Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Monday, 15 October 2018

Szkocka Teoria spisku, czyli koronacja Króla Juliana.

W drodze do Wiedzmiego zaulka zatrzymalysmy sie po drodze w moim ulubionym miejscu czyli w Gretna Green.
Dla nieuswiadomionych - byla to pierwsz kuznia Szkocji, tuz przy granicy i ze wzgledu na panujace w Szkocji regulacje stala sie celem par mlodych pragnacych uregulowac swoja sytuacje prawna, które to pragnienie niekoniecznie dobrze bylo widziane przez ich rodziny. Znaczy uciekali tam zeby sie pobrac.
Do dzis mozna tam wstapic w zwiazek/instytucje bez nadmiernych fanfar i kosztów, a zeby podniesc atrakcyjnosc imprezy okoliczni mieszkancy wykonali z tego miejsca atrakcje turystyczna.
Bylam tam juz wiele razy, zwykle zatrzymujac sie na postój/posilek trawersujac dystanse pomiedzy O, a jakims wybranym miejscem w Szkocji.
Zaproponowalam kuzynce zakup potrawy narodowej szkockiej czyli haggis, czyli czegos w rodznju baranich salcesoników wzbogaconych jakas kasza czy innym ziarnem, ale ku mojemu zaskoczeniu po raz pierwszy spotkalam sie z pelnym obrzydzenia protestem.
Nie zniechecam sie latwo, bo do tej kazdy chcial spróbowac, wiec zaprezentowalam wersje wege, bo i taka istnieje i owszem - uprzedzajac pytania - próbowalam, bylo jadalne i niezwykle oryginalne, ale kuzynka nie wykazala ognia.
Dziwna jakas.
Zre te wszystkie morskie robale i ryby ktore nie wychodza z wody sie wysikac, a na salceson w stylu kaszanki sie otrzasa.
No ale jak nie, to nie - w koncu jest gosciem i chociaz podpada mi koszmarnie juz od pierwszej wizyty (nie wymyslili co chca robic, znika po nocy bez telefonu, na hot tub sie krzywi), to niech jej bedzie.
'Moze wreszcie przestanie sie dziwic, ze ja tez na rózne propozycje sie otrzasam', pomyslalam sobie i przestalam naciskac, aczkolwiek puszke z wersja wege zakupilam na wszelki wypadek. Bedzie jak znalaz w jakims chudym miesiacu.
Spozylysmy w Gretna zupke pt Scottish Broth - taki gesty krupnik z duza iloscia warzyw tylko bez ziemniorów, co jak dla mnie podnosi jeko walory - z jakiegos powodu nie cierpialam kartofli w krupniku cale zycie. Kuzynka popila kawa i ruszylysmy w dalsza droge.
Okazalo sie, ze cos kuzynce zawredzilo - ja uwazam ze to klatwa obrazonych Haggis, ale mozliwe ze ta kawa, bo w drodze powrotnej po identycznym zestawie znowu jej zawredzilo, bo mnie nie zaszkodzilo nic a nic.
Polowanie na haggis - taki sport narodowy
Na szczescie nie bylo to nic tragicznego tylko lekka niemoc jelitowa (a wlasciwie to raczej nadczynnosc), wiec zaczelysmy snuc plany na najblizsze dni. Zaproponowalam kuzynce, ze mozemy pojechac nad jezioro Loch Ness jesli by chciala.
Otóz chciala.
Ze wzgledu na prognoze niby lepsza niz sie pierwotnie zapowiadalo, ale mozliwe ze niepewna tosmy sobie zaplanowaly te wycieczke na sobote.
Co prawda nie zaplanowalysmy tego najlepiej, bo nie bylo czasu nawet poplywac po jeziorze, ale w sumie to bylo dosc chlodno, wiec nawet sie nie upieralysmy za mocno.
Ja nawet chcialam, ale w drodze do Fortu Augustusa (poludniowy kraniec jeziora) sporo padalo (ten jeden epizod deszczowy o którym wspominalam), a drogi byly bardzo w stylu górskim i troche sie sploszylam, ze po nocy w takiej pogodzie na karku to ja bym nie chciala jechac, wiec nalegalam, zeby zaczac wracac nie pózniej niz o 16tej.
