Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Monday, 11 March 2019

Dlaczego Wyspa przestala byc potega kolonialna? Czyli Katastrofy Naturalne w Kolchozie.

Zbieram sie do tej opowiesci jak sójka za morze, a rzecyzwistosc dodaje nowe epizody.

Zaczelo sie od niespodzianego prysznicu nad biurkiem Horror, jakies 6-7 lat temu.
Nikt sie tym za mocno nie przejal.
A juz na pewno nie ja.
Minely lata, pokatne ploteczki doniosly mi, ze budynek posiada rózne instalacje nie serwisowane od przeszlo dekady, ale oszczednosci itp.
Sarkastycznie pomyslalam, ze niech sie nie zdziwia wysokoscia tych oszczesdnosci jak cos w koncu powaznie nawali (fraza której uzylam byla nieco bardziej dosadna tak miedzy nami mówiac).

Zla godzina tylko na to czekala i jak F-117 Nighthawk, niepostrzezenie smignela nade mna.

F-117, ukradzione z internetów
Minelo pare lat, niejasno kojarze ze cos pocieklo na Poddaszu, ale bez wiekszych konsekwencji, az nadszedl rok 2018, a precyzyjniej jesen i znowu pocieklo w Lochach.
Tym razem niejako po przekatnej od poprzedniego incydentu.
Przez pare dni bylo osuszanie i o sprawie prawie zapomnielismy.
Przyszedl Nowy Rok i nastapil ten incydent z brakiem poczucia humory wsprawie Uchodzców z IS, o którym juz wspominalam - znaczy pocieklo dosc poteznie znowu w Lochach.
Wypowiedzialam prorocze slowa, ze zaczne pracowac pod parasolka i w kaloszach, bo te prysznice sie przemieszczaja i jak dotra do Akwarium, to ja wole byc przygotowana.
Zblizyl sie luty i moja eskapada do Belgii (wciaz zalegam z raportem powrotnym, ale cierpliwosci, zaraz sie wyjasni skad takie poslizgi), z której wrócilam i powitala mnie wiadomosc od M
"Dobrze, ze Cie dzis nie bylo bo od piatku ogrzewania nie dziala."
Wbrew frywolnosci reportu okazalo sie ze nie byl to krótki incydent.
Okazalo sie, ze padl komponent ukladu ogrzewania, którego nie da sie od reki wymienic.
W Kolchozie nastala Epoka Lodowcowa.
Czlowiek przychodzil do pracy i jako zywo jak na budowie u sp Chmielewskiej (chyba 3ci tom autobiografii), zaobserwowalam nastepujacy fenomen: czlowiek wchodzil do biura, leniwie scigal okrycie wierzchnie, wytrzeszczal gwaltownie oczy i czym predzej wbijal sie w kurteczke z powrotem, dokladal czapke i rekawiczki.
Jedna kolezanka Akwaryjna na przyklad usilowala pisac na klawiaturze w lapkach (rekawicach bez palców) - nie zniechecam do eksperymentów, ale uprzedzam - nie nastawiamy sie na sukces!
Ja osobiscie doszlam do etapu 3 warstw pod kurtka, zeby kurtka miala jakis sens czyli - zebym mogla ja zdjac w biurze - oraz pracy w rekawiczkach palczastych - tez nie jest to najbardziej efektywna metoda w temacie pisania na klawiaturze.
Dowód - mRufa-Biurwa pracuje w rekawicach
Kolchoz zaroil sie od czapek z pomponami, bo w tym kraju gruba zimowa czapka nie ma racji bytu bez pompona.
Kantyna zaczela wydawac gorace napoje za free - tzn na tzw zeszyt, bo przeciez za friko nie ma nic, a za zeszyt placila smietanka Kolchozu - czyli pracodawca yours truly.
