Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday, 4 July 2017

Komedia Pomylek, Grand Finale, czyli skad ja tak mam – Niszczyciel jest dziedziczny.

W poprzednim odcinku:
"Nastepnego dnia zbieralismy sie do wyjazdu jak sójki za morze.."

Ja mialam plany, ze po powrocie pojade moze ze Smokami do kina, bo byla sroda i oni nadal maja jakies tam srodowe bilety 2 za 1, ale ten plan sie odwolal bo smok potrzebowal cos pop racy zalatwic, wiec nastopila transformacja i mialo byc popoludnie/wieczór z moja CO. Ale najpierw trzeba bylo opuscic Frombork i okolice.

Nastepnego dnia bylo swieto, wiec zgodnie uznalismy z Faderem, ze wypadaloby zrobic zakupy, bo niby jeden dzien to nie koniec swiata, ale jeszcze wtedy myslelismy o tych gosciach na obiedzie wew piatek (ktorzy sie odwolali tego wlasnie dnia) i postanowilismy wracac przez Elblag, bo miescil sie w nim sklep typu supermarket, w którym Fader lubi robic zakupy, odkad go do takiego sklepu zaprowadzilam. 
Spakowalismy sie wiec w moja “szafe gdanska” w koncentracie, ilosc tobolków ulegla niejakiemu zmniejszeniu i ich ciezar ogólny równiez, bo jednak lwia czesc zapasów picia zuzylismy, ale z jakiegos powodu Fader uznal, ze musi zniesc do recepcji pozyczony 2 dni wczesniej czajnik, kubek i lyzeczke. Zauwazylam to jak juz targalam walize po schodach (Faderu ciezarów nie wolno nosic bo ma kregoslup. Tzn niby kazdy ma, a niektórzy nawet dwa, ale Fadera kregoslup jest nadgryziony zebem czasu i przez to mu nie wolno) i werbalnie popukalam sie w czolo, ale Fader sie zaparl, a ja juz te walizke juz musialam przekonywac, zeby mi nie popsula czegos miesniowego, wiec na wieksze zmagania werbalne nie czulam sie na silach.
Ale zanim zeszlam po tych schodach to musialam wyjsc z pokoju, nieprawdaz. 

Razem mialam te walizke, torbe termiczna z napojami na podróz, moja torebke i jeszcze cos w lapie no i kurtke i juz mi brakowalo rak, a jedna byla mi ewidetnie potrzebna do trzymania sie poreczy przy schodzeniu po tych schodach.
A byl jeszcze klucz.
Pomyslalam sobie “kur*a nie moge wlozyc do kieszeni, bo przesz zapomne oddac”

