Ale do rzeczy.
Otoz w pewna pieknie sie zapowiadajaca grudniowa niedziele wybralismy sie z Ozziem polatac.
W zasadzie to ja juz sie nie spodziewalam po
poprzednich porazkach, ze w tym roku polatam, ale okazalo sie, ze jednak
polatalim.
Chociaz do ostatniej chwili tak na prawde nie bylam pewn czy nie pocaluje hangaru w klamke, bo Ozzie mial potwierdzic w niedziele rano czy jednak tak czy moze nie i do mniej wiejcej 12.30 nie potwierdzil.
Chociaz do ostatniej chwili tak na prawde nie bylam pewn czy nie pocaluje hangaru w klamke, bo Ozzie mial potwierdzic w niedziele rano czy jednak tak czy moze nie i do mniej wiejcej 12.30 nie potwierdzil.
Niby staram sie zyc wg tak niewielu zasad jak to tylko
mozliwe, to jakies aksjomaty trzeba miec i sa to: Nigdy nie mów Nigdy (czyli
Never say Never), a takze Zawsze miej nadzieje, ale przygotuj sie na najgorsze
(czyli hope for the best, brace for the worst). Z tym ostatnim to zwykle lepiej
wychodzi mi ta druga czesc – nadzieja, jak zawsze mi w domu powtarzano, to
matka glupich, a za pozno poznalam ciag dalszy w wykonaniu dElvix – ‘i jak kazda
matka, kocha swoje dzieci’, zeby sie do tej czesci przyzwyczaic.
No i w ramach tej drugiej zasady tym razem wyjatkowo
zalozylam, ze nam sie jednak latanie uda.
Ozzie zadzwonil jak juz ganialam w ostrogach po mieszkaniu
pakujac torbe na wizyte u M&Msów celem wreczenia ich rocznemu wlasnie
Juniorowi prezentu, po potencjalnym lataniu.
A w ogole to ten weekend w ogole byl rozczochrany, bo w
piatek wrociwszy do domu poznym wieczorem,... no dobra, nad ranem..., z
zakupami wykonanymi po pracy odkrylam, ze przestala dzialac lodowka. Ba, ona
przestala dzialac kilkanascie godzin wczesniej bo wszytko bylo juz rozmrozone, woda
z ropuszczonego zamrazalnika i zarcia tam zamrozonego, w tym woreczka bobu
(DRAMAT!) juz wyschla, a zawartosc lodowki, skromna na szczescie, ale zawsze,
jest w dotyku cieplawa... A ja mam ze soba dwie torby z lodowkowym jedzeniem...
Szczesliwie mam od przeszlo 8 lat taka malutka lodoweczke
w stylu retro – nabiurkowa mozna by rzecz. Miejsca w niej malutko, wiec
upchnelam w niej rzeczy najcenniejsze – dopier co zdobyty w ciezkim trudzie i
znoju ser Cheddar z Cheddar Gorge, Szynke Iberico, no normalna sprawa tzw
essentials nieprawdaz...
Kompletnie lekcewazac maselko, serek smietankowy, pomidorki i owoce.
Kompletnie lekcewazac maselko, serek smietankowy, pomidorki i owoce.
Na domiar szczescia w sobote do poludnia spodziewalam sie 2
dostaw spozywczych... Sajgon, co?
No ale nie o lodówce ta saga – saga lodowkowa trwa nadal.
Wrocmy do latania.
A w zasadzie to do przedlatajnych procedur.
Pobralam Ozziego z Casa de Ozzies i udalismy sie z kubelkiem
na tylnym siedzeniu na lotnisko, znaczy pole lotnicze.
Juz w trakcie jazdy zostalam retorycznie zapytana czy mam
cos przeciwko lotowi do takiego malego polka lotniczego kolo Cheltenham (tak mi
sie zdawalo ze zrozumialam). Odparlam zgodnie z prawda i intencja pytajacego,
ze jest mi bardzo wszystko jedno, pod warunkiem, ze nie kaze mi ladowac, bo jak
wie, ladowanie nie jest moja mocna strona i przypomnialam mu mu moje wodowanie
na szwajcarskim lotnisku...
Ubawiony Ozzie potwierdzil, ze ok, w drodze wyjatku ladowac bedzie on.
Ubawiony Ozzie potwierdzil, ze ok, w drodze wyjatku ladowac bedzie on.
Podjechalismy pod hangar i zostalam pointruowana, ze mam
zaparkowac, nie tam gdzie zwykle tylko blizej bramy, bo samoloty zostaly
przeniesione z poprzedneigo hangar, do drugiego. Nie zdazylam zapytac o powody
gdy uslyszalam, ze wlasciwie to Ozzie wcale nie wiem gdzie jest samolot, bo ten
drugi hangar zaczal przeciekac wiec czesc samolotow wrocila do tego poprzedniego
hangar.
