Mial byc przeglad roznosci podroznych, ale widze po objetosci, ze sam Torun dostarczy samodzielnego wpisu.
Zaczne od tego Torunia, bo ten prysznic, ale jak zawsze sprawa wymaga
wstepnej dygresji.
No to gogle czasoprzestrzenne na twarz i lecimy - uwaga na turbulencje bo
Anno Domini jakies niepewne...
Otoz jest rok panski juz po 2001, ale na pewno przed 2006tym. Pewnie nawet
przed 2005tym.
I jest tez maj. 1wszy maj.
Jutro sa urodziny dElvix i nie wiem, ktora z nas wymozdzyla zeby pojechac do
Torunia, ale tam wlasnie mialysmy nazajutrz jechac, a ja wymozdzylam, ze upieke
sernik, po raz pierwszy w zyciu samodzielnie i na dodatek w mojej osobistej
kuchni, tzn w jej piekarniku.
Prawdopodownie pieklam go z podwojnej ilosci sera, bo mialam tortownice
rozmiar taki bardziej na byka.
Tak w ogole to bylo chyba pierwsze ciasto jakie upieklam w moim M, co
sugeruje, ze mogl to byc 2002 lub 2003 (nie pamietam czy udalo m isie kupic
kuchnie juz pierwszej wiosny, czy dopier nastepnego roku.)
Przejeta rola wstawilam prawie pelna tortownice do piekarnika i zaczelo sie
pelne napiecia oczekiwanie.
Kibicowala mi Smoczynska, a dElvix chyba nawet nie wiedziala, ze pieke bo
mozliwe ze mi chodzila po glowie niespodzianka.
Dlugo nic sie nie dzialo, ale wiedzialam ze czekanie potrwa conajmniej
godzine.
Uzalilam sie Smoczynskiej, ze martwie sie czy mi cos z tego wyjdzie czy
tylko zmarnuje mase sera i czasu i nerwow.
Smoczynska, dobra przyjaciolka, stanela na wysokosci zadania i odpisala:
“Nie martw sie. Na pewno wyjdzie”
Po kolejnej porcji czekania, zajrzalam do piekarnika i wpadlam w zachwyt –
sernik zaczal roznac!
I jak zacza tak nie chcial przestac!!
Rosl i rosl, zupelnie jakby byl na drozdzach, a nie byl!
W pewnym momencie przerazilam sie bo gora zaczela niebezpiecznie zblizac sie
do sufitu w piekarniku!
Odpowiedz do Smoczynskiej:
“ Mialas racje, wyjdzie na pewno, ale chyab w piekarnika.... Boje sie
otwierac drzwiczek bo jak ruszy to go nie dogonie!!”
Przerazone wizja spalenia wierzchu, w okolicy 50 minuty podjelam meska
decyzje – skroje kawalek tego przerosnietego wierzchu i dopieke osobno na foli
aluminiowej.
I tak zrobilam.
Skroilam kawalek tej gory, i jak latwo zgadna reszta bardzo energicznie, acz
rownomiernie... opadla.
Zrobilo mi sie troche niewyraznie, ale nie bylo odwrotu – skrojone wieczko
nie dalo sie polozyc na wierzh bo oczywiscie ropadlo sie na 2-3 kawalki.
Wepchnelam caly naboj, juz teraz w kawalakach do piekarnika na ciag dalszy
pieczenia.
Po kolejnych 20 minutach podejrzalam piekarnikowa wnetrze i wstapila we mnie
nadzieja – ten opadniety wierzch sernika po dekapitacji uniols sie na nowo i
wlasciwie wrocil na swoja pierwotna wysokosc.
Uspokojona oddalilam sie na reszte czasu pieczenia, anstepnie wylaczylam
piekarnik, usuwjac zen te odcieta gore, zeby nie wyschla za mocno. Reszta
zostala w srodku zeby sobie ostygnac stopniowo, a wierch zostal poddany
degustacji.
Mojej radosci niebyloby konca, bo smak sernika byl w pelni zadowalajacy,
gdybym nieopatrznie nie zajrzala odruchowo do piekarnika...
Ten cholerny sernik zrobil sie WKLESLY!
Oczywiscie rozpacz moja tym razem konca nie miala. Co z tege, ze dobry jak
jesc go nalezy w ciemnym pokoju ina dodatek z opaska na oczach??
Uzalilam sie czym predzej telefonicznie Faderowi, ktory pocieszyl mnie, ze
wklesly czy kostropaty, on go pokocha jak swoj i zje z wielkim entuzjazmem.
Troche mnie to pocieszylo, ale zatroszkalo mnie czy uczestuje jutro dElvix
skoro sernik sie nie prezentuje.
W koncu wymyslilam, ze wykonam z niego porcje, wybierajac najmniej zdeformowany
fragment i zaserwowac go w pojemniczku metoda kwadrutury kola, znaczy sie
kanciasty kawalek upchnac w okraglym pojemniczku i udawac, ze dewastacja
zastapila przy transporcie.
