Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Thursday 12 March 2015

Jak to wybralam sie pociagiem do Paryza (cz 2)

Jestem w pociagu! Drzwi sie zamknely i zaraz ruszamy. Udalo sie!

Jeszcze nieco oszolomiona usilowalam z rozpedu wejsc do przedzialu jak stoje, ale mnie nieco zastopowalo. Polswiadomie rejestrujac widok zapchaneych torbami i walizkami polek przy wejsciu usilowalam zabrac wszystko do srodka pamietna FAQ pociagowego mowiacego o gornych polkach w przedzialach, niejasno wyobrazajac sobie cos w rodzaju samolotowych, ale najwyrazniej wzrok moj bledny padl na te polki nad fotelami i zaalarmowal to ustrojstwo pod sufitem ze cos jest zle...
Przyjzalam sie juz przytomniej... Nie dosc, ze przejscie jest dosc waskie i musialabym wszystkich walic po nogach i lokciach moja skad innad niewielka walizka, to za Chiny Ludowe nie dalabym rady wepchanc jej na polke... Nie, skad znowu nie byla to mala polka.
Spokojnie pomiescila by wieksza walizke czy torbe niz moja, ale byla na wysokosci jakichs 2.5 metra ( w tym pociagu jeszdza tez samochody wiec wagony sa dosc wysokie na moje oko, nawet jesli bylo to ciut mniej niz 2.5 metra upieram sie ze nadal bardzo wysoko), i na dodatek z racji lokalizacji brzeg jej znajdowal sie w takim miejscu ze nawet jakbym mogla wejsc na siedzenie nic by mi to nie dalo, a ze byla szklana (no niech i by byla z pleksiglasu czy innego tworzywa nie wygladala na zdolna wytrzymac uderzenie 15 kg walizka), jakos nie bylam przekonana ze moge np wrzucic na nia walizke.
Ja wzrostu mam jak sie dobrze wypreze tak ze 161cm. A jak nie to 160.
Czyli nie oszukujmy sie jeszcze ze sztancy "kurdupel".
Oszacowalam odelglosc od siedzenia do polki... dalej ni cholery.
Miejsca miedzy fotelami tyle co kot naplakal.
Plecak moze sobie wbije pod nogi, ale walizke nie ma szans, pomyslalam
Wrocilam desperackim wzrokiem do tych polek przy wejsciu (a pociag juz w ruchu) i owszem, jest nieco luzu na samej gorze. tak na oko gora 20cm jak docisne lezace juz sztuki bagazu do sciany. Patrze badawczo na walizke... No szersza nie ma zmiluj. Tak konkretnie to o jakies 10/12cm szersza jak nic. Nie przesadzam - jestem inzynierem z wyksztalcenia i wymiary ponizej pol metra mam w oku i w palcach - wieksze wymiary juz mi tak dobrze nie ida.
Wyrwalo mi sie sporo mocno niecenzurajnych slow.
Bardzo niecenzuralnych.
Bardzo sporo.
I wpadlam w Furie. Myslac marginalnie "Zrobie to, albo zgine probujac" wzielam potezny zamach zza glowy i wbilam (tryb dokonany) moja walizke w te, za ciasna stanowczo, odrobine luzu. Jak mozna wnioskowac z formy dokonanej czasownika - walizka zostala wpasowana w dziure ku mojej nie wiedziec czemu msciwej satysfakcji.

Po czym zastanowialm dopiero sie coz ja takiego mam w niej i czy moglo sie cos potluc lub pogniesc...
Uznalam ze trudno sie mowi, albo spedze cala podroz w przejsciu siedzac na walice albo przeboleje potencjalne straty.
Bylam tak zdesperowana i sfrustrowana, ze mysl iz moglam komus innemu cos ugniesc w tobolkach, nie przyszla mi kompletnie do glowy... 
Pelna dumy i jeszcze z resztkami adrenaliny krazacymi w krwiobiegu, udalam sie dziarskim krokiem do mojego fotela (od okna) i ujrzalam na nim torbe, kurtke i laptopa a w foteliku obok drobniutka kobitke ktora soba zajmowalam raptem pol fotelika. Zdebialam na moment (myslac jakims ulamkiem umyslu - jaka taka kruszyna moze zajmowac TYLE miejsca??), sprawdzilam numer wagonu i fotela na bilecie, nie, nie pomylka, jestem na wlasciwym miejscu.
W tym samym rzedzie byly jeszcze 2 wolne fotele ale nie odwazylam sie na nie pasc, bo nie wiedzialam czy bede jeszcze gdzies wsiadac ludzie - teoretycznie na wyspie jest jeszcze jedna stacja przed tunelem wiec mialam obawy, ze jeszcze beda sie dosiadac ludzie.
Wystartowalam wiec do drobnej kobitki zeby mnie wpuscila na moje miejsce. Popatrzyla na mnie jak na raroga (nie wiem co to jest ale chyba cos niesympatycznego bo Mama moja uzywala tego okreslenia w podobnym kontekscie), albo jakbym jej ojca/matke pobila, ale widzac ze nie zamieniam sie w kupke popiolu choc sadzac z jej miny powinnam, pozbierala niechatnie swoje klamoty i wpuscila mnie na moje miejsce.
Bylo ciasne.
Bardzo.
Mimo ze ze sztancy "kurdupel" jestem, to ze tak powiem do drobniutkich nie naleze (stad mRufa a nie mRufka nieprawdaz), pogratulowalam sobie w duchu pozbycia sie walizki oraz oceny wysokosci polki, pozalowalam ze nie moge plecaka schowac w siebie, z wielkim wysilkiem wbilam go miedzy noge a sciane pociagu (sprawdziwszy przytomnie czy nie ma tam grzejnika (nie bylo), skulilam sie w sobie aby moje barczyste ramiona nie wystawaly za mocno w strone sasiadki, i pomyslalam ze nigdy wiecej klasa zwykla czuli "z pospólstwem" jezdzic nie bede bo cholernie niewygodnie.
Kobitka obok siadzac, nagla zebrala swoje klamoty spojrzala na mnie niechetnie (owszem bylam zgrzana po tej szarpanianie, ale nie az tak, slowo!!) i powiedziala ze ona sie przesiadzie o tam i pokazala ramieniem puste fotele po drugiej stronie przejscia.
Odparla ugodowo "OK", bo co mialam powiedziec?