Zdebialam na tyle mocno, ze zdazyl powiedziec, ze idzie
szukac samolotu i sobie poszedl. No to ja sie zorganizowalam pojazdowo – w
sensie ze Nawidakcje zaparkowalam i zapodalam spraye, profilaktycznie zeby ich
ze soba nie targac i... zapomnialam wyjac z bagaznik aparatu.
Na szczescie w miedzy czasie, Ozzie zdazyl samolot namierzyc, dostac pomoc w wytaczaniu ptaszyny z hangar, nastepnie zostac zaprzegnietym do przenisienia z pomagaczem silnika samolotowego do samochodu pomagacza, wiec jak dotarlam do samolociku to i dotarlo do mnie, ze zamierzam zostawic apart na ziemii, co zupelnie nie bylo moja intencja.
Na szczescie w miedzy czasie, Ozzie zdazyl samolot namierzyc, dostac pomoc w wytaczaniu ptaszyny z hangar, nastepnie zostac zaprzegnietym do przenisienia z pomagaczem silnika samolotowego do samochodu pomagacza, wiec jak dotarlam do samolociku to i dotarlo do mnie, ze zamierzam zostawic apart na ziemii, co zupelnie nie bylo moja intencja.
Ozzie ogarnal temat samolotu, a ja poszlam pobrac aparat i
oddac bagaznikowi torbe Ozziego i wrocilam aby ujzec Ozziego na kolanach pod
lewym skrzydlem.
Przeleciala mi przez glowe mysl, ze odprawia jakies modly
rytualne do bogow lotniczych, ale szybko ja przepedzilam, gdyz ujzalam co tak
naboznie oglada.
I zrobilo mi sie niewyraznie.
W skrzyle byla dziura.
Nie, ze taka na przelot, tylko taka jakby rana cieta.
I urwany kawalek tasmy, ktora wczesniej ta dziura byla
zaklejona.
Osobiscie uwazalam, ze to zwykle naciecie wziernikowe i ze ta tasma zawsze je maskowala, ale zmartwilam sie, ze tasma zostala brutalnie
odzszarpnieta i nie naklejona. Pozalowalam, ze ductape mi sie juz dawno
skonczyla i zapytalam czy mam isc po plaster bez opatrunku z pateczki.
Zgorszony nieco moim pomyslem Ozzie powiedzial, ze zadzwoni do
wlasciciela.
Zadzwonil. Nie wiem co uslyszalam ale konkluzja byla taka
– mozna leciec, skrzydlo sie nie urwie, plastra nie trzeba.
No i tak sobie lecimy, slonce nam w oczy swieci, ja robie
troche slabe zdjecia, bo pod slonce...
...az tu nagle slysze krew mrozace w zylach slowa “Stery Twoje”.
Nie zdazylam zbaraniec jak to mam w zwyczaju, bo widac w samolocie podobnie jak w samochodzie generalnie nie debieje calkowicie tylko tak bardziej mentalnie.
Przejelam ster czyli joystick.
Ozzie potrzebowal zmienic okulary... na takie co im slonce w oczy nie przeszkadza. Uff...
Pod slonce... |
...az tu nagle slysze krew mrozace w zylach slowa “Stery Twoje”.
Nie zdazylam zbaraniec jak to mam w zwyczaju, bo widac w samolocie podobnie jak w samochodzie generalnie nie debieje calkowicie tylko tak bardziej mentalnie.
Przejelam ster czyli joystick.
Ozzie potrzebowal zmienic okulary... na takie co im slonce w oczy nie przeszkadza. Uff...
“Stery moje”... UFF!!!
I tak sobie lecimy, pod slonce, mijamy kominy chlodzace
pewnej elektrowni, czyli wg mojej limitowanej orientcji na poludnie.
Lecimy, lecimy, nagle slysze takie mamrotanie jakby...
Lecimy, lecimy, nagle slysze takie mamrotanie jakby...
Wsluchuje sie w intercom i slysze to marotanie “no gdzie ten pas??”
Sploszona nieco pytam “slucham?”
Sploszona nieco pytam “slucham?”
Ozzie na to stoicko “ A nie, nic, probuje znalezc ten pas”
No to i ja wytezam patrzalki, az mi prawie na szypulkach
wylaza (a precyzyjnie rzecz ujmujac – mruze oczy bo jako krotkowidz tak mam, ze
jak mruze to lepiej widze).
I nic.
I nic.
“A jest.” Wskazal od niechcenia Ozzie.
No to ja dawaj wlepiac galy przez szybki w szerokopojetym kierunku... Nic... A my ladujemy... Troche mnie zaczal skurcz lapac od wciskania 'hamulca', a oczy okropnie sie splaszczyly od wlepiania ich w szybe, a tu nagle ladujemy w trawie.
