Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday, 1 March 2016

Widzialas?? czyli o wypieraniu i pulapkach czychajacych na dedykowana kierownice

Bozeny Sekretarka napisala w naszej komentarzowej rozmowie o tu, takie oto slowa:
"(...)jadąc ze szwagrem, usłyszała nagle - WIDZIAŁAŚ??!!???
Naturalnie, że widziała. Ale wyparła.
Jezdnią bowiem jechał sobie (pod górę, żeby nie było) pan w kapeluszu. Na monocyklu. No bo czemu w sumie NIE."

A bylo akurat o wypieraniu ze swiadomosci roznych zauwazanych rzeczy. Na przyklad w zapamietaniu wypieralam instrukcje pod oknem komentarza jak na Bozenowym blogu podczepic pod tekst linki, bez wklejania golego URLa.

A ze ja ogolnie miewam kreatywne podejscie tak  do tekstu czytanego jak i do swiata zewnetrznego to zdarza mi sie wypierac rozne mniej lub bardziej wygodne rzeczy ze swiadomosci.

No i przypomniala mi sie taka sytuacja.
Rok przypuszczam 2002 albo i 2003... pewnosci nie mam bo nie pamietam czym akurat jezdzilam bRudaskiem czy juz Rudą Fobią.

Stolyca, goracego letniego dnia wieczor, dosc wczesny jednakowoz.
Nie pamietam okazji ale udalismy sie gromadnie z mojego owczesnego zakladu do pewnego pubu irlandzkiego w scislym centrum. Nie pamietam nazwy pubu. Byla i Wiedzminka, byl Yah i bylo jeszcze jakies towarzystwo.
Ja bedac samochodem (a takze kobieta ale to nie ma nic do rzeczy), bylam jak zwykle nie-pijaca, w sensie ze pilam jakas tam cole bezcukru i bez pradu. Yah akurat mial faze wypierania z zycia rzeczy na "P" i zdaje sie ze akurat nie palil i nie pil... tankowa wode gazowana i sok ananasowy, nie na razy tylko na zmiane.
Po pewnym czasie uznalismy - ja oraz Yah na pewno, kto jeszcze nie wiem, ze pora sie zbierac, a z roznych wzgledow mialam w zwyczaju Yaha w szczegolnosci, a zaprzyjazniona ekipe w ogole rozwozic albo do domow albo przynajmniej w dogodne miejsce przesiadki na przyklad, to ruszylismy.
Nie pamietam trasy calej przejazdzki czy jeszcze kogos gdzies rozwozilam, ale kluczowy kawalek to byla ulica Grochowska w Stolycy, od Ronda Wiatraczna poczynajac w szeroko pojetym kierunku na Anin/Zabki.
Jest jeszcze calkie mwidno, bo jak mowilam lato i w srodku tygodnia czyli nikt nie balowal do polnocy. jedziemy, rozmowa klei sie mniej lub bardziej,  jestesmy juz tylko we dwojke. Jade pasem srodkowym w danej chwili, nie ma za duzego ruchu, ale nie jest tez pusto.
Samochod bez klimy wiec uchylone jakies okno, ale cieplo.
Jedziemy.
Oczom mym ukazalo sie cos.
Cos na mojej trajektorii.
Ale jakos takie okropnie nietypowe, jakby unosi sie jakis metr nad ziemia i polyskuje.
Troszke zdebialam, ale jeszcze nie tak strasznie, wiec jade dalej. W samochodzie ucichlo.
Zblizamy sie do tego czegos i zaczynam sie w napieciu wpatrywac w to cos, gdy owe cos poruszylo sie i moim zdumionym oczom ukazuje sie...
...
...
Delfinek.
CO???
Delfinek.
W tym momencie zbaranialam kompletnie, troche mi wszystko zdretwialo, a przez glowe glap[uje nastepujac:
'O QR*A. halucynacje mam. Z tego upalu widac, moze sie odwodnilam? Rany boskie co ja pilam w tym pubie, cole light, ktos mi czegos dosypal?, musze zjechac bo jak to poczatek to jeszcze nas zabije albo i gorzej' (owszem moze byc gorzej)
Jakis kawalek racjonalnego umyslu w tle nadaje:
'No dobrze, masz halucynacje, tam nic nie ma, po prostu zignoruj i bierz gada taranem. Znaczy rzadnego gada, ssaka, tzn tam nic nie wiec po prostu bierz to nic taranem!'
Na to ostatnie diktum uruchomilam sie nieco i naszykowalam sie zeby Wyprzec widzane zjawisko i brac taranem tego delfinka co go tam nie ma, gdy wydarzyly sie dwie rzeczy.