Ale najpierw musialsmy tam dojechac, w czym pogoda nie pomagala, wiec najpierw dla kurazu wstapilysmy do przydroznej destylerni.
Tam okazalo sie, ze trafilam swoim sposobem na najdrozsza w regionie i tak na prawde to stac mnie bylo tylko na 4 czekoladki sluzace do oczyszczania podniebienia pomiedzy degustacjami.
Honorowo kupilam tez mala buteleczke (350ml) najtanszej whisky (49 funtów za litr), a czekoladki zapakowano nam w torebke foliowa i z takim ladunkiem wyszlysmy z lokalu. Zaczelo mzyc wiec zagescilysmy ruchu i ja natychmiast dostalam ataku smiechu, bo wygladalo to jakbysmy w pospiechu pedzily do auta zeby te flaszeczke prywatnie rozpic zakaszajac czekoladkami.
Kuzynka przyznala mi racje i oprócz rozpijania flaszeczki wszystko sie zgadzalo - pozarlysmy lapczywie te czekoladki wielkosci czubka malego palca, srednio po 8zeta za sztuke.
I nawet sie nie udlawilysmy.
Byly to czekoladki bardzo bogate w doznania, smakowe i nie tylko.
Dalsza droge urozmaicalam kuzynce opowiescia jak to w Imperium na stacji beznynowej nocna pora prosilam sie o klopoty kupujac rolke ductape i klebek sznurka, dalej urozmaicil nam droge mostek zwodzony, który wlasnie sie otwieral i kuzynka wpierala we mnie, ze to na pewno na zadanie dla kazdej lodzi, co musialam jej z jakiegos powodu konicznie wybic z glowy.
Zupelnie nie wiem czemu mam takie parcie na korekty blednych przekonan u innych, zupelnie jakbym nie mogla pozwolic im robic z siebie idiotów, skoro moge ich próbowac powstrzymac.
A jeszcze dalej to juz dojechalysmy i na parkingu zglupialam z nadmiaru wolnych miejsc.
Oraz troche z tego, ze tam gdzie przed kilku laty (5ciu) byl podupadajac lokalny sklep spozywczo-wielobranzowy, powstalo centrum turystyczne z wsciekle drogim sklepem z kaszmirem, kawiarnio-barkiem dla naiwnych (turystow), z którego zrezygnowalysmy.
Nastepne to bylo dejavu bo usilowalysmy zjesc posilek w lokalu który byl zamkniety chociaz wygladal na otwarty, a mnie sie przypomnialo, ze 5 lat temu z dElvix i jej rodzina bylo identycznie. Spróbowalysmy pubu, ale byl wypchanu o brzegi ludzmi, wiec ja troche zla (bo mocno glodna po nieco nerwowej podrózy - ten deszcz i krete waskie drózki wzmagaja apetyt, jakby ktos pytal).
Z wrazenia wprowadzialm kuzynke w blad wmawiajac jej, ze jezioro znajduje sie na górze i tam sie udalysmy, a po drodze na górke zaczal padac troche ten deszcz, co popsulo mi humor do reszty. Dalam sie przekonac, ze w istocie to jest jeden z kanalów, a nie jezioro i udalysmy sie w dól.
Nagle tuz przed naszym nosem z pubu pelnego do wypeku wysypala sie grupa okolo 10 osób.
Spojrzalysmy na siebie i osiagajac porozumienie wygloszonym unisono "próbujemy?", "dawaj" wparowalysmy do srodka.
Pusty niby sie nie zrobilo (na dole, bo byly 2 poziomy) ale stolik dla dwóch osób byl wolny, wiec rzucilysmy sie na niego jak banda barbarzynców.
Po posilku swiat wypieknial, a deszcze przestal padac, ale zrobila sie za pózna pora zeby plywac tym statkiem, wiec ja sie udalam na eksploracje sklepu z pierdutami turystycznymi, a kuzynka pobiegla nad jezioro.
Ruszylysmy w droge powrotna i gdzies w polowie drogi rzucil sie na mnie napis niedbale wymazany na dwóch starych tablicach reklamowych pozbawionych poprzednich tresci.