Normalnie to klucz za brelok chwytam w zeby i pal diabli higiene – mnie byle gówno nie bierze, ale tym razem klucze mialy za breloczki konkretne plastry blachy, mozliwe ze mosieznej, z wybitym numerem pokoju.
Zrobilam dwa podejscia, ale na sam widok tej blachy dostawalam szczekoscisku, wiec sie poddalam.
Nastepnie pomyslalam “Ale nie mam inego wyjscia. MUSZE pamietac o oddaniu klucza ktory wkladam do kieszeni!”
Zamknelam pokój i wyszlam.
Fader to samo i tylko zdzwil mnie widok dodatkowej torby w jego rekach bo myslalam, ze wszystka oco mial upchalam dl walizki, az na schodach odkrylam, ze to ten czajnik z manelami.
On (Fader, nie czajnik) swoj klucz trzymal w reku, bo jednak mial mniej towaru.
Potuptalismy do recepcji, Fader zdal czjanik etc, pani sie popukala mu werbalnie w czolo, dziekujac wylewnie, dokonalismy formalnosci – tzn wplacilam naleznosc, bardzo tym radujac pania z recepcji i poszlismy do samochodu.
W samochodzie po zapakowaniu bagaznika chwile jeszcze siedzelismy bo musialam zapodac koordynaty sklepu w Elblagu i wreszcie wyruszylismy.
Pogodazrbila sie piekna, droga sucha, okolicznosci przyrody przyjemne, radyjko cos tam gledzi w tle, my rozmawiamy. 
Gdzies w plowie drogi miedy F i E zaswedzialo mnie cos po lewej stronie nie do konca biodra no powiedzmy na wysokosci kieszeni.
Przedniej.
Pas mi troche przeszkadzal, ale udalo mi sie wrazic 2 paluchy w kieszen celem podrapania sie.
Zamarlam zamiast drapnac bo pod palcami poczulam cos twardego, co absolutnie nie bylo czescia mojej anatomii.
Pomacalam troche glabiej i wrocila do mnie mysl sprzed jakiejs godziny “(...). MUSZE pameitac o oddaniu klucza ktory wkladam do kieszeni!”
"OrzeszQRWA" wyrwalo mi sie z uczuciem.
“Co?” zapytal Fader.
Wyciagam zawartosc kieszeni i pokazuje Faderowi.
“Patrz!”
Fader wysmial mnie serdecznie, bardzo zadowolony z siebie, bo przeciez on nie wkladal klucza do kieszenie i zapytal co zrobie.
Poniewaz w tle juz od chwili wymacnia twardej zawartosci kieszni kombinowalam co zrobic to odpowiez mialam gotowa – zadzwonie z przyznaniem sie do winy i powiem, ze wysle im dzis poczta priorytetem – jutro, najdalej w piatek rano go dostana. Fader zadowolony z pomyslu zaaprobowal, bo w swietle dnia poprzedniego juz sugerowal powrót, ale mnie sie okropnie nie chciala zawracac. 
Niby z jednej strony dobrze, a z drugiej glupio, ale o tym ponizej.
Jedzemy dalej, szczerze ubawieni, ja myslac marginalnie, ze musze sie przyjaciólki od horoskopów zapytac czy cos w moich gwiazdach jest ze mi daje takie merkuryczne doswiadczenia od tygodnia.
Fader nadal zadowolony nagle mówi “Ja sie tak smieje, ale lepiej i ja sprawdze, chociaz przeciez wcale do kieszeni go nie wkla...
...QRWA MAC!!” dokonczyl rykiem zranionego oposa i prezentuje mi wyciagniety ze swojej kieszeni blizniaczy klucz z blacha...
Tu pojawilo sie powazne ryzyko, ze bede musiala sama sobie przypominac o trzymaniu oczu otwartych bo tak sie nie smialam od czasów okrzyku “Dury!!”.
W koncu sie uspokoilismy i Fader tylko poprosil, zebym nie zapomniala, zeby do nich zadzwonic, przy okazji przypominajac sobie, ze mial ten klucz w reku az do zejscia do recepcji, a dalej bylo szarpanie z tym czajnikiem itp i widocznie musial odruchowo schowac go do kieszyni i czym predzej zapomniec.
Dojechalismy do Elblaga, do sklepu, zrobilismy zakupy, ja wyjelam telefony celem zdobycia numeru do hotelu, guglam go zawziecie, trafiam na wzmianke o pozarze w Londynie, wreszcie znajduje numer, siegam po telefon do dzwonienia, a tam...

...7 nieodebranych polaczen, z numeru zywo przypominajacego ten, ktory wlasnie zamierzalam wybrac...

"Ocho", mówie do Fadera, "chyba hotel do nas dzwonil."

Istotnie.
Dzwonil, mailowal, wysylal wiadomosc przez strone bukujaca pokoje, a na horyzoncie dostrzeglam znakim dymne i uslyszalam cichnace odlegle tamtamy...
Oddzwonilam.
Okazalo sie, ze byly to jedyne klucze oprócz zapasu u sprzataczki (WTF??), a od tego dnia az do niedzieli mieli miec komplet i co tu zrobic, wstyd przed goscmi dac im klucz bez blachy...

