Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday, 2 January 2018

Co grozi jak sie umawiasz z mRufa w polowie drogi, czyli dysgeografia strikes back

Bo sama nie wiem jak to inaczej okreslic, biorac pod uwage, ze Merkury z retro wyszedl 23 grudnia, a rzecz diala sie 5 dni pózniej. Jestem sklonna nawet przyjac odpowiedzialnosc na klate mojego roztargnienia i dysgeografii bo jest to wydarzenie godne moich wyczynów w czasie alternatywnym.
Otóz mianowicie umówilam sie z Wasami na randke i udalo nam sie odstawic numer mojej chrzestnej ze swoim wówczas narzeczonym, tylko jednak na wieksza skale.

Ale od poczatku, tzn prawie od poczatku. 

Uzgodnilysmy z Bozenom w rzeczywistosci wirtualnej, ze spróbujemy sie spotkac jeszcze raz w Starym Roku, zwazywszy na warunki pogodowa gdzies gdzie mozna pod dachem spedzic nieco czasu, a zwazywszy tez na krótkosc dnia, gdzies gdzie i oni i my dotrzemy w czasie krotszym niz 4 godziny jazdy. To znaczy Stolyca tez byal brana marginalnie pod uwage, ale jak sie okazalo glownie przez na dwie, bo rodzina Wasuff jednak wolala co innego, ale po kolei.

Skoro nie Trójmiasto i nie Stolyca to zerknelam na mape i strzelilam z glupia frant, ze moze Malbork, bo i dach jest i zarabista knajpe tam maja, od nic wprawdzie blizej niz od nas, ale nas to nie przerazalo.

Nas, albowiem na luzno rzucona mysl, Fader wyrazil brak niecheci. To wbrew pozorm jest oznaka dzikiego entuzjazmu i jest to w naszej rodzinie genetycznei uwarunkowane.
Dodam tez tytulem wyjasnienie, ze zabieram Fadera na rozne wycieczki, bo lubie, a nie bo musze, a takze bo przyjezdzam na Planete Ojczysta glównie dla niego (a takze paru innych biednych ofiar mojej sympatii i przywiazania, mysle ze wiedza kim sa i nie musze tu ich wyliczac), wiec o ile nie mam w planach popijawy z rowiesnikami (+/- dekada) to proponuje Faderowi wpoludzial, a on albo refletuje albo nie. Tym razem najwyrazniej reflektowal.
Owszem, jest tez drugie dno – jak jedzie ze mna to mam nie tylko do dyspozycji jego pojazd, ale rowniez paliwo do niego ;).  Ale to troche skutek uboczny, bo Fader tak lubi - nie mam oporów przy finansowaniu wlasnych eskapad.
Pomine tu dywagacje na temat co to bedzie jak nawali tego bialego gówna i stoickiego wyjasniania, ze sie wycieczke odwola, bo druga strona to tez nie samobójcy i sniegogryzarki na podoredziu nie maja i wróce do clou czyli do wyboru lokalizacji.

Bozenka troche krecila nosem na ten Malbork, bo byli tam latem i nawet na zamek nie chcieli wejsc, bo im ten zamek obrzydzil serial Wiedzmin.

Ja z kolei bylam na tymze zamku pare razy i nawet go lubie, mimo ze ma agresywne posadzki w niektórych przejsciach, a juz w knajpie pt Gothic Café jestem zakochana.

Fader tez zasugerowal Malbork, troche zapominajac ile sie od niego jedzie, ale nie zamierzalam korygowac jego pogladów.

Ale skoro druga polowa spotkania nie wyrazala entuzjazmu to juz nie napieralam, aczkolwiek knajpe Bozence przedstawilam.
Zaproponowalam zatem Ostróde i okoliczny Grunwald bo maja tam i zamek (w tym pierwszym) i museum (w tym drugim) i na pewno jakies knajpy sie znajda, a na dodatek jest to praktycznei w polowie drogi pomiedzy naszymi bazami wypadowymi.

