Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday, 19 March 2019

Dlaczego mRufy nie nalezy puszczac samopas na wystepach goscinnych?

Otóz dlatego, ze zawsze cos nabroji.
mRufa.
Znaczy ja.
Tym razem zamierzam dokonczyc relacje z wyprawy do Belgii. Tej ostatniej - ta pierwsza jeszcze czeka na swoja kolej.
Czyli jak to w serialach robia:
W poprzednim odcinku zostala przez moja nowa nie-wirtualna kolezanke, Matylde podwieziona pod sam dworzec.
Na tym dworcu w bezpiecznej przechowalni spoczywala moja walizka, a ja mialam zapas czasu, nie ze jakies wieki, ale do otwarcie odprawy mialam prawie godzine.

Padal deszcz, wiec choc samochód byl dosc blisko wejscia na dworzec, to zdazylam zmoknac na tyle zeby troche mi sie zwazyl dotychczas doskonaly nastrój.
A moze bylo to przeczucie nachodzacych zdarzen?
Plany mialam ambitne by myslalam, ze po pobraniu walizki udam sie jeszcze do sklepu na terenie dworca i dokupie troche lakoci dla dzieci M&Msów (tak, mialam te zelki dla nich ale to bylo troche malo bo dzieci przysposobnioncyh mam tu kilkoro, a i dla CO chcialam cos nabyc), a nastepnie cos zjem przed podróza.
Okazalo sie, ze podjechalysmy pod drugi koniec dworca, a jest on dosc przestronny i w pierwszej chwili troche sie sploszylam, ze jestem na niewlasciwym dworcu.
Szczesliwie w oddali dojrzalam znajome znaki wiec uspokojona ruszylam dziarsko przed siebie.
Po stosownej chwili - to na prawde jest dluuuuugi dworzec - dotarlam do przechowalni.
Przechowalnia okazala sie pusta.
ukradzione z internetów - patrz stopka na obrazku
Znaczy nie ze ktos ukradl wszystkie przechowywane manele, tylko ze byla bezludna.
Nie zaskoczylo mnie to nadmiernie, bo jak oddawalam manele tez wygladala na pusta.
Poczekalam kilak minut, ale nic sie nie zmienilo, a czytanie napisów po francusku i flamandzku idzie mi nadal dosc slabo, wiec troche sie zaczelam denerwowac.
Najpierw tylko czekalam.
Pózniej podeszla druga pacjentka i stala i czekala ze mna.
Poki czekala to i ja sie nie spinalam nadmiernie, ale lekki niepokój zacza mi sie zakradac w okolice sledziony.
Pacjentka w koncu zrezygnowala.
Podeszla druga osoba, zapytala chyba nawet po angielsku czy ja czekam, odparlam ze tak, ale ze nie bardzo wiem jak zwrócic na siebie uwage kogos kto jest w srodku.
Osoba byla sympatyczna i nawet nie popukala sie w glowe kiedy pokazala mi przycisk dzwonka.
Slowo daje wczesniej go tam nie bylo (czytac: nie zauwazylam go wczesniej).
Ale jak juz go zauwazylam to zaczelam nim dzwonic co kilka minut.
No powiedzmy co 5, bo to jednak sporo czasu jest.
Tak mnie sie zdawalo.
Po jakims kwadransie tych cwiczen zaczelam sie denerowowac bo nikt wiecej nie podchodzil. ani z jednej ani z drugiej strony okienka.
Przeczytalam wszystkie niezrozumiale napisy po raz kolejny.
Upewnilam sie ze to calodobowa instytucja.
Pozalowalam, ze nie moglam skorzystac ze schowków samoobslugowych.
Czekalam dalej.
Zegar zaczal pokazywac ze do odbrawy mam mniej niz 30 minut. Niby wciaz spoko, ale zaczelam sobie juz wyobrazac jak to bagaz zostaje, a ja wracam bez - rozpacz, czekam na bagaz i nie zdazam na pociag, a to ostatni w dniu dzisiejszym - dramat.
O te samoobslugowa szafke to juz sobie plulam w brode tak, ze na podlodze zaczela tworzyc sie kaluza.
Dzwonilam i czekalam, czekalam i dzwonilam, w myslach najpierw podziwiajac oblsuge, bo wymózdzylam sobie ze po prostu posneli tam w chwili malego oblozenia i moje dzwonienie nic ich nie wzrusza.
Pózniej to nawet pomyslalam, ze moze nie tylka spia, ale to juz nie wnikajmy.
W koncu przypomnialam sobie ze to nie Francja i nikt tu nie ma uczulenia na angielski i udalam sie na poszukiwanie pomocy.
Pierwszy zaczepiony czlowiek z obslugi niestety byl chyba Francuzem.
Ale jak sie zapre to sie latwo nie poddaje - poszlam szukac informacji dworcowej.
Najblizsza informacja okazala sie kolejowa, ale panie z obslugi odwrócily mnie we wlasciwa strona i wypchnely na dalsze poszukiwania.