Nie mialam serca powiedziec, ze dorobic po kluczu i miec zapas, bo w koncu to byla nasza wina, zesmy zapomnieli oddac, a nie tylko hotelu za to ze nie zarzadal zwrotu, ale przeciez ja moglam jechac prosto na lotnisko i z lotniska to juz na pewno bym nie wracala, ani nawet spod Ostroleki, o Stolycy nie wspomne. 
Troche zatem wolno mi ich poszkalowac, ten hotel, bo niby milutko itp, ale jednak szczyty hotelowej obslugi to to nie sa. 
A cena jednak taka bardziej nic mniej.
Wrocilismy wiec do Fromborka, Fader wielkodusznie poszedl oddac klucze i podjelismy kolejna probe powrotu d oStolycy, tym razem juz udana.
Udalo nam sie tez zdazyc do FastFuda po trasie pomiedzy 2ma wycieczkami glodnej mlodziezy i do Stolycy dotatlismy sporo pozniej niz mialam nadzieje, ale w niczym mi to nie przeszkodzilo. 
Po prostu do Smoków pojechalam 1.5 godziny pozniej niz wstepnie myslalam.
Po drodze do L, wykorzystujac czerwone swiatlo, zameldowalam Smoczynskiej ze zaraz bede, ale nie zdazylam juz schowac telefonu wiec rzucilam go tylko na siedzenie obok, myslac sobie 
“Musze nie zapomniec, ze tu ten telefon rzucam”. 
I pojechalam dalej.

Pod blokiem Smoków jak zbieralam klamoty dostrzeglo mnie z balkonu Smoczatko czyli moja CO i dostala glupawki wolajac mnie i powrzaskujac radosnie “Ciocia!! Ciocia!! CiociamRufa!!”
Wystraszyla tym sposobem swoja Babcie, która zle doslyszala i zrozumialam ze dziecko wola “Tata!!” wiec czym predzej zebrala swoje klamoty usilujac “dac dyla” przed Zieciem. 
Nie miala biedna farta bo oczywiscie trafila na mnie, a ja czujac w sobie zew obywatelski wciagnelam Babcie w dialog. 
W koncu jednakowoz dotarlam do klatki, wlazlam na 3cie pietro, zasapalam sie, jak to mam w zwyczaju juz na miejscu, czyli pode drzwiami, odpracowalam powitanie i chcialam zadzwonic do Fadera, upewnic sie ze nie zasnal przy czajniku na gazie albo co, pomacalam za telefonem w telefonciznej kieszonce, a tam pustka.

Cholera jasna.

Pomacalam niemrawo obok kieszonki, ale bardzo bez przekoniania po czym uzalilam sie Smoczynskiej, ze zostawilam telefon na siedzeniu samochodu, co nie jest madre, a tak cholernie nie chce mi sie leciec znowu na dól wracac znowu na gore.
Smoczynska przytomnie mowi “Czekaj, zadwonie do Smoka, bo powinien juz dojezdzac”. 
Istotnie, Smok wlasnie przykolowal i szykowal sie do szturmu na klatke. 
Ale powiadomiony o moim problemie zgodzil sie zawrocic i zajrzec do Czolgu. 
Szczesliwie Czolg byl widoczny miedzy galeziami i dal sie otworzyc (a pozniej zamknac) z 3ciego pietra (!!). 
Smoka zajrzal i mowi ze nie widzi. 
Na podlodze tez nie widzi. Idzie do drzwi kierowcy i tez nie widzi i w tym momencie ja tez cos widze.

Mianowiecie okiem pamieci widze, jak lapie na kolejnych swiatlach telefon i wbijam go wglab torebki byle gdzie, byle gleboko i jade dalej.
FacePalm. znalezione w Internetach.
Bardzo slabym glosem mowie Smoczynskiej, zeby Smok juz nie szukal w bagazniku, ani pod siedzeniami, bo tam na pewno nie ma i ze niech juz wraca, a ja mu opowiem co sie stalo.

Moja CO przez caly ten czas nadajac na swoich falach usiluje w tym czasie sie o wszystko dopytac na raz i domaga sie demonstracji kluczyków i sprawdzenia czy ona tez moze otworzyc i zamknac auto, a ja okiem wyobrazni widze jak jej nie wychodzi i rozzloszczona rzuca moim kluczykiem, ktory szybuje gdzies w nieznane i w zielone (sorki Smoczynska, ale taka ta moja wyobraznia jest ;) )

