo przyjete na liste propozycji, po czym pod wieczór zaskoczona poteznie
Bozenka poinformowala mnie, ze rodzina woli jednak Malbork.
Do
wyprawy bylo jeszcze pare tygodni.
W
pierwszym dekanie Grudnia odkrylam z rozpacza, ze choc Zamek Komturów
Krzyzackich dla turystów jest miedzy swietami, a nowym rokiem dostepny to
Gothic Café zamyka sie na sezon zimowy i nie bedzie mozna sie tam pozywic w
terminie przez nas upragnionym o czym z rozpacza poinformowalam Bozenke. Ta
srednio zmartwiona odparla, ze jest jeszcze opcja miasto Grudziadz.
Zaintrygowana
wyrazilam zgode na te opcje i zaczelam ten Grudziadz obwachiwac i o ile wiecej
tam atrakcji na powietrzu niz pod dachem, co wspomnialam Bozence, to jest tam
miedzy innymi muzeum i cos jeszcze i pare bardzo ciekawie wygladajacych
restaturacji i jest tez nieco blizej od Stolycy niz Malbork. Marginalnie, ale
jednak blizej.
Fader
zaaprobowal opcje acz mamrotal nieco rozczarowany, ze ten Malbork to taki fajny
pomysl byl i tak knajpa, czyli kompletnie wypierajac moje zapewnienia, ze
knajpa jest zamknieta, wiec nie ma co zalowac.
Juz na
Planecie Ojczystej bedac obie (znaczy po moim przyjezdzie) uzgodnilysmy z
Bozenka termin – czwartek po swietach (bo mialam plany na piatkowy wieczór, z
których nic nie wyszlo, ale to inna historia). Podeslalam tez linki paru
restaturacji w Grudziadzu, otwartych i wygladajacych obiecujaco, nieco
niespokojna bo opcje bezmiesne wygladaly dosc skromnie, ze slowami:
“Muzeum
od 10tej do 15tej otwarte.
A na obiad moze czarci mlyn?
Www.czarci.pl
Pisza ze maja nawet wege przekaski (oraz pierogi rozne)
Albo
Bodega.com.pl
Aczkolwiek nie wyglada na nadmiernie przyjazna dla bezmiesnych... :(”
Bozenka
uspokoila mnie, ze sprawdzila menu w obu i opcje sa akceptowalne i napisala:
“to co, o
11 możemy się spotkać pod zamkiem?
Restauracje
obie mogą być, sprawdzałam pełne menu Bodegi i mają makarony, ryby i pirogi
ruskie, więc nie ma problemu :)”
No to
uspokojna upewnilam sie tylko, ze mówimy o czwartku, bo rozmowa odbywala sie we
wtorek, zeby nie okazalo sie ze Wasy pojada tam w innym terminie, nizeli my i kontynuowalam
swietowanie polegajace na ogladaniu filmu i nadrabianiu strat poniesionych
przed 1.5 miesiaca bez czekolady i innych slodyczy.
W srode
Fader dostal strasznej paranoi na tle “o której my musimy wyjechac”. Nie
chcialam sie z nim nadmiernie klócic wiec poinformowalam go ze zgrubnie na 11ta
sie umówilismy, ale przesz moga se polazic bez nas jesli sie na 11ta punkt nie
wyrobimy. To nie pomoglo tylko Fadera rozjuszylo, bo co to ma znaczyc i dlaczego
ja tak pozno ide spac, przeciez my powinnismy o 6tej rano wyjechac. Kopara mi
na takie dictum opadla poteznie, bo mapa gugla mi mówi, ze dluzej niz 3.5
godziny jechac nie bedziemy, a moze i krocej jesli nie bedzie przestojów i mamy
3 rozne trasy do wybory w tym jedna nieco kontrowersyjna bo prawie przez miasto
dwuliterowe czyli Uć.
Fader na
Uć strasznie naplul, ze taki kawal itp, na droge numer dwa tez bo przez Plock i
jest byle jaka, wiec wybarlismy teoretycznie najkrótsza – przez Plonsk i na
Torun. Nie oponowalam, bo chociaz uwazalam ze ta Uć bylaby najlatwiejsza to jak
Fader sie nakreci do tego stopnia, to nie warto z nim dyskutowac tylko lepiej
plynac jak martwa ryba z pradem.
To
poplynelam.
Tylko w
sprawie wyjazdu kolo 8mej bylam nieprzejednana (tzn obudzil mnie oczywiscie
o 6tej rzucacjac sie po kuchni i gwizdac czajnikiem, ale w koncu to ja mialam kierowac
wiec niech sie rzuca, a ja ‘pospalam’ zgodnie z planem) przez co Fader byl
okropnie niezadowolony i kompletnie irracjonalnie moim zdaniem upieral sie, ze
bedziemy jechac 5 godzin itp.
Bylo to o tyle dziwne, ze normalnie nad morze
jedziemy jakies 4.5 godziny, a Grudziadz jest jednak sporo blizej, a na dodatek
miedzy swietami, a Nowym rokiem ruch na drogach nie jest az taki wsciekly, bo ludzie
czesto jednak pracuja w te dni, a jak juz maja urlop to czesciej siedza gdzie
sie akurat zatrzymali na swieta.
