Otóz jedna z moich supermocy jest...
...
...
NIEWIDZIALNOSC!!
Powaga. Nic nie przesadzam.
Czasem po prostu nagle sie robie niewidzialna i wszyscy mnie potracaja.
No dobra, to nie jest rzadna supermoc, to jest cholerna niedogodnosc.
Ale na ten przyklad potrafie zniknac i ciezko mnie znalezc.
I wcale nie dlatego, ze bedac nikczemnego wzrostu nikne za ekranem nawet jak jest ustawiony na plasko na biurku.
Chowam sie po mistrzowsku i z doskonalym wyczuciem czasu.
I zwykle totalnie nieswiadomie.
Uniki robie równie mistrzowskie, co niezaplanowane.
I totalnie niechcacy zwykle tez.
Tzn bez swiadomej premedytacji.
Raz przyprawilam najblizsza rodzine o ciezka panike.
Innym razem pol biura o potezny ubaw, a calkiem ostatnio udalo mi sie uniknac spotkania totalnie na nim bedac.
Ale po kolei.
Gogle do skoków czasoprzestrzennych gotowe?
No to cofamy sie w lata 80te, raczej wczesne. Mozliwe, ze nawet bardzo wczesne.
Na wies, gdzie mieszkali moja Babcia z Dziadkiem.
Jest Wielka Sobota, przedpoludnie.
-------------------------------------
Slowem wyjasnienia - nie wiem czy nadal taki zwyczaj panuje w wioskach oddalonych nieco od centrum parafialnego jakim jet swiatynia, ale w owych czasach, byc moze ze wzgledu na sytuacje polityczna kraju, a moze tylko z racji logistyki, z koszyczkiem wielkanocnym ludnosc nie rypala kilka/kilkanascie kilometrów do swiatynii, tylko skladala udekorowane koszyczki w dedykowanym domu we wsi, bladym switem, zwykle byl to najnowszy/najwiekszy dom we wsi.
Ksiadz byl wozony przez kogos z parafian samochodem, zwykle w godzinach przedpoludniowych, bo ksieza w owych czasach samochodów zwykle nie miewali, od wioski do wioski i swiecil te koszyczki.
Nastepnie naród okoliczny przez cale popoludnie zlazil sie i zabieram swoje koszyczki.
Przez kilka lat z rzedu takim domem byl nowo pobudowany dom moich dziadków, wczesniej byl to dom wlascicieli lokalnego sklepu, a pózniej to juz nie wiem, bo czasy sie zmienili i zamiast wozic nasza swieconke do Babci na swiecenie, zaczelismy koszyczek lokalnie w L do swiatynii nosic, wiec moze w gre wchodzily jednak te wzgledy polityczne.
-------------------------------------
Kilkuletnia mRufa przemyka sie niedostrzezona przez nikogo przez pól domu do ostatniego pokoju, gdzie na srodku stoi ogromny stól (prawdopodobnie sa to 2 duze stoly zestawione razem), udekorowany bialymi obrusami i gesto oblozony rozmaitej masci i kalibru koszyczkami.
W tym nasz osobisty, wówczas oceniany przez mnie jako skromny, choc obecnie uznalabym go za gustowny (znak ze albo sie starzeje, albo zamieniam w swoja RO, osobiscie wole te druga alternatywe).
W pokoju, pozbawionym ludzi za to pelnym ferii kolorów, w cichosci, z oczami jak spodki, chlonac kolory i wzory pisanek, baranków, kurczatek i innego koszyczkowego nadzienia oraz przystroju, kilkuletnie mRuczatko chodzi sobie cicho wokolo stolu, napawajac sie ta sesnorycznie jednostronna uczta, czasem tylko niesmialo czubkiem paluszka tracajac jakies puchate zólciutkie kurczatka czy inne koszyczkowe pawiany, bo nasz koszyszek mial wylacznie baranka.
Czas wbrew pozorm nie stanal w miejscu, chociaz dla mRufczatka jakby nie istnial.
Nagle z sasiedniego pomieszczenia rozlegaja sie glosy.
W pierwszej chwili dziecko kompletnie je ignoruje, bo zasadniczo nie robi nic nielegalnego - nikt jej przeciez nie zabronil wchodzic do pokoju.
W koncu przez wytlumione zmysly dociera do niej, ze jeden z tych glosów nie nalezy do jej rodziców, dziadków czy wujków.
W domu jest ktos obcy!
I zbliza sie do pokoju....
-------------------------------------
Do pokoju energicznym krokiem wkracza kaplan, rozmawiajac z kims z rodziny, mozliwe ze nawet z moja RO. A moze z jakims spóznionym koszyczkodawca.
Pokój jest pusty.
-------------------------------------
Jako dziecko doglebnie niesmiale i dzikie (czytaj do ludzi) zwyczajowa przewalke narodu przed i po swieceniu przeczekiwalam zwykle gdzies w ukryciu, czesto w samochodzie, z którego nie chcialam wyjsc dopóki nie bylam gotowa na spokanie z ludzmi, nawet jesli byli to ludzie z dosc bliskiej dla mnie rodziny.
