Zdobywalam te Szmaragdowa Wyspe juz ladne pare razy.
Mozna by powiedziec, ze jestem juz na etapie oswajania jej, bo nie tak dawno powaznie rozwazalam nawet kolejna migracje.
Zniechecila mnie mysl o 3 sladowych emeryturach jakie bym po tej akcji dostawala i musialabym chyba wyniesc sie do Indii zeby sie z niej utrzymac, a Indyjska kuchnia ni w zab mi nie lezy. Zniechecila takze - i to nawet skuteczniej od powyzszego mysl ze stracilabym nie dosc ze te ekstra 5 dni urlopu wypracowane w Kolchozie to nawet tez 5 ktore, mi sie na mojej Wyspie naleza jak psu zupa. Razem 10 dni urlopu w plecy.
N I E A K C E P T O W A L N E!
Takze zostaje mi tylko okazjonalne zdobywanie Szmaragdowej Wyspy.
Ale zacznijmy od poczatku, czyli google czasoprzestrzenne prosze wzuc...
Mamy rok 2003. Pora roku jest chyba wczesno jesienna ewentualnie wczesno wiosenna. Skoryguje jak sie upewnie ktora kampania (zdobywcza) byla pierwsza.
Zaplanowalysmy sobie z Wiedzminka juz w poprzednim roku urlop.
Otoz ona sobie wymarzyla podroz do Irlandii, a mnie nie przeszkadzalo bo jeszcze mnei tam nie bylo. Nawet na ten cel w poprzednim roku wyrobilam sobie nowy paszport.
Kupilysmy sobie bilety lotnicze nawet nie jakies strasznie drogie, co bylo zasluga mojej przyszywanej kuzynki, zwiazanej z turystyka - dala nam namiary na jedno z nielicznych jeszcze wtedy biur podrozy ktore odkryly juz fenomen kombinacji lotniczych i wyszukiwaly najtansze mozliwe bilety, dlugo przed pojawieniem sie kolejnego fenomenu - tanich linii lotniczych.
Po czym Wiedzminka wypucowala sie Jednej Takiej, ze jedziemy i jak to Wiedzminka nie umiejac powiedziec 'nie', zgodzila sie, ze ta Jedna Taka moze jechac z nami.
(w czasie kiedy ja stalam w kolejce po niezwykle cenna umiejetnosc
"Jak sie mowi NIE, szczegolnie tak zeby od razu bylo jasno ze to jest NIE, a nie 'moze'."
ona wybrala kolejke po inne czasem tez niezwykle przydatne cechy. Na przyklad dlugie nogi, albo powloczyste spojrzenie ;) )
Ale okazalo sie, ze na nasz lot z Polski nie ma juz miejsc wiec jak chce to musi ona sie sama przedostac na druga strone lustra i do nas dolaczyc juz na miejscu.
Otoz chciala.
Ale nie w Jednej Takiej sedno, chociaz dostarczyla nam sporo rozrywek juz w pierwszym dniu, a takze i w paru dniach pozniejszych.
Otoz po raz pierwszy i za namowa naszego wspolnego kolegi z Zakladu, ktory do Irlandii jezdzil dosc regularnie, odwiedzac tam swojego kuzyna, postanowilysmy wynajac sobie na czas pobytu samochod.
Bylo to o tyle niezwykle wydarzenie dla mnie, ze jeszcze nigdy nie jezdzilam samochodem po drugiej stronie lustra (jako kierownica), nigdy nie korzystalam z wypozyczalni samochodowej i na dodatek zadna z nas nie miala karty kredytowej niezbednej do dokonania rezerwacji takiego samochodu.
Z jakiegos powodu Wiedzminka zdecydowala sie zaposiasc taka karte - mozliwe, ze miala z tym zwiazek jakas oferta ktora byla jej dostepna, a nastepnie przy pomocy tej karty oraz mojego prawa jazdy. Ja z kolei wyrobilam sobie specjalnie na te okolicznosc prawko miedzynarodowe. No i wynajelysmy samochod. Mozliwe, ze najtanszy. Compact economy. Marki nie znanej (wielkosci przykladowej Polo). Czyli bedzie niespodzianka.