Naród kolchozowy oczywiscie czym predzej zaczal naduzywac tego przywileju i przychodzili ludzie jak osmiernice z osmioma kubkami w rekach (jak ktos byl studentem to zna ten nawyk - jak cos bezplatne to trzeba sie najesc na zapas, no nie? No to prosze sobie wyobrazic ze wyspiarze nigdy z tego nawyku nie wyrastaja. O rytuale "zakupów" po sprzataniu lodówek kolchozowych jeszcze nie opowiadalam, ale moze powinnam. Prosze sie uprzejmi upomniec jakbym zapomniala!).
Kantyna mimo, ze wiedziala iz zostanie oplacona poczula moralny obowiazek ukrócic te zapedy, bo chodzilo o rozgrzewani ludu, a nie o gromadzenie przez lud zimnych-goracych czekolad (bo najdrozsze) ma biurkach.
Dodam, ze w Kantynie pracuje zawsze conajmniej jeden rodak i jedna rodaczka, wiec jak wprowadzili reglamentacje - jeden kubek na lebka, to od razu wiedzialam dlaczego, bo zostalam poinformowana.
Ale zanim sie dowiedzialam to byly sytuacje, ze rylismy jak nornice w Akwarium, jakkolwiek by to nie brzmialo i ktos sie wyrywal z grupowym zamówieniem, bo nie bylo czasu, zeby wiecej niz jedeno sie wyrwalo i wyslannik wracal z polowicznym zamówieniem bo mu sie pieniadz skonczyl - za nadprogramowe napoje trzeba bylo placic, wiec szlam z czyims kubkiem, zeby na moje konto zdobyc zyciodajna kawe czy inna herbate, bo sama nie pijam goracych napojów, nie ze w ogóle, ale nie mam fazy co nie?
Ale wracam do sedna.
Okazalo sie, ze ta uszkodzona czesc to jest prawie tak rzadka jak Tygrys Tasmanski w 1993 i w calym kraju sa tylko 2 sztuki zapasu i sprowadzenie potrwa tydzien (teraz juz tylko jedna!?!).
Bo musza wiezc ja konno z John o'Groats i jedyna droga prowadzi przez Land's End, a po drodze trzeba zatrzymac sie w Stone Henge i odprawic egzorcyzmy, zeby wypedzic z zapasu zlosliwe poltergeisty.
No trudno, jak mus to mus.
Jako osloda wystapily nastepujace kwiatki:
w jednej z kuchni padl podgrzewacz wody, a ze nowa administracyjna zaczela rzady w trybie oszczedzania (dla obeznancyh z tematem - jest to model biznesowy pt "liczymy spinacze"), to z dwóch podgrzewaczy na kuchnie, stopniowo (wraz z psuciem sie owych urzadzen) zeszlismy do jednego.
Parter ma najslabiej bo a tylko 2 kuchnie, ale pozostale pietra maja po 3.
Rzecz dzieje sie na Poddaszu (2 pietro).
Email do Administracji:
'Zepsul sie podgrzewacz, grzanie nie dziala, nie moge robic sobie goracej herbaty. Koniec swiata, Armagedon i 4 rech jezdzców Apokalipsy oraz Clancy - córka wojny.'
Odpowiedz ADM, z nieco wymuszona kurtuazja na koncu.
'Prosze korzystac z innych kuchni, bo sa jeszcze 2. Bedzie naprawione jak naprawimy. Sorry for the inconvenience'
Odp do ADM
'Ale tam sa kolejki. A poza tym ja tu mam swoja herbate i mleko. Jak zyc? Armagedon, apokalipsa, epoka lodowcowa, jestem wynierajacym dinozaurem'
ADM kulturalnie podjelo rekawice, ale zaczyna uzywac sarkazmu:
'Prosze pójsc z herbata w kubeczku i mlekiem w drugiej lapce, albo wrócic do swojej kuchni i tam nalac mleczko. Oraz mozna tez korzystac z kuchni na pietrze. Nie ma zakazu'

Tu zapytalam sie kto to, ale okazalo sie, ze nie znam, jednakowoz jest to mloda osoba, rodowita wyspowa, bez urazy, ale mówiac wprost pokolenie "Milenial".