To zostalo przyjete na liste propozycji, po czym pod wieczór zaskoczona poteznie Bozenka poinformowala mnie, ze rodzina woli jednak Malbork.
Do wyprawy bylo jeszcze pare tygodni.

W pierwszym dekanie Grudnia odkrylam z rozpacza, ze choc Zamek Komturów Krzyzackich dla turystów jest miedzy swietami, a nowym rokiem dostepny to Gothic Café zamyka sie na sezon zimowy i nie bedzie mozna sie tam pozywic w terminie przez nas upragnionym o czym z rozpacza poinformowalam Bozenke. Ta srednio zmartwiona odparla, ze jest jeszcze opcja miasto Grudziadz. 

Zaintrygowana wyrazilam zgode na te opcje i zaczelam ten Grudziadz obwachiwac i o ile wiecej tam atrakcji na powietrzu niz pod dachem, co wspomnialam Bozence, to jest tam miedzy innymi muzeum i cos jeszcze i pare bardzo ciekawie wygladajacych restaturacji i jest tez nieco blizej od Stolycy niz Malbork. Marginalnie, ale jednak blizej.

Fader zaaprobowal opcje acz mamrotal nieco rozczarowany, ze ten Malbork to taki fajny pomysl byl i tak knajpa, czyli kompletnie wypierajac moje zapewnienia, ze knajpa jest zamknieta, wiec nie ma co zalowac.

Juz na Planecie Ojczystej bedac obie (znaczy po moim przyjezdzie) uzgodnilysmy z Bozenka termin – czwartek po swietach (bo mialam plany na piatkowy wieczór, z których nic nie wyszlo, ale to inna historia). Podeslalam tez linki paru restaturacji w Grudziadzu, otwartych i wygladajacych obiecujaco, nieco niespokojna bo opcje bezmiesne wygladaly dosc skromnie, ze slowami:

“Muzeum od 10tej do 15tej otwarte.
A na obiad moze czarci mlyn?
Www.czarci.pl
Pisza ze maja nawet wege przekaski (oraz pierogi rozne)
Albo
Bodega.com.pl
Aczkolwiek nie wyglada na nadmiernie przyjazna dla bezmiesnych... :(”

Bozenka uspokoila mnie, ze sprawdzila menu w obu i opcje sa akceptowalne i napisala:

“to co, o 11 możemy się spotkać pod zamkiem?
Restauracje obie mogą być, sprawdzałam pełne menu Bodegi i mają makarony, ryby i pirogi ruskie, więc nie ma problemu :)”

No to uspokojna upewnilam sie tylko, ze mówimy o czwartku, bo rozmowa odbywala sie we wtorek, zeby nie okazalo sie ze Wasy pojada tam w innym terminie, nizeli my i kontynuowalam swietowanie polegajace na ogladaniu filmu i nadrabianiu strat poniesionych przed 1.5 miesiaca bez czekolady i innych slodyczy.

W srode Fader dostal strasznej paranoi na tle “o której my musimy wyjechac”. Nie chcialam sie z nim nadmiernie klócic wiec poinformowalam go ze zgrubnie na 11ta sie umówilismy, ale przesz moga se polazic bez nas jesli sie na 11ta punkt nie wyrobimy. To nie pomoglo tylko Fadera rozjuszylo, bo co to ma znaczyc i dlaczego ja tak pozno ide spac, przeciez my powinnismy o 6tej rano wyjechac. Kopara mi na takie dictum opadla poteznie, bo mapa gugla mi mówi, ze dluzej niz 3.5 godziny jechac nie bedziemy, a moze i krocej jesli nie bedzie przestojów i mamy 3 rozne trasy do wybory w tym jedna nieco kontrowersyjna bo prawie przez miasto dwuliterowe czyli Uć.

Fader na Uć strasznie naplul, ze taki kawal itp, na droge numer dwa tez bo przez Plock i jest byle jaka, wiec wybarlismy teoretycznie najkrótsza – przez Plonsk i na Torun. Nie oponowalam, bo chociaz uwazalam ze ta Uć bylaby najlatwiejsza to jak Fader sie nakreci do tego stopnia, to nie warto z nim dyskutowac tylko lepiej plynac jak martwa ryba z pradem.
To poplynelam. 