Zauwazylam, ze Yah, siedzacy kolo mnie jakby nieco zesztywnial, drgnal i znowu zesztywnial, a katem oka cos mi zamigotalo ponizej lewitujacego zjawiska, ktorego wszak nie bylo.

Przelamalam zatem z wielkim wysilkiem cisze i wewnetrzne opory i zadalam pelne nadziei i napiecia pytanie:
"CZY TY TO WIDZISZ??"
Yah na to spuscil z siebie powietrze i z jeszcze wieksza ulga kiwnal glowa i odparl:
"Yesoooo, myslalem ze to juz delirka balem sie Ciebie zapytac bo jak nie widzisz to juz lepiej sie nie przyznawac, ale tak siedze i strasznie mysle co ja pilem, no, no ten soczek ananasowy i woda gazowana perrier takie efekty maja to ja juz chyba przestane pic wode..."
Z tej ulgi, bo w zbiorowe halucynacje o takiej zbierznosci nie wierze, prawie bym w koncu staranowala te cholere, bo to mrygniecie pod zjawiskiem okazalo sie byl wstazeczka, a zjawisko balonikiem helowym, ktory komus uciekl i widocznie pod wplywem tempuratury owego wieczoru stracil nieco na swojej lotnosci i opuscil sie na samym srodku Grzybowskiej.
Ominelam helowego ssaka i pojechalismy dalej, a przez nastepne pare skrzyzowan stanowilismy najglosniejszy samochod w miescie.
Swoja droga to te odwozenia to byla istna epopeja...

Za wyjatkiem jakiegos pub crawlu na sw Patryka, czy tego wieczoru w scislym Centrum, mielismy takie dwie ulubione knajpy, rzut beret od owczesnej lokalizacji Zakladu, zreszta do jednej z nich jezdzilismy nadal juz po przenosinach Zakladu.
Jedno to byl taki maly pub irlandzki w suterynie, a drugie, lokal o jakiejs dziwnej nazwie ktory pozniej przemianowal sie na Generation i bylo cos pomiedzy barem/knajpka/dansbuda - dwa poziomy - na dole bar, na gorze w czesci stoliki w czesci potencjal taneczny.
To tam dElvix zaprezentowala sie jako kobieta przerwotna, a nawet raz upadla... jak ja partner taneczny chwycil niewprawnie i nie utrzymal, zreszta ja tez okazalam sie kobiata upadla, sama bez niczyjej pomocy ;)

Ale nie o mojej burzliwej mlodosci mowa, tylko o wspomnieniach dedykowanej kierownicy.

Otoz w owym czasie mieszkalam jeszcze w L, a pozniej juz u siebie w dzielni dumnie chlubiacej sie posiadaniem wiezienia - ogolne Polnocne przedmiescia/Obrzeza Stolycy, prawobrzezne.
Ekipa zas mieszkala roznie - glownie w Warszawie, lub okolicach. Niezaleznie czy dolaczala do nas dElvix, ktora nie pracowala z nami bezposrednio, ale wiadomo, imprezowalysmy czesto razem, to powrot prowadzil prawie zawsze przez Bemowo bo i Wiedzminka z tamtych rejonow, Yah - wiadomo - w szeroko pojetym kierunku Zabek/Anina. Rekordem byla trasa z Centrum do L przez: Ostrobarmaska (G i T wynajmowali tam kwatere), Zabki, Grodzisk Mazowiecki i Bemowo, po drodze na Grodzisk zawadzajac o jakiego MakaD bo towarzystwo zglodnialo.
Zakupowalismy akurat glownie zestawy dzieciece z jakiegos powodu, mozliwe ze byly jakies zabawki, ktore zbieralam dla chrzesniaka, a moze po prostu tak nam odwalilo i kupujac te zestawy, w samochodzie pelnym podchmielonego towarzystwa, mniej wiecej o polnocy, moze troche przed, uslyszlam od dziewczecia w okienku:
"Z zestawami dzieciecymi jest w promocji maly lod z automatu, czy zycza sobie panstwo?"
Odruchowo rzeklam glosno:
"Chcemy lody? Nie chcemy, nie?"
Myslac jak typowa egcentryczka, ze pierwsze takich lodow nie lubie, i nie jadam to na dodatek prowadze wiec nie bede mogla zjesc, a chyba jechalismy juz Ruda Fobia, ktora technicznie byla pojazdem Fadera, wiec mialam lekkie, acz slabo sformulowane opory przed upackaniem go topiacymi sie lodami przez podchmielona ekipe z tylu - dElvix jako przedni pasazer nie budzila moich oporow, poza tym loda tez nie chciala.
Ale na moja wydpowiedz zaprostestwal z tylnego siedzenie kolega Jasiu (nie mylic z Yahem, kompletnie rozne osoby)
"dlaczego nie? wez jak w promocji!"
A mnei wyrwalo sie
"A kto te lody pozre?"
Co wywolalo rozbawienie bo taki lod jest wielkosci naparstka jak wiadomo.
Na co Jasiu juz ciszej i jakos tak niepewnie odparl, ze on moze...
Na ten komunikat zmieklam i poprosilam o tego loda jednak, chyba tylko jednego jednakowoz, moze dwa.
Zakupione jedzenie zostalo pobrane i ruszylismy w dalsza droge. Wiadomo, zestaw dla dzieci nie wymaga duzego nakladu uwagi, mozna je wyzerac z pudelka niejako, wiec towarzystwo sie posilalo i gadalo.
Nagle zapadla troche taka cisza, szczegolnie z tylu na co zapytalam jakos tak niefrasobiliwie:
"Jasiu, co tak ucichles? co Ty tam robisz??"
a z tylu dobieglo do mnie pelne wyrzutu:
"Pozeram loda!".
Rany jak mi sie glupio zrobilo, to glowa mala.
Niby nic, ale poczulam sie jakbym tego loda mu zalowala a on mial straszan na niego ochote...
Od tamtej pory mam od wewnetrznej strony czaszki  wyryte memo:
"Nigdy nie zakladaj, ze jak cos Tobie nie pasuje to i cala reszta nie ma na to ochoty!"

