Otóz
mianowicie umówilam sie z Wasami na randke i udalo nam sie odstawic numer mojej
chrzestnej ze swoim wówczas narzeczonym, tylko jednak na wieksza skale.
Ale od
poczatku, tzn prawie od poczatku.
Uzgodnilysmy
z Bozenom w rzeczywistosci wirtualnej, ze spróbujemy sie spotkac jeszcze raz w
Starym Roku, zwazywszy na warunki pogodowa gdzies gdzie mozna pod dachem
spedzic nieco czasu, a zwazywszy tez na krótkosc dnia, gdzies gdzie i oni i my
dotrzemy w czasie krotszym niz 4 godziny jazdy. To znaczy Stolyca tez byal
brana marginalnie pod uwage, ale jak sie okazalo glownie przez na dwie, bo
rodzina Wasuff jednak wolala co innego, ale po kolei.
Skoro nie
Trójmiasto i nie Stolyca to zerknelam na mape i strzelilam z glupia frant, ze
moze Malbork, bo i dach jest i zarabista knajpe tam maja, od nic wprawdzie
blizej niz od nas, ale nas to nie przerazalo.
Nas,
albowiem na luzno rzucona mysl, Fader wyrazil brak niecheci. To wbrew pozorm
jest oznaka dzikiego entuzjazmu i jest to w naszej rodzinie genetycznei
uwarunkowane.
Dodam tez
tytulem wyjasnienie, ze zabieram Fadera na rozne wycieczki, bo lubie, a nie bo
musze, a takze bo przyjezdzam na Planete Ojczysta glównie dla niego (a takze
paru innych biednych ofiar mojej sympatii i przywiazania, mysle ze wiedza kim
sa i nie musze tu ich wyliczac), wiec o ile nie mam w planach popijawy z
rowiesnikami (+/- dekada) to proponuje Faderowi wpoludzial, a on albo refletuje
albo nie. Tym razem najwyrazniej reflektowal.
Owszem,
jest tez drugie dno – jak jedzie ze mna to mam nie tylko do dyspozycji jego
pojazd, ale rowniez paliwo do niego ;).
Ale to troche skutek uboczny, bo Fader tak lubi - nie mam oporów przy
finansowaniu wlasnych eskapad.
Pomine tu
dywagacje na temat co to bedzie jak nawali tego bialego gówna i stoickiego
wyjasniania, ze sie wycieczke odwola, bo druga strona to tez nie samobójcy i sniegogryzarki
na podoredziu nie maja i wróce do clou czyli do wyboru lokalizacji.
Bozenka
troche krecila nosem na ten Malbork, bo byli tam latem i nawet na zamek nie
chcieli wejsc, bo im ten zamek obrzydzil serial Wiedzmin.
Ja z
kolei bylam na tymze zamku pare razy i nawet go lubie, mimo ze ma agresywne
posadzki w niektórych przejsciach, a juz w knajpie pt Gothic Café jestem
zakochana.
Fader tez
zasugerowal Malbork, troche zapominajac ile sie od niego jedzie, ale nie
zamierzalam korygowac jego pogladów.
Ale skoro
druga polowa spotkania nie wyrazala entuzjazmu to juz nie napieralam,
aczkolwiek knajpe Bozence przedstawilam.
Zaproponowalam
zatem Ostróde i okoliczny Grunwald bo maja tam i zamek (w tym pierwszym) i museum
(w tym drugim) i na pewno jakies knajpy sie znajda, a na dodatek jest to
praktycznei w polowie drogi pomiedzy naszymi bazami wypadowymi.
To
zostalo przyjete na liste propozycji, po czym pod wieczór zaskoczona poteznie
Bozenka poinformowala mnie, ze rodzina woli jednak Malbork.
Do
wyprawy bylo jeszcze pare tygodni.
W
pierwszym dekanie Grudnia odkrylam z rozpacza, ze choc Zamek Komturów
Krzyzackich dla turystów jest miedzy swietami, a nowym rokiem dostepny to
Gothic Café zamyka sie na sezon zimowy i nie bedzie mozna sie tam pozywic w
terminie przez nas upragnionym o czym z rozpacza poinformowalam Bozenke. Ta
srednio zmartwiona odparla, ze jest jeszcze opcja miasto Grudziadz.
