I wbrew pozorom wcale nie o zarciu, ani o gotowaniu, ani nawet o kosmetykach.
Myslimy z dElvix, ze to okolice roku 2000.
Pracowalysmy wtedy na tym samym Zakladzie, ale nie razem. On jezdzila Telewizorkiem na Kolkach pieszczotliwie nazywanym Tikusiem, jako zdrobnienie od nazyw modelu, co daje nam podstawy podejrzewac ze to wlasnie ten rok.
Pora roku blizej nieokreslona - na pewno nie zima i raczej cieplo bo brak na scenie kurtek i innych czapek. Ale dosc szybko zaczelo robic sie ciemno wiec nie bylo to lato na pewno.
Pozne popoludnie, zbliza sie wieczor.
Zaczelo sie od tego, ze Rodzicielka moje osobista nieco wczesniej kupila mi kamizelke, taka dosc dluga z takiego materialu co udaje aksamit lamane na zamsz, ale dosc cienkiego i takiego sztywnego dosc.
Nie pamietam jak sie wabi.
Nastepnie chyba mnie do tegoz sklepu zaprowadzila, celem pokazania pewnej koszuli. Koszule zaaprobowalam i zostala nabyta. Byla tez druga, w kolorze bordo. Moja byla buletkowa zielen.
Koszula miala swoja premiere w pracy i wpadla w oko dElvix, tylko kolor jej sie nie podobal bo nie lubi sie ubierac w zielen.
Poinformowalam dElvix, ze w sklepie byl tez inny kolor.
Bordowy mianowicie byl.
Zachecona tym dElvix zdecydowala, ze mam ja zabrac do tego sklepu i ona sobie te koszule obejrzy.
Tak tez sie stalo.
Bylam w tym okresie spieszona - po powrocie z wymiany nie odkupilam sobie jeszcze samochodu, ale juz zaczynala mi ta mysl po glowie chodzic.
Po pracy, zatem, zeby nam sklepu nie zamkneli, pojechalysmy do mojego miasta rodzinnego i dopilotowalam dElvix do sklepu.
Po drodze sluchalysmy w radiu takiej audycji pt Detektyw Inwektyw.
Pamietam ten odcinek bo bylo o tym jak Detektyw Inwektyw dzwonil do Lesniczowki Los, zeby ostrzec Losia, ze zaczal sie okres polowania na Losie.
Telefon odebrala malzonka lesniczego...
'DI - Halo? Halo? Czy to Los?
ZL - Tak, tu lesniczowka Los, w czym moge pomoc?
DI - A co Losia nie ma? To ja z Zona Losia, rozmawiam?'
w tym momencie dojechalysmy pod sklep, ale sluchamy jeszcze tego radia, co wymagalo w Tikusiu trzymania kluczyka w stacyjce...
'ZL - Tak, meza nie ma. Czy przykazac jakas wiadomosc?
DI - Tak, konieczne prosze Klempy, prosze powiedziec zeby Los unikal kniei bo sezon polowan sie zaczal'.
Zblizyla sie niebezpiecznei godzina zamkniecia sklepu wiec ubawione powyzsza wymiana nie czekajac na ciag dalszy wysiadlysmy z auta, zasmiewajac sie z powyzszego dialogu.
dElvix chyba radio wylaczyla i zabrala panel.
Tikus mial taka wlasciwosc ze mozna bylo w nim zamknac drzwi bez uzycia kluczyka, co dElvix praktykowala nagminnie, wiec zrobila stosowny 'myk', zatrzasnel samochod, po czym pilocikiem aktywowala alarm.
Poszlysmy do sklepu, tam sie troche zeszlo bo poprzymierzala rozne ubranka i zanim zdecydowala sie na te bordowa koszule gdy zaczal wyc jakis samochod przed sklepem.
Patrzymy przez wystawowe okno bez zlych przeczuc, a to wyje Tikus.
dElvix dalej bez zlych przeczuc wyjzala, wokol auta pusto, a wyje. Ciagle jeszcze bez zlych przeczuc siegnela po pilota od alarmu, wyciaga, i wylacza i reaktywuje alarm.
Po chwili na te koszule sie zdecydowala, ale zanim zdazyla zaplacic alarm wlaczyl sie na nowo.
Ja z nudow stalam i patrzylam sie na auto przz szybe wiec widzialam, ze nic mu sie nie dzieje.
"Z nudow tak wyje, czy co?" zapytalam dosc bezmyslnie i retorycznie.
dElvix tknieta niepokojem powiedziala, ze wyjdzie do niego i zaraz wroci zaplacic.
Poszla, zajrzala do srodka, wylaczyla i wlaczyla alarm i wraca do sklepu z dosc dziwnym wyrazem twarzy.
"Zatrzasnelam kluczyki w srodku" mowi.