Kolega z Zakladu, nazwijmy go robocza "Morelka", bardzo ochoczo sluzyl poradami, wyjasnial meandry tak wstecznego biegu w nowych (wtedy) modelach pojazdow jak i przebijania sie przez immigration, polecal agencje wynajmu samochodow i w ogole kibicowal nam dzielnie (obstawiam, ze Wiedzminka mu w oko wpadla, ale niewykluczone tez ze po prostu byl takim dobrodusznym i ogolnie pogodnie i przyjaznie do swiata nastawionym mlodziencem) i namawial nas tez do odwiedzenia jego Kuzyna w Korku (Cork), to sie chlopak ucieszy.
Jedna Taka zostala pozostawiona sama sobie na zorganizowanie sobie tych biletow lotniczych, a my przystapilysmy do planowania detali.
Uprzedzone przez Kolege Morelke wiedzialysmy, ze trzeba zorganizowac sobie noclegi i wiedziec zgrubnie co sie bedzie robilo, bo na wjezdzie/wlocie strasznie trzepia na okolicznosc nielegalnej imigracji. Wiedzialam i ja cos o tym z wlasnego doswiadczenia, bo jak kilka lat wczesniej jechalam na Wyspe dokonczyc studia na wlasna reke to pewna bardzo antypatyczna Azjatka (prawdopodobnie Pakistanka, bo sporo bylo mowy o tym jak duzo ich migrowalo w owych czasach na Wyspe) w Immigration w bardzo niegrzeczny sposob kwestionowala moje zapewnienie, ze bede miala za co sie utrzymac przez te pol roku ktore zamierzalam spedzic na Wyspie.
Uzbrojone zatem tak w porady jak i moje osobiste doswiadczenia, porobilysmy rezerwacje rozmaite upewniajac sie, ze wszelka korespondencja zawierala nasze nazwiska i wykonujac wydruki dla kazdej z nas. Nie pamietam jak to wyszlo z Jedna Taka, ale wydaje mi sie ze tez miala wszystkie wydruki. A jak nie miala, to na pewno miala moj numer telefonu.
Jak moze juz sie ujawnilo, mam tendencje do bycia roztargniona i jeszcze wieksza tendencje do lapania roznych glupich wydarzen.
Swiadoma tego przygotowania poczynilam konkretne - wydruki rezerwacji to tylko jedno.
Wydruki tras podrozy, mapki, wskazowki do jazdy, no po prostu co popadnie. Ilosc makulatory stanowila znaczacy ciezar mojej, pozyczonej zreszta walizki. Walizke pozyczyla mi dElvix.
Nadeszla chwila podrozy.
Jedna Taka miala przyleciec kolejnym samolotem - my lecialysmy porannym, a ona miala leciec tym blizej poludnia, wiec plan byl taki ze my sie odbierzemy same i zameldujemy na kwaterze po czym pojedziemy po Jedna Taka na lotnisko samochodem.
Podroz byla z przesiadka w Londynie, a docelowo lecialysmy do Dublina.
Kwatera byla na przedmiesciu od strony lotniska.
Lecimy.
Londyn.
Transfer miedzy terminalami na piechote.
Po drodze kontrola paszportowa i to nieszczesne immigration. Nastawioan na najgorsze trzymam w garsci plik papierow i mentalnie uzbrajam sie do potyczki.
Wiedzminka odnosze wrazenie jakos mniej sie tym przejmuje.
Idziemy do dwoch osobnych stanowisk.
No owszem, przepytano mnie czy aby na pewno na urlop i czy mam aby do czego wracac, ale na tym koniec. Nikt nie zarzucal nam ze to nie prawda i nawet chyba sie nie czepiali szczegolowego grafiku podrozy, a juz na pewno nikt nam nie sprawdzal adresow kolejnych noclegow, poza sprawdzeniem czy podalysmy jakikolwiek adres.
Wiedzminka zdaje sie pokazala na mnie palcem w kluczowym momencie i tez ja przepchneli na druga strone.
I tyle.