Wrócilam peofilaktycznie po drodze do okienka poczekalni, ale nic sie nie zmienilo, a dodatkowo wypatrzylam, ze pomieszczenie jest zamkniete od srodka z kluczem w zamku wiec jesli jest to jedyne wejscie/wyjscie to nawet nie damy rady ich otworzyc kluczem zapasowym!
Tu troche mnie scisnelo w dolku, bo pomyslalam, ze jesli obsluga na przyklad zaslabla to omatkojedynokochano.
Czas plynal, wiec ruszylam z kopyta do tej informacji.
Informacje znalazlam, odczekalam swoje w kolejce i wyluszczylam problem sympatycznej pani za szybka.
Pani troche mnie w pierwszej chwili wziela za panikare i usilowala przekonac ze powinnam zadzwonic dzwonkiem i cierpliwie poczekac, bo moze oni sa zajeci w glebi i to kilka minut potrwa zanim dotra do okienka.
No to jej odparlam, ze ja zanim tu przyszlam to czekalam bardzo cierpliwie przeszlo 20 minut (chyba nawet przeszlo pól godziny, ale juz nie badzmy drobiazgowi) i troche sie martwie czy tam wszystko w porzadku bo to troche dlugo.
Pani sie przejela, ze te 20 minut to faktycznie dosc dlugo i zaczela dzwonic.
Najpierw musiala numer do przechowalni zdobyc, a to wymagalo dwóch telefonów, a pózniej zaczela dzownic do przechowalni.
Nikt nie odbieral i po wyrazie jej twarzy widzialam jak przestaje mnie uwazac za spanikowana paranoiczke.
A czas plynal i moja odprawa wlasnie sie zaczynala.
Pani z informacji powiedziala ze zadzwoni do nich za 5 minut i ze mam poczekac.
zeszlam na bok i czekam.
Druga próba byla sukcesem i zalecono mi udac sie do okienka.
Do okienka pobieglam tak szybko jak juz dawno nie bieglam.
W okienku byl ten sam facet który pobieral ode mnie bagaze i nawet nie zawraccal sobie glowy kwitkiem tylk od razu pobral moja walizke z dolnej pólki i mi ja wydal. Oczywiscie usilowalam go przepraszac za te panike, ale chyba musialam nie byc najgorszym przypadkiem w jego karierze bo tylko wzruszyl ramionami, ale nawet nie prychnal na mnie ani nic. Przynajmnie nie na glos ;).
No moje plany ze cos-tam-cos-tam sklepy nie bylo juz czasu.
Na fali adrenaliny niesona odprawe przeszlam jak przecinak i uznalam, ze jednak zywnosc jakas na kolacje w pociagu sobie kupie. Udala msie wiec do kawiarni w poczekalni i stanelam kulturalnie w okienku, spokojna, ze cokolwiek tam kupie bedzie lepsze niz to co moze mi zaoferowac moj adoptowana kraj.
Przede mna stala w kolejce drobna dzieweczka - no dorosla baba to pewne ale dopuszczam, ze jeszcze po tej mlodszej stronie 30tki.
Znaczy pokolenie Y.
Kolejka troche byla dlugawa, w sensie, ze dluzsza niz chlodnie z pozywieniem, ale przesuwala sie znosnie. Ja moimi manelami - znaczy walizka i torebke, dziewczka przede mna mil tego towau jakby wiecej. Ni z tego ni z oweg oodwrócila sie do mnie i cos wymamrotala patrzac na mnie wyczekujaco. Nie bardzo wiem co wymamrotala, bo doslownie mamrotala, nawet po angielsku ale z ciezkawym azjatyckim akcentem i bardzo cicho. Cos tam bylo o tej kolejce, ale slow odaje ni cholery nie moglam zatrybic co to bylo - pewnei ta adrenalina jeszcze mi uszy przytykala, ale cala soba sygnalizowala, ze czegos ode mnie oczekuje. Odparlam kulturalnie, ze "I beg your pardon?" myslac, ze powtórzy, ale ona tylko odwrócila sie do mnie tylem i kompletnie zignorowala.
Tak z perspektywy czasu i tego co bylo dalej to zgaduje, ze albo mialam jej te torby poniesc, albo zrobic za nia zakupy.
Ale moze sie myle i pytala sie czy chcialabym z nia zagrac w bakarata zeby zabic czas czekajac w kolejce...
Kto wie.
Kolejka sie przesuwala, a ja przestalam zwracac na nia uwage i skupilam sie na wyborze pozywienia. Wybór byl skromny wiec wybralam ten belgijski wafel (no co poradze Matylda, ja je nawet lubie byle nie czesciej niz raz na 2 lata ;) ) o jakas kanapke-okryjbide bo wybór tego wieczora byl mikry. Dalej byly pólki z napojami, troche trudniej dostepne bo akurat byly uzupelniane, niemniej jednak dostepne, bo ta cala sekcja jest samoobslugowa.