We srode
wieczorem, dosc wprawdzie poznym, ale jednak dobrze przed 23cia, tknieta irracjonalnym
niepokojem (którego zycie nauczylo mnie NIE ignorowac), bo w Grudziadzu z tym
zamkiem to dosc krucho jest, tzn sa tylko jego ruiny, a Bozenka uparcie
operowalam zamkiem, a nie np muzeum czy Brama Wodna wyslalam maila pt.“Synchornizuje
nawidakcje” i o tresci takiej:
“Zamek
czyli zamkowa w parku czy zamek czyli muzeum czyli brama wodna i ulica np
szkolna czy cos?
Macie jakies parkowanie na oku czy spontan?
Dobranoc :)”
Rano
przed wyjazdem naszym z domu odpowiedzi jeszcze rzadnej nie bylo, a w czasie
jazdy maili nie czytuje z zalozenia – okropnie trzesie, a jedna reke na
kierownicy jednak musze trzymac szczególnie na drogach na Planecie Ojczystej,
wiec kiepsko sie czyta na malym ekranie.
Pojechalismy.
Na
platnej zatrzymalismy sie na jednym z parkingów celem “odcedzenia kartofelków”
i stamtad nadalam sygnal do Wasów mowiac, ze jestemy jez nie daleko bo okolo
30/40 kilometrów, i pojechalismy dalej.
Trasa
wybrana przez Fadera okazala sie troche niewypalem – troche bo ja nie bylam
zaskoczona – zawsze jak ta droga jade mam mase TIRów co przy ciaglych opadach
deszczu na zmiane z mrzawka i nawet chwilami deszczu ze sniegiem (juz w
Grudziadzu) bylo spowalniajace i uciazliwe, ale mimo tego wszystkiego do miasta
wjechalismy pare minut po 11tej, czego sobie glupkowato pogratulowalam w duchu.
Oczywiscie
pomylilam na wstepie drogi na wjezdzie do Grudziadza, bo nasza nawidakcja jest
nieco nieaktualna i nowych objazdów oraz estakad nie uwzglednia, ale poniewaz
mapa wiodla nas w dosc losowe miejsce tzn w okoloce ulicy Zamkowej to sie nie
przejelam tylko korzystajac z okazji (dogodnych zatoczek parkingowych obok
parku, który okazal sie cmetarzem), przystanelam celem nawiazania kontaktu z
Wasami.
Bozenka
poinformowala mnie, ze oni tez juz sa, tzn ze dotarli na miejsce i siedza w
lokalnym Maku i pija kawe. Majac na wzgledzie dotychczasowe osiagniecia przy
próbach spotkania sie z Wasami – tzn zawsze sie spotykamy, ale czasem ciezko
doprecyzowac punkt zbiorczy bo wciaz jeszcze czesciej spieszona-zrowerowana
Bozenka operuje innymi parametrami niz do glebi DNA zmotoryzowana i cierpiaca
na dysgeografie ja, doprecyzowalam gdzie ten Mak jest.
Otóz Mak
byl przy ulicy Piastowskiej.
No to nie
wiele myslac i dosc zadowolona z siebie wbilam w nawidakcje czolgowa ulice
Piastowska, liczac dosc slusznie ze bedac na wlasciwej ulicy Maka namierze
wzrokowo, poinformowalam Fadera co i jak i ruszylismy.
Grudziadz okazal sie
umierkowanie przyjazny dla obcokrajowców, tfu dla przyjezdnych i na ulice
Piastowska dotarlam, Maka namierzylam, wbilam na parking, dokonalam poprawki
parkingowej, ogacilismy sie z Faderem bo jednak padala ta breja, i dosc dobrych
humorach wbilismy do Maka, z oczami na szypulkach rozgladajac sie za Wasami.
Mak zbyt
wielki nie byl, wiec garnelam go dosc latwo jednym rzutem oka.
Wasów nie
widac i nie slychac.
Hm…
Moze cos
jednak podjadaja nie pomni, ze idziemy na dobre zarelko za pare godzin -pomyslalam –
dzieci nie zegarki i moga potrzebowac paszy czesciej nic my, wiec ruszylam w
obchód zagladajac wszystkim w zeby i budzac nieco niepokoju w niektórych
klientach lokalu.
Wasów
brak.
Wychodków
nie sprawdzalam bo jednak jest ich czwórka wiec wszycy na raz by sie nie udali
do dwóch kibelków.
Wyciagnelam
telefon i dzwonie.
“Sluchaj
ja chyba jestem w niewlasciwym Maku, bo Was tu nie ma?”
“Jestesmy.
Chodzimy dokola. i zamek tuz obok tu jest. Chyba musisz byc w niewlasciwym.”
“Przy
Piastowskiej?”
“Przy.”
“A ona
sie tu z jakas inna krzyzuje w tej okolicy – widzisz moze jakas inna ulice?”
“Yyyy,
Narutowicza?”
“ok,
zaraz poszukam”
“A masz
na czym?”
