Bylo tak, ze w pierwszy poniedzialek, po zakonczeniu moich wystepów goscinnych na Planecie Ojczystej Fader udal sie do pracy. Nic w tym dziwnego bo zwykle w poniedzialek udaje sie do pracy bo tak lubi.
Tym razem jednak zajechawszy na parking zobaczyl mnostwo polamanych galezi, pomyslal, ze musiala byc straszliwa wichura, ucieszyl sie, ze juz nie parkuje tam pod drzewami (bo od paru miesiecy zmienil parking) i udal sie do miejsca pracy.
Gwoli wyjasnienia dodam, ze miejsce pracy w sensie lokalizacji od paru lat tez ma inne niz poprzednio - poprzednio mial duza hale w suterynie budynku, wiec przy duzych ulewach zdazaly sie tam zalania.
Do dzis pamietam jak w analogicznym pomieszczniu tylko na drugim albo i trzecim krancu budynku mialam praktyki (w ramach wspolpracy miedzywydzialowej) i bylam zmuszona do 1-2 dniowej przerwy albowiem w pomieszczeniu gdzie produkowalam tzw "cienkie folie" bylo okolo 1.5cm wody, a ja nie mialam na stanie platform ani drewniakow.
Obecnie jest nie dosc, ze na parterze, to nawet jakies 10 cm powyzej poziomu gruntu, wiec zalania atmosferycznie wywolane nie stanowia problemu.
Oprocz tego posiada dwa nie za wielkie pomieszczenia laboratoryjne przerobione nieco na potrzeby jego dzialalnosci i wyposazone osobliwie w dwie umywalki - po jednej w kadym pomieszczeniu, ulokowane na tej samej scianie, a zatem podlaczone do tego samego ururowania wod/kan.
Udal sie zatem do swojego miejsca pracy i juz na wejsciu zdziwil sie okropnie, bo w pierwszym pomieszczeniu mial balagan, którego nie bylo jak opuszczal prace w piatek.
Puszczeczka po rybkach sluzaca do chlodzenia w oleju efektów jego pracy, zostala zrzucona z swojego miejsca na jednym z urzadzen, podobnie z gabka do zmywania naczyn i prowizoryczna mydelniczka z brzegu umywalki, a mydla w ogóle nigdzie nie mógl znalezc. Przepadlo.
Wieczorem opowiedzial mi to wszystko ze slowami:
"Co to musiala byc za wichura, ze az sie budynek trzasl (*)? No bo jak to sie moglo stac?"
Zasugerowalam, ze ktos mu tam wlazl, ale jesli nic nie zginelo?
"Nic oprócz mydla" odparl Fader.
To troche bez sensu, ale zasugerowalam, ze skoro to byla wichura to moze przez klatki wentylacji tak sielnie wialo, ale znikniecie mydla pozostalo kompletnie niewyjasnione.
Tym bardziej, ze ma drugie mydlo - na tej drugiej umywalce ocalalo, wiec temat poszedl nieco w niepamiec.
Az do czwartku.
We czwartek Fader poskarzyl mi sie, ze przepadlo mu drugie mydlo.
"Czyzby szczur?"
Fader sie obruszyl bo "jak by tam niby wlazl? Po scianie? "
Tu nie chcialam sie wypowiadac bo nie pamietalam jak bardzo chropowate lub gladkie sa sciany, a kratki wentylacji w scianach wg Fadera nadal tkwily na miejscu, a jeszcze nie slyszalam o szczurach wladajacych srubokretami poza ekranem TV/Kina.
Ba w zasadzie to tylko o takich Swinkach Morskich film widzialam.
Omówilismy tez opcje wspiecia sie po koszu na smieci, ale ma on obrotowa klapke wiec wyszlo nam, ze potencjalny intruz raczej tkwil by tam nadal, poza tym kosz nie wyjasnial tej pierwszej umywalki, a takze w koszu byly opadki typu skórki od kiwi czy banananana wiec uznalismy, ze bylyby moze wieksza atrakcja niz mydlo.
Fader dodal tez, ze prowizoryczna mydelniczka tym razem znajdowala sie w umywalce.
Tu juz mnie ruszylo.
"A czy Ty w odplywie umywalek masz korek albo cos?"
"Nic nie ma bo tam wkladali rury odprowadzajace wode z badan wiec nie moglo byc korków ani kratek."
"No to wylazl z kanalizacji" stwierdzilam stanowczo.
"Nie mozliwe - za maly otwór! 30 mm" (Fader ma skrzywienie zawodowe i centymetry uwaza za zbyt zgrubne.)
"Moze mlody?"
"Ale po co mu mydlo??"
"No jak to, a z czego jest mydlo?"
(chwila refleksji) "No tak kwasy tluszczowe, gliceryna, ale przeciez chemikalia..."
"Jakie chemikalia? A jakie Ty niby uzywasz mydlo? Nie Bialy Jelen aby? Czyli bez szkodliwych dodatków!"
"Ale to co dzisiaj ukradzione to bylo Szare mydlo!!"