Dalej byl drugi samolot, tym razem linii Irlandzkich o ktorych mialysmy przez Kolege Morelke zapowiedziane, ze zawsze ma spoznienia. Zgodnie z reputacja spoznienie bylo.
Godzinne.
Ja oczywiscie zamartwilam sie czy aby nam rezerwacja samochodu nie przepadnie.
Nie przepadla.
Dostalysmy bardzo sympatyczny samochodzik - nowe Clio. 3-drzwiowe. I jest tak:
Pakujemy juz bagaze sila rozpedu, a mnie juz zaczyna sie robic troche niewyraznie, ale robie dobra mine.
Wsiadamy.
I na tym skonczyla sie moja energia na wypieranie realiow.
Dotarlo do mnie co mnie teraz czeka i popadlam w stupor.
Siedze tak, baranim wzrokiem wpatrzona to w kierownice to znowu w raczke zmiany biegow, ktora zlosliwie sie usadowila po mojej lewej.
Optycznie wygladalo to jakby sie relaksowala podobno.
A w glowie szaleje mi co nastepuje:
"O qr*a, cos ty sobie myslala? Czys ty sobie qr*a w ogole myslala co robisz? Jak ty sobie to idiotko wyobrazalas?? Czy ty sobie cos w ogole wyobrazalas?? Oh ja pie**e w co ja sie wrabalam? No i co ja teraz mam qr*a robic?"
Ostatnia desperacka mysl jaka zagoscila mi w glowie zanim sie wzielam w garsc to bylo "Ciekawe czy Wiedzminka da sie przekonac do spedzenie najblizszych 2 tygodni na tym parkingu" oraz " Jak to dobrze ze nie ma tu Jednej Takiej w tej chwili".
Caly ten czas Wiedzminka przesiedziala w milczeniu, wyraznie spokojna. Przypuszczam, ze to pomoglo mi wziac sie w garsc nieco szybciej - swiadomosc, ze ktos ma do tego stopnia zaufanie w moje mozliwosci, ze nawet nie mrugnie powieka na moj atak paniki jednak do czegos zobowiazuje. A ja czasem bywam obowiazkowa.
Takze po poczatkowej zlosci na tle "jak ona moze tak spokojnie siedziec jak ja sie rozpadam na drobne kawaleczki" powrocila moja ukryta zadziornosc "co, ja nie dam rady?".
Jak juz wspomnialam wzielam sie w koncu w garsci, zapalilam silnik, walnelam odruchowo lokciem w drzwi i blogoslawiac na glos Kolege Morelke odkrylam bez paniki dodatkowej, ze wsteczny w tym samochodzie nie wymaga wprawdzie przycisku, ale ma taka obraczke wokol dzwigni/raczki biegow, ktora trzeba pociagnac do gory.
Nadal ciezko sploszona, ale juz coraz bardziej zawzieta, spojrzalam we wsteczne lusterko, zbaczylam rame pojazdu (po prawej), skorygowalam kat patrzenia (w lewo), ok, nikogo nie ma i wyruszylam z parkingu.
Oczywiscie pierwsze co zrobilam opuszczajac teren lotniskowego parkingu, to skrecilam w zla strone.
(Mozliwe ze bylo to nieco z podswiadoma premedytacja bo w lewo bylo latwiej i nie musialam nerwowo zerkac tysiac razy w obie strony szarpiac moje juz i tak potargane nerwy swiadomoscia, ze tu jest odwrotnie.)
Wiedzminka bardzo stoicko przyjela te informacje, co znowu dobrze zrobilo moim skolatanym nerwom i po pewnym czasie uznalam, ze ta pomylka to wlasciwie swietna rzecz bo po prostu jade dookola lotniska, prosta droga, bez wielkiego ruchu i mam szanse oswoic sie tak z tym dzikim pojazdem (choc tylko odrobine wiekszym od mojego polskiego bolidu) jak i faktem, ze na oko jade pod prad.
I tak tez sie stalo. Objechalysmy lotnisko dookola, pod koniec rundki zaczelo mi sie to nawet podobac i zdaje sie, ze juz calkiem dobrowolnie objechalam je dookola po raz drugi, po czym udalysmy sie w strone miasta z ambitnym planem odnalezienia naszej kwatery.