22 comments:

  1. Wszystko rozumiem, nawet bym zrozumiala, gdyby delfinek na prawde okazal sie halucynacja ALE: dlaczego chcieliscie go staranowac?! Co wam zrobil niewinny, polyskujacy delfinek?! Oburzajace!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bo ja go wypieralam. Jego tam nie moglo byc. No bo co mogl robic delfinek lewitujacy nad Grzybowska?? Jakby to wygladalao jakbym nagle zaczela omijac kawal pustego pasa na calkiem pustawej drodze - nic przed nami, ale za nami juz jakies pojazdy sie pojawily.
      Poza tym nie staranowalismy go bo dotarlo do mnie co to. A on sie przesunal gnany ruchem powietrza mojego rechoczacego auta i nawet nie mialam satysfakcji popatrzec na reakcje innych

      Delete
    2. Nad Grochowska. Dysgeografia swiecie swoje triumfy ;)

      Delete
  2. omamo, no jakby Bożena o sobie czytała. Z tą nieskalaną zwątpieniem pewnością siebie komenderuje, co na obiad, gdzie na wycieczkę, o której na rower, i do której na plaży. TO ZNACZY TERAZ JUŻ MNIEJ. Bo czasem to była autorefleksja, czasem foch, czasem jakaś awanturka, a najgorzej, no już najgorzej to było jak ktoś tak z cicha i nieśmiało wtrącał: "a ja to bym ..." i mina zbitego psa do tego.
    Gdyby nie mały zgrzyt w podświadomości, to byście teraz uczyli się na pamięć teorii bożenocentrycznej i by nie było przebacz.
    Żeby nie było, Bożena już jest duża i sobie radzi w społeczeństwie, ale też ma kilka refleksji na temat wychowywania dzieci. Oby jej te refleksje nie umknęły.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czasem jednakowoz latwo popasc w przesade i nagle czlowie odkrywa, ze jest wlasnie gdzies, gdzie wcale nie ma ochoty byc, a czynnosci jakie go czekaja wzbudzaja uczucia rozne, ale na pewno nie entuzjazm - np raz znalazlam sie w ten sposob na wystawie/zjezdzie kolekcjonerow staroci, a raz w pewnym sklepie w ktorym ludzie kopali GODZINAMI w kartonach w poszukiwaniu okazji (nie lumpex, bo tam to jednak sie NIE dam zaciagnac rzadnym sposobem), na przestrzeni jakichs 60m2, gdzie na 1m2 przypadalo 2.5 osoby... bez opcji oddalenia sie do domu. Albo na przyklad w pociagu do Londynu z planem spedzenia tam calej soboty - czy mowilam, ze slabo znosze tlumy, a pociagi mnie nie kochaja. No wlasnie.
      Ale Bozenka ma absolutna racje. Najgorsze jest wlasnie to uczucie gdy ktos niesmialo i cichutko dodaje "a ja to bym..."