dygresyjka
Sprawdzilam co to Raróg - wg mitologii Slowianskiej "demoniczny duch ognia, objawiający się pod postacią drapieżnego ptaka (najczęściej sokoła), ognistego smoka lub ognistego wichru" (zrodlo definicji - Wikipedia) czyli faktycznie nieco niesympatyczny jak sie pojawial z zaskoczenia.
Ta sama wikipedia twierdzi jednakze, iz "W kulturze ludowej raróg przetrwał pod postacią malutkiego demona (potrafiącego zmieścić się w kieszeni), który przynosił ludziom szczęście" wiec juz sama nie wiem, ale Mama moja uzywala powiedzonka z rarogiem do zobrazowania zdumienia/zaskoczenia, wiec chyba w mitologicznym znaczeniu, nie kultury ludowej.
koniec dygresyjki

Korzystajac ze swobody, acz nadal niepewna czy ktos sie jeszcze nie pojawi przesunelam moj plecak w nogi wolnego teraz siedzenie, zdjelam kurtke, powiesilam na dostepnym haczyku, wyjelam ksiazke, "Trucizne" i chyba jakies pozywienie, aczkolwiek tego juz nie pamietam, odetchnelam, usiadlam wygodniej i spojrzalam w okno..., a tam zamiast widokow wyspianych krajobrazow rolniczych albo chocby i nieuzytkowych bo na wyspach zasadniczo lasow w naszym pojeciu brak, zobaczylam... sciane.
Zdebialam. Patrze po innych rzedach, bo moze po prostu okien brak? Nie. Okna sa. Koncza sie za moimi plecami a zaczynaja na nowo za oparciem fotela przede mna. I tak z obu stron.
Melancholijnie pomyslalam, ze przynajmniej nie grozi mi stres tunelowy bo nie bede nawet wiedziala, ze w nim jestem, pogodzilam sie z kolejnym "przypalem losowym" i powrocilam do lektury przerwanej na stacji.
Tunel przelecial jak blyskawica, reszta podrozy w zasadzie tez, Francj przywitala mnie sloneczna pogoda i temperatura w poblizu 20C na plusie, przeszlo mi nawet przez mysl ze wzielam za cieple buty i za malo lekkie ubrania, na co prawie uslyszalam swist zlej godziny przelatujacej nade mna, ale wzielam go za element szumu pociagowego.
Wysiadalam na koncowej stacji, wiec kompletnie nie zawracalam sobie glowy stacjami posrednimi, ani nawet pospiechem przy wysiadaniu, a swiadoma wbitej na sile walizki i wysilkow ktore ktos inny bedzie musial wykonywac zeby wyciagnac pierwsza sztuke bagazu z tej polki, wolalam nawet odczekac i opuscic wagon jako jedna z ostatnich osob unikajac wstretow wlascicieli sasiednich bagazy.
Troche niepokoila mnie mysl jak znajde postoj taksowek nie znajac jednak tego francuskiego, ale nie zamierzalam sie tym gryzc - wszak dworzec ma tylko 3 strony uzywane przez ludzi (sprawdzilam ze nie jest to typ przelotowego dworca) wiec jakos sobie poradze i slusznie, bo TAXI to jednak dosc uniwersalny termin. Biorac pod uwage trudnosci w prozumieniu z taksowkarzem (slusznie), mialam tez przygotowana kartke z adresem Viki napisanym BARDZO wyraznie.
Mialam wprawdzie chec rozejrzec sie po dworcu aby zorientowac sie jak bedzie wygladac podroz powrotna ale jednak na pierwszy plan wysunelo sie dotarcie do domu Viki (ktora zreszta byla w pracy ale doniosla, ze zostawia dla mnie klucze w lokalnej knajpie) i prozaiczna potrzeba fizjologiczna - wychodka na tym dworcu nie umialam zlokalizowac na pierwszy rzut oka wiec zrezygnowalam z tego od razu, uznajac ze przyjade wczesniej i po prostu obszukam wszystko dokladnie. Paryz na pierwszy rzut oka wygladal urokliwie i malowniczo. Temperatura utrzymywala sie na poziomie 2giej dziesiatki na plus i mysl o zakupie lzejszego obuwia zakwitla we mnie natychmiast.
Nie powiem jaki to byl pomysl bo musialabym znowu lzyc sie mianem idiotki, a dzis mi sie nie chce.
Takze na tym znowu chwilowo zakoncze, a ciag dalszy nastapi.

No comments:

Post a Comment