Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday, 31 August 2018

Gry i zabawy z plynem do prania - zaslyszane

Otóz jechalam dzis rano do Kolchozu w towarzystwie mojego prawie regularnego piatkowego towarzysza - Urosza.
Czekajac na niego te 2 minuty zastanawialam sie marginalnie czy mam material na nowy wpis, czy jednak za malo nawet na mRufa's digest.
Wyszlo mi ze jednak za malo, awet z zaplanowana Klatwa pecherza, bo mozliwe ze polowe klatwy juz opisywalam, musze sprawdzi...
...Co ten Urosz niesie?? piankowa ukladanke kapielowa??
- Czesc, Co wziales sobie zabawke na droge zeby sie nie nudzic?
- (Rechot)
- Troche zakrecilem sie, wiesz jak to jest, juz masz wychodzic, bo powóz czeka, wyskakujesz, zatraskujesz drzwi i zaczyansz czuc jakis niedosyt, co to mialo byc, co to mialo byc... ach! klucze!!
- Och znam ci ja znam...
- Wlasnie, czy ja wzialem klucze? No nic za pózno (bo juz ruszylismy). A moze sa obok zabawki (na tylnym siedzieniu). No nic bede sie martwil pozniej.
(Na miejscu okazalo sie ze klucza ma jednak w kieszeni. Oraz nie, nie dowiedzialam sie w koncu o co chodzi z tymi piankami kapielowymi.)

----------------------------------

Jedziemy (jakies 200 metrów) w ciszy po czym Urosz odzywa sie:
- Wczoraj mielismy test tolerancji.
- Nie? (zachecajaco sie zinteresowalam).
- Otóz wstawilem wczoraj pranie.
- Acha.
- A plyn do prania nalalem do tego kubeczka co sie go wklada do komory pralki.
- Acha? (ja uzywam porcjowanego plynu, ale uzywalam swego czasu kubeczków i znam rózne konfiguracje z ich uzyciem wiec zaciekawilam sie co wykrecil mój kupel i "borther from another Father")
- Niestety postawilam ów kubeczek na blacie i tak juz zostal.
- A pranie sie pralo, bez plynu?
- No...
- A w jakiej temperaturze?
- 40
- To i tak dobrze, bo w 30 to by bylo, ze namaczasz dlugofalowo w zimnej wodzie.
(w ramach oszczedzania energii i bycia przyjaznym dla srodowiska wyspowi producenci pralek i plynów zachecaja do prania w 30 albo i 15 stopniach twierdzac, ze ich produkty totalnie w tych warunkach dzialaja. O ile w 30tu to czasem piore rzeczy delikatne które normalnie kaza prac w reku to jednak reczniki, posciel czy inne takie to jednak minimu 50 dostaja)

- No wlasnie, odparl Urosz i kontynuowal:
- Wrócila Polowica, weszla do kuchni, zoczyla kubeczek na blacie, wlaczylo jej sie OCD i ze slowami "co to gówno tu robi?" chwycila kubeczek z rozmachem, celem temperamentalnego uprzatniecia go i rozchlapala cala zawartosc po kuchni, przy okazji uswiadamiajc mi ze piore ciuchy w samej wodzie.
- (ja od momentu prania w samej wodzie rechocze jak stara ropucha)
- To jeszcze nie koniec!
- (ja bez zmian, oprócz tego ze nadal prowadze samochód wiec musze okropnie pilnowac zeby ie zamykach oczu ze smiechu)
- Juz mialem sie odezwac z sugestia, ze co ona nie czuje, ze bierze w reke pelen kubeczek, a nie pusty i w ogóle czego ona tak nim macha, ze az z sufitu trzeba kropelki scierac. Ale nie odezwalem sie, tylko, wzialem kubeczek i butle z plynem zeby nalac go na nowo i wstawic pranie wlasciwe, po namaczaniu i z jakiegos powodu tak mi sie chlupnelo, ze wypelnilo kupek, moje kapcie i czesc tej podlogu która wlasnie skonczylem scierac.
- (rechocze nadal i jade nadal)
- Odstawilem w koncu butelke, juz wcale nie taka pelna plynu na blat pomyslalem sobie "Mój Bobrze Szumiacy jak to dobrze ze ja sie jednak nie odezwalem. Konflikt zbrojny wymagal by interwencji NATO".
Ukradzione z Internetów.
----------------------------------