Pierwsze co sie na mnie rzucilo jak tylko wjechalysmy na droge do miasta byly roboty drogowe na skale epicka, ktore to okazaly sie zakamuflazowanym blogoslawienstwem - otoz nowa droga w zamysle wielopasmowa byla jeszcze nie skonczona, a stara droga nieco mniej rozlegla byla juz czesciowo zdemolowana wiec jechalo sie albo scisle obmurowanymi waskimi pasami w obu kierunkach albo ruchem naprzemiennym, co mimo ze spowalnialo transport, ograniczalo tez mozliwosci pomylenia pasa do zera wlasciwie.
Pamiec moja juz nie taka jak niegdys, wiec nie pamietam calej drogi z lotniska do naszego pensjonatu ale zdaje sie ze znalazlysmy go bez problemow co niewatpliwie ogromnie mnie zaskoczylo.
Przydzielono nam smieszny maly domek na tylach posesji, z wlasnym niekrepujacym wiejsciem i lazienka oraz 2 sypialenkami. Tam tez ujawnilo sie, ze o ile Wiedzminka "nie" Jednej Takiej powiedziec nie bardzo potrafila to potrafila mnie jasno powiedziec, ze woli dzielic sypialna komnate z chrapiaca i gadajaca przez sen mRufa niz z Jedna Taka. Zly charakter korcil mnie zeby sie wypiac i miec troche prywatnosci, ale polechtane ego zwyciezylo i sie zgodzilam na taki uklad.
Takze ani wilk syty nie byl ani owca cala, bo ja spragniona pustelni musialam byc caly czas w towarzystwie, a Jedna Taka spragniona towarzystwa musiala sypiac w pustelni. Ale nic to :) Nie pozabijalysmy sie.
W miedzy czasie doszla do nas wiadomosc od Jednej Takiej "Jestem w Londynie. Jedna Taka". Precyzyjnie to doszla do Wiedzminki. Zupelnie nie pamietam czy do mnie doszla tez czy w ogole -
Jedna Taka mogla wyslac tylko do Wiedzminki, bo jednak roaming prawda.
Po godzinie doszla znowu. Po kolejnej godzinie doszla raz jeszcze. I tak przez pierwszy tydzien naszego urlopu dochodzila srednio 2-3 razy dziennie.
Do Wiedzminki.
Jedna Taka wyciela jakis dziki numer w tym Londynie i nie zdazyla na swoj samolot do Dublina. Od poczatku mowila nam ze jej nie chciano przepusici przez immigration, maglowano i maglowano, zarzucano, ze jedzie do pracy, po czym przepuszczono jak juz bylo za pozno zeby zlapala swoj samolot do Dublina. Uwierzylysmy, bo moje doswiadczenia z Azjatycka oficer immigracyjna i tym podobne. Okazalo sie tez, ze Jedna Taka miala trudnosci komunikacyjne i albo poprosila mnie, albo moze sama zaproponowalam, ze porozmawiam z osoba ktora w danym momencie ja przesluchuje zeby wyjasnic ze nie jest nielegalna immigrantka tylko turystka z Polski i dolacza do dwoch innych turystek. No to dala swoj telefon ze mna po drugiej stronia jakiemus facetowi.
Ja nastawiona na to, ze rozmawiam conajmniej ze Smokiem Wawelskim albo inna Hydra zionaca ogniem i plujac kwasem, doznalam szoku bo odezwal sie w sluchawce uber mily facet, wyjasnil ze kolezanka spoznila sie na swoj samolot do Dublina i ze ciezko sie z nia porozumiec i czy ja potwierdzam ze ktos tu w Dublinie na nia czeka, bo oni nie bardz owiedza co z nia zrobic.
Odparlam, ze owszem czeka. Ja. Czekam. I sie martwie (chociaz glownie to bylam wsciekla, ale to by raczej nie pomoglo Jednej Takiej). I co sie stalo ze nie zdazyla, bo przeciez miedzy lotam i czasu bylo multum? (chca uslyszec czemu ja tak przeczolgiwali na tej kontroli.
