Kontynuujac temat slubno-weselny opowiem dzis o kilku jeszcze przypadkach, które sa zywym dowodem, ze Karma mnie na takich imprezach po prostu nie lubi.
To na wypadek gdyby poprzedni wpis nie wystarczyl, no nie?
Otóz, na pierwsze wesele jakie pamietam - wesele mojej osobistej Matki Chrzestnej, a zarazem - uwaga - Chrzesnicy mojej Rodzicielki Osobistej - dostalam zapalenia czegos oddechowego - moze pluc, a moze oskrzeli.
Wychodzilam powoli z dolegliwosci, ale jeszcze musialam lezec i brac anytbol. Fader akurat przebywal w Imperium, a RO bardzo chcac byc na waznej skad innad uroczystosci w zyciu swej starszej chrzesnicy, zaangazowala swoja przyjaciólke, a dla mnie Przyszywana Ciotke do spedzenia popoludnia i wieczoru z niedomagajaca, ale juz stabilna, latorosla, a sobie do towarzystwa swojego osobistego mlodszego brata, a mojego chrzestnego i pojechala.
Ja nawet nie mialam pretensji, bo tlumy mnie juz wtedy meczyly, tylko tak sie niefortunnie zlozylo, ze Przyszywana Ciotka, etatotwa astmatyczka, akurat byla nieco nie w formie i nie mogla mowic, bo meczyl ja kaszel, przez co wynudzilam sie smiertelnie.
Teraz uwazam, ze byly to pierwsz znaki od tej Karmy.
Kolejny byl slub i przyjecie Maci mojego CO plci meskiej, na którym nawet chcialam byc, ale z jakiegos powodu bylismy na nim bardzo krótko i dodatkowo czulam sie okropnie zdeklasowana, mimo, ze ubrana w szalenie modna wówczas spodnice z wycierucha, bo moja kuzynka, o rok mlodsza miala spodnice z wycierucha 100 razy fajniejsza. Dzis, z perspektywy czasu i doswiadczen podejrzewam, ze moja RO byla w gorszej formie i pojechalismy bo Mac mojego RO miala malo wlasnej rodziny i byloby jej przykro, ale pobyt zostal ograniczony do minimum. Za to Karmy nie winie, ale jak mówie, znajac tam tylko kilka osób czulam sie strasznie wyobcowana, a kuzyni do których nawet mnie ciagnelo, nie wykazywali checi zaciesniania kontaktów, co tez sprawialo mi podprogowa przykorsc, bo strasznie chcialam miec kuzynów.
-----------------------------------------------------
Kolejne chyba byly slub i wesele J - mojej przyjaciólki ze studiów, które uswietnilam w sposób dwojaki - tak w swiatynii, jak i na przyjeciu.
Otóz, mialam wstepnie jechac z kolega z naszej grupy niejakim Ozdim - nie ze jako para tylko jednym samochodem - tak zaproponowal kolega, ale po pewnym czasie sie zbiesil i postanowil jechac sam, a mnie chyba Fader pozyczyl samochód (bo moj zostal sprzedany pare lat wczesniej). Pierwszy raz spotkalam sie wtedy z zyczeniem panstwa mlodych, zeby zamiast kwiatów cietych wreczac im doniczkowe albo ksiazki. Wybralam ksiazki, a traf chcial, ze sp Chmielewska wydala akurat drugi z 'poradników' "Jak wytrzymac ze wspolczesnym/na mezczyzna/kobieta" i wreczylam JiB te wlasnie poradniki. Ale zanim cokolwiek wreczylam, udalam sie do swiatynii.
Bylam dosc wczesnie, wiec moglam sobie wybrac miejsce. Wybralam sobie zatem miejsce z tylu, pod chórem i organami, na lawce pod sciana. Poczatkowo bylam sama, ale dolaczyla do mnie jakas grupa osób, mnie calkiem obcych, spychajac mnie na koniec tej lawki. Ja tego tak do konca od razu nie zauwazylam.
Siedzimy.
(...)
Pora wstac.
Ekipa poderwala sie jak na rozkaz, a ja nie zdazylam wraz z nimi i nagle poczulam, ze zamiast do góry, to ruszam osbliwie dziarsko w dól!!
'MATKO JEDYNA' pomyslalam, bo wówczas myslalam nieco cenzuralniej i wlozylam wszystko co mialam w wyprostowanie nóg.
Podnioslam sie, ale nie na tyle szybko, by uniknac efektów specjalnych.
JEBUT! (rozleglo sie po swiatynii hukniecie wzmocnione pudlem rezonansowym przestrzeni pod chórem)
Wszystki oczy zwrocily sie na mnie, ale ja juz stalam sobie i tylko ci z mojej lawki zorientowali co sie stalo, bo im huknelo dokladnie pod tylkami.