Przez chwile nie rozumialam co do mnie mowi.
Po chwili wyrazilam zdziwienie: "Ale przeciez zamykalas samochod?"
dElvix - "Tak, ale nie z kluczyka"
Ja - "No tak... Ale przeciez alarm wlaczalas to jak?"
dElvix - "Bo pilota do alarmu mam osobno, nie przy kluczykach."
Zdaje sie, ze na to wyrazil jakis rodzaj zaskoczenia ale bez szczegolnego nakocisku, ale mozliwe ze tylko zbaranialam..
dElvix zaplacila za koszule i wyciagnelam nadal nieco oslupiala mnie ze sklepu. Po czym wyjasnila "Bo ja nie mam centralnego zamka na pilota, tylko ten alarm i nie przypielam kluczykow do tego pilota.
Przetworzylam te informacje z trudem, ale coz, fakt jest faktem i stoimy kolo zaalarmowanego, zamnietego samochodu ktory co jakis czas wyje jak mu sie alarm aktywuje, a kluczyki sa zachecajaco wetkniete w srodku w stacyjce.
Po zakupach mialysmy jechac do mojego domu rodzinnego na nalesniki, ktore przygotowala na te okolcznosc moja osobista Rodzicielka.
Szczesliwie obie juz bylysmy w posiadaniu komorek wiec zadzwonilam do domu zeby powinformowac o sytuacji. Z jakiegos powodu, opcja zeby samochodem Fadera pojechala do dElvix po klucz zapasowy nie wchodzila w gre. Fader mial wrocic dopiero ca jakis czas, wiec trzeba bylo by poczekac, co zasugerowala Rodzicielka mowiac ze mozemy przeciez na te nalesniki przyjsc pieszo, ale przez te kluczyki w srodku nie mozna bylo tego zrobic
dElvix w tym czasie dzwonila do swoich - jej Ojciec zwany przeze mnie PanemTataC (obecnie juz PTDC - PanTataDziadekC) chyba skads jechal do domu i owszem byl gotow przyjechac, ale dopiero za czas jakis, powiedzmy za godzine mogl zaczac jechac na ratunek. Brat chyba byl podobnie nieodstepny.
Ok czyli mozna czekac, ale co dalej.
Obok sklepu byla pizzeria, otwarta i pelna mlodziencow w roznym wieku, ale generalnie mlodziez w okolicach 20tki.
dElvix wpadla na pomysl.
"Zapytamy w pizzerii czy ktos umiem otworzyc samochod bez kluczyka i bez wybijania szyby"
Zaskoczona pomyslem, nie umialam znalezc zadnych argumentow przeciw na poczekaniu wiec poslusznie poszlam za nia do pizzerii.
Wchodzimy.
dElvix: "Dzien Dobry. Mam taki nietypowy problem, czy ktos umie otworzyc samochod? Bez kluczykow?"
Zapadla niezreczna cisza. Poczulam sie zobligowana do wlaczenia w temat i dodalam:
"Na wyrazne zyczenie wlascicielki samochodu"
Po chwili milczenia z grupy wylonilo sie kilku mlodzikow. Jeden zapytal, "a co sie stalo?"
"Zatrzasnelysmy w srodku kluczyki".
Oczywiscie wywolalo to nieco smiechu, ale poniewaz nie zawstydzilo nas to zupelnie, grupka mlodzikow powiedziala "chodzmy".
Poszlismy zatem.
Chlopcy naradzili sie i tylko uslyszalam cos o tym ze nie maja wszystkich narzedzi i przed oczami naszymi regralo sie interesujace widowisko...
Do samochodu podchodzili w szeregu, niejako sztafetowym, miedzy nimi srednio 2 metry odleglosci i kazdy po kolei probowal cos dlubac przy zamku.
Po takich dwoch cyklach dotarlo do mnie ze widze Modus Operandi chlopcow...
Zastyglam lapczywie wpatrzona bo mialam wrazenie ze juz cos takiego kiedys widzialam i dotarlo do mnie, ze to co kiedys widzialam to byl wlam in progress niejako.
Chlopcy po kolejnym cyklu zatrzymali sie i z zalem poinformowali nas, ze nie dadza rady bo nie maja narzedzi, przyszli na pizze a nie na akcje.
Pogodzone z porazka, udalysmy sie znowu do pizzerii bo zebrala sie tam now grupa klientow.
Tym razem na nasze pytanie rzadna cisza nie zapadla, tylko odezwal sie sympatycznie wygladajacy chlopak, blizej naszego wieku slowy "Jasne, tylko potrzebuje cos plaskiego".
Na to chlopak z pizzerii odkrzyknal - "Moze patelnie?"
Na takie pytanie to juz ani ja ani dElvix nie moglysmy powstrzymac smiechu, bo do licha ciezkiego od kiedy patelnia jest plaska?