Chwila smiechu dla oddechu i Urosz kontynuuje zwierzenia.
- Wiesz wrócilismy w koncu do domu (przez blisko 6 tygodni udostepniali swój dom zaprzyjaznionej rodzinie uchodzców (JRD - nasz dawny kolega Kolchozowy z rodzina), sami czesciowo mieszkajac u kogos kto wyjechal na dlugi urlop, a czesciowo bedac wyjechani na urlopie, nawet przez chwile byla opcja, ze moga wyladowac w moim saolnie na pare tygodni, ale okazalo sie ze nie musza) i niby wszystko jest na miejscu, ale róznowczesnie od 2 tygodni wciaz nie mozemy doszukac sie róznych drobiazgów, bo sa poprzestawiane.
- No zrozumiale - wieksze rzeczy latwo odstawic na miejsce, bo jest po nich dziura i rzuca sie w oczy, a male drobiazgi bierzesz i odstawiasz póznie jtam gdzie Ci akurat jest wygodniej.
- Otóz to. I na przyklad mimo, ze jestem meskim mezczyzna to mam jakies tam podreczne drobiazgi na nocnej szafce np krem nawilzajacy do piet czy lokci. Otóz wszystko to gdzies zniknelo.

Tu w milczeniu podnioslam lewa brew metoda Vettinariego (prawej nie umiem), co Urosz zinterpretowal wlasciwie i wyjasnil:

- No wiesz jak klade sie spac i zaciagam lokciem czy przesicieradlo to jednak cos trzeba z tym robic bo mnie Polowica goni, ze jej posciel za szybko zuzywam.
- (tu kiwam tolerancyjnie glowa) No wiesz, moze w Nikaragui, bo stamtad przyjechal JRD? (Urosz potwierdzil) - tu sie zawachalam jakich slów uzyc, zeby nie powiedziec, ze jest bardziej meskim mezczyzna niz Urosz - meskiego mezczyzna musi osiagac nieco inne standardy...
- (rechot) Mówisz zeby nie szukac bo JRD w srodku nocy, tak aby nikt go nie widzial, w azbestowych rekawicach wyniósl te kremy i wyrzucil do smietnika. Sasiada.
- ...z sasiadniej ulicy...
- Rechot
- Ty, to czekaj, sprawdze w moim smietniku, bo to chyba akurat u mnie wypada!

----------------------------------

I tak tez wlasnie mój niezawodny kumpel dostarczyl mi materialu na wpis w czasie posuchy czasowej, bo choc dzieje sie duzo to nie mam kiedy sie roztkliwiac nad zabawnoscia wydarzen, bo zanim przestana mnie wkurzac, a zaczna bawic, to zdazy sie wydarzyc nowych 5 rzeczy.

----------------------------------

Oraz przy okazji juz wiem co robic aby szybko wykonczyc plyn do prania, którego nie lubie i przy okazji miec super-czysta kuchnie - otóz zawolam Urosza z Polowica do zrobienia u mnie prania ;).

Tuesday, 14 August 2018

Gdzie jest mRufa, czyli jedna z moich supermocy

Dawno nie bylo wspominek wymagajacyh skoków czasoprzestrzennych, a moja niedawna rozmowa z kolezanka, która mieszka w caravanie, czyli domku kempingowym przywolala wspomnienie w tym wlasnie temacie.
Otóz jedna z moich supermocy jest...
...
...
NIEWIDZIALNOSC!!


https://i.pinimg.com/236x/2e/1f/d9/2e1fd9c3fe4f7b2f2c47f5a5ba078981--ice-age-quotes-movie-quotes.jpg


Powaga. Nic nie przesadzam.
Czasem po prostu nagle sie robie niewidzialna i wszyscy mnie potracaja.

No dobra, to nie jest rzadna supermoc, to jest cholerna niedogodnosc.

Ale na ten przyklad potrafie zniknac i ciezko mnie znalezc.