Tylko w sprawie wyjazdu kolo 8mej bylam nieprzejednana (tzn obudzil mnie oczywiscie o 6tej rzucacjac sie po kuchni i gwizdac czajnikiem, ale w koncu to ja mialam kierowac wiec niech sie rzuca, a ja ‘pospalam’ zgodnie z planem) przez co Fader byl okropnie niezadowolony i kompletnie irracjonalnie moim zdaniem upieral sie, ze bedziemy jechac 5 godzin itp. 
Bylo to o tyle dziwne, ze normalnie nad morze jedziemy jakies 4.5 godziny, a Grudziadz jest jednak sporo blizej, a na dodatek miedzy swietami, a Nowym rokiem ruch na drogach nie jest az taki wsciekly, bo ludzie czesto jednak pracuja w te dni, a jak juz maja urlop to czesciej siedza gdzie sie akurat zatrzymali na swieta.

We srode wieczorem, dosc wprawdzie poznym, ale jednak dobrze przed 23cia, tknieta irracjonalnym niepokojem (którego zycie nauczylo mnie NIE ignorowac), bo w Grudziadzu z tym zamkiem to dosc krucho jest, tzn sa tylko jego ruiny, a Bozenka uparcie operowalam zamkiem, a nie np muzeum czy Brama Wodna wyslalam maila pt.“Synchornizuje nawidakcje” i o tresci takiej:

“Zamek czyli zamkowa w parku czy zamek czyli muzeum czyli brama wodna i ulica np szkolna czy cos?
Macie jakies parkowanie na oku czy spontan?
Dobranoc :)”

Rano przed wyjazdem naszym z domu odpowiedzi jeszcze rzadnej nie bylo, a w czasie jazdy maili nie czytuje z zalozenia – okropnie trzesie, a jedna reke na kierownicy jednak musze trzymac szczególnie na drogach na Planecie Ojczystej, wiec kiepsko sie czyta na malym ekranie.

Pojechalismy.

Na platnej zatrzymalismy sie na jednym z parkingów celem “odcedzenia kartofelków” i stamtad nadalam sygnal do Wasów mowiac, ze jestemy jez nie daleko bo okolo 30/40 kilometrów, i pojechalismy dalej.

Trasa wybrana przez Fadera okazala sie troche niewypalem – troche bo ja nie bylam zaskoczona – zawsze jak ta droga jade mam mase TIRów co przy ciaglych opadach deszczu na zmiane z mrzawka i nawet chwilami deszczu ze sniegiem (juz w Grudziadzu) bylo spowalniajace i uciazliwe, ale mimo tego wszystkiego do miasta wjechalismy pare minut po 11tej, czego sobie glupkowato pogratulowalam w duchu. 

Oczywiscie pomylilam na wstepie drogi na wjezdzie do Grudziadza, bo nasza nawidakcja jest nieco nieaktualna i nowych objazdów oraz estakad nie uwzglednia, ale poniewaz mapa wiodla nas w dosc losowe miejsce tzn w okoloce ulicy Zamkowej to sie nie przejelam tylko korzystajac z okazji (dogodnych zatoczek parkingowych obok parku, który okazal sie cmetarzem), przystanelam celem nawiazania kontaktu z Wasami.
Bozenka poinformowala mnie, ze oni tez juz sa, tzn ze dotarli na miejsce i siedza w lokalnym Maku i pija kawe. Majac na wzgledzie dotychczasowe osiagniecia przy próbach spotkania sie z Wasami – tzn zawsze sie spotykamy, ale czasem ciezko doprecyzowac punkt zbiorczy bo wciaz jeszcze czesciej  spieszona-zrowerowana Bozenka operuje innymi parametrami niz do glebi DNA zmotoryzowana i cierpiaca na dysgeografie ja, doprecyzowalam gdzie ten Mak jest.

Otóz Mak byl przy ulicy Piastowskiej.

