Zaczelo sie od tego, ze w poniedzialek ponizszy napis przecztalam jako
The system is rolling out security ENCHANTMENTS... (System wdraza czary/uroki/zaklecia bezpieczenstwa) co samo w sobie nie jest jakies niezwykle bo jak kiedys zaczelam zglebiac nieco zagadnienia zabezpieczen systemowych i algorytmów szyfrowania to tak wlasnie sie czulam jakby czytalam magiczne inkantacje i przepisy na eliksiry:
"Ogon szczura zasuplaj dwukrotnie w prawo, nastepnie przenicuj i zasuplaj w lewo i takim sposobem wlasnie zabezpieczyles przesylany pakiet danych Potrójnym DESem"
Ale nawet od Systemu (nazwa produktu i producenta jest ta sama), który ma dosc niekonwencjonalne podejscie do takich rzeczy jak nazwy modulów czy patronatu nad nimi (taka koza na przyklad jest symbolem modulu/pakietu marketingowego) nie spodziewalam sie siegania po czary!
Enhancement idiotko, nie Enchantments!! |
Brawo ja?
Po takim poczatku moglo byc juz tylko gorzej.
Nieco pózniej udalam sie do kombo drukarkowo-xero-skanujacego celem wydrukowania, podpisania i zeskanowania, a nastepnie nadania owego skanu na moja skrzynke emailowa pewnego dokumentu dosc pilnie potrzebnego jako papierologia pewne sprawy, która sie ciagnie za mna od póltora roku (i dla wtajemniczonych - wlasnie ulega finalizacji, bez mojej obecnosci!!).
Plan wykonalam, nawet z rozpedu dwukrotnie wysylajac do siebie skan, wrócilam do laptoka, otworzylam jednego z identycznych maili, otworzylam zalacznik i troche zbaranialam bo zeskanowana strona byla pusta. Najpierw pomyslalam, ze zeskanowalam jak idiotka do góry nogami i bede sie teraz gimnastykowac, zeby odwrócic pdfa, ale nie, niz z tych rzeczy - pusta strona od góry do dolu. Z rozpedu sprawdzilam oryginal, ale nie, tekst nie wyparowal podczas skanowania.
Rozgoryczona wrócilam do druk-skanera celem powtórki i tylko tym razem uwaznie spojrzalam na znaczki na nakladce podajnika do glowicy skanujacej.
Tak
Okazalo sie ze papier trzeba klasc tekstem do góry, a ja polozylam dokument napisem do dolu, tak jakby to robila przy kopiowaniu, bo ze ja zwykle nie uzywam tej nakladki i polozylam papier tak jakbym kladla beposrednio na plycie kserokopiarki.
No i nadal brawo ja.
Dalej to byl wtorek i bardzo dlugi dzien i jak wracalam mocno zryta mentalnie wieczorem to byla osobliwa kolejka i w samym srodku tej kolejki zapalilo mi sie na pulpicie auta swiatelko smarowania - taka ikonka co wyglada jak dzbanuszek z kropla na koncu.
A to nie jest dobry znak.
Zgasla, a ja zmartwialam.
No niby moge sie zatrzyamc, ale co mi to da - ciemno jak w czarnoziemiu, olej niby mam ale bede go chyba przelewac garstka bo na Wyspowych ulicach instytucja latarni jest chyba wylacznie zarezerwowana do centrów wiekszych miast.
Dojechalam w nerwach do domu i poszlam spac, bo co wiecej moglam po nocy zdzialac.
Tlo tematu jest takie, ze jak bylam w czerwcu na badaniu technicznym to mi powiedzieli, ze oleju trzeba dolac, bo troche malawo jest.
Kazalam dolac i zapytalam o detale - czy mam sie zaczac denerwowac, bo w styczniu byla wymiana oleju, wiec raptem pól roku, czemu tak, itp.
