Bo bylo tak, ze dostalam info, ze jedna taka kapela co ja odkrylam w 2011 roku jadac droga miedzystanowa I-95, najwiekszym samochodem jaki w zyciu prowadzilam i wpadla mi w ucho wonczas tak gleboko, ze nie baczac na ryzyko zapisalam sobie jej nazwe w notatce telefonu, bedzie w trasie.
I ze w tej trasie bedzie rowniez na Wyspie.
Zaintrygowalo mnie to bo przeciez nie mieli nowego albumu od 2 lat, to o co chodzi, ale zapytalam mojego towarzysza koncertowego co on na to.
A on, ze owszem, czemu nie, pojedzmy 13 stycznia 2017.
To sie zgodzilam, ale poprosilam czy on moze bilety kupic a ja oddam mu gotowke, bo karta trzeszczy w szwach ale gotowki mi nie brak. (blisko moich urodzin to bylo).
On sie zgodzil i przelytawal chyba na nami zla godzina, albo co.
Po czym wyguglowalam, ze za tydzien wypuszczaja nowy album - tajemnicy trasy koncertowej wyjasniona!
Pozniej to spojrzalam jeszcze w kalendarz i zobaczylam ze bedzie to piatek.
Wstepnie nawet sie ucieszylma, bo to znaczy ze nazajutrz sobota, imieniny kota... znaczy wroc, nie trzeba sie rany zrywac do Kolchozu.
A pozniej dotarlo tez do mnie, ze to Piatek Trzynastego. Ale pomyslalam sobie, ze przeciez to Rock'n'Roll i byle czego sie nie boi.
I tak.
W miedzy czasie Spuchly mi Trabki Eustachiusza i to nawet dwa razy i zakielkowala w glowie (miedzy tymi spuchnietymi trabkami) mysl, a wlasciwie taka wizja, takiego jednego chlopaka, ktory stal obok mnie na jednym z koncertow i byl klocony ze swoja panienka, a zarazem mial cos w uchu oraz druga z drugiego koncertu, ktory stanal obok i cos tam majdrowal, tez przy uszach, a nastepnie dal nura w ogolnym kierunku sceny, a pozniej widzialam jak wychodzil z imprezy z paleczkami perkusisty i bez obledu w oczach...
Ja z obu koncertow wyszlam tylko z polowa mozgu, bo druga wila sie w meczarniach uciskana przez te trabki.
No i ten kielek wizyjny rozrosl sie cokolwiek w poczatku stycznia, a nastepnie zaowocowal zamowieniem zatyczek usznych podobno 'stosowanych przez muzykow na koncertach'.
Wybralam stosownie kosztowne z mysle, ze niech przynajmniej jest szansa, ze to nie sa jakies stopery z przerostem ambicji.
Zamowienie doszlo, okazalo sie miec w sobie 2 pary silikonowych zatyczek z rureczka w srodku, w dwoch kolorach i nie ze jeden w prawe drugi w lewe ucho tylko z teoria naukowa, ze niebieskie wytluma treble, a biale basy (zmyslam oczywiscie, bo sie nie znam, ale jakies tam inne herce niby wytlumiaja). Jedna pare w zasadzie wykluczylam bo czulam sie ja kz woda w uszach, ale ta druga byla obiecujaca.
Zapakowalam obie do pudeleczka, polozylam na stole obok latoka i pomyslalam:
'Zebym tylko nie zapomniala ich zabrac w piatek'.
Tydzien plynal, a ja z obawami siegalam mysla do tego piatku bo nie bylam pewna czy mam dosc sily po tej dziwnej chorobie sylwestrowej na 4 godziny stania w tlumie.
Stan uszu snu mi z powiek nie spedzal, bo te zatycznki, no nie?
W miedzy czasie chodzilam juz do Kolchozu, wiec powodow do odwolania imprezy nie bylo.
Nadszedl czwartek wieczor, a ja zaczelam sie pakowac - nie ze w walizki czy cos, tylko przeciez jak do Kolchozu pojdze wystrojona z nienacka w t-shirt z kosciotrupem i napisem "Game Over - you lose", nawet w piatek to moze to troche dziwnie wygladac - nie ze sie ukrywam z upodobaniami, a skad, tylko nigdy nie bylam zwolenniczka nadmiernego obnoszenia sie z czymkolwiek, a juz szczegolnie od lat dwoch, zycia osobistego pod zadnym pozorem do Lochow kolchozowych nie przynosze.