Ogarnawszy wewnetrzna slabosc (i ten zywiol na wysokosci mniej wiecej metra dwadziescia), poszlam niemrawo do torby i tym razem bezblednym ruchem nadgarstka wykopalam z niej telefon, po czym zaprezentowalam Smokowi wraz z powyzsza historia, dostarczajac mu ubawu, bo on wraz ze Smoczynska, jako jedyni padli juz raz ofiara tego rodzaju ataku roztargnienia przed laty, odwiedzajac mnie na Wyspie. Jesli nie opisalam, to opisze kiedys, bo na razie starczy tych kompromitacji w tym odcinku finalowym.
W w ramach atrakcji piatek przyprawilam sama siebie o mini atak serca, bo mialam zamowienie dostarczyc taka bardzo funky pomadke do ust w "kolorze" fioletu, a wiozlam 2 fiolet i czerwien i trzy raz w domu usprawdzalam czy dobra pakuje do torby z rzeczami dla dElvix i przyleglosci, ale tuz przed wyjazdem zerknelam tylko czy tam jest, nie patrzac czy to ta wlasciwa, a na miejscu juz u dElvix, biorac pod uwage dotychczasowe osiagniecia nagle zwtapilam w swoje wczesniejsze sprawdzanie i pomyslalam ze zgroza 'oh qrwasz i co ja zrobie jak sie okaze, ze mam ze soba te czerwona??? Przesz juz nie zdaze pojechac do nich po raz drugi'.
Po czymna bezdechu wiec ultra szybko zweryfikowalam zawartosci torby i odetchnelam z ulga, rozbawiajac przy tym dElvix tak sama panika jak i powyzsza opowiescia, która przy kluczu numer 2 dElvix skwitowalam rzeczowo "To juz wiesz po kim tak masz"... 
No.
Niszczyciel jest dziedziczny.

Jako wisienka na torcie w tej Komedi Pomylek wystapilam w sobote w samolocie, pieczolowicie szukajac mojego rzedu numer 27, tylko po to aby z namaszczeniem zasiasc o rzad dalej, a po rozlokowaniu sie i ukokoszeniu musialam jak niepyszna przeniesc na prawowite miejsce najadajac sie nieco wstydu i rozbawiajac sasiadów smetno ubawionym komentarzem “Nie jest to bynajmniej moj pierwszy raz...” bo nadciagnal prawowity wlascicie miejsca w 28 rzedzie i mnie uswiadomil, ze to gdzie ja siedze to na pewno rzad 27my nie jest...

c'est la vie...

Kurtyna!

Ciag dalszy Dziedzicznosci Niszczyciela nastapi bardzo wkrótce ;)

16 comments:

  1. mRufeczko kochana, ja sie chyba martwic zaczne. I o Fadera przy okazji tez. Zeby zachachmecic dwa klucze z wielkimi blachami, które w kieszeni ciaza i przeszkadzaja - no to juz jest naprawde wyzsza szkola jazdy. I przez godzine nie zauwazyc, ze sie w kieszeni ma kilo blachy...
    MISTRZ. Chyle czola.
    ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mysle, ze mozesz spac spokojnie... To kwestia nawyków - i ja nosze po kieszeniach peki kluczy i Fader - przynajmniej na trasie obiekt mieszkalny-pojazd mechaniczny.
      Aczkolwiek te blachy byly faktycznie epickie. chyba tylko raz mialam doczynienie z wiekszym rozmiarem i ten sie w kieszeni przedniej nie miescil. Przypuszczam, ze rozmiar breloka ma za zadanie upewnic sie, ze goscie nei zjumaja przypadkiem kluczy - moj pokój to nawet juz mial wyrywany raz zamek... widac bylo slady i deformacje drzwi, wiec nie jest to pierwszy raz. Mnie bardziej dobilo, ze maja tylko jeden komplet zapasu, wszak zamki sa sprzedawane z min 3ma kluczami, jak nie wiecej :D.
      Poczekaj jak poczytasz wkrótce poscik o genetycznym uwarunkowaniu Niszczyciela, bo juz mam gotowy, tylko musi nabrac mocy urzedowej w poczekalni

      Delete
    2. Tak, przypuszczam że właśnie po to są te breloki o wadze kilo albo i dwóch.
      Jak widać, to stanowczo za mało :-)
      Może z tymi gośćmi, vo odjechali poprzednio z kluczai, nie dało się skontaktować, o i zostało po jednym kluczu tylko?