Mianowicie lawka ze mna na jednym koncu wykonala dzwignie, bomoj opadajacy tylek unosil jej
drugi koniec, wiec jak sie poderwalam, unikajac pierdykniecia tylkiem na
glebe (i odpracowujac strzal adrenaliny, jak nieprzymiezajac przy skórce banana), to ten drugi koniec radosnie poddal sie grawitacji i huknal
drewniana noga z wysokosci jakich 20 cm w kamienna posadzke swiatynii.
Reszte uroczystosci spedzilam na wyscigach w siadaniu, aby wcelowac w miejsce lawki pod ktorym byla noga, a nie tylko sam brzeg, ewentualnie zrywajac sie jako pierwsza, gdy wiedzialam, ze siedze na brzegu.
Bardzo niewiele pamietam zas z samego przebiegu uroczystosci.
Na przyjeciu, zostalam usadzona z reszta znajomych z roku co niby bylo fajne, ale skonczylo sie na tym, ze kolega (NIE Ozdi) kurtuazyjnie poprosiwszy mnie do tanca upuscil mnie na podloge. Nie zeby specjalnie, ale jakos tak niefortunnie usilowal dokonac jakiejs figury tanecznej, ze poslizgnelam sie na obcasie (jeszcze wtedy z obcasami srednio zaprzyjazniona) i opcja bylo uszkodzenie kolegi albo bliskie spotkanie z parkietem.
Poniewaz narzeczona kolegi patrzyla to wybralam jednak ten parkiet.
-----------------------------------------------------
Dalej bylo dlugo nic, az za zone wydal sie moj brat wujeczny, zwany z
jakiegos powodu ciotecznym. Na te impreze pojechalam z Faderem - RO nie
czula sie na silach rypac w jedna strone 150 km i wracac po nocy po
kilku godzinach w tlumie i halasie osób za którymi nie przepadala.
Tia... stanowczo jestem córka mojej RO.
To
bylo klasyczne wesele wiejskie podniesione do rangi malomiasteczkowej,
ze sprosnymi przyspiewkami, dziwnymi konkursami, pijanymi chlopami
rwacymi do tanca wszystko co nie zdazy uciec i pchajacymi sie z lapami i
geba w podobnej konfiguracji.
Tym razem Karma siedziala
cichutko bo wiedziala, ze okolicznosci biezace dadza mi w kosc
wystarczajaco - na przyklad mojej mlodszej kuzynce (siostrze zeniacego
sie) urwal sie obcas o pantofli i nie miala backupu, wiec oddalam jej
swoje (pozyczylam znaczy), a sama wbilam sie w swój zapas - mianowicie w
kozaki nad kostke ;) na obcasie rzecz jasna, bo wtedy miala faze
obcasowa.
W srodku lata wygladalam szalenie elegancko pomykajac
po parkiecie w kozaczkach, ale przynajmniej kuzynka nie musialam
paradowac na weselu brata boso. A Ja jako kuzynka ze Stolycy moglam
sobie pozwalac na wszelkie ekstrawagancje.
Dziwne, ale prawdziwne.
Pojechal
tez z nami najmlodszy brat mojej RO, zabawil sie jak trzeba, opuscil
impreze w polowie pierwszego dnia (bo tam wesela sa minimum 2-dniowe) i w
samochodzie w drodze powrotnej polozyl sie z tylu i usnal snem blogim,
pochrapujac z lekka.
Fader poczatkowo dzielnie mi kibicowal, po
czym usnal, a ja odkrylam 2 rzeczy - po pierwsze, ze lubie jezdzic w
nocy, a po drugie, ze lubie jezdzic sama i tylko nie moglam muzyki
sluchac za glosno, zeby mi sie towarzystwo nie pobudzilo. Fader pozniej
mi wyznal, ze bardzo sie cieszyl ze ja prowadze bo on by nie dal rady,
co tez bylo poczatkiej nowej ery w moim zyciu i pierwszym krokiem
transformacji w "kobiete-która-woli-byc-samochodem".
No i
oczywiscie dowiedzialam sie bardzo wyraznie, ze nie cierpie
wiejsko-miejskich wesel i juz wiecej na zadnym tego kalibru balecie nie
bylam.
-----------------------------------------------------
Kolejna impreza to slub tego wlasnie kolegi co mnie rzucil na parkiet na weselu JiB i tejze samej narzeczonej, na który bylam zaproszona i zaproszona byla tez J, wybierajac sie na ten slub sama z jakiegos powodu, wiec umowilysmy, sie ze po uroczystosciach pouprawiamy sobie zycie towarzyskie, co dodawalo sprawie rumienców. Poza tym byl to intrygujacy slub bo z dwoma rodzajami przysiegi co mnei szalenie intrygowalo.