Powiedziano mi, ze mam sobie co jakis czas sprawdzac, miec zapas jakby bylo znowu malawo, ale ze w samochodach po przekroczeniu pewnego wieku takie rzeczy zaczynaja sie dziac.
Uznalam, ze przeciez nie bede co miesiac sprawdzala skoro pól roku bylo ok no i poza tym no do cholery, tak?
Sprawdzialm zatem jakos chyba w sierpniu i nie pamietam czy bylo to po czy przed przygodzie pewnej opony i wygladalo, ze jest tego oleju ze ho-ho, wrecz czubato.
Teraz tak patrzac z perspektywy tego tygodnia zaczynam podejrzewac, ze spojrzalam ze zle strony bagnetu, ale wtedy wygladalo, ze jest elegancko, a olej byl czysciutki.
Od tamtej pory jezdzilam sporo w dluzsze trasy, a calkiem ostatnio, w pazdzierniku po pogniecionym nabrzezu Wysepki, czyli czesto na wysokich obrotach a juz najczesciej to w korkach.
Podobno takie atrakcje zwiekszaja zertosc silnika na olej.
Mysl o sprawdzeniu poziomu oleju przemykala mi przez glowe pare razy ale tak niezbyt natretnie bo przeciez dopiero 2 miesiace (no dobra, z hakiem) od poprzedniego sprawdzania, no to przesz bez przesady, nie?
Rano wstalam czarnym switem, popukalam sie w czolo bo i tak nic mi nie dawala ta pobudka skoro ciemno, ale korzystajac z czasu ogarnelam sie wczesniej przed-pracowo, naszykowalam wszystko do Kolchozu, w tym czasie zaczelo szarzec wiec wyszlam zajrzec Blyskawicy pod maske.
Przygotowalam olej, recznik papierowy, nerwy wlasne i zajrzalam.
Poziom oleju by dramatycznie niski.
To znaczy po jednej stronie bagnetu, bo po drugiej bylo go jeszcze w normie, niskiej, ale normie.
Tu przemknela mi mysl, ze moze te 2.5 miesiaca temu spojrzalam tylko na te optymistyczna strone, ale zepchnelam ja do kata, zeby sie dodatkowo nie denerwowac.
Zajrzalam ponowniem celem namierzenia gdzie ten olej, co go mam, powinnam wlac.
Nie powiem co mi to dalo, bo ilosc posiadanych przez Blyskawice nakretek, które mogly byc do oleju troche mnie przerosla, a nie moglam nic na nich wyczytac (bo sa opisanie) albowiem mimo szarówki, bylo jeszcze za ciemno.
Pobieglam zatem do domu i rzucilam sie w poszukiwanie ksiazki samochodowej.
Wbrew pozorom nie bylo to dlugie szukanie, bo moze i jestem skromnym dodatkiem do poteznego roztargnienia, to w temacie samochodowym prezentuje osobliwa pedanterie - otóz wiem doskonale gdzie mam cala papierologia dotyczaca auta.
W czasie jak wydobywalam ksiazke i wertowalam ja szukajac wlasciwego rysunku z informacja, zrobilo sie juz na tyle jasno ze jak poszlam zbrojna w wiedze to i napisy staly mi sie dostepne.
Zaczelam silowac sie z zakretka, ale ta cholera ani drgnela, ani w jedna ani w druga strone.
Rzucilam sie znowu do domu zeby doczytac w ksiazce w która strone sie kreci - a! w przeciwna do wskazówek zegara.
No tak ale ja znam zegar który chodzi w przeciwna strone.
No ale opanowalam z wyslikiem gonitwe mysli i dawaj znowu silowac sie z pokretlem.
Ni chu-chu nie drgnie.
A jakby tam czyms zlapac z boku? Qrwasz, ze ja nic nie.. A! Mam przeciez kombinerki!
Pobieglam do kuchni szukac kombinerek - te dla osdmiany tez doskonale wiem gdzie trzymam, bo w szafce pod zlewem w puszce z innymi narzedziami, a narzedzia mam nie tylko funkcjonalne, ale niektóre wrecz ladne!