I wcale nie dlatego, ze bedac nikczemnego wzrostu nikne za ekranem nawet jak jest ustawiony na plasko na biurku.
Chowam sie po mistrzowsku i z doskonalym wyczuciem czasu.
I zwykle totalnie nieswiadomie.
Uniki robie równie mistrzowskie, co niezaplanowane.
I totalnie niechcacy zwykle tez.
Tzn bez swiadomej premedytacji.
Raz przyprawilam najblizsza rodzine o ciezka panike.
Innym razem pol biura o potezny ubaw, a calkiem ostatnio udalo mi sie uniknac spotkania totalnie na nim bedac.
Ale po kolei.
Gogle do skoków czasoprzestrzennych gotowe?
No to cofamy sie w lata 80te, raczej wczesne. Mozliwe, ze nawet bardzo wczesne.
Na wies, gdzie mieszkali moja Babcia z Dziadkiem.
Jest Wielka Sobota, przedpoludnie.
------------------------------------- 
Slowem wyjasnienia - nie wiem czy nadal taki zwyczaj panuje w wioskach oddalonych nieco od centrum parafialnego jakim jet swiatynia, ale w owych czasach, byc moze ze wzgledu na sytuacje polityczna kraju, a moze tylko z racji logistyki, z koszyczkiem wielkanocnym ludnosc nie rypala kilka/kilkanascie kilometrów do swiatynii, tylko skladala udekorowane koszyczki w dedykowanym domu we wsi, bladym switem, zwykle byl to najnowszy/najwiekszy dom we wsi. 
Ksiadz byl wozony przez kogos z parafian samochodem, zwykle w godzinach przedpoludniowych, bo ksieza w owych czasach samochodów zwykle nie miewali, od wioski do wioski i swiecil te koszyczki. 
Nastepnie naród okoliczny przez cale popoludnie zlazil sie i zabieram swoje koszyczki. 
Przez kilka lat z rzedu takim domem byl nowo pobudowany dom moich dziadków, wczesniej byl to dom wlascicieli lokalnego sklepu, a pózniej to juz nie wiem, bo czasy sie zmienili i zamiast wozic nasza swieconke do Babci na swiecenie, zaczelismy koszyczek lokalnie w L do swiatynii nosic, wiec moze w gre wchodzily jednak te wzgledy polityczne.
-------------------------------------
Kilkuletnia mRufa przemyka sie niedostrzezona przez nikogo przez pól domu do ostatniego pokoju, gdzie na srodku stoi ogromny stól (prawdopodobnie sa to 2 duze stoly zestawione razem), udekorowany bialymi obrusami i gesto oblozony rozmaitej masci i kalibru koszyczkami.
W tym nasz osobisty, wówczas oceniany przez mnie jako skromny, choc obecnie uznalabym go za gustowny (znak ze albo sie starzeje, albo zamieniam w swoja RO, osobiscie wole te druga alternatywe).
W pokoju, pozbawionym ludzi za to pelnym ferii kolorów, w cichosci, z oczami jak spodki, chlonac kolory i wzory pisanek, baranków, kurczatek i innego koszyczkowego nadzienia oraz przystroju, kilkuletnie mRuczatko chodzi sobie cicho wokolo stolu, napawajac sie ta sesnorycznie jednostronna uczta, czasem tylko niesmialo czubkiem paluszka tracajac jakies puchate zólciutkie kurczatka czy inne koszyczkowe pawiany, bo nasz koszyszek mial wylacznie baranka.
Czas wbrew pozorm nie stanal w miejscu, chociaz dla mRufczatka jakby nie istnial.
Nagle z sasiedniego pomieszczenia rozlegaja sie glosy.
W pierwszej chwili dziecko kompletnie je ignoruje, bo zasadniczo nie robi nic nielegalnego - nikt jej przeciez nie zabronil wchodzic do pokoju.
W koncu przez wytlumione zmysly dociera do niej, ze jeden z tych glosów nie nalezy do jej rodziców, dziadków czy wujków.
W domu jest ktos obcy!
I zbliza sie do pokoju....
-------------------------------------
Do pokoju energicznym krokiem wkracza kaplan, rozmawiajac z kims z rodziny, mozliwe ze nawet z moja RO. A moze z jakims spóznionym koszyczkodawca.
Pokój jest pusty.
-------------------------------------
Jako dziecko doglebnie niesmiale i dzikie (czytaj do ludzi) zwyczajowa przewalke narodu przed i po swieceniu przeczekiwalam zwykle gdzies w ukryciu, czesto w samochodzie, z którego nie chcialam wyjsc dopóki nie bylam gotowa na spokanie z ludzmi, nawet jesli byli to ludzie z dosc bliskiej dla mnie rodziny.