A z kolei udanie sie na koncert Distrubed oraz Avenged Sevefold w biurowym stroju tez nie lezy w mojej naturze...
No to pakuje sie, wlasnie w sensie stroju na zmiane po zakonczeniu szychty w Kolchozie, szykuje podreczny zestawy koncertowy astmatyka, bo z plecakiem/torba na koncerty przestalam chodzic juz pare lat temu - owszem fajnie jest miec wszystko pod reka, ale nie fajnie jak polowa umyslu caly czas skupia sie na pilnowaniu sakwojazy i otoczenia, a otoczenie nijak nie wspolpracuje pchajac sie na czlowieka.
Mniej wiecej w tym samym czasie przestalam nosic torbe co i obcasy na te koncerty.
Przygotowana szmacianka z ekwipunkiem zostala powieszona na drzwiach we-wy-jsciowcyh, bo znana jestem z tego, ze umiem ominac kompletnie kazda torbe czy pakunek o ile nie zablokuje mi drzwi - tym sposobem srednio raz w miesiacu zostawiam w domu sluzbowy komputer zabrany z koniecnzosci na weekend...
W piatek trzynastego pojechalam do pracy - oczywiscie szyby byly zamarzniete, a odmrazacz od kilku dni zniknal z powierzchni ziemii, bo sniegiem nas tu strasza od tygodnia i kazdy pierwsze co robi to patrzy w internatach na zdjecia blizarda z NY z 2016, i czym predzej pedzi kupic odmrazacz... - wczesniej wiec odsiedzialam swoje w aucie czekajac na rozmarzniecie szyby przedniej i bocznej (jednej, bo druga nie zamarzla), a ja szanuje swoje nadgarstki i szyb nie skrobie - i do Kolchozu dotarlam wlasciwie o czasie, bo byl piatek, wiec ogolnie nieco na drogaj lzej.
Dotarlam, rozpakowalam sie zawodowo, odbylam zabawna rozmowe z Rach - zona Stu:
Moi - Sluchaj, czy to bardzo zle o mnie swiadczy jako kobiecie, ze nie zadaje sobie wysilku przebrac sie i umalowac na balety przedswiateczne, ale zawsze pamietam, zeby ubrac sie stosownie na koncert?
Rach - Bardzo zle swiadczy (Bad, very BAD), odparla Rachel ze smiechem
(i tu czesciwo nieprztlumaczalny ciag dalszy)
Moi Rach - Haha, Bad to the bone...
- Yeap, there is song about it... nawet ja to wiem, ale nie wiem przez kogo spiewana, nie ludz sie...
-Ale ja wiem i nawet slyszalam ja raz na zywo.
I... uswiadomilam sobie, ze nie pamietam zabierania zatyczek do uszu.
Brawo ja.
Cale te przygotowania i radosc i prosze... wystarczyla chwila na autopilocie.
Pochwalilam sie Przebrzydluchowi, ktory akurat zapadl na chwilowy atak troskliwosci i zaczal stawac na uszach, zeby mnie zmotywowac do powrotu do domu i pobrania zatyczek.
Nie mialam ochoty okropnie. Ale mysl o polmozgowiu post-koncertowym tez mnie nie zachwycala.
W koncu uleglam namowom i pojechalam.
Pobralam zatyczki, wychodze z domu, zakluczam i pakuje sie do auta.
W tym czasie za mna staje van Poczty Jej Krolewskiej Mosci i wyskakuje dostarczycielka, ktora machajac wszystkimi konczynami nie potrzebnymi do chodzenia pedzi w moja strone.
Wylazlam uczynnie z auta i ku jej radosci zgodzilam sie poczekac, bo miala przesylki do naszego domu (tzn do kilku lokali z mojego sasiedztwa), w tym rowniez dla mnie.
Dla mnie jedna, reszta dla sasiadow z boku i z gory. Nie majac wymowki zgadzam sie robic za przechowalnie, przyjmuje manele i wychodze, wsiadam do samochodu i jade do Kolchozu.