Oczywiscie sprawa sie rypla, bo opowiedzialam moja sernikowa martyrologie
dElvix w drodze do Torunia, czym ubawila ja standardowo, czyli do poziomu ‘Jak
to dobrze, ze mam tusz wodoodporny’.
W Toruniu odwiedzilysmy rozne miejsca w tym sklep z piernikami i nie tylko,
tzn w sklepie byly tylko pierniki, ale my odwiedzilysmy tez inne atrkacje, w
tym dom Mikolaja Kopernika, czy tez moze dom w ktorym mieszkal, ale na samym
wstepie znalazlysmy sklep z puzlami, przy ktorym ja wpadlam w stupor bon a wystawie
tkwila mapa swia wykonana z puzli, a byla to bardzo stara mapa, tzn kopia rzecz
jasna i ja sie zaparlam, ze bez nie nie wracam.
dElvix nawet nie probowala mi do rozumu przemawiac, bo wairactwo puzlowe
bylo jej bliskie, a mialysmy juz za soba kilka upajnych sesji skladania puzli w
moim M, bo do niedawna nie posiadalo nadmiaru mebli, zas posiadalo duze ilosci
pustej podlogi, przekonala mnei tylko, zeby z zakupem poczekac,az bedziemy sie
zbierac do powrotu. Bo z pudlem puzli nieporecznei sie zwiedza.
Przyznalam jej racje i pieczolowicie zapamietalam lokalizacje sklepu.
Owszem puzzle kupilam, acz nie te z wystawy bo okazaly sie one byc poza moim
zasiegiem budzetowym. Kupilam inne, mniejsze, tez z mapa, troszke inna ale
nadal niezla i w cenie ktora nie sprawiala, ze musialabym do konca maja zyc o
chlebie i wodzie (bo ten sernik nawet zamrozony starczyl by mi tylko na jakis
tydzien- dwa).
W ktoryms momencie wreczyla delvix sernik, ktorego ona sprobowala i zabila
mnie slowami:
“No niezly, tylko wiesz, szkoda troche ze taki wklesly. Zupelnie jakby za
mocno wyrosl i ktos mu skroil gore i wiesz po tym tak sie zapadl w sobie.”
W ktoryms momencie na pograniczu Starowki szlysmy kolo fragment jakiegos
muru. Mur byl stary i mocno pokrzywiony. Nagle dElvix rzekla:
“No nie chcialabym isc tedy po pijaku.”, a bogom ducha winna okoliczna para
turystow oparskala sie smiechem.
Pamiec mi troche nie sluzy, a protez brak, ale w ktoryms momencie zaczal kropic,
a pozniej padac deszcze, ale nie zmoklysmy jakos wyraznie i drastycznie wiec
musialysmy go gdzies przeczekac, mozliwe, ze PicChacie, bo w owej 5-latce
lubilysmy sie tam stolowac na naszych wycieczkach (za wyjatkiem Juraty, czy innej
Krynicy Morskiej, bo tam stolowalysmy sie w turystycznych lokalach lub tez w
smazalniach nalesnikow.
Na Starowce nie padal zbyt intensywnie, ale w innych czesciach Trounia loil
poteznie, czego nie wiedzialysmy tak od razu.
Przyszla pora powrotu. Majaczy mi sie ze w gre wchodzila wizyta w
pasmanterii albo innym sklepie tekstylnym, bo dElivx cos tam wypoatrzyla i te puzzle.
Udalysmy sie w koncu do samochodu i mozliwe ze wtedy zlapala nas koncow tej
ulewy ktorej doswiadczyly przedmiescia, a tylko zobaczylysmu jej slady w
postaci kaluz niewspolmiernie wielkich do obecnej lekkiej mzaweczki.
W kazdym razie, wsiadlysmy do samochodu. Byl to samochod moj. To znaczy nie
pameitam ktory to byl samochod – oficjalnie moj czy nieoficjalnie moj, ale to
nie istotne bo oba mialy dwie cechy wspolne – byly rude i mialy elektrycznie
otwierane szyby przednie. Samochod delvix mial szyby jeszcze na korbke.
Oooo i jeszcze kupilysmy te helowa krowke.
Dla Wiedzminki.
To znaczy taki balonik helowy w ksztalcie krowy, bo Wiedzminka miala faze na
krowy. Jak chce to niech dementuje, ale nie radze, bo koszule nocna w krowki
kupowalam jej na spolke ze swiadkiem.
Mialam lekkie obawy czy nam ta krowa wejdzie do bagaznika z reszta rzeczy,
czyli musial byc to bRudasek – moj pierwszy rudy samochod (drugi w ogole), ale
delvix zgasila moje obawy mowiac, ze krowa jedzie z name, a nie w bagazniku.