No to ja dawaj wlepiac galy przez szybki w szerokopojetym kierunku... Nic... A my ladujemy... Troche mnie zaczal skurcz lapac od wciskania 'hamulca', a oczy okropnie sie splaszczyly od wlepiania ich w szybe, a tu nagle ladujemy w trawie.
Przyzwyczajona do widoku mniejszych lub wiekszych hangarów
rozejrzalam sie ciekawie i widze, ze po drugiej stronie drogi cos jest.
Zatrzymalismy sie i Ozzie sie wypina (z uprzezy, nie ze antyglowa), mowiac “Musze dac Johnowi 5 funtow”.
Marginalnie pomyslalam sobie, ze dosc kosztowna metoda zwracania tak drobnego dlugu... no bo kurcze ta wycieczka zakosztuje ponad 2 dyszki od lebka (wiecej wyszlo), a chyba bym nas taniej samochodem dowiozla i w podobnym czasie (chyba nawet szybciej).
Ale nie oponowalam, bo nie racjonalizacja byla moim zadaniem.
Zapytalam zatem czy zatrzymujemy sie na tyle dlugo, ze warto zebym sie wyplatywala z uprzezy? Uslyszalam, ze warto.
Zatrzymalismy sie i Ozzie sie wypina (z uprzezy, nie ze antyglowa), mowiac “Musze dac Johnowi 5 funtow”.
Marginalnie pomyslalam sobie, ze dosc kosztowna metoda zwracania tak drobnego dlugu... no bo kurcze ta wycieczka zakosztuje ponad 2 dyszki od lebka (wiecej wyszlo), a chyba bym nas taniej samochodem dowiozla i w podobnym czasie (chyba nawet szybciej).
Ale nie oponowalam, bo nie racjonalizacja byla moim zadaniem.
Zapytalam zatem czy zatrzymujemy sie na tyle dlugo, ze warto zebym sie wyplatywala z uprzezy? Uslyszalam, ze warto.
No to sie wyplatalam.
Wyplatalam sie, otworzylam wlaz i zamarlam, gdzy rzucila sie na mnie apokalipsa olfaktoryczna... Pola tuzo obok, a moze nawet to z pasem
trawiasto-startowym zostaly wlasnie dokladnie uzyznione... organicznym nawozem
zostaly.
Mowiac krotko atmosfera wysoce agrarna...
Podloze trawiaste ale duzo przeswitów i tego... nie bylam pewna czy stapam w czarnoziem czy w uzyznienie owego czarnoziemu...
Podloze trawiaste ale duzo przeswitów i tego... nie bylam pewna czy stapam w czarnoziem czy w uzyznienie owego czarnoziemu...
Pomknelam zatem raczo, jak na otluszczona sarenke, na czubkach
moich eleganckich traperskich butów chelsey, goniac za Ozziem, a on sie mnie pyta czy
mam jakies pieniadze. Odparlam, ze w ogole owszem, ale przy sobie nie, bardzo
przepraszam, ale nie wiedzialam ze trzeba... Ozzie niby potaknal, ze w zasadzie
nie trzeba, ale chyba wyparl natychmiast to co uslyszal i popedzil dalej w
strone tych zabudowan po drugiej stronie drogi.
A ja za nim.
Raczo.
Na paluszkach.
I na bezdechu.
A ja za nim.
Raczo.
Na paluszkach.
I na bezdechu.
Aromaterapia Agraran byla oszalamiajaca.
Dotarlismy na dziedziniec egzotycznego zlepku budynkow,
Ozzie przywital sie z Johnem, czy innym Davem, pogadali i poszli na gore do biura.
Ja nie szlam tylko wlepialam zaciekawione patrzalki w rozne plakaty oraz taki smieszny helicopter cabrio co jeszcze nigdy na zywo nie widzialam.
Teraz dochodze do wniosku, ze to odpowiedni podniebnego motocykla, taki Harley ze smiglem, co nie?
Podczas gdy nasz C-42 to taki compact, takie czinkleczento przestworzy ;) albo moze biorac pod uwage koszty to bardziej Smart Przestworzy?
Bo 2 siedzeniowe i z symbolicznym bagaznikiem (cicho Marga, Ja swoje wiem, a Ty patrzysz zaslepiona miloscia na swoje Smartko, a ja zaslepienia mam wybrakowane ogolnie ;) )
Ja nie szlam tylko wlepialam zaciekawione patrzalki w rozne plakaty oraz taki smieszny helicopter cabrio co jeszcze nigdy na zywo nie widzialam.
Teraz dochodze do wniosku, ze to odpowiedni podniebnego motocykla, taki Harley ze smiglem, co nie?
Podczas gdy nasz C-42 to taki compact, takie czinkleczento przestworzy ;) albo moze biorac pod uwage koszty to bardziej Smart Przestworzy?