Zaintrygowana
wyrazilam zgode na te opcje i zaczelam ten Grudziadz obwachiwac i o ile wiecej
tam atrakcji na powietrzu niz pod dachem, co wspomnialam Bozence, to jest tam
miedzy innymi muzeum i cos jeszcze i pare bardzo ciekawie wygladajacych
restaturacji i jest tez nieco blizej od Stolycy niz Malbork. Marginalnie, ale
jednak blizej.
Fader
zaaprobowal opcje acz mamrotal nieco rozczarowany, ze ten Malbork to taki fajny
pomysl byl i tak knajpa, czyli kompletnie wypierajac moje zapewnienia, ze
knajpa jest zamknieta, wiec nie ma co zalowac.
Juz na
Planecie Ojczystej bedac obie (znaczy po moim przyjezdzie) uzgodnilysmy z
Bozenka termin – czwartek po swietach (bo mialam plany na piatkowy wieczór, z
których nic nie wyszlo, ale to inna historia). Podeslalam tez linki paru
restaturacji w Grudziadzu, otwartych i wygladajacych obiecujaco, nieco
niespokojna bo opcje bezmiesne wygladaly dosc skromnie, ze slowami:
“Muzeum
od 10tej do 15tej otwarte.
A na obiad moze czarci mlyn?
Www.czarci.pl
Pisza ze maja nawet wege przekaski (oraz pierogi rozne)
Albo
Bodega.com.pl
Aczkolwiek nie wyglada na nadmiernie przyjazna dla bezmiesnych... :(”
A na obiad moze czarci mlyn?
Www.czarci.pl
Pisza ze maja nawet wege przekaski (oraz pierogi rozne)
Albo
Bodega.com.pl
Aczkolwiek nie wyglada na nadmiernie przyjazna dla bezmiesnych... :(”
Bozenka
uspokoila mnie, ze sprawdzila menu w obu i opcje sa akceptowalne i napisala:
“to co, o
11 możemy się spotkać pod zamkiem?
Restauracje
obie mogą być, sprawdzałam pełne menu Bodegi i mają makarony, ryby i pirogi
ruskie, więc nie ma problemu :)”
No to
uspokojna upewnilam sie tylko, ze mówimy o czwartku, bo rozmowa odbywala sie we
wtorek, zeby nie okazalo sie ze Wasy pojada tam w innym terminie, nizeli my i kontynuowalam
swietowanie polegajace na ogladaniu filmu i nadrabianiu strat poniesionych
przed 1.5 miesiaca bez czekolady i innych slodyczy.
W srode
Fader dostal strasznej paranoi na tle “o której my musimy wyjechac”. Nie
chcialam sie z nim nadmiernie klócic wiec poinformowalam go ze zgrubnie na 11ta
sie umówilismy, ale przesz moga se polazic bez nas jesli sie na 11ta punkt nie
wyrobimy. To nie pomoglo tylko Fadera rozjuszylo, bo co to ma znaczyc i dlaczego
ja tak pozno ide spac, przeciez my powinnismy o 6tej rano wyjechac. Kopara mi
na takie dictum opadla poteznie, bo mapa gugla mi mówi, ze dluzej niz 3.5
godziny jechac nie bedziemy, a moze i krocej jesli nie bedzie przestojów i mamy
3 rozne trasy do wybory w tym jedna nieco kontrowersyjna bo prawie przez miasto
dwuliterowe czyli Uć.
Fader na
Uć strasznie naplul, ze taki kawal itp, na droge numer dwa tez bo przez Plock i
jest byle jaka, wiec wybarlismy teoretycznie najkrótsza – przez Plonsk i na
Torun. Nie oponowalam, bo chociaz uwazalam ze ta Uć bylaby najlatwiejsza to jak
Fader sie nakreci do tego stopnia, to nie warto z nim dyskutowac tylko lepiej
plynac jak martwa ryba z pradem.