Ksiezniczka Milenialna z oburzeniem:
'Ale to jest Health&Safety(niezgodne z BHP - a BHP to swietosc i aksjomat) hazard chodzic po schodach z goracym napojem. Armagedon i Apokalipsa i na dodatek Obraza majestatu'
ADM traci cierpliwosc
'Prosze korzystac z windy. Jeszcze dziala'
Wylam ze smiechu juz przy sarkazmie.

Niestety F-117 Nighthawk nie skonczyl swojego zgubnego kursu nad nami.
Ale to za chwile.

W akwarium przemeczylismy sie tydzien, wprowadzajac karniaki dla kazdego, kto zapomnial zamknac drzwi do akwarium wchodzac lub wychodzac bo kolo poludnia od chuchania kilku osób zaczynalo sie robic moze neico armoatycznie, ale temperaturowo znosnie.
We wtorek po po naprawie Kolchoz byl jeszcze zimniejszy niz przed, a ktos z nas odkryl, ze z nawiewów wentylacyjnych wieje zimnem.
Zaprotestowalismy, mówiac ze ta odrobina smrodu nam mniej szkodzi niz dodatkowa porcja chlodu, ale administracja poinformowala nas, ze to koniecznosc bo uklad zamkniety i bysmy sie podusili.
Na co ja odparlam, a kolega P mnie poparl, ze biorac pod uwage sytuacje, jestem sklonna zaryzykowac uduszenie sie jesli unikne od tego hipotermii i hibernacji - mój organizam ma jakies geny niedzwiedzia brunatnego albowiem w niskisch temperaturach robie sie bardzo senna i usiluje hibernowac.
Niestety nie udalo nam sie pokonac socjalistycznej natury wyspowej administracji.
Minal kolejny dzien. Oznajmiono nam triumfalnie, ze grzanie dziala.
Organoleptycznie stwierdzilismy, ze owszem, nadal swietnie chlodzi. Oznajmiono nam ze trzeba system odpowietrzyc, a trwa to dosc dlugo, bo robi to jeden facet z kubelkiem, a ma do obskoczenia 500 zaworków ulozonych losowo, zas mapa systemu dawno zginela, no a on musi robic wszak przewy zgodnie z przepisami BHP!!
Pod wieczór zaczelo sie robic jakby mniej lodowato, wiec nabralismy nadziei.
Przyszedl kolejny dzien i przyniósl lodowata mgle na zewnatrz, a w srodku tylko chlody. Temperatura rzadko przekraczala 13 stopni, a w Lochach osiagala szatanskie 11 stopni.
To juz nawet w najczarniejszych czasach Planety Ojczystej wysylano nas przy takiej temp do domu.
Zasugerowalam, ze pewnie jakis geniusz wylaczyl grzanie na noc.
Zostalam zlinczowana, ze ABSOLUTNIENIEMOZLIWE, bo chodzil ocala noc.
Ja wiedzialam swoje i dalej sialam niepokój spoleczny i zlosliwe komentarze na temat walorów intelektulanych niektóreych pracowników administracji szczególnie zas kierownictwa.
Kolejnego dnia powiedziano nam, ze niechcacy ktos wylacznika czasowego nie dezaktywowal i grzanie na noc sie wylaczalo.
Triumfowalam w ciszy bo oczywiscie nikt mnie za lincz nie przeprosil.
A pod koniec dnia zrobilo sie na tyle cieplo, ze zdjelam wierzchni sweter!

Przez ten caly czas nikt nie wpadl na pomysl zeby sciagnac ogrzewanie przenosne - to znaczy ja uwazam, ze nasza szefowa administracji nie chciala zaplacic - a nasze propozycje przyniesienia indywidualnych grzejniczków (ja mam 3 z czasów gdzy mi grzejnik w sypialni zdechl w poprzednim kwadracie) zostaly storpedowane, ze nie wolno, bo stracimy ubezpieczenie (bylam bliska zlamania tych warunków ubezpieczenia, ale nie zdazylam). 
W polowie drugiego tygodnia dopiero padly slowa ze Kierownictwo przyjzy sie pomyslowi sciagniecia jakichs kombajnów do grzania. 
Co oczywiscie nigdy nie nastapil, bo juz zdjelam wierzchni sweter.