-------------------------------------
Pustoscia pokoju zatem nikt sie jakos za szczególnie nie dziwil, bo jako rzeklam - nikt nie widzial jak sie do niego przemknelam.
Po swieceniu zaczeli sciagac ludzie, nawet dosc szybko, bo pewnie w ciagu godziny stól opustoszal.
Po pewnym czasie do pokoju wszedl ktos z rodziny i po chwili wyszedl mówiac "nie, tu jej nie ma".
Po kolejnej chwili niedomkniete drzwi wielkiej trzy-drzwiowej szafy uczylily sie i wychonelo z niej nieco zmierzwione mRufczatko.
Stól byl juz wlasciwie pusty - chyba zostal tylko koszyczek nasz i lokalnej rodziny.
-------------------------------------
Wyszlam z pokoju, przeszlam przez reszta domu opustoszalego i chyba wychynelam nawet na podwórko zanim rzucila sie na mnie jakas czesc rodziny ciezko zaniepokojona moim zniknieciem na pare godzin.
Okazalo sie, ze najpierw szukala mnie RO wiedzac (jak to RO tylko umieja) ze lubie ogladac swieconki i chcac mnie tam zabrac, ale nie namierzyla mnie na czas bo zdazyl nadjechac kaplan i trzeba bylo brac udzial czy tam cos. A po samym swieceniu niestety nie zdazylam wymknac sie z mojego ukrycia przed przybyciem narodu po koszyczki.
Glowne obawy wynikaly z faktu, ze maniacko uwielbialam w tamtym domu wlazic na strych i snuc sie po nim jak smród za wojskiem, wyobrazajac sobie rózne rzeczy lub kapiac w strychowych rupieciach i przydasiach.
Na strychu poczatkowo swiezo niewykonczonym juz po roku pojawil sie epicki kurz, którym mi szkodzil oddechowo, a wchodzilo sie nan po niezbyt ergonomicznie wylanych schodach bez poreczy i nieco zakrecajacych, wiec rodzina obawiala sie ze z nich w koncu kiedys zlece na ryja albo i gorzej.
Czego nie brali pod uwage to ze ja sie strasznie balam zleciec z nich na ryja i lazlam po nich jak ostatnia pokraka, ale ogólnie mialam zabronione wlazenie tam solo w owych czasach.
Podobnie bylo z piwnica - tak samo wylane schody itp, ale piwnica kryla w sobie mnie atrakcji niz strych wiec sie do niej maniacko nie pchalam a juz na pewno nie sama bo tam bylo ciemno, a ja braku swiatla nie lubilam nigdy.
-------------------------------------
No dobra juz opowiadam szybciutko o tym spotkaniu co to na nim bylam i nie bylam, bo na pewno wszyscy (oprócz Diabla z buraczków, która to juz zna te historyjke) którzy do tej pory przeczytali czekaja wylacznie na to ;).
-------------------------------------
Otóz kilka tygodni temu mielismy jednego ranka wizytacje.
Mianowicie po 3 miesiacach od zmiany w sponsorach projektu, nasz nowy duet sponsorujacy postanowil nas zaszczycic wizyta bez mala koronacyjna.
Uwazacie, ze co ja zrobilam?
Otóz
schowalam sie i podsluchiwalam z ukrycia lol.
NIE pod stolem. Oraz NIE w
szafie.
Po prostu jak wszyscy runeli za przepierzenie zeby dolaczyc, to
ja niewzruszona klikalam w laptopa przy biurku.
Po chwili, jak zapadla
chwila ciszy za przepierzeniem rozleglo sie pytanie "a gdzie mRufa?", "A mRufa
dolaczy?", "Widzialam ja chyba dzisiaj?", na co ja zamarlam w lekkiej panice, a jedna z
akwaryjnych kolezanek wychylila sienawet dyskretnie zza przepierzenia, gotowa mnie wywolac
do tablicy, ale zdazylam zagestykulowac jej, ze ma trzymac morde w kuble i
sie udalo.
Tylko pózniej przez 40 minut nie moglam sie ruszac
bo mi krzeslo skrzypi, no i pisac musialam szpetem i nawet sobie nie wyobrazacie
jak bardzo chcialo mi sie zakaslac lol.
Podczas spotkania,
kazdy mial sie przedstawic sluzbowo w kilku slowach czego nienawidze i po latach zgodnie z wygloszona w koncu grozba czynie to slowami "I am mRufa, and I'm an alcoholic", a co wciaz zaskakuje ludzi, a nastepnie powiedziec
cos ciekawego o sobie czego inni nie wiedza. Na to dictum
pomyslalam sobie ze powinnam wyskoczyc zza przepierzenia i wykrzyknac -
a moja supermoc jest mistrzowskie unikanie *ujowych i bezcelowych
spotkan!Ciekawe co by na to powiedzieli?
Powiem Ci, że na wizję z mojej wyobraźni, jak Ty, wyglądając jak Ty tylko zzipowana, z tym lekkim potarganiem wychodzisz spode stołu, poprawiając okulary i rozglądając się w popłochu, że 'co się niby stało' ... no cóż. każdemu zdarza się zachrmukać ze śmiechu. :D
ReplyDeleteDo wyskoku na grande finale powinnaś bezwzględnie posiadać pelerynę.