To
poplynelam.
Tylko w
sprawie wyjazdu kolo 8mej bylam nieprzejednana (tzn obudzil mnie oczywiscie
o 6tej rzucacjac sie po kuchni i gwizdac czajnikiem, ale w koncu to ja mialam kierowac
wiec niech sie rzuca, a ja ‘pospalam’ zgodnie z planem) przez co Fader byl
okropnie niezadowolony i kompletnie irracjonalnie moim zdaniem upieral sie, ze
bedziemy jechac 5 godzin itp.
Bylo to o tyle dziwne, ze normalnie nad morze
jedziemy jakies 4.5 godziny, a Grudziadz jest jednak sporo blizej, a na dodatek
miedzy swietami, a Nowym rokiem ruch na drogach nie jest az taki wsciekly, bo ludzie
czesto jednak pracuja w te dni, a jak juz maja urlop to czesciej siedza gdzie
sie akurat zatrzymali na swieta.
We srode
wieczorem, dosc wprawdzie poznym, ale jednak dobrze przed 23cia, tknieta irracjonalnym
niepokojem (którego zycie nauczylo mnie NIE ignorowac), bo w Grudziadzu z tym
zamkiem to dosc krucho jest, tzn sa tylko jego ruiny, a Bozenka uparcie
operowalam zamkiem, a nie np muzeum czy Brama Wodna wyslalam maila pt.“Synchornizuje
nawidakcje” i o tresci takiej:
“Zamek
czyli zamkowa w parku czy zamek czyli muzeum czyli brama wodna i ulica np
szkolna czy cos?
Macie jakies parkowanie na oku czy spontan?
Dobranoc :)”
Macie jakies parkowanie na oku czy spontan?
Dobranoc :)”
Rano
przed wyjazdem naszym z domu odpowiedzi jeszcze rzadnej nie bylo, a w czasie
jazdy maili nie czytuje z zalozenia – okropnie trzesie, a jedna reke na
kierownicy jednak musze trzymac szczególnie na drogach na Planecie Ojczystej,
wiec kiepsko sie czyta na malym ekranie.
Pojechalismy.
Na
platnej zatrzymalismy sie na jednym z parkingów celem “odcedzenia kartofelków”
i stamtad nadalam sygnal do Wasów mowiac, ze jestemy jez nie daleko bo okolo
30/40 kilometrów, i pojechalismy dalej.
Trasa
wybrana przez Fadera okazala sie troche niewypalem – troche bo ja nie bylam
zaskoczona – zawsze jak ta droga jade mam mase TIRów co przy ciaglych opadach
deszczu na zmiane z mrzawka i nawet chwilami deszczu ze sniegiem (juz w
Grudziadzu) bylo spowalniajace i uciazliwe, ale mimo tego wszystkiego do miasta
wjechalismy pare minut po 11tej, czego sobie glupkowato pogratulowalam w duchu.
Oczywiscie
pomylilam na wstepie drogi na wjezdzie do Grudziadza, bo nasza nawidakcja jest
nieco nieaktualna i nowych objazdów oraz estakad nie uwzglednia, ale poniewaz
mapa wiodla nas w dosc losowe miejsce tzn w okoloce ulicy Zamkowej to sie nie
przejelam tylko korzystajac z okazji (dogodnych zatoczek parkingowych obok
parku, który okazal sie cmetarzem), przystanelam celem nawiazania kontaktu z
Wasami.
Bozenka
poinformowala mnie, ze oni tez juz sa, tzn ze dotarli na miejsce i siedza w
lokalnym Maku i pija kawe. Majac na wzgledzie dotychczasowe osiagniecia przy
próbach spotkania sie z Wasami – tzn zawsze sie spotykamy, ale czasem ciezko
doprecyzowac punkt zbiorczy bo wciaz jeszcze czesciej spieszona-zrowerowana
Bozenka operuje innymi parametrami niz do glebi DNA zmotoryzowana i cierpiaca
na dysgeografie ja, doprecyzowalam gdzie ten Mak jest.