Takie napis to byl, aczkolwiek nie ten bo w czasie jazdy sie nie da siegnac telefony z bagaznika, a Kuzynka nie ma instynktu lowcy samochodowego fotografa (tez mi tym podpadli z moim CO)
Przeczytalam ten napis glosno i wyrazilam konsternacje, ze jakis fanatyk swiata dysku sie tak objawil, czy co?
"Otóz nie", wyjasnila mi kuzynka. "Ziemia jest plaska"
Oznajmila to smiertelnie powaznym tonem. Tak mnie tym zastrzelila, ze polknelam przynete i zaczela sie zgubna w skutkach (dla mojej przepony) dyskusja.

I juz widze ze ponioslam porazke w dziabaniu na odcinki.

"Ale jak to plaska, przeciez widac z kosmosu, ze nie..."
"Otóz nie ma zadnego kosmosu z którego widac, to wszystko spisek."
No dobra, fakt ze bylam na Cape Canaveral i widziala jak sie szykowali to startu (2006), nie gwarantuje, ze to nie spisek, wiec draze dalej.
"Ale przeciez sa loty dokoloa swiata? I rejsy"
"Fikcja i mistyfikacja. A Australii nie ma."
"Ale jak to Australii nie ma?" Oburzylam sie nie widziec czemu bardziej niz na dictum plaskiej ziemii.
"No nie ma."
"Ale ja tam bylam."
"Tylko ci sie zdawalo"
"No przesz lecialam i na dodatek ten ostatni kawalek z Azji do samej Australi w ogóle nie spalam."
"To byly takie specjalne ekrany. Tez spisek."
"Yyyy?? To gdzie niby bylam?"
"W Kanadzie jest takie miejsce specjalne które udaje Australie."
Bzdura, w Kanadzee nie bywa tak cieplo i nie ma miejsca na lasy tropikalne i pustynie."
"No owszem, ta Australia troche bruzdzi teorii plaskiej ziemii, ale to wszystko spisek rzadowy."
"A którego rzadu? Przesz nie Polskiego"
"Yyyy... wszystkich."
"Hm..." odparlam sceptycznie, "Juz to widze, szczególnie jak rzad Planety Ojczystej osiaga jednoglosnosc w sprawie. A co z Antarktyda? "
"Antarktydy nikt nie widzial, wiecej na pewnie nie istnieje."
"Ale ja znam faceta co widzial i sie nawet tam wybieram za jakis czas."
Tu kuzynka sie poddala i mi wyjasnila, ze istnieje stowaryzszenie plaskiej ziemii i od niedawna wynajeli sobie jakis lokal w Szkocji, jak sie okazalo pózniej wlasnie w rejonie, który trawersowalysmy.
Uwazaja ze Ziemia to wlasciwi taka misa i ze wlasnie Australia im do tej teorii nie pasuje bo i msie w misie nie miesci.
A dowody zdjec z kosmosu, czy horyzontu itp to wlasnie wszystko spisek.
Jest nawet jakis kanal na jutjubie który rózne takie teorie spisku prezentuje i bylo takze o radykala z plaskiej ziemii. Ale inne tez.
Na przyklad, ze Kate (zona ksiacia Williama) nie urodzila rzadnych dzieci, tylko, ze urodzila je surykatka.
No to dictum zbaranialam i przez dluzsza chwile musialam skupic sie na wykopywaniu z wyobrazji takich wizji:
ukradzione z internetów
Nie polecam podczas prowadzenia samochodu!
ktos te wizje nawet zdazyl narysowac!! Nomen-Omen z nieistniejacej Australii!!
Nastepnie kuzynka sie opamietala i poprawila sie:
"Surogatka."
"No tak..surykatka to by dopiero byla sensacja."
"No, wyobraz sobie Surykatke na tronie Królestwa zjednoczonego."
"Nie musze, wlasnie mi sie udalo je wypedzic z oka wyobrazni!"
"hahaha, Król Julian na tronie Wyspy!"

Kurtyna

Ze smiechu splakalam sie i prawie posmarkalam, aczkolwiek czkawki nie dostalam.

PS. W ogóle Szkocja sprzyja rozmowom inicjujacym masaz przepony - jak kiedys sie ogarna pamieciowo to spróbuje zacytowac rozmowy z podrózy z dElvixami. W gre wchodzily swinskie skrzydla!

