Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Friday, 2 June 2017

Poczucie humoru wyspowej elity IT (odslona 1, bo tak cos czuje, ze moze byc wiecej)

No dobra, z ta elita to przesadzilam ;)
Dungeon Dimensions w Kolchozie czyli miejsce mojej pracy zawodowej popularnie tu nazywanej Lochami, z racji lokalizacji przy gruncie - w tym kraju piwnice sa tak rzadkie jak brak debetu na mojej karcie kredytowej - na parterze, charakteryzuje wiele klasycznych dla sektora IT cech.
Na przyklad nigdy nie marnuje sie tu zadne pozywienie.

NIGDY.

ZADNE.

Wylacznie sczatki dumy piekarsko-cukierniczej powstrzymaly mnie przed podrzuceniem anonimowo tego ciasta co zapomnialam poslodzic, bo poszloby jak burza.
Porazka z bardzo droga zielona herbata - to samo. poszloby.
Ale te szczatki (dumy p-c) zahibernowane w mRufie nie powolila na az takie kompromitacje na forum publicznym (bo na blogu to rzesz sie nie liczy no nie? hehehe).

Tak, ze jest tak: co lezy niepodpisane to znika do konca dnia, a jak na czyms lezacym napisano "help yourself" to znika do poludnia.
I na przyklad w takiej kuchni co jakis czas cos sie pojawia i rownie bezobjawowo znika.
Kiedys zaczyanajac diete oproznilam szafke ze slodyczani - rozmaitymi, z lub bez daty przydatnosci do spozycia, a bylo tego sporo drobiazgu to zniknelo do okolo 15tej i tylk oco jakis czas widzialam katem oka rozmaite monstra (wspolpracownikow) przemykajace chylkiem pod scianami w strone kuchni i wracajace z wypchanymi pazuchami.
Jak cos na urodziny przynosilam i niby wydawalo sie, ze poszlam na to co nie jest tu popularne czyli NIE czekoladwe ciasta i ciastka, a gardziej w moim stylu czyli z owocowymi nutami, to bywalo, ze jeszcze nie zdazylam wyslac maila do ogolu z meldunkiem, a 1/3 dobr juz byla w drodze do kolektywnego zoladka lochowego.
Czyli pewne rzeczy sa niezalezne od geografii.
Ale na przyklad wyzarcie ostatniego kawalka czegos z opakowania, przez kogos nie oznacza ze puste opakowanie zniknie. Kiedys eksperymentalnie ignorowalam sterte pustcyh pojemniczkow i torebek i po trzech dniach poddalam sie i zebralam smieci - po cudzej celebracji, nie mojej.
I tak na przyklad ktos wystawil w kuchni jakies 3 tygodnie temu pol sloika miodu.
Znaczy do polowy pusty sloik.
I nalepil nan kartke pt
"Help yourself"
Wiadomo, ze miod zniknal... ale tylko moid.
Stan na dzis?
W tlumaczeniu wolnym: Poczestuj sie, tylko dodaj miodu.

Moze jestem tu juz za dlugo... ale mnie dzis przyprawilo o lekk czkawke ze smiechu ;).

14 comments:

  1. IT i technika ochronna zawsze siedzo w piewnicy, a najlepiej właśnie w lochach, to jakaś pozostałość po wojnach, gdzie takowe zawsze siedziały w bunkrach ;)))

    się właśnie zastanowiłam ile Ty tych słodyczy posiadałaś, ciężarówkę? :D

    u mnie podobnie wygląda z ... margaryna o nazwie Lätta, która trzymam wew wspólnej lodówce, przynoszę cala, pracuje dajmy na to cztery dni, ubywa jej powiedzmy jedna dziesiątą, idę na wolne, powiedzmy piec dni, nowej margaryny po wolnym nie biorę bo pszeesz przyniosłam i ... powinnam wziąć, bo nawet po rzetelnym wyskrobaniu zawartości pudelka centymetra kwadratowego chleba tym nie posmaruje ... ostatnio napisalam na pudelku swoje inicjały i fakt zniknęła w podwójnie wolniejszym tempie, może jak dopisze więcej inicjałów, Twoje tez a co, to w końcu sama ja do końca zeżrę? :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. O widzisz, o tym tez mialam napisac, ze jak w lodowce jest cos nie opisane, w szczegolnosci mlego poltluste (??) to tez znika samoczynnie. Ale to sie skonczylo jak przestali zatrudniac studentow, lub stazystow w wieku studneckim - w Lochach, bo ogolnie nadal zatrudniaja).
      rzadko miewam fazy na mleko i teraz sobie pryznosze odlane do butelki bo kantyna chudego nie prowadzi, ale jak prowadzila to mjego nikt nie wychlal - chude t owszak nie mleko, a mnei w to graj bo mialam do moich chaszczy (otrebowych) dopoki nie skislo ;)
      A pisz i sobie nie zaluj.
      Albo napisz na nim "Naplulam"... pomoze, tylko nie ma gwarancji, ze ktos nie dopisze "ja tez" lol...