Otóz Mak
byl przy ulicy Piastowskiej.
No to nie
wiele myslac i dosc zadowolona z siebie wbilam w nawidakcje czolgowa ulice
Piastowska, liczac dosc slusznie ze bedac na wlasciwej ulicy Maka namierze
wzrokowo, poinformowalam Fadera co i jak i ruszylismy.
Grudziadz okazal sie
umierkowanie przyjazny dla obcokrajowców, tfu dla przyjezdnych i na ulice
Piastowska dotarlam, Maka namierzylam, wbilam na parking, dokonalam poprawki
parkingowej, ogacilismy sie z Faderem bo jednak padala ta breja, i dosc dobrych
humorach wbilismy do Maka, z oczami na szypulkach rozgladajac sie za Wasami.
Mak zbyt
wielki nie byl, wiec garnelam go dosc latwo jednym rzutem oka.
Wasów nie
widac i nie slychac.
Hm…
Moze cos
jednak podjadaja nie pomni, ze idziemy na dobre zarelko za pare godzin -pomyslalam –
dzieci nie zegarki i moga potrzebowac paszy czesciej nic my, wiec ruszylam w
obchód zagladajac wszystkim w zeby i budzac nieco niepokoju w niektórych
klientach lokalu.
Wasów
brak.
Wychodków
nie sprawdzalam bo jednak jest ich czwórka wiec wszycy na raz by sie nie udali
do dwóch kibelków.
Wyciagnelam
telefon i dzwonie.
“Sluchaj
ja chyba jestem w niewlasciwym Maku, bo Was tu nie ma?”
“Jestesmy.
Chodzimy dokola. i zamek tuz obok tu jest. Chyba musisz byc w niewlasciwym.”
“Przy
Piastowskiej?”
“Przy.”
“A ona
sie tu z jakas inna krzyzuje w tej okolicy – widzisz moze jakas inna ulice?”
“Yyyy,
Narutowicza?”
“ok,
zaraz poszukam”
“A masz
na czym?”
“Tak
tylko w samochodzie, a my w nim nie siedzimy w tej chwili. Zaraz pojedziemy
szukac.”
Fader nie
przejal sie sytuacja i zgodnie poszedl ze mna do czolgu. Przekopywanie
nawidakcji w samochodzie, a nastepnie mapy gugla przynioslo odkrycie
straszliwe. Skrzyzowanie miedzy Pastowska, a Narutowicza nie istnieje, a
wielkosc miasta poddala w watpliwosc wystepowanie dwóch Makuff przy tej samej
ulicy. Zamku tez ni bylo widac.
Tu tknelo
mnie okropne uczucie i zadzwonilam ponownie.
“Ty,
prosze Cie wez mi powiedz, ze jestesmy w tym samym miescie?”
Cisza,
ale krótka.
“No w
Malborku”
“oh qr…a.
a my w Grudziadzu.”
Cisza.
Tym razem dosc dluga. “No to GRUBO” dodala gorobwym dosc glosem Bozenka.
“No to
wyjasnia sprawe, bo tu obie te ulice wystepuja, ale na dwoch roznych koncach
miasta i nie krzyzuja sie w zaden sposób…”
“O rany,
to co teraz?” albo cos w ten desen zagaila Bozenka.
Ja na
stronie do Fadera – “Ty oni sa w Malborku.”
Fader do
mnie “No to jedziemy do Malborka”
Ja z ulga
zamaskowana rechotem do sluchawki:
“No to
tego, to idzcie sobie pozwiedzac albo cos, a my dolaczymy za czas jakis. Fader
powiedzial, ze jedziemy do Malborka”
A w tle
usilowalam panicznie dosc przypomniec sobie jak to daleko, ale mialam wrazenie
ze nie jakos strasznie.
Dodalam
tez, do sluchawki, ze maja poszukac jakiejs knajpy na obiad, bo te które
sugerowala to sa kolo nas w Grudziadzu, a ta z Malborka nam znana jest na zime
zamknieta.
I
pojechalismy.
