Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Wednesday, 4 November 2015

Takie tam rozne, zaslyszane.

Przypomnialo mi sie to, jak pisalam komentarz u Mamy Ammara o tym jak uzywanie jezykow obcych wplywa na sprawnosc w obszarze nauki - czyli o wygimnastykownych faldach mozgowych.

Przez chwile przeszla mi przez glowe mysl opisania calej wycieczki, ale brak mi protez pamieciowych, a pamiec wlasciwa/wlasna podsuwa wylacznie ogryzki wspomnien, w tym wlasnie to:
Gdzies tam w polowie lat 90tych.
Wczesny wrzesien, wyjazd na oboz roku zerowego.
Bylam na takim obozie razy dwa - pierwszy wlasnie wtedy kiedy byl moj rok Zero, a nastepnie po drugim roku, bo chcialam, a koszt wyjazdu bil na glowe jakiekolwiek inne opcje wakacji w cieplych krajach, czy w jakichkolwiek innych krajach... 
Jechalam autokarem na oboz do Wloch, na ten oboz roku Zero, czyli w jedyne (dla niektorych) w pelni 3 miesieczne wakacje po maturze. Jechalo tez sporo innych mlodych ludzi juz w trakcie studiow lub w towarzystwie studentow mniej lub bardziej zaawansowanych. Nie mam 100% pewnosci kiedy to bylo czyli czy moj rok zero czy moj drugi raz w ramach tego obozu, ale chyba jendak moj rok zero bo mam w sobie uczucie niemego podziwu dla tych gosci z konca autkaru ktorzy sa juz w polowie studiow na medycynie, a to uczucie przy drugim wyjezdzie, juz po 2 latach na mojej uczelni nieco przygaslo, a nawet powiem wiecej - dosc mocno przygaslo.
Otoz wlasnie - na koncu naszego autokaru byla ekipa z medyczna inklinacja, a gdzies tam pomiedzy nimi, a mna byla ekipa towarzyszaca jednej takie pannie artystce (ktora miala zaczac studia na "Europejskiej Akademii Nauk czyli tak jak ASP tylko miedzynarodowe" - zaskakujace jak dokladnie pamietam te, jej zreszta slowa, co?), ktora to ekipa oprocz powiazan z artystka nie miala ze studenckim zyciem wiecej wspolnego, odnosze wrazenie ze albo byli to jacys jej kuzyni albo narzeczony i kuzyn.
I te dwie ekipy sie z jakiegos powodu pogryzly w podrozy.
Ale pogryzly sie bardzo kulturalnie, niejako na poziomie i bez fizycznej ingerencji, bo wyzwiska padaly nad wyraz wyszukane. Generalnie usilowali sie wzajemnie obrazac, sugerujac podrzedny rozwoj umyslowy przeciwnikow - nie pamietam dokladnie calej wymiany ale pamietam, ze Ci z konca przekonywali przeciwnikow o ich prymitywizmie, argumentujacto tym, ze maja slabiej pofaldowane mozgi...
I w ktoryms momencie osobnik z ekipy od artystki usilujac dogryzc osobnikowi z medyczna inklinacja powiedzial "Moze i mam mniej pofaldowny mozg, ale Tobie to, tam gdzie inni maja pofaldowne to juz sie calkiem rozprostowalo!"
Na co tak jak ja i oponent zdechlismy ze smiechu, a konflikt jakos dosc szybko po tym poszedl w niepamiec.
Zawartosci autokarow byly takie same w podrozach w obu kierunkach oraz podczas lokalnych wycieczek, wiec sprawa musiala byc bardzo trywialna bo wiecej konfliktow miedzy tymi akipami sobie nie przypominam, a obecnosc medycznie powiazanej ekipy bardzo sie przydawala na tych obozach.
--------------------------------------------
A skoro juz tytul mowi, ze zaslyszane to opowiem jeszcze o Szopkinsie.
Otoz jest jakis umiarkowany nowy szal wsrod malych dziewczynek - konkretnie takich 4-letnich. Ale mozliwe ze tez i ciut starszych.
Nazywa sie to Shopkins.