      Delete
    2. hahaha, no niee, rozbiłaś bank po prostu :D Stefan tak leje z tego miodu, że prawie pod stół wleciał :D Inni nie lepiej :D

      Drzewiej w okolicznościach wyspowych Bożenka miała takiego wspólnika do kawy na przykład. Puszka kawy potrafiła schodzić w cztery dni. Jak zaczęła chować u siebie w pokoju to dochodziła do dwóch tygodni. Gdyby był zamek w drzwiach to może padłby rekord, na przykład 3 tyg? Kto wie.
      Nie mówiąc o tym, jak jeden kolega zaczął ćwiczyć intensywnie i potrzebował dużo białka na te mięśnie. Mleko w proszku dla dzieci nadawało się świetnie, jak się domyślasz. Kolega też lubił tuńczyka i ser żółty. Warzyw nie ruszał. Dowolny kalafior by przetrwał w pokoju po tym nawet, jakby zajechał mu drogę, gdy jego nowo wykluci mieszkańcy wynaleźliby koło i przerobili go na bolida.

      Delete
    3. U nas w Lochach zwykle znikaly te "lepsze" produkty - np jak byl pojemniczek w owocami z M&S vs z supermarketu na T, to nigdy nie znikal ten na T. dziwne co?
      Szczytem byla jedna debilka, krotko po studiach cyzli jeszcze z nawykami z akademika, ze jak nie podpisane to wlasnosc wspolna, ktora wyzarla mi owoce w piatek po 17tej, ktore kupila specjalnie na sobotnia robote. Przylapala ja M i stad wiedzialam pozniej kto to.
      Oraz inna ktora po czyszczeniu lodowek kolo 18tej robila rundki po kuchniach - "na zakupy" szla. wybierala sobie co lepsze "resztki". Tylko raz sie pomylila i zakosila Przebrzydluchowi ser ktory dostal ode mnie. Nie popuscil, bo co ja kco, ale sera i szynki iberico nie podaruje ;)
      Za to w druga strone - inna debilka norbila dymu, bo ktos jej wyrzucil rybe obiadowa na weekend... tylko jeden drobiazg jej umknal, ze ona te ryba kupila na poprzedni weekend irybka byl juz 5 dni PO terminie waznosci, a byl to ryba surowa... Widzicie to, czy mam szczegoly podac?

      Akcje z lodowkami swoja droga zdaje sie sama zapoczatkowalam po tym jak na prosbe M wrzucilam na naszym intranecie tekst o reinkarnacji kurzej nozki czy moze piersi... ;)

      Delete
  2. hahahaha z tym naplutym dobre i faktycznie napisze :D w kuchni mam osobista szafkę i tam moje naczynia kawę oraz mleko w kartonie, zamknięte, bo jak otworze, to do lodówki, ale raczej mleka się nikt nie czepia, bo ja pije bardzo chude :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. o to, to... chyde mleko jakos nie znika z ldowki... a juz poltluste u nas to jakby samo nogi mialo... kradna wszyscy tylko duden idzie. ;)

      Delete
  3. Szkoda, że jesteś daleko - podrzuciłabym ci nadmiar domowej pizzy. Nie umiem zrobić jej mało. Więc robię cztery... a dwie starczyłyby z nawiązką. Tak więc jest i z tuńczykiem, i z salami, i z kurczakiem, z boczkiem już nie ma - moja siostra ją pochłonęła praktycznie całą sama. Nie mniej, tuńczyk i salami jem ja i Matka Rodzicielka więc zostaje ich najwięcej... kurczak zniknie jak Młody zgłodnieje (pewnie juro około pory śniadaniowej), ale ta opcja z salami i tuńczykiem... mogłabym oddać sporą część :)
    jakość - pierwszy gatunek - ilość przesadzona jak na 4 osoby, w tym każdy po wcześniejszym obiedzie. :|

    ReplyDelete
    Replies
    1. Starsznie mila oferta z Twojej strony i doceniam bardzo, aczkolwiek jesli chodzi o jedzenie a juz thym bardziej pizze to jestem szalenie wybredna, niestety.
      Na przyklad nieznosze wiekszosci spodów pizzowych, a juz takich grubszych w szczegolnosci - tak mi sie po 30tce zrobilo - prawdopodobnie ustabilizowala mi sie niechec do wypiekow drozdzowych (wyjatek - jagodzianka), szczegolnie odkad odkrylam cos takiego:
      http://glodny.blox.pl/2017/02/Luty-miesiacem-oszczedzania-czyli-contaminated.html