W drodze
jeszcze wyznalam Faderowi, który swiecil triumfy bo chcial Malbork od poczatku,
ze chyba mial przeczucie z tym wczesnym wyjazdem, bo jakbym miala siwadomosc,
ze to Malbork to bysmy faktycznie wyjechali o te godzien wczesniej!
Godzine
pozniej, w strugach deszczu – chyab gorszego niz w Grudziadzu, dojechalismy do
Malborka, do wlasciwego Maka i chyba na oczach Wasów, kompletnie ich ignorujac
(ja widzialam swiat na zólto, a parking z parkometrem mi nie odpowiadal)
zawrocilismy i pojechalismy na parking przy samym zamku – znany nam z
poprzedniej wizyty.
Schodzac
do wychodak w centrum wizytowym zamku uslyszalam smsy, a tresc ich byla
“Wy co,
zabaczyliscie nas i zawróciliscie” “Powaznie pytam bo Wam miejsce kolo nas
trzymam”
Niestety
podziemia toaletowe uniemozliwily kontakt, ale po konsultacji z Nogatem czy tam
jakas inna rzeka lokalna nawiazalam dialog z Bozenka i udalo nam
zsynchronizowac lokalizacje.
Na
powitanie Stefan, nieco jeszcze nieswój na usmiechnietym jednakowoz obliczu oznajmil nam, ze jak uslyszal
co sie stalo od Malzonki to tylko sie ucieszyl, ze w sierpniu udalo nam sie do
wlasciwego Frankfurtu dojechac.
Ja zas
zapytalam Bozenki, która z nas to opisze i uslyszalam:
“Ty
wyglosilas kultowa wypowiedz, masz prawo pierwszenstwa.”
I slowo
cialem… tfu wpisem sie stalo i niech sluzy za przestroge tym którzy mieliby
chec mnie na swej drodze spotkac, albo co wiecej – udac sie ze mna w podróz
jakowas…
Co do
reszty, to juz pozostawie Bozence decyzje co do relacji lub tez jej braku!
Wasy z Faderem na Sali Wielkiego Komtura, czy cós... |
PS
Wieczorem
juz w Stolycy odkrylam odpowiedz od Bozenki, która, gdybym ja otrzymala przed
wyjazdem, dalaby mi do myslenia na tyle aby sie dopytala czy na pewno mówimy o
tym samym miejscu, bo juz to spotkanie pod zamkiem mnie niepokoilo czemu dalam
wyraz synchornizujac mailowo nawidakcje.
PPS
Bo pewnie
wszystkich ciekawi jaki byl ten numer mojej chrzestnej i jej narzeczonego -
otóz umawiali sie na placu na litere N i oboje stawili sie na miejscu
tylko jadno na Placu Narutowicza, a drugie Na Rozdrozu... istnialo duze ryzyko,
ze chrzestna moja za maz sie jednak nie wyda, ale chyab ktores z nich
zorientowalo sie w oszybce i odnalazlo to drugie, wsciekle i gotowe do
oddalenia sie w sina dal, w ostatnim momencie. Zdaje sie, ze ten numer zostal
przez nas przebity z przytupem...
Jacie, żyjesz!
ReplyDeleteAle przeczytam poźniej, dobra?
A nie no zyje, czemu nie tylko niedoczas doglebny posiadam na stanie od maja, a odkad prace zmienilam to podwojnie.