      Delete
    3. niewykluczone, ale czemu w takim razie drzwi do mojej komnaty byly zwichrowane i w framdze widac bylo slady wyrywani zamka?
      O dodam jeszcze w ramach szkalowania, ze w moim pokoju wifi bylo tylko jak sie trzymalo urzadzenie odbiorcze nie dalej niz metr od okna, a u Fadera w ogóle nie bylo, bo jego pokoj byl dalej od glownej czesci budynku.

      Delete
  2. WRACALIŚCIE Z KLUCZAMI?!??? Ja pierdziu, jaki kilometraż Wam wyszedł summa summarum, jak sobie takie pętelki po północy kraju uskutecznialiście? :D:D
    Ale że się auto z trzeciego piętra otwiera to doprawdy ... zajebista sprawa :D Całe szczęście, że u mnie tak się nie da, bo by osiedle oszalało - Agatka by se nie odpuściła pikania pół dnia. ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. no wie Bozenka, powrót z Elblaga do Fromborka to bylo jednak male miki porównujac z powrotem z Krynicy Morskiej lol, wiec tego... nie wspomne juz o moim osobistym rekordzie powrocie z Edynburga do O i abarot w ciagu w sumie 13tu godzin (a przystankiem na zakupy spozywcze plus zwyczajowy paliwosik.
      A kilometraz wyszdl sluszny nie powiem, ale pare lat wczesniej tez dala popis (wynajetym) jadac z JAstrzebiej Góry do Warszawy przez Poznan i okolice... bo mnie sie zdawalo, ze to wlasciwie po drodze. Okazal osie, ze sie mylilam... cóz czlowiek sie uczy cale zycie, nieprawdaz...

      Delete
    2. Hahaha, noooo. Geografia zdecydowanie w tym przypadku przytrafiła się komuś innemu, skoro Poznań Ci po drodze wyszedł :D

      Delete
    3. Ejże, drogie kolezanki - zależy JAKĄ drogą, prawda? No.
      ;>

      Delete
    4. Diable - prawde mówiac mnie to dosc obojetne pod warunkiem, ze nie musze pchac sie w krzaczory jak cos jedzie z naprzeciwka lol... a no i preferencja jest, zeby to bya droga a nie skupisko dziu luzno spietych siatka asfaltu lol
      No dobra, fatkycznie, troche zalezy od jakosci dorgi lol

      Delete
    5. Bozenko - totez wlasnie i wtedy to JA sie przytrafilam Geografii ;)

      A co do pikania jeszcze dodam, to takie wlasnie mialam na tym balkonie drugorzedne obawy, ze jak nie posle lotem koszacym kluczyków (co do mojej CO akurat nie podobne, ale ta obawa jednak tkwila we mnie bo ja tak mam w zlosci ;) ), to spedzi reszte wieczoru pikajac pilotem - duzo bardziej realne, bo juz tak bylo jak nieopatrznie pokazalam dziecku zwijanie lusterek guziczkiem w Czolgu... nastepny kwadrans to bylo wlasnie wachlowanie lusterkami... wizja Czolgu wachlujacego niejako uszami - bezcenne... ;)

      Delete
    6. Szczególnie, jak się do tego wachlowania dołoży w wyobraźni lufę, jak to czołgi niektóre miewały w zwyczaju nosić :D

      Delete
    7. mówiac krótka, pancerny slon Ci ukazal w oku wyobrazni ;)

      Delete
  3. co za dureń widzi różnicę między 27 a 28 rzędem, no! :)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. prawda?? szczrególnie, ze i tu i tu bylo miejsce przy oknie lol. :D

      Delete
  4. :) ... jak napisałaś że mówiłaś sobie, że masz pamiętać o oddaniu klucza... to już się zaczęłam śmiać z tego, że o nim zapomniałaś, ale kiedy Fader zapomniał oddać swojego, to oplułam sobie monitor... morał z tego mam taki, żeby nie pić ani nie jeść kiedy czytam o przypadkach mRufy :) :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. po pierwsze - kazdy w koncu sie tego uczy, czasem przydaje ise tusz wododporny jak ktos miewa tendencje, po drugie - wystarczy powstrzymac sie od produktów z wysoka lepkoscia - taka woda na przyklad to rzaden dramat ;)
      Oraz przy poniedzialku podziekuje za ten komplement :)

      Delete