W polowie drogi dociera do mnie, ze NIE PAMIETAM czy zamknelam drzwi na klucz.
Pamietam mysl "oj zebym tylko nie zapomniala zakluczyc" i dalej juz siedzenie w samochodzie.
Fajnie, co? Deja vu takie. Deja vu all over again, wrecz ;)
Nie, nie wrocilam sie po raz trzeci (1wszy po zatyczki, 2gi przyjac przesylki, no nie?).
Dotarlam do Kolchozu i zadzwonilam do zony Urosza, ktora siedziala akurat w domu.
Zlota kobieta (chociaz czasem trudno jej sie pozwiezac z frustracji, bo ma maniere obrony tego, ktory czlowieka akurat frustruje), poszla czym predzej sprawdzic i zameldowala mi, ze jednak zamknelam...
Uff...
Odetchnelam, ale o nie, nie zadne takie, nie osiadlam na laurach.
Piatek Trzynastego nadal trwal...
Po szychcie pojechalam do Stu, porzucic moje auto i przebrac sie w Standardowym Uniform Koncertowy, po czym rozbawilam Stu prawie do lez, bo wyszlam z lazienki juz w zbroi ze slowami:
"No bardzo Cie przepraszam, ale wlasnie odkrylam, ze zamiast czarnej koszulki zabralam granatowa i bedziesz musial ten dysonans kolorystyczny zniesc" (czarny/granta/braz)
Zart byl dla nas tym smieszniejszy, ze ja sie przed koncertem u nich przebieram 5 minut, a taka Kot przed impreza do 1.5 godziny...
Pojechalismy.
Oczywscie wspomnienie poprzedniej podrozy za pomoca nawidakcji Stu rzucily sie na nas w tym samym czasie, z ta roznica ze ja wspomnialam ja w milczeniu a Stu zapytal czy mysle, ze grozi na tamta trasa widokowa. Ocenilam, ze raczej nie, bo koncert tym razem na obrzezach, a nie w scislym centrum, choc jak jechalismy mna calkiem ostatnio (przez Szweda) to udalo nam sie popelnic jakies glupstwo i chyba objechalismy cale centrum konferencyjne dokola...
Dojechalismy na nasz parking w niesamowicie szybkim tempie co Stu pochwalil i ocenil, ze jestemy dosc wczesnie i chyba przelatywala nad nami ta sama zla godzian co w chwili kupowania biletow.
Przegrzana okropnie usilowalam sie ogarnac zeby wyjsc z samochodu i nic na zapomniec, a Stu w tym czasie rzekl "O! Bilety! Dobrze by je bylo zabrac" z czym sie zgodzilam, bo sobie wyobrazilam mimowolnie jak wracamy po nie do samochodu... (hehehehe...) i zajal sie przygotowaniem samochodu na spadek temperatury w nocy. Ja przestalam nan zwracac uwage bo bylam nadal smiertelnie przegrzana, mimo, ze siedzialam bez kurtki (Qrwa mac, ze tak sobie zaklne, pomyslalam, w domu to jak w psiarni zimno maja i sie ze mnie wysmiewali ze sie skarzylam na chlod, a w samochodzi w kurtce siedzi i tropiki w morde robi...)
Wylazlam.
On zamknal samochod i poszlismy.
Po drodze Stu pil swoja trucizne z puszki, zakladal "chustke" na glowe, gadal... Ja glownie szlam i starlam sie nie oddychac zimnym powietrzem, bo mi to nie sluzy, a gora suwaka od polara mi sie ciagle odsuwala wiec skupialam sie na tych dwoch czynnosciach - przebieranie nogami oraz zaslanianie geby, zeby mniej zimne powietrze wciagac.
Doszlimy do miejsca jakies 50 mterow od budynku, gdy Stu skonczyl picie, pobiegl wyrzucic puszke i nagle stanal.
Stanelam i ja.
"Poczekaj chwile, upewnie sie tylko czy wzialem bilety" mowi do mnie.
Stoicko i nawet dosc zadowolona z siebie rzeklam.
"Ty brales, nie ja."
Stu obszukal sie dokladnie, a mial do wyborku 4 kieszenie.
Wiecie jak dlugo mozna obszukiwac 4 kieszenie?
Bo ja juz wiem.