Nie wiem o co chodzi - czy to jakis serial czy co, w kazdym razie na rynku pojawiaja sie takie male plastikowe figurki w ksztalcie produktow zdobywanych w sklepie - np Trampek, z oczami i usmiechem.
Jeden Trampek.
Nie Para tylko Jeden.
Albo pudelko margaryny, z wbitym w margaryne nozykiem.
Nie jako ofiara przestepstwa tylko taki stworek z oczami i usmiechem na boku pudelka i tym nozykiem w margarynie.
Albo na przyklad mydlo w plynie, tez animowane.
Nie wiem ile tych zabawek jest ale czytam ze sprzedawana jest seria 3.
No i te Szopkinsy maja swoje place zabaw, spojne z charakterem czyli np sklep z kasa i wozkiem zakupowym, albo samochod z lodami albo lodowke...
Lodowki i sklepy maja rozne atrakcje, a kazdy Szopkins ma wlasna torbe zakupowa.
Emu zapadla na te Szopkinsy dosc umiarkowanie ale konsekwentnie.
No to ciocia mRufa, kobieta z zasadami ale dosc elastycznymi, mimo lekkiego obrzydzenia forma i trescia (horrorki w kolorach przewaznie "rurzowych"), miesiac wczesniej, na okolicznasc urodzin tatusia Emu (&M) oraz na rozpoczecie szkoly (acz z opoznieniem) dokonala stosownego zakupu.
Oczywiscie historia ma drugie dno bo Emu ma kolezanke jeszcze z przedszkola, piekielna Zazdrosnice. Zazdrosnica musi miec wszystko to co inni, a jeszcze lepiej zeby inni nie mieli tego co Ona. I na ten przyklad jak do Zazdrosnicy przyjechala Babcia to Zazdrosnica kompletnie nie miala potrzeby spotykac sie na placu zabaw z Emu zeby przypadkiem Babcia nie poswiecala uwagi komus innemu... A jak Emu miala na urodziny obiecany zamek 'fjozen' z lego i pochwalila sie Zazdrosnicy, ze bedzie miala, to Zazdrosnica miala go juz o tydzien wczesniej, bo popatrzyla na swego tatusia wzrokiem kotka ze Shreka i tatus kupil.
A ciocia mRufa ma to do siebie, ze potrafi sie zawziac i kompletnie nie toleruje podejscia Kalego (tego od krow w "Pustyni i w Puszczy") oraz dawnego sasiada mRufy ktory zyl w przeswiadczeniu ze jak jego to bezcenne, a jak Twoje to bezwartosciowe.
I poniewaz kolezanka Zazdrosnica dokuczala troche Emu popisujac sie posiadanymi dobrami to ciocia mRufa sie zawziela, przelamala obrzydzenie do Szopkinsow i kupila wypasiony (czytaj plastykowe gówno w kolorze glownie "rurzu") zestaw sklepowy ze zjezdzalnia i koszykiem do wciagania Szopkinsow na szczyt zjezdzalni oraz z tasma kasowa i dwoma Szopkinsami.
Po namysle dokupila jeszcze 5 Szopkinsow zeby bylo sie czym bawic.
A co, jak szalec to szalec, nie?
Skutek osiagniety, Emu ma fajniejszy zestaw od Zazdrosnicy.
Ale bawic sie tym gównem juz nie zamierzalam.
Tydzien po wreczeniu podarku, udalam sie osobiscie swietowac te urodziny.
Emu wyrazila chec zabawy Szopkinsami.
Z Tatusiem wyrazila, nie z ciocia.
Madre dziecko!
Ciocia zasiadla godnie na sofie jakis metr od miejsca zabawy, saczy drinka i patrzy/slucha.
W kuchni mamusia Emu laduje zywnosc do piekarnika i tez slucha.
Zestaw zostal wystawiony na dywan, Emu organizuje wystawke, tatus kleczy obok i czeka na podzial rol.
Emu:"Ja bede pani od sklepu, a Ty bedziesz..." tu chwila ciszy bo akurat montowala wyswietlacz na tasmie kasowej...Ja zamarlam w oczekiwaniu, prawie na bezdechu, &M (tatus) tez, a na to z kuchni niewinnym slowiczym glosikiem odzywa sie M (mamusia): "Shopkinsem?"
&M usiadl ze smiechu, ja parsknelam smiechem i nieco drinkiem, a Emu nas kompletnie zignorowala, nadal zajeta montazem.
Ja: "No i teraz nic juz nie bedzie takie samo... Zostales Szopkinsem..."
Po chwili Emu wyjasnila nam, ignorantom, ze tatus bedzie robil zakupy.