DeleteZ dobrze poinformowanego źródła wiem, że to pomieszanie z poplątaniem wynikło głównie z tego, że a) padło w tym umawianiu się stanowczo zbyt wiele lokalizacji, b) Bożena na menu restauracji spojrzała, ale już na adres to nie spojrzała, wyczytawszy, że skoro TAMTA restauracja jest zamknięta, to lecą dwie inne do obczajenia ;))
ReplyDeletePoza tym to Bożenka spieszy wyjaśnić, że ona osobiście i reszta też w zasadzie, to lubio z Faderem podróżować i się stołować, ponieważ jest on szalenie szarmanckim Profesorem, którego się przyjemnie słucha i gdybyż było inaczej, to by od razu padł komunikat, że jak tak, to nie. ;)))))
Poza tym to każde tu słowo jest prawdziwe, zaiste rzetelny z Ciebie kronikarz :D
Poza tym 2., to weź zobacz, że to chyba niejaki Narutowicz tutaj coś broi ostro, spoglądając złośliwym okiem z fasad budynków, którym patronuje. ;)
P.S. Orzeszki! Ciekarol, łostre gady, że chyba pieką dwa razy, co? Pyszka :D Na razie Bożena ma jeden raz pieczenia za sobą, ale spodziewa się ciągu dalszego ;)))))
czyzbym wreszcie stosownie ostre trafila? no!! a mialy byc i ostrzejsze (naga jolk(i)a mowi cos Bozence? ;) ), ale dostawa byla ryzykownie bliska mojego wylotu.
DeleteCos ten Narutowicz szpaci faktycznie ;) A takze biorac pod uwage moje dotychczasowe osiagniecia to nie migam sie od brania na klate winy, bo tego... w koncu to ja a nie Bozenka do sadu leciala, doslownei i w przenosni o dzien za wczesnie, a bilet na samolot kupila Faderu na wlasne nazwisko, czy tez miala wracac tego samego dnia z Paryza pociagiem, a z Warszawy samolotem...
Oraz podobno cechy sie po chrzestnej na dziewczynke przenosza i jesli ja tak pobralam i wzmocnilam zdolnosci mojej chrzestnej to czego dokona moja CO zwana tez Smoczatkiem?? Strach sie bac no...
ORaz wiedzac jaka jestem zdolna powinnam byla jednak nie rzucac ulicami tylko miasto tez potweirdzic podczas synchronizacji nawidakcji lol.
Ale i tak komentarz Stefana o wlasciwym Frankfurcie zrobil mi dzien ;)
a po ostatnie no halo, moglo byc gorzej - pameita Bozenka tego kolesia co zamiast do Sydney w Australii rabnal sie przy pisaniu i kupil bilet i polecial do... Sidney, Montana, USA... https://www.dailytelegraph.com.au/news/nsw/welcome-to-sidney-usa/news-story/a1a064b969afb10a459f5ba3ec1da9c2?sv=3e2c1855181adcc7bed32e8a131f53d0
Tak, ze cieszmy sie zaiste, ze tylko mi sie do Malbroka przez centrum Grudziadza ze Stolycy udalo dojechac ;)
No ostre są niemożebnie :D Agatka oblizała tylko palec i potem jęła biegać w tę i nazad, a to w stanie gorączki aktualnie panującej, tak że dobrze obrazuje ostrość :D Bożena poczeka do jutra na wspomnienie i dokończy paczkę :D
DeleteNaga Jolk(i)a nic a nic na razie nie dzwoni, ale może to ze zmęczenia. Wszak z nowym rokiem nowym krokiem, prawdaż. :)))
Komentarz Stefana jednakowoż zostaje na drugim miejscu po Twoim sakramentalnym pytaniu, czy to aby na pewno to samo miasto :D
Oraz tak, fakt, że mogło być Sidney, Montana :D
naga czyli ghost pepper :) to moze jednak nastepna raza udostepnie na degustacje. Przebrzydluch mowil, ze do stir-fry mozna dodac reszte co po degustacji zostanie, bo nawet taki twardziel na ostre jak on nie dawal rady - jak dostal w prezencie pare lat temu.
DeleteTo ja czekam na reflksje po pierwszym dniu przy okazji, bo u mnie na razie groznie sie zapowiada ale dzis udalo mi sie lajtowo dzien spedzic, chociaz nieco dlugi byl.
jesssu... czytam i widze siebie, normalnie widze siebie. Na miejscu dowolnej osoby tego wydarzenia.
ReplyDeleteAle grunt ze na koncu byl happy end :D
Jest wiele rzeczy, które mogly pojsc duzo gorzej tego dnia lol.