Otoz nie uslyszalam ani slowka na temat lamania kolem i wsadzania do Zelaznej Dziewicy celem wykrycia nielegalnej immigrantki, ale za to uslyszalam ponownie ze nie stawila sie na czas w bramce i ze nie wiadomo czy bedzie miejsce w najblizszym samolocie, ale jesli nie, to zeby sie nie martwic, bo jest jeszcze jeden i na ten na pewno sie ja uda wsadzic i ze dopilnuja juz tym razem, zeby sie juz nie spoznila.
Troche mnie to zastanowilo bo jesli ja przesluchiwali tak ostro to powinni i mnie conajmniej o dane poprosic i o adres lokum i inne takie rzeczy, a tu nic. Kompletnie nic.
Zrelacjonowalamprzebieg mojej rozmowy pozniej Wiedzmince, ale w zasadzie nie komentowalysmy tego jakos szczegolnie przejete cala sytuacja.
No ale ok.
W tym czasie - bo telefoniczny kontakt Jedna Taka nawiazala z nami jak poszlysmy zaplacic zaliczke za lokum przed odlotem - chyba 2 noce w innym b&b, a konkretnie ja, bo w ramach podzialu wydatkow skoro Wiedzminka rezerwowala auto, to ja zaliczkowalam lokale - Wiedzminka przezywala trudne chwile probujac byc zabawiana rozmowa przez wlascicieli owego b&b, bardzo wyrozumiale pozwalajacych mi prowadzic te wszystkie negocjacje.
(ciag dalszy nastapi, bo wyszedl juz post rzeka wiec rozdziabalam na razie na dwa)
Czemu MORELKA? :D
ReplyDeleteI jak Ci się w ogóle udało tym autem z tą wajhą od biegów nie z tej strony i z tym ruchem nie tak i w ogóle?
hahaha. Morelka bo byl swego czasu taki obrazek (a takze podobna pocztowka z nad morza, ale to wczesniej), na ktorej bylo tak na oko 15 zadkow damskich sote. Z podpisem "Znajdz Morelke". A po glebzej analizie okazywalo sie ze jeden z tych zadkow to wlasnei byla morelka. I ow kolega poczta korpo w formie zartu wyslal ten obrazek do nas, a takze do mojego i Wiedzminki kiero - Yaha. OD tamtej pory miedzy nasza trojka byl pieszczotliwie nazywany Morelka. Watpie by o tym wiedziel :) Wczesniej mowilismy na niego Dzieciol. I uprzedze pytanie - bo wyznal nam kiedys ze wsrod znajomych ma ksywke Woody z racji pewnego podobienstwa do Woddy'ego Allena. Ale w mojej chorej glowie pierwsza mysl byla Woody the Woodpecker i sie z tym wyrwalam zanim nam zdradzil nam powod tego Woody'ego. Wybralam Morelke :) bo o niej wie mniej osób ;)
DeleteObecnie - od 2008 jezdze na codzien na Wyspie a podczas wakacji jezdze "normalnie" i jest ok, ale na poczatku chwile trwalo przestawianie i nie tyle ten lokiec w drzwiach bo to mi sie zdarzylo tylko pare razy, co to lusterko wsteczne po drugiej stronie stanowi dla mnie wyzwanie - bo odruchowo na poczatku patrze w niewlasciwa strone ;).
DeleteAle ten pierwszy raz dostarczyl mi niezapomnianych emocji (drugi zreszta tez prawde mowiac ale o tym przy drugim podejsci. Na razie konce druga odslone pierwszego :)
Aż łza się kręci w oku, jak czytam ten tekst.
ReplyDeleteHurra! Wiedzminka sie pokazala :)
DeleteLza wscieklosci, ze Cie szkaluje czy ryczysz ze smiechu (co byloby szczegolnie mile widziane?).
No i wreszcie wydalo sie co myslalam jak siedzialam obok Ciebie za kierownica naszego Bolida z nieudanej promocji!