Siedze na tej sofie dalej i nieco nieuwaznie obserwuje akcje "Szopkins".
Emu: "Juz".
Tatus: podjezdza wozkiem pod drzwi sklepowe, ktore sa zamkniete. "O jeszcze zamkniete?"
Emu: "Nie." i otwiera podwoje sklepu.
Tatus: wjezdza wozeczkiem do sklepu, "Dzien dobry."
Emu: "Dzien dobry. Co chcesz?"
&M (tatus) parsknal, ja sie prawie posmarkalam ze smiechu, z kuchni przybiegla M... Emu lekko zaskoczona naszymi reakcjami przyglada sie nam po kolei, a &M melduje: "No normalnie poczulem sie o 25 lat mlodszy... jak za komuny, tez tak sklepowe mowily - Czego??"
Po chwili, zabawa toczy sie dalej.
I teraz dodam, ze sedno zabawy u Emu polega na tym, ze kupujacy musi wykupic wszystkie Szopkinsy, ktore jada na zjezdzalni do wozka, wozkiem do kasy a nastepnie sa pakowane do torebek i ponownie do wozka. Koniec zabawy.
A tak to wygladalo w zyciu:
Tatus posluszne prosil o wszystkie towary za wyjatkiem jednego - zelowatego polyskliwego brokatem ciastka z kremem. Zapakowal towary do wozka i prowadzi go do kasy.
Emu: "Ale jeszcze takie ciasteczko jest"
Tatus: "Dziekuje, nie chce ciasteczka"
Emu: "Ale ono jest takie pyszne!"
Tatus: " Nie dziekuje."
Emu: "Ale ja musze zamknac sklep!"
Tatus, wyczuwajac sprawe: "Tak? hm... no dobrze, ale tylko jesli jest w promocji. Jest w promocji?"
Emu, z uczuciem kiwa glowa, choc jestem pewna, ze nie wie jeszcze co to promocja...
Tatus: " No dobrze to wezme, tylko niech lepiej bedzie w dobrej cenie!!".
Wozek, kasa, jedziemy.
Emu: "Musze wszystko spakowac do torebek".
Tatus: "Ale ja bym jeszcze chcial tego cukierka z gory" - mowiac o nalepionych na sciany sklepu "oszukanych" lakociach i pokazujac na gorna czesc sciany.
Emu: "Dobra" i podaje na niby cukierka z dolu sciany.
Tatus: "Ej, ale ja chcialem tego  gory!"
Emu: "Ale takiego z dolu jeszcze nie probowales."
Tatus: "No to co, ja chce tego z gory."
Emu, niezadowolona: "Nie, bo te z gory sa strasznie wielkie"
Ja: "normalnie jak za naszych mlodych lat - nic oprocz octu nie sprzedajemy - te cukierki nie sa na sprzedaz..."
Emu patrzy na mnie z wyrzutem.
Tatus (usilnie probujac utrzymac powage): "No... wielkie takie, tak? no dobra to sprobuje ten z dolu niech juz bedzie."
Emu, demontujac juz konstrukcje sklepu, podaje tatusiowi wyswietlacz od tasmy kasowej: "To moze i to chcesz?"
Na co ja juz sie poddalam i ucieklam do wychodka, wiec nie wiem jak zakonczyla sie prodcedura ostatniej wyprzedazy Szopkinsow.
--------------------------------------------
I calkiem just ostatnio, nadal w wykonaniu Emu.
Dziecko wyglupia sie z tatusiem (&M), a M przyglada sie temu z boku bedac w zaawansowanej ciazy z Juniorem, co wyklucza aktywny udzial w zabawach fizycznych.
Emu: "Ty jestes SuperTata!"
&M: "A Ty jestes SuperCoreczka!" i dodaje po chwili, "I masz SuperMame".
Emu, przystaje na chwile, przyglada sie badawczo M i dodaja: "No, ale troche nie wyglada..."

Kurtyna.

2 comments:

  1. dzieci sa szczere, nie? :) A szopkinsy przerazajace....

    ReplyDelete
    Replies
    1. widzialas je? KOSZMAR.
      Pytamy sie Emu (ja z M) tydzien temu: "Ciocia jedzie do PL, chcesz zeby Ci cos przywiozla?"
      Emu kiwa glowa.
      "A co bys chciala?"
      Cisza...
      M, z pytaniem pomocniczym:
      "Chcialabys zeby Ci ciocia szopkinas przywiozla?"
      "TAK!"
      Juz wole 700 naklejek Frozen, slowo daje... ;)

      Delete