Odkrecilam te cholerna zakretke i tu troche mnie opuscily rózne zalety umyslowe bo usilowalam wcelowac do sredni duzego otworu przy srednim oswietleniu z wysokosci 10cm.
Troche mi nie wyszlo i reka mi drgnela, ale pelan nadziei, ze hamulców sobie olejem nie zalalam bo to nie tu, lalam dalej. Litr to byl wiec mialam leki czy to aby nei za malo, zebym mogla pojechac do pracy i po wiecej oleju, ale po odczekaniu (w tymczasie wytarlam te krople co mi sie wymsknela, a takze rece i zapamietalam typ oleju) chwili sprawdzilam poziom oleju i zatkalo mnie po raz kolejny tego poranka.
Oleju bylo do polowy pomiedzy niskim i wysokim poziomem.
Po tej pesymistycznej stronie bangetu!
Uspokojona posprzatalam brudne papierowe reczniki, narzedzia, ogarnelam troche tajfun w kuchni - bo do pudelka z narzedziami (po czekoladkach z Chopinem) w szafce pod zlewem szlam po trupach, nie oszukujmy sie, a takze w sypialni bo ksiazke samochodowa mam w kontenerku przy lózku, tak kocham swój pojazd, ze skoro nie moge z nim sypiac to chociaz zdjecia jego mam pod reka kazdej nocy hehehe.
Nawet rece spróbowalam domyc! Ale udalo mi sie to dopiero na drugi dzien.
Urwalam sie troche z pracy i udalam do Dilera zeby dokupic sobie oleju - moze nie najtaniej ale jakbym zle zapamietala typ to sprawdza w systemie co mi sprzedali poprzednio!
Tam tez poradzono mi, po wysluchaniu historii, dolac pól litra i sprawdzic poziom, bo moze byc ze wystarczy.
Nastepnego poranka nie mialam sily zerwac sie mrocznym switem i obiecalam Blyskawicy, ze doleje po pracy.
Pelna dobrych intencji wyszabrowalam papierowe reczniki z Kolchozu i pobieglam do auta zeby póki jeszcze zmrok nie zapadl wcelowac.
Otworzylam maske, sprawdzilam poziom - nawet jakby wiecej bylo niz poprzedniego dnia! Ale moze to bylo zludzenie apteczne bo róznica wydawala mi sie minimalna.
Zlapalam za zakretke a ona znowu swoje - ani drgnie!
A kombinerki gdzie?
A w domu.
No i brawo ja po raz kolejny!
No to spakowalam recznik papierowy, i olej, zurzyty do smieci, wsiadlam jak nie pyszna za kierownice i pojechalam do domu.
Oleju dolalam dzis rano, zatrzymala sie na 0.4 i po pesymistycznej stronie bagnetu poziom okazal sie byc na wyokiej kropce.
Niniejszym rozpoczynamy testy zuzycia oleju.
Bo po co mój samochód ten olej zaczal wciagac, to slowo daje nie wiem.
Jeszcze jakbym ja, to by mozna bylo powiedziec, ze uzupelniam braki oleju w glowie!
A tak to nie wiem.
No chyba, ze faktycznie jest to zemsta za powozenia Blyskawicy stoczami Ventonru?
----------------------------------------
I na oslode i finale wpisu oraz calkiem z czapy, rozmowa z dzis.
Osoby: Kolega obok, pracujacy dzis z domu, mRufa, Kolezanka tez pracujaca z domu.
Kolega (lekko rozzalony) - wlasnie zostalem ochrzaniony przez zone, ze wczoraj przy rozpakowywaniu zakupów schowalem czipsy do lodówki...
mRufa (smiertelnie powaznie) - bylo schowac do zamrazalnika, byly by extra-chrupiace.
Kolezanka - (nieokielznany rechot) Oh, sorry, to bylo srasznie smieszne!
Kurtyna.