Ruszylysmy w szerokopjetym kierunku domu. Czyli na Stolyce.
Wyjezdzajac na przedmiescia odkrylysmy, ze ten deszcz co nas spotkal to byla
tylko taka mala pluskaweczka, bo najgorsze musialo zatrzyamc sie wlasnie tu.
Drogi jak to drogi, nie stanowia wzorca plaskowsic godnego Sevres, wiec
kaluze nalezalo trawersowac ostronie, a moliwie omijac. Ja sie wzielam na
sposob i po prostu wepchnelam sie na pas srodkowy i tam pozostalam, tzn nie to
ze stalam nieruchomo.
Chlodniejsze powietrze na zewnatrz sprawilo, ze zaczelysmy parowa od srodka,
wiec uchylilam nam nieco okna. Odrobinke. Tak ze 2 cm.
Czerwone.
Stoimy. Z obu stron pusto, znaczy nikogo po bokach. Zapala sie zolte, ja sie
uzbrajam w bieg i ruszam, a nag le z mojej prawej, czy od strony dElvix slysze
dziki churgot. Zerknelam i widze w lustrku boczny ze prawym pasem nadlatuje ze
straszna predkoscie stary Zuk – to taki poldostwaczy samochod, co nie?
Widze tez te doopna kaluze ktora jest na pasie obok.
Zdazylam tylko pomyclec, ciekawe czy nas ochlapie i ruszylam. W tym momencie
dElvix zaklela i zaczela otrzpywac ramie. Zgadlam natychmiast, ze jednak nas
ochlapal, a delvix pobrala nieplanowany prysznic blotny w pelnej odziezy i
uczynilam dwie rzeczy:
Zamknelam szybe dElvix, i powiedzialam na glos “cholera, wykrakalam”.
Zaintrygowana dElvix wydobyla ze mnie co wykrakalam, zabronila wiecej krakac
mentalnie, bo najwyrazniej mam w tym duza skutecznosc, nastepnie wyrazila
swoja, mocno tendencyjna opinie, na zamykanie okna po fakcie, po czym zmienila
zdanie i pochwalila mnie za zamkniecie, bo uswiadomila sobie, ze to mogl byc dopiero
poczatek – kaluze przed nami byly jeszcze wieksze, a mijaly nas wylacznie
ciezkie wozy – osobowe wlokly sie dkoladnie takim samym tempem swiadome
czajacych sie pod woda pulapek.
I bylby to koniec relacji, gdyby nie ... helowa krowa.
Wygladala jak cos pomiedzy tymi dwiema, bo takiego mogelu jakos juz nie widze, no chyab, ze dElvix pamieta ja lepiej i skoryguje.
Nie, nie rozszczelnila sie sprawiajac, ze rozmawialysmy jak Alvin i jego bracia
chipmunki, ale i tak dostarczyla nam uciechy co niemiara.
Otoz w ktoryms momencie, przy wyprzedzaniu jakiegos innego pojazdu dElvix
zlapala krowe i wycelowala jej pysk w mijany samochod.
Samochod nie dosc, ze wyprzedzany to jeszcze drastycznie zwolnil.
My dostalysmy ataku smiechu, po czym ktoras z nas odezwala sie:
“Ty, myslisz, ze oni mysleli, ze to zakamuflowany radar??”
I tym sposobem reszte trasy pokonalysmy testujac reakcje kierowcow jeszcze wtedy na nasz
krowe helowa...
Kurtyna.
hihihi mysle, ze na widok krowy to nic nie mysleli, tylko im szczeki opadaly :) po prostu - bralyscie ich z zaskoczenia :)
ReplyDeleteCoz moge powiedziec, pewnie masz racje :) Sama, jak juz pisalam, na widok lewitujacego delfinka bylam przekonana, ze mam halucynacje i majaki od upalu ;).
DeleteTeż mi przyszły na myśl od razu majaki :D:D Miny kierowców musiały być bezcenne :D:D
DeletePrysznic pierwsza klasa, serio poważne te kałuże miałyście :))))
Ale mów-co-chcesz - sernik ma wygryw :D Rechotka po całości, dziękuję uprzejmnie :D
Znaczy co? Kolejny projekt po przkladzie histori powstania czlowieków: Ksiazka Nie Bardzo Kucharska by mRufa? ;)
DeleteRaduje sie wielce ze uciechy przyspozylam. Zapytana dElivx nie zglosila usterek dodala tylko, ze to byla kurteczka nuffka-sztuka zupelnie nie przeznaczona do prysznicow ani kapieli blotnych.
Prosze Bozenki - kaluze byly epickie!
Łeb krowy powinien wystawać zza kierownicy, ha!
ReplyDeleteHistoria sernikowa przepyszna :D
No moze, ale nie mogl, bo juz zza niej wystawal leb mRufy ;)
DeleteKlaniam sie unizenie :)