“Tak
tylko w samochodzie, a my w nim nie siedzimy w tej chwili. Zaraz pojedziemy
szukac.”
Fader nie
przejal sie sytuacja i zgodnie poszedl ze mna do czolgu. Przekopywanie
nawidakcji w samochodzie, a nastepnie mapy gugla przynioslo odkrycie
straszliwe. Skrzyzowanie miedzy Pastowska, a Narutowicza nie istnieje, a
wielkosc miasta poddala w watpliwosc wystepowanie dwóch Makuff przy tej samej
ulicy. Zamku tez ni bylo widac.
Tu tknelo
mnie okropne uczucie i zadzwonilam ponownie.
“Ty,
prosze Cie wez mi powiedz, ze jestesmy w tym samym miescie?”
Cisza,
ale krótka.
“No w
Malborku”
“oh qr…a.
a my w Grudziadzu.”
Cisza.
Tym razem dosc dluga. “No to GRUBO” dodala gorobwym dosc glosem Bozenka.
“No to
wyjasnia sprawe, bo tu obie te ulice wystepuja, ale na dwoch roznych koncach
miasta i nie krzyzuja sie w zaden sposób…”
“O rany,
to co teraz?” albo cos w ten desen zagaila Bozenka.
Ja na
stronie do Fadera – “Ty oni sa w Malborku.”
Fader do
mnie “No to jedziemy do Malborka”
Ja z ulga
zamaskowana rechotem do sluchawki:
“No to
tego, to idzcie sobie pozwiedzac albo cos, a my dolaczymy za czas jakis. Fader
powiedzial, ze jedziemy do Malborka”
A w tle
usilowalam panicznie dosc przypomniec sobie jak to daleko, ale mialam wrazenie
ze nie jakos strasznie.
Dodalam
tez, do sluchawki, ze maja poszukac jakiejs knajpy na obiad, bo te które
sugerowala to sa kolo nas w Grudziadzu, a ta z Malborka nam znana jest na zime
zamknieta.
I
pojechalismy.
W drodze
jeszcze wyznalam Faderowi, który swiecil triumfy bo chcial Malbork od poczatku,
ze chyba mial przeczucie z tym wczesnym wyjazdem, bo jakbym miala siwadomosc,
ze to Malbork to bysmy faktycznie wyjechali o te godzien wczesniej!
Godzine
pozniej, w strugach deszczu – chyab gorszego niz w Grudziadzu, dojechalismy do
Malborka, do wlasciwego Maka i chyba na oczach Wasów, kompletnie ich ignorujac
(ja widzialam swiat na zólto, a parking z parkometrem mi nie odpowiadal)
zawrocilismy i pojechalismy na parking przy samym zamku – znany nam z
poprzedniej wizyty.
Schodzac
do wychodak w centrum wizytowym zamku uslyszalam smsy, a tresc ich byla
“Wy co,
zabaczyliscie nas i zawróciliscie” “Powaznie pytam bo Wam miejsce kolo nas
trzymam”
Niestety
podziemia toaletowe uniemozliwily kontakt, ale po konsultacji z Nogatem czy tam
jakas inna rzeka lokalna nawiazalam dialog z Bozenka i udalo nam
zsynchronizowac lokalizacje.
Na
powitanie Stefan, nieco jeszcze nieswój na usmiechnietym jednakowoz obliczu oznajmil nam, ze jak uslyszal
co sie stalo od Malzonki to tylko sie ucieszyl, ze w sierpniu udalo nam sie do
wlasciwego Frankfurtu dojechac.
Ja zas
zapytalam Bozenki, która z nas to opisze i uslyszalam:
“Ty
wyglosilas kultowa wypowiedz, masz prawo pierwszenstwa.”
I slowo
cialem… tfu wpisem sie stalo i niech sluzy za przestroge tym którzy mieliby
chec mnie na swej drodze spotkac, albo co wiecej – udac sie ze mna w podróz
jakowas…
Co do
reszty, to juz pozostawie Bozence decyzje co do relacji lub tez jej braku!
|
Wasy z Faderem na Sali Wielkiego Komtura, czy cós... |
PS
Wieczorem
juz w Stolycy odkrylam odpowiedz od Bozenki, która, gdybym ja otrzymala przed
wyjazdem, dalaby mi do myslenia na tyle aby sie dopytala czy na pewno mówimy o
tym samym miejscu, bo juz to spotkanie pod zamkiem mnie niepokoilo czemu dalam
wyraz synchornizujac mailowo nawidakcje.
PPS
Bo pewnie
wszystkich ciekawi jaki byl ten numer mojej chrzestnej i jej narzeczonego -
otóz umawiali sie na placu na litere N i oboje stawili sie na miejscu
tylko jadno na Placu Narutowicza, a drugie Na Rozdrozu... istnialo duze ryzyko,
ze chrzestna moja za maz sie jednak nie wyda, ale chyab ktores z nich
zorientowalo sie w oszybce i odnalazlo to drugie, wsciekle i gotowe do
oddalenia sie w sina dal, w ostatnim momencie. Zdaje sie, ze ten numer zostal
przez nas przebity z przytupem...