Wychodzac z pracy zegnalam sie z M zartujac radosnie, ze wreszcie koniec, gdy ktos ja zawolal bo na Poddaszu jest awaria zwiazana z woda.
Nieco sploszona tym komunikatem ucieklam z budynku zyczac jej powodzenia.
Otóz pocieklo z jakiejs rurki, ale dosc sporej bo jak poszlo to struga.
Geniusze wokolo stali i nagrywali na telefonach, zamiast pedzic i zamykac zawory z woda.
Nastepnego dnia byl piatek i wejscie do budynku powitalo mnie napisem - Zalalo nas.
Okazalo sie ze zalalo istotnie, ale cieplo jest nadal, wiec moze jakos damy rade.

Tylko jedna z wind zostala z nienacka wyposazona w luksus w postaci wbudowanego prysznica.

Mnie sie to bardzo podobalo i juz robilam liste osób, które wysle na przestestowanie atrakcji, ale to cholernie Health&Safety znowu sie wtracilo i zamkneli te winde.

Ale zanim to nastapilo, to wydarzyla sie kolejna cudna konwersacja.
Kolezanka z poddasza poszla zglosic ten prysznic do zastepcy szefowej administracji (szefowa administracji i Administracja to dwie rózne instytucje. To pierwsze to funkcja kolchozowa odpowiedzialna za liczenie spinaczy obsadzone przez dwóch geniuszy, to drugie zas to konkretna grupa uslugowa odpowiedzialan za konkretne dzialania celem adminitrowania budynkiem, a takze pracodwaca M), którego chwilowo nie bylo na stanowisku pracy.
Nie bylo go dosc dlugo i jak wrócil to planowal isc na lunch ,ale nie dal rady bo rzucili sie na niego rozmaici pracownicy w sprawie tego prysznica. Wsciekly pognal do kolezanki z Poddasza z planem zrobienia jej awantury, ze nasyla na niego rozzarta tluszcze, ale zle trafil.
Bo akurat tej kolezankce z Poddasza ciezko podskoczyc.
Kumplujemy sie. Czy musze tlumaczyc wiecej? ;)
Nastapila taka rozmowa:
- W windzie cieknie woda, nie jestesmy przekonani czy to bezpiecznie?
- Bzdura. Nic sie nie dzieje, czego sie czepiasz.
- No nie wiem - woda i prad to slaba kombinacja, szczególnie jak woda cieknie z zarowek.
- Bezpiecznie. Przeciez sa zarówki w basenach.
- Ale to sa zarówki w wodoszczelnych instalacjach debilu, a te w windzie nie sa!
Nic nie koloryzuje - zastepca szefowej administarcji pobiegl pózniej do Administracji poskarzyc sie ze zostal zmieszany z blotem przez kolezanke z Poddasza.
Winda zostala zamknieta (jak mówilam wczesniej - F-117 Nighthawk jak zawsze niezawodny), a ja przy okazji dowiedzialam sie skad ten prysznic sie w ogóle wzial - otóz ten facet co te 500 zaworków bez mapy odpowietrzal, zostawil pod jednym nieco cieknacym wiaderko i rano jak wlazl tam celem kontynuacji pracy zapomnial o tym wiaderku i wchodzac z rozmachem kopnal pelne po nocy wiaderko, a woda poplynela jak mogla, a mogla wylacznie do szybów windowych.
Po tak atrakcyjnym finale nastapil weekend.

A w poniedzialek dostalam sms od kolezanki akwaryjnej informujacej mnie, ze pekla potezna rura (która okazala sie uszczelka od poteznej rury) ogrzewania (które okazala sie zwyklym wodociagiem) i poszla taka ilosc wody, ze Kolchoz stal sie luksuswym obiektem rekreacyjnym z relaksacyjnym basenem na kazdym pietrze, wiec dla celów zarobkowych przebranzowujemy sie w spa, a pracownicy niech sobie radza sami.
Jak sie dobrze przyjrzec to widac dodatkowe atrakcje w postaci deszczu z sufit
Dalej to sie okazalo, ze niestety spa sie nie sprawdzilo, bo podwieszane sufity zaczely spadac na kazdym pietrze, gdyz baseny musialy byc ciagle zasilane, a woda dostala sie pod podnoszone podlogi i niestety o ile zarówki w basenach to owszem przejda, to standardowe przewody wysokiego napiecia juz nie za bardzo.