TAK! Peleryne! :D
DeleteTo tylko maja korekta wyobrazni - okularuff nie nosilam jeszcze przez kolajna decade ;) No I jednak z szafy wylazlam. Pod stól owszem tez sie krylam ale przy innych okazjach i zwykle w miejscch gdzie nie bylo pojemnych szaf - np na Zakladzie jak mnie swiat wqrwil, a w doroslym zyciu nie ma opcji "wyrzucenia wszystkich z piaskownicy, albo pójscia do domu porzucajac wszystkich niegodnych" ;)
DeletePoza tym totalnie sie zgadza. A no I zzipowana nie bylam az taka ukochana przez grawitacje ;)
A co do peleryny to najwyraznie jw swiecie nastapila projekcja moich ówczesnych marzen bo zawsze chcialam miec peleryne. Marzenie spelnilo sie jakies 20 lat pózniej z okladem nawet i posiadama owa pelerynke do dzis. jest z polaru i czasem ja jeszcze nosze ;)
DeleteA pardą za ten stół, ale zmiksowała mi się projekcja z dziecieństwa osobistego Protoplastusia, który to pode stołem znalazł swą czarną dziurę.
DeleteRaz, bo się wstydał majestatu, a drugi było jak wypił resztki z kieliszków na stole i kamieniem go zmorzyło. Babcina nalewka, wiadomka :D
O, kończyłaś Hogwart?
ReplyDeleteNo przesz powinnas wiedziec, ze jak my konczyysmy edukacje to Hogwartu jeszcze nie wynaleziono lol
DeleteO, przepraszam, podróże w czasie są jak najbardziej możliwe!
DeleteMam obawy, ze one sie wzajemnie wykluczaja - Hogwart i Time Travel ;) znaczy labo jedno albo drugie. ;) Wolalabym podróze w czasie, ale jedyne co na razie umiem to ta niewidzialnosc, I czasami bycie na raz w dwóch miejscach ;) W trzech juz nie umiem.
DeleteThis comment has been removed by a blog administrator.
ReplyDeleteNiechcacy mi sie usunelo - unizenie przepraszam!! Spróbuje odzyskac, ale BlogSpot chimernym jest. Odpowiadam jednakowoz - totalnie Cie (nie)wierze, ze Ci bardzo przykro ze ominie Cie taka frajada wegetarianina jak miesna wyzerka w tlumie narodu, który stanowi "sens" egzystencji lol
Deleteoryginalny tekst:
Deletediabel-w-buraczkach15 August 2018 at 22:19
A co do sluzbowych zgrupowan: my 31 sierpnia mamy firmowe grill-party znowu a mnie nie bedzie, bo jedziemy do rodziców i mojego brata :))))) Och, och, jakze strasznie mi przykro :)))))
Aha, jej, juz myslalam, zem zostala zbanowana ;)
DeleteNoszzz tak mi przykro z powodu tego grilla, ze normalnie tone we lzach... hy hy. Troche to jednak potrwalo, zanim zajarzylam ze mnie nie bedzie - na poczatku jakies 2 tygodnie planowalam wymówke :D a potem mnie olsnilo. Kalendarz nie jest moja mocna strona. Te wszystkie cyferki, runy jakies, ehhh.....
NEVER :) Parafrazujac skecz kabaretowy "Ciebie nie, ja z Toba w pratyzantce..." ;)
DeleteZ tym kalendarzem to nie wiem czy juz sie chwalilam, ale mozliwe ze tak - ja cierpie na dyskalendarie. Udowodniona empirycznie. Tak, ze totalnei rozumiem. ;)
:) :) :) ... aż sobie wyobraziłam jak wychodzisz z tej szafy :) ... najpierw lekkie skrzypnięcie, później paluszki na drzwiach, kawałek grzywki, jedno oczko i... rura do drzwi, zanim ktoś obcy znowu się pojawi :) :) :)
ReplyDeleteGrzywka z lokiem, pamiętaj o loku! :)
Delete(chociaż takie mam wrażenie, że koleżanka teraz też się w niewidzialność bawi i się zastanawiam, jak bardzo trącać paluszkiem kopczyk ukryty w szafie.
Nie wiem czy mialam wtedy grzywke. Ale moglam miec.
DeleteAkurat nie niewidzialnosc ale bse mnie dopadlo, to sie standardowo izoluje, dla dobra spoleczenstwa ;)
Ale loka to chyba miałaś, co?
DeleteP.S. BSE jest jadowite z powodu toksycznych oparów albo coś. Bo to normalne nie jest, żeby tak się ludzie czuli w ogóle, a już ci z BSE w szczególności.
zdecydowanie lok być musiał :) :) :)
DeleteAlbo Lok, albo Grzywka, oba na raz w mojej karierze nie funkcjonuja. No sorry takie mam uwlosienie, ze nie da rady.
DeleteOraz Bozenko - talnie jest toksyczne jakies cos w powietrzu bo inaczej to trzeba by sie bylo isc powiesc z mostu, albo co.