No to nie wiele myslac i dosc zadowolona z siebie wbilam w nawidakcje czolgowa ulice Piastowska, liczac dosc slusznie ze bedac na wlasciwej ulicy Maka namierze wzrokowo, poinformowalam Fadera co i jak i ruszylismy.
Grudziadz okazal sie umierkowanie przyjazny dla obcokrajowców, tfu dla przyjezdnych i na ulice Piastowska dotarlam, Maka namierzylam, wbilam na parking, dokonalam poprawki parkingowej, ogacilismy sie z Faderem bo jednak padala ta breja, i dosc dobrych humorach wbilismy do Maka, z oczami na szypulkach rozgladajac sie za Wasami.

Mak zbyt wielki nie byl, wiec garnelam go dosc latwo jednym rzutem oka.

Wasów nie widac i nie slychac.

Hm…

Moze cos jednak podjadaja nie pomni, ze idziemy na dobre zarelko za pare godzin -pomyslalam – dzieci nie zegarki i moga potrzebowac paszy czesciej nic my, wiec ruszylam w obchód zagladajac wszystkim w zeby i budzac nieco niepokoju w niektórych klientach lokalu.

Wasów brak.

Wychodków nie sprawdzalam bo jednak jest ich czwórka wiec wszycy na raz by sie nie udali do dwóch kibelków.

Wyciagnelam telefon i dzwonie.

“Sluchaj ja chyba jestem w niewlasciwym Maku, bo Was tu nie ma?”
“Jestesmy. Chodzimy dokola. i zamek tuz obok tu jest. Chyba musisz byc w niewlasciwym.”
“Przy Piastowskiej?”
“Przy.”
“A ona sie tu z jakas inna krzyzuje w tej okolicy – widzisz moze jakas inna ulice?”
“Yyyy, Narutowicza?”
“ok, zaraz poszukam”
“A masz na czym?”
“Tak tylko w samochodzie, a my w nim nie siedzimy w tej chwili. Zaraz pojedziemy szukac.”

Fader nie przejal sie sytuacja i zgodnie poszedl ze mna do czolgu. Przekopywanie nawidakcji w samochodzie, a nastepnie mapy gugla przynioslo odkrycie straszliwe. Skrzyzowanie miedzy Pastowska, a Narutowicza nie istnieje, a wielkosc miasta poddala w watpliwosc wystepowanie dwóch Makuff przy tej samej ulicy. Zamku tez ni bylo widac.

Tu tknelo mnie okropne uczucie i zadzwonilam ponownie.

“Ty, prosze Cie wez mi powiedz, ze jestesmy w tym samym miescie?”

Cisza, ale krótka.

“No w Malborku”

“oh qr…a. a my w Grudziadzu.”
Cisza. Tym razem dosc dluga. “No to GRUBO” dodala gorobwym dosc glosem Bozenka.

“No to wyjasnia sprawe, bo tu obie te ulice wystepuja, ale na dwoch roznych koncach miasta i nie krzyzuja sie w zaden sposób…”

“O rany, to co teraz?” albo cos w ten desen zagaila Bozenka.

Ja na stronie do Fadera – “Ty oni sa w Malborku.”

Fader do mnie “No to jedziemy do Malborka”

Ja z ulga zamaskowana rechotem do sluchawki:

“No to tego, to idzcie sobie pozwiedzac albo cos, a my dolaczymy za czas jakis. Fader powiedzial, ze jedziemy do Malborka”

A w tle usilowalam panicznie dosc przypomniec sobie jak to daleko, ale mialam wrazenie ze nie jakos strasznie.
Dodalam tez, do sluchawki, ze maja poszukac jakiejs knajpy na obiad, bo te które sugerowala to sa kolo nas w Grudziadzu, a ta z Malborka nam znana jest na zime zamknieta.

I pojechalismy.

W drodze jeszcze wyznalam Faderowi, który swiecil triumfy bo chcial Malbork od poczatku, ze chyba mial przeczucie z tym wczesnym wyjazdem, bo jakbym miala siwadomosc, ze to Malbork to bysmy faktycznie wyjechali o te godzien wczesniej!