No i teraz na powaznie:
Fadera zaklad tez zalalo. Pare lat temu. Mokre grube mury. Woda po kostki itp. Owszem mniejszy obszar niz Kolchoz, ale nawet patrzac proporcjami.
Zaklad (instutyacja edykacyjna dodam, wiec nie jakies milionery) jeszcze tego samego dnia sciagnal sprzet i fachmanów, wode wypompowany, a zalane mury osuszono w 3 dni. Mowa o kilku pietrach, owszem jedno skrzydlo, ale powiedzmy 1/3 Kolchozu.
Plus Kolchoz to glównie metalowy stelaz z kartongipsowymi sciankami dzialowymi.
Kolchoz, w kraju zdawac by sie moglo rozwinietym, fakt ze z Monarchia, ale mimo wszystko. Dawna potega kolonialna, jeden z glównych graczy w Unii (oczywiscie ogólnie bo w tej chwili to glównie czarna owca itp).
Ubezpieczenie zostalo wezwane dopiero 2 dni po zdarzeniu - i nie ze sie ociagali z przybyciem jakos szczególnie, tylko nie zostali wezwali od pierwszego kopa.
Wezwani ubezpieczyciele do oceninia szkód tez nie przybyli od reki, ale na drugi dzien, a sprzet do osuszania z agregatami, bo woda autentycznie dostala sie do kanalów z pradem, wiec prad zostal wylaczony po poludniu pierwszego dnia - dobre i tyle - nie zostal zamówiony dopóki ubezpieczyciele nie dali zielonego swiatla.
O pracy po zmroku nie bylo mowy, bo Health&Safety, wiec pierwszy tydzien zakonczyl sie tym, ze pozwolonow nam pobrac laptopy jesli ktos na weekend zostawil.
Pierwsze dni nikt poza grupka laptopowców nie mógl pracowac, a pierwsza dyrektywa Lochów bylo znalezienie lokalizacji dla kierownictwa. (!?!?)
Jako osoba bez internetu bylam jedna z tych odcietych od swiata i pierwsze dni spedzilam koczujac w kuchni Urosza i jego Polowicy. Drugi tydzien spedzilam pracujac na niestabilnym darmowym wi-fi pozyczonym wciaz od Urosza.
Pod koniec drugiego tygodnia bylam w tak swietnej formie, ze podczas spotkan zdalnych ignorowalam pytania, bo jedyne slowa jakie cisnely mi sie na usta byly w najlepszym przypadku niecenzuralne, a zwykle byly to po prostu inkantacje do Cthulhu.
W pierwszy tygodniu zle wiadomosci byly dawkowane, w drugim juz wiekszymi porcjami, az w koncu jawnie powiedziano nam, ze do konca Marca to bedzie suszenie, a naprawy i remonty to hohoho, albo i dluzej.
Polowa pracowników z finansów nie mogla pracowac, bo sa uzytkownikami PCtów, polowa reszty ma laptopy, ale maja sztywne IP wiec moga sie ugryz w trabke. Do ostatnie jchwili nie bylismy pewnie czy dostaniemy w lutym wyplate.
Kolchoz specjalizuje sie w rakcjach na katastrofy rozmaite i wsór innych podobnych organizacji bywa nazywany - uwaga, tu trzymamy sie mocno za brzuchy:
Hydraulikami Trzeciego Swiata.
Ladnie co? ;)
O dramatach zwiazanych z disaster recovery IT czyli nie wiem jak to sie moze po polsku nazywac, ale powiedzmy z uruchomieniem systemów w trybie awaryjnym i w lokalizacjach awaryjnych, bo owszem mamy cos takiego, ale podobnie jak instalacje w budynku, DR nie bylo od wdrozenia ani razu w pelni przetestowane - nawet nie wspomne, bo nawet teraz po tygodniu pracy w warunkach zastepczych nie umiem dopatrzec sie w nich humoru - a smiech przez lzy jakos mi nie lezy.