Kolejka oczywiscie utworzyla sie dalej i za mna.
Zblizamy sie do kasy.
Dziewczatka przed mna nagle odwraca sie do mnie znowu, ale ignoruje mnie (i slusznie) i zwraca sie do osoby za mna slowy "Prosze mi podal Cole". Toenm tak oczyistego oczekiwania, ze w tym momencie nie strzymalam i w myslach nazwalam ja Hinduska Ksiezniczka.
Osoba za mna - kobieta chyba po drugiej stronie 50tki popatrzyla na nia jak na jakies zadkie zjawisko atmosferyczne, uniosla brew i nawet chyba ramionami nie wzruszyla.
Ksiezniczka poddala sie, a osoba za mna spojrzala na mnie tak jakby mówila "ty tez to slyszalas?". Wzruszylam jednym ramieniem i temat zostal zamkniety.
Przy kasie ksiezniczka poprosila o capuccino i cole.
Chlopak za lada az sie rzachnal - przeciez Cola stoi tam, dlaczego jej sobie sama... tu spojrzal na nia, machnal reka i poprosil kolege, który zapelnial pólki o podanie mu stosownej flaszki i przystapil do produkcji capuccino. W tym czasie chyba druga kasa obsluzylam mnie od lady odeszlysmy w tym samym czasie - Ksiezniczka z mocno nadeta mina i mocno dostojnym krokiem, a ja w tempie takim, ze Aston Martin Vulcan by mi pogratulowal pierwszorzednej turbosprezarki w silniku, bo obawialam sie ze faktycznie zadysponuje zeby jej bagaze poniosla.
Nie moglam sie nadziwic, tupetowi takiego mikrego stworzenia, az sobie przypomnialam moje hinduskie kolezanki - i to ze system kast jest jednak bardzo silny. Moja dawna sasiadka biurkowa z kasty kaplanskiej nawet jak za cos dziekuje, to takim udzielnym i laskawym tonam jakby to ona robila dziekowanemu przysluge. Druga z kolei okropnie nie lubi oddawac pozyczonych pieniedzy. Raz pozyczyla mjej kase na naprawe samochodu bo nabroila i chciala ukryc przed rodzina, a nie miala kasy wiec zeby nie placila odsetek kredytowych pozyczylam jej na miesiac albo i nawet dwa kwote X. Po miesiac po uzgodnionym terminie zwrotu i delikatnym przpomnieniu z mojej strony, oddala mi 90% kwoty X. Okropnie nie lubie sie upominac o takei rzeczy jak pieniadze od osób które lubie wiec moja strata, jednakowoz byl to ostani raz kiedy zaoferowalam jej taka usluge. Dodam ze ni bylo to 50 zlotych. do 50 zlotych to my sobie z delvix nawet nie oddajemy pieniedzy
Podróz pociagiem byla prawie komfortowa. prawie bo chociaz siedzialam sama w rzedzie to w innyc hwagonach musialo byc ciasniej i najpierw jakas wloszka przylazla klócic sie z kims przez telefon, bardzo glosno, a jak polaczenie sie zerwalo bosmy w tunel jakis wjechali, a moze przekroczyli granice z Francja obrazon wymaszerowala dalej, nastepnei wsiadl jakis obywatel o korzeniach z Afryki i bez sluchawek ogladal kazanie jakiegos kaplana ze swojego kraju, az go zmozyl sen. Niestety zajal cudze miejsce i ktos go wygonil on zas usiadl, znowu na dziko, blizej mojego rzedu i znowu zaczal sie usypiac tym kazaniem.
Z tej zlosci zjadlam kanapke chociaz wcale nie bylam glodna, a naprzeciwko mnie - bo mialam miejsce przy stoliku, dosiadl sie, tez na dziko, chyba-rosjanin-albo-inny-obywatel-bylego-ZSRR i zaczal jesc paluszki krabowe z jakims mazidlem wideo-rozmawiajac ze swoja polowica czy tam inna narzeczona.
Nie wiem czy te pluszki krabowe czy to mazidlo capily tak, ze balam sie przez chwile ponownego spotkania z ta kanapka!
Ale przezylam bez buntu fizjologicznego i wyprulam z pociagu, przeszlam kontrole (lekko zaskcozona, ze znowu kontrola, bo jakos tak zwykle bylo, ze kontrola byla tylko po jednej stronie), rozpedem dotarlam do samochodu ruszylam.
Daleko nie pojechalam albowiem bramka jak to bylo do przewidzenia nadal mnie nie rozpoznawala, ale zbrojna w zapewnie panów z obslugi parkingu, sprzed 4 dni pokonalam te przeszkode bez nadmiernego mrugania.
Dalej to juz tylko byly 2 godzinki jazdy mniej wiecej i nastapil koniec wycieczki pt Zdobywanie nowych sprawnosci w Belgii.