Oj, tak ale zgrabnie Ci to wszystko wychodzi i z przyjemnością się czyta. Już dawno Ci mówiłam, że powinnaś książkę napisać ;-)
ReplyDeleteEtam. I niby o czym? Lepiej mi prxypomnij co jeszcze glupiego nas spotkalo :).
DeletePamietasz poszukiwania "szalet'u"? Zbieram sie drugie podejscie opisac :)
Hehe, dobre, to się nadaje na powieść... serio. Pierwszy raz leciałam do Irlandii w 2005 roku, ale wtedy były na bezpośrednie loty i nikt nigdy nie chciał mnie przemaglować, nawet w snach... co do wykopalisk na dorgach, to w zasadzie nic się nie zmieniło, chociaż autostrady funkcjonują, ale kopią i kopia, mam wrażenie, że to jakiś specjalny system wykopów na całe życie, a przecież Dublin to miasto zbudowane na bagnach, serio nie wiem, do czego oni chcą się dokopać. Jest inna możliwość, że to bagna wydostają się przez te wszystkie DURY :)
ReplyDeletePierwsza wyprawa byla jednak jesienna. Uprzedzalam, ze dlugie bedzie. Do samochodu wsiadam w drugiej odslonei dopiero :).
ReplyDeleteKolega - Kuzyn Morelki wyjasnial nam pozniej, ze te roboty wynikaly z koniecnzosci wydania pieniedzy unijnych na infrastrukture drogowa. najostatniejsze wycieczki moje nie mialy juz jakichs drastycznych robot drogowych, mzoe dlatego ze Dublin tylko przelotem z portu i do portu odwiedzalam, ale upomnienie do zaplaty zaleglej oplaty autostradowej plus odsetki, otrzymane poczta pol roku po fakcie tej autostrady, bo nie dalo sie jej oplacic na miejscu, a z jakiegos dziwnego powodu, www nie przyjmowalo mojej rejestracji z drugiej wyspy. Oplata byla tak symboliczna, ze musieli odczekac, zeby nazbierac tych odsetek karnych tyle, zeby byla to juz kwota godna uwagi ;).
Ale Dury nadal napotykalam epickie. I te drogi na 1.2 samochodu, z ruche mdwukierunkowym. Po paru takich, waskie drogi z mojej Wyspy przestaly mnie straszyc :D
a bo za autostrady płacisz na stacji paliw przy autostradzie albo przez stronę internetową, to na przyszłość. https://www.eflow.ie/ może Ci się przyda, jak się wybierasz :)
Deletenam tu rozkopali każdą drogę i dróżkę, bo wymieniali rury wodociągowe i zakładali liczniki na wodę, wszędzie, wszędzie, bo też z kasy Unii wprowadzali system opłat za wodę, ale rząd się zmienił i po fali protestów, uwaga! opłaty za wodę zostały zniesione. To pokazuje, jaką siłę przebicia mają ludzie i jednak politycy nie są tacy - na zawsze i że wszystko mogą. Irlandczycy, to niezwykły naród. Wciąż mnie zachwycają :)
A Ring od Kerry? Byłaś?
A widzisz, o stacjach benzynowych nikt mi nie powiedzial. Ta strona nie chciala mojeje rejestracji przyjac. znaczy samochodu. Ale teraz bede wiedziala :)
DeleteBylam, w finalnej oslonie opowiadam :)
https://piszmowilibedziefajnie.blogspot.co.uk/2015/09/jak-to-mrufa-szmargdowa-wyspe-zdobywala.html
a to chyba powinnam zapytać, gdzie nie byłaś :P
DeleteBo ja powsinoga jestem i lubie bywac ;)
DeleteWszystko zalezy od zdefiniowania "bycia".
W samym Sligo, miescie na przyklad zasadniczo NIE bylam, tylko przejezdzalam z Easkey pod BenBulben albo w lasy i gory przygraniczne :)
Ale poza tym to masy miejsc jeszcze nie odwiedzilam.