Ach - jeszcze wisienka na torcie - moi Wladcy z lochów po 3 tygodniach zamówili dla mnie gwizdek do mobilnego internetu!! Ja ten gwizdek chcialam kupic 3 tygodnie temu i dostalabym go w ciagu 2 dni. Ale nie dostalam zielonego swiatla.

I jak tak patrze na rózne inne aspekty biurokracji na Wyspie, regulacji, przepisów i innych takich, sa one wszystkie mistrzami w strzelaniu sobie stope, to ja jestem smiertelnei zaskoczona, nie tym co widze tylko tym, ze ten kraj kiedykolwiek byl jakakolwiek potega!
Przemyslowa czy Kolonialna.
Jedyne wyjasnienie - przez przypadek!

Z drugiej strony moze cos w tym bylo?

BO:
Obecnie siedze w biurze pokrewnej instytucji - tez charytatywnej.
Dzien przed przyjeciem nas pod skrzydla (Uchodzców z Kolchozu) padlo u nich ogrzewanie.
Znowu to samo Deja vu, co nie?
Na drugi dzien kazde pomieszcznie mialo przenosny grzejnik, wynajety z firmy która specjalizuje sie w wynajmowaniu grzejników.
A dwa dni pózniej ogrzewanie naprawiono.

Kurtyna.

4 comments:

  1. Ale wkoło jest wesolooo ooo...
    Jakoś chyba tak to szło ;)
    Matylds

    ReplyDelete
    Replies
    1. U mnie w glowie troche inne akompaniamenty szaleja, ale tego, owszem, jakos chyba tak szlo ;)

      Delete
  2. Bożenka bardzo przeprasza, ale jednak jej się rechotnęło kilkakrotnie. Ale to Twoja wina, bo trzeba uważać, jak się słowa dobiera. :P
    O tych zakupach lodówkowych musisz poopowiadać koniecznie. Bo ja to myślałam, że lokalni Cebulionowie takie mają obyczaje, że jak darmo to gumiaki pogubi, a doleci, a tu widocznie lepiej jednak macie na tej platformie z prysznicami.
    Milenialna Księżna by mnie ubawiła setnie, gdyby nie jakaś ich kumulacja ostatnio dookoła. Dwie lewe rączki to jest małe piwo przy ich wymaganiach dotyczących ogólnie pojętej obsługi.
    Poza tem to Kołchoz przed dogłębnym myciem z odkażaniem przez wymrażanie to nawet się prezentował niezgorszo, jak na lokale, które znam z rejonów szekspirowskich.
    Natomiast uważam, że jakby zaczęło cokolwiek pokapywać w tej instytucji sąsiedniej, to się nie rozglądaj, tylko chodu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W pierwszej chwili zglupialam od tej ksiezniczki milenialnej bo zaczalam juz pisac zalegle finale wycieczki z poczatków lutego i tam tez wystapila ksiezniczka, potencjalnie milenialna i sie moglam ogarnac sak o niej Bozenka wie ;)
      Ale uff przypomnialam sobie o tej Kolchozowej ;)
      Owszemrece opadaja od tego i nie tylko, bo przeraza mnie perspektywa emerytury z skladek tego pokolenia. Wiek emerytalny jak nic podniosa nam do 70tki.
      A kumulacja to pewnei dlatego ze ze coraz wiecej ich pracuje wokolo nas. JA o sue juz prawie jak dinozaur zaczynam czuc chwilami. (Tak na razie tylko chwilami, ale to kwestia czasu na pewno).
      Co rechotu to wcale nie ma za co, taki byl cel bo jak mi juz wscieklosc zaczela opadac to nawet przypomnialam sobie o jadalnym papierze, z którego moge sama zrobic kapelusz i go spozyc ;).
      Jakby zaczelo pokapywac to owszem, nogi za pas, szczególnie ze w pokrewnej instytuacji bylby to sugnal ze dach dziurawy ;)

      Delete