Rzecz sie dziala 2 tygodnie temu, we czwartek rano. nawet nie jakims wsciekle bladym switem.
I wcale nie mnie to spotkalo.
Mnie spotkalo wylacznie to, ze pojawilam sie w Kolchozie i z zaskoczeniem spedzilam przeszlo pol dnia roboczego prawie sama, w miejscu gdzie zwykle bywa conajmniej 3 innych kolchoznikow.
Tydzien pozniej, czyli tydzien temu stwierdzilam, ze jak mam siedziec calkiem sama to moge zaoszczedzic na paliwie, które na Wyspie zyskalo mocno na wartosci i zostac w domu.
Tak wiem, chyba sie jednak starzeje, albo na prawde czas na zmiane pracy bo moja nienawisc do pracy z domu od blisko roku jest przycmiona niechecia do przebywania w biurze, podbudowana do anafilaktycznej reakcji na korki drogowe.
No i dzis dopiero dotarlam do Kolchozu, gdzie stopniowo powitalam prawie komplet zwyczajowych znajomych.
Apropos od kilku miesiecy siedze znowu w Lochach, bez mala w tym samym miejscu gdzie zaczynalam 17 lat temu.
Przybyl Jase.
Taka, ten sam co tu i oprocz bycia moim kumplem od lat kilkinastu, jest tez od 9 lat mezem kolezanki, która kolezanka moja zostala wychodzac zan za maz. I do dzisjestem jej za to wdzieczna bo zdjela ze mnie ciezar unikania jej meza na bazie dyplomacji.
Zagadujemy sie co jakis czas towarzysko, bo od pol roku jest slomianym wdowcem, wiec czuje imperatyw by sie od czasu do czasu zapytac czy wszystko w porzadku, ale bez przesady, bo nie chce nijakich nieporozumien i niedomowien.
No i dzis okazalo sie, ze nie widzielismy sie od miesiaca wlasciwie, bo mnie nie bylo tydzien temu (jego tez bo byl w inny dzien), a jego 2 tygodnie temu.
Zapytalam sie czemu i uslyszalam, ze nawet mial przyjechac, ale rano nie mogl znalezc kluczyków do samochodu.
Okazalam zainteresowanie i uslyszalam, ze jak poprzednio wrocil do domu, to z nienacka stwierdzil, ze uda sie na spacer dla zdrowia, ale ze nie chce mu sie chowac klucza w zwyklym miejscu, wiec schowal go gdzies indziej z mysla, ze nawet jak zapomni to przeciez na pewno latwo na niego trafi.
W pierwszej chwili wyobrazilam sobie, ze on ten klucz ukryl gdzies poza domem, bo nie przyszlo mi do glowy, ze ten kluczyk ukrywa gdzies gleboko mimo, ze siedzi w tym domu 24/6.
I juz mialam pytac kim jest i co zrobil z moim kumplem, który ma gigantyczne OCD i sam z siebie NIE jest zdolny to przelamania swojej rutyny bez tygodni przugotowan i prób i oswajania sie.
Ale widac bylo, ze czul parcie na zwiezenia, wiec ugryzlam sie w jezyk i sluchalam dalej.
Jase pospiesznie dodal, ze przeciez, wiem, ze ma paranoje i on zawsze chowa kluczyki przed zlodziejami, bo jak sie wlamia do domu to pierwsze czego szukaja, jesli pod domem stoi samochód, to kluczyków, bo maja wtedy i samochód i moga go wypakowac towarem z wlamu.
Tu pomyslalam sobie, ze u mnie tylko ten samochód w gre w wchodzi, bo moj stan posiadania wzbudzilby obrzydzenie w najmniej wymagajacym zlodzieju.
I poszedl.
Na ten spacer znaczy, a nie ze porzucil rozmówce w polowie opowiesci.
Po spacerze oczywiscie zapomnial, ze tego kluczyka nie schowal gdzie zwykle, bo przeciez zawsze chowa go tam gdzie zwykle, wiec jakim cudem niby mialo byc dzis inaczej.
A jeszcze bardziej zapomnial GDZIE go schowal, zeby go latwo znalezc jakby zapomnial...
Tu sie uspokoilam - chwila szalenstwna nie byla trwala i jednak to OCD-Jase stal przed mna.
No i we czwartek rano (2 tygodnie temu) naszykowal sie do Kolchozu, poszedl po kluczyki do zwyklego miejsca, a tam ZONK.
Kluczyków nie ma.
Przypomnial sobie wprawdzie z trudem, ze ten uprawial ten spontaniczny spacer, ale nie mogl sobie przypomniec gdzie ukryl czasowo te kluczyki.
No i nie mógl przyjechac.
A z nim nie przyjachala reszta ekipy z miasta na B, zwykle przywozi 2 lub 3 dodatkowe osoby.
Cos czuje, ze to zdazenie jeszcze bardziej zniechecilo go do dzialan spontanicznych i nie przemyslanych tygodniami.
Ale przeciez masz zapasowe kluczyki, nie? zapytalam zaintrygowana, bo poza paranoja Jase jest generalnie oraz przez to OCD wrecz nieludzko zorganizowany.
Tak, ma i nawet od razu poszedl do "sejfu" po niego, ale okazalo sie, ze pilot w zapasowym komplecie mial rozladowana baterie.
Zdzwilo go to nieywmownie bo uwazal, jak i ja zreszta, ze w nieuzywanym pilocie bateria sie nie wyczerpuje.
Tzn ja tylko uwazalam, ze sie wyczerpuje ale DUZO WOLNIEJ.
Otóz jednak sie wyczerpala, wiec ta opcja odpadla.
No ale przeciez masz drugi samochód? zapytalam glupkowato, zapominajac, ze aby skorzystac z drugiego musialby najpierw wystawic pierwszy, bo wjazda na "podwórko" ma pojedynczy, a samochody stoja jeden za drugim.
Ale Jase jest jak skala.
Nawet sie nie popukal w czolo z politowaniem tylko wyjasnil mi bardzo cierpliwie powyzsze.
W czolo bylam zmuszona popukac sie z politowaniem sama.
Juz nawet nie wyrazilam zdziwienia, ze nie mial zapasowej baterii, bo znajac i jego i jego malzonke spodziewalam sie w pelni, ze kupili tych baterii od razu na zapas, bo pewnie akurat nie wiedzial gdzie sa ukryte, a malzonka nie byla mu latwo dostepna.
Ewentulanie byla dostepna, ale bateryjki schowala tesciowa i zapomnialam gdzie - raz tak na przyklad znalezli po tygodniu splesniale pieczywo naan, w szafce z dlugoterminowymi zapasami makaronu i kapsulek do ekspresu.