Godzine pozniej, w strugach deszczu – chyab gorszego niz w Grudziadzu, dojechalismy do Malborka, do wlasciwego Maka i chyba na oczach Wasów, kompletnie ich ignorujac (ja widzialam swiat na zólto, a parking z parkometrem mi nie odpowiadal) zawrocilismy i pojechalismy na parking przy samym zamku – znany nam z poprzedniej wizyty.

Schodzac do wychodak w centrum wizytowym zamku uslyszalam smsy, a tresc ich byla
“Wy co, zabaczyliscie nas i zawróciliscie” “Powaznie pytam bo Wam miejsce kolo nas trzymam”
Niestety podziemia toaletowe uniemozliwily kontakt, ale po konsultacji z Nogatem czy tam jakas inna rzeka lokalna nawiazalam dialog z Bozenka i udalo nam zsynchronizowac lokalizacje.

Na powitanie Stefan, nieco jeszcze nieswój na usmiechnietym jednakowoz obliczu oznajmil nam, ze jak uslyszal co sie stalo od Malzonki to tylko sie ucieszyl, ze w sierpniu udalo nam sie do wlasciwego Frankfurtu dojechac.

Ja zas zapytalam Bozenki, która z nas to opisze i uslyszalam:

“Ty wyglosilas kultowa wypowiedz, masz prawo pierwszenstwa.”

I slowo cialem… tfu wpisem sie stalo i niech sluzy za przestroge tym którzy mieliby chec mnie na swej drodze spotkac, albo co wiecej – udac sie ze mna w podróz jakowas…

Co do reszty, to juz pozostawie Bozence decyzje co do relacji lub tez jej braku!
Wasy z Faderem na Sali Wielkiego Komtura, czy cós...
PS
Wieczorem juz w Stolycy odkrylam odpowiedz od Bozenki, która, gdybym ja otrzymala przed wyjazdem, dalaby mi do myslenia na tyle aby sie dopytala czy na pewno mówimy o tym samym miejscu, bo juz to spotkanie pod zamkiem mnie niepokoilo czemu dalam wyraz synchornizujac mailowo nawidakcje.

PPS
Bo pewnie wszystkich ciekawi jaki byl ten numer mojej chrzestnej i jej narzeczonego - otóz umawiali  sie na placu na litere N i oboje stawili sie na miejscu tylko jadno na Placu Narutowicza, a drugie Na Rozdrozu... istnialo duze ryzyko, ze chrzestna moja za maz sie jednak nie wyda, ale chyab ktores z nich zorientowalo sie w oszybce i odnalazlo to drugie, wsciekle i gotowe do oddalenia sie w sina dal, w ostatnim momencie. Zdaje sie, ze ten numer zostal przez nas przebity z przytupem...

32 comments:

  1. Jacie, żyjesz!
    Ale przeczytam poźniej, dobra?

    ReplyDelete
    Replies
    1. A nie no zyje, czemu nie tylko niedoczas doglebny posiadam na stanie od maja, a odkad prace zmienilam to podwojnie.

      Delete
  2. Z dobrze poinformowanego źródła wiem, że to pomieszanie z poplątaniem wynikło głównie z tego, że a) padło w tym umawianiu się stanowczo zbyt wiele lokalizacji, b) Bożena na menu restauracji spojrzała, ale już na adres to nie spojrzała, wyczytawszy, że skoro TAMTA restauracja jest zamknięta, to lecą dwie inne do obczajenia ;))
    Poza tym to Bożenka spieszy wyjaśnić, że ona osobiście i reszta też w zasadzie, to lubio z Faderem podróżować i się stołować, ponieważ jest on szalenie szarmanckim Profesorem, którego się przyjemnie słucha i gdybyż było inaczej, to by od razu padł komunikat, że jak tak, to nie. ;)))))