------------------------------------- 
Pustoscia pokoju zatem nikt sie jakos za szczególnie nie dziwil, bo jako rzeklam - nikt nie widzial jak sie do niego przemknelam.
Po swieceniu zaczeli sciagac ludzie, nawet dosc szybko, bo pewnie w ciagu godziny stól opustoszal.
Po pewnym czasie do pokoju wszedl ktos z rodziny i po chwili wyszedl mówiac "nie, tu jej nie ma".
Po kolejnej chwili niedomkniete drzwi wielkiej trzy-drzwiowej szafy uczylily sie i wychonelo z niej nieco zmierzwione mRufczatko.
Stól byl juz wlasciwie pusty - chyba zostal tylko koszyczek nasz i lokalnej rodziny.
-------------------------------------
Wyszlam z pokoju, przeszlam przez reszta domu opustoszalego i chyba wychynelam nawet na podwórko zanim rzucila sie na mnie jakas czesc rodziny ciezko zaniepokojona moim zniknieciem na pare godzin.
Okazalo sie, ze najpierw szukala mnie RO wiedzac (jak to RO tylko umieja) ze lubie ogladac swieconki i chcac mnie tam zabrac, ale nie namierzyla mnie na czas bo zdazyl nadjechac kaplan i trzeba bylo brac udzial czy tam cos. A po samym swieceniu niestety nie zdazylam wymknac sie z mojego ukrycia przed przybyciem narodu po koszyczki.
Glowne obawy wynikaly z faktu, ze maniacko uwielbialam w tamtym domu wlazic na strych i snuc sie po nim jak smród za wojskiem, wyobrazajac sobie rózne rzeczy lub kapiac w strychowych rupieciach i przydasiach.
Na strychu poczatkowo swiezo niewykonczonym juz po roku pojawil sie epicki kurz, którym mi szkodzil oddechowo, a wchodzilo sie nan po niezbyt ergonomicznie wylanych schodach bez poreczy i nieco zakrecajacych, wiec rodzina obawiala sie ze z nich w koncu kiedys zlece na ryja albo i gorzej.
Czego nie brali pod uwage to ze ja sie strasznie balam zleciec z nich na ryja i lazlam po nich jak ostatnia pokraka, ale ogólnie mialam zabronione wlazenie tam solo w owych czasach.
Podobnie bylo z piwnica - tak samo wylane schody itp, ale piwnica kryla w sobie mnie atrakcji niz strych wiec sie do niej maniacko nie pchalam a juz na pewno nie sama bo tam bylo ciemno, a ja braku swiatla nie lubilam nigdy.
-------------------------------------
No dobra juz opowiadam szybciutko o tym spotkaniu co to na nim bylam i nie bylam, bo na pewno wszyscy (oprócz Diabla z buraczków, która to juz zna te historyjke) którzy do tej pory przeczytali czekaja wylacznie na to ;).
-------------------------------------
Otóz kilka tygodni temu mielismy jednego ranka wizytacje.
Mianowicie po 3 miesiacach od zmiany w sponsorach projektu, nasz nowy duet sponsorujacy postanowil nas zaszczycic wizyta bez mala koronacyjna.
Uwazacie, ze co ja zrobilam?
Otóz schowalam sie i podsluchiwalam z ukrycia lol. 
NIE pod stolem. Oraz NIE w szafie. 
Po prostu jak wszyscy runeli za przepierzenie zeby dolaczyc, to ja niewzruszona klikalam w laptopa przy biurku. 
Po chwili, jak zapadla chwila ciszy za przepierzeniem rozleglo sie pytanie "a gdzie mRufa?",  "A mRufa dolaczy?", "Widzialam ja chyba dzisiaj?", na co ja zamarlam w lekkiej panice, a jedna z akwaryjnych kolezanek wychylila sienawet dyskretnie zza przepierzenia, gotowa mnie wywolac do tablicy, ale zdazylam zagestykulowac jej, ze ma trzymac morde w kuble i sie udalo.
Tylko pózniej przez 40 minut nie moglam sie ruszac bo mi krzeslo skrzypi, no i pisac musialam szpetem i nawet sobie nie wyobrazacie jak bardzo chcialo mi sie zakaslac lol.
Podczas spotkania, kazdy mial sie przedstawic sluzbowo w kilku slowach czego nienawidze i po latach zgodnie z wygloszona w koncu grozba czynie to slowami "I am mRufa, and I'm an alcoholic", a co wciaz zaskakuje ludzi, a nastepnie powiedziec cos ciekawego o sobie czego inni nie wiedza. Na to dictum pomyslalam sobie ze powinnam wyskoczyc zza przepierzenia i wykrzyknac - a moja supermoc jest mistrzowskie unikanie *ujowych i bezcelowych spotkan!
Ciekawe co by na to powiedzieli?