DeleteAle popatrz to jednak pokrewienstwo blogowe to nie jest urban myth ;)
mRufa, ośmiałam się właśnie jak norka :):) zrobiłaś mi tym wpisem wieczór normalnie :) dzięki, dzięki :)
ReplyDelete... wiesz, jak w końcu najdzie Cię ochota pooglądania mojego krańca świata, to wiesz... wyśle ci mapę papierową (mam nadzieję, że umiesz czytać), bo u nas niektóre gpsy zupełnie głupieją ... a gdybyście się tak z Wąsami wybierali w kompani, to mogłabym liczyć, że nasza lokalna kałuża (jedyna taka w okolicy), jako pełna wody przyciągnie Stefana swoją wodą na tyle silnie (podobno Bożenka wspominała, że ma on magnes na wodę wbudowany), że traficie bez większych problemów, bo którędy byście nie jechali, wszystkie drogi prowadzą Tutaj :) :)
zaś gdybyście się we dwie miały wybierać, to chyba bym może jakoś Margę przekonała do wypadu na kraniec świata, gdyż zdaje się, jej orientacja geograficzna mogła by was uchronić przed zbędnymi kilometrami ;)... bo czas wolałabym marnotrawić już wspólnie niż na czekaniu
I o to wlasnie tu chodzi, zeby sie posmiac bo inaczej to by czlowiek we lzach tonal ;)
DeleteAle wez pod uwage, ze to sie tylko dzieje, jak sie w polowie drogi usiluje z kims spotkac - poprzednio na ten przyklad Torun przeczolgal Bozenke jakims trójkatnym rondem, którego ja nigdy w zyciu tam nie widzialam, a pare wizyt mam za soba :)
No i jeszcze to ze jednak do celu docieram zawsze tylko czesto trasa widokowa i nie do konca najoptymalniejsza ;) a apierowe mapy podczas jazdy czyta sie jeszcze gorzej niz emaile na telefonie :P.
Jak mam obawy co do nawidakcji to drukuje, ale zapisuje intrukcje pt droga XX 57km i w prawa w droge YY, a nastepnie usiluje zapamietac instrukcje na najblizsze 200km :).
A co do czytania map w ogóle to jednak ja jestem pokolenie które sie na mapach wychowalo i do dzis mam w bagazniku Czerwonej Blyskawicy atlas drogowy Wyspy, owszem mocno starszawy, ale miast na wyspie nie przybylo, jedynie sie pozmienialy wewnetrznie.
Oraz nie kwestionujac Margowej orientacji geo przypominam, ze nie na wiele sie zdala gdy sie okolicznosci przeciw nam sprzysiegly i jedna droge zamknely, a druga zatopily i trzecia przyprawila caly tyl samochodu o zawroty glowy roznego natezenia ;)
Deletewłaśnie przeczytałam o mojej orientacji geograficznej i mam zrobiony dzień, ja z mRufą, to byśmy na Kamczatce wylądowały, jadąc na Księżyc :D
DeleteTo jak zaplanujecie wycieczkę na Kamczatkę albo inne dalekie miejsca, to zacznę zacierać łapki z radości, gdyż zdaje się, że może się okazać, że z wielkim prawdopodobieństwem wylądujecie u mnie :) :)
Deletemożemy też zginąć bez śladu ;)
DeleteAle z hukiem ;)
Deleteto jest możliwe, acz wiesz... mamy pogotowie lotnicze ze śmigłowcem - chłopaki dadzą rade was odszukać :)
Deletemam nadzieję, że jeszcze w tym życiu się doczekam relacji "umówiliśmy się, pojechaliśmy się i sie spotkaliśmy, koniec i kropka" :D
ReplyDeletewiem, nadzieja umiera ostatnia ;)))
z Grudziądza, to już rzut moherem do Ryjewa, a tam jest Oksydek (http://oksyd.blox.pl/html) bym wybrała Ryjewo ;)))
I takiej relacji spodziewasz sie przepraszam od kogo? Ode mnie?? Czy od Bozenki? Bo tak sie sklada, ze wiem, ze tez mieli atrakcje w drodze pwortonej, ale nie bede tu nic zdradzac ;)
DeleteIksydka nie znam az na tyle, zeby mu sie na geografie zwalac ;). Ale trasa obcykana i od teraz jezdzimy peze Uc, wiec moze nas tam kiedy losy zaniosa - mówia o moich blogowych siostrach lol.