Bo 2 siedzeniowe i z symbolicznym bagaznikiem (cicho Marga, Ja swoje wiem, a Ty patrzysz zaslepiona miloscia na swoje Smartko, a ja zaslepienia mam wybrakowane ogolnie ;) )
No i ja tak wpatruje sie to na ten Harley podniebny, to na
plakat na ktorym poza “zarezerwuj sobie swoj spacer na skrzydle” opatrzony
zdjeciem osoby w zacieszem na obliczy, przywiazanej jak MadMax do postumentu na
skrzydle Tiger Moth, we wsciekle zolciutkim kolorze.
I juz sama nie wiem od czego bardziej mi sie kreci w glowie – od tego smrodu gówna (nie bawmy sie juz tyle w te kurtuazje), czy od tych widoków.
A na to z biura wyskakuje Ozzie i pyta “mRufa, to jakie masz pieniadze?” No to wyjasniam bardzo przepraszajaco, ze zadne, bo wszystkie zostaly w Zabojcy Lisów... Bo nigdy do tej pory nie byly potrzebne w samolocie...
I juz sama nie wiem od czego bardziej mi sie kreci w glowie – od tego smrodu gówna (nie bawmy sie juz tyle w te kurtuazje), czy od tych widoków.
A na to z biura wyskakuje Ozzie i pyta “mRufa, to jakie masz pieniadze?” No to wyjasniam bardzo przepraszajaco, ze zadne, bo wszystkie zostaly w Zabojcy Lisów... Bo nigdy do tej pory nie byly potrzebne w samolocie...
Ozzie przyjal do wiadomosci i zniknal we wnetrzu pieterka.
A ja kontemplowalam okolice i dotarlo do mnie w koncu, ze to jest cos w rodzaju
prywatnego pasa, przy farmie. Bo jak sie ma farme i pola to dlaczego by nie
miec pasa startowego, co nie?
Panowie w koncu wychyneli z czelusci pieterka i Ozzie zaczal
sie zegnac. Ja tez grzecznie sie probowalam zegnac, ale odnosze wrazenie ze
zostalam kompletnie zignorowana.
Ozzie popedzil na trawsiasty pas, a ja za nim.
Na paluszkach.
Raczo.
Na wydechu.
W samolocie wyjasnil mi, ze taki jest zwyczaj, ze jak sie gdzies
laduje to zeby zaplacic wlascicielowi pola lotniczego. Wyjasnilam i ja, ze nie
wyjasnil mi wczesniej to skad mialam wiedziec, ze trzeba miec ze soba pieniadz
– do tej pory latalismy i nigdy nie bylo trzeba ladowac, ani placic. I ze na przyszlosc zapamietam.
I polecielismy dalej. Tym razem juz ze sloncem w plecy wiec
bylo niezle i tym razem polecnie “Stery Twoje” mnie juz nie przerazilo,
ominelam O, probujac przelamac swoje lek skrecania w prawo, bo mam wrazenie, ze
wylece przez okno przy tym manewrze i wrocilismy na lotnisko z cieknacym
hangarem. Ozzie przejal stery bo jakis nawiedzony latal nad O i dziwnie manewrowal i lepiej dmuchac na zimne bo mimo ze dzielilo nas dobre pareset metrow od tego nawiedzonego to przeciez w kazdej chwili mu wzisnac gaz dodechy (znaczy tego, zapikowac) i brac nas taranem... dolecielismy nad nasze hangary (Czolg tam byl! Nadal! nie mialam halucynacji!) wzielismy slonce w oczy na nowo i usilowalismy nie zaczepic sie skrzydlami z szybowcem.
Nastepne bylo nalewanie paliwa, ktore i tym razem mimo
stanowczych ulepszen – nie trzeba juz drabiny, tez nie obylo sie bez drobnego
epizodu kwalifikujacego mnie na kobiete z plonaca reka, jakby mi ktos probowal
reke podpalic.
Nikt akurat nie probowal.
Nikt akurat nie probowal.
Mycie samolotowych perfyeriow z blota (o aromacie
agrarnym...) – owszem – nadkola mylam ja... podkola tez... Ale obylo sie bez
prysznica bo jednak mimo, ze cieply dosc, to grudzien nie jest miesiacem
sprzyjajacym kapielom pod golym niebem.
Sprawdzilam i uprzejmie donosze, ze pas/pole lotniczo
agrarne znajduje sie o tu: http://www.defford-croftfarm.co.uk/index.htm
A my lecielismy z jakims osobliwym oblotem (bo przeciez nie
objazdem), prawdopodobnie celem ominiecia Bazy RAF w Brize Norton. Czyli gdyby
faktycznie Ozzie mial oddac koledze 5 funtow, to ja bym nas tam taniej zawiozla
moja Czerwona Strzala aka Zabójca Lisów.