      No i mimo, ze jestem 'wege na odwyku' to jednak preferuje smaki bezmiesne na pizzy - jak to maz jednej dawnej kolezanki pracowej powiedzial "pizze deserowe" - Bo skoro bez miesa to nie jest to danie obiadowe, a zatem musi byc deserowe ;)

      A teraz uwazaj - grymasna jestem jak mowie - bo zamawiajac np pizze z wegetrainskiej (nawet drzewiej gdy bylam total bezmiesna i bezryban (nadal bezrybna)) usuwam zawsze pomidor (chyba ze zuszony), papryke (chyba ze ostra) i cebule (chyba ze ... hm... jak to powiedziec... taka podduszona a'la karmelizowana w kombinacji z feta albo serem z kozy) taka ze mnie wegetarianka byla... ;) )
      Kolezanka pracowa nazwala mnie "fussitarian" czyli cos jakby "Wybretarianka" (od wybrednosci).

      Pozanalam kiedys taka pania starsza wiekie, emigrantke z PL, na Wyspie rzecz jasna, ktora nieszczescie spotkalo wichrujac jej psyche, ale tego nei wiedzialam na poczatku, i zaprosila ona nas (mniejsza o sklad bo to skomplikowana historia by byla) na obiad. Uprzedzilam ja lojalnie, bo tego sie na wyspie oczekuje od zapraszanych ze poinformuja o swoich dietach zapraszajacego, ze jestem wegetarianka (reszte nie byla), na co ona obruszyla sie okropnie i naskoczyla na mnie jakos tak okropnei agresywnie ze slowami "Tak! jakby pani sprobowala zrobic pasztet z zoltej soczeiwcy to by pani od razu przestala byc wegetarianka! wie pani ile to roboty??"
      Zdziwnioa smiertelnie odparlam grzecznie, ze nie wiem i wcale wiedziec nie chce, bo ja takich rzeczy nie robie i nie oczekuje, zeby mnie ktos robil bo ich nie jadam.
      Pania troche zatchnelo bo chyab sie spodziewala, ze zaczne sie klocic albo co, po czym dodala po namysle pytanie "a pize pani je?" (tak wlasnie pize, nie pizze). Odparlam ze owszem. I nagle wszysto bylo pieknie i w kwiatki.
      Pozniej dowiedzialam sie o problemach i przestalam sie dziwic czemukolwiek... choc historia miala swoj dalszy ciag, ale takich niezbyt radosny wiec nie bede jej wspominac.

      Delete
    2. No to akurat myślę, że dodatek mąki owsianej, co sprawiło, że da się lepiej panować nad rośnięciem ciasta, mógłby ci odpowiadać, chyba, że owsiana mąka też jest passe. Wybrednością mnie nie dziwisz, gdyż moja znajoma bardzo dobra, niejaka A., też zdeklarowana wegetarianka, nie jada papryki zupełnie i kilku innych warzyw również, ale za to nie jest dla niej problemem używanie jajek do pieczenia :) :) :)

      (kwestia histori w jaki sposób została wegetarianką - nie wiem, czy się ząłapałaś, ale za naszych młodych lat, były kolonie tzw. zdrowotne. Były też sanatoria dla alergików i inne takie. Mama A. (jako wdowa samotnie wychowująca) dostała z pracy bona na kolonie dla dziewczyn, tę zdrowotną, choć żadna z nich zabiedzona nie była, no ale sierotki były wówczas docenianie. No i na tej koloni, w ośrodku sanatoryjno - uzdrowiskowym, mieli sporo swojego jedzenia, mieli też własny chlewik, z którego co jakiś czas ubijali zwierzaka i serwowali kolonistom/ kuracjuszom itp. (powszechna praktyka w latach 80-tych jeszcze). A. była wybredna co do jedzenia, znaczy w wędlinie nie znosiła widocznego tłuszczu itp. a tutaj, serwowano dzieciakom salceson... salceson ze świni, z tłuszczem i z niezbyt dokładnie ogolonymi kawałkami skóry, czyli również ze szczeciną świńską... od tamtego czasu A. zaczęła stopniowo przechodzić na wegetarianizm wybiórczy (lub wedle waszej nomenklatury - weganizm wybredny :) )