      Delete
    2. W każdym razie, gdybyś przypadkiem miała ponownie znaleźć się w tym pociągu do Londka, to zawsze możesz w to wpakować Bożenę. Ona i pociągi i Londyn i tłum też może być, byle nie za gęsty.
      Pamiętaj, to też jest umiejętność. Wrobić kogoś innego, gdy się samemu wpadło. ;)

      Delete
    3. Bede miala w pamieci :)
      Ja mam umiejetnosc mowienie NIE, to zwykle dobrze dziala, wiec nie musze sie uczyc wkrecania na wieksza skale, ale jest pare takich osob na swiecie ktorym okropnie NIE lubie mowic Nie... ;) i pozniej sie znajduje w takim klopsie albo bigosie.

      Delete
    4. Tak tak, bo to są takie jednostki, że nawet nie piśniesz. Nawet spod nosa nie wymsknie Ci się "że jak to bym wolała...". Takich to się nie daje w pojedynkę załatwić, trzeba mieć silne wsparcie. ;)

      Delete
    5. Oj no... Ale raz mi sie trafila taka jednostka, ze po prostu nie szlo powiedziec "Nie", ale raz mruknelam, nawet bardziej do sibie, niz glosno, tyle ze we wlasciwym jezyku, bo okropnie sie denerwowal jak mamrotalam pod nosem w mowie ojczystej, "O jestesmy w Tennesy, tam robia Jacka Danielsa, ciekawe czy daleko stad do destylerni" i...
      2.5 godziny pozniej moim oczom ukazala sie brama wjazdowa z szyldem typu "tu mieszka slynny No7". Ot tak. Bo uznal, ze pewnie chcialabym zobaczyc. Do takiej jednostki to trzeba GROMu, albo oddzialu SEAL jako grupy wsparcia...

      Delete
    6. Ewentualnie może być duża maczuga, ale to pod warunkiem, że sie szybko biega post factum i dobrze wyciera odciski palców.

      Delete
    7. Ja jestem - niestety - wlasnie z tych, co to niesmialo i cichutko dodaja "a ja to bym...". JESLI w ogóle sie odezwe, oczywiscie.
      Takze ten. Zazdroszcze silnego kregoslupa ;)

      Delete
    8. Wiesz co, u mnie to chyba taka anomalia jest bo o ile rzadko o ile w ogole.wiem czego chce o tyle wiem.bardzo wyraznie czego nie chce. I nie lubie musiec. I to chyba tyle. W mlodosci raczej bylam z tych milczacych i nauczylam sie "the hard way" ze trzeba mowic 'nie'. Obecnie powtarzam moim pasazerom np ze jak chca przerwe to musza mi powiedziec bo ja sama nie zgadne i na dodatek jest kaczka dlugodystansowa (juz troche mniej) i sama z siebie raczej sie nie zatrzymam. Takze o ile.serdecznie namawiam na rozne rzeczy to dodam tez, ze przyjmuje do wiadomosci opor ;)

      Delete
    9. To tak w nawiazaniu do tego jaskiniowca walentynkowego co mnie porzucil w tym roku? Ta maczuga znaczy? ;)

      Delete
    10. A nie, Bożena w sumie nie nawiązywała świadomie. Po prawdzie to rozważała pomiędzy maczetą a maczugą, ale wydało jej się, że ta druga robi efektowniejsze ŁUP i mniej jest sprzątania.

      Delete
    11. Slusznie i naukowo, aczkolwiek niewykluczone ze podswiadomoscia sprowokowane ;) Tyle ze nie wiem czy chce tak do konca wiedziec na kogo na maczuga ;) na jednostke czy na jednostke opetana ;)

      Delete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. Może to dusza moich delfinków, jedynego prezentu od Małża?! W imię ojca...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hm, no nie wiem, to zalezy od wyzioniecia ducha przez delfinki... Mowa jest mniej wiecej o roku 2002/2003. Przy czym moze byc jednak 2002.
      I czy mialy sznureczki w dolnej czesci ogonka? Bo bez sznureczka to raczej watpie... ;)

      Delete
    2. O, tutaj czytnij! :D
      http://skorpionwrosole.blogspot.com/2014/11/152-prezent.html

      Delete
    3. No to istotnie istnieje taka opcja ze byl to duch jednego z delfinkow, ktory w ostatnie jchwili postanowil uniknac taranowania mRufa i zmaterializowal sie balonikiem helowym :) Jakiz ten swiat maly, co?

      Delete
    4. jesusmaryja.... Skorpionie, pamietam te delfinki, pamietam, tak mi sie wryly w mózg, ze juz nigdy nie znikna...

      Delete
  5. A teraz i ja juz nie zapomne bo delfinki polaczyly mi sie z helowym widziadlem ;)

    ReplyDelete