Na slub koniecznie chcialam kupic kwiaty. Wyruszylam bardzo na styk, kwiaty kupilam, do kosciola dojechalam i okazalo sie, ze pomylilam godziny uroczystosci i zdazylam idealnie na koncowe blogoslawienstwa. Najlepsze jest to, ze tylko J dowiedziala sie ze zdazylam na sam koniec imprezy. Nikt inny nie zauwazylm jak wslizguje sie cichcem do swiatynii i staje z boczku, bo goraco bylo, drzwi byly otwarte i ludze sie troche krecili.
Pameitam tez, ze podarly mi sie piekne zdobne antygwaltki, ktorymi probowalam zadawac szyku. Ale to zauwazylam tylko ja.
-----------------------------------------------------
Kolejny slub mial sie odbywac moze z rok przed moja migracja i w podobnej okolicy co ten poprzedni. Ale w innej swiatynii. Zapamietalam sobie zgrubnie, ze to gdzies niedaleko mieszkania Panny Mlodej i pojechalam na pale.
Wiedzac, ze mam troche czasu postanowilam najpierw dojechac, a pozniej poszukac lokalnej kwiaciarni.
Dojechalam do swiatynii, akurat jak ludzie skonczyli skladac zyczenia i sie rozjechali z poprzedniej uroczystosci, wiec poczekalam bo moi juz powinni deptac im po pietach.
Nie pojawil sie nikt.
Tknieta niepokojem sprawdzilam zaproszenie.
"Och qrwasz, jestem pod zlym kosciolem!" jeknelam.
Juz nie pamietam czy mialam bym pod sw Michala, a bylam pod sw Marcina, czy mial byc Franciszkanów, a bylam pod Karmelitów, w kadym razie nagle przestalam miec czas na cokolwiek.
Traf chcial, ze nie bylam jedyna ofiara podobnego roztargnienia, bo jakas para z chwastami w garsci usilowala mi zaplacic za zawiezienie ich do innego kosciola, bo tez sie rabneli.
Niestety byli z innej imprezy wiec nie bylo takiej opcji, co nawet mnie ucieszylo, bo jednak glupio mi bylo odmówic ludziom tylko dlatego, ze samotna kobieta nie powinna brac dwoch obcych osób do samochodu w odludnym miejscu.
Do wlasciwego kosciola dotarlam akurat jak panstwo mlodzi wychodzili ze swiatynii.
Czyli zdazylam na skladanie zyczen.
Zwierzylam sie z przezyc jednej z kolezanek obecnych na uroczystosciach i ta wielkodusznie zalecila stanac obok i podpiac sie pod jej bukiet.
-----------------------------------------------------
Nastepny to juz byl slub dElvix, z którego musialam wyjsc juz o polnocy, bo kilka godzin przed uroczystosciami na wycieczce rowerowej upierwolila mnie osa.
W kark.
Zapodane wapno w konskiej dawce i smarowidlo antyhistaminowe pomogly na jakis czas wiec dotrwalam w znosnej formie prawie do 23ciej, ale wtedy przestaly dzialac i bol oraz opuchlizna powrócily na tyle silnie, ze musialam z zalem opuscic impreze.
Ale zanim to sie stalo bylam swiadkiem osobliwego wydarzenia - mianowicie w innej sali w tym samym budynku bylo inne wesele i jego uczestnicy zaczeli do nas dziwnie czesto zagladac, a po pewny czasie okazalo sie ze zniknelo kilka flaszek z pradem ze stolów przy drzwiach, z których my nie korzystalismy.
Otóz ta druga impreza cierpiala na niedostatki w pradzie i przychodzili uzupelniac braki do nas!
Nie wspomne o tym ze dElvix na 1-2 tygodnie przed slubem dostala jakiejs paskudnej dolegliwosci ocznej i miala w dniu slubu nadal nieco zapuchniete powieki, bo ja z tym nic wspolnego nie mialam. Slowo!!
Ukoronowaniem karmicznym wieczoru bylo wybranie przez mnie jedynej drogi do domu (z kilku), ktora o 00.30 w nocy byla zakorkowana bo wydarzyla sie jakis wypadek i zablokowal most.
Bylo to moje ostatnie wesele na Planecie Ojczystej.
mRufa... to ciebie strach zapraszać z obawy o Twoje życie oraz, jeśli już jednak podejmuje się to wyzwanie... to na Twoim zaproszeniu należy wpisać godzinę wcześniej niż faktyczna ceremonia...
