Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday, 9 September 2016

Bonusowa notka ekspresowa - jak to sie Merkury na Urosza rzucil, czyli Merkury vs Urosz 2:0


Krotko bedzie.
Wrecz telegraficznie.
Wrocmy na chwile do dnia wczorajszego.

Pora lunchu, Urosz z Czetanem juz gdzies wybyli, na moim telefonie silne braki pytan czy bym cos chciala, wiec wywnioskowalam, ze wybyli obaj i nie ma szanys na frytki na krzywy ryj.
Bywa.
Plakac nie zameirzalam, chociaz po otrzymaniu zapiekankej Panini, w bulce typu ciabata pozbawilo mnie dobrego nastroju kompletnie.
Po jakichs 2-3 kwadransach widze jak chlopaki wracaja, obujuczeni torbami, znaczitsa luncz bedzie DIY oraz jedzony na miejscu. Zakonotowalam, ze Urosz wyjatkowo obujuczony szedl. Zakupy do domu blysnelo i zgaslo bo nie mojej babci buraczki, jak to gdzies wyczytalam.

Dzis, rano.
Przyjechalam do Kolchozu wyjatkowo wczesnie, bo wyszlam nieco za pozno. Sprzecznosci? Alez skad, to znaczy w ogole jestem ich pelna, ale nie tym razem. Otoz wstalam, wykonalam poranne rytualy i bylo za pozno, zeby gotowac coz na lunch (np makaron do podgrzania, ach cholera, mam 2-minutowy ryz, mogla... a nie, nie moglam juz pamietam – mam akurat napad salicylanowej nietolerancji), a w zasadzie za wczesnie na normalne wyjscie z pracy, ale pomyslalam, ze moze sie uda pomknac przed kolejka na rondo i wskocze do teskacza po jakies dorbiazgi. Niestety jak sie okazalo wyszlam jednak nieco za pozno bo w okolicy teskacza bylam jakies 7 minut za pozno, bo kolejka juz troche byla, mimo ze piatek.
Po 20 minutach dolaczyl do nas Urosz, niemo wyrazajac swoje zaskoczenie, ze juz tu jestem.
Po kolejnych 10-15 minutach widze, ze nadciaga w nasza strona mocno obsmiany, wyraznie w potrzebie dialogu.
Podchodzi do nas i wolas, podnaszac wysoko niesione w rekach ciezary: Siate z teskacza pelna kanciastosci oraz 6-ciopak kartowno mleka.
- Zgadnij co tu mam?
Mnie w oczach stanela wizja z wczoraj, kiedy wracaj z zakupow z siatami:
- Wczorajsze zakupy?
Zupelnie nie zaskoczony moja przenikliwoscia odparl:
- Tak!
- To Ty sie ciesz, ze to mleko dlugoterminowe (tu nazywa sie to Long-life, a w realiach to po mojemu mleko uchate (UHT))
- W ogole duzo szczecia, bo tu (wskazujac na siate) sa herbaty, kawa i takie tma i tylko winogrona z rzeczy mniej zywotnych!
- No to masz farta. Zaproponowalam bym Cie rozwiazanie, na przyszlosc, ale jest ono bardzo wybrakowane
-??
- No bo moglbys mi mowic ,ze mam Cie pilnowac, ale absolutnie nie ma gwarancji, ze nie zapomne.
(Smiech)
- Problem w tym, ze przypominac mi nalezy dokladnie w chwili gdy mam to zrobic, bo inaczej gowno z tego bedzie.
- I co zabierasz to teraz do samochodu?
- Tak, Nie zamierzam ryzykowac!
I poszedl.
Po pieciu minutach wraca, nadal z ciezarami:
- Nawet nie zaczynaj!
- Ale...
- Cicho! Ani slowa!!
- A...
- Te zakupy sa PRZEKLETE!!
- Kluczykow zapomniales?
- GHRRRRRR!!
- Chesz moje?
Rzucil zakupy pod nasze nogi i udal sie podrygujac ze smiechu do swojej gawry – znaczy za rog, gdzie jest jego biurko.
Wrocil, pobral pakunki i juz ma odchodzic, gdy dla jaj zapytalam go
- Masz indetyfikator?
(zeby wejsc i wyjsc z Kolchozu niezbedny jest identyfikator)
Zakrecony byl chlopisko tego stopnia, ze mimo iz przed chwila wykonal wyjscie/wejscie i mial indentyfikator na szyi, to sie pomacal po klatce celem sprawdzenia...
Nie.
Nie rzucil we mnie tym 6ciopakiem mleka ;)

---------------------------------------------
W temacie Urosza jeszcze, bo akurat sobie przypomnialam
Rozmowa w samochodzie, po wyjatkowo wkurzajacym dniu (dla mnie) i meczacym (dla niego), czyli oboje w siwetnej formie. Ja prowadze. Tydzien temu to bylo. (Bo czasem, z racji bliskiego sasiedztwa jezdzimy jednym samochodem: Ja z nim, Ja z jego zona, Ja z obojgiem, acz  czesciej (bo lubie jezdzic) oni ze mna razem lub z osobna)
Ja, wkurzona jeszcze ostatnia rozmowa dnia:
-Jakbym kiedykolwiek miala miec jaka super-moc, to chcialabym zeby to byla umiejetnosc zamiany ludzi w popiol samym wzrokiem.
- Wow... az tak?
Chwila ciszy, bo ja jeszcze bulgocze wewnetrznie z wscieklosci.
Urosz dodaje:
- No az tak wielkich ambicji nie mam. Ale z racji mojej pracy czesto marze aby miec trzecie oko, na palcu - tu zaprezentowal wskazujacy lewej reki, bo Urosz jest leworeczny.
- Hm...
- No wiesz, wiekszosc zycia zawodowego spedzam probujac zagladac w rozne trudnodostepne miejsca celem wymiany okablowania, odkrecenia srubek stojaka na serwer, sprawdzenia czy cos sie nie wypielo, itp...
- Nie no ja rozumiem, ale wiesz, widze szereg minusow tego rozwiazania...
- ??
- No wiesz, co sie stanie jak sobie przytrzasniesz palec, 
- Auc...
- ...albo wsadzisz go niechcacy do oka...
- Hm, no...
- ...o wizycie w toalecie nawet nie wspominajac...