"A tak, a szare to niby jaki ma dodatki?"
"No tak", przyznal z niechecia Fader.
"To bedzie skur(czony) pierdzial babelkami!" dodal jadowicie po chwili i poskarzyl sie
"Ale ja nie mam teraz mydla do rak w robocie!"
Tu bylam w stanie pomóc albowiem posiadalam zadolowane w Stolycznej kwaterze szalenie hipsterskie mydla otrzymywane w podarunku od róznych zaprzyjaznionych i/lub spokrewnonych jednostek.
A ze ja jestem okropna i w sprawie kosmetyków i srodków czystosci (i nie tylko) nie uznaje kompromisów, a zapomnialam kto mnie nimi obdarowal i nie chcialam popelnic faux-pas dajac owe mydelka w prezencie ofiarodawcy (tzw przezenty przechodnie znamy? Nie? No trudno, ja nie portal edukacyjny, nie bede wszystkeigo wyjasniac ;) ) to tak trzymam owe mydelka, coz mi innego pozostalo.
Zaproponowalam zatem Faderu zutylizowanie owych mydelek.
Nie byl to pierwszy raz, ale Fader zapomina o takich drobiazgach.
Fader wybral sobie jedno z posiadanych przez mnie zdalnie mydelek i zabral do pracy. Ucieszyl sie nawet, bo nowe mydlo bylo wieksze niz rozmiar odplywu umywalki, wiec moze tym razem kradziez sie nie uda!
Wieczorem zadzwonilam do delvix i opowiedzialam, jej to powyzsze, na co ona sprzedala mi opowiesc o znikajacych klapkach podwórkowych jej syna (sprzed paru lat, kiedy syn dysponowal stopa mniejsza niz jego osobista Babcia), która moze tez opisze, tylko uzgodnie z nia czy sie zgadza. Ubawilysmy sie wzajemnie, przy czym historia zaginionego klapka znalazla wyjasnienie, a mydlonapping jest jeszcze niewyjasniona i zaintrygowalam zagadka samym kolejna osobe.
Minal weekend i nadszedl dzisiejszy poranek. Zadzwonilam jak to mam w zwyczaju do Fadera i pytam
"I jak jest mydlo??"
"Jest!" odkrzyknal. "Ale za to gabeczka do zmywania byla w umywalce."
"O?" zinteresowalam sie "nie mógl podpie...zajaczkowac mydla to postanowil sie chociaz umyc? A sladów zebów na niej nie ma?"
"Nie zauwazylem. Ale dzis zrobie korki do umywalek!"
Ciag dalszy byc moze nastapi. A moze pozostanie po wiek wieków tajemnica?
-------------------------------------------------------------------------------------
(*) Fader ma za soba pare trzesienie ziemii, a ja to nawet dwa, z czego jedno - to drugie dla mnie - mamy za soba wspólnie, albowiem przespalismy je w pokoju hotelowym gdzies w srodkowych stanach, Imperium, mozliwe nawet, ze w Missouri.
Rano Fader wstal, obejrzal stan pokoju - poprzewracane po stoliku szklanki i drobne przedmiotu ze stolu na podlodze i z wyrzutem zapytal mnie co ja w nocy robilam ze taki bajzel, a ja mialam za soba wyjatkowo niespokojna noc, w sensie jakosci snu wiec zupelnie nie wykazalam sie tolerancja i cierpliwoscia na jego pretensje, po czym przy sniadaniu odkrylismy, ze tak moja slaba noc jak i balagan zawdzieczamy atrakcji geologicznej.
Zreszta w ogóle te srodkowe Stany chyba jakos czuja potrzebe zapewniania mi rozmatiych atrakcji mozliwe naturalnych - a to pokasaly mnie w tamtych regionach pluskwy po raz pierwszy w zyciu, a to znowu trzesienie ziemii, a to powódz, doprawdy nie zasluguje na az takei fanfary.
No chyba, ze to na czesc Fadera. Tu sie nie moge wypowiadac.
Z drugiej strony taka na przyklad Krynica Morska tez jakos zawsze stara sie dostarczac mi atrakcji. Najwczesniejszej wizyty nie pamietam, ale juz druga zostala uwieczniona podstepnym pierogiem z serem i rodzynkami na slodko w porcji pierogów ruskich okraszonych zreszta skwarkami z cebulka, nastepna wizyte, w towarzystwie Wiedzminki, uwiecznilo moje pierwsze trzesienie ziemii w okregu Kaliningradzkim, zas jeszcze kolejna wizyta z okazji ubieglorocznych wystepów goscinnych to byl mega-upal, a juz calkiem ostatnio, widac upal i wilgotnosc tropików nie wystarczyly i Krynica postanowil dolozyc jeszcze zlosliwosc przedmiotów nieozywionych czyli uszkodzona klimatyzacje ktora po 2 próbach dala sie naprawic dopiero w pierwszy nie goracy wieczór tuz przed naszym odjazdem...
Chyba zrezygnuje z wizyt w Krynicy Morskiej na jakis czas (Never say never, tak?).