ReplyDeleteSpoko jednak, ja z własnego wyszłam po 2 ... a goście bawili się do 6.30... a było na sali max 60 osób...
Biorac pod uwage moje mozliwosci to moglabym zapukac dzien za wczesnie na te ceremonie ;)
DeleteAle wiesz, ja mysle ze to raczej wartosc dodana rozrywkowa pro publico bono, bo nie chce sama siebie dobijac ;)
Powaznie wyszlas po 2 godzinach z wlsnego i nie wrocilas? no szacun po prostu :)
nie no, nie po 2 godzinach, choć miałam taką ochotę, ale o drugiej w nocy wyszłam i goście zostali się bawić sami... w sensie, że bez panny młodej, co im do rana zupełnie nie przeszkadzało :) :)
DeleteNo prawde mowiac troche sie czuje zaskcozona, ze panu mlodemu nie przeszkadzal brak oblubienicy, ale z drugiej strony wyczuwam w tym karme, biorac pod uwage okoliczne okolicznosci. :-\
DeleteGeneralnie to i tak masz tendencje lepszą niż ja, bo zwykle przychodzę na ślub o czasie, po czym i tak siedzę przed kościołem, bo mi za gorąco i planuje jednak nie zemdlec. Nie mówiąc o tym, że na przykład niejaki małżonek osobisty zawsze ma zadanie bojowe do wykonania i w najlepszym przypadku musi kupić rajstopy. :D
ReplyDeleteAle co, ze nie zabierasz ze soba awaryjnych rajtek? ja to o ile kreacja pozwala rajtek unikam. Ale powyzsza lista to po prostu pelna lista takich imprez na których bylam (plus to u Jase'a, gdzie mimo lipca w pelni byla aura pazdziernika i mialam granatowe niedrace sie rajty i 15 minut (w ciasnych butach) piechota do domu, bo Jase zrobil mi te uprzejmosci postanowis slub brac w swoim miasteczku rodzinnym, a nie w obecnie zamieszkiwanym.
DeleteAleż różne rzeczy zabieram. Natomiast zawsze nawala ta, której nie zabrałam, a przeż nie będę na każde wesele z walizką jechać :P
DeleteAle przesz rajtki to standard... ;) kiedys u mnie w torbie byla ZAWSZE zapasowa koszulka/bluzka, bo nie bylo dnia, zebym sie czyms nie upierwolila w ciagu dnia, a dni dlugie byly i paradowania przez 5 godzin z plama od czegos kolorowego na gorsie mnie nie rajcowalo :)
DeleteAczkolwiek Slub Judi, a raczej przypadek tuz przed wyjsciem potwierdza Bozenka - bluzke i 2 pary butów, i antygwaltki zaakowane w zapasie, a pierdyknely portki... jak nic walizka sie klania :D
No o to mię chodziło właśnie :D
DeleteApropos jeszcze rajstop, to onegdaj dorwałam w Pewexie paczkę jednorazowych rajstop z primarka - taka całą taśma, jak z gumami do żucia, tylko w paczuszkach były rajtuzy.
DeleteNaprawdę były jednorazowe :D Ni wuja nie było szans, żeby ich użyć drugi raz ;)
Ej, primark ju wtedy byl? w czasach naszych pewexow, czy masz na mysli jakis sklep o nazwie pewex?
DeleteAle nie widzialam takich... :D dla mnie zreszta oprocz tzw niedracych sie (ktore sie dra ale po kilku uzyciach dopiero) to sa jednorazowe :D
A to uczucie jak puszczaja na paluchu... brrr... okropnosc :-\
Pewex=lumpex :D:D:D
DeleteAaaa... zaczelam tak troche podejrzewac, ale jakos mnie tym onegdajem i przez chwile zapomnialam o roznicy wieku miedzy nami - ja jednak dluzej znalam Pewexy niz lumpexy na Planecie Ojczystej lol
DeleteJa też nie mam kuzynów, psia skórka. To może sobie urodzimy co? Tak wzajemnie, czy też krzyżowo.
ReplyDeleteOooo :) witaj ponownie, znowu bedzie niewymownie :)
DeleteKuzynów to ja nawet pare sztuk mam, ale sa albo daleko fizycznei, albo mentalnie i zawsze tam bylo, wiec jakbym ich nie mialam.
Mowisz ze krzyzowo? Do przemyslenia :)
Tak, zmartwychwstałam :)
DeleteKurczę, ja żadnej sztuki i tylko dwie kuzynki. Natura dobrze zainwestowała w płeć u nas i zgładza osobników płci męskiej.