16 comments:

  1. Ale Król Julian, który jest moim niedościgłym guru od fochów, nie jest surykatką - jest lemurem:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale ja to wiem, to byly slowa kuzynki. Pomyslalam, ze bede dobra gospodynia i nie bede poprawiac jej wszystkich uchybien - wystarczy, ze kazalam czajnik stawiac dziobkiem OD szafki, nie zmywac w kuchni i uprawiac recykling, nosic ze soba komórke oraz zapinac pasy przed ruszeniem z parkingu ;). Króla Juliana juz jej darowalam ;)

      Delete
    2. To "nie zmywać w kuchni" jest całkiem ciekawe. ;))))

      Delete
    3. powinnam byla doprecyzowac od razu, ze w mojej kuchni. Bo na przyklad w kuchni w Wiedzmi Przesmyku to juz tak bardzo nie gonilam, pilnowalam tylko minimalnej równowagi. Jak Kuzynka zmywala to ja polewalam G&T.
      Moja kuchni ma specyficzna wlasciwosc (moja kuchnia wynajeta) mianowicie trzeba lac goraca woda potezna struga, zeby temperature trzymala i zeby strumien lecial w ogóle bo zamiera blyskawicznei w trybie ciurkania. A potezna struga z racji kata lotu i ksztalu zlewu zapewnia myjacemu niezapomnianych doznan i np prysznic od pasa w góre (a w moim przypadku od popiersia w góre, bom niewysoka) czysta goraca woda to czysta przyjemnosc, bo zwykle jest to prysznic mydlinami lub pomyjami. I jak mi sie np gosc pcha w jasnej bluzeczc do zmywania po sosie pomidorowym to wole wydrzec morde niz ryzykowac traume, ze ukochana bluzeczka z jedwabiu z najdelikatnieszych zadków jedwabników na atlantydzie za pierdylion PLNów zostala zrujnowana...

      Delete
    4. ok, teraz nastala jasnosc w temacie :)

      Delete
  2. Mnie jak zwykle w przypadku tego ogólnorzadowego spisku nurtuje jedno pytanie: PO CO?
    Po co tyle zachodu, staran, zyliardy pieniedzy, mistyfikacje, ukryte fabryki [ekranów samolotowych] i studia tv [produkujace filmy o Australii, Antarktydzie i lotach w przestrzen] PO CO.
    Nie wiesz czy zwolennicy plaskiej ziemi maja odpowiedz na to pytanie?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Owszem, zapytala i o to - Po co? Kuzynka nie miala wyjasnienia, co sugeruje ze nie maja bo robila oczywiscie za adwokata diabla, a nie upierala sie ze ziemia jest plaska.
      Ale podobno ci kolesie od jutjuba sa mnie radykalni w pogladach niz ci od plaskiej ziemii wiec przestali ich promowac czy jakos tak. Bo ze twierdza ze kangur to rodzaj kanadyjskiego Losia to hak im w smak, ale wode w odplywie odwrotnie sie krecaca sama widzialam w Oz wiec to nie tylko ekrany, ale i kranowe wirniki jakies ;)

      Delete
    2. To jest naprawde spisek pierwszej klasy! O, ja wiem, ja wiem, James Bond dla nich pracuje, na sto pro!!!

      Delete
    3. a jak nie on to na pewno przynajmniej Magneto ;)

      Delete
    4. K-U-RRR-D-E!!!! No przeciez! Magneto!!! Dlatego maja taki zasieg! :D
      Jestes geniuszem!

      Delete
  3. Długo się zastanawiałam, jak właściwie zareagować na historię i powiem szczerze, że tak: https://gph.is/1EO6NhO sobie siedzę i nie wiem.
    Jeszcze sobie posiedzę i poczekam, aż mi się szczęka odwiesi. Bo co prawda słyszałam teorię płaskoziemców, nawet mi jeden opowiadał skrót z jakiegoś filmu, gdzie tłumaczyli niemożliwość prawdziwego opłynięcia dookoła, ale jak dotąd nikt nie wykasował Australii.
    Bo na surykatkę to ordynarnie kwiczę i tyle, nic oryginalnego :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. I to baeszczelnie po tym jak ja juz ja czesciowo oswoilam. Dranstwo. Ale to moze wyjasniach czemu moja przyjaciólka V przeprowadzila sie z mezem do Paryza - widac tej Kanady w zastepstwie nie mogla zdzierzyc.

      Delete
  4. A kolezanka to czyta maile czasem? Znaczy nic pilnego, tylko zapytac chcialam czy jestes w mrowisku aktualnie czy na jakowychs podbojach znów.

    ReplyDelete
    Replies
    1. yyy, ale tam nic nie ma. od tygodni. zaraz pokopie czy cos przegapilam, ale Bozenka mi swidakiem ze reke na pulsie emaliowanym trzymam ;)

      Delete
    2. Świadek się zgłasza, mail działa ;)

      Delete