"Kurcze, nie ma ich... yyyy... To... yyy... to co... yyyy... spotkamy sie tu, czy przed wejsciem, a ja pobiegne?" wystekal Stu z niepewna nadzieja.
"Nie no idz, a ja pojde powoli za Toba" ulitowalam sie ja.
I poszlam sobie spacerowym krokiem bo zimno juz mi jednak nie bylo po pierwszym marszu z parkingu.
Po drodze musialam przeczekiwac takie duze fale narodu idace albo z expo samochodow wyscigowych z drugiego skrzydla centrum, albo do hali na ten sam koncert co my - szlo poznac bo umundurowaniu. Ci w kurtalkach lub z torbami z logo kosztownych samochodow to byli ci z expo, a ci w koszulkach i tatuazach z uskrzydlonymi czaszkami i polnadzy to byl moj tlum.
zrodlo: www.avengedsevenfold.com |
Zeszlo mi sie tak dlugo, ze zaczelam w tych grupach od czaszek wypatrywac Stu i martwic sie, ze go przegapie.
A mialam ze soba wylacznie polski telefon - ten co w taksowce sobie pojezdzil przed swietami. Szczesliwie byl juz tam numer do Stu, wiec zadzwonilam:
- Halo?
- Czy ja Cie przeoczylam?
- Nie. Jestem nadal przy samochodzie...(to nieco lamiacym sie glosem), nie moge ich znalezc...
- Ja juz blisko jestem, za pare minut dolacze
I pomyslalam sobie
'No Piatek Trzynastego jak w morde strzelil.'
Stu kazal mi patrzec pod samochodem jak on sie wycofa, ale i tam nic nie bylo.
Poszedl obleciec caly parking bo moze wiatr je gdzies poniosl... tu zapytalam jakie to byly bilety, bo wiatru akurat w tym rejonie nie bylo wcale, musily by byc na jedwabiu pajeczyna tkane, zeby ich cos tam mialo porwac.
Okazalo sie, ze klasyczne kartoniki czyli jednak dosc ciezkie.
Ale nie komentowalam bo widac bylo, ze chlopina w rozpaczy jest i bredzi.
Wrocil i zaproponowal, zebysmy szli w strone hali, bo moze gdzies leza.
Z litosci tylko nie popukalam sie w czolo, bo nie widzial tych tlumow ktore przeszly ta droga po nas.
I slusznie sie nie popukalam bo sam doszedl do tej konkluzji.
Gdyby to byl ktos inny, ktos kto lepiej zna moje przygody to bysmy oboje szli ryczac ze smiechu, a tak to musialam trzymac rechot pod kontrola, zupelnie jak w tedy z kinie z Jase'em.
Z racji parkingu, ktory zalatwialam ja bo mi sie spodobalo, ze byl tak super blisko do hali, przyslugiwalo nam prawo wejscia wejsciem dla wybrancow (drugi raz zreszta, ale pierwszym razem zostawilismy wydruk w samochodzie), wiec Stu zasugerowal, zebysmy mimo wszystko sprobowali wejsc.
Nie popukalam sie w czolo glownie z zimna, bo nawet elementarna grzecznosc mnie opuscila, ale widok Stu biegajacego rozpaczliwie po krzakach z latarka z telefonu wyciskal lzy z oczu.
I tu nastapil pierwszy pojedynek Tytanow.
Otoz pan z ochrony wejscia dla Vipow nie dosc, ze nie popukal sie w czolo na nasz komunikat o nieszczesciu (bo do baru dla Vipow by nas istotnie wpuscil), ale wrecz zalecil pojscie do Box Office to tam nam wydrukuja nasze bilety.
I nastapila wymiana rol.
Bo ja juz sie mentalnie pogodzilam, z tym ze z koncertu nici. Ba ja juz nawet ukladalam sobie w glowie ten wpis - jak opowiadam czemu bedac przed wjesciem NIE bylam na koncercie - i nawet troche sie cieszylam, ze nie czeka mnie tortura tlumu i permanentny bol dupy od stania...
Ja oklaplam, a Stu ozyl i dostal takiego wigoru, ze zapomnial o tym iz mam nogi o polowe krotsze od niego. Z radosnym okrzykiem, ze przeciez on ma emaila ze soba, rzucil sie w strone box office.
A ja z opuszczona glowa i czlapiac nogami ruszylam niechetnie za nim.
Po drodze mijalismy konikow, mamroczacych zachecajaco "ktos potrzebuje biletu?"
Pozwolilam sobie nawet na glupwy zart typu "Jak myslisz, probuja wlasnie sprzedac nasze bilety?" co Stu powital wyjatkowo pragmatycznym "Niewykluczone", ale kompletnie nie dziabnelo go to w entuzjazm, a przeciwnie - podwoil tempo, zostawiajac mnie ewidentnie na tylach.
Starcie Tytanow numer dwa...
Dotarlismy do Box office, Stu wszedl, a mnie drzwi sie zamknely przed nosem, gloszac ze mam se nacisnac przycisk.
To ja im strzelilam Focha i odsunelam sie na bok obserwujac Stu przez szybe.
Nie weszlam tez z innego powodu.
Nikt nie lubie miec swiadkow jak tlumaczy sie z glupoty, no chyba ze ma ciagaty sadlo-maslo...
Patrze zatem bezmyslnie i widze:
Stu stoi niepewnie przed kobieta zza lady.
Nagle zaczyna gestykulowac.
Zamienia sie w czlowieka-pytajnik.
Zaczyna lekko podrygiwac, po czym pobiera od drugiej kobiety za lada kartoniki.
Podnosi sie nad ziemie jakie 5cm i zaczyna swiecic swiatlem wewnetrznym.
Zaintrygowana przybieram przyjemny wyraz twarzy na jego widok.
"Nasze Bilety!!"
"Nasze?"
"Tak! Ktos przyniosl!"
Nosz Qrwa Mac. W moim swiecie takie rzeczy sie nie dzieja!
I w ten sposob przestwilam niepodwarzalny dowod ze Rock'n'Roll moze wszystko!
Uczy, Leczy, Cieszy, Bawi i z Opalów Cie Wybawi!
Oczywiscie to wszystko nie mialo by miejsca gdybym to byla sama ja.
Nawet Rock'n'Roll nie ma takich mocy sprawczych, wiec nie ludzmy sie, to nie byl koniec.
Po pierwsze, przegapilismy pierwszy numer rozgrzewkowy, co jak uslyszalam ich finalne lomoty, nawet mnie ucieszylo. Do dzis zatem nie wiem co reprezentuja soba In Flames.
Po drugie, moja obserwacja, ze na poprzednim koncercie w tym lokalu bylo duzo mniej luda, okazala sie sluszna.
Po trzecie, nachosy serwowane w NEC Arena sa najgorsze jakie w zyciu jadlam i mimo zazytego ranigastu daly mi troche popalic.
Po czwarte, mimo ze stalismy gdzies w polowie hali, no moze miedzy polowa a pierwsza cwiartka od sceny, to stalismy rownoczesne tuz obok strefy zgniotu czyli War-Zone, czyli Rzezni, ktora radosnie uformowala sie podczas koncertu Disturbed nieco przede mna i po prawo.
Po piate, wbrew namowam Stu odmowilam udania sie glebiej w tlum w lewo, podczas przewy miedzy wystepami, a w pierwszych 20 minutach wystepu wlasnie tam, pol lewo i tuz przed nami uformowal sie drugi Mosh-Pit, czego nie omieszkalam triumfalnie wytknac...
Po szoste, zawsze w najblizszej okolicy Rzezni lataja kubki i tylko moge miec silna nadzieje, ze wylacznie z piwem...
Po siodme, kofeina wyplukuj mikroelementy. To Fakt niezbity. Mimo, ze nie odwodniona, a przeciwnie, ale pijam wylacznie napoje typu trucizna, juz po godzinie stania zaczely mnie lapac koszmarne skurcze w stopach i pecinach. probowalam je rozpedzic przysiadami, co o malo nie skonczylo sie dramatem bo po kolejnym przysiadzie prawie klapnelam z polu na tylek, jak mnie chwycilo w obu stopach.
Po ósme, najpierw za mna, nastepnie przed Stu zebrala sie grupka polglowkow w niezlym stanie - oni to byli zalazkiem tej kolejnej strefy zgniotu - i w calej hali jako jedyny postanowili, ze nie beda wychodzi na fajke tylko sobie zapala na miejscu. Owszem. tuc obok mnie, z moja reakcja na dym z papierosów. po 3cim paiperosi poddalam sie i ucieklam z sali. Stu pozniej powiedzial, ze jakies 15 minut po mnie znikli tez oni. NoszWmordeInozem, magnes na trudne przypadki mam wbudowany?? Stu sie smial, ze poszli mnie szukac.
To tyle.
Bo reszcze koncertu - mniej wiecej 1/3 ostatniego zespolu odsluchalam na krzeselku przed wejsciem na sale, ukldajac pasjansy na komorce.
Zas moim odkryciem muzycznym roku jak dotad jest kapel pt Disturbed. Fantastyczni tak nagraniowo jak na zywo.
Acha!! Po dziewiate!
W piatek w pracy postanowilam zapoznac sie zgrubnie z tym Disturbed, zeby wiedziec czego sie spodzeewac, bo wczesniej slyszalam tylko jeden ich kawalek, polecony przez Bozeninego Stefana. Wlaczylam sobie co tam bylo najnowszego album na spotify "Live at Red Rock, Nov 2016" i odsluchalam. Byl to dokladnie ten sam wystep ktory kilka godzin pozniej odpracowalam na zywo...
Kurtyna!
Bożenka raz poszła sobie na koncert Moonspella i tam spotkała człowieka, który wyglądał prawie że o tak: http://www.tdpri.com/attachments/modelgiantheadphones-jpeg.223763/
ReplyDeleteCokolwiek się zdziwiła, że przyszedł na koncert z zatkanymi uszami, ale wolna wola, prawdaż.
Jednak takie zatyczki, co by trochę tłumiły decybele to by się zdecydowanie przydały. Trzeba będzie obadać temat. ;)
Poza tem, to jakoś Bożence umknęło, że Ty Disturbowo jesteś niekształcona, ale to jest zasługa tego pewnie, że Bożena ma uwagę złotej rybki.
W każdym razie koniecznie powinnaś się skupić na bardzo starym numerze, popularnie znanym jako
U.A.A.A.A.A.A.A.! - https://www.youtube.com/watch?v=L78yVFeyvRo . Jak odsłuchasz to będziesz od razu wiedziała, czemu mawia się na niego tak, a nie pełnym tytułem. ;)
Poza tem na przykład o to: https://www.youtube.com/watch?v=9za5xzGKxNo
No i przesłynny cover simona i garfunkela, czy jak im tam :P https://www.youtube.com/watch?v=u9Dg-g7t2l4
To na szybko. Jakby co, Bożenka służy pomocą przy Distrubed, bo spokojnie można ją uznać za fanatyczkę. Chociaż nowy ich numer jej nie podpasował wcale, co dziwne.
Stefan będzie i Ciebie i Bożenę z kijem ganiał za to In Flames :D Tu z kolei on podpada pod fanatyzm :P
Z tymi skurczami to prawdziwa masakra! Czemu Ci się aż tak robi?!?!?!?
A czy ta ostatnia kapela to Avenged?
Bożena ma nieustannego focha, bo jej najlepszy numer, czyli ten dla króla: https://www.youtube.com/watch?v=DelhLppPSxY
puszczają w radio dość często, acz ucięte i to tak chamowato, że uszy pękają z rozpaczy.
Ale z biletami to normalnie czary :D
UAAAAA zagrali rzecz jasna i wtedy uformowal sie pierwszy Mosh-Pit po mojej prawej. Ten drugi kawalek rzecz jasna tez byl. ORaz Sound of Silence, z takim bebnem ze ja padlabym na kolana gdybym akurat nie zmagalam sie ze skurczem ;) Oprawe mieli ognista i ostatnie 10 minut mimo, ze stalismy w sumie niezbyut blisko sceny spedzilam pocac sie obficie bo to byl ogien iscie piekielny i zez 4-6 miotaczy. Tak, ze Disturbed jest moim odkrycie mroku poki co (tak jak Like a Storm w zeszlym roku byl odkryciem).
DeleteW temacie fanatyzmu to ja ogolnie nie bywam, ale jakbym musiala to powiedzialabym zeRob zombie njablizej, a nastepnie Godsmack.
A mnie sie tez bardzo taki numer Disturbed jeszcze The Game i Ten Thousand Fists - zaraz sie okaze, ze ktorys z nich to ten nowy co sie Bozence nie teges ;).
Stefan nic nie mowil on In Flames jak z nim omawialam pidzamy konertowe z Indestructible video ,wiec niech mnie tam za mocno kijem nie straszy ;)
Poza tym pewnie bysmy wlezli W Plomienie, gdyby nie pojedynek Tytanow ;).
Owszem ostatnia kapela to AS - moje odkrycie z drogi miedzystanowej I-95, wsrod pol kukurydzy donokane ;) moj ulubiony album to wlasn the dla krola. Zagrali oczywiscie ten numer, a takze Nightmare a nawet dwa starsze moje ulubiencie - Bat Country i Little piece of heaven i sporo innych kawalkow, ale mieli prawie dwu-godzinny program (z przerwa okolo 15 minut blizej konca na bisy. A ja juz nie iwedzialam co mnei szybciej zabije - ten dym papierosowy czy te skurcze.
Normalnie nie miewam ich z takim nasileniem - ot w gorace lato albo jak sie zapomne i odwodnie, ale podejrzewam zbieg okolicznosci w postaci konskiej dawki sterydow od kilku miesiecy, ktore w polaczeniu z iloscia kofeiny spozywanej i jeszcze jednym drobiazgiem, pewnie swoje zrobila, a ze atmosfera byla goraca, a ja tak calkiem slupem w miejscu nie stalam to pewnie przez to taka atrakcja. Nic to. Wazne ze Rock'n'Roll moze wszystko ;)
Disturbed ostatnio radio tłucze jakiś numer, że open your eyes, open your eyes, coś tam, coś tam, dalej nie pamietam, ale jakiś taki tępy jest :/ tak samo jak na przykład Black Hole Sun Soungarden Bożenkę męczy niemożebnie. No niektóre tak mają i się nie wytłumaczy tego nijak.
DeleteAS to ma w ogóle masę numerów takich, że spadają różności z człowieka, a już jakby się pruuuuło autostradą miedzystanową, to można odlecieć :D
A Bożenka opowiadała, jak to dookoła niej na jednym koncercie już chyba nieistniejącej kapeli (Chassis) stali koło niej amatorzy e-dymka? Prawie ją wynosili stamtąd, bo ta para na Bożenę działa jak gaz paraliżujący płuca. Tolerancji więcej niż zero, no serio.
Godsmack Bożenkę też, ale żeby tak jak Draiman to nie. A Rob się okazuje nawet nawet jak nieumalowany, co Bożenka ostatnio ze zdziwieniem stwierdziła. Z teledysków nie bardzo widać, żeby pod tym wszystkim był jakiś człowiek :D
A tak z ewentualnych życzeń, to na pewno jeszcze by Bożenka chciała kiedyś Rammsteina zobaczyć, bo oni też ogniem różnorakim miotają. I to jak dotąd jest jedyna forma niemieckiego, jaki Bożena znosi, pomimo kilku głębokich myśli na temat "a może by się pouczyć niemieckiego?". ;)
A, to o to chodzi https://youtu.be/9cNpKRXwaj4 no faktycznie dupy nie urywa nic a nic. Nie pamietam tego z zywca, wiec pewnie nie wszystkie radia to tluka. Takie Smarkfon-Zombie troche po widele patrzac ;). Zabawne to Bozenki zyczenie, bo ja jak skonczylam sluchac tych kawalkow co linkowalam wczesnie jto wlazlam na zeszloroczny koncert Ramsteina w Berlinie i sobie troche posluchalam/popatrzylam ;).
DeleteRZ oczywscie, ze bardzo nawet bez barw wojennych - zreszta mnie te barwy nic, a nic nie przeszkadzaja :) a po koncercie tym bardziej bo widac po nim ze robi to bo po prostu go to kreci, a nie ze komercyjnie pod publiczke. Jak bedzie znowu koncertowal kiedy w sprzyjajacych okolicznosciach przyrody to wykonam wysilek, zeby sie wybrac.
Apropos to m isie przypomnialo, chyba Volbeat akurat nadawal i cos byl o kobietach, ze moge wejsc na scene - zeby byla ciut blizej to bym popedzila - i wokalista mowi "Come on, I know there are women there... I can smell them" to sie oparskalam, ale jak nieco pozniej byl tribute dla kogos - czy dla Casha, czy dla Lemmiego mowi: "And now can you all seating people stand up for few minutes? I know you have feet... I can smell them" to zeby nie ciasnosc wokolo to bym padla ze smiechu ;)
O e-dymku byla mowa, acz nie pamietam czy w ramach koncertow. Mnie osobiscie nikt nie dmuchal w twarz e-dymkiem to nie wiem, ale wiem ze ten aromatyzowany na porzeczke wywoluje odruch miotny potezny, a z jakiegos powodu jest popularny... tak, ze rozumiem Bozenki brak tolerancji.
taaaa, dokładnie ten numer. Muzycznie jest kilka dobrych parsknięć gitary w tym, ale całość ble.
DeleteJak widać, great minds think alike :D:D a propos Rammsteina :D
a że Volbeat taki dowcipny, to Bożenka pojęcia nie miała :D
Tez nie wiedzialam. wydaje mi sie ze to byli oni, bo alter Bridge prezentuje troche inne poczucie humoru :)
Deletezatyczki tłumiące decybele ... LITOŚCI!!! jak się otrząsnę, to tu znowu przyjdę ;)))
ReplyDeleteA sprobuj pozniej za kierownica na 2 godziny wsiasc z polowa mozgu dostepna ;) pierwszy raz wyprobowalam i powiem tak - myslalam ze bedzie gorzej z doznaniami, ale dalo rade, jednakowoz na co ulubiensze kawalki wyjmowalam, bo jednak doznania sa troszke przyciszone. Tak na prawde to najbardziej dobijaly mnie przenikliwe gwizdy i krzyki publiki, w tym falszowanie nad glowa na przyklad. na to zatyczki pomogly idealnie.
Deletekurcze, jak nie wyjdę głucha z koncertu, to nie koncert ... ja mam od czasu wypadku potężny tynitus, wiec sama rozumiesz, ze w niczym mi pol mózgu nie przeszkadza ;)))
DeleteMnie sie z wiekiem tolerancja na polmozgu zmniejsza, szczegolnie jak mam w perspektywie powrot do domu za kolkiem. :) Taka fanaberia :)
DeleteWoW! Ten "ktos" od biletów pójdzie zywcem do nieba, zaklepane ma!
ReplyDeleteTez tak mysle. Ewentualnie na Olymp, co mu tam, temu komus akurat wypada z denominacji ;).
DeleteW moim swiecie takie rzeczy sie nie dzieja. Przedmiot zagubiony, pozostaje zagubionym itp. Powiedzialam Stu, ze jak nic ma jakies chody gdzies "na górze", bo inaczej byc nie moze.
A ja myślałam, że na koncert się idzie żeby zdmuchnęło z nóg, ogłuszyło i zgniotło żebra...nie chodzę na koncerty od czasu kiedy prawie mnie rozerwano na pół (były dwie grupy, które chciały mnie uratować ale w tym zgiełku się nie dogadały i każda ciągnęła w swoją stronę). Od tamtego czasu mam 2 cm więcej wzrostu:-)
ReplyDeleteNo wlasnie tak mi wszyscy mowia i jak wyznalam zawstydzona Stu, ze nabylam owe zatyczki to spodziewalam sie stanowiska obiektu posmiewiska na najblizsza pieciolatke przynjamniej... Ku mojemu zaskoczeniu episkiemu, nie uslyszalam slowa krytyki (bo te pare zarcikow przy testowaniu typu "can you hear me?" na rybke to wlasciwie sie nie liczy). Ja wylacznie latam w wyniku tych stref zgniotu, ktore formuja sie radosnie w moim poblizu.
DeleteDobrze, ze chociaz tutaj sie nie zawiodlam i zostalam nieco wysmiania :)
Witam Cie mily (w)Pieprzu w mych skromnych progach :)
PS. te zatyczki kompletnie nie niweluja zdmuchiwania z nog. Jak Disturbed lomotnal intro to mi dech zaparlo, a serce stanelo celem dokalibrowania sie do rytmu ;)