    Poza tym to każde tu słowo jest prawdziwe, zaiste rzetelny z Ciebie kronikarz :D
    Poza tym 2., to weź zobacz, że to chyba niejaki Narutowicz tutaj coś broi ostro, spoglądając złośliwym okiem z fasad budynków, którym patronuje. ;)

    P.S. Orzeszki! Ciekarol, łostre gady, że chyba pieką dwa razy, co? Pyszka :D Na razie Bożena ma jeden raz pieczenia za sobą, ale spodziewa się ciągu dalszego ;)))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. czyzbym wreszcie stosownie ostre trafila? no!! a mialy byc i ostrzejsze (naga jolk(i)a mowi cos Bozence? ;) ), ale dostawa byla ryzykownie bliska mojego wylotu.
      Cos ten Narutowicz szpaci faktycznie ;) A takze biorac pod uwage moje dotychczasowe osiagniecia to nie migam sie od brania na klate winy, bo tego... w koncu to ja a nie Bozenka do sadu leciala, doslownei i w przenosni o dzien za wczesnie, a bilet na samolot kupila Faderu na wlasne nazwisko, czy tez miala wracac tego samego dnia z Paryza pociagiem, a z Warszawy samolotem...
      Oraz podobno cechy sie po chrzestnej na dziewczynke przenosza i jesli ja tak pobralam i wzmocnilam zdolnosci mojej chrzestnej to czego dokona moja CO zwana tez Smoczatkiem?? Strach sie bac no...
      ORaz wiedzac jaka jestem zdolna powinnam byla jednak nie rzucac ulicami tylko miasto tez potweirdzic podczas synchronizacji nawidakcji lol.
      Ale i tak komentarz Stefana o wlasciwym Frankfurcie zrobil mi dzien ;)
      a po ostatnie no halo, moglo byc gorzej - pameita Bozenka tego kolesia co zamiast do Sydney w Australii rabnal sie przy pisaniu i kupil bilet i polecial do... Sidney, Montana, USA... https://www.dailytelegraph.com.au/news/nsw/welcome-to-sidney-usa/news-story/a1a064b969afb10a459f5ba3ec1da9c2?sv=3e2c1855181adcc7bed32e8a131f53d0
      Tak, ze cieszmy sie zaiste, ze tylko mi sie do Malbroka przez centrum Grudziadza ze Stolycy udalo dojechac ;)

      Delete
    2. No ostre są niemożebnie :D Agatka oblizała tylko palec i potem jęła biegać w tę i nazad, a to w stanie gorączki aktualnie panującej, tak że dobrze obrazuje ostrość :D Bożena poczeka do jutra na wspomnienie i dokończy paczkę :D
      Naga Jolk(i)a nic a nic na razie nie dzwoni, ale może to ze zmęczenia. Wszak z nowym rokiem nowym krokiem, prawdaż. :)))

      Komentarz Stefana jednakowoż zostaje na drugim miejscu po Twoim sakramentalnym pytaniu, czy to aby na pewno to samo miasto :D

      Oraz tak, fakt, że mogło być Sidney, Montana :D

      Delete
    3. naga czyli ghost pepper :) to moze jednak nastepna raza udostepnie na degustacje. Przebrzydluch mowil, ze do stir-fry mozna dodac reszte co po degustacji zostanie, bo nawet taki twardziel na ostre jak on nie dawal rady - jak dostal w prezencie pare lat temu.
      To ja czekam na reflksje po pierwszym dniu przy okazji, bo u mnie na razie groznie sie zapowiada ale dzis udalo mi sie lajtowo dzien spedzic, chociaz nieco dlugi byl.

      Delete
  3. jesssu... czytam i widze siebie, normalnie widze siebie. Na miejscu dowolnej osoby tego wydarzenia.