Na to pytanie chlopak z pizzerii zaprezentowal nam... PLASKA PATELNIE.
Byla to taka packa metalowa do wkladania i wyjmowania pizzy z pieca.
Chlopak-przyszly-wybawca, obejrzal badawczo patelnie i mowi "chyba za gruba, ale moge sprobowac"
Poszlismy.
Z patelnia poszlismy.
Jak podejrzewal - za gruba.
Ale w tym momencie podszedl inny chlopak z tej samej pizzerii z dlugim nozem kuchennym. Chlopak-prawei-juz-wybawca wzial noz, wetknal we wlasciwe miejsce, grzebnal z raz, PYK. Samochod stal otworem.
No to delvix wyglosila takie o to slowa:
"No tak... od dzis zaczne nosic w torebce... BRZESZCZOT!"
Wybawca podziekowania przyjal wylewne nasze i poszedl odbierac te pizze co juz mu sie w miedzyczasie upiekla.
Kluczyki zostaly wyjete ze stacyjki, po czym prawie od razu tam wrocily, bo po obdzwonieniu: dElvix rodziny i ja Rodzicielki, wsiadlysmy do auta i pojechalysmy na te nalesniki.
W ten sposob udalo nam sie poznac grupke poczatkujacych zlodziei samochodowych oraz jednego normalnego faceta, ktory wie jak wydostac sie z opresji - ocenilysmy go na hobbyste, ktory lubi umiec rozne rzeczy.
Do dzis zaluje, ze nie wzielam na niego namiarow. PRzydalby sie taki zaradny znajomy.
Jak mowilam - ani o zarciu (bo tej pizzy ani nie robilismy, ani nie jedlismy), ani o kosmetykach.
U mRufy zawsze jest dobre poczytanie :) KLIK? ! ;)
ReplyDeleteNo cala ja, normalnie cala ja ;). A kolor to rumieniec po profesorskim komplemencie!
Deleteo Cie Karol! I prezent od Profesora dostałaś, a Bożena jest taką Profesora!! Ale zazdaszcz, rany. ;)))
DeleteNo! Deprecha jesianna mnie az opuscila od tej niespodzianki :). Az bym sobie na fb rzucila tylko musze zapytac czy moge :).
DeleteNie ma tu u Ciebie czasem opcji edytowania komciów popełnionych w amoku? Bożena by potrzebowała takie coś.
DeleteA tak to erratę wstawia, bo naturalnie zjadła słowo FANKĄ (Profesora), ale to chyba z kontekstu (i emocji) widać wyraźnie.
Niet. Trzeba usunac i napisac nowy... Testowalam w buraczkach... Ja zgadlam ze mialo byc wielbicielka.
DeleteA nie było tu też czasem jeszcze jednego komcia do zaakceptowania? Bożena by się dała pokroić w paski, że napisała drugi, na temat notki a nie Profesora :D
DeleteA jest, umknal mi wczesniej jak w fonie czytalam, ale juz widac :) Nie trzeba sie w nic kroic :)
DeleteA już abstrahując od zaszczytów,
ReplyDeleteno nie do wiary :D Ten gang złodziei samochodowych (in spe) na pizzy przebija chyba dotychczasowe rozrywki z dElvix :D Bardzo się Bożence podobała ta opowieść (prawie) kryminalna :D
A ja sie bardzo ciesze, ze sie podobalo :)
DeleteTo brzmi jak temat na kadr z filmu ;D
DeleteAle co? te zlodzieje na pizzy? Oraz ja chyba nadal najbardziej rozweselona jestem wspominaja moja jazde konna, a raczej jej grand finale...
DeleteNo te złodzieje i Wy dwie takie niewinne w tym wszystkim :D
DeleteHaha, zeby jeszcze nam ktos uwierzyl w te niewinnosc ;)
DeleteI co, nosi ten brzeszczot? Ewentualnie dlugi nóz kuchenny? :)
ReplyDeleteZdaje sie ze nie nosila w koncu tego brzeszota, ale chyba przestala miec osobno kluczyki i pilota do alarmu. Za to noz przez lata nosilam ja, ale nie duzy kuchenny, tylko taka finke, bardzo porzadna, choc moze malo wygledna, ale akurat przestalam ja nosic dosc krotko przed tym wydarzeniem, bo chyba wlasnie zaczelam proby upodabniania sie do subtelnych dam i zamiast plecaka o pojemnosi 5 litrow, probowalam nosic torebki i w torebkach sie ni cholery nie miescil ten noz, wiec zaczelam nosic podrobke scyzoryka armii szwajcarskiej.
DeleteO rrrrrany, wlasnie mi sie przypomnialo jak nam dElvixowy pojazd wyl przy innej okazji... Tylko nie pamietam ktory... ide pisac ;)