      Delete
    3. wiesz co mnie sie zdaje, ze ja pop orstu przestalam smakowo tolerowac drozdze. Moze to faza i za jakis czs minie- juz tak bywalo z roznymi rzeczami wiec never say never nierawdaz :)
      Papryke bardzo lubie ale nie upieczona ze skora ktora odlazi. Niestety surowej papryki moja watroba nie lubie, podobnie jak wielu innyc hsurowych rzeczy - gorkow w ydaniu neutralnym i slodkim na przyklad... (arbuzy i melony).
      Wegetarianiz i weganizm sie roznia. wg definicji z mojej pierwszej mlodosci weganin nie zje niczego odzwierzacego. wegetarianin zje to co nie zabilo zwierzaka np mleko, ser (n owiem to troche umowne), jajco. I ja bylam wydaniem tym drugim, przy czym zostalam wege totalnym przypadkiem i wcale nie dlatego ze mnie od mies odrzucilo. przeciwnie, jako proba charakteru bo juz jako dziecko z ciast to najbardziej kochalam schabowy a z platkow sniadaniowych - szynke ;)
      Probe charakteru przeszla na tyle spiewajaco, ze dopiero po przeszlo 15 latach wprowadzilam miesa do diety i to glownie ze wzgledu na uprawiana akurat diete ;)
      Obecnie mam fazy - czasem nie tkne miecha kijem, a czasem mnei zassie.
      No i niezmiennie od najwczesniejszych lat swadomego zywienia niecierpie ryb. czasem sie zlamie jak np do plastykowej ryby z fastfuda, ajk akurat nie jadam miesa a cos zjesc musze (nie ze z zabiedzenia, ale na przyklad mozg domaga sie paliwa, a zapasy ruszyc to nie taka prosta sprawa ;) )

      Delete
  4. Ja "siedze" z dwoma facetami, wiec znam to, znam.... Co prawda sloik z miodem wygrywa absolutnie pierwsza nagrode, tu nie ma co konkurowac nawet :)))
    Ale taki na przyklad dzbanek na kawe, ten z ekspresu. Oraz stoliczek kawowy w biurze. Otóz obaj "moi" faceci nie widza potrzeby mycia ich. I np. jesli mnie nie ma 3 tygodnie (letni urlop zawsze) to ten dzbanek na kawe jest 3 tygodnie nie myty. Traci przezroczystosc i przybiera barwe matowobrazowa.
    Stoliczek zas jest caly w te takie odciski-kólka od kubków i dzbanka, i poplamiony.
    I to ich absolutnie nie rusza.
    I tak sie zastanawiam po kazdym urlopie jak dlugo by tak wytrzymali? Czy w nieskonczonosc?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oooo, jestes!! :) Otoz totalnie - przypuszczam ze dopiero jakby sie okazalo ze nie widac czy cos w dzbanku jest i kilka razy probowali by nalac pustego, to moze... z tym, ze nie na pewno. bo jest opcja, ze woeli by kupic nowy dzbanek.
      U nas W Lochowym wymierza sa takie trolliki co np zostawiaja w zlewie szczury od herbaty i resztki pozilkow z misek, albo w ogole zostawiaja brodne naczynia na boku i czekaja nie wiem na co bo jedyne na co sie doczekali to plastykowa skrzynia w ktora te nazynai sa zwalana przez ekipe konserwujaca powierzchnie plaskie i po miesiacy utylizowane... ;) o smieciach spozywczych na blatach i lyzeczkach uzytych to zamieszania cukru lub mleka w napoju i porzucanych przy podgrzewaczach wody nie wspomne...
      a Gollum to raz podpieprzyl mi MOJA lyzke obiadowa, ktora mialam pod reka jak grzalam sobie w mikrofali swoj posilek... normalnie wzial, wymieszal kawe i odlozyl taka brudna na miejsc - pod moja reke! Ja zamarlam w stuporze... i tylko mam satysfakcje ze ona byla nie myta ta lyzka... bo ja po wlasnym oblizaniu nie myje od razu tylko pod koniec dnia lol...

      Delete
    2. Ano jestem :)

      Ale czekaj czekaj, to Ty stalas i grzalas obiad, a on wzial ta lyzke "tak sobie, o" , pomieszal swoja kawe i Ci oddal?! No to masz stanowczo wiekszych freaków niz ja... Z reszta miodek tego dobitnym przykladem tez. Co tacy ludzie wlasciwie sobie mysla? A moze raczej WCALE nie mysla...

      Delete
    3. Tak wlasnei zrobil. Ale to Gollum. Co on ma w glowie to ja chyba wole nie wiedziec, bo moze sie okazac sie tam jakims sposobem znajde i po co mi to...

      Delete