Zapada zszokowana cisza.

Wybuchamy smiechem...

- NO WIESZ!! Nigdy nie myslalem o tym pod takim kontem!!
- Co? Nigdy nie mowiles o tym zadnemu analitykowi?

Kurtyna.

10 comments:

  1. chłopy proste so, wymyśli taki oko na palcu, a drugiego dna już nie dojrzy ;)))

    ReplyDelete
  2. Kolega to naprawdę ma w Tobie opokę, bo normalny człowiek to by nie zerbalizował tego pytania o identyfikator, tylko dołożył sobie punkt do rechotu za chwilę :D
    Ale oko na palcu to jest naprawdę hit. Bożenka rozumie, że zaznajomiłaś kolegę z procesem produkcji człowieków w fabryce z egzotycznym szefem? :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Etam, zadna opoka. Widzialam, ze ma wiec tylko liczylam, ze spanikuje, moze nawet rzuci we mnie tym szesciopakiem.
      Proces produkcji tlumacze wlasnie dla niego miedzy innymi, bo poturla go ze smiechu, ale to chwilke potrwa bo pare rzeczy musze kreatywnie zinterpretowac. Juz te wlosy przy kompilowaniu jadra mnie troche spowolnily, ale cos tam wymozdzylam z sensem. Blogoslawie moja antypatie do WinGrozy bo dzieki temuznam odpowiednia terminologie, nawet jesli tylko po wierzchu ;).

      Delete
    2. Tia, to oko na palcu to mnie bedzie dosc dlugo trzymac przy zyciu... Szczegolnie mina Urosza jak mu wspomnialam lazienke... ;)

      Delete
    3. Bożenka trzyma kciuki za powodzenie akcji "tłumacz".:D

      Szkoda, że tej miny nie masz gdzieś uwiecznionej. :D

      Delete
  3. ja sobie o czymś bardzo, bardzo zbereźnym pomyślałam z tym okiem na palcu... sorki, ale no nie mogłam się powstrzymać... od myślenia rzecz jasna :) ... no i takie też np. dłubanie w nosie... zyskuje nowego wymiaru...

    co do Merkurego, mnie raczej sprzyja, choć nie obyło się bez perturbacji (SMSowych... znaczy, notorycznie trafiały nie do właściwych adresatów - znaczy się trafiały odwrotnie :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ty wiesz, ja rozumiem, nie wnikajmy tedy w mysli ;)
      Podejrzewam, ze jak ruszylam lawine skutkow ubocznych oka na palcu to juz sam byl w stanie dopowiedziec sobie reszte roznowsci, bo to ogolnie lebskie chlopisko ;)
      Mnie ogolnie szkodzi zwykle faza popredzajaca retro, w trakcie zwykle jednak uprawiam podroze tyle ze z przygodami typu "o wlos".
      Tym razem mnie komplikowal plany epicko a w ostatniej chwili calkiem je anulowal i nigdzie kurna nie jade w tym miesiacu, a jeszcze musze straty finansowe oszacowac bo juz bylo porozerwowane to co najwazniejsze i najdrozsze... no coz... c'est la vie, a moze raczej c'est la 'Mercure' ;) (wiem ze tak sie nie pisze, ale sens jasny chyba co? ;) )

      Delete
    2. jasne, że jasny :)

      no tak, bo zdaje się, na koncerty się jakieś wybierałaś, czy coś?

      no to u mnie tym razem Merkury jednak dokładnie odwrotnie jak u Ciebie - nie dosyć, że mam 2 nieplanowane wcześniej wyjazdy (jeden już za mną, a drugi jeszcze przed), to jeszcze na tym wyjeździe, normalnie dłużej jak 15 minut nie czekałam na żaden środek transportu, a te 15 minut to było kwestią czekania na ostatni planowany przejazd pociągowy. Wszystko mi podjeżdżało na "już" przy czym, nie że ja na ostatek przychodziłam, tylko się np. okazywało, że są połączenia dodatkowe, co mnie o nich Internety nie powiedziały, acz raz mi zamieszał Merkury, ale to o tym u siebie, na pojutrze napiszę.

      Delete
    3. Koncerty to dopiero za miesiac z haczykiem, tzn ten pierwszy, drugi za kolajny miesiac z haczykiem.
      Na razie miala byc wizytacja u przyjaciolki V, w Parisie, niestety, po zakupie biletow, parkingow i okazaniu radosci z nadchodzacej wycieczki nastapil Krach systemu czyli ZONK, czyli wyjazd w teorii przesuwamy, a w praktyce szykuje sie mentalnie ze po raz kolejny zlozylam haracz wlascicielom Eurostara, w podobnej wysokosci. Przykrosc bo jednak wolalabym przpultac te pieniadza na jakies inne przyjemnosci...

      Delete