    Ale grunt ze na koncu byl happy end :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest wiele rzeczy, które mogly pojsc duzo gorzej tego dnia lol.
      Ale popatrz to jednak pokrewienstwo blogowe to nie jest urban myth ;)

      Delete
  4. mRufa, ośmiałam się właśnie jak norka :):) zrobiłaś mi tym wpisem wieczór normalnie :) dzięki, dzięki :)

    ... wiesz, jak w końcu najdzie Cię ochota pooglądania mojego krańca świata, to wiesz... wyśle ci mapę papierową (mam nadzieję, że umiesz czytać), bo u nas niektóre gpsy zupełnie głupieją ... a gdybyście się tak z Wąsami wybierali w kompani, to mogłabym liczyć, że nasza lokalna kałuża (jedyna taka w okolicy), jako pełna wody przyciągnie Stefana swoją wodą na tyle silnie (podobno Bożenka wspominała, że ma on magnes na wodę wbudowany), że traficie bez większych problemów, bo którędy byście nie jechali, wszystkie drogi prowadzą Tutaj :) :)

    zaś gdybyście się we dwie miały wybierać, to chyba bym może jakoś Margę przekonała do wypadu na kraniec świata, gdyż zdaje się, jej orientacja geograficzna mogła by was uchronić przed zbędnymi kilometrami ;)... bo czas wolałabym marnotrawić już wspólnie niż na czekaniu

    ReplyDelete
    Replies
    1. I o to wlasnie tu chodzi, zeby sie posmiac bo inaczej to by czlowiek we lzach tonal ;)
      Ale wez pod uwage, ze to sie tylko dzieje, jak sie w polowie drogi usiluje z kims spotkac - poprzednio na ten przyklad Torun przeczolgal Bozenke jakims trójkatnym rondem, którego ja nigdy w zyciu tam nie widzialam, a pare wizyt mam za soba :)
      No i jeszcze to ze jednak do celu docieram zawsze tylko czesto trasa widokowa i nie do konca najoptymalniejsza ;) a apierowe mapy podczas jazdy czyta sie jeszcze gorzej niz emaile na telefonie :P.
      Jak mam obawy co do nawidakcji to drukuje, ale zapisuje intrukcje pt droga XX 57km i w prawa w droge YY, a nastepnie usiluje zapamietac instrukcje na najblizsze 200km :).
      A co do czytania map w ogóle to jednak ja jestem pokolenie które sie na mapach wychowalo i do dzis mam w bagazniku Czerwonej Blyskawicy atlas drogowy Wyspy, owszem mocno starszawy, ale miast na wyspie nie przybylo, jedynie sie pozmienialy wewnetrznie.

      Delete
    2. Oraz nie kwestionujac Margowej orientacji geo przypominam, ze nie na wiele sie zdala gdy sie okolicznosci przeciw nam sprzysiegly i jedna droge zamknely, a druga zatopily i trzecia przyprawila caly tyl samochodu o zawroty glowy roznego natezenia ;)

      Delete
    3. właśnie przeczytałam o mojej orientacji geograficznej i mam zrobiony dzień, ja z mRufą, to byśmy na Kamczatce wylądowały, jadąc na Księżyc :D

      Delete
    4. To jak zaplanujecie wycieczkę na Kamczatkę albo inne dalekie miejsca, to zacznę zacierać łapki z radości, gdyż zdaje się, że może się okazać, że z wielkim prawdopodobieństwem wylądujecie u mnie :) :)

      Delete
    5. możemy też zginąć bez śladu ;)

      Delete
    6. to jest możliwe, acz wiesz... mamy pogotowie lotnicze ze śmigłowcem - chłopaki dadzą rade was odszukać :)

      Delete
  5. mam nadzieję, że jeszcze w tym życiu się doczekam relacji "umówiliśmy się, pojechaliśmy się i sie spotkaliśmy, koniec i kropka" :D
    wiem, nadzieja umiera ostatnia ;)))

    z Grudziądza, to już rzut moherem do Ryjewa, a tam jest Oksydek (http://oksyd.blox.pl/html) bym wybrała Ryjewo ;)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. I takiej relacji spodziewasz sie przepraszam od kogo? Ode mnie?? Czy od Bozenki? Bo tak sie sklada, ze wiem, ze tez mieli atrakcje w drodze pwortonej, ale nie bede tu nic zdradzac ;)
      Iksydka nie znam az na tyle, zeby mu sie na geografie zwalac ;). Ale trasa obcykana i od teraz jezdzimy peze Uc, wiec moze nas tam kiedy losy zaniosa - mówia o moich blogowych siostrach lol.