11 comments:

  1. Ale wrocisz tu jeszcze?????
    M.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A czemu nie? ;) tylko raczej nie skorzystam juz z tej stresogennej przechowalni bagazu ;)

      Delete
  2. To obmyslam plan ;)))

    ReplyDelete
  3. Tak se myślę, że w piekle jest specjalny krąg dla tych bezsłuchawkowych oraz tych wideoczatowychpublicznie. A tam tak cierpią, ohhh, tak cierpią .... TAK, że szok. Aż prawie tak bardzo jak ja, kiedy ich spotykam w pociągu, albo coś.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mam wielka, wieeeeeelka nadzieje na to!
      Matylda

      Delete
    2. Jak to nigdy nie ma pewnosci, który aspekt hostori poruzy odbiorce. Nie ze nerw bo bagaz moze strzeon przez nieboszczyka, albo pare frywolnych bagazowych. Nie ze ksiezniczka z pokolenia Y, czy te paluszki krabowe armoatyzowane, ale wlasnie sluchajacy kazania na glosno pasazer, czy tez wideoczatowiec.
      Aczkolwiek zgadzam sie z Bozenka w calej rozciaglosci - w 9wiatym kregu piekiel jest niewatpliwie taki kacik (get it? kacik w kregu! ;) ) gdzie tych pacjentów sie osadza i na przyklad maja wszyscy tak sam oglosne urzadzenia odsluchu, albo maja takie urzadzenia, ze sie nie da im regulowac glosnosci na super cichym odsluchu i musze w glosnym miejscu wslychiwac sie w te swoje ustrojstwa. och, az zadrzalam z rozkoszy na mysl o takiej karze... ;)

      Delete
    3. I wlasnie dlatego uwazam, ze wazna jest rzetelna relacja! ;)

      Delete
    4. Ha, bo widać odbiorca do siebie odnosi po prostu, a już szczególnie taki z nadwrażliwym słuchem pracując w hałasie. :D
      Na pokolenie książąt udzielnych płci dowolnej to się musimy nastroić solidnie, bo dopiero mamy gromadę w przedbiegach - takie próbki, coś jak szczepionka, ledwie kapkę, by się nastroić odpowiednio. Stąd się zastanawiam często, czy nie poddać dzieciąt jakiejś lobotomii, żeby im wybili z głowy wszelkie ideały matczyne, a w zamian za to wsadzono siano i książęce maniery - łatwiej by im było sobie radzić w stadzie, prawdaż.
      Kącik w kręgu!! Rozpływam się :D

      Delete
  4. A wiesz, Bozenko, ze ja tez zaczynam podejrzewac, ze jakos zle ja to swoje dziecie wychowuje...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Matyldo (jak mniemam) - to szybciutko, szybciutko! Pałą w łeb kilka razy dziennie i potem przed telewizor posadzić na naście godzin. Powinno pomóc.

      Delete