Ale miedzy innymi za to lubie Twoja Wyspe - ze moge ja przejechac wzdluz i z powrotem w jeden dzien czyli moge moge pojechac wszedzie. Nawet samochodem na plaze (Dingle zdaje sie o ile pameitam - nie daleko od Inch). Moja wyspa w najdluzszym i najszerszym kierunku troche mnie przerasta wiec wycieczki dluzsze czasowo so konieczne
nie wiem czy to zadziala, ale taka droga na przyklad mnie tchu przez chwile pozbawila jak sie okazalo ze rowerzyste musze ominac...
Deletehttps://scontent-mad1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/418169_10150652554203874_1809640565_n.jpg?oh=3fe8e9c69bf0809f011d9bde6399ed0c&oe=592D2B99
Hehe, a to własnie Dingle :) to jeszcze mayo przed Tobą i półwysep mullet, downpatrick head i mnóstwo innych miejsc na the wild atlantic way :) lubię jak ludzie mają podobną radość z oglądania szmaragdowej wyspy, bo właśnie, jedziesz za każdym razem w to samo miejsce i oglądasz zupełnie nowe widoki :)
DeleteA tu szarzowalam na mnei owieczka. Z wzgledu na te nozke w gipsie ominelam ja szeroko, bo skoro na mnie idzie na czolowe to balam sie co by bylo ze mne jakby jej nie ustapila...
Deletehttps://www.facebook.com/photo.php?fbid=10150652555633874&l=256a2902d2
Z mna jechal wiekszy samochów i jak znikalam za zakretem to nadal naprzeciw siebie stali, owca i ten samochod. Irish stand-off mozna by rzec :)
Oraz dokladnie tak - jest - mase miejsc jeszcze nie widzialam, a odwiedzajac juz poznane widze je inaczej, lubie na przyklad pory roku ogladac w tym samym miejscu. Na przyklad luty w ktorym musialam wlaczyc klime na chlodzenie bo bylo tak goraco - wlasnie tego roku co w samochod plazowal w Dingle... niezapomniane doznania :)
znam tę owcę :P hehe
Deletedoskonale rozumiem. Jestem zakochana w moim kraju :)
Owca-Celebrytka? startuje w jakichs zapasach? Jak to dobrze, ze jej ustapilam hahaha...
DeleteKiedyś jak zwiedzaliśmy Connemarę, to owce, jak górskie kozice zeskoczyły z góry przed auto, ledwo ledwo wyhamowaliśmy. Nawet zakładaliśmy się, że są szkolone skubane, bo powtórzyły to przy innych okazjach :)
DeleteTez takie kowce (kozicowate owce) wysokogorskie widywalismy, ale wszystko to przebila Wiedzminka opowiadajac mi o tym ja w Szwajcarskich Alpach gdziez chodzac doswiadczyli spadajacych... KRÓW! akurat grupa im sie podzielila i przod przeszedl a w srodek zjechala w tumanach kurzu i z churogotem poniejszych kamieni krowa... Do dzis nie wiemy kto byl bardziej zaskoczony obrotem sprawy - krowa, czy oni :)
Deletea to taką jazdę zaserwował nam byk, tak tu w Irlandii też potrafią wyskoczyć, ale w tumanie błota :P
DeleteO nie! Nastepnym razem przylatuje i wynajmuje czolg. Moj samochod nie przezylby za dobrze spotkania z owca, a co do piero z bykiem! ;).
Deleteale ale, jak tu jestem pięć lat stacjonarnie, to był jedyny przypadek takiej akcji, a jeździmy dużo, więc nie myśl, że akurat Ci się przytrafi taki latający byczek, o nie nie :) szybciej spotkasz osła wtykającego łab do auta :) hehe
Deletenie doceniasz mojego farta, teraz jak wiem ze moze sie zdarzyc, prawdopodobienstwo wzroslo o 500% ;)
DeleteOsly tez takie mamy - czase msa to osly na dwoch nogach, ale zwykle te dlugouchy o sympatyczniejszym pysku.
Irlandia, to wyspa jedyna w swoim rodzaju i jej mieszkańcy również.
Deletenic dodac nic ujac :) moi najlepsi wyspowi przyjaciele maja irlandzkie korzenie.
DeleteMoi też :)
Delete