      Delete
    2. no o Tobie przeesz :D
      Oksydek przyjmuje wszystkich moich przyjaciół z otwartymi rękami, a nalewek ma tysiąc różnych oraz dysgeografie godną Oskara :D
      spacerujemy sobie z Oksydkiem i reszta czarownic po Okydkowym lesie, pogoda piękna, rozmawiamy, śmiejemy się i liczymy, że Oksyd zna las, w końcu dziesięć lat w nim mieszka, w pewnym momencie Oksyd stwierdza, że jej przecinkę ukradli, za chwilę, że dołożyli dwie inne, znaczy ciemna dupa w środku lasu, po tym jak nas pocieszyła, że wzięła komórkę i zaraz zadzwoni po ratunek, a Berberys na to że jasne i powie, że stoimy wśród zielonych drzew na zielonym mchu, najpierw umarłam ze śmiechu, po czym właśnie Berberysowi i jej orientacji zawdzięczamy powrót do domu :D

      Delete
    3. To przesz nie byloby o czym opowiadac jakby tak veni,vidi,vici c'nie? ;)

      Delete
    4. Co innego, gdyby Veni, Vidi, Marginelli. Prawdaż. (może niekoniecznie w kontekście oryginalnym, bo ten to Bożenka ma na co dzień, ale w jakimś innym, zmarginalizowującym rzeczywiście ;) )

      Delete
  6. Nie no piękna relacja :)

    Myślę myślę, takich spotkań to jednak nie miałam, chociaż raz stojąc w Warszawie na skrzyżowaniu, zamówiłam taksówkę, ale owszem taksówka przyjechała, ale w Szczecinie... także jestem na dobrej drodze :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Witma moja Mila w nowym roku :)
      To ja tylko z uberem raz mialam, w Londku, ze przyjechal na wlasciwa ulice, ale stal po zlej stronie i zasloniety innymi samochodami wiec go nie widzialam, a on mnie tez ni bo mu sie numery nie zgadxzaly na scianie i patrzyl w zla strone. zauwazylam go jak juz odjezdzal, wiec musialam wzywac nowego, niestety placac za dwóch.

      Delete
    2. Cześć i miej udany rok :P U mnie na szczęście skończyło się tylko na śmiechu, ale to było tak dawno, dzisiaj kto wie, możliwe, że wrzuciliby mnie na jakąś listę: tych pacjentów nie obsługujemy :P

      Delete
    3. To ja jestem na takiej liscie u dilera Czerwonej Blyskawicy, juz od czasów jej poprzednika ;) tylko nie, ze "nie obslugujemy", a "obchodzic sie jak z nitrogliceryna" lol, bo moje pieniazki nadal im pasuja, tylko ja sie za mocno czepiam ;)

      Delete
    4. e tam, jesteś super klientem i dobrze, że są ostrożni, przynajmniej każdy zna swoją rolę.

      Delete
    5. erm, nie bede sobie tu az takiej antyreklamy robic, ale ten sprzedwaca w 2008 to nie wyszedl za dobrze na tym, ze mi sprzedal niebieska strzale :\. Ale sam sie o to prosil! ;)

      Delete
    6. Pocieszasz mnie :) trzymam sie od dzis Twojej wersji - ryzyko zawodowe ;)

      Delete
  7. Hahahaaaaaaaaa


    Ja pojechałam odebrać kota z Gorzowa jadąc do Grodziska :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tez Ladnie, aczkolwiek jeszcze zalezy do którego Grodziska mialas jechac bo pare ich w Polsze jest ;)
      Mnie kolega wyslal w myslach do Jeleniej Góry podczas gdy ja akurat w Jastrzebiej Górze urzedowalam ;), a ze wracalam prawie przez Poznan to nawet sie nie zdziwil, ze mam "po drodze" ;)

      Delete