no o Tobie przeesz :D
DeleteOksydek przyjmuje wszystkich moich przyjaciół z otwartymi rękami, a nalewek ma tysiąc różnych oraz dysgeografie godną Oskara :D
spacerujemy sobie z Oksydkiem i reszta czarownic po Okydkowym lesie, pogoda piękna, rozmawiamy, śmiejemy się i liczymy, że Oksyd zna las, w końcu dziesięć lat w nim mieszka, w pewnym momencie Oksyd stwierdza, że jej przecinkę ukradli, za chwilę, że dołożyli dwie inne, znaczy ciemna dupa w środku lasu, po tym jak nas pocieszyła, że wzięła komórkę i zaraz zadzwoni po ratunek, a Berberys na to że jasne i powie, że stoimy wśród zielonych drzew na zielonym mchu, najpierw umarłam ze śmiechu, po czym właśnie Berberysowi i jej orientacji zawdzięczamy powrót do domu :D
To przesz nie byloby o czym opowiadac jakby tak veni,vidi,vici c'nie? ;)
DeleteCo innego, gdyby Veni, Vidi, Marginelli. Prawdaż. (może niekoniecznie w kontekście oryginalnym, bo ten to Bożenka ma na co dzień, ale w jakimś innym, zmarginalizowującym rzeczywiście ;) )
DeleteNie no piękna relacja :)
ReplyDeleteMyślę myślę, takich spotkań to jednak nie miałam, chociaż raz stojąc w Warszawie na skrzyżowaniu, zamówiłam taksówkę, ale owszem taksówka przyjechała, ale w Szczecinie... także jestem na dobrej drodze :P
Witma moja Mila w nowym roku :)
DeleteTo ja tylko z uberem raz mialam, w Londku, ze przyjechal na wlasciwa ulice, ale stal po zlej stronie i zasloniety innymi samochodami wiec go nie widzialam, a on mnie tez ni bo mu sie numery nie zgadxzaly na scianie i patrzyl w zla strone. zauwazylam go jak juz odjezdzal, wiec musialam wzywac nowego, niestety placac za dwóch.
Cześć i miej udany rok :P U mnie na szczęście skończyło się tylko na śmiechu, ale to było tak dawno, dzisiaj kto wie, możliwe, że wrzuciliby mnie na jakąś listę: tych pacjentów nie obsługujemy :P
DeleteTo ja jestem na takiej liscie u dilera Czerwonej Blyskawicy, juz od czasów jej poprzednika ;) tylko nie, ze "nie obslugujemy", a "obchodzic sie jak z nitrogliceryna" lol, bo moje pieniazki nadal im pasuja, tylko ja sie za mocno czepiam ;)
Deletee tam, jesteś super klientem i dobrze, że są ostrożni, przynajmniej każdy zna swoją rolę.
Deleteerm, nie bede sobie tu az takiej antyreklamy robic, ale ten sprzedwaca w 2008 to nie wyszedl za dobrze na tym, ze mi sprzedal niebieska strzale :\. Ale sam sie o to prosil! ;)
DeleteRyzyko w handlu :)
DeletePocieszasz mnie :) trzymam sie od dzis Twojej wersji - ryzyko zawodowe ;)
Deleteno! :)
DeleteHahahaaaaaaaaa
ReplyDeleteJa pojechałam odebrać kota z Gorzowa jadąc do Grodziska :))
Tez Ladnie, aczkolwiek jeszcze zalezy do którego Grodziska mialas jechac bo pare ich w Polsze jest ;)
DeleteMnie kolega wyslal w myslach do Jeleniej Góry podczas gdy ja akurat w Jastrzebiej Górze urzedowalam ;), a ze wracalam prawie przez Poznan to nawet sie nie zdziwil, ze mam "po drodze" ;)