Friday, 3 August 2018

Unmanagable - czyli tym razem Merkury wykazuje, ze mRufa nie da sie zarzadzac

Nie powinnam byl wczoraj w ogóle wychodzic z lózka. 
Po prostu.
Otóz ja uwazam, ze to Mesje Merkury w akcji. Aczkolwiek nie bede toczyc pierwszej krwi zeby udowadniac ze nie jestem wielbladem itp.
Ukradzione z Internetów
Relacja bez filtrów (spisana bez mala na zywo bo wczoraj w niespodziewanej pólgodzince jaka zyskalam w efekcie wydazen zaczelam pisac maila do jednej z zaprzyajznionych jednostek i w polowie zorientowalam sie, ze wychodzi mi wpis):

"Dzis (wczoraj) od samego rana mi idzie troche w poprzek i pod wlos, wlasciwie to juz od wczoraj (przedwczoraj) kiedy okazalo sie, ze bankomat w Kolchozie padl, a ja mam wprawdzie dyszke przy sobie, ale potrzebuje 2 dyszki na hiszpanski. 
Odkrylam to za pózno aby M poprosic o wyciagniecie kasy po drodze i wymiane papierka na wersje elektorniczna. 
Napisalam wiec do nauczyciela sms, ze jestem niewyplacalna i co on na to. On na to, ze jak raz na 12cie lat spóznie sie z oplata to jest to totalnie wybaczalne. 
Nie dla mnie wprawdzie, bo to znaczy ze za tydzien bede musiala 40 dyszki wykaslac z siebie na raz :(, no ale cóz robic. Trza bedzie wyskakiwac z gotówki jak tylko sie do niej dobiore.
Ale pomyslalam, ze moze oddam mu dzis (znaczy wczoraj), bo dzis tez ma u nas lekcje z innymi nadgorliwcami.
Wieczorem pojechalam do sklepu po trucizne do picia, bo juz mi tak totalnie wyszla ze sie nawet wklesla podloga w miejscu gdzie normalnie trzymam flache.
W sklepie, z nienacka zapytano mnie czy chce "cashback" (czyli zwrotna gotówke - doliczaja mianowicie porzadna kwote do rachunku i z kasy wyciagaja i wreczaja czlowiekowi rzadana kwote, zwykle do 30 funtów) a ja glupkowato odpralm, ze nie dziekuje - a powinnam byla potraktowac to jakos glos wszechswiata sugerujacy mi wyjscie z impasu, bo dzis rano odkrylam ze automat dalej nieczynny w kolchozie.
Odkrylam tez, ze zapomnialam spakowac komórki, wiec nadal nie mialam jak wzywac wsparcia finansowego, a oprócz tego nie moglam tez wyslac sms z gratulacjami na okolicznosc 10tej rocznicy slubu M&Msom.
Nastepnie kolo poludnia zauwazylam kolejke przy bankomacie wiec czym predzej rzucilam co robilam i pogalopowalam ustawic sie w ogonku.
Laska przede mna pobrala dyszke i odbiegla w podskokach. Kolezanka z projektu strasznie nadeta z natury, a tym razem dodatkowo, oznajmila mi, ze juz raz chciala 30 i jej nie dal nic, na co zasugerowalam jej ze jest zbyst zachlanna i powinna byla o dyszke wystapic to moze by dostala.
Kolezanka nadela sie jeszcze bardziej i wystapila uparcie o 3 dyszki.
Nie dostala.
To poszlam ja i glupawo zamiast wlasnej rady posluchac i poprosic o dyszke zawolala 30 i oczywiscie gówno dostalam. 
I jeszcze zostalam osobliwie ofuknieta przez maszyne.
Osoba za mna postanowila eksperymentowac i poprosila o 20, ale nic z tego. 
Ja sie na kolejna próbe nie zdecydowalam, bo mialam obawy ze w koncu mi zezre karte, bo juz do mnie dotarlo ze to przeciez Mesje Merkury od tygodnia harcuje.
Wrocilam nadeta do akwarium i tam tez zostalam.
Zaczelismy testy. 
W sensie ze testowanei jednego z wdrazanych komponentow.
Jako tester honorowy zostalam dolaczona do grona w ostatniej chwili.
To znaczy, ja wiedzialam od 2 tygodni, ale wspólwykonawca jakos nie. 
W zwiazku z tym:
- Po pierwsze jako jedyna mialam niewlasciwe ustawienia konta przez co pierwsza transze testów zakonczylam ostatnia, bo zanim mnie naprawili to dobre 20 minut minelo (a przyznalam sie ze cos jest nie tak dopiero po dobrych 5minutach wysilków wlasnych bo myslalam, ze ja cos zle robie).
- Po drugie w kolejnej transzy testów okazalo sie, ze nie dostaje emaili testowych ani wlasnych ani cudzych testów, bo mnie po prostu na liscie odbiorców testowych nie ma.
To by wyjasnialo ten problem.
- Po trzecie jak juz mnie dodano do liste, to poniewaz bylam last minute, to nikt mna nie "zarzadzal", wiec znowu polowy testów nie moglam zweryfikowac, bo wszsytko przychodzilo do mnie z ogólnego adresu, zamiast z adresu "zarzadzajacego".
Tu juz zacelam glosno i wyraznie rechotac bo przeciez wszyscy wiedza w Kolchozie, ze mna sie zarzadzac po prostu nie da, a HR jest plene wymówien tych co próbowali hehe.
Ostatni test z tej drugiej transzy byl o wysylanie systemowo smsów. 
W pierwszej chwili zapytano mnie czy aby mam dostep do nowego CRMu, gdzie sa dane kontaktowe. No helou, czywista ze mam, przeciez pracuje w nim. 
A to swietnie ucieszyl sie jeden z testowych pomocników.
Jade wiec ze skryptem, inni tez az dotarlam do punktu gdzie trzeba podac swój numer komórki, zeby przetestowac ten systemowy sms.
"Ej, ja nie chce podawac komórki, prywatnej do sluzboweg osystemu" zaprotestowalam niemrawo, ale pomyslalam, ze huk tam, najwyzej wykasuje od razu zeby nie bylo powtórki sprzed 10 lat 
(Otóz przy poprzednim projekcie tej klasy podalam swój numer konta do testowania systemulokalnego(testowego), który mial byc docelowo naszy mtesotwym, a pózniej okazalo sie ze nie ma czasu budowac nowego zeby zrobic zen produkcje i przysposobilismy ten testowy na produkcje po ostatniej udanej testowej migracji, czego jakos nie zauwazylam i moje konto bankowe w ferworze walki nie zostalo usuniete i jako taka anonimowa sierota wisialo w polecnieu zaplaty i po okolo dwóch albo 3 miesiacach po wdrozeniu odkrylam, ze robie symboliczne dotacje miesieczne na rzecz Kolchozu i sa to co ciekawsze dotacje anonimowe w systemie bo oczywiscie reszty moich danyc hw systemie nigdy nie bylo!)
Juz wzielam sie z wklepywanie danych do testu, gdy dotarlo do mnie ze przeciez nie mam dzis telefonu, wiec i tak nie moge przetestowac na sobie!!
Zglosilam zazalenie, ze nie moge testowac ostatniego scenariusz bo zapomnialam telefonu.
Rozbawiona, ze skleroza oszczedzila mi podawania prywatnej komórki w systemie sluzbowym, spoczelam na laurach.
Po 5 minutach przyszli sie pytac czy juz sobie przypomnialam telefon.
Zbaranialam na to, bo przesz pamietam swój numer.
Ach!! Okazalo sie, ze to tak nieslychana rzecz, zapomniec komórczaka, ze nikt nie powiazal "zapomnialam telefonu" z fizycznym brakiem komórki i uznali ze trzasnela mnie po prostu skleroza!
Wyjasnilam zatem, ze ja zapomnialam zabrac z domu komórke, wiec problem jest sprzetowy raczej niz mentalny.
Po opanowaniu rozbawienia zalecono mi pominac pierwsze 10 kroków i pojechac ze skryptem od 11stego.
Poslusznie wykonalam polecenie.
Nagle siedzaca obok mnie kolezanka imieniem Julie, nie bioraca udzialu w testach nagle mówi
"Dlaczego ja dostaje smsy o tresci Hi Gemma??"
Ja odostalam ataku smiechu i mówie, ze pewnie jej numer telefonu jest na jakims testowym rekordzie w systemie.
"Ale to juz 7my!" poskarzyla sie kolezanka.
Pocieszylam ja ze w sumie bedzie okolo 12-13 bo tylu testerów bralo udzial w tym cwiczeniu.
I faktycznie po 10 minutach dostala jeszcze jeden smsm urozmaicony tym razem "Hi Gemma, this is msg from mRufa", co potwierdzilo moje podejrzenia.
Jak mówila, nie powinnam byla